Kanas78-wydyszeć w maju 2014 nowy PB na dychę
Moderator: infernal
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
Dziś to co w poniedziałek. Motywacją była dziś dla mnie moja największa sportowa idolka -Justyna Kowalczyk. Przeczytałam z nią wywiad w najnowszym numerze miesięcznika "Pani" i od razu myślenie ustawiło mi się na prawidłowe tory
Zakwasiki lekkie czułam w mięśniach brzucha, a jakże a najbardziej uwielbiam taki ból mięśni brzucha, że aż czuję, że robi mi się niedobrze, gdzieś około 15 brzuszka w serii na 20 a ja nie odpuszczam, och jak ja uwielbiam brzuszki!! Muszę kiedyś policzyć, ile ich wychodzi, bo chyba całkiem sporo
Hantle też uwielbiam, bardzo szybko kształtują mi się mięśnie w górnej partii ciała-ale to chyba jest jakoś tak, że ona mają swoją "pamięć" i nawet po dłuższej przerwie szybko wracają na dobrą stronę mocy.
Może stanę się na tyle wytrwała, że te ćwiczenia w dniach niebiegowych na stałe wejdą do grafika? Zobaczę, ale nie obiecuję.
Znalazłam dziś taki cytat o bieganiu: "Z bieganiem jest jak z wiosłowaniem pod prąd. Skoro tylko zaprzestaniesz pracy, zaraz spycha cię do tyłu".
Mam nadzieję, że nie zepchnie mnie za bardzo. Powoli dostaję świra bez tego biegania.
A jutro wyczekiwana wizyta u ortopedy. Napiszę późnym wieczorem jak było.
Ahoj!
Zakwasiki lekkie czułam w mięśniach brzucha, a jakże a najbardziej uwielbiam taki ból mięśni brzucha, że aż czuję, że robi mi się niedobrze, gdzieś około 15 brzuszka w serii na 20 a ja nie odpuszczam, och jak ja uwielbiam brzuszki!! Muszę kiedyś policzyć, ile ich wychodzi, bo chyba całkiem sporo
Hantle też uwielbiam, bardzo szybko kształtują mi się mięśnie w górnej partii ciała-ale to chyba jest jakoś tak, że ona mają swoją "pamięć" i nawet po dłuższej przerwie szybko wracają na dobrą stronę mocy.
Może stanę się na tyle wytrwała, że te ćwiczenia w dniach niebiegowych na stałe wejdą do grafika? Zobaczę, ale nie obiecuję.
Znalazłam dziś taki cytat o bieganiu: "Z bieganiem jest jak z wiosłowaniem pod prąd. Skoro tylko zaprzestaniesz pracy, zaraz spycha cię do tyłu".
Mam nadzieję, że nie zepchnie mnie za bardzo. Powoli dostaję świra bez tego biegania.
A jutro wyczekiwana wizyta u ortopedy. Napiszę późnym wieczorem jak było.
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
Zapalenie rozcięgna podeszwowego. I okazało się, że mam płaskostopie poprzeczne pełne buahaha 33lata na świecie żyję, a tu takie rzeczy wychodzą.
Ortopeda od razu przystąpił do rzeczy i jak mnie dotknął w to bolące miejsce, to aż zawyłam.
Jestem wk....wiona. I tyle.
Przepisał tabsy i fastum, kazał zakupić wkładki ortopedyczne oraz klapki drewniane płaskie, w których mam pomykać, kiedy tylko się da. No to już zakupię, jak wrócę ze Śląska, bo jutro wyjeżdżam na groby i wracam dopiero w środę. Muszę poszukać w Łodzi specjalistycznych sklepów i już się cieszę, że będę miała co robić z forsą no ale na zdrowiu się nie oszczędza.
No to tyle. Tymczasem na pocieszenie zeżarłam tabliczkę czekolady z nadzieniem karmelowym i już mam poczucie winy, bo nie wiem, kiedy to spalę.. no ale mam cichą nadzieję na próbne bieganie w środę po powrocie. Zobaczymy....
Ahoj. Do środy. Lecę się pakować.
Ortopeda od razu przystąpił do rzeczy i jak mnie dotknął w to bolące miejsce, to aż zawyłam.
Jestem wk....wiona. I tyle.
Przepisał tabsy i fastum, kazał zakupić wkładki ortopedyczne oraz klapki drewniane płaskie, w których mam pomykać, kiedy tylko się da. No to już zakupię, jak wrócę ze Śląska, bo jutro wyjeżdżam na groby i wracam dopiero w środę. Muszę poszukać w Łodzi specjalistycznych sklepów i już się cieszę, że będę miała co robić z forsą no ale na zdrowiu się nie oszczędza.
No to tyle. Tymczasem na pocieszenie zeżarłam tabliczkę czekolady z nadzieniem karmelowym i już mam poczucie winy, bo nie wiem, kiedy to spalę.. no ale mam cichą nadzieję na próbne bieganie w środę po powrocie. Zobaczymy....
Ahoj. Do środy. Lecę się pakować.
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
Kanas78-wasn't born to run- początek...
Korzystając z nieobecności Kanas trochę potroluję I bez aluzji Opowieść będzie typowa , bo o bieganiu (rolkowaniu)... Generalnie o tym jak doszliśmy przez rok do czegoś, co rok temu wydawało się nieosiągalne ...
1. Miłe dobrego początki... Zdjęcie przedstawia zagubioną Kanas gdzieś w lasach mazurskich... Tu biegaliśmy góra 5 K... Cudowny wypad to był
2. Ziarno zostało zasiane... Zimą nastąpiło ugruntowanie formy pod kątem rolek... Śnieg, mróz? Biegamy!
3. Love, love, love... Wybiegając w daleką przyszłość... Miałem fochy podczas przygotowań do MW, ale czy wytrzymam
Twoje? Tak czy siak nie ma to jak bieganie w tempie konwersacyjnym z Ukochaną I jeszcze ten padający śnieg...
4. Trening... trening... treningiem popychany... Koła kółka jedna spółka!
5. Wiadomo... Jaki trening>>>> takie suple, czyli:
lub
&
i oczywiście http://www.dreamtheater.net/
6. Czasami bywało tak...
7. ... co nie zmienia faktu, że takie chwile są niezapomniane....
Dalsze poczynania właścicielki blogaska znacie...
Korzystając z nieobecności Kanas trochę potroluję I bez aluzji Opowieść będzie typowa , bo o bieganiu (rolkowaniu)... Generalnie o tym jak doszliśmy przez rok do czegoś, co rok temu wydawało się nieosiągalne ...
1. Miłe dobrego początki... Zdjęcie przedstawia zagubioną Kanas gdzieś w lasach mazurskich... Tu biegaliśmy góra 5 K... Cudowny wypad to był
2. Ziarno zostało zasiane... Zimą nastąpiło ugruntowanie formy pod kątem rolek... Śnieg, mróz? Biegamy!
3. Love, love, love... Wybiegając w daleką przyszłość... Miałem fochy podczas przygotowań do MW, ale czy wytrzymam
Twoje? Tak czy siak nie ma to jak bieganie w tempie konwersacyjnym z Ukochaną I jeszcze ten padający śnieg...
4. Trening... trening... treningiem popychany... Koła kółka jedna spółka!
5. Wiadomo... Jaki trening>>>> takie suple, czyli:
lub
&
i oczywiście http://www.dreamtheater.net/
6. Czasami bywało tak...
7. ... co nie zmienia faktu, że takie chwile są niezapomniane....
Dalsze poczynania właścicielki blogaska znacie...
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
Kanas jesteś? Nie? No to troluję dalej
Będę monotonny, ponieważ znowu napiszę o bieganiu. W planie treningowym do BN miało być 40 minut na 75-80%. Pomyślałem sobie już wcześniej, że skoro niedaleko mam bieg, to się zapiszę. Co tak sam będę biegał kolejny trening? Bieg po Mazowieckim Parku Krajobrazowym, wpisowe 15 złotych, crossowa pętla ok. 7 km, czyli wszystko to, co tygryski lubią ostatnio najbardziej. Pobudka 5:30, śniadanko biegacza, kawka... Na zewnątrz mglisto, ale ciepło i bezwietrznie. Zapowiadała się super zabawa. Minimaraton, bo tak nazywa się bieg, organizowany jest po drugiej stronie Warszawy przez Stowarzyszenie Sąsiedzkie Stara Miłosna. Czekała mnie zatem podróż z przesiadkami. Jadę... Pociąg zapełniony, ale siedzę. Po co tracić siły? Dużo młodzieży, pani ze sznaucerem (jaka podobna do tego psiaka, a może odwrotnie?), pan śpi na muchołapa, pani czyta... Nagle poruszenie, każdy sięga do torebki, kieszeni kurtki... No nie ... Kanary o tej porze? Tak! Jak zwykle uderzają nagle, robią swoje i atakują następny przedział. Sięgam zatem i ja: karta miejska, legitymacja... upsssss... nie ma Została w portfelu na stoliku, bo po co mi on w lesie? Dobra sprawdza mnie, pik pik ... i dziękuję, poszedł.... Uffff Jadę dalej, ciemno, duszno... Przesiadka do metra: tu poszło szybko, tylko jeden przystanek i już siedzę w autobusie do Starej Miłosnej. Dotarłem na miejsce stosunkowo szybko. Nawet za szybko, bo organizator dopiero się "instalował".
Do startu pozostało mnóstwo czasu, zatem postanowiłem poznać trasę i przy okazji rozruszać się w czasie marszu. Polna droga zaprowadziła mnie do lasu, wypełnionego po brzegi polską złotą jesienią. To powietrze, zapach, kolory... Warto było wstać w sobotę tak rano i tu przyjechać
Patrzę pod nogi, a polna droga zamienia się w piach, a dalej wystające korzenie, a dalej podbiegi...
Organizator informował, że trasa biegu jest wymagająca, a więc wiedziałem, że lekko nie będzie. To w końcu tylko 7 km, a maratończycy mają pokonać pętlę kilka razy w rozgrywanym równolegle maratonie. Może kiedyś podejmę się takiego wyzwania. Poszedłem także zobaczyć końcówkę pętelki. Warto wiedzieć co jest za zakrętem, aby nie paść tuż przed metą . Minęła godzinka, organizator już się zorganizował, a i biegaczy przybyło. Czas odebrać pakiet, czyli zwrotny numer startowy 200 (zielony, zalaminowany), agrafki (takie same jak na MW, czyli gnące się) i oczywiście oddać podpisane oświadczenie (nigdy go nie czytam). Zaskoczyła mnie mile porządna torba na depozyt. Taka profesjonalna, gruba, z miejscem na napisanie numeru. Zawsze na zawodach dostaje się jakieś worki na śmieci, które nie sprawdzają się.
Godzina startu już niedługo, pora więc na porządną rozgrzewkę. Jak wielu innych szuram po lesie, rozciągam się itd. Jeszcze 500 metrów truchtu na start i oczekiwanie. Maratończycy już gotowi (startują wcześniej), ale czekają na spóźnialskich. Tak, czekają! Kogoś zatrzymał korek na mieście i zadzwonił, że się ciut spóźni. Fakt ten potwierdza niezwykle rodzinny i przyjacielski charakter biegu.
Maratończycy wystartowali, powodzenia! Była ich spora gromadka, a nawet więcej niż minimaratończyków. Ustawiamy się na starcie i... tradycyjnie czekamy. Obok mnie pani biegaczka z biegającym labradorem, wesoło wymachującym ogonem. Chłopak w dżinsach i szaliku (biegacz, bo ma numer). Trzech starszych, brzuchatych biegaczy. Zerkam na czoło biegu... stoją "biegowe chudzielce" i grzeją swoje "biegowe silniki" . Na jaki czas biegną? No własnie... a jak ja mam pobiec? Trening treningiem, ale w końcu to zawody Dobra, nie ma co planować, bo trasa trudna jak na początkującego crossowca i można się połamać. Dalej widzę ekipęTVP Warszawa (!) i kogoś z profesjonalnym aparatem, jakąś kamerą na statywie (może będą fajne fotki w necie?). Uwaga! Trzy, dwa, jeden... Start!
Jest wąsko, zaczynam powoli i dobiegam do lasu. Zaczyna się ... Patrzę pod nogi, staram się nie biec bezpośrednio za kimś. Właśnie to jest fajne w crossie (oprócz okoliczności przyrody), że trzeba być mimo zmęczenia cały czas skoncentrowanym. Inaczej niż na ulicy, gdzie biegniesz i nie musisz patrzeć gdzie stąpasz (nie dotyczy pewnego odcinka na MW). Czuję, że za wolno, na garminie 5:30... 5:15. Serce woła leć, głowa mówi to nie asfalt... Czy starczy sił do mety jak pobiegnę szybciej? Kurde, przecież to tylko 7 km! Dawaj stary, obudź w sobie białego kenijczyka:) Nagle trasa staje się jakby równiejsza, można pocisnąć! I pocisnąłem. Tempo wysokie jak na mnie, bo nawet zrobiłem 2:27 ihihihihihi. Korzenie, liście, piach, mokro, koleiny... Garmin pokazuje 2, 3, 4 km, tempo w okolicach 5:00! Biegnę...Tętno w normie... Pamiętaj: koncentracja. Mijam biegnącego ze śródstopia (ładnie to wygląda trzeba przyznać). Ktoś siedzi mi na plecach- "wiezie się"...Też tak robię czasami. Mijam strasznie sapiącego biegacza, rozprasza mnie to i gubię rytm. Dukt leśny w miarę równy, wyrównuję i podkręcam tempo... 4:50... 4:30... Podbieg... Wzdłuż ścieżki widzę bagna… jakaś mogiła w środku lasu - kątem oka spostrzegam napis: żołnierz polski... chwila zadumy… kurde walczył „Za wolność naszą i waszą”, za to żebym tu mógł biegać … Tempo jak na mnie mocne... Dam radę, muszę wytrzymać, jeśli chcę dobrze pobiec BN... I jest kryzys... Zwalniam minimalnie, łapię oddech, trzech gości wyprzedza mnie, biegnę za nimi... Jest 6 km i wiem, gdzie jestem. Korzenie, liście... Jak dobrze, że kupiłem Kanadie... Dwóch biegaczy ucieka... Nie ma sensu ich gonić, dołączamy do biegaczki... Lekko pod górkę w lewo, z prawej spalone ranczo... 90 stopni w prawo i prosta do mety... Medal, woda, baton, kawałek czekolady... Koniec. Dystans 7,47 km czas 37:24, średnie tempo 5:00 min/km, tętno 90 % maksymalnego… Jest dobrze nawet bardzo dobrze Jestem zadowolony z wyniku, biorąc pod uwagę, że to był cross. Przebrać się z mokrych ciuchów, rozciągnąć (szczególnie lewego achillesa), trochę pokibicować maratończykom... O! Dobiegła pani z psem. Widzę też w oddali jednego z brzuchatych panów. Atmosfera na mecie rodzinna, dyskusje, śmiechy, grill... Pora się zbierać. Za rok pewnie też przyjadę. SUPER ZAWODY!
No I oczywiście medal
Będę monotonny, ponieważ znowu napiszę o bieganiu. W planie treningowym do BN miało być 40 minut na 75-80%. Pomyślałem sobie już wcześniej, że skoro niedaleko mam bieg, to się zapiszę. Co tak sam będę biegał kolejny trening? Bieg po Mazowieckim Parku Krajobrazowym, wpisowe 15 złotych, crossowa pętla ok. 7 km, czyli wszystko to, co tygryski lubią ostatnio najbardziej. Pobudka 5:30, śniadanko biegacza, kawka... Na zewnątrz mglisto, ale ciepło i bezwietrznie. Zapowiadała się super zabawa. Minimaraton, bo tak nazywa się bieg, organizowany jest po drugiej stronie Warszawy przez Stowarzyszenie Sąsiedzkie Stara Miłosna. Czekała mnie zatem podróż z przesiadkami. Jadę... Pociąg zapełniony, ale siedzę. Po co tracić siły? Dużo młodzieży, pani ze sznaucerem (jaka podobna do tego psiaka, a może odwrotnie?), pan śpi na muchołapa, pani czyta... Nagle poruszenie, każdy sięga do torebki, kieszeni kurtki... No nie ... Kanary o tej porze? Tak! Jak zwykle uderzają nagle, robią swoje i atakują następny przedział. Sięgam zatem i ja: karta miejska, legitymacja... upsssss... nie ma Została w portfelu na stoliku, bo po co mi on w lesie? Dobra sprawdza mnie, pik pik ... i dziękuję, poszedł.... Uffff Jadę dalej, ciemno, duszno... Przesiadka do metra: tu poszło szybko, tylko jeden przystanek i już siedzę w autobusie do Starej Miłosnej. Dotarłem na miejsce stosunkowo szybko. Nawet za szybko, bo organizator dopiero się "instalował".
Do startu pozostało mnóstwo czasu, zatem postanowiłem poznać trasę i przy okazji rozruszać się w czasie marszu. Polna droga zaprowadziła mnie do lasu, wypełnionego po brzegi polską złotą jesienią. To powietrze, zapach, kolory... Warto było wstać w sobotę tak rano i tu przyjechać
Patrzę pod nogi, a polna droga zamienia się w piach, a dalej wystające korzenie, a dalej podbiegi...
Organizator informował, że trasa biegu jest wymagająca, a więc wiedziałem, że lekko nie będzie. To w końcu tylko 7 km, a maratończycy mają pokonać pętlę kilka razy w rozgrywanym równolegle maratonie. Może kiedyś podejmę się takiego wyzwania. Poszedłem także zobaczyć końcówkę pętelki. Warto wiedzieć co jest za zakrętem, aby nie paść tuż przed metą . Minęła godzinka, organizator już się zorganizował, a i biegaczy przybyło. Czas odebrać pakiet, czyli zwrotny numer startowy 200 (zielony, zalaminowany), agrafki (takie same jak na MW, czyli gnące się) i oczywiście oddać podpisane oświadczenie (nigdy go nie czytam). Zaskoczyła mnie mile porządna torba na depozyt. Taka profesjonalna, gruba, z miejscem na napisanie numeru. Zawsze na zawodach dostaje się jakieś worki na śmieci, które nie sprawdzają się.
Godzina startu już niedługo, pora więc na porządną rozgrzewkę. Jak wielu innych szuram po lesie, rozciągam się itd. Jeszcze 500 metrów truchtu na start i oczekiwanie. Maratończycy już gotowi (startują wcześniej), ale czekają na spóźnialskich. Tak, czekają! Kogoś zatrzymał korek na mieście i zadzwonił, że się ciut spóźni. Fakt ten potwierdza niezwykle rodzinny i przyjacielski charakter biegu.
Maratończycy wystartowali, powodzenia! Była ich spora gromadka, a nawet więcej niż minimaratończyków. Ustawiamy się na starcie i... tradycyjnie czekamy. Obok mnie pani biegaczka z biegającym labradorem, wesoło wymachującym ogonem. Chłopak w dżinsach i szaliku (biegacz, bo ma numer). Trzech starszych, brzuchatych biegaczy. Zerkam na czoło biegu... stoją "biegowe chudzielce" i grzeją swoje "biegowe silniki" . Na jaki czas biegną? No własnie... a jak ja mam pobiec? Trening treningiem, ale w końcu to zawody Dobra, nie ma co planować, bo trasa trudna jak na początkującego crossowca i można się połamać. Dalej widzę ekipęTVP Warszawa (!) i kogoś z profesjonalnym aparatem, jakąś kamerą na statywie (może będą fajne fotki w necie?). Uwaga! Trzy, dwa, jeden... Start!
Jest wąsko, zaczynam powoli i dobiegam do lasu. Zaczyna się ... Patrzę pod nogi, staram się nie biec bezpośrednio za kimś. Właśnie to jest fajne w crossie (oprócz okoliczności przyrody), że trzeba być mimo zmęczenia cały czas skoncentrowanym. Inaczej niż na ulicy, gdzie biegniesz i nie musisz patrzeć gdzie stąpasz (nie dotyczy pewnego odcinka na MW). Czuję, że za wolno, na garminie 5:30... 5:15. Serce woła leć, głowa mówi to nie asfalt... Czy starczy sił do mety jak pobiegnę szybciej? Kurde, przecież to tylko 7 km! Dawaj stary, obudź w sobie białego kenijczyka:) Nagle trasa staje się jakby równiejsza, można pocisnąć! I pocisnąłem. Tempo wysokie jak na mnie, bo nawet zrobiłem 2:27 ihihihihihi. Korzenie, liście, piach, mokro, koleiny... Garmin pokazuje 2, 3, 4 km, tempo w okolicach 5:00! Biegnę...Tętno w normie... Pamiętaj: koncentracja. Mijam biegnącego ze śródstopia (ładnie to wygląda trzeba przyznać). Ktoś siedzi mi na plecach- "wiezie się"...Też tak robię czasami. Mijam strasznie sapiącego biegacza, rozprasza mnie to i gubię rytm. Dukt leśny w miarę równy, wyrównuję i podkręcam tempo... 4:50... 4:30... Podbieg... Wzdłuż ścieżki widzę bagna… jakaś mogiła w środku lasu - kątem oka spostrzegam napis: żołnierz polski... chwila zadumy… kurde walczył „Za wolność naszą i waszą”, za to żebym tu mógł biegać … Tempo jak na mnie mocne... Dam radę, muszę wytrzymać, jeśli chcę dobrze pobiec BN... I jest kryzys... Zwalniam minimalnie, łapię oddech, trzech gości wyprzedza mnie, biegnę za nimi... Jest 6 km i wiem, gdzie jestem. Korzenie, liście... Jak dobrze, że kupiłem Kanadie... Dwóch biegaczy ucieka... Nie ma sensu ich gonić, dołączamy do biegaczki... Lekko pod górkę w lewo, z prawej spalone ranczo... 90 stopni w prawo i prosta do mety... Medal, woda, baton, kawałek czekolady... Koniec. Dystans 7,47 km czas 37:24, średnie tempo 5:00 min/km, tętno 90 % maksymalnego… Jest dobrze nawet bardzo dobrze Jestem zadowolony z wyniku, biorąc pod uwagę, że to był cross. Przebrać się z mokrych ciuchów, rozciągnąć (szczególnie lewego achillesa), trochę pokibicować maratończykom... O! Dobiegła pani z psem. Widzę też w oddali jednego z brzuchatych panów. Atmosfera na mecie rodzinna, dyskusje, śmiechy, grill... Pora się zbierać. Za rok pewnie też przyjadę. SUPER ZAWODY!
No I oczywiście medal
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
Dziś test kontuzjowanej stopy. Boli, a właściwie zaczęło boleć po 40minutowym biegu, więc nadal nici z biegania. Pozostaje orbitrek i inne ćwiczenia. I tak aż do skutku, czyli nie wiem do kiedy.
Durne to było, że wyszłam biegać, no ale człowiek uczy się na własnych błędach.
Ahoj.
Durne to było, że wyszłam biegać, no ale człowiek uczy się na własnych błędach.
Ahoj.
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
No i zgłupiałam. W jednym numerze RW jest artykuł o najczęstszych kontuzjach biegaczy, w tym o rozcięgnie. W tym samym artykule napisane jest, że można biegać, gdy noga nie boli po przebudzeniu i chodzeniu w ciągu dnia (mój przypadek) a także że nie można biegać w trakcie kontuzji, bo się pogłębia...
Wybieram nie bieganie, ponieważ za 32 dni bieg w Toruniu i nawet strach pomyśleć, co będzie, jak nie daj Boże kontuzja mi się odnowi w trakcie? Przecież nie zejdę z trasy gdzieś w głębi lasu z moją orientacją w terenie to się może tragicznie skończyć, a wątpię, aby liczono na zawodach wszystkich zawodników, którzy dobiegli do mety.. i co, zostanę sama pozostawiona na pożarcie wygłodniałym wilkom albo jakimś innym dzikim zwierzętom! Nie ma bata! Na razie mam koncepcję, że w razie odnowienia się kontuzji przejdę w szybki marsz. Ale jednak lepiej by było, żeby ta kontuzja się nie odzywała, dlatego nie będę teraz dobijać ostatniego gwoździa do trumny biegami.
Tak więc dziś ćwiczenia wzmacniające mięśnie nóg plus moje ulubione ćwiczenia siłowe z ciężarkami na: bicepsy, tricepsy, kaptury, ćwiczenia wszystkich mięśni brzucha (dziś policzyłam, ile w sumie wykonuję tych brzuszków-wysżło że 280!!) i kręgosłupa.
Fajnie było i coraz bardziej mi się podobają moje ćwiczenia siłowe.
A to, co mi się nie podoba? Spodnie, które były luźniejsze, robią się jakieś dopasowane, fak zaczynam tyć! I druga rzecz-ciężko mi było wczoraj w trakcie treningu wejść w strefę yellow i utrzymać ją przez kwadrans... kondycha zdycha. No nic, jutro kardio na orbitreku, zobaczymy.
Chyba powinnam mniej jeść, skoro nie biegam... a tu zima nadchodzi... przeraża mnie to!!
A z innej beczki,
Dziś z wolfem próbowaliśmy rozkminić, jakby tu zrobić z niego Kenijczyka na BN i żeby nie musiał się przepychać przez tłum ludzi w celu pobicia życiówki i wymyśliliśmy, że:
-stanie na starcie zaraz na samym początku z zawodowcami, w celu wychudzenia na maksa (coby jak najbardziej przypominał zawodowca) ściśniemy co grubsze części ciała bandażami a muskle dolepimy z plasteliny bądź dorysujemy anatomiczną budowę ciała czerwonym kolorem
-pomalujemy go na czarno jak pastowanego kabana w filmie o Kargulach i Pawlakach i wtedy nie będzie wątpliwości, że to prawdziwy Kenijczyk
Ahoj!
Wybieram nie bieganie, ponieważ za 32 dni bieg w Toruniu i nawet strach pomyśleć, co będzie, jak nie daj Boże kontuzja mi się odnowi w trakcie? Przecież nie zejdę z trasy gdzieś w głębi lasu z moją orientacją w terenie to się może tragicznie skończyć, a wątpię, aby liczono na zawodach wszystkich zawodników, którzy dobiegli do mety.. i co, zostanę sama pozostawiona na pożarcie wygłodniałym wilkom albo jakimś innym dzikim zwierzętom! Nie ma bata! Na razie mam koncepcję, że w razie odnowienia się kontuzji przejdę w szybki marsz. Ale jednak lepiej by było, żeby ta kontuzja się nie odzywała, dlatego nie będę teraz dobijać ostatniego gwoździa do trumny biegami.
Tak więc dziś ćwiczenia wzmacniające mięśnie nóg plus moje ulubione ćwiczenia siłowe z ciężarkami na: bicepsy, tricepsy, kaptury, ćwiczenia wszystkich mięśni brzucha (dziś policzyłam, ile w sumie wykonuję tych brzuszków-wysżło że 280!!) i kręgosłupa.
Fajnie było i coraz bardziej mi się podobają moje ćwiczenia siłowe.
A to, co mi się nie podoba? Spodnie, które były luźniejsze, robią się jakieś dopasowane, fak zaczynam tyć! I druga rzecz-ciężko mi było wczoraj w trakcie treningu wejść w strefę yellow i utrzymać ją przez kwadrans... kondycha zdycha. No nic, jutro kardio na orbitreku, zobaczymy.
Chyba powinnam mniej jeść, skoro nie biegam... a tu zima nadchodzi... przeraża mnie to!!
A z innej beczki,
Dziś z wolfem próbowaliśmy rozkminić, jakby tu zrobić z niego Kenijczyka na BN i żeby nie musiał się przepychać przez tłum ludzi w celu pobicia życiówki i wymyśliliśmy, że:
-stanie na starcie zaraz na samym początku z zawodowcami, w celu wychudzenia na maksa (coby jak najbardziej przypominał zawodowca) ściśniemy co grubsze części ciała bandażami a muskle dolepimy z plasteliny bądź dorysujemy anatomiczną budowę ciała czerwonym kolorem
-pomalujemy go na czarno jak pastowanego kabana w filmie o Kargulach i Pawlakach i wtedy nie będzie wątpliwości, że to prawdziwy Kenijczyk
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
No. Jest fajnie, zachorowałam
Dopadło mnie takie paskudne przeziębienie. Nawet wiem skąd się przypałętało, ale nie chce mi się o tym pisać. Z nosa leci jak z kranu, pocę się jak mysz, łeb pęka. Jest cudnie
Dzięki wszystkim za dobre rady co do biegu, to miłe!
Niestety w przyszłym tygodniu będzie już trzeci tydzień, jak nie biegam, a to oznacza, jakbym biegowo była znów na początku drogi super, nie?
Będę musiała (jak kiedyś rozcięgno odpuści i przeziębienie), zacząć trening od początku buahaha.
Więc ta dyszka na BN to będzie rozruch, bieg, aby w ogóle się dokulać do mety. A co będzie dalej, nie wiem.
Czuję się jak Syzyf... wszystko poszło jak krew w piach.
A co będzie w Toruniu? Nie wiem.
Ahoj.
Dopadło mnie takie paskudne przeziębienie. Nawet wiem skąd się przypałętało, ale nie chce mi się o tym pisać. Z nosa leci jak z kranu, pocę się jak mysz, łeb pęka. Jest cudnie
Dzięki wszystkim za dobre rady co do biegu, to miłe!
Niestety w przyszłym tygodniu będzie już trzeci tydzień, jak nie biegam, a to oznacza, jakbym biegowo była znów na początku drogi super, nie?
Będę musiała (jak kiedyś rozcięgno odpuści i przeziębienie), zacząć trening od początku buahaha.
Więc ta dyszka na BN to będzie rozruch, bieg, aby w ogóle się dokulać do mety. A co będzie dalej, nie wiem.
Czuję się jak Syzyf... wszystko poszło jak krew w piach.
A co będzie w Toruniu? Nie wiem.
Ahoj.
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
Dziś w ramach wypocenia przeziębienia 45 min na orbim. Oj to był wycisk bo mialam ubrany ciepły dres. Dosłownie lało się ze mnie. No cóż, lepsze to niż nic. Piszę z komórki bo przestał mi działać touchpad i myszka w laptopie buuu ciężko się korzysta z samych klawiszy!! No i miałam dziś pierwszy sen biegowy o Toruniu. Był straszny śnieg a rozciegno bolało tuż po starcie mam nadzieję, że to nie jest sen proroczy.
Ahoj.
Ahoj.
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
Dziś jedna pozytywna wiadomość: przeziębienie poszło precz. Co prawda jeszcze wczoraj jak poszłam do pracy czułam się jakoś niewyraźnie-miałam takie bóle głowy i zawroty, jakby mnie ktoś młotkiem trzepnął w łeb no i czułam się słabiutko. Ze strachu zapisałam się do internisty na kontrolę (a jak wiadomo internista to lekarz od wszystkiego, czyli od niczego); internista stwierdził, że przeziębienie wyleczone i nie nakazał leżenia (szkoda, bo lubię leżeć), bo jak stwierdził, źle schodzi wydzielina z nosa przy leżeniu. Mówię, że mam uporczywe bóle głowy i sugeruję lekarce dwie rzeczy: że może to przez zapchane zatoki, a może (bo przeczytałam ulotkę od mojego leku na zapalenie rozcięgna) to skutki uboczne działania tego specyfiku. Lekarkę bardzo zdziwiły moje wnioski i stwierdziła, żebym w takim razie na jeden dzień odstawiła ten lek i sprawdziła, czy mnie wtedy głowa nie boli i jak się okaże, że nie boli, to że mam go przestać brać
Cóż, to ja już pozostawiłam bez komentarza i postanowiłam że ból głowy niech se jest, nawet niech mi ta głowa odpadnie, stopa ważniejsza
Przypuszczam, że to złe samopoczucie to przez kota, ponieważ jestem alergiczką a w pracy przygarnięto sierściucha i pewnie na niego jestem uczulona. No nic, mam skierowanie do alergologa i sprawdzę to.
Co więcej... aaa ćwiczyłam dziś ćwiczonka na wzmocnienie mięśni nóg plus ćwiczenia z Cindy.
Orbitrek będzie jutro, w czwartek się zobaczy a w piątek start zdechlaka na BN oczywiście czysto rekreacyjny z planem oby do mety.
Z innej beczki: jadąc wczoraj tramwajem do lekarza chciałam kupić bilety u motorniczej a pani odesłała mnie do automatu biletowego znajdującego się w tramwaju-kurde, szok! Jaka cywilizacja myślę sobie. No to idę do maszyny biletowej, wrzucam 5zeta a ten wypluwa monetę! Co jest? Wrzucam jeszcze raz-ten znów to samo! Idę do motorniczej a ona mówi, że te automaty nie przyjmują pięciozłotówek, tylko monety od 2złotych buahaha, taki super wynalazek!
Mam straszny apetyt na słodkie ostatnio i nie wiem czemu-nie przepadam za słodyczami i jem je bardzo rzadko-o co kaman?
A w ogóle to naszły mnie takie filozoficzne przemyślenia, że nie ma co się złościć na organizm i kontuzję, tylko cierpliwie czekać, aż się stopa wyleczy. Organizm głupi nie jest i skoro mówi, że boli, to znaczy, że jeszcze nie czas na treningi. No i chyba się już z tym wszystkim pogodziłam i stwierdziłam, że będzie, co ma być. Mam dołka, ale nie poddaję, się, tylko mam gorsze dni, cóż jestem tylko człowiekiem...
I przepraszam Was wszystkich, że nie czytam Waszych blogów, wpisów i komentarzy-tak jest lepiej dla mojej psychiki; ale wrócę obiecuję
A i dostałam przepiękną koszulkę biegową adidasa od Ukochanego w przepięknym kolorze niebieskim i jestem przeszczęśliwa, że stałam się jej posiadaczką-dziękuję
Ps. O moich planach biegowych na nadchodzący 2012 rok poopowiadam po zakończeniu się mojej kontuzji (miałam już ich zarys, ale kontuzje weryfikują wszystkie plany)
Ahoj!
Cóż, to ja już pozostawiłam bez komentarza i postanowiłam że ból głowy niech se jest, nawet niech mi ta głowa odpadnie, stopa ważniejsza
Przypuszczam, że to złe samopoczucie to przez kota, ponieważ jestem alergiczką a w pracy przygarnięto sierściucha i pewnie na niego jestem uczulona. No nic, mam skierowanie do alergologa i sprawdzę to.
Co więcej... aaa ćwiczyłam dziś ćwiczonka na wzmocnienie mięśni nóg plus ćwiczenia z Cindy.
Orbitrek będzie jutro, w czwartek się zobaczy a w piątek start zdechlaka na BN oczywiście czysto rekreacyjny z planem oby do mety.
Z innej beczki: jadąc wczoraj tramwajem do lekarza chciałam kupić bilety u motorniczej a pani odesłała mnie do automatu biletowego znajdującego się w tramwaju-kurde, szok! Jaka cywilizacja myślę sobie. No to idę do maszyny biletowej, wrzucam 5zeta a ten wypluwa monetę! Co jest? Wrzucam jeszcze raz-ten znów to samo! Idę do motorniczej a ona mówi, że te automaty nie przyjmują pięciozłotówek, tylko monety od 2złotych buahaha, taki super wynalazek!
Mam straszny apetyt na słodkie ostatnio i nie wiem czemu-nie przepadam za słodyczami i jem je bardzo rzadko-o co kaman?
A w ogóle to naszły mnie takie filozoficzne przemyślenia, że nie ma co się złościć na organizm i kontuzję, tylko cierpliwie czekać, aż się stopa wyleczy. Organizm głupi nie jest i skoro mówi, że boli, to znaczy, że jeszcze nie czas na treningi. No i chyba się już z tym wszystkim pogodziłam i stwierdziłam, że będzie, co ma być. Mam dołka, ale nie poddaję, się, tylko mam gorsze dni, cóż jestem tylko człowiekiem...
I przepraszam Was wszystkich, że nie czytam Waszych blogów, wpisów i komentarzy-tak jest lepiej dla mojej psychiki; ale wrócę obiecuję
A i dostałam przepiękną koszulkę biegową adidasa od Ukochanego w przepięknym kolorze niebieskim i jestem przeszczęśliwa, że stałam się jej posiadaczką-dziękuję
Ps. O moich planach biegowych na nadchodzący 2012 rok poopowiadam po zakończeniu się mojej kontuzji (miałam już ich zarys, ale kontuzje weryfikują wszystkie plany)
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
Dziś 50minut na orbitreku, dobrze, że na nim stopa siedzi cicho nie wiem, jak ja w przeszłości mogłam napier...ć na tym orbitreku non stop, posze, jakie to jest smętne i nudne biec w miejscu!!
A jutro już chyba nic. Choć nie wiem, polubiłam te hantelki i tak uświadomiłam sobie, że przecież ćwiczenia siłowe poprawiają gęstość kości, więc pewnie wyjdzie mi to na zdrowie...a poza tym dzięki nim pewne rzeczy (znaczy części ciała) opadają później, niż bez ćwiczeń
A 11.11 wiadomo, BN, pierwszy raz z perspektywy "biegaczki", bo wcześniej na rolkach brałam udział.
Boże, po co ja tam biegnę? Żeby się zbłaźnić chyba
To zaraz ktoś spyta: a kto Ci kazał startować w BN? Nikt, sama sobie kazałam, chyba miałam nadzieję, że kontuzja odpuści wcześniej.
No nic, zobaczymy w piątek, na jakim jest etapie. Żebym tylko nie musiała przechodzić w marsz... nie ma większego obciachu jak na takim biegu (dyszce) przechodzić w marsz
Nawet mam plan pobiec z muzyczką i wczuć w nią, żeby nie myśleć bez przerwy o tej stopie i o wybieganych na maksa i chudych na maksa ludziach dookoła ale czy to się uda w takim tłumie? Chyba nie.
A z tymi monetami chodziło o to, że automat przyjmuje wszystko od 2złotych w dół.. nie napisałam, sorki.
A tak w ogóle to wszyscy zdrowi i wszystko gra i trąbi.
Jestem nieznośna, wiem
Ahoj!
A jutro już chyba nic. Choć nie wiem, polubiłam te hantelki i tak uświadomiłam sobie, że przecież ćwiczenia siłowe poprawiają gęstość kości, więc pewnie wyjdzie mi to na zdrowie...a poza tym dzięki nim pewne rzeczy (znaczy części ciała) opadają później, niż bez ćwiczeń
A 11.11 wiadomo, BN, pierwszy raz z perspektywy "biegaczki", bo wcześniej na rolkach brałam udział.
Boże, po co ja tam biegnę? Żeby się zbłaźnić chyba
To zaraz ktoś spyta: a kto Ci kazał startować w BN? Nikt, sama sobie kazałam, chyba miałam nadzieję, że kontuzja odpuści wcześniej.
No nic, zobaczymy w piątek, na jakim jest etapie. Żebym tylko nie musiała przechodzić w marsz... nie ma większego obciachu jak na takim biegu (dyszce) przechodzić w marsz
Nawet mam plan pobiec z muzyczką i wczuć w nią, żeby nie myśleć bez przerwy o tej stopie i o wybieganych na maksa i chudych na maksa ludziach dookoła ale czy to się uda w takim tłumie? Chyba nie.
A z tymi monetami chodziło o to, że automat przyjmuje wszystko od 2złotych w dół.. nie napisałam, sorki.
A tak w ogóle to wszyscy zdrowi i wszystko gra i trąbi.
Jestem nieznośna, wiem
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
XXIII Bieg Niepodległości 11.11.2011 godz. 11:11
Pobudka. Jadę. Interregio.....pociąg dyskoteka, kto jechał, ten wie spóźnienie tradycyjne: 15 minut. Tyle, co rolkarze jadą 10km hihi
Jestem w Warszawie, wchodzimy z Wolfem do metra. Spotykamy znajomego z łodzkich tras biegowych. W drodze na start zamieniamy kilka zdań ze znajomym z Twister Trójmiasto.
Rozpoczęcie procedury startowej: przebranie, WC, rozgrzewka i dzwoni Kachita. Ustawiamy się na 55minut a Wolf dołączył do białych kenijczyków.
Czapki z głów, hymn, biało-czerwona flaga z biegaczy robi wrażenie....
Start!
Plan jest taki: powstrzymać białego kenijczyka. Ja mierzę dystans, a Kachita czas, to się nazywa współpraca mijamy sporą ilość biegaczy co to niby stają na 50 minut a potem przechodzą w marsz i ledwo dyszą i to jest wkurzające.
Pierwszy wiadukt, spoko, lecimy dalej. Nawrotka i po 4km kolejny wiadukt. Tutaj następuje weryfikacja planów treningowych..... Kłapanie butów, sapanie na podbiegu wybija mnie z rytmu...Forumowy duet biegnie dalej
Trzymamy tempo...
Meta....jest Kachita gratulacje, uściski, w tle "To my, pierwsza brygada" i wielka radość i wzruszenie.
Do zobaczenia w następnym biegu!
Medal piękny a bólu stopy nie było....Z tej radości zapomniałam drogi do szatni. Mam szczęście do spotykania obcokrajowców w pytaniu o drogę (a było ich trzech). Trafiłam....przebrałam się....idziemy z Wolfem na zupę....pomidorowa dobra, ale makaron rozgotowany....czas Wolfa lepszy od makaronu 47:34
Gratki dla Kachity za życiówkę, dzięki Wszystkim za bieg.
Ahoj!
Pobudka. Jadę. Interregio.....pociąg dyskoteka, kto jechał, ten wie spóźnienie tradycyjne: 15 minut. Tyle, co rolkarze jadą 10km hihi
Jestem w Warszawie, wchodzimy z Wolfem do metra. Spotykamy znajomego z łodzkich tras biegowych. W drodze na start zamieniamy kilka zdań ze znajomym z Twister Trójmiasto.
Rozpoczęcie procedury startowej: przebranie, WC, rozgrzewka i dzwoni Kachita. Ustawiamy się na 55minut a Wolf dołączył do białych kenijczyków.
Czapki z głów, hymn, biało-czerwona flaga z biegaczy robi wrażenie....
Start!
Plan jest taki: powstrzymać białego kenijczyka. Ja mierzę dystans, a Kachita czas, to się nazywa współpraca mijamy sporą ilość biegaczy co to niby stają na 50 minut a potem przechodzą w marsz i ledwo dyszą i to jest wkurzające.
Pierwszy wiadukt, spoko, lecimy dalej. Nawrotka i po 4km kolejny wiadukt. Tutaj następuje weryfikacja planów treningowych..... Kłapanie butów, sapanie na podbiegu wybija mnie z rytmu...Forumowy duet biegnie dalej
Trzymamy tempo...
Meta....jest Kachita gratulacje, uściski, w tle "To my, pierwsza brygada" i wielka radość i wzruszenie.
Do zobaczenia w następnym biegu!
Medal piękny a bólu stopy nie było....Z tej radości zapomniałam drogi do szatni. Mam szczęście do spotykania obcokrajowców w pytaniu o drogę (a było ich trzech). Trafiłam....przebrałam się....idziemy z Wolfem na zupę....pomidorowa dobra, ale makaron rozgotowany....czas Wolfa lepszy od makaronu 47:34
Gratki dla Kachity za życiówkę, dzięki Wszystkim za bieg.
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
I Bieg o Puchar Marszałka Łodzi 13.11.2011
Dystans: około 8km (wyszło więcej jak to w takich biegach ), czyli 2 pętelki, wpisowe 15 PLN
Bardzo kameralny bieg w jesiennej i zimnej atmosferze na terenie Parku Poniatowskiego w Łodzi. Zgniła, jesienna pogoda, ale na szczęście biuro zawodów było w klubie tenisowym tuż obok startu/ mety. Bieg szybki, ciężki. Nie wiem czy to efekt przymusowego roztrenowania czy w sumie szybkiego tempa. Tempo jak na moje obecne możliwości mocne: 5:40... 5:30 min/km Jak się chce złamać 2:00 w HM to nie ma lekko Czas na razie nieznany, jak będą wyniki, to dopiszę. Jednak czas w sumie jest bez znaczenia. Najważniejszy był test stopy. Stopa git, trochę boli lewe kolano, ale to pewnie dlatego, że odwykło od biegania po zróżnicowanym terenie: asfalt, chodnik, luźny piach, trawnik, kostka brukowa itd. Dodatek ekstra to bieg po torze dla rowerów BMX Jeździć to może i po tym można, ale biegać to się nie da http://www.youtube.com/user/78Kana#p/u/0/-O4hRYeosSw. Na mecie zaj...a grochówka.
Medal bardzo nietypowy- takiego jeszcze nie mam w swojej kolekcji.
Kilka fotek z biegu:
Przepychanie drzewka, czyli rozgrzewka
Tor BMX
Wyprzedzam kolejnych biegaczy... To przez to tempo
Tempo...
Tempo siadło... Tor BMX
Sprint... i meta
Medal
Ahoj!
Dystans: około 8km (wyszło więcej jak to w takich biegach ), czyli 2 pętelki, wpisowe 15 PLN
Bardzo kameralny bieg w jesiennej i zimnej atmosferze na terenie Parku Poniatowskiego w Łodzi. Zgniła, jesienna pogoda, ale na szczęście biuro zawodów było w klubie tenisowym tuż obok startu/ mety. Bieg szybki, ciężki. Nie wiem czy to efekt przymusowego roztrenowania czy w sumie szybkiego tempa. Tempo jak na moje obecne możliwości mocne: 5:40... 5:30 min/km Jak się chce złamać 2:00 w HM to nie ma lekko Czas na razie nieznany, jak będą wyniki, to dopiszę. Jednak czas w sumie jest bez znaczenia. Najważniejszy był test stopy. Stopa git, trochę boli lewe kolano, ale to pewnie dlatego, że odwykło od biegania po zróżnicowanym terenie: asfalt, chodnik, luźny piach, trawnik, kostka brukowa itd. Dodatek ekstra to bieg po torze dla rowerów BMX Jeździć to może i po tym można, ale biegać to się nie da http://www.youtube.com/user/78Kana#p/u/0/-O4hRYeosSw. Na mecie zaj...a grochówka.
Medal bardzo nietypowy- takiego jeszcze nie mam w swojej kolekcji.
Kilka fotek z biegu:
Przepychanie drzewka, czyli rozgrzewka
Tor BMX
Wyprzedzam kolejnych biegaczy... To przez to tempo
Tempo...
Tempo siadło... Tor BMX
Sprint... i meta
Medal
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
Dziś króciutko, bo padam.
Trening: 5'blue20'green5'blue
Ciemno, zimno, a do domu daleko Stopa git. Kolano git. Wykonanie planu na poziomie 92%, więc nie jest najgorzej. Na wykresie wygląda to na bieg szaleńca ale co tam ciężko utrzymać się w strefach książkowo po takiej przerwie!!
No i miałam dylemat, jaki trening kontynuować czy micoacha, czy też stary plan z bieganie.pl. Padło na micoacha. Żeby jeszcze telefon szukał szybciej GPS-a, bo dziś mu to zajęło 10minut, a to nie lato i się marznie
Pozdrawiam wszystkich serdecznie!
Ahoj!
Trening: 5'blue20'green5'blue
Ciemno, zimno, a do domu daleko Stopa git. Kolano git. Wykonanie planu na poziomie 92%, więc nie jest najgorzej. Na wykresie wygląda to na bieg szaleńca ale co tam ciężko utrzymać się w strefach książkowo po takiej przerwie!!
No i miałam dylemat, jaki trening kontynuować czy micoacha, czy też stary plan z bieganie.pl. Padło na micoacha. Żeby jeszcze telefon szukał szybciej GPS-a, bo dziś mu to zajęło 10minut, a to nie lato i się marznie
Pozdrawiam wszystkich serdecznie!
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
Dziś ogólnorozwojowe ćwiczenia siłowe. Za luźno... Muszę pomyśleć o zmianie hantli na cięższe. I chyba zwiększyć ilość brzuszków. Może w grudniu. No i wdrożyłam pompki. Jest wesoło, ale najważniejsze, że mogę zrobić więcej niż jedną a to już coś!!
Jak się prawidłowo oddycha przy pompkach? Mam wujka (niestety wyjechał do GB), który ćwiczył kulturystykę i mówił mi, że przy pompkach bardzo ważne jest oddychanie-więc-kiedy wdech, a kiedy wydech? Szukałam w necie, ale opinie są sprzeczne... na końcu znalazłam, że oddycha się tak, jak komu wygodnie... no nie wiem...
Ahoj!
Jak się prawidłowo oddycha przy pompkach? Mam wujka (niestety wyjechał do GB), który ćwiczył kulturystykę i mówił mi, że przy pompkach bardzo ważne jest oddychanie-więc-kiedy wdech, a kiedy wydech? Szukałam w necie, ale opinie są sprzeczne... na końcu znalazłam, że oddycha się tak, jak komu wygodnie... no nie wiem...
Ahoj!
- Kanas78
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2460
- Rejestracja: 25 cze 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Knurów>Łódź Teofilów
Dobry wieczór
Plan treningowy: 15' blue 15' yellow 15' blue
Wykonanie: 80%
Avg hr: 165
Max hr: 185
O żesz w mordę ale wyszłam z formy!! Ta yellow zone nieźle dała mi dziś popalić hihi. No nie ma to tamto, za długa przerwa na takie hasanie. I znowu muszę się uczyć od początku wydłużać krok.. a było tak fajnie... dobra, nie ma co marudzić, grunt, że mogę biegać! Ale starałam się z całych sił w yellow utrzymać. Pomijam już, że z yellow praktycznie nie potrafiłam tak ot z marszu przejść do blue i przez ostatni trening słyszałam tylko mojego trenera i jego: "slow down to... blue zone"
No i w trakcie biegu rozwaliła mnie jedna moherka, która postanowiła iść ulicą (po co ma chodnik??) i nie postanowiła zejść na niego tylko stanęła sobie i czekała, aż ją ominę!! Uch skąd się tacy ludzie biorą??
A z innej beczki to odliczam dni do świąt i najlepiej, żeby już były (u mnie w pracy przed świętami jest rzeźnia numer 5 i już się zaczęło ). I kończy się to tak, że rok w rok ni cholery nie pamiętam, co się w grudniu wydarzyło... Staram się być jak najspokojniejsza....wmawiam sobie, że tylko spokój mnie może uratować i na wmawianiu się kończy
Ahoj!
Ps. Dzięki za pompkowe rady!
Plan treningowy: 15' blue 15' yellow 15' blue
Wykonanie: 80%
Avg hr: 165
Max hr: 185
O żesz w mordę ale wyszłam z formy!! Ta yellow zone nieźle dała mi dziś popalić hihi. No nie ma to tamto, za długa przerwa na takie hasanie. I znowu muszę się uczyć od początku wydłużać krok.. a było tak fajnie... dobra, nie ma co marudzić, grunt, że mogę biegać! Ale starałam się z całych sił w yellow utrzymać. Pomijam już, że z yellow praktycznie nie potrafiłam tak ot z marszu przejść do blue i przez ostatni trening słyszałam tylko mojego trenera i jego: "slow down to... blue zone"
No i w trakcie biegu rozwaliła mnie jedna moherka, która postanowiła iść ulicą (po co ma chodnik??) i nie postanowiła zejść na niego tylko stanęła sobie i czekała, aż ją ominę!! Uch skąd się tacy ludzie biorą??
A z innej beczki to odliczam dni do świąt i najlepiej, żeby już były (u mnie w pracy przed świętami jest rzeźnia numer 5 i już się zaczęło ). I kończy się to tak, że rok w rok ni cholery nie pamiętam, co się w grudniu wydarzyło... Staram się być jak najspokojniejsza....wmawiam sobie, że tylko spokój mnie może uratować i na wmawianiu się kończy
Ahoj!
Ps. Dzięki za pompkowe rady!