A ja dzisiaj miałem ciekawą przygodę, spodobało mi się ostatnie bieganie po lesie i poleciałem na nieużytki, lasy i łąki w Sosnowcu, niedaleko od mieszkania mojej teściowej (Sosnowiec Dańdówka przedłużenie ulicy Traugutta w pola). Bieg przyjemny, upłynął prawie cały bez zakłóceń. Już wracałem do auta i robiłem ostatnie akcenty, gdy na raz wzdłuż zagrodzonej flarami łąki zaczął biec równolegle do drogi koń. Nawet pomyślałem, że to zabawne ścigać się z kłusującym koniem i przyspieszyłem biegu. W pewnym momencie tęten kopyt usłyszałem za sobą odwróciłem się, aby zobaczyć mojego koziołkującego jamnika pomiędzy kopytami konia, który chciał go stratować. Ponieważ był to już 9 km biegu to Bobik jamnik zostawał w tyle, a ja z Klifordem biegliśmy 20-30 m z przodu, dlatego chwilę trwało zanim dobiegłem z powrotem na szczęście Bobik uciekł już w bok. Koń mnie płynnie ominął i zaatakował Kliforda. Na szczęście ten nie był tak zmęczony, a jego rodowód pierwotnej rasy psów północnych spokrewnionych (Husky) z wilkami spowodował, że instynktownie, jak wilk zaczął krążyć wokół konia unikając stratowania. Zaczęło to dosłownie wyglądać, jak polowanie wilka na tarpana. Niestety pies nie chciał mnie słuchać tylko kontynuował "polowanie". Koń zmieniając się ze ścigającego w ofiarę spłoszył się przeskoczył flarę i wrócił do reszty stada na łąkę. Dopiero się zaczęło. Kliford podbiegał i uciekał atakowany w samoobronie przez stado. Trwało to chwilę, ja wk.., że mnie pies nie słucha, bojąc się o niego, czułem się bezsilny. Nawet kija nie miałem, a cóż znaczą moje piąstki w zderzeniu z takimi wielkim końmi. W końcu mój husky zadowolony, szczerząc zęby, wrócił do swojego stada tzn. do mnie i Boba. Ale to nie koniec, za nim znów przybiegły konie, całe stado, a nie jeden ogier, jak wcześniej. Nie wiem czemu, ale ludzie wzbudzają jakiś magiczny lęk u zwierząt i jak stanąłem na wprost machając rękami to te wielkie cielska się spłoszyły i zawróciły. Ponoć konie widzą w powiększeniu, może myślały, że ja jestem większy i się wycofały, a może człowiek to jest jak istota wyższa dla zwierząt, a może kojarzyły mnie człowieka ze swoim opiekunem. Faktem jest, że zawróciły a my bezpiecznie mogliśmy dokończyć ostatni akcent biegnąc w stronę auta. Muszę przyznać, że choć czułem się już bezpiecznie to podejrzliwie oglądałem się za sobą, czy aby na pewno nie lecą mustangi za nami.
![uśmiech :-)](./images/smilies/icon_e_smile.gif)
.