31 maja 2012
W jakiś taki amok biegowy wpadłam. Mało mi, muszę się hamować. Czasem tak mam, ostatnio tak było w kwietniu, jak byłam nad morzem. Przeszło i znów się pojawiło. Anyway, wczoraj (mimo, że planowałam przerwę) obudziłam się jakoś o 4 nad ranem. Popatrzyłam na zegarek i dalej w kimono. Ale tak po 30 min znów się obudziłam i zaczęłam się zastanawiać, czy jednak nie wstać. Myślę sobie - ok, pośpię 15 min i zobaczę. I tak przesuwałam sobie chyba ze 3 razy!

W końcu wstałam, popatrzyłam przez okno i stwierdziłam, że po tak małej ilości snu, bieganie przyniesie mi więcej szkody niż pożytku i poszłam dalej spać. Niestety, nie bardzo już mi się chciało, więc poczytałam, co miałam do poczytania i gdzieś ok 6 zasnęłam na 1,5h.
Za to dzisiaj stadion i interwały. Ciężko, oj ciężko się biegało. Dała znac o sobie nerwówka, niewyspanie całotygodniowe - bo jakoś tak się składało, że miałam dużo na tzw. głowie i chodziłam późno spać, a musiałam wstawać wcześnie.
Najpierw 2.93 km po 5:55
Interwały
10 x 200m + marsz.
1-3:29
2-3:43
3-3:50
4-3:39
5-3:24
6-3:34
7-3:51
8-3:38
9-3:38
10-3:37
Potem trochę rozciągania, ale głównie leżenie na trawie, rozmowa, śmiech, having fun
Powrót 6.10km po 5:48.
Tak wogle, to coś mnie lewa stopa pobolewa w okolicy pięty, tzn z boku na zewnętrznej części. Nie wiem czemu zaczęła mnie boleć wczoraj. Żeby to zaraz po wtorkowym treningu, albo co, ale tak? Nie rozumiu
Podsumowanie:
Maj
Bieganie: 227.81 km
Rower:112.69km
Pływanie:jeno 2kaemy 