niedziela, 26 lutego
12km, Minimusy.
Gdybym nie założył Garmina, prawie nie odczułbym tego, że poprzedniego dnia pobiełem 38km. Nic mnie nie bolało, czułem się zupełnie normalnie. Bardzo się z tego cieszę, bo to znaczy, że wytrzymałośc rośnie.
Tempo jednakże było o ok. 20 s/km wolniejsze niż normalnie - efekt sobotniego wybiegania.
poniedziałek raczej bez biegania, może uda się trochę poćwiczyć w domu.
ostatnie kilka treningów to dla mnie świetna szkoła RUN BY FEEL w praktyce:
- szybki półmaraton z niczego - po prostu cuzłem, że to jest ten dzień, w którym tego rodzaju wysiłek mi pasuje, miałem na to ochotę i wyszło rewelacyjnie.
- długie wybieganie - poza zakres komfortu - na chwilę obecną komfort kończy się po ok. 30-33 km (z zastrzeżeniem skromnego odżywiania - 0,5l soku i 100g żelek), przez strefę "ok, czuję" aż do "chce mi się rzygać" ale jeszcze nie do "rzygam! teraz!".
efekt: następnego dnia mogę normalnie chodzić i biegać.
- niedzielne bieganie - samopoczucie normalne, czucie normalne, brak bolesności, a jednak tempo gorsze - lekcja na przyszłość
