biegiem przez Bawarie - Zweck`s da Gaudi
Moderator: infernal
- Bawareczka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1341
- Rejestracja: 04 paź 2010, 21:18
- Życiówka na 10k: 59'47''
- Życiówka w maratonie: brak
12.09.2011 20:10
trening silowy -pchanie motorynki 4,5 km --> 50'
ciemno i w moim ubranku strasznie goroaco, spocilam sie tak, ze mialam w butach mokro
ubranko rowerowe, pas na nerki by mnie nie przewialo, rekawiczki i kask --> i jak tu sie nie spocic
wrrrrr ja juz umiem tym czyms jezdzic ale nie umiem tego odpalic, szczegolnie jak ciemno jest jak w d...u murzyna. Tam trzeba popchac jakis sztyft delikatnie z wyczuciem, bo jak sie za mocno popcha to wylatuje z prowadnicy i nie da sie jechac. No i jak tu popchac delikatnie jak nie widac gdzie ten sztyft jest. Oczywiscie nie mialam przy sobie komorki. Przez te 4 i pol km udalo mi sie wrocic do rownowagi emocjonalnej wrrrr
W kazdym badz razie jak wrocilam do domu wygladalam ja 7 nieszczesc. Emek mnie wrzucil do wanny i przyniosl mleczko i zaniosl do wanny i nawet mnie nie pouczal, ze mam zawsze komorke przy sobie miec.
W kazdym badz razie mam juz auto i od dzis normalnie trenuje
trening silowy -pchanie motorynki 4,5 km --> 50'
ciemno i w moim ubranku strasznie goroaco, spocilam sie tak, ze mialam w butach mokro
ubranko rowerowe, pas na nerki by mnie nie przewialo, rekawiczki i kask --> i jak tu sie nie spocic
wrrrrr ja juz umiem tym czyms jezdzic ale nie umiem tego odpalic, szczegolnie jak ciemno jest jak w d...u murzyna. Tam trzeba popchac jakis sztyft delikatnie z wyczuciem, bo jak sie za mocno popcha to wylatuje z prowadnicy i nie da sie jechac. No i jak tu popchac delikatnie jak nie widac gdzie ten sztyft jest. Oczywiscie nie mialam przy sobie komorki. Przez te 4 i pol km udalo mi sie wrocic do rownowagi emocjonalnej wrrrr
W kazdym badz razie jak wrocilam do domu wygladalam ja 7 nieszczesc. Emek mnie wrzucil do wanny i przyniosl mleczko i zaniosl do wanny i nawet mnie nie pouczal, ze mam zawsze komorke przy sobie miec.
W kazdym badz razie mam juz auto i od dzis normalnie trenuje
- Bawareczka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1341
- Rejestracja: 04 paź 2010, 21:18
- Życiówka na 10k: 59'47''
- Życiówka w maratonie: brak
16.09.2011 10:15
Bieg - Duza runda domowa --> 7,2km 44' - rekord trasy czyli lepiej o 6'20''
11-13°C slonecznie
NB i nowa koszulka z dlugim rekawem, niestety za goraco mi w niej bylo choc cieniutka jest
Mialo byc spokojnie i tak zaczelam ale jak juz w bieglam pod gore to nogi mnie same niosly i wyszlo jakos niespodziewanie szybko, choc wcale sie tak szybko nie czulam i nawet staralam sie na koniec nie za szybko biec, bo w planie bylo srednio. Chyba weszlam na wieksze obroty.
- Bawareczka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1341
- Rejestracja: 04 paź 2010, 21:18
- Życiówka na 10k: 59'47''
- Życiówka w maratonie: brak
18.09.2011 10:15
Crosstrainer 45'
Mialo byc bieganie wczoraj ale padlismy wieczorkiem z Emkiem bezsilnie i stwierdzilismy, ze nie damy rady i biegamy w niedziele na biezni. Emek chcial sprawdzic swoj czas na 3 km a ja pointerwalowac.
No ale pada od ran. Ech pada to za malo powiedziane, leje i zimno i bleee. Emek oczywiscie pojechal na bieznie a ja zostalam w domu istwierdzilam, ze Crostrainer sie kurzy. Na poczatku bylo nudno ale jak dotarlam do 20 minuty to jakos juz szybko polecialo. Spocilam sie przy tym niesamowicie.
W sumie jakies urozmaicenie i raz cos innego. Jutro moze rano pobiegam jak nie bedzie padac.
- Bawareczka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1341
- Rejestracja: 04 paź 2010, 21:18
- Życiówka na 10k: 59'47''
- Życiówka w maratonie: brak
19.09.2011 8:00
Bieg - Mala runda domowa --> 4,638km 26'21'' - rekord trasy
9°C deszcz i zimno
brooks
wczoraj nie poszlam biegac, bo padalo a dzis... padalo znow ale pobiegalam mimo deszczu.
Obudzilam sie z wielka checia na bieganie. Jak jeszcze lezalam w lozku to nie slyszalam deszczu i bardzo sie ucieszylam. Emek poszedl do toalety i powiedzial, ze nie pada. Wstalam wiec ubralam sie w biegowe ciuszki wyszlam na dwor i... no wrocilam. Ale po chwili ubralam kurteczke i polazlam.
Najpierw chcialam pobiec 5 km, jak zobaczylam deszcze namyslilam, sie na 4 km ale jak juz kawalek przebieglam i to szybko to pomyslalam, ze jednak pobiegne to mala domowa i moze uda mi sie pobic rekord trasy. Nogi same mnie niosly i bieglo mi sie super. Pod gorke troche sie zmeczylam ale wbieglam pod nia dosc szybko.
No i udalo sie ustanowic nowy rekord o ponad minute lepszy niz poprzedni. I jak spojrze na moje wyniki to az mi sie w glowie nie miesc, ze ta trase jeszcze rok temu pokonywalam w 35 minut, przeciez to zolwie tempo
- Bawareczka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1341
- Rejestracja: 04 paź 2010, 21:18
- Życiówka na 10k: 59'47''
- Życiówka w maratonie: brak
21.09.2011 18:20
PAM --> 7,5km 57'09''
wolno +6 przebiezek
pochmurno,
NB
ach co tu pisac, fajnie bylo ale czasu brak, tak gdzies urwalam godzinke, za to nie zdazylam zjest obiadu.
Kiedys narzekalam, ze nie lubie biegac rano. Juz mi lepiej idzie, po obozie cos mi sie odmienilo. Za to juz niedlugo nie bede mogla biegac rano, bo bede pracowac od 7:30
- Bawareczka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1341
- Rejestracja: 04 paź 2010, 21:18
- Życiówka na 10k: 59'47''
- Życiówka w maratonie: brak
22.09.2011 18:20
Bieg - Duza runda domowa --> 7,2km 43'24'' - nowy rekord trasy tym razem 36'' jeszcze uciachalam
pochmurno, chyba bylo cos kolo 15° ale nie patrzylam na termometr
NB i koszulka z dlugim rekawem. Juz chyba tak mi do wiosny ten dlugi rekaw zostanie
Wrocilam z pracy i biegac, nie biegac, zjadlam bulke i coz albo teraz albo nigdy, bo za chwile ciemno bedzie. Szybko sie wiec przebralam i postanowilam ze dzis bedzie szybko, szczegolnie pod gore. W miejscu gdzie moglam skrocic trase troche sie zawachalam ale nogi poniosly na dluzszy odcinek.
Gora byla celowo szybko, bo w sobote zawody i tam jest gora, wprawdzie mniejsza niz ta domowa ale w zeszlym roku dala mi w kosc i musialam przejsc w chod. W tym roku sie nie dam i wbiegne na nia i przescigne wszystkich maruderow.
- Bawareczka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1341
- Rejestracja: 04 paź 2010, 21:18
- Życiówka na 10k: 59'47''
- Życiówka w maratonie: brak
Umarlam i bylam w biegackim niebie no ale jako chrzescijanka wierze w zmartwychwstanie i mysle, ze nastapi jutro
24.09.2011 8:05
Rozruch --> 20'
14:40
Rozgrzewka --> 20' w tym kilka przebiezek
15:10
17. Sax’is Shop Ruhstorfer Geländelauf ponad 7,5 km -->41'39'' -3 miejsce
22°C slonecznie, czasami lekki wiatr
Czerwone
Jak zwykle dwie godziny przed wyjazdem zaczelo mi sie krecic w glowie. To juz chyba taki moj urok i nic na to nie poradze, staram sie nauczyc z tym biegac. Tym razem mi sie udalo, krecilo mi sie w glowie do ok 4 kilometra.
Pogoda w sumie wymarzona do zawodow. Na rozgrzewke ubralam obozowa koszulke i kilka osob zwrocilo na nia uwage.
Start jak zwykle jakos przelecial kolo mnie, zaczelam biec, bo wszyscy zaczeli i staralam sie biec z fala tlumu. Po pol km okazalo sie, ze biegne kolo dwoch klubowych kolezanek, ktore w sumie zawsze byly szybsze ode mnie. Jedna udalo mi sie wyprzedzic na ostatnich zawodach ale chyba raczej dlatego, ze rozwiazala jej sie sznurowka. Postanowilam ich sie trzymac jak dam rade i moze wyprzedzic i nawet przez mysl mi przebieglo, moze tak dobiec do mety przed nimi. Po 1 i pol km rozwiazala mi sie sznurowka. Stracilam chwile na jej zawiazanie i kolezanki mi troche uciekly. Troche mnie to wkurzylo i pomyslalam, teraz jestesmy kwita sznurowka za sznurowke. Powolutku dogonilam kolezanki i jak sie zaczela gora (po 2 km) wyprzedzilam najpierw mlodsza potem starsza i juz wiecej ich nie widzialam to dodalo mi skrzydel. Po 2 km zaczela sie gora i polne sciezki, to nie jest moj ulubiony teren ale tym razem jakos dobrze mi sie bieglo. Jak wyprzedzilam kolezanki przede mna pojawil sie facet z brzuszkiem. Biegl srodkiem drogi, by go wyprzedzic musialam zejsc w koleine. Jak ja jego to on zaraz mnie, znow sie na srodek wpakowal i zwolnil to ja go jeszcze raz i on znow mnie i tym razem mnie tak wkurzyl, ze mimo, ze mnie to troche sil kosztowalo to wskakiwanie w koleine i wskakiwanie na droge to go znow wyprzedzilam i mu ucieklam. W zeszlym roku na tej gorze szlam w tym roku ta gora okazala sie nie gora ale lekkim podbiegiem i ciagle czekalam kiedy bedzie ta gora Tak mi sie tam lekko wbieglo, ze sie dziwilam dlaczego ja w zeszylm roku szlam. Po km 4 bylo stoisko z woda a na nim siostra Emka, krotko sie zawachalam, pic nie pic ale zlapalam kubek i lyknelam kilka lyczkow. Dalej bylo juz z gorki. wyprzedzilam jeszcze jakies osoby ale juz nie pamietam dokladnie, na pewno jakas mloda kobiete na pewno i starszego pana z brzuszkiem ale ten mnie potem na pol km przed meta znow wyprzedzil i nie dal sie dogonic. Przede mna zauwazylam kolejna Pudernice (w zeszlym roku jednym z moich biegowych celow bylo wyprzedzic Pudernice i jak ja wyprzedzilam to znalazlam sobie mlodsza i trudniejsza do wyprzedzenia ale do tej pory mi sie nie udalo). Postanowilam sie jej trzymac i w glowie ukladalam sobie plan, ze moze moze mi sie uda. W zeszlym roku juz juz prawie ja mialam, troche zeslabla na ostatnich 2 kilometrach i ja wyprzedzilama le przed meta mnie przegonila. Tym razem postanowilam sie trzymac za nia i pozniej zaatakowac. jak do mety bylo ok 1,5 km to na prostej lekko z gorki postanowilam ja wziasc. Ale sie nie ludzilam, bylam juz cholernie zmeczona a Pudernica byla na swoim terenie. Bylam juz cholernie zmeczona i marzylam by usiasc na skraju drogi zanim te dwie kolezanki do mnie dobiegna to zbiore sily i moze jeszcze zawalcze ale doszlam do wniosku, ze nawet jak bede wolno biec to do mety mam mniej jak 10 minut i wtedy sobie posiedze a teraz nie dam sie przegonic nikomu a szczegolnie pudernicy. i gnalam przed siebie jak zwariowana. Przed boiskiem na ktorym byla meta zobaczylam Emka, to dodalo mi jeszcze sil, potem jeszcze zakret o 360° i wbieg na boisko. Na zakrecie o malo nie padlam,musialam zwolnic i to wybilo mnie z rytmu, rzobilo mi sie slabo ale juz bylo widac mete, jeszcze tylko niepelne okrazenie boiska i upragniona meta. Nic juz nie widzialam tylko uciekajacego mi pana z brzuszkiem i Emka, ktory przeszedl przez dziure w plocie, by mi dalej dodawac odwagi. Wpadlam na mete tuz za panem z brzuszkiem i padlam. Wpadlam w ramiona Emkowi i nie moglam juz dalej ani kroku zrobic. Posadzili mnie na bialym krzeselku turystycznym i nie moglam z niego wstac. Pamietam, ze jacys facesi podnosili mi nogi do gory i ktos mowil, ze jestem biala jak sciana i ciagle ktos sie mnie pytal czy mi lepiej a Emek podawal wode i kazal pic i wstac i chodzic, wstac nie moglam wiec pilam. Czulam sie jakbym umarla i byla w niebie wyprzedzilam Trzy osoby, ktore mialam w planach wyprzedzic w najblizszym czasie udalo mi sie za jednym zamachem. Zapomnialam wylaczyc zegarka i nie wiedzialam o ile mi sie udalo polepszyc czas z zeszlego roku. Potem okazalo sie, ze o prawie 4 minuty. No i na ogloszeniu wynikow okazalo sie, ze mam 3 miejsce stalam na podium i bylam najszczesliwasza. A wyprzedzone kolezanki zapomnialy mi pogratulowac
24.09.2011 8:05
Rozruch --> 20'
14:40
Rozgrzewka --> 20' w tym kilka przebiezek
15:10
17. Sax’is Shop Ruhstorfer Geländelauf ponad 7,5 km -->41'39'' -3 miejsce
22°C slonecznie, czasami lekki wiatr
Czerwone
Jak zwykle dwie godziny przed wyjazdem zaczelo mi sie krecic w glowie. To juz chyba taki moj urok i nic na to nie poradze, staram sie nauczyc z tym biegac. Tym razem mi sie udalo, krecilo mi sie w glowie do ok 4 kilometra.
Pogoda w sumie wymarzona do zawodow. Na rozgrzewke ubralam obozowa koszulke i kilka osob zwrocilo na nia uwage.
Start jak zwykle jakos przelecial kolo mnie, zaczelam biec, bo wszyscy zaczeli i staralam sie biec z fala tlumu. Po pol km okazalo sie, ze biegne kolo dwoch klubowych kolezanek, ktore w sumie zawsze byly szybsze ode mnie. Jedna udalo mi sie wyprzedzic na ostatnich zawodach ale chyba raczej dlatego, ze rozwiazala jej sie sznurowka. Postanowilam ich sie trzymac jak dam rade i moze wyprzedzic i nawet przez mysl mi przebieglo, moze tak dobiec do mety przed nimi. Po 1 i pol km rozwiazala mi sie sznurowka. Stracilam chwile na jej zawiazanie i kolezanki mi troche uciekly. Troche mnie to wkurzylo i pomyslalam, teraz jestesmy kwita sznurowka za sznurowke. Powolutku dogonilam kolezanki i jak sie zaczela gora (po 2 km) wyprzedzilam najpierw mlodsza potem starsza i juz wiecej ich nie widzialam to dodalo mi skrzydel. Po 2 km zaczela sie gora i polne sciezki, to nie jest moj ulubiony teren ale tym razem jakos dobrze mi sie bieglo. Jak wyprzedzilam kolezanki przede mna pojawil sie facet z brzuszkiem. Biegl srodkiem drogi, by go wyprzedzic musialam zejsc w koleine. Jak ja jego to on zaraz mnie, znow sie na srodek wpakowal i zwolnil to ja go jeszcze raz i on znow mnie i tym razem mnie tak wkurzyl, ze mimo, ze mnie to troche sil kosztowalo to wskakiwanie w koleine i wskakiwanie na droge to go znow wyprzedzilam i mu ucieklam. W zeszlym roku na tej gorze szlam w tym roku ta gora okazala sie nie gora ale lekkim podbiegiem i ciagle czekalam kiedy bedzie ta gora Tak mi sie tam lekko wbieglo, ze sie dziwilam dlaczego ja w zeszylm roku szlam. Po km 4 bylo stoisko z woda a na nim siostra Emka, krotko sie zawachalam, pic nie pic ale zlapalam kubek i lyknelam kilka lyczkow. Dalej bylo juz z gorki. wyprzedzilam jeszcze jakies osoby ale juz nie pamietam dokladnie, na pewno jakas mloda kobiete na pewno i starszego pana z brzuszkiem ale ten mnie potem na pol km przed meta znow wyprzedzil i nie dal sie dogonic. Przede mna zauwazylam kolejna Pudernice (w zeszlym roku jednym z moich biegowych celow bylo wyprzedzic Pudernice i jak ja wyprzedzilam to znalazlam sobie mlodsza i trudniejsza do wyprzedzenia ale do tej pory mi sie nie udalo). Postanowilam sie jej trzymac i w glowie ukladalam sobie plan, ze moze moze mi sie uda. W zeszlym roku juz juz prawie ja mialam, troche zeslabla na ostatnich 2 kilometrach i ja wyprzedzilama le przed meta mnie przegonila. Tym razem postanowilam sie trzymac za nia i pozniej zaatakowac. jak do mety bylo ok 1,5 km to na prostej lekko z gorki postanowilam ja wziasc. Ale sie nie ludzilam, bylam juz cholernie zmeczona a Pudernica byla na swoim terenie. Bylam juz cholernie zmeczona i marzylam by usiasc na skraju drogi zanim te dwie kolezanki do mnie dobiegna to zbiore sily i moze jeszcze zawalcze ale doszlam do wniosku, ze nawet jak bede wolno biec to do mety mam mniej jak 10 minut i wtedy sobie posiedze a teraz nie dam sie przegonic nikomu a szczegolnie pudernicy. i gnalam przed siebie jak zwariowana. Przed boiskiem na ktorym byla meta zobaczylam Emka, to dodalo mi jeszcze sil, potem jeszcze zakret o 360° i wbieg na boisko. Na zakrecie o malo nie padlam,musialam zwolnic i to wybilo mnie z rytmu, rzobilo mi sie slabo ale juz bylo widac mete, jeszcze tylko niepelne okrazenie boiska i upragniona meta. Nic juz nie widzialam tylko uciekajacego mi pana z brzuszkiem i Emka, ktory przeszedl przez dziure w plocie, by mi dalej dodawac odwagi. Wpadlam na mete tuz za panem z brzuszkiem i padlam. Wpadlam w ramiona Emkowi i nie moglam juz dalej ani kroku zrobic. Posadzili mnie na bialym krzeselku turystycznym i nie moglam z niego wstac. Pamietam, ze jacys facesi podnosili mi nogi do gory i ktos mowil, ze jestem biala jak sciana i ciagle ktos sie mnie pytal czy mi lepiej a Emek podawal wode i kazal pic i wstac i chodzic, wstac nie moglam wiec pilam. Czulam sie jakbym umarla i byla w niebie wyprzedzilam Trzy osoby, ktore mialam w planach wyprzedzic w najblizszym czasie udalo mi sie za jednym zamachem. Zapomnialam wylaczyc zegarka i nie wiedzialam o ile mi sie udalo polepszyc czas z zeszlego roku. Potem okazalo sie, ze o prawie 4 minuty. No i na ogloszeniu wynikow okazalo sie, ze mam 3 miejsce stalam na podium i bylam najszczesliwasza. A wyprzedzone kolezanki zapomnialy mi pogratulowac
- Bawareczka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1341
- Rejestracja: 04 paź 2010, 21:18
- Życiówka na 10k: 59'47''
- Życiówka w maratonie: brak
skoro dalam czadu to trzeba po tym wszystkim wypoczac. Ua nas najlepiej wypoczywa sie w Termie a skoro jeszcze ma sie darmowe karty wstepu to koniecznie trzeba skorzystac w taki piekny dzien. W koncu nie pojechalismy do kosciola tylko z rana spakowalismy torbe i pojechalismy wypoczywac. No ale my w termie wypoczywamy aktywnie wiec bylo:
1. Godzinka plywania z nurtem wody w termalnym potoku,
2. spacer po sciezce zmyslow,
3. masaze na nogi,
4. 40' silowni, cwiczenia na rece i nogi
5. 40' sauny
6. Dampfnudel z sosem waniliowym na obiad - musze sie koniecznie nauczyc je robic, bylo przepyszne.
7. 20' w grocie solnej,
8. moczenie sie w roznych basenach z temp wody od 34-40°C w tym kasaze na nogi.
9. laznia parowa, w ktorej poczulam sie tak bardzo zmeczona tym calym wypoczynkiem, ze zazadalam zawiezienia mnie do domu.
W sumie spedzilismy w termie ponad 7 godzin. Ciesze sie, ze mamy jeszcze jedne karty i mam nadzieje, ze uda sie wykorzystac przed grudniem, choc w zeszlym roku bylismy tuz przed swietami i fajnie bylo plywac w basenach kiedy dookola lezy snieg.
Po biegu nie mam zadnych zakwasow ani nic mnie nie boli tylko w trakcie plywania troche ciagly mnie wewnetrzne miesnie ud.
1. Godzinka plywania z nurtem wody w termalnym potoku,
2. spacer po sciezce zmyslow,
3. masaze na nogi,
4. 40' silowni, cwiczenia na rece i nogi
5. 40' sauny
6. Dampfnudel z sosem waniliowym na obiad - musze sie koniecznie nauczyc je robic, bylo przepyszne.
7. 20' w grocie solnej,
8. moczenie sie w roznych basenach z temp wody od 34-40°C w tym kasaze na nogi.
9. laznia parowa, w ktorej poczulam sie tak bardzo zmeczona tym calym wypoczynkiem, ze zazadalam zawiezienia mnie do domu.
W sumie spedzilismy w termie ponad 7 godzin. Ciesze sie, ze mamy jeszcze jedne karty i mam nadzieje, ze uda sie wykorzystac przed grudniem, choc w zeszlym roku bylismy tuz przed swietami i fajnie bylo plywac w basenach kiedy dookola lezy snieg.
Po biegu nie mam zadnych zakwasow ani nic mnie nie boli tylko w trakcie plywania troche ciagly mnie wewnetrzne miesnie ud.
- Bawareczka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1341
- Rejestracja: 04 paź 2010, 21:18
- Życiówka na 10k: 59'47''
- Życiówka w maratonie: brak
27.09.2011 18:30
PAM --> 2,6km 16'34''
powiedzialabym, ze slonecznie ale slonko juz sie schowalo za gora
NB
Mam glod biegania no ale jak tu biegac jak czasu brak. Tyle rzeczy do zrobienia,tyle lezy i czeka. Postanowilam nie umyc podlog i pobiegac, choc chwile, choc 4-5 km. No ale obiadu nie bylo jeszcze wiec plan byl taki, ze pobiegne 2,6 potem wstawie ziemniaki a potem pobiegne kilka polnych rund po 1,1 kazda na ile mi ziemniaki pozwola. No i cholerka jak wracalam z tej 2,6 to na nasze podworko wjechal samochod a w nim sasiadka. Na bieganie po jej odwiedzinach bylo za pozno. Moze dzis sie cos da ale dzis tez mam goscia uff.
PAM --> 2,6km 16'34''
powiedzialabym, ze slonecznie ale slonko juz sie schowalo za gora
NB
Mam glod biegania no ale jak tu biegac jak czasu brak. Tyle rzeczy do zrobienia,tyle lezy i czeka. Postanowilam nie umyc podlog i pobiegac, choc chwile, choc 4-5 km. No ale obiadu nie bylo jeszcze wiec plan byl taki, ze pobiegne 2,6 potem wstawie ziemniaki a potem pobiegne kilka polnych rund po 1,1 kazda na ile mi ziemniaki pozwola. No i cholerka jak wracalam z tej 2,6 to na nasze podworko wjechal samochod a w nim sasiadka. Na bieganie po jej odwiedzinach bylo za pozno. Moze dzis sie cos da ale dzis tez mam goscia uff.
- Bawareczka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1341
- Rejestracja: 04 paź 2010, 21:18
- Życiówka na 10k: 59'47''
- Życiówka w maratonie: brak
28.09.2011 19:00
bieg 3X Feldrunde --> 3,4km 22'07''
powiedzialabym, ze slonecznie ale slonko juz sie schowalo za gora
NB
czy ja juz pisalam, ze nie mam czasu ufff
Moje rundy to bylo bieganie kolo domu na koncu kazdej przebiegalam kolo pracujacego prze domu Emka i ten mnie troche obserwowala i powiedzial, ze mam o wiele ladniejszy styl biegania. Miod na moje serce
jutro pobiegne rano wiec bedzie dluzej, bo ja chce biegac
bieg 3X Feldrunde --> 3,4km 22'07''
powiedzialabym, ze slonecznie ale slonko juz sie schowalo za gora
NB
czy ja juz pisalam, ze nie mam czasu ufff
Moje rundy to bylo bieganie kolo domu na koncu kazdej przebiegalam kolo pracujacego prze domu Emka i ten mnie troche obserwowala i powiedzial, ze mam o wiele ladniejszy styl biegania. Miod na moje serce
jutro pobiegne rano wiec bedzie dluzej, bo ja chce biegac
Ostatnio zmieniony 29 wrz 2011, 10:30 przez Bawareczka, łącznie zmieniany 1 raz.
- Bawareczka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1341
- Rejestracja: 04 paź 2010, 21:18
- Życiówka na 10k: 59'47''
- Życiówka w maratonie: brak
29.09.2011 8:30
PKBM Runde --> 8,5km 57'27''
slonecznie 7-10°C chyba raczej bezwietrznie
Czerwone buty, dlugi rekaw. Na poczatku bylo mi zimno w dlonie czyzby czas by wycianac rekawiczki z szafy?
W planie bylo powoli wiec bylo tylko dlaczego ja sie tak zmeczylam. Miesnie jakies sztywne, nogi nie chcialy sie zginac i ogolnie bylo blee. Pare razy chcialam zawrocic albo skrocic trase. Koncowka troche lepiej.
A jutro jedziemy na weekend do Pl bedzie bieganie w znajomym parku i moze jak damy rade pojedziemy w takie niskie gorki.
Glownym celem sa zakupy, w poniedzialek wejdziemy w posiadanie lozka
PKBM Runde --> 8,5km 57'27''
slonecznie 7-10°C chyba raczej bezwietrznie
Czerwone buty, dlugi rekaw. Na poczatku bylo mi zimno w dlonie czyzby czas by wycianac rekawiczki z szafy?
W planie bylo powoli wiec bylo tylko dlaczego ja sie tak zmeczylam. Miesnie jakies sztywne, nogi nie chcialy sie zginac i ogolnie bylo blee. Pare razy chcialam zawrocic albo skrocic trase. Koncowka troche lepiej.
A jutro jedziemy na weekend do Pl bedzie bieganie w znajomym parku i moze jak damy rade pojedziemy w takie niskie gorki.
Glownym celem sa zakupy, w poniedzialek wejdziemy w posiadanie lozka
- Bawareczka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1341
- Rejestracja: 04 paź 2010, 21:18
- Życiówka na 10k: 59'47''
- Życiówka w maratonie: brak
2.10.2011 8:30
Bieg pod gore i z gory --> 5,51km 47'57''
slonecznie i letnie ciepelko
Czerwone buty, dlugi rekaw.
Pobiegalam po gorach, ktore widac z mojego polskiego okna bylo dosc stromo wiec i pod gore i z gory bylo ciezko. Emek za to sie wyhasal, bardzo mu sie podobalo i byl zdziwiony dlaczego mu jeszcze nigdy tej trasy nie pokazalam. Wpisujemy wiec na liste ulubionych w Polsce.
Nasz Polski weekend bardzo udany ale meczacy. Troche pobylismy z rodzina. Mamy meble do sypialni i pare rzeczy do gornego kibelka.
Wrocilismy w poniedzialek w nocy wlasciwie juz we wtorek, rano do pracy. I caly tydzien taki byl, malo snu, duzo pracy zero biegania.
Bieg pod gore i z gory --> 5,51km 47'57''
slonecznie i letnie ciepelko
Czerwone buty, dlugi rekaw.
Pobiegalam po gorach, ktore widac z mojego polskiego okna bylo dosc stromo wiec i pod gore i z gory bylo ciezko. Emek za to sie wyhasal, bardzo mu sie podobalo i byl zdziwiony dlaczego mu jeszcze nigdy tej trasy nie pokazalam. Wpisujemy wiec na liste ulubionych w Polsce.
Nasz Polski weekend bardzo udany ale meczacy. Troche pobylismy z rodzina. Mamy meble do sypialni i pare rzeczy do gornego kibelka.
Wrocilismy w poniedzialek w nocy wlasciwie juz we wtorek, rano do pracy. I caly tydzien taki byl, malo snu, duzo pracy zero biegania.
- Bawareczka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1341
- Rejestracja: 04 paź 2010, 21:18
- Życiówka na 10k: 59'47''
- Życiówka w maratonie: brak
9.10.2011 18:30
polna runda--> 3,31km 21'57''
brr zimno i ciemno, dobrze, ze do domu blisko
Czerwone buty, dlugi rekaw i zimowe dlugie spodnie, za cieple jeszcze ale nie chcialo mi sie dlugo szukac a te wpadly w reke, w 3 km udalo sie za bardzo nie zgrzac.
czasu malo czasu mam a by sie pobiegalo. Udalo sie tylko 3 a bylo fajnie
polna runda--> 3,31km 21'57''
brr zimno i ciemno, dobrze, ze do domu blisko
Czerwone buty, dlugi rekaw i zimowe dlugie spodnie, za cieple jeszcze ale nie chcialo mi sie dlugo szukac a te wpadly w reke, w 3 km udalo sie za bardzo nie zgrzac.
czasu malo czasu mam a by sie pobiegalo. Udalo sie tylko 3 a bylo fajnie
- Bawareczka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1341
- Rejestracja: 04 paź 2010, 21:18
- Życiówka na 10k: 59'47''
- Życiówka w maratonie: brak
15.10.2011 18:30
kleine Hausrunde 4,6km 30'55''
nie pamietam ale nie padalo
caly tydzien bez biegania i wreszcie w sobote wieczorem sie udalo choc na chwilke. Najpierw musialam pobiegac z naszym malym 4-letnim gosciem, ktory jak mnie zobaczyl w stroju sportowym koniecznie chcial wiedziec gdzie ja ide. jak sie dowiedzial, ze biegac to juz sie nie dalo go przekonac, ze ja za szybko biegam. Musialam go wziasc na chwile i na moje nie szczescie on przebiegl caly kilometr, wprawdzie z przerwami ale skubany dal rade. jak juz mi sie udalo go odstawic do domu to zaczelo sie robic ciemno i zimno.
kleine Hausrunde 4,6km 30'55''
nie pamietam ale nie padalo
caly tydzien bez biegania i wreszcie w sobote wieczorem sie udalo choc na chwilke. Najpierw musialam pobiegac z naszym malym 4-letnim gosciem, ktory jak mnie zobaczyl w stroju sportowym koniecznie chcial wiedziec gdzie ja ide. jak sie dowiedzial, ze biegac to juz sie nie dalo go przekonac, ze ja za szybko biegam. Musialam go wziasc na chwile i na moje nie szczescie on przebiegl caly kilometr, wprawdzie z przerwami ale skubany dal rade. jak juz mi sie udalo go odstawic do domu to zaczelo sie robic ciemno i zimno.
- Bawareczka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1341
- Rejestracja: 04 paź 2010, 21:18
- Życiówka na 10k: 59'47''
- Życiówka w maratonie: brak
22.10.2011 17:10
6km -->37'52''
+8, slonecznie, lekki wiatr
znow caly tydzien bez biegania, dobrze ze w sobote mi sie udaje. Obiecuje poprawe
6km -->37'52''
+8, slonecznie, lekki wiatr
znow caly tydzien bez biegania, dobrze ze w sobote mi sie udaje. Obiecuje poprawe