dziekuje!!!
cholerka, szkoda ze jest zima - nabralam ochoty na wiecej startow.. prawdziwe sprzężenie zwrotne - najpierw się wzbraniałam rękami i nogami, a teraz mi się spodobało..
heh, tak jak pisałam wcześniej, wątpliwości miałam aż do samego momentu startu.. tym razem jednak nie było innej opcji - mojemu sfazowanemu organizmowi nie udalo sie wywolac zadnej kontuzji przedstartowej, zima nie przyszła aby mnie zamrozić i do końca zdołować, więc..
![oczko ;)](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
dziś, rzecz jasna, też czułam się okropnie z myślą o starcie, ale rozgrzewka mnie trochę pocieszyła, bo nieco się obudziłam i uznałam, że może jednak jest nieźle. przebieżki wychodziły mi leniwie, ale spokojnie i miło (nie znajduję na to lepszego określenia niż angielskie 'peaceful'
![oczko ;)](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
)
pomysł z oddzielnym startem kobiet i mezczyzn - SUPER. naprawde ukłony i podziekowania dla organizatorow, rozwiazali to doskonale - dzieki temu bieg rozpoczal sie przyjemnie (i nie dostalam od nikogo z kopa, hurra hurra), a po 1.4 km kontynuowalysmy wyscig w towarzystwie mezczyzn - a jednak znacznie latwiej sie biegnie, jak wokol sa ludzie, ktorzy leca podobnym tempem (zwlaszcza, jesli nie wygladaja na hiperzmeczonych
![oczko ;)](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
). pierwszy podbieg, z jakim przyszlo sie nam zmierzyc, byl zarezerwowany tylko dla pan - a jednoczesnie byl najmniej fajny ze wszystkich wzniesien na tych zawodach (wysoki i po slabym podlozu). reszta podbiegow byla spoko, no moze oprocz tego po schodach na mostek...
![:bum:](./images/smilies/bum.gif)
na pierwszym okrazeniu udalo mi sie wskoczyc na niego dosyc zgrabnie, na drugim okrazeniu byl to dla mnie punkt newralgiczny; wbicie sie na schody pod katem 90 stopni nie zawsze jest proste
![:bum:](./images/smilies/bum.gif)
cudem udalo mi sie nie zabić o własne nogi, ale było na tyle blisko, ze zbiegajac z owego mostku dosyc mocno hamowalam, zamiast 'puscic sie wolno'.
pogodę mieliśmy nienajgorszą - temperatura do biegania świetna, na siódmym kaemie spotkał mnie deszczyk
![oczko ;)](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
no i niestety wiało porządnie, chwilami naprawdę bardzo mocno. niedługo po biegu niebo pokryło się chmurzyskami i już wcale nie było przyjemnie. oczekiwanie na wręczanie nagród było koszmarne, kilka godzin stania w zimnie dało nam wszystkim w kość...
co do precyzji wyniku - rzeczywiscie całkiem fartownie
![:bum:](./images/smilies/bum.gif)
podczas biegu czyniłam skrupulatne kalkulacje co do ilości pozostałych do złamania czterdziestki sekund. nie uwzględniłam niestety piętrzących się setnych
![oczko ;)](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
gdybym dobiegła do mety 5 czy 6 sekund później, to dalej bym miala nowa, dobra zyciowke, ale mocno bym sie na siebie zdenerwowała
![oczko ;)](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
nastawiałam się na walkę, ból i cierpienie, a biegło mi się naprawdę wesoło. ani razu nie pomyślałam, że dobrze by było umrzeć
![:bum:](./images/smilies/bum.gif)
, ani razu nie pragnęłam, żeby 'to okropieństwo' już się skończyło. przez kilka ostatnich dni probowalam przygotować się na przeżycie kryzysu, bo bylam pewna, ze po trzech kilometrach bedzie juz ze mną źle. tymczasem połowę dystansu przebiegłam ostrożnie i podejrzliwie, wypatrując tej śmierci, która coś nie nadchodziła. co więcej, myślałam o tabliczce z dziewiątym kilometrem jako o punkcie, w którym będzie wypadało przyspieszyć i lecieć do mety mimo zgonu. powitałam ją oczywiście z wielką ulgą, bo masochistką nie jestem
![oczko ;)](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
, ale dodanie gazu przyszło mi zaskakująco nieźle (choć spektakularnym finiszem tego nazwać nie można - takie coś wyszło mi tylko raz, w sierpniu, jak 'złapał mnie' znajomy, który wszedł w rolę osobistego pacemakera i niesamowicie 'pociągnął' mnie przez ostatnie kilkaset metrów tej piątki - jak się zatrzymałam, to nie wiedziałam, czy moje łydki dalej biegną, czy już stoją, a mózg to mi chyba wypłynął. podobno osiągaliśmy prędkości ~3:05/km).
wynik cieszy barrrdzo
![hej :hej:](./images/smilies/icon_razz.gif)
tak samo, jak cieszyło 19:59 ze sztafety w maju. jedynka z przodu na piątkę, trójka z przodu na dychę - obie magiczne granice zostały przekroczone, hurra
i chociaż nie mogę powiedzieć, że dałam z siebie wszystko, że pocisnęłam na maksa, zniszczyłam się doszczętnie i umarłam za metą (=to był świetny start'
![oczko ;)](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
) - to jestem usatysfakcjonowana. jasne, fajnie by było już dziś pobiec lepiej, ale dzięki temu czuję się jeszcze bardziej zmotywowana
![hej :hej:](./images/smilies/icon_razz.gif)
to były moje trzecie zawody na 10 km, ostatnią dychę biegłam w czerwcu, więc kompletnie nie wiedziałam, jak do tego podejść. bałam się zaryzykować i biec pierwszą piątkę tak, jakbym miała po niej wpadać na metę, a z drugiej strony nie chciałam totalnie dawać ciała do połowy, żeby potem walczyć o każdą sekundę. obrałam wypośrodkowaną strategię - próbować biec równo po 4'/km. prawie mi wyszło
![oczko ;)](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
- pierwszy km był w 3:49, drugi poniżej czterech, potem jakieś po 4', któryś najwolniejszy 4:07, ostatni - wg Garmina 3:44, wg orgów 3:51 (Garmin pokazal calosc dystansu jako 10.13 km, a wiec miedzyczasy troszke sie roznia). nie żałuję - biegłam szybko, ale komfortowo i spokojnie.
nadal jednak nie rozumiem, dlaczego czasem na treningu cierpienie jest wieksze, choc biegne wolniej
![:bum:](./images/smilies/bum.gif)
naprawde szykowalam sie psychicznie do tego, ze bedzie GORZEJ niz na najmocniejszym treningu, a wcale tak nie bylo...
filmow jednak wklejac nie bede, bo to co zobaczylam wola o pomste do nieba
![:bum:](./images/smilies/bum.gif)
ALE POMPA! Jezu, dlaczego nikt mi nie powiedzial, ze to wyglada tak.. tak.. no wlasnie, TAK?!
![hahaha :hahaha:](./images/smilies/icon_lol.gif)
boskie - wygladam, jakbym truchtala w miejscu, ewentualnie sunęła po asfalcie w ołowianych butach
![:bum:](./images/smilies/bum.gif)
nie wspomne juz o swoich konczynach, gdzie kazda z czterech zyje wlasnym zyciem i obiera niezintegrowany z reszta kierunek. jestem zalamana tym, co ujrzalam
![hahaha :hahaha:](./images/smilies/icon_lol.gif)
ale staram sie na to spojrzec tez z innej strony - skoro gorzej byc nie moze, to znaczy, ze bedzie tylko lepiej.. a jak juz sie naucze odrywac nogi od ziemi i poruszac nimi w przyzwoitym zakresie, to płuca nie nadążą!
---
jeszcze male podsumowanie tygodnia:
kilometraz w porownaniu do poprzednich tygodni nędzny, bo razem ze startem bedzie ~76 km.
hm, zdecydowanie musze wiecej startowac - bo przez to, ze tak rzadko latam w zawodach, tak sie kazdymi jaram, ze potem strzelam relacje jakbym co najmniej biegla w maratonie nowojorskim. prosze mi wybaczyc
EDIT:
no dobra, jeden jedyny film - ze startu - da sie obejrzec i nie umrzec ze smiechu, nie wygladam na nim jak pokraka :D choc nieco rzucaja sie w oczy moje biedne spodnie - suwak w biegowych getrach mi sie wzial i rozwalil, a jako ze to moje jedyne gacie do biegania, nie mam ich kiedy oddac do krawcowej...
![hahaha :hahaha:](./images/smilies/icon_lol.gif)
ech ten proletariat
http://www.youtube.com/watch?v=e52VkNqMiIg