Ja przyznaję się bez bicia, że z powodu przeziębienia i nieprzespanej nocy z środy na czwartek z powodu bolącego zęba w zasadzie zrezygnowałem ze startu. Dziś rano parę osób przekonało mnie żebym chociaż sobie lekkie rozbieganie zrobił i po pierwszej pętli zszedł. Na starcie spotkałem znajomych debiutantów i postanowiłem zostać ich osobistym pacemakerem. Z trzyosobowej grupy do mety na mniej więcej zamierzony czas pobiegła ze mną tylko jedna koleżanka, reszta niestety zamarudziła na 30km na punkcie żywieniowym i później nie miał ich kto motywować. Wszystkim generalnie zaleciłem pojawienie się na sobotnich zajęciach bo na pewno kilka elementów przydało by im się poćwiczyć.
Przeleciałem maraton tempem w granicach 6:07/km więc nie miałem kiedy się zmęczyć co spowodowało, że po drodze uskuteczniałem tańce przy zespołach, przybijałem piątki z kibicującymi dziećmi, czasem biegałem sobie tyłem obserwując moich podopiecznych. Nie zrobiłem życiówki, ale świetnie się bawiłem. Na robienie wyników w maratonie jeszcze przyjdzie pora, w tym roku udało się poprawić na 10km i w połówce więc sezon i tak bardzo udany.
Generalnie muszę powiedzieć, że tygodnie przygotowań nie poszły na marne bo mimo osłabienia pochorobowego czuję, że jest moc i tak lekko maratonu jeszcze nigdy mi się nie biegło. I tu słowa podziękowania dla naszego trenejro, który kolejny rok z rzędu tak profesjonalnie mnie przygotował. Teraz pozostaje się bać bo w przyszłym roku chcę biegać jeszcze szybciej, a to oznacza jeszcze więcej wylanego potu na treningach
