7 Półmaraton Warszawski
Czas netto 2h09 i końcówki nie pamiętam
Tak bym chciała opisać moc wrażeń, ale jestem zmęczona, a jutro rano do pracy.
To był fantastyczny bieg. Zupełnie nie planując tego pobiegłam razem z Kachitką i biegło się nam razem świetnie. To jest wspaniała towarzyszka na zawody!!!
Ale po kolei. Najpierw przyjazd w sobotę do Waw po odbiór pakietów i spotkanie z misthunt3r, jego ekipą i oczywiście z Kachitą. Posiedzieliśmy, pochodziliśmy po expo. Co do expo, to uważam, że panował tam trochę chaos i było za mało miejsca na taką ilość osób. I taki troszkę bałaganik ogólny. No ale nic. Pomierzyłyśmy co nieco (matko, jaką Kachita ma małą stópkę-szok-i mało jest butków w jej rozmiarze).
A potem poszliśmy na piwko, było bardzo fajnie, niestety ja z Wolfem musieliśmy się wcześniej zwinąć, żeby jeszcze dojechać do Płońska, ale może innym razem posiedzimy dłużej
Ponieważ początkowe tempo założone przez Kachitę na zawody bardzo mi pasiło, postanowiłam z nią zacząć i zobaczyć, jak się rozwinie sytuacja (mając na uwadze swoją piszczel no i mimo wszystko przygotowania, które wykonałam w ok.55%).
W niedzielę przyjazd do Warszawy. Rano rześko-para leciała z ust! Tu wieje, tam słońce świeci... matko, jak tu się ubrać, żeby się ani nie zaziębić, ani też nie przegrzać??
Dzwonię do Kachity-pytam, jak jest ubrana-mówi, że na krótki rękaw, no dobra, to ja też ściągam kurtałkę biegową i dorzucam do worka z depozytem.
Zaczęłyśmy w strefie na 2.0 i myślę, że dobrze zrobiłyśmy. Trochę się w tym zimnym wietrze naczekałyśmy na start, ale w sumie teraz jakie to ma znaczenie!
Biegło się naprawdę wspaniale, pierwsza dyszka zleciała niepostrzeżenie... ładnie, równe tempo, słowem-bomba. Piszczel się nie odzywała (tylko na samym początku). Na trasie podpytywałyśmy siebie co jakiś czas o samopoczucie i kontrolowałyśmy tempo, aby było równomierne i nie rwać za bardzo. I świetnie się nam to udawało. Ech, nawet nie potrafię tego słowami opisać....no jak siostry biegowe...dzięki, Kachita
Wiało momentami nieźle, a momentami słońce grzało prosto w buźki. Ale uzupełniałyśmy płyny co 5km i było ok (mi się zachciało sikać na 8km, ale jakoś żal mi było tracić czas na toy toya).
Oczywiście wspaniała atmosfera, na trasie dużo dopingu. Bałam się trochę 14kilometra, bo z reguły na nim opadam z sił, ale niepotrzebnie.
Bałam się tunelu-nie było tak strasznie, jak myślałam, ale momentami wyczuwałam taką dziwną duszność powietrza i chciałam już być na dworze.
Kachitka zapowiedziała, że na Agrykoli będzie szła, a potem jednak przebiegła-gratki!! Agrykola to nie lada wyzwanie na 14km. Ale mnie tam łydy bolały. Poklęłam trochę no ale czasem trzeba było hihi
A wogóle to był taki jeden zbieg, gdzie za cholerę nie mogłam Kachity dogonić!!!
Kilometry leciały i leciały, ciężkawo mi się zrobiło pod koniec-ale dzięki dopingowi Kachitki udało mi się pod końcówkę troszkę przyspieszyć, żeby złamać choć odrobinkę z ostatniego półmaratonu-serce i głowa chciały bardzo, ale nogi odmówiły-po prostu zaczęły całe napier...ć. Wyszły braki treningowe i chyba trochę za mało podbiegów. Ale nic to! Życie toczy się dalej, a przedemną jeszcze niejeden bieg.
A życiówka chyba pobita o jakąś niecałą minutkę
A Wolf: 1:45:18... życiówka pobita niemal o kwadrans.. chyba nie muszę dodawać, jak bardzo jestem z Ciebie dumna Kochanie!
Kachita-gratki jeszcze raz!! Jesteś wielka!!
Ps. Co do organizacji zawodów, to trzeba uczciwie przyznać-pełen profesjonalizm!! Nie było się do czego przyczepić
Ahoj!
Dziękuję Wam wszystkim za 3manie kciuków.
I jeszcze fotka "sióstr" biegowych (mam nadzieję, że Kachita się nie pogniewa, że je umieszczam tu bez jej zgody)
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.