Sobota 15/10/2011
18' rozgrzewki + 4km-3km-2km w tempie półmaratonu P=2' + 6'30" schłodzenia razem 13.1 km
Buty Green Silence
Pogoda w Lozannie nadal rozpieszcza. Starałam się podejść do tego treningu optymistycznie. Mimo że dziś najgorszy z TYCH dni - ale przecież lepiej teraz niż na zawodach. Wyszłam biegać w najpiękniejsze słoneczko, które jako że jednak mamy październik, to szczęśliwie już nie znęca się na biegaczach, tylko poprawia humor. Temperatura była akurat na bieganie w krótkim rękawku i spódniczce - na chodzenie tak już nie. W sumie ubraniowo wyszedł mi bardzo optymistyczny zestaw - czerwona koszulka, turkusowa spódniczka, podkolanówki czarne z żółtym + żółto-czerwone buty. W sumie jak się ubiera Green Silence, to automatycznie ubiór biegowy się robi z lekka niepoważny.
Jako kolejne posunięcie w walce z biegowym marazmem zdecydowałam się na nową trasę. Zdecydowanie za dużo ostatnio włóczę się pod ciemku wte i nazad po tym samym kawałku, to może zbrzydnąć. A (pa)górkom przecież rzucam wyzwanie, więc nie ma się co bać, jak gdzieś na trasie wyskoczą. Z tą myślą po wyjściu z domu skręciłam na trasę nadchodzącego maratonu, zaraz na początek wspinaczka na Górę Oliwną (Montolivet, ale szczęśliwie Golgota to nie była. A potem w nagrodę czekał mnie długi łagodny zbieg ku jezioru wśród coraz większej zieleni, ale fajnie. Po drodze minęłam się z biegaczem zasuwającym pod górę, wyraz twarzy miał mniej zachwycony niż ja.

Można się niemal poczuć jakby sie oszukiwało.

Jak dobiegałam nad jezioro, to zaliczyłam rundkę w nieznanym mi dotąd parku, jak każda większa przestrzeń w Lozannie w żaden sposób nie mieścił się cały na płaskim, może nie najlepsze takie podbiegi na rozgrzewce przed solidnym zasuwaniem, ale cóż robić.
Na "danie dnia" wróciłam na bulwar nad jeziorem, kapkę przed Muzuem Olimpijskim. Równoległa ulica została zamknięta dla ruchu z powodu przygotowań do "Tygodnia Olimpijskiego" - warunki do sportowania się zatem super, pobiegłam miejscami środkiem ulicy, a co!

Starałam się tempo półmaratońskie biec bardzo równo, na początku szło super, jak teren za bardzo falował, albo pod koniec odcinka to już różnie wypadało. Okazało się, że moja najmniej ulubioną część zwyczajowej trasy da się jednak pobiec inaczej, nad samym jeziorem i bardzo mi to odpowiadało. Wreszcie poczułam, że mam jakieś szanse z tym półmaratonem. No i tibialis ani nie pisnął, no normalnie zapomniałam, że tam jest. A wracając spacerkiem pod górę do domu (przy okazji zmierzyłam pi razy oko garminem, że jest to około 500m drogi pod górę

) spotkałam męża, który opuścił siedlisko z misją znalezienia pożywienia. W ten sposób wylądowałam w moim optymistycznym biegowym stroju na zakupach w lokalnym markeciku, niektórzy trochę dziwnie mi się przyglądali.

Jutro półtorej godzinki człapania i wygląda na to, że wreszcie uda się tydzień biegowy zakończyć jak należy w niedzielę.
4km: 6:02/6:02/6:07/6:02 min/km
3km: 6:01/6:06/6:00 min/km
2km: 6:00/6:00 min/km