sobota-sobota, 4-11 sierpnia
czyli
Obóz bieganie.pl
W sumie nadal się nie ogarnęłam i nie wiem, co ze sobą zrobić, no ale spróbuję coś tam naskrobać. Generalnie moja dusza statystyka trochę boleje, bo nie wiem, ile w końcu biegałam... Mimo, że lubię mojego Polara, może sobie zażyczę pod choinkę telewizora-Garmina?
No ale wracając do tematu:
Sobota - krótkie bieganie (niecałe 4,5 km), trochę rozciągania, było miło i zapoznawczo.
Niedziela - test progresywny. Masakra. Słabość straszliwa. Może ze 3,5 km wyszło, łącznie z rozgrzewką!

Po południu sadziliśmy susy przez listewki i płotki.
Poniedziałek - Wycieczka biegowa, jakieś 14 km, w tym sporo marszu. I podbieg 3 km. Ten, no, wstyd pisać, ile mi zajęło wtoczenie się na niego...
Wtorek - podeszliśmy do kopalni, porobiliśmy dziwne kroki, grzmotnęło, więc spier***liśmy żwawo. Zbiegu było chyba z 7 km, za
strasb się tylko zakurzyło i tyle ją widzieli

Ja dostojnie i z godnościom osobistom.
Środa - Interwały - 10*400m w tempie na dychę, 200m przerwy w marszu (lub truchcie, moja grupa jednak maszerowała). Z tym tempem na dychę trochę przesadziłyśmy, bo wyszło jakieś 10 sekund na km szybciej niż powinno było, ale niemal każde powtórzenie było w identycznym czasie, jak od linijki. Raz, jak zawiało w ryjek, trochę nas zwolniło, ale tak to równiutko. Po południu piłki lekarskie na orliku. Słynny "truchcik" dawał się we znaki
Czwartek - długie wybieganie, od hotelu do hotelu było 20 km, ale sporo szliśmy, było też parę przerw. Jakoś nie było mocy w nogach, dopiero na zbiegu powrotnym wstąpił we mnie nowy duch
Piątek - luźne bieganko, do schroniska (chyba, w każdym razie była przerwa na jagódki) i z powrotem. Tempo dość spacerowe, a jak zobaczyłam swoje tętno (średnie w okolicy 140, a max 150), to prawie padłam. Aż tak wolno też nie tasialiśmy. Po południu trening obwodowy, nawet usłyszałam dwa dobre słowa od trenera GG, yeah!

Ta hipermobilność stawów czasem się do czegoś przydaje

Wykształcenie muzyczne również
Sobota - zawody na 3 km. O ile test progresywny tydzień wcześniej był w pełnym słońcu, tak dzisiaj temperatura wynosiła 8 stopni. I całą noc padało. Ale to dobrze, bo inaczej mogło być źle. Czas nawet spoko, jak na moje obecne możliwości, zwłaszcza, że wczoraj naciągnęłam sobie coś w pachwinie przy przebieżkach. Miało być na tzw. wyrzygu i chyba było, bo w paru momentach cieszyłam się, że nic rano nie zjadłam

Zbieg wyszedł mi o 55 sekund szybszy niż wbieg, oficjalne wyniki będą po przeanalizowaniu materiału filmowego
Ogólnie bardzo się cieszę, że pojechałam, że poznałam wiele osób osobiście, że coś tam się dowiedziałam o swoim treningu (o tym za chwilę), że zobaczyłam nagranie jak biegam (trenejro Krzysztof powiedział, że pięknie, ale coś mam wrażenie, że sobie ze mnie jaja robił

ale z drugiej strony czemu miałby?

). Wieczorki w Fantazji - bezcenne. A jaki relaks psychiczny! Szkoda, że tak krótko. Mam nadzieję, że spotkamy się niedługo gdzieś na jakimś biegu

No i hajlajty: sweterek strasb, leśny ludek, strumyk, blok miodowy kamiański, "izotonik" Artura i zapewne coś jeszcze, co mi się będzie przypominać przez najbliższe dni
Pamiętacie, jak pisałam, że decyzję o starcie w maratonie podejmę po obozie? Otóż podjęłam. Właściwie to podjęłam ją już wcześniej, ale jakieś resztki nadziei czy ambicji jeszcze się we mnie tliły. Jednak warto się posłuchać mądrzejszych od siebie, więc się słucham. Plany maratońskie przekładam na przyszły rok. Zacznę to całe moje biegnie od początku, a nie od dupy strony. Tak więc nowe cele:
1. Pobić życiówkę na dychę, np. w biegu niepodległości.
2. Ociosać się nieco (ważenie i analiza składu ciała trochę podkopały moje morale...

).
3. Wzmocnić mięśnie - przede wszystkim core!
4. Pojechać na kolejny obóz
Jutro i w poniedziałek jeszcze czilałt i regeneracja (dobrze to zrobi moim piszczelom i pachwinie), a od wtorku lecę z planem. Stay tuned!