wisnia - biegi - słońce, wiatr czy śniegi :D

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

poniedziałek, 26.09.2011

Obrazek
dystans: 8.3 km
czas trwania: 50 min
średnia prędkość: 6:00 min/km
kalorie: 510 kcal

Pani Sinusoida melduje się na bieganie.pl! więc... jak widać, odpoczęłam :hej: i wiecie co? nawet zatęskniłam za bieganiem przez te trzy dni postu. oczywiście nie tak, żeby złamać moje postanowienie ale czegoś mi brakowało (nawet wiem czego: tego specyficznego zmęczenia) i cieszyłam się na dzisiejsze wyjście. mimo tego, że cały dzień pobolewała mnie głowa, spędziłam łącznie ze 4 godziny w środkach komunikacji miejskiej i wylądowałam w domu głodna, pozostawiając swój obiad na pastwę... nie, na żadną pastwę, po prostu zostawiłam go na potem... poszłam na trening.
standardowe 50 minut na początek dla rozbiegania. na początku czułam zmęczenie, typowe "po pracowe" (które zwalczałam zawsze odpoczynkiem na kanapie...) i jeszcze bardziej rozbolała mnie głowa, poza tym ciągle myślałam o obiedzie :lalala: ruszyłam bezpiecznym tempem ponad 6:00 i nogi nie bolały, a jak nie bolały po 3cim kilometrze to stwierdziłam, że raczej już nie zaczną boleć. i nie zaczęły :) z wyjątkiem lewej łydki gdzieś w środku trasy, ale to chyba przez to że stawiałam tę nogę inaczej przez odcisk na palcu. bo niestety przez ten czas jeszcze się nie zdążył zagoić (trochę z mojej winy :lalala: ), a na dodatek lekko obtarły mnie dzisiaj trampki (które mam od kilku lat, ale może dlatego, że dawno ich nie nosiłam?). ach, biedne te moje stopy, dostaje im się ostatnio.
poza tym biegło mi się bardzo fajnie, czułam zmęczenie ale to było nawet przyjemne :spoczko: włączyłam sobie powiadomienia głosowe, więc jak usłyszałam, że mam takie dobre czasy (6:kilkanaście, 6:0coś, 6:0coś, 5:5coś, 5:5coś itd...) stwierdziłam: a może by tak spróbować poniżej 6:00? pod koniec wydawało mi się, że zwolniłam bo byłam naprawdę zmęczona, a tutaj ostatni kilometr na 5:51.
ostatecznie średnia poniżej 6:00 min/km nie jest, ale i tak jestem zadowolona. przecież dzisiaj miało być bieganie testowe czy nie zapomniałam jak się rusza nogami od czwartku :bleble:

Obrazek
1.10.2011 II bieg przełajowy Swar Cross
wychodzi na to, że pierwsze zawody pobiegnę w swoim własnym mieście :hej: nie planowałam tego, a jednak na to wyjdzie.
w Poznaniu ostatnio biegów na krótkie dystanse niet, jedyne co to maraton, ale chyba jednak na razie podziękuję ;) niedawno były jeszcze 5,4 na jedno okrążenie Malty, ale te znowu za krótkie.
bieg w Swarzędzu obserwuję odkąd pojawił się na bieganie.pl, ale do niedawna nigdzie o nim ani widu ani słychu :lalala: więc nic nie pisałam, teraz widzę że coś pojawiło się na stronie.
będzie to zdecydowanie kameralny bieg, ale może to i lepiej. nic się nie stanie jak zejdę z trasy przez odciski czy inne uda, oprócz tego, że wszyscy sąsiedzi będą to przez następne pół roku wspominać...
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

środa, 28.09.2011

Obrazek
dystans: 6.7 km
czas trwania: 43 min
średnia prędkość: 6:25 min/km
kalorie: 412 kcal

ostatnio robię same krótkie treningi... więc chciałam zrobić co najmniej 10 km, żeby sprawdzić czy w ogóle dam radę tyle przebiec. prawie cały dzień miałam wolny ale 2 razy odkładałam trening i ostatecznie wyszłam na niego wieczorem - dobrze, bo za dnia jakoś mam wrażenie, że zmuszam się do treningu a wieczór jest dla mnie taką porą "naturalną", w której wychodzę z dużo większą chęcią. ale tak: znowu zaczęły mnie boleć piszczele. nic, byłam twarda i postanowiłam się nie zatrzymywać jak długo to możliwe i może dałabym radę gdyby nie... uda :bum: po 43 minutach dałam za wygraną i stwierdziłam: pie :wrrwrr: olę i wracam do domu. tak nie można biegać!
POSTANOWIŁAM: nie idę na trening póki nie wykombinuję porządnych spodni!!!
wieczorem nadal miałam obolałe nogi więc poczytałam coś o mojej kontuzji na bieganie.pl i zapodałam jakiś Naproxen, który był w domu stwierdzając, że raczej nie zaszkodzi ;) i ułożyłam plan działania: jutro jadę na wycieczkę krajoznawczą do Decathlonu i kupuję spodnie!

czwartek, 29.09.2011

Obrazek
dystans: ok. 10 km
czas trwania: >1 h
średnia prędkość: ok 6:28 min/km

wycieczka za miasto zakończona powodzeniem. ale wieeeeeelki ten Decathlon! pierwszy raz chyba tam byłam, niestety nie obeszłam nawet całego sklepu bo nie miałam czasu (ostatecznie i tak nie zdążyłam na wykład, co za pech) ale sama ilość rzeczy do biegania była imponująca.
spodnie kupione :hej: Kalenji, 29.99 PLN. obcisłe takie, krótkie... męskie ;) niby, jakby nie patrzeć wyczaiłam je w dziale dla panów ale jak dla mnie są unisex :bum: damskie były też w porządku i już je miałam brać ale zobaczyłam te - przymierzyłam, pasowały... rzecz w tym, że męskie były dłuższe a ja nie chciałam ryzykować tego, że może w biegu te damskie mi się podwiną i będzie znowu kiszka. a tego już bym nie przeżyła pewnie, tzn. moja kariera biegowa by tego nie przeżyła :bleble: korzystając z okazji zahaczyłam jeszcze o dział skarpetkowy i kupiłam najtańsze skarpetki biegowe - 3 pary za 11,99. niestety to by by na tyle. nie mogłam sobie pozwolić na szastanie pieniędzmi bo zdecydowanie ostatnio nie jestem przy kasie, więc kupiłam tylko to co naprawdę musiałam. chociaż kusiło, bo ceny naprawdę dobre...
jeśli chodzi o trening to w drodze do domu oczywiście była walka zjeść obiad vs. pójść na trening. ostatecznie znowu wyszłam głodna ale gdybym zjadła obiad to dzisiaj bym już nie wyszła pewnie.
chyba sama przypadkowo wyłączyłam sobie endomondo na 7.12 km, więc te 3 leciałam na czuja ale ostatecznie raczej wyszło ok. 10.
spodnie się spisały w 100%, mówiłam, że je kocham? pięknie było nie czuć, że mam uda :taktak: dobrze jest odhaczyć jeden z moich głównych problemów treningowych!
na piszczele miałam patent, żeby zacząć wolno i rzeczywiście nie rozbolały bardzo. chociaż czułam dyskomfort do 3-4 km, potem dopiero mogłam się bardziej rozpędzić.

a propo zawodów sobotnich - mój start w nich stoi pod znakiem zapytania bo mam imprezę rodzinną i muszę być wcześnie dostępna, że się tak wyrażę ;) obliczyłam, że niekoniecznie mogę się wyrobić ze wszystkim jeśli bieg zaczyna się o 11.
i nie to, że chcę się wykręcić z powodu mojej ostatnio bardzo kiepskiej formy bo naprawdę chciałabym pobiec, ale... jak nie pobiegnę też się nic nie stanie, więc nie chcę też wtykać tego biegu na siłę w grafik jeśli okoliczności nie sprzyjają.

najadłam się cukierków na wieczór... bo to, że zjadłam po treningu obiad było w porządku ale ja oczywiście nie umiem przystopować w odpowiednim momencie.....................
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

na wstępie napiszę, że na sobotnich zawodach ostatecznie nie byłam. może bym zdążyła, może nie... ale ja nie lubię się spieszyć i spinać, wszystko ma być na spokojnie i relaksująco :hejhej:

niedziela, 2.10.2011

Obrazek
dystans: 2 km + 1.3 km
czas trwania: ~ 25 min
średnia prędkość: 6:53, 8:00 min/km

wyszłam z zamiarem 50 minutowego treningu z tymi moimi prawie sprintami do pełnego wypoczynku (wiedziałam, że raczej nie będę w stanie zrobić treningu "francuskiego"). no i miałam... po 2 km musiałam stanąć. przeszłam pewnie ok. 1 km i dałam rade jeszcze bardzo wolno pobiec do domu.
nie wiem co z tymi moimi nogami jest. chyba muszę iść do jakiegoś lekarza :niewiem:

poniedziałek, 3.10.2011

Obrazek
jazda na rowerze
dystans: 2x ok. 11 km
czas trwania: 2x ok. 45 min
średnia prędkość: ok. 14.5 km/h

nie wiem co robić z tym moim bieganiem. stwierdziłam, że czas poruszać się w inny sposób bo odkąd zepsuł mi się rower właściwie tylko biegam, a warto też od czasu do czasu porobić coś innego... całe wakacje co najmniej raz w tygodniu wychodziłam na rower więc może zaprzestanie tych wycieczek też miało wpływ na stan moich piszczeli. więc ojciec coś pogrzebał i rower powiedzmy - działa :)
pojechałam na uczelnię i z powrotem - połączenie przyjemnego z pożytecznym bo bardzo lubię tę trasę (z wyjątkiem odcinka po mieście, na szczęście jest on dość krótki) bo w większości biegnie przez ścieżkę rowerową w lesie, a w życiu nie dojechałabym teraz w tyle komunikacją miejską bo to co się dzieje teraz na ulicach Poznania i okolic to jest jakaś granda :wrr:
piękne mamy lato tej jesieni. szkoda, że w zeszłym tygodniu nie jeździłam rowerem ale szczerze powiedziawszy jak zepsuł się pod koniec lata to go odstawiłam z myślą "za chwilę i tak się zepsuje pogoda i nie będę jeździć, naprawi się w przyszłym sezonie", a tu taka niespodzianka! na trasie, którą pamiętam z lata leżą już złote liście, a nadal jest tak ciepło i przyjemnie - żyć, nie umierać! :uuusmiech:

nie wiem co z moim bieganiem teraz. chyba zostaje mi tylko jogging żółwim tempem (fascynujące jak cholera, ale chyba lepsze to niż nic) bo przy próbach zrobienia czegoś innego/ szybszego moje nogi się buntują. spróbuję jutro, może się uda. a w środę i w piątek jak pogoda pozwoli znowu rowerem do szkoły :)

teraz czas nadrobić forum i blogi, człowiek ostatnio tak "zabiegany", że nawet nie ma czasu przy komputerze siedzieć!
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

wtorek, 4.10.2011

Obrazek
dystans: ok. 9.3 km
czas trwania: 1 h
średnia prędkość: ok. 6:28 min/km

przypadkiem wyłączyłam sobie endomondo, znowu :ojoj: na szczęście po aktualizacji wyświetla się na telefonie godzina rozpoczęcia treningu (czego przedtem nie było, albo nie mogłam znaleźć), więc udało mi się pobiec dokładnie godzinę.
zaczęłam wolno więc na 3 km piszczele się uspokoiły i potem mogłam już biec bezpiecznie. jednak długa rozgrzewka jest mi potrzebna...
tempo nie powala - ale jest to średnia też z początku kiedy truchtałam pewnie ok. 7 min/km, szkoda że wyłączyłam to endomondo bo byłam bardzo ciekawa jakie miałam tempo pod koniec treningu, wydawało się całkiem porządne. co prawda 10 minut przed końcem poczułam zmęczenie - nie dziwne, organizm ostatnio przyzwyczaił się do 50-minutowego treningu... ale nie ma tak dobrze :sss:

środa, 5.10.2011

Obrazek
jazda na rowerze
dystans: 2x ok. 11 km

przejażdżka na uczelnię. niestety jutro autobusem bo rower jeszcze nie jest w pełni sprawny i znowu trochę nadwyrężyłam jego zdrowie. szkoda, z chęcią zafundowałabym sobie 11-km rozbudzenie o 7 rano ;-)

czwartek, 6.10.2011

Obrazek
dystans: 7.85 km
czas trwania: 50 min
średnia prędkość: 6:22 min/km
kcal: 481

dzisiaj od początku biegu czułam, że z nogami będzie dobrze, więc idąc za ciosem zrobiłam ten trening, który nie udał mi się w niedzielę. trochę się wlokłam, ale co tam, i tak się cieszę - wreszcie normalny trening, wszystko po staremu :) tylko... wyszłam o 12:00, słońce grzało jak nienormalne :spoko: może przez nie się tak zmęczyłam, a potem cały dzień czułam się jakby mi ktoś przywalił w głowę (w sensie byłam/nadal jestem jakaś taka przymulona). ale to zmęczenie jest pozytywne - czuję, że coś robiłam (a nawet bardzo dużo zrobiłam, tzn. pomalowałam potem jeszcze ściany i sufit) :hejhej:

ogólnie jestem bardzo zadowolona z tego tygodnia. biegi się udały, także w sensie logistycznego rozplanowania. no i ta pogoda - na bieganie może trochę za gorąco ale co z tego - jest pięknie, oby jak najdłużej :bum:
jutro odpoczynek, następny trening w sobotę lub niedzielę.
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

kkkkkkkkkk :wrrwrr: klątwa jakaś, napisałam długiego na 2 metry posta i wszystko szlag trafił!!!

niedziela, 9.10.2011

Obrazek
dystans: 8.5 km
czas trwania: 50 min
średnia prędkość: 5:56 min/km
kcal: 520

trening wieczorową porą, tak jak lubię :taktak: biegłam, biegłam i nawet nie czułam, że biegnę tak szybko kiedy zorientowałam się, że mam średnią poniżej 6:00. na dodatek ok. 40 minuty dostałam takiego poweru, że przyspieszyłam zastanawiając się skąd mam jeszcze takie pokłady energii... czułam się jak bohater pewnego filmu, brakowało tylko dopingu "run Forrest, run!". stwierdziłam, że jednak jak się zrobiło chłodniej to jakość treningu jest nieporównywalnie lepsza.
naprawdę nie wiem co się stało bo relaksując się potem w domu miałam taki wyrzut endorfin do krwi jakiego mój organizm chyba jeszcze nie pamiętał... siedziałam z uśmiechem od ucha do ucha i tańcząc na siedząco (co mi się często zdarza) słuchałam zapętlonej "Pocketful od sunshine", za sprawą tej sceny, która mi się przyplątała i zawsze wprawia mnie w dobry humor. i nie omieszkałam podzielić się z całym światem (czyli na facebooku), że jestem na haju stwierdzając, że endorfiny są bardziej efektywne od alkoholu i nie trzeba za nie płacić - najpierw pieniędzmi a potem kacem. :) wykminiłam, że dodatkowo na moją chwilową radość życiową mógł złożyć się fajny weekend podczas którego naprawdę wypoczęłam (postanowiłam - żadnych wyjść na "jedno piwo") i nie stroniłam od słodyczy :uuusmiech: tak, myślę, że to też pomogło.

zgadałam się z moją znajomą, która też biega i poleciła mi Grand Prix Poznania 12.11 na 5 km. niby mało, ale podobno fajne zawody, miła atmosfera i w ogóle... dowiedziałam się też, że od dzisiaj zaczyna trening do maratonu w kwietniu :o) a w tym roku przebiegła pierwszy półmaraton. oczywiście namawiała mnie na połówkę na wiosnę ale nie jestem przekonana. nie czuję jeszcze tego, do pewnych rzeczy trzeba samemu dojrzeć, a mi to czasem dużo czasu zajmuje :)

wtorek, 11.10.2011

Obrazek
dystans: 11 km
czas trwania: 1 h
średnia prędkość: 5:30 min/km
kcal: 675

dobra passa trwa. trening rekordów - nowa najlepsza średnia prędkość - 5:30 min/km (poprzednia - 5:53 min/km), rowy rekord na 10 km - 54m:09s, na 5 km - 26m:37s, poprawiłam też najlepsze 12 min o 2 metry, co daje 2.38 km :P
staram się zbytnio nie ekscytować nowym rekordem bo nauczona doświadczeniem wiem, że za chwilę znowu mogę biegać dużo wolniej (dla przykładu - ostatni rekord na 10 km - ok. 59' jest chyba z lipca i od tego czasu było tylko gorzej), a przecież rekordy są tylko dla mnie (na zasadzie podkręcenia i dodatkowej motywacji) i nie chcę żeby moje bieganie polegało tylko na ich biciu. teraz jest dobrze, ale trzeba biegać, mimo wszystko :taktak:
ale wiem jedno - znów sprawdziła się teoria "jeden krok w tył, dwa kroki w przód". widocznie organizm się buntuje i a to tutaj, a to tam coś pobolewa próbując przekazać komunikat "zwolnij! odpocznij!" (nawet jeśli wymaga jedzenia słodyczy cały weekend). i rzeczywiście, ostatnio zwolniłam, zrezygnowałam nawet raz czy dwa z treningu, ale starałam się i robiłam swoje. i oto jest - organizm odpłacił się pięknym za nadobne (nawet jeśli jednorazowo to na dłuższą metę jest to dobra prognoza) ;)
w przeciwieństwie do niedzieli dzisiaj po treningu byłam strasznie zmęczona, więc ostatecznie padłam popołudniu. z góry przepraszam za błędy wszelkiego rodzaju ale już się chyba dzisiaj nie dobudzę...

a jutro chyba na basen, o. chociaż skończyła mi się ważność karnetu i mimo tego, że jest jeszcze na nim kupa kasy będę musiała zapłacić z własnej kieszeni :P

PS. musiałabym się zapatrzyć w jakąś cienką kurtkę przeciwdeszczową bo dzisiaj cały dzień mżyło, a wiem, że teraz będzie tylko gorzej z deszczem. zawsze zapominam napisać ale w dzień po wyprawie do Decathlonu za miasto zauważyłam, że w dzielnicy Poznania sąsiadującej z moim miastem budują drugi :sss: nie wiem jak ja to zrobiłam, ale odkryłam to dopiero w piątek, jeżdżąc tamtędy autobusem od poniedziałku (i to i tak przypadkowo otworzyłam wtedy oczy :P). niestety otwarcie dopiero pod koniec listopada, a ja do tego czasu będę już musiała kupić długie spodnie i coś na wierzch.
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

środa, 12.10.2011

Obrazek
pływanie
dystans: 1.5 km (60 basenów)
czas trwania: 45 min
kcal: 288

tym razem udało mi się liczyć ilość basenów, zazwyczaj gubiłam się już na kilkunastu... ale już więcej nie zamierzam tego robić, chciałam tylko wiedzieć ile średnio przepływam podczas tych 45 minut pływania ;)

piątek, 14.10.2011

Obrazek
interwały
6 minut rozgrzewka
10 x 30s szybko/ 30s wolno
6 minut trucht
10 x 30s szybko/ 30s wolno
reszta schłodzenie

dystans: 5.9 km
czas trwania: 38 min
średnia prędkość: 6:27 min/km
kcal: 363

dziękuję chel za polecenie aplikacji A HIIT Interval Training - spisała się świetnie! ustawiłam sobie trening o nazwie "french" ( ;) ) i... zostałam w domu. pierwszy raz miałam sytuację, której się zawsze bałam - tzn. dostatecznie wymarzłam tego dnia i mimo tego, że trening w planie był, nie mogłam zmusić się do tego żeby znowu wyjść na to zimno. obiad, ciepły koc i herbatka wygrały tego wieczoru z bieganiem.
dodatkowo na korzyść zostania w domu przemawiał fakt, że jeszcze nie mam ciuchów na te temperatury.
ale... następnego dnia już nie było przebacz. znowu cały dzień planowałam trening i przyznam się, że mało brakowało a znowu nie wyszłabym z domu. no aleeeeeee w końcu ruszyłam zad - trochę pokombinowałam z ubraniem i nie wyszło najgorzej chociaż żeby się nie przegrzać na początku musi być człowiekowi trochę chłodno - a ja nienawidzę jak jest mi tylko trochę za zimno :P ale wytrzymałam, oczywiście po 1 km zdjęłam z siebie jedną warstwę bo zrobiło mi się za gorąco. generalnie nie odczuwałam komfortu cieplnego bo sama koszulka (co prawda z długim rękawem i zapinana pod szyją) też nie sprawowała się idealnie bo taki materiał lekko ziębi i jest nieprzyjemny dla skóry. takim sposobem niby temperatura mojego ciała była ok, ale jak dotknęłam swojej skóry pod koszulką była ona zimna co było najbardziej nieprzyjemne (i niebezpieczne) w okolicach nerek.

ale... jak już mówiłam, jestem totalnie niezaopatrzona ciuchowo i czekają mnie zakupy (w dzień jeszcze ok ale wieczorami nie da rady już biegać w krótkich spodenkach) na dniach, miały być wczoraj na stoiskach maratonowych ale okoliczności sprawiły, że jednak nie udało mi się tam dotrzeć.
zakupy i testowanie, kombinowanie, mam nadzieję że nie spędzę całego sezonu na zestawianiu różnych kombinacji warstw tylko w miarę szybko znajdę dobry zestaw :P chociaż teraz temperatury zmieniają się z tygodnia na tydzień więc coś czuję, że teraz motywem przewodnim moich biegowych przemyśleń będą odczucia cieplne :hahaha:

co do samego treningu - trochę wydłużyłam rozgrzewkę ze względu na ograniczoną rozgrzewkę przed-biegową (z powodu temperatury). oczywiście się zmęczyłam, ale było lepiej - nie dziwne bo ostatnio robiłam ten trening kiedy było jeszcze ciepło i duszno. średnie tempo całkiem dobre jak na to, że kompletnie na razie sobie nie radzę w interwałach bez pełnego wypoczynku... no i schłodzenie podczas którego pewnie już prawie szłam wyszło dość długie ale musiałam dobiec do domu :)

sobota, 15.10.2011

Obrazek
dystans: 8.55 km
czas trwania: 50 min
średnia prędkość: 5:51 min/km
kcal: 524

tym razem wyszłam w dzień i to nawet całkiem znośny, także zestaw krótkie spodnie+koszulka z długim rękawem był odpowiedni. nawet chwilami żałowałam, że nie założyłam t-shirta bo słońce mocno świeciło i chwilami mi było za gorąco. ale jak tylko dłużej biegłam w cieniu to znowu było chłodniej... no, idealnie chyba nigdy nie będzie ;)
dobre tempo ale biegło mi się bardzo średnio (co nie oznacza źle). pierwszy raz od dawna wstałam z łóżka z lekko obolałymi, ciężkimi nogami (od poprzedniego treningu i to interwałów, minęło 18 h a ja zapomniałam się potem rozciągnąć). może gdybym zwolniła do 6:00 trening byłby przyjemniejszy.

planuję na pojutrze długie wybieganie - jakieś 12 km ale nie wiem czy wypali ze względów technicznych - tzn. ciuchowych. jak nie to zrobię coś krótszego.
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

ciężko było z czasem w tym tygodniu. tzn. był, ale jak już był to zawsze wygrywał odpoczynek. przyznam, że mimo tego że biega mi się bardzo dobrze w tych temperaturach to mam poważny problem z motywacją i zebraniem się z wyjściem na trening... jak np. dziś, mogłabym pójść, ale... no właśnie?
więc w tym tygodniu tylko dwa treningi :/ postaram się nadrobić w przyszłym, powinien być luźniejszy.

wtorek, 18.10.2011

Obrazek
dystans: 6.6 km
czas trwania: 40 min
średnia prędkość: 6:06 min/km
kcal: 404

byłam pobiegać z tatą... i nie wiem czy to moje nastawienie czy po prostu znam siebie i sprawdziły się moje przypuszczenia co do grupowego biegania - nigdy więcej biegania we dwójkę! :ojnie:
pożałowałam wszystkiego właściwie od początku biegu:
1. po 2 godzinach spędzonych przy komputerze po prostu wybiegliśmy z domu, bez żadnej rozgrzewki, przez co zaczęłam dość wolno przy zmęczeniu jak w szybszym tempie - nigdy nie chce mi się robić rozgrzewki i zawsze mam ochotę ją pominąć (ale tego nie robię). to pozwoliło mi zauważyć, że jednak bez niej biegnie mi się po prostu źle. ojciec uważa ją generalnie za zbędną przy zwykłym treningu (nie wiem jak biega od 10 lat z chyba tylko jedną większą kontuzją), ja - już wiem, że nie. potrzebuję chociaż pomachać trochę rękoma i nogami zanim pobiegnę.
2. tempo - od samego początku się męczyłam bo nie biegłam swoim tempem tylko "naszym"... w ogóle nie miałam przyjemności z treningu. jak usłyszeliśmy tempo 1 km, tacie oczywiście załączył się tryb "co tak wolno?" i musiałam przyspieszać za nim, męcząc się coraz bardziej i narzekając na wszystko po kolei.
3. ubrałam się jak na mróz, bo rzeczywiście było już późno i ciemno, a do tego tata, który twierdził, że absolutnie mam się ciepło ubrać - sam założył długie getry, koszulkę, kurtkę i... czapkę :ojoj: już po kilkunastu metrach zdjęłam kurtkę i zaczęłam oczywiście narzekać - (wg mnie?) było absolutnie przyjemnie na zewnątrz, a on twierdził, że nie lubi jak mu jest za zimno i woli się zgrzać :zero: ok, rozumiem, że każdy ma inne odczucia termiczne ale od samego patrzenia na jego strój robiło mi się gorąco, bez przesady. to ja już chyba wolę zamarzać na trasie, naprawdę nie ma dla mnie nic gorszego w biegu niż przegrzanie... po 15 minutach biegu czułam się jak w saunie i zaczęłam coś przebąkiwać o powrocie, po 20 poziom mojej irytacji osiągnął ekstremum i powiedziałam "ja zawracam, jak chcesz to biegnij dalej". pobiegł dalej, i bardzo dobrze. :P przynajmniej z powrotem mogłam biec według swojego widzimisię, nawet tempem 7:00 (ale i tak źle mi się biegło).

konkluzja? słuchaj rodziców. ale umiarkowanie. ;)

sobota, 22.10.2011

Obrazek
dystans: 11.2 km
czas trwania: 1 h
średnia prędkość: 5:21 min/km
kcal: 687

miałam wyjść w piątek popołudniu ale zamiast tego poszłam spać bo poprzedniej nocy nie mogłam zasnąć i spałam jakieś 3-4 godziny. po obudzeniu się oczywiście już nie chciało mi się ruszyć...
w sobotę też było ciężko, ale założyłam od rana skarpetki biegowe, które przypominały mi o treningu. więc w końcu poszłam...
jak widać, znowu zrobiłam życiówkę, nie wiem co się ze mną dzieje :P zaczęłam nawet przypuszczać, że endomondo fałszuje wyniki, gps się zepsuł czy cuś... cóż, pozostaje mi mieć nadzieję, że nowy, europejski satelita będzie dokładniejszy, na razie muszę zadowolić się dokładnością rzędu +- 20 m ;) wyszło mi 10 km w 52m:28s, a w godzinę 11.23 km.
zastanawiam się na ile pomogły tu interwały od Strasb, w zasadzie taki trening bez pełnego wypoczynku był dla mojego organizmu nowością, więc mógł dużo namieszać - w sensie pozytywnym - dla wydolności, szybkości i innych parametrów. :)
pogoda przyjemna, spokojnie na zestaw krótkie spodnie+koszulka, pomijając fakt, że ciepłych ciuchów nadal nie mam (ja nie wiem jak wy możecie już biegać w długich spodniach i bluzach) :lalala:

teraz pora na jakieś długie wybieganie. i interwały :> trzymajcie kciuki za moją motywację.

Obrazek
jesień, jesień... lubię ją za to, że z czystym sumieniem mogę słuchać smętów :taktak:
kto jeszcze pobija treningowe rekordy słuchając Tori? :hejhej:
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

poniedziałek, 24.10.2011

Obrazek
dystans: 15 km
czas trwania: 1 h 32 min
średnia prędkość: 6:10 min/km
kcal: 905 :szok:

wreszcie zrobiłam to oczekiwane długie wybieganie. a nie chciało mi się znowu strrrrrrasznie... zimno, szaro, a ja mam po przyjściu do domu znowu wyjść w tę pogodę i biegać? jeszcze na dodatek 1,5 godziny? no ale... czas był więc stwierdziłam: teraz albo później - czyli niewiadomokiedy.
ubrałam się JAKOŚ, zimno było, wietrznie, a ja w koszulce i bawełnianej bluzie :hahaha: ale to była chyba najlepsza opcja... ostatecznie temperaturowo było mi ok tylko zawiewało mnie w tej bluzie (jeszcze na dodatek biegłam przez środek pola - dowód - nie no, tam teraz jest nowo wybudowana droga, ale nadal biegnę przez środek pola. tylko po drodze. na dodatek jeszcze nieoświetlonej) i coś się teraz boję, że złapie mnie jakieś przeziębienie. ale nie ma co krakać :)
biegło mi się bardzo dobrze, moim, na ten czas akuratnym, nie za szybkim i nie za wolnym tempem. miesiąc temu zastanawiałam się kiedy w końcu przebiegnę to 15 km bo przy tempie na tamten czas musiałabym chyba 2 godziny poświęcić na pokonanie takiego dystansu, a nie bardzo miałam ochotę biec przez tyle czasu. no ale się udało! sama nie wiedziałam ile założyć - 1,5 h czy 1 h 20 min, 14 km, 15 km? ale podczas biegu stwierdziłam, że dam radę raczej 15. ciekawe jak będzie jutro ale przyznam, że mimo niby małego zmęczenia, czuję teraz swoje mięśnie... jednak taki dystans dla mnie to nowość :) w sumie to endomondo mi się zawiesiło na 14.75 ale przyjęłam, że dobiegłam do 15. nie o te metry chodzi :bleble:

pojutrze wreszcie uda się wygospodarować czas na zakupy, tzn. wycieczkę krajoznawczą do Deca, gdyż jak już wspominałam, ten w pobliżu otworzą dopiero za miesiąc. tymczasem czeka nas przebijanie się przez rozkopany Poznań z zawrotną prędkością 5 km/h :bum:

z ciekawostek powiem, że widziałam (ledwo bo ledwo w tych ciemnościach) mysz (chyba) przemykającą obok mnie po asfalcie... chyba powinnam się wtedy wydrzeć? :ojoj: obyło się bez krzyku (i tak byłam sama w szczerym polu...), choć nie powiem, że poczułam lekki niepokój... chociaż jako właścicielce dwóch kotów widok mysz nie jest mi obcy (właściwie to najczęściej oglądam te sztuczne :hejhej: )

poza tym chyba dopada mnie jesienna deprecha. niby wszystko w porządku ale chodzę jakaś taka zamyślona i wszystko wokół dzieje się jakby w slow motion... nic poważnego ale pozwoliłam sobie trochę ponarzekać na koniec (nie mogę na bieganie, więc wymyśliłam coś innego) :P
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

środa, 26.10.2011

Obrazek
czterysetki, inspired by chel
(przybliżone bo biegałam z licznikiem z endomondo. ale mniej-więcej wyszło)
1 km rozgrzewki
5x 400m szybko/400m wolno
ponad 2 km schłodzenia

dystans: 6.8 km
czas trwania: 42 min
średnia prędkość: 6:10 min/km
kcal: 415

trochę nie umiałam wyczuć tempa, tzn. szybkie odcinki mogłabym pewnie biec trochę szybciej ale bałam się, że się za bardzo zmęczę i umrę :hahaha: nie no, nie było aż tak źle, tylko może powinnam się mniej ze sobą cackać. za to ostatnie 400 poleciałam tak, że jak skończyłam to poczułam, że mam żołądek ;)

testowanie nowej garderoby:
- leginsy mają ocieplenie więc jeszcze trochę za ciepło na nie ale ostatecznie nie było źle. poza tym wrażenia ok, mam jedno spostrzeżenie - krótkie, które mam męskie ;) lepiej mi się trzymają bo mają bardziej rozbudowaną gumkę.
- wiało, więc przydała się nowa kurtka. ale oczywiście ją w pewnym momencie ściągnęłam bo zrobiło mi się gorąco (i tak długo wytrzymałam).
ogólnie git majonez tylko by musiało być kilka stopni mniej (nie wierzę, że to mówię :niewiem: )

piątek, 28.10.2011

Obrazek
dystans: 8.7 km
czas trwania: 50 min
średnia prędkość: 5:44 min/km
kcal: 535

mam ostatnio problemy ze spaniem. rozregulowałam sobie kompletnie zegar - nie dziwne, zajęcia mam właściwie na zmianę - raz na rano, raz na popołudniu, więc trudno zachować regułę. z drugiej strony nie zdarza mi się już z tego tytułu chodzić spać w środku nocy i gnić w łóżku do 12...
nie wiem co ja robię, przedwczoraj zasnęłam ok. 21-22, wstałam o 9, zjadłam śniadanie i... położyłam się znowu :|(wiem, mało inteligentnie, pewnie byłam przespana) więc nie dziwne, że wczoraj miałam problemy z zaśnięciem ;) ale w końcu spałam 6 godzin, które dla wielu ludzi jest normą i żyją. ja oczywiście skapitulowałam dzisiejszego popołudnia i... poszłam spać.
ale po "drzemce" na szczęście nie byłam bardzo "nieżywa" i poszłam na trening. zaplanowana standardowa 50-cio minutówka, coś dawno nie było ;)

poza tym, przeglądałam sobie ostatnio plany treningowe bo chcę trochę urozmaicić treningi i stwierdziłam, że nic dla mnie nie ma ;) z drugiej strony nie jestem pewna czy chcę realizować konkretny plan bo mogą mnie trochę zniechęcać sztywne ramy.
stwierdziłam, że w sumie "trzon" treningowy mam dobry i będę "podpatrywać" treningi z planów, zachowując wolność i niezależność, czyli to, co najbardziej kocham :sss:

w ogóle to jestem z siebie dumna, że w tym tygodniu tak ładnie, regularnie biegałam. po poprzednim tygodniu i kiepskiej motywacji w taką pogodę (niestety nadal) wzięłam się w garść - ale też fakt jest taki, że co drugi tydzień mam więcej czasu...
teraz myślę jak z następnymi treningami. chyba pójdę jutro, a potem w poniedziałek.
miłego weekendu! :)
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

sobota, 29.10.2011

Obrazek
5 minut rozgrzewka
10 x 30s szybko/ 30s wolno
5 minut trucht
10 x 30s szybko/ 30s wolno
reszta schłodzenie

dystans: 5.55 km
czas trwania: 35 min
średnia prędkość: 6:19 min/km
kcal: 340

nie wiedziałam co pobiec, więc zrobiłam sobie trening krótki, acz męczący - jestem zadowolona bo w porównaniu do samopoczucia podczas pierwszego takiego biegu, czułam dużą poprawę :) fakt, że pogoda też jest lepsza, mimo wszystko bieg na +.

poniedziałek, 31.10.2011

Obrazek
czas trwania: 1 h

brak reszty danych, endomondo się zawiesiło się po 23 minutach i nie chce mi się wprowadzać trasy. ale miało być easy, właściwie nie trening, a słuchanie muzyki w biegu w otoczeniu zółto-czerwonego lasu, dróg (polnych) i zapachu zgnilizny... i też tak było, chociaż mimo zapewne żółwiowego tempa nogi miałam ciężkie. szkoda, że nie wyszedł mi taki lekki, relaksujący bieg, do którego potrafię dojść zaczynając jednak żwawiej. tutaj od początku było wolno i chyba zmęczyły mnie te małe, gęsto stawiane kroki - jednak lepiej mi się biega bardziej wyciągając nogi.

dzisiaj się upewniłam w tym, że 11.11 będę miała wolne, czas więc zapisać się na bieg - http://www.lubonskibieg.losir.eu/ chociaż przekonana nie jestem bo na razie raczej widzę to w kategoriach treningu, za który trzeba zapłacić 25 zł :P ale może pobiegnę, przynajmniej się przekonam na własne nogi czy te zawody to rzeczywiście takie fajne (co innego dłuższe, bardziej wymagające dystanse ale 10 km to trochę bieda) ;)
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

piątek, 4.11.2011

Obrazek
dystans: 3.3 km+5 km
czas trwania: 23 min+32 min
średnia prędkość: 7:10, 6:28 min/km
kcal: 505

żalowy trening w dwóch turach, nieplanowany podział na dwie części ale tak wyszło. to był zdecydowanie zły dzień, zły od samego rana...
zaspałam tego dnia okrutnie - mimo normalnie przespanej nocy obudziłam się 3 godziny po budziku z telefonem koło głowy kompletnie nie pamiętając chwili, w której (niby) dzwonił i (niby?) go wyłączyłam... i leżąc tak, po chwili (1 min) zastanowienia czy zdążę na drugie z kolei zajęcia, wyskoczyłam z łóżka i po 20 minutach już stałam na przystanku. niestety autobus nie przyjechał, i tak spóźniona już na 100% nie miałam szansy zdążyć... najgorsze w tym wszystkim było to, że kwitłam na tym przystanku z niedosuszonymi włosami, co w stanie zaczątków przeziębienia jest niewskazane :grr:
wniosek: zaopatrzyć się w drugą maszynę budzącą.
kiedyś w ogóle nie zdarzały mi się takie sytuacje, a ostatnio coraz częściej (starość chyba...).

sobota, 5.11.2011

Obrazek
dystans: 7.7 km
czas trwania: 50 min
średnia prędkość: 6:31 min/km
kcal: 470

żalowy trening #2. miały być interwały: sprint/ pełen wypoczynek ale ciężko było, nawet nie umiem powiedzieć czemu :? jakoś tak się wlokłam od początku, pierwsze sprinty nawet wyszły ale potem nogi zrobiły się jakieś... sztywne i ciężkie, męczyłam się mimo długich, wolnych odcinków. po prostu: tak jak bym nie dorzuciła do pieca, a przecież śniadanie zjadłam porządne, byłam wypoczęta, itp. itd. nie wiem czy nie lepiej było posłuchać głosu swojego serca, które mówiło "nie idź na trening, tak straaaaaaaaaaasznie ci się nie chce" - może to znowu nie był mój dzień na bieganie i miałam go wykorzystać na coś, co mi lepiej pójdzie? ;) ale poszłam bo znowu miałam ten gorszy czasowo tydzień i musiałam nadrobić straty.
ostatecznie wyszło 8 szybszych odcinków.

teraz opowiadanie z serii Z zakamarków podświadomości Wiśni, czyli dołączam do grona śniących na okołobiegowe tematy (Kanas78, pardita): śniło mi się dzisiaj, że startowałam w tym biegu, na który się jeszcze nie zapisałam (i kurczę, teraz nie wiem czy się zapisywać). biegłam i spotkałam na drodze koleżankę, więc nagle z biegu zrobił się spacer towarzyski po trasie, łącznie z zaglądaniem do okolicznych sklepów :P po drodze 3 razy zmieniałam koszulkę (niebieska, zielona i czerwona - Kanas :uuusmiech: ) - po każdym okrążeniu. miałam strasznie słaby czas i kompletnie się poddałam ale żeby nie było, przed metą (która była w bramie jakiegoś domu i nie wiedziałam nawet dokładnie gdzie wbiec...) zaczęłam biec, a po konsultacjach z panem przy mecie dowiedziałam się, że niestety pominęłam część trasy :bum: i w sumie biegłam tylko 31 minut (nie powiedział mi ile km, ale patrząc na moje czasy wyszłoby, że pominęłam ponad połowę trasy :P).
wstyd trochę, pierwszy bieg i takie jaja... :lalala:

sen o kupowaniu roweru od Nergala był przyjemniejszy, nie powiem :bum:

pozdrawiam, podjadając własnoręcznie wyjęte, przygotowane i wysuszone (to już nie własnoręcznie tylko przez suszarkę) pestki dyni :spoko:
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

wtorek, 8.11.2011

Obrazek
dystans: 10 km
czas trwania: 1 h
średnia prędkość: 6:01 min/km
kcal: 613

miał być trening w poniedziałek ale nie chciało mi się, o.
we wtorek też nie wszystko poszło zgodnie z planem ale poszłam... musiałam iść :lalala: zrobiłam sobie próbę generalną przed piątkiem - wyznaczyłam 3 kółka po ok. 3,3 km i pobiegłam :hej: trochę nudno samemu kręcić 3 kółka ale dałam radę... chociaż łatwo nie było. nie ukrywam, że okres zepsucia się nadajników GPS/ endomondo minął i żeby spaść ze średnią poniżej 6:10 muszę się znowu ostro namęczyć. ;) byłam naprawdę zmachana ale biegłam, twierdząc że muszę pokazać nogom jak mają biec - no i pokazałam - ostatni kilometr 5:24 min/km, walka była do końca :spoczko: ostatecznie chyba nie zrozumiały... ale o tym później.
po przyjściu do domu cały wieczór bolały mnie nogi - zestaw - prawa piszczel+lewa łydka, która dała o sobie znać podczas podskoków na rozgrzewce. trochę się wystraszyłam ale podczas biegu nie boli, myślę że będzie ok.

środa, 9.11.2011

Obrazek
czas trwania: 30 min

wyłączyłam sobie endomondo, czyli standard. :ble: myślę, że średnia wyszła ok 6:20, pierwsze 2.5 km wyszło 6:16, a potem chyba jeszcze bardziej zwolniłam. :tonieja: miało być easy ale wbrew tempu wcale nie było, byłam chyba zmęczona bardziej niż wczoraj - źle mi się biega ostatnio, po prostu. chociaż mam nadzieję, że dzisiaj było to wynikiem niedojedzenia bo wychodząc o 11:30 na trening, byłam na jogurcie z musli zjedzonym o 6:30 i jabłku spożytym godzinę przed treningiem.
ale właśnie uzupełniłam sobie węgle - było Prince polo, kawałek czekolady, serek, trochę orzechów :spoczko:

Obrazek
11.11.2011 1. Luboński Bieg Niepodległości, 10 km - status: zapisana, opłacona.
bieg cieszy się dużym powodzeniem :) początkowy limit wynosił 300 osób (teraz 350), a już opłaconych jest 294. widać, że organizatorzy są ogarnięci, mam nadzieję, że w piątek to też będzie widać.

tylko mam dylemat co ubrać... wg prognoz będzie dość chłodno ale nienawidzę się przegrzewać więc jak się ubiorę za ciepło to będzie katastrofa :wrr: stąd takie pytanie do was, trochę głupie ale naprawdę nie wiem - gdzie przypiąć numer startowy jeśli wystartuję w kurtce, którą z dużym prawdopodobieństwem będę chciała zdjąć w połowie trasy? :ojoj:
w ogóle wziąć coś specjalnego? zrobić coś, o czym mogę nie mieć pojęcia? :)
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

piątek, 11.11.2011

Obrazek
1. Luboński Bieg Niepodległości – 10 km

Dystans: 10 km
Czas brutto: 57:45
Czas netto: 57:30
Tempo: 5:50 min/km


pobiegłam, przebiegłam, udało się. a mało brakowało… dłuższe sprawozdanie należy się raczej z drodze do Lubonia niż samej imprezie ale o tym zaraz. ;o
wrażenia z pierwszych zawodów? bardzo pozytywne, tak jak przewidywałam – świetna organizacja, fajni ludzie i idealne jak na listopad warunki pogodowe – przed biegiem trochę marzłam ale potem wyszło słońce i rekompensowało wiatr.
wynik pewnie mogłabym mieć odrobinę lepszy, ale jestem zadowolona, mam prawo w kółko usprawiedliwiać się pierwszym razem :uuusmiech: chciałam mieć poniżej godziny i jest. zacznę od tego że, tak jak to ostatnimi czasy bywa, ciężko mi się biegło. no, żeby nie przesadzać - umiarkowanie ciężko – na tyle dobrze, że cały czas trzymałam tempo, pilnowałam żeby nie zwalniać i udało mi się ;) trasa przebiegała na ulicach pomiędzy domami, niby płaska ale były ze dwa podbiegi i zbiegi na okrążeniu. byłam świadoma swojej prędkości, pani z endomondo co kilometr raportowała mi lap tajmy, mimo tego jak spojrzałam w domu na wykres prędkości to zrobiłam tak: :o był właściwie prosty, tak równo nigdy nie biegałam! ale potem stwierdziłam, że to pewnie kwestia tego, że w warunkach treningowych omija się „przeszkody” i biegnie różnymi terenami, tutaj jednak była trasa (prawie) cała dla mnie. ot, takie moje spostrzeżenie, dla bardziej doświadczonych pewnie oczywista oczywistość. :D ale fajnie wiedzieć, że umiem utrzymać równe tempo.
ostatni kilometr bez szału – 5:33, niby wydawało mi się, że miałam mało siły na przyspieszenie i finisz ale jak już dodałam gazu to stwierdziłam, że mogłabym wcześniej przyspieszyć do maksa… no i na mecie wcale nie byłam tak bardzo zmęczona, oj, mogłam szybciej finiszować. ale się bałam, w końcu (nie wiem czy już wspominałam? :ble: ) biegłam pierwszy raz, nie wiedziałam czy może nie padnę 10 metrów przed metą, a to by był w ogóle wstyd, nie?

teraz czas na gwóźdź programu, opis wydarzeń przed-biegowych :hej: nie ukrywam, że dostarczyły mi one więcej adrenaliny niż sam bieg, zastanawiam się tylko jak to ostatecznie na mnie wpłynęło – czy zabrało mi energię, a może zadziałało mobilizująco? :P
ze Swarzędza do Lubonia samochodem jedzie się max. pół godziny, można się zamknąć nawet w 20 minutach. ale jako że nie wiedziałam, z czym taką imprezę się je, wolałam być wcześniej...
wyjazd z domu: 8:00 (start o 10:00), w składzie:
- kierowca - moja siostra, sztuk 1.
- piloto-pasażer - ja, sztuk 1.
- samochód, sztuk 1.
mam ochotę dopisać jeszcze -autostrada, sztuk 1., bo to jest to, co nas przerosło :lalala: nie wiem czemu wiedząc, że połączenie siostra+autostrada zwiastuje zawsze jakieś kłopoty, nie zadbałam o dobre rozeznanie się gdzie mamy zjechać, wjechać i tak dalej (no bo wiecie, to jest skomplikowane trochę...), a z autostradą nie ma żartów... takim oto sposobem przejechałyśmy 40 kilometrów w stronę przeciwną do Lubonia, przekraczając o godzinie 8:50 bramkę Poznań-Września (i płacąc 13 zł) :ojoj: no bo co z tego, że będąc na autostradzie zorientujesz się, że miałeś jechać w innym kierunku, skoro następny zjazd jest za tysiąc km? więc jechałyśmy, jechałyśmy, jechałyśmy i... jechałyśmy, zawracając we Wrześni wcale nie na autostradę tylko ekspresówkę, która wiodła do... Swarzędza :hahaha: i którą już nie można było jechać 160 km/h :lalala: po wykonaniu kilku telefonów plan był taki: jedziemy do miejsca, z którego wyjechałyśmy (czyli prawie spod domu) i jedziemy już dobrą trasą, wjeżdżając tym razem na autostradę w kierunku Lubonia, mamy szansę zdążyć do 9.45. o 9.15 nastąpiło wojażowe deja-vu, kolejna, ostatnia już szansa dojechania na start. wytężyłyśmy swoje i tak już skoncentrowane i zdeterminowane na cel umysły i o 9:40 byłyśmy na miejscu. HURRA! :hejhej: :bum:
wysiadając z samochodu byłam już przebrana, pobiegłam po numer startowy i miałam nawet jeszcze czas na coś w rodzaju rozgrzewki :spoczko:
(dla ludzi z poza Wielkopolski, mapa poglądowa do opowieści pt. "wycieczka krajoznawcza Wiśni" - KLIK)
wiem, że w tym momencie kompletnie skompromitowałam siebie i własną siostrę, ale mimo całej grozy sytuacji (już miałam wizję, że wrócimy do domu) zachowałyśmy względny spokój i wiarę w to, ze się uda (ja mniej, a ona przyznała mi się potem, że raz zwątpiła). już w drodze powrotnej śmiałyśmy się z całej sytuacji (swoją drogą, przypadkiem wracając jeszcze inną drogą - tym razem przez centrum Poznania :hahaha: ), a zawsze jedna historia więcej do opowiadania! ;)

wracając do meritum...
miejsce open: 281/326; kobiety: 37/56; K20: w pierwszej dziesiątce :spoko: [10/15] :bum:
zdjęć na razie nie mam ale możecie obejrzeć sobie filmik. jakieś duchy mnie goniły czy coś... :ojoj:
KLIK

hej! :hejhej:
Ostatnio zmieniony 12 lis 2011, 00:19 przez wisnia, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Kanas78
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2460
Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów

Nieprzeczytany post

Wisnia, nie będę ukrywać, że czytając Twój wpis popłakałam się ze śmiechu-pięknie opisałaś to kluczenie do startu :)
Gratuluję wyniku i zimnej krwi, bo ja pewnie w tym samochodzie z nerwów dostałabym biegunki :hej:
No to pierwsze koty za płoty. Aaaa, dzięki za link, już kumam o co chodzi z tym Twoim Avatarem!
Obrazek Obrazek

Obrazek

"Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz". Mahatma Gandhi
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

już teraz wszystko wiadomo. ale szybko leciałam, nie? :hejhej:

fotki, ze względu na organizacyjną wpadkę mam dość ubogie. zobaczymy, może pojawi się coś lepszego w necie.

na razie Wiśnia w okolicach drugiego kilometra (chyba), wciąż rześka i zadowolona ;)
Obrazek

ale i tak najlepsze zdjęcia mam już długo po finiszu :bum:
do kiełbasy była tylko musztarda, ale to było do przyjęcia. natomiast kompletnym faux-pas był fakt, że herbata była słodka! :grr:
ODPOWIEDZ