Aniad1312 Run 4 fun - not 4 records ;)
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
11 listopada 2011
Luboński Bieg Niepodległości 10km
Tak w sumie to dopiero przedwczoraj napisałam, że startuję, bo jakoś nie chciałam
Dojechałam szybciutko - opposite to Wiśnia - jechałam w dobrym kierunku Kto wie, może się nawet minęłyśmy po drodze
Dotarłam na miejsce bez błądzenia - pamiętałam jakoś drogę z czerwcowego biegu.
Błyskawiczny odbiór pakietu, wszystko ok, super szatnie itd.
Słuchawki na uszy, rozgrzewka i bieg się zaczął.
3 pętle po 3.3. Kilka podbiegów było, ale najgorszy momentami był wiatr. Zwłaszcza na końcówce. Ale i tak oceniam to jako świetny bieg
Międzyczasy następujące:
3.3 - 17:42
6.6 - 34.24
10km - 50:37 (netto 50:18 - i taki czas zachłannie, łapczywie sobie liczę a co! wolno mi!
Open kobiety: 21/56
K30-39: 12/24
Zważywszy na to, że miałam w tym roku plany na złamanie 50min jestem już o krok i nie mówię ostatniego słowa
Dobry humor miałam, a jakże, miałam dzisiaj fajnie było. Z Lubonia do Poznania wróciłam bez problemu - bo zawsze wyjeżdżam stamtąd na czuja. Na Góreckiej skręciłam w lewo, a nie w prawo jako ostatnio (czyli źle). Jechałam do brata. Dojeżdżam do Ronda przy Przybyszewskiego, w remoncie, to jadę dalej i już się zastanawiam jak ja dojadę tam, gdzie zawsze jeżdżę przez to rondo No ale dojechałam (wrodzony GPS mnie nie zawiódł). Dumna z siebie niesamowicie opowiadam bratu jaka to dzielna jestem i jak sobie poradziłam z tą trasą. Na co on: "A Ty skręciłaś przy Lotosie? Jakbyś pojechała prosto, to już zaraz byłabyś u nas..." I tym sposobem już wiem, że zrobiłam sobie piękne parokilometrowe zbyteczne kółko.... Przekonałam się, że miał rację, wracając krótszą trasą do domu
Wracając z Pozka, wstąpiłam jeszcze do kumpeli. Zawiozłam jej rogale, przy czym ona robiła własne, takie z drożdżowego ciasta...Nie powiem Wam ile zjadłam...bo nie pamiętam Za to jutro idę to wybiegać
Piękny dzień dzisiaj
Luboński Bieg Niepodległości 10km
Tak w sumie to dopiero przedwczoraj napisałam, że startuję, bo jakoś nie chciałam
Dojechałam szybciutko - opposite to Wiśnia - jechałam w dobrym kierunku Kto wie, może się nawet minęłyśmy po drodze
Dotarłam na miejsce bez błądzenia - pamiętałam jakoś drogę z czerwcowego biegu.
Błyskawiczny odbiór pakietu, wszystko ok, super szatnie itd.
Słuchawki na uszy, rozgrzewka i bieg się zaczął.
3 pętle po 3.3. Kilka podbiegów było, ale najgorszy momentami był wiatr. Zwłaszcza na końcówce. Ale i tak oceniam to jako świetny bieg
Międzyczasy następujące:
3.3 - 17:42
6.6 - 34.24
10km - 50:37 (netto 50:18 - i taki czas zachłannie, łapczywie sobie liczę a co! wolno mi!
Open kobiety: 21/56
K30-39: 12/24
Zważywszy na to, że miałam w tym roku plany na złamanie 50min jestem już o krok i nie mówię ostatniego słowa
Dobry humor miałam, a jakże, miałam dzisiaj fajnie było. Z Lubonia do Poznania wróciłam bez problemu - bo zawsze wyjeżdżam stamtąd na czuja. Na Góreckiej skręciłam w lewo, a nie w prawo jako ostatnio (czyli źle). Jechałam do brata. Dojeżdżam do Ronda przy Przybyszewskiego, w remoncie, to jadę dalej i już się zastanawiam jak ja dojadę tam, gdzie zawsze jeżdżę przez to rondo No ale dojechałam (wrodzony GPS mnie nie zawiódł). Dumna z siebie niesamowicie opowiadam bratu jaka to dzielna jestem i jak sobie poradziłam z tą trasą. Na co on: "A Ty skręciłaś przy Lotosie? Jakbyś pojechała prosto, to już zaraz byłabyś u nas..." I tym sposobem już wiem, że zrobiłam sobie piękne parokilometrowe zbyteczne kółko.... Przekonałam się, że miał rację, wracając krótszą trasą do domu
Wracając z Pozka, wstąpiłam jeszcze do kumpeli. Zawiozłam jej rogale, przy czym ona robiła własne, takie z drożdżowego ciasta...Nie powiem Wam ile zjadłam...bo nie pamiętam Za to jutro idę to wybiegać
Piękny dzień dzisiaj
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
13 listopada 2011
20.4 km po 5:34.
Założyłam już dzisiaj moje Termaxy, bo coraz zimniej. Okazało się, że to był dobry krok, bo jakoś nieprzyjemnie dzisiaj było rano. Teraz słońce przebija, ale szału ni ma.
Po drodze spotkałam kumpla, który wybierał się na morsowanie. On dziwi się jak można biegać o 6 rano i to w zimę, ja dziwię się, jak można włazić do wody w zimnie. Podziwiamy się nawzajem
Wczoraj wybrałam się na "Listy do M.". Fajny film, myślałam, że to będzie kolejny gniot w stylu pt. "Nie płacz kotku, że ci się mleko wylało i pocałuj mnie jeszcze raz", ale na szczęście było sympatycznie
A dzisiaj, po dwóch dniach na pełnych obrotach, załapałam jakiegoś doła. Nie chce mi się nic, oprócz biegania. Bywa. Trzeba przeczekać
W przyszłym tygodniu chcę zrobić jakieś kilometrówki, żebym w kolejnym starcie połamała te 50min.
Meta w Luboniu
20.4 km po 5:34.
Założyłam już dzisiaj moje Termaxy, bo coraz zimniej. Okazało się, że to był dobry krok, bo jakoś nieprzyjemnie dzisiaj było rano. Teraz słońce przebija, ale szału ni ma.
Po drodze spotkałam kumpla, który wybierał się na morsowanie. On dziwi się jak można biegać o 6 rano i to w zimę, ja dziwię się, jak można włazić do wody w zimnie. Podziwiamy się nawzajem
Wczoraj wybrałam się na "Listy do M.". Fajny film, myślałam, że to będzie kolejny gniot w stylu pt. "Nie płacz kotku, że ci się mleko wylało i pocałuj mnie jeszcze raz", ale na szczęście było sympatycznie
A dzisiaj, po dwóch dniach na pełnych obrotach, załapałam jakiegoś doła. Nie chce mi się nic, oprócz biegania. Bywa. Trzeba przeczekać
W przyszłym tygodniu chcę zrobić jakieś kilometrówki, żebym w kolejnym starcie połamała te 50min.
Meta w Luboniu
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
16 października 2011
15.5 km po 5:29.
Miały być kilometrówki. Ale postanowiłam posłuchać Golona i jednak skoncentrować się już na rozbieganiach. Golon bardziej doświadczonym biegaczem jest, więc wie co mówi
Dobrze się złożyło, bo wychodząc na trening nie miałam najmniejszej siły ani ochoty robić coś szybkiego.
Ale jak zwykle założenia swoje, a życie swoje...
Pierwsze 10km biegło mi się swobodnie. Tyle na dzisiaj zaplanowałam, ale że nastrój mi szwankuje i kiedy biegam choć trochę o tym zapominam, to postanowiłam wydłużyć trening do 15km. I dołożyć jednak jakiś mocniejszy akcent. Zrobiłam 2km szybszego biegu: 12km po 4:57 i 14km po 5:02.
Ogółem miałam siłę i chęć na więcej, ale czasu nie miałam, a poza tym nie byłoby to zbyt rozsądne.
Biegnąc te 2 szybsze km miałam siłę na utrzymanie tego tempa, co mnie baaardzo cieszy
Zmieniłam sobie playlistę...Fajnie, bo z tamtą już mi się trochę nudziło. Przy Angie odleciałam zupełnie. Miałam wrażenie, że jestem tylko ja i bieg. Całkowite zawieszenie w próżni. Fajne doświadczenie tym bardziej, że tego typu "beat" na co dzień jest mi obcy.
W ogóle to bieg ze słuchawkami na uszach sprawia mi niekłamaną przyjemność, bo mogę wtedy odkryć dźwięki, które przy "standardowo-głośnikowym" słuchaniu gdzieś mi umykają. A i teksty docierają do mnie mocniej.
Nabyłam sobie płytę Jill Scott, o którą pytałam już 2 razy. Jak widać, do 3 razy sztuka I 2 spódniczki kupiłam
A w ogóle to....
Ciężkie dni nastały jakieś. Mało Ufności, mało Światła. Czasem każda najmniejsza czynność kosztuje mnie wiele energii. Potrzebuję Słońca. Wciąż chcę się uśmiechać, wciąż uśmiecham się, ale trudne to ostatnio...
A na koniec, z Lubońskim-życiówkowym pozdrowieniem (dzięki uprzejmości fotoic.eu):
15.5 km po 5:29.
Miały być kilometrówki. Ale postanowiłam posłuchać Golona i jednak skoncentrować się już na rozbieganiach. Golon bardziej doświadczonym biegaczem jest, więc wie co mówi
Dobrze się złożyło, bo wychodząc na trening nie miałam najmniejszej siły ani ochoty robić coś szybkiego.
Ale jak zwykle założenia swoje, a życie swoje...
Pierwsze 10km biegło mi się swobodnie. Tyle na dzisiaj zaplanowałam, ale że nastrój mi szwankuje i kiedy biegam choć trochę o tym zapominam, to postanowiłam wydłużyć trening do 15km. I dołożyć jednak jakiś mocniejszy akcent. Zrobiłam 2km szybszego biegu: 12km po 4:57 i 14km po 5:02.
Ogółem miałam siłę i chęć na więcej, ale czasu nie miałam, a poza tym nie byłoby to zbyt rozsądne.
Biegnąc te 2 szybsze km miałam siłę na utrzymanie tego tempa, co mnie baaardzo cieszy
Zmieniłam sobie playlistę...Fajnie, bo z tamtą już mi się trochę nudziło. Przy Angie odleciałam zupełnie. Miałam wrażenie, że jestem tylko ja i bieg. Całkowite zawieszenie w próżni. Fajne doświadczenie tym bardziej, że tego typu "beat" na co dzień jest mi obcy.
W ogóle to bieg ze słuchawkami na uszach sprawia mi niekłamaną przyjemność, bo mogę wtedy odkryć dźwięki, które przy "standardowo-głośnikowym" słuchaniu gdzieś mi umykają. A i teksty docierają do mnie mocniej.
Nabyłam sobie płytę Jill Scott, o którą pytałam już 2 razy. Jak widać, do 3 razy sztuka I 2 spódniczki kupiłam
A w ogóle to....
Ciężkie dni nastały jakieś. Mało Ufności, mało Światła. Czasem każda najmniejsza czynność kosztuje mnie wiele energii. Potrzebuję Słońca. Wciąż chcę się uśmiechać, wciąż uśmiecham się, ale trudne to ostatnio...
A na koniec, z Lubońskim-życiówkowym pozdrowieniem (dzięki uprzejmości fotoic.eu):
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
19 listopada 2011
10.4km po 5:30. 6x przebieżka - po 100m + 120m odpoczynku w truchcie.
Po dzisiejszych pomiarach - zmiana jedzenia takie tu niby śmichy chichy, ale jak spojrzałam to zgroza
Ale co ważniejsze...
Wczorajsza rozmowa pomogła. Podjęłam decyzję o odbiciu się. Bo samo z siebie to się nie stanie - decyzja musi być, a później to już mozolne wprowadzanie jej w życie. Mało Zaufania znów było, Światło przygasło. A jeśli tak się dzieje, to wtedy wkracza pośpiech, zdawkowość, środki zastępcze.
A tego to już nie lubię...Tak to źle mi się żyje.
Powtórzę się, ale o to najbardziej mi chodzi...pure simplicity.
Cieszę się na jutrzejsze bieganie
10.4km po 5:30. 6x przebieżka - po 100m + 120m odpoczynku w truchcie.
Po dzisiejszych pomiarach - zmiana jedzenia takie tu niby śmichy chichy, ale jak spojrzałam to zgroza
Ale co ważniejsze...
Wczorajsza rozmowa pomogła. Podjęłam decyzję o odbiciu się. Bo samo z siebie to się nie stanie - decyzja musi być, a później to już mozolne wprowadzanie jej w życie. Mało Zaufania znów było, Światło przygasło. A jeśli tak się dzieje, to wtedy wkracza pośpiech, zdawkowość, środki zastępcze.
A tego to już nie lubię...Tak to źle mi się żyje.
Powtórzę się, ale o to najbardziej mi chodzi...pure simplicity.
Cieszę się na jutrzejsze bieganie
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
20 listopada 2011
Świetna pogoda, słoneczko!!! W KOŃCU SŁOŃCE!!! Od razu papa się śmieje
Miałam wczoraj obejrzeć film, ale byłam tak padnięta, że wskoczyłam do łóżka już po 22, ok 22.40 powieki ważyły tonę. Wstałam po 9h snu.
Pozazdrościłam Kanas bluzy więc pobiegłam w bluzie Asicsa zamiast w kurtce klubowej. I mnie pokarało, bo okazało się, że było tak ciepło, że nawet jakbym pobiegła w krótkim rękawku i spodenkach do kolan, to wcale bym nie zmarzła. Przez pierwsze 3km pot zalewał mi oczy, ale później już luzik
Spotkałam 2 biegaczy po drodze. Jakoś tak dziwnie, jak się mija kogoś biegnącego, a ten ktoś ani nawet się nie uśmiechnie, nie kiwnie głową, tudzież inną kończyną - zazwyczaj ręką Jak mijam biegaczkę, to zaraz im się buźki uśmiechają, a panowie to chyba bardziej nieśmiali... Ja ich nawet w sumie rozumiem, bo ja sama całe życie walczę z nieśmiałością, ale chyba z dobrymi efektami
Wyszło w sumie 20.4km, po 5:40; dodatkowo przebieżki 4x100m + 4x120 trucht. I dotruchtanie do domu, jakieś chyba 400m - nie chciało już mi się ustawiać zegarka.
Wczoraj pierwszy dzień bez słodyczy za mną. Więcej owoców, więcej warzyw. Jak na razie mnie nie kusi i staram się nie pamiętać o tym, że mam jeszcze w zamrażarce jednego rogala marcińskiego, który fantastycznie smakuje na ciepło
Mówią, że dobry trening to taki, po którym ma się siłę i chęci na jeszcze. No to ja miałam dzisiaj bardzo dobry trening w takim razie już w domu - w podobnym stylu na szczęście nikt nie widział
Świetna pogoda, słoneczko!!! W KOŃCU SŁOŃCE!!! Od razu papa się śmieje
Miałam wczoraj obejrzeć film, ale byłam tak padnięta, że wskoczyłam do łóżka już po 22, ok 22.40 powieki ważyły tonę. Wstałam po 9h snu.
Pozazdrościłam Kanas bluzy więc pobiegłam w bluzie Asicsa zamiast w kurtce klubowej. I mnie pokarało, bo okazało się, że było tak ciepło, że nawet jakbym pobiegła w krótkim rękawku i spodenkach do kolan, to wcale bym nie zmarzła. Przez pierwsze 3km pot zalewał mi oczy, ale później już luzik
Spotkałam 2 biegaczy po drodze. Jakoś tak dziwnie, jak się mija kogoś biegnącego, a ten ktoś ani nawet się nie uśmiechnie, nie kiwnie głową, tudzież inną kończyną - zazwyczaj ręką Jak mijam biegaczkę, to zaraz im się buźki uśmiechają, a panowie to chyba bardziej nieśmiali... Ja ich nawet w sumie rozumiem, bo ja sama całe życie walczę z nieśmiałością, ale chyba z dobrymi efektami
Wyszło w sumie 20.4km, po 5:40; dodatkowo przebieżki 4x100m + 4x120 trucht. I dotruchtanie do domu, jakieś chyba 400m - nie chciało już mi się ustawiać zegarka.
Wczoraj pierwszy dzień bez słodyczy za mną. Więcej owoców, więcej warzyw. Jak na razie mnie nie kusi i staram się nie pamiętać o tym, że mam jeszcze w zamrażarce jednego rogala marcińskiego, który fantastycznie smakuje na ciepło
Mówią, że dobry trening to taki, po którym ma się siłę i chęci na jeszcze. No to ja miałam dzisiaj bardzo dobry trening w takim razie już w domu - w podobnym stylu na szczęście nikt nie widział
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
23 listopada 2011
Ranne bieganie. Zimno
10km, po 5:31.
Klasyczny BNP.
Po powrocie trochę kijowo, bo Garminiak szaleje. Po podłączeniu do kompa zero reakcji. Nie chciał się włączyć. W końcu soft reset, hard reset. Włączył się. Nie widzi dzisiejszego treningu, tzn. przy ściąganiu danych łapie tylko niedzielny.
Zobaczymy, czy powodem nie jest rozładowana bateria
Jakoś mi się wszystko sypie ostatnio....Padły mi dwie żarówki, co się je jakoś głupio wymienia, czekam na wenę, coby się za nie zabrać...Padła mi drukarka - kaseta z tuszami nie chce się przesuwać...Próbowałam naprawiać, to od tuszu rąk nie mogłam domyć...Wczoraj suszarka w łazience...Teraz garminiak...A i komp coś dziwnie wolno chodzi
Piąty dzień bez słodyczy - złamany :uuusmiech:
Kilka malutkich rogalików. A w domu przed chwilą paluszki - nie chciałam sama siebie prosić, żeby ich nie jeść... Ale dumna jestem, bo po tych mini-rogalikach odmówiłam dużej drożdżówki )
Jest progres
A i spódniczka jakby luźniejsza
Ranne bieganie. Zimno
10km, po 5:31.
Klasyczny BNP.
Po powrocie trochę kijowo, bo Garminiak szaleje. Po podłączeniu do kompa zero reakcji. Nie chciał się włączyć. W końcu soft reset, hard reset. Włączył się. Nie widzi dzisiejszego treningu, tzn. przy ściąganiu danych łapie tylko niedzielny.
Zobaczymy, czy powodem nie jest rozładowana bateria
Jakoś mi się wszystko sypie ostatnio....Padły mi dwie żarówki, co się je jakoś głupio wymienia, czekam na wenę, coby się za nie zabrać...Padła mi drukarka - kaseta z tuszami nie chce się przesuwać...Próbowałam naprawiać, to od tuszu rąk nie mogłam domyć...Wczoraj suszarka w łazience...Teraz garminiak...A i komp coś dziwnie wolno chodzi
Piąty dzień bez słodyczy - złamany :uuusmiech:
Kilka malutkich rogalików. A w domu przed chwilą paluszki - nie chciałam sama siebie prosić, żeby ich nie jeść... Ale dumna jestem, bo po tych mini-rogalikach odmówiłam dużej drożdżówki )
Jest progres
A i spódniczka jakby luźniejsza
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
25 września 2011
Garminiak zadziałał
Miłość do słodyczy też wróciła
Musiałam stoczyć walkę ze sobą...Czułam się b.zmęczona, nogi mi jakoś napuchły...
No, ale co? Ja nie wyjdę na trening? JA nie wyjdę? A tak serio, to chciałam się trochę odmulić przed biegiem, na który nadal nie jestem na 100proc pewna czy chce mi się jechać....
No więc zaraz po pracy założyłam moją klubową kurteczkę i niestety...Asicsy, w których nie biegałam od 20 sierpnia, bo mi takie pęcherze się porobiły, że się obraziłam i w ogóle od jakiegoś czasu nie trenowało mi się w nich dobrze.
Jak zaczęłam biec, to zrozumiałam, że to był błąd (tzn te Asicsy). Tak dziadosko mi się telepało, że aż wstyd. Normalnie majtałam nogami jak skrzyżowanie nieśmiałej panienki z francuskim żigolo, który usilnie chce być Johnnym Bravo Nogi jakieś takie napompowane miałam (niczym po stejkach). Piszczele naparzały jak szalone. No total fopa żenua
Ale po jakimś czasie się unormowało. Czyli chyba po 6km dopiero
Zapomniałam po resecie ustawić autolapy, więc muszę odczytać z programu:
1km 4:50
2km 4:58
3km 6:15
4km 6:40
5km 5:52
6km 5:57
7km 6:20
8km 5:15
9km 4:25
10km 5:23
Łącznie 10.02km, średnio po 5:49. Plus przebieżki 4x 100m i 4x 120m w truchcie.
Przy 6-7km pięęęękne zachodzące słońce, aż kawałek tyłem pobiegłam, żeby się napatrzeć Buźka sama się uśmiechała na ten widok Taki bonus
Jak wróciłam do domu, zanim zaczęłam się rozciągać, w słuchawkach akurat Gloria. Wymowne, wymowne na ostatnie jesienne czasy
Garminiak zadziałał
Miłość do słodyczy też wróciła
Musiałam stoczyć walkę ze sobą...Czułam się b.zmęczona, nogi mi jakoś napuchły...
No, ale co? Ja nie wyjdę na trening? JA nie wyjdę? A tak serio, to chciałam się trochę odmulić przed biegiem, na który nadal nie jestem na 100proc pewna czy chce mi się jechać....
No więc zaraz po pracy założyłam moją klubową kurteczkę i niestety...Asicsy, w których nie biegałam od 20 sierpnia, bo mi takie pęcherze się porobiły, że się obraziłam i w ogóle od jakiegoś czasu nie trenowało mi się w nich dobrze.
Jak zaczęłam biec, to zrozumiałam, że to był błąd (tzn te Asicsy). Tak dziadosko mi się telepało, że aż wstyd. Normalnie majtałam nogami jak skrzyżowanie nieśmiałej panienki z francuskim żigolo, który usilnie chce być Johnnym Bravo Nogi jakieś takie napompowane miałam (niczym po stejkach). Piszczele naparzały jak szalone. No total fopa żenua
Ale po jakimś czasie się unormowało. Czyli chyba po 6km dopiero
Zapomniałam po resecie ustawić autolapy, więc muszę odczytać z programu:
1km 4:50
2km 4:58
3km 6:15
4km 6:40
5km 5:52
6km 5:57
7km 6:20
8km 5:15
9km 4:25
10km 5:23
Łącznie 10.02km, średnio po 5:49. Plus przebieżki 4x 100m i 4x 120m w truchcie.
Przy 6-7km pięęęękne zachodzące słońce, aż kawałek tyłem pobiegłam, żeby się napatrzeć Buźka sama się uśmiechała na ten widok Taki bonus
Jak wróciłam do domu, zanim zaczęłam się rozciągać, w słuchawkach akurat Gloria. Wymowne, wymowne na ostatnie jesienne czasy
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
27.11.2011
I Memoriał Henryka Warwasa Kleczew 27.11.2011
Kochani!!! Udało mi się :uuusmiech: :uuusmiech: :uuusmiech:
Złamałam 50minut
Ale od początku...
Wstałam z fatalnym samopoczuciem. Zastanawiałam się, czy może jednak zostać w domu - nogi jakieś takie rozlatane, cała jakaś taka rozedrgana się czułam. Na dodatek wiatr okropny wiał i jak sobie pomyślałam, że będę musiała się z nim siłować, to odechciewało mi się wszystkiego.
No ale nic, się zapisałam, to trzeba jechać
Na miejscu wiatr wiał nadal, co dobrze nie wróżyło. Stwierdziłam, że nie będę się nastawiać na łamanie 50min, bo inaczej to się sama za-ła-mię. Żadnej taktyki biegu, oprócz tego, żeby za bardzo nie piłować na początku. Ale też nie zwalniać niepotrzebnie.
I tak jakoś trzymałam tempo wokół 5min. 5:05-5:00. Dopiero na ostatnich 2 kilometrach zeszłam poniżej 5min. Wcześniej nie chciałam, bo naprawdę wiało i trudno momentami było biec z takim tempem - przynajmniej mi było trudno. A na trasie było trochę zakrętów i podbiegów - może niezbyt wysokich, ale jednak.
W każdym bądź razie, jak wbiegłam na metę i zobaczyłam wynik na Garminie to...aż się popłakałam
48:48!!!
A potem sobie podskoczyłam z radości i szczęścia :uuusmiech:
Nie wiem, jak to się ma do oficjalnych wyników, ale chyba dużej różnicy nie będzie.
A potem...
Na dekoracji rozmawiam sobie ze znajomymi, śmichy chichy, żarty, gratulacje....Aż tu nagle słyszę swoje nazwisko! Idę, pytam się które miejsce - okazuje się, że trzecie. Wchodzę na podium i zachowuję się totalnie niemedialnie - zamiast wdzięczyć się do fotografujących, zaczęłam się rozglądać za kimś, kto mógłby mi wytłumaczyć dlaczego się tu znalazłam
Udało mi się dowiedzieć dopiero po zakończeniu imprezy
Jedynym "minusem" jest to, że Garminiak pokazał 9.8km, ale:
1. na zawodach zazwyczaj hasam na trasie i pokazuje mi średnio 200m więcej. Więc tym razem poszło w drugą stronę...
2. nawet gdyby - to po uzupełnieniu i tak miałabym mniej niż 50 minut
Sama impreza bardzo fajna. Świetna atmosfera, trasa szybka. Cieszę się, że nie zrezygnowałam
I Memoriał Henryka Warwasa Kleczew 27.11.2011
Kochani!!! Udało mi się :uuusmiech: :uuusmiech: :uuusmiech:
Złamałam 50minut
Ale od początku...
Wstałam z fatalnym samopoczuciem. Zastanawiałam się, czy może jednak zostać w domu - nogi jakieś takie rozlatane, cała jakaś taka rozedrgana się czułam. Na dodatek wiatr okropny wiał i jak sobie pomyślałam, że będę musiała się z nim siłować, to odechciewało mi się wszystkiego.
No ale nic, się zapisałam, to trzeba jechać
Na miejscu wiatr wiał nadal, co dobrze nie wróżyło. Stwierdziłam, że nie będę się nastawiać na łamanie 50min, bo inaczej to się sama za-ła-mię. Żadnej taktyki biegu, oprócz tego, żeby za bardzo nie piłować na początku. Ale też nie zwalniać niepotrzebnie.
I tak jakoś trzymałam tempo wokół 5min. 5:05-5:00. Dopiero na ostatnich 2 kilometrach zeszłam poniżej 5min. Wcześniej nie chciałam, bo naprawdę wiało i trudno momentami było biec z takim tempem - przynajmniej mi było trudno. A na trasie było trochę zakrętów i podbiegów - może niezbyt wysokich, ale jednak.
W każdym bądź razie, jak wbiegłam na metę i zobaczyłam wynik na Garminie to...aż się popłakałam
48:48!!!
A potem sobie podskoczyłam z radości i szczęścia :uuusmiech:
Nie wiem, jak to się ma do oficjalnych wyników, ale chyba dużej różnicy nie będzie.
A potem...
Na dekoracji rozmawiam sobie ze znajomymi, śmichy chichy, żarty, gratulacje....Aż tu nagle słyszę swoje nazwisko! Idę, pytam się które miejsce - okazuje się, że trzecie. Wchodzę na podium i zachowuję się totalnie niemedialnie - zamiast wdzięczyć się do fotografujących, zaczęłam się rozglądać za kimś, kto mógłby mi wytłumaczyć dlaczego się tu znalazłam
Udało mi się dowiedzieć dopiero po zakończeniu imprezy
Jedynym "minusem" jest to, że Garminiak pokazał 9.8km, ale:
1. na zawodach zazwyczaj hasam na trasie i pokazuje mi średnio 200m więcej. Więc tym razem poszło w drugą stronę...
2. nawet gdyby - to po uzupełnieniu i tak miałabym mniej niż 50 minut
Sama impreza bardzo fajna. Świetna atmosfera, trasa szybka. Cieszę się, że nie zrezygnowałam
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
30 listopada 2011
Podsumowanie miesiąca: 185km 196m
10,5km po 5:43 plus 4x100m i 4'120m w truchcie.
W końcu mogłam pobiegać dzisiaj. Rano. Myślałam, że pośpię trochę dłużej, bo sposobność była, ale niestety obudziłam się o godzinę za wcześnie i nie pamiętam, czy jeszcze usnęłam, czy nie.
Anyway, wstałam....wyszłam na trening. Z jednej strony trochę niedospana, z drugiej zadowolona, że w końcu biegnę, bo się stęskniłam przez te dwa dni Myślałam, że będę gnać jak to zwykle bywa, a tu okazało się, że ładnie tempo oscyluje wokół 5:50. I dobrze. Dopiero pod koniec trochę przyspieszyłam, żeby się dobudzić.
Pobiegłam sobie nad zalew, ale musiałam zawrócić, bo jakieś dwa psy stanęły mi na drodze, na szczęście zauważyłam je w porę. No więc zawróciłam, a potem wróciłam na trasę, bo inny wariant zabrałby mi za dużo czasu. Ominęłam te psy (wydawało mi się wcześniej, że sięgają mi do kolan, a to zwykłe małe burki były... ) i potem wbiegłam na ścieżkę zalewową. Generalnie, jak musiałam zawrócić, to w pierwszej chwili chciałam się zdenerwować, bo w fajny rytm wpadłam, który został przerwany. Ale potem sobie pomyślałam, że może jednak nie ma co się wkurzać takim drobiazgiem? Może lepiej, że tamtędy nie pobiegłam? No i tak sobie myśląc, uspokoiłam się. A jak wbiegłam nad ten zalew, to miałam meeega nagrodę. Zza chmur, wyszło pięęęękne słońce, okrąglutkie, nisko nad ziemią, dosłownie prawie w tym samym miejscu, w którym ostatnio widziałam, jak zachodziło. Potraktuję to jako znak. Czegoś dobrego Nie wiem czego, ale potraktować sobie mogę, w końcu wolno mi
Później zaszło, ale gdzieś 500m od domu pojawiło się znowu, by zniknąć, kiedy weszłam do chatki Ale miałam farta
Przebieżki z braku czasu po chodnikach.
Dobry trening dzisiaj. Nawet nie miałabym nic przeciwko temu, żeby tempo spadło, ale cóż... Te 5:43 to i tak sukces
Dzień też ok. Przy wjeździe do Pozka, zaraz przy cmentarzu suszareczka, która nic mi nie uchwyciła, bom jechała z dozwoloną prędkością...Jest się czym cieszyć
Jedyny "niefajny" akcent dnia, to moment, w którym stanęłam na wadze Musiałam spojrzeć sobie prosto w oczy i powiedzieć: Odwagi dziewczę! Więc jak weszłam, to...może i zbladłam, nie wiem...Trzeba się wziąć za siebie, bo w kieckę na Sylwka się nie wbiję...
Nie wiem, jak uda mi się to zrobić, naprawdę nie wiem... Mogłabym więcej biegać powolutku, ale kurka czasu mało, przygotowania do świąt już się zaczynają...Mogłabym też jeść mniej, ale tak jak rano wydaje mi się to możliwe, to już wieczorem mam mission impossible.
No ale...
Jak patrzę na te dwie panie...to nie wiem co lepsze...
Birdie, a słyszałaś to?
Podsumowanie miesiąca: 185km 196m
10,5km po 5:43 plus 4x100m i 4'120m w truchcie.
W końcu mogłam pobiegać dzisiaj. Rano. Myślałam, że pośpię trochę dłużej, bo sposobność była, ale niestety obudziłam się o godzinę za wcześnie i nie pamiętam, czy jeszcze usnęłam, czy nie.
Anyway, wstałam....wyszłam na trening. Z jednej strony trochę niedospana, z drugiej zadowolona, że w końcu biegnę, bo się stęskniłam przez te dwa dni Myślałam, że będę gnać jak to zwykle bywa, a tu okazało się, że ładnie tempo oscyluje wokół 5:50. I dobrze. Dopiero pod koniec trochę przyspieszyłam, żeby się dobudzić.
Pobiegłam sobie nad zalew, ale musiałam zawrócić, bo jakieś dwa psy stanęły mi na drodze, na szczęście zauważyłam je w porę. No więc zawróciłam, a potem wróciłam na trasę, bo inny wariant zabrałby mi za dużo czasu. Ominęłam te psy (wydawało mi się wcześniej, że sięgają mi do kolan, a to zwykłe małe burki były... ) i potem wbiegłam na ścieżkę zalewową. Generalnie, jak musiałam zawrócić, to w pierwszej chwili chciałam się zdenerwować, bo w fajny rytm wpadłam, który został przerwany. Ale potem sobie pomyślałam, że może jednak nie ma co się wkurzać takim drobiazgiem? Może lepiej, że tamtędy nie pobiegłam? No i tak sobie myśląc, uspokoiłam się. A jak wbiegłam nad ten zalew, to miałam meeega nagrodę. Zza chmur, wyszło pięęęękne słońce, okrąglutkie, nisko nad ziemią, dosłownie prawie w tym samym miejscu, w którym ostatnio widziałam, jak zachodziło. Potraktuję to jako znak. Czegoś dobrego Nie wiem czego, ale potraktować sobie mogę, w końcu wolno mi
Później zaszło, ale gdzieś 500m od domu pojawiło się znowu, by zniknąć, kiedy weszłam do chatki Ale miałam farta
Przebieżki z braku czasu po chodnikach.
Dobry trening dzisiaj. Nawet nie miałabym nic przeciwko temu, żeby tempo spadło, ale cóż... Te 5:43 to i tak sukces
Dzień też ok. Przy wjeździe do Pozka, zaraz przy cmentarzu suszareczka, która nic mi nie uchwyciła, bom jechała z dozwoloną prędkością...Jest się czym cieszyć
Jedyny "niefajny" akcent dnia, to moment, w którym stanęłam na wadze Musiałam spojrzeć sobie prosto w oczy i powiedzieć: Odwagi dziewczę! Więc jak weszłam, to...może i zbladłam, nie wiem...Trzeba się wziąć za siebie, bo w kieckę na Sylwka się nie wbiję...
Nie wiem, jak uda mi się to zrobić, naprawdę nie wiem... Mogłabym więcej biegać powolutku, ale kurka czasu mało, przygotowania do świąt już się zaczynają...Mogłabym też jeść mniej, ale tak jak rano wydaje mi się to możliwe, to już wieczorem mam mission impossible.
No ale...
Jak patrzę na te dwie panie...to nie wiem co lepsze...
Birdie, a słyszałaś to?
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
3 grudnia 2011
10.03 km po 5:43. W tym przebieżki 4x100m i tyle samo w truchcie.
Rano poddenerwowanie. Pomimo treningu...Choć myślałam, że będzie spokojnie po spowiedzi (czasem nie jest, ale to nie powód do paniki nie zawsze musi być euforia)
Upływ czasu i świadomość tego, jak strasznie on pędzi.... Pisałam już, że nie lubię pośpiechu...A ten znów mnie dopadł. Jak się spieszę, to momentalnie tracę równowagę...Tak myślę, że to może być przyczyną.
Wiadomość od Kwitki - jak zimny prysznic - czym ja się przejmuję...? Przecież wiem, że życie ma tyyyle kolorów, że nie jest szare, jak mi się wydawało ostatnio. I refleksja - te małe szczęścia, ta radość z nich, to czasem jest tak energochłonne...Zachować pogodę ducha, kiedy w środku źle - to bardzo potrafi wyczerpać. I tak sobie jechałam autem, rozmyślałam nad tym wszystkim i nagle...Jakby ręką odjął. Wystarczyły te dźwięki żeby wrócił uśmiech i radość....wszystko było już na właściwym miejscu...
Popołudnie z rodziną. Mała Zuzka przebiera nóżkami w powietrzu aż miło się patrzy, a na hasło: pokaż cioci jak biegniesz maraton "biegnie" jak szalona - ten widok faktycznie dodawał mi sił na maratonie
Nie jestem typem kobiety uwieszającej się nad wózkami, lubię dzieci ale nie lubię ciapuciania i dziumdziania - if u know what i mean. Ale jak patrzę na Małą, to stwierdzam, że jest Cudem
Jutro chciałam się zrywać skoro świt. Ale znów byłby pośpiech. Pobiegam wieczorem. A rano w końcu się wyśpię
ps. a miało być dzisiaj tylko o kilometrażu i tempie....
10.03 km po 5:43. W tym przebieżki 4x100m i tyle samo w truchcie.
Rano poddenerwowanie. Pomimo treningu...Choć myślałam, że będzie spokojnie po spowiedzi (czasem nie jest, ale to nie powód do paniki nie zawsze musi być euforia)
Upływ czasu i świadomość tego, jak strasznie on pędzi.... Pisałam już, że nie lubię pośpiechu...A ten znów mnie dopadł. Jak się spieszę, to momentalnie tracę równowagę...Tak myślę, że to może być przyczyną.
Wiadomość od Kwitki - jak zimny prysznic - czym ja się przejmuję...? Przecież wiem, że życie ma tyyyle kolorów, że nie jest szare, jak mi się wydawało ostatnio. I refleksja - te małe szczęścia, ta radość z nich, to czasem jest tak energochłonne...Zachować pogodę ducha, kiedy w środku źle - to bardzo potrafi wyczerpać. I tak sobie jechałam autem, rozmyślałam nad tym wszystkim i nagle...Jakby ręką odjął. Wystarczyły te dźwięki żeby wrócił uśmiech i radość....wszystko było już na właściwym miejscu...
Popołudnie z rodziną. Mała Zuzka przebiera nóżkami w powietrzu aż miło się patrzy, a na hasło: pokaż cioci jak biegniesz maraton "biegnie" jak szalona - ten widok faktycznie dodawał mi sił na maratonie
Nie jestem typem kobiety uwieszającej się nad wózkami, lubię dzieci ale nie lubię ciapuciania i dziumdziania - if u know what i mean. Ale jak patrzę na Małą, to stwierdzam, że jest Cudem
Jutro chciałam się zrywać skoro świt. Ale znów byłby pośpiech. Pobiegam wieczorem. A rano w końcu się wyśpię
ps. a miało być dzisiaj tylko o kilometrażu i tempie....
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03