Umarlam i bylam w biegackim niebie no ale jako chrzescijanka wierze w zmartwychwstanie i mysle, ze nastapi jutro
24.09.2011 8:05
Rozruch --> 20'
14:40
Rozgrzewka --> 20' w tym kilka przebiezek
15:10
17. Sax’is Shop Ruhstorfer Geländelauf ponad 7,5 km -->
41'39'' -
3 miejsce

22°C slonecznie, czasami lekki wiatr

Czerwone
Jak zwykle dwie godziny przed wyjazdem zaczelo mi sie krecic w glowie. To juz chyba taki moj urok i nic na to nie poradze, staram sie nauczyc z tym biegac. Tym razem mi sie udalo, krecilo mi sie w glowie do ok 4 kilometra.
Pogoda w sumie wymarzona do zawodow. Na rozgrzewke ubralam obozowa koszulke i kilka osob zwrocilo na nia uwage.
Start jak zwykle jakos przelecial kolo mnie, zaczelam biec, bo wszyscy zaczeli i staralam sie biec z fala tlumu. Po pol km okazalo sie, ze biegne kolo dwoch klubowych kolezanek, ktore w sumie zawsze byly szybsze ode mnie. Jedna udalo mi sie wyprzedzic na ostatnich zawodach ale chyba raczej dlatego, ze rozwiazala jej sie sznurowka. Postanowilam ich sie trzymac jak dam rade i moze wyprzedzic i nawet przez mysl mi przebieglo, moze tak dobiec do mety przed nimi. Po 1 i pol km rozwiazala mi sie sznurowka. Stracilam chwile na jej zawiazanie i kolezanki mi troche uciekly. Troche mnie to wkurzylo i pomyslalam, teraz jestesmy kwita sznurowka za sznurowke. Powolutku dogonilam kolezanki i jak sie zaczela gora (po 2 km) wyprzedzilam najpierw mlodsza potem starsza i juz wiecej ich nie widzialam

to dodalo mi skrzydel. Po 2 km zaczela sie gora i polne sciezki, to nie jest moj ulubiony teren ale tym razem jakos dobrze mi sie bieglo. Jak wyprzedzilam kolezanki przede mna pojawil sie facet z brzuszkiem. Biegl srodkiem drogi, by go wyprzedzic musialam zejsc w koleine. Jak ja jego to on zaraz mnie, znow sie na srodek wpakowal i zwolnil to ja go jeszcze raz i on znow mnie i tym razem mnie tak wkurzyl, ze mimo, ze mnie to troche sil kosztowalo to wskakiwanie w koleine i wskakiwanie na droge to go znow wyprzedzilam i mu ucieklam. W zeszlym roku na tej gorze szlam w tym roku ta gora okazala sie nie gora ale lekkim podbiegiem i ciagle czekalam kiedy bedzie ta gora

Tak mi sie tam lekko wbieglo, ze sie dziwilam dlaczego ja w zeszylm roku szlam. Po km 4 bylo stoisko z woda a na nim siostra Emka, krotko sie zawachalam, pic nie pic ale zlapalam kubek i lyknelam kilka lyczkow. Dalej bylo juz z gorki. wyprzedzilam jeszcze jakies osoby ale juz nie pamietam dokladnie, na pewno jakas mloda kobiete na pewno i starszego pana z brzuszkiem ale ten mnie potem na pol km przed meta znow wyprzedzil i nie dal sie dogonic. Przede mna zauwazylam kolejna Pudernice (w zeszlym roku jednym z moich biegowych celow bylo wyprzedzic Pudernice i jak ja wyprzedzilam to znalazlam sobie mlodsza i trudniejsza do wyprzedzenia ale do tej pory mi sie nie udalo). Postanowilam sie jej trzymac i w glowie ukladalam sobie plan, ze moze moze mi sie uda. W zeszlym roku juz juz prawie ja mialam, troche zeslabla na ostatnich 2 kilometrach i ja wyprzedzilama le przed meta mnie przegonila. Tym razem postanowilam sie trzymac za nia i pozniej zaatakowac. jak do mety bylo ok 1,5 km to na prostej lekko z gorki postanowilam ja wziasc. Ale sie nie ludzilam, bylam juz cholernie zmeczona a Pudernica byla na swoim terenie. Bylam juz cholernie zmeczona i marzylam by usiasc na skraju drogi zanim te dwie kolezanki do mnie dobiegna to zbiore sily i moze jeszcze zawalcze ale doszlam do wniosku, ze nawet jak bede wolno biec to do mety mam mniej jak 10 minut i wtedy sobie posiedze a teraz nie dam sie przegonic nikomu a szczegolnie pudernicy. i gnalam przed siebie jak zwariowana. Przed boiskiem na ktorym byla meta zobaczylam Emka, to dodalo mi jeszcze sil, potem jeszcze zakret o 360° i wbieg na boisko. Na zakrecie o malo nie padlam,musialam zwolnic i to wybilo mnie z rytmu, rzobilo mi sie slabo ale juz bylo widac mete, jeszcze tylko niepelne okrazenie boiska i upragniona meta. Nic juz nie widzialam tylko uciekajacego mi pana z brzuszkiem i Emka, ktory przeszedl przez dziure w plocie, by mi dalej dodawac odwagi. Wpadlam na mete tuz za panem z brzuszkiem i padlam. Wpadlam w ramiona Emkowi i nie moglam juz dalej ani kroku zrobic. Posadzili mnie na bialym krzeselku turystycznym i nie moglam z niego wstac. Pamietam, ze jacys facesi podnosili mi nogi do gory i ktos mowil, ze jestem biala jak sciana i ciagle ktos sie mnie pytal czy mi lepiej a Emek podawal wode i kazal pic i wstac i chodzic, wstac nie moglam wiec pilam. Czulam sie jakbym umarla i byla w niebie wyprzedzilam Trzy osoby, ktore mialam w planach wyprzedzic w najblizszym czasie udalo mi sie za jednym zamachem. Zapomnialam wylaczyc zegarka i nie wiedzialam o ile mi sie udalo polepszyc czas z zeszlego roku. Potem okazalo sie, ze o prawie 4 minuty. No i na ogloszeniu wynikow okazalo sie, ze mam 3 miejsce

stalam na podium i bylam najszczesliwasza. A wyprzedzone kolezanki zapomnialy mi pogratulowac
