12.05
10 km w Skawinie.
Trzy dni temu organizator zmienił zasady losowania głównej nagrody i zamiast losowania wśród wszystkich uczestników samochód stał się dodatkową nagrodą dla elity

Niesmak pozostał i w przyszłym roku poszukam innego biegu w tym czasie. Nie tylko ja miałem takie wrażenie, niektórzy uczestnicy przygotowali stosowne koszulki z krytyką naciągacza
A sam bieg minął tak:
Ulewa w drodze do Skawiny trochę mnie przestraszyła, ale przy okazji zrobiło się chłodno 12 stopni. Na starcie już nie było nawet mżawki i wiatr się uspokoił więc warunki idealne

Dwa kilometry truchtu i ciut rozciągania w twarzowym worku foliowym jako kurtce dobrze mnie rozgrzały.
Przed samym biegiem zjadłem batonik energetyczny - taki gęsty o konsystencji melasy wczoraj zakupiony w Decatlonie. Z opakowania wynikało że węglowodany, sód i witaminy będę miał zapewnione w znacznych ilościach. W dobrym nastroju i wzmocniony nowoczesną odrzywką wszedłem na start.
Przywitałem się ze znajomymi (z forum Ryszard N) i ruszyliśmy.
Plan był taki żeby pierwsze dwa kilometry przebiec wolniej - w granicach 4:03/km a potem przyspieszać.
Wyszło tak:
1 3:58
2 3:52
3 4:04 podbieg
4 3:55
5 4:07 trochę wiało i tu była nawrotka
6 3:59
Cały czas wyprzedzałem.
Byłem dobrej myśli co do złamania 40 minut. I wtedy poczułem pierwsze ukłucie kolki. Napięcie mięśni nie wystarczyło - trzeba było zwolnić.
Następne dwa kilometry w tempie 4:07/km
I wtedy grupa na 40 min zaczęła mi uciekać. Postanowiłem gonić, przycisnąłem na 200 metrach ale ból stał się tak mocny że 9 km wyszedł w tempie 4:21/km. Wyprzedziło mnie chyba z 20 osób.
Ostatni kilometr biegłem naciskając ręką na brzuch z prędkością 3:58/km. Kolejne 10 osób miało satysfakcję z wyprzedzania mnie. Moja wykrzywiona bólem twarz była obiektem intensywnego fotografowania przed metą.
Czas netto to 40 minut i 39 sekund. Brutto 10 sekund więcej.
Założenia osiągnięte, życiówka poprawiona o prawie 2 minuty a do 40 minut wiele nie zabrakło. Widzę że forma już wróciła i nie ma się co zasłaniać antybiotykiem sprzed dwóch tygodni. Za dwa tygodnie w Interrunie postaram się złamać te zaklęte 40 minut na 10 kilometrów. (Raul biegniesz ze mną do połowy dystansu bo inaczej znowu zaczniesz za szybko)
I już wiem że batoniki tego typu trzeba popijać dużą ilością wody żeby nie mieć problemów z żołądkiem
Jeszcze przed zakończeniem dekoracji przemarznięty wsiadłem do samochodu i pojechałem do domu.
Gdyby nie ta afera z główną nagrodą to ocenił bym ten bieg bardzo dobrze.