Wracam do świata żywych a może raczej wracam do biegania
W zeszłym tygodniu na dwa dni przed maratonem spektakularnie się rozchorowałam. Weszłam z mokrą głową w przeciągi... i już po kilku godzinach bolało mnie gardło i poszszłłooo na zatoki. W środę nie miałam siły wejść na trzecie piętro. Po przespaniu połowy dnia nastąpiło przesilenie i zaczęło zmierzać ku dobremu. Długo to jednak trwało. Aktualnie jeszcze trochę kaszle.
Treningowo to ostatnie dni wyglądały następująco:
1.05
4km truchtu (przed maratonem, którego nie pobiegłam

) i od razu tego samego dnia się rozchorowałam
5.05
4km truchtu na rozruszanie się
9.05
Rozgrzewka
Zabawy biegowe
Technika
2*Cirquito Oberon (seria 10*100 poprzetykana ćwiczeniami)-trening w trzecim zakresie na wyplucie płuc
Trucht + bieg na bosaka
10.05
5,5 km do pracy w tempie ok 5:05
4km marszobieg (z moją podopieczną)
5,5km do domu w tempie 5:20
Fajnie było
Maratonu niestety nie udało się pobiec nad czym bardzo ubolewam, bo formę miałam życiową. Z drugiej strony pocieszam się tym, że raczej dobrego wyniku bym nie nabiegała bo w czwartek było grubo ponad 20 stopni...
Odkryłam od czego była suchość w gardle. Otóż zapomniałam, że mam takie reakcje na niektóre pasty do zębów. Ostatnio przydarzyło mi się to 2 lata temu i przez tak długi okres wyleciało mi z głowy. Grzecznie używałam odpowiedniej pasty, aż zachciało się zmienić pod koniec kwietnia

dobrze, że to nic poważnego