Z uwagi na pieczołowicie dobrane obciążenia treningowe pod Maraton, nie liczyłem na jakiś spektakularny wynik, jednak magiczna granica 1h30min była jak się wydawało wyzwaniem w zasięgu.
Generalna próba przed maratonem miała dać odpowiedź na pytanie czy ostatnie 14 tygodni harówki było zmarnowane czy też istotnie przełoży się w jakiś konkretny rezultat oraz dodać pewności siebie.
Dodatkowa motywacja pojawiła się wraz z pomysłem stworzenia drużyny „BiegamBoLubię Katowice” udział w drużynie to dodatkowe obciążenie wynikiem ale i dodatkowa radość na mecie. Padła idea, „Musimy Być na Pudle” gorąco wszystkich do swojej idei namawiałem
Dzień przed zawodami Razem z Pawłem oraz Krzyśkiem czyli naszych gości BiegamBoLubię z Warszawy pokonujemy jedno z 3 kółek Półmaratonu w celach poznawczych. W miłej atmosferze pokonuję około 7km ostatniego truchtania przed zawodami.
Taki start w zawodach podczas regularnego treningu, bez odpuszczenia jakiejś jednostki ma to do siebie, że można stanąć na starcie lekko zakwaszonym i tak też się czułem w dniu startu zaraz po przebudzeniu. Odpowiednio napełniony węglowodanami z dnia poprzedniego posiłkowałem się rano zaledwie Herbatą z dużą ilością miodu podniecenie ściskało żołądek.
Jako wielbiciel zimowej aury w szczególności niskich temperatur z radością w sercu wyjrzałem na balkon szybko wracając po coś ciepłego
Pogoda wydawała się idealna, bez wiatru, bez słońca, chłodne powietrze, nic tylko gnać przed Siebie.
Na start trzeba było sobie dojechać rowerkiem, jednak to idealna rozgrzewka dla zaspanych nóg a przejechać przez Katowice z numerkiem startowym na koszulce – bezcenne
Nasza ekipa zebrała się przed startem pod „Kapeluszem”. Wymiana poglądów, ostatnie rady od Trenera lekka rozgrzewka i już stoję w tłumie ponad tysiąca biegaczy-zapaleńców, gotowy do startu.
Plan jest prosty, utrzymać tempo delikatnie większe niż 4:15/km, trasa była zagadką przez swój górzysty profil, mimo ogromnego doświadczenia w jej pokonywaniu( podczas Treningów setki razy przemierzałem kółka zgodne z trasą Silesii jednak nigdy więcej niż 2 razy oraz nigdy w tempie startowym.
Zmotywowany, przygotowany, rozgrzany jednak lekko obolały ruszyłem na trasę. Wszyscy Jak zwykle na hurra do przodu, ścisk w czołówce, wiele przypadkowych postaci, które trzeba pokonywać jak zjazdowiec slalomem na trasie narciarskiej. Garmin po kilkuset metrach notuje czasy poniżej 4min ale już słyszę pierwsze słowa od trenerów, SPOKOJNIE!! Lekko zwalniam, przed nami główne wzniesienie biegu, to Ono decydować miało o końcowym rezultacie To ono oddzielało niejako mężczyzn od chłopców i selekcjonowało kobiety i dziewczęta Kolejna rada od trenera „PRACA RĄK, SPOKOJNIE NA PODBIEGU PÓŹNIEJ PRACUJESZ BIODRAMI NA ZBIEGU I NADRABIASZ STRATĘ” Na samym szczycie wodopój, jednak nikt Jak widzę(Ja także) nie decyduje się jeszcze na nawadnianie. Na bardzo długim zbiegu staram się nie usztywniać , rozluźnić ręce i po prostu cisnąć do przodu. Pierwsze kółko mija bez większej historii, w dodatku ciągle brak słońca, ciągle umiarkowana temperatura co sprzyja oddychaniu oraz ogranicza przegrzanie(bardzo istotne w moim przypadku).
Fantastyczni kibice entuzjastycznie witają nas przebiegających strefę START/META, w głowie tylko jedna myśl, to kółko będzie najważniejsze, trzeba nadrobić kilka sekund żeby nie brakło na Mecie. Drugie starcie z głównym podbiegiem chyba przez chwilowy brak trenera obok w innym stylu, bardziej agresywnie, Na szczycie niewiele straty czasowej, lekka zadyszka ale kubek wody wylany na głowę(pojawia się słońce) stawia Mnie na nogi ponownie. Trener pyta na zbiegu Czy wszystko w porządku, czy kontroluję czas? Odpowiadam że jest dobrze, średni czas jest ciut lepszy około 4:13/km i tak też docieram na początek ostatniego kółka.
Z miejsca przyśpieszam, jakby świadom że trzecie starcie z Górą może już nie być tak przyjemne jak dwa poprzednie, u podnóża mam średnią 4:11 a więc nadrobiłem sporo, pojawia się już taktyka w głowie, jeśli nie padnę na podbiegu To będzie bardzo dobrze. Jak myślałem tak też się okazało, słońce w plecy i trzeci długi podbieg był bardzo wyczerpujący, tempo znacznie siadło, i nawet a zbiegu biegło się stosunkowo ciężko, jakieś 2,5km do mety zaczęła się płaska ostatnia strefa, Od tego momentu do samej Mety towarzyszy mi asystent trenera(Piotr) odpowiednio motywując mnie do biegu. Czuję swobodę po zbiegu i wyraźnie zaczynam przyśpieszać, Na tym etapie karę za szybki start płaci wiele osób, z każdym metrem biegnie mi się lepiej i szybciej, mijam kolejne osoby które nie zachowały sił na koniec.
Ostatnie 1000 metrów do mety a na Garminie ponad 5 minut do porządanego czasu Piotr nakłania do przyśpieszenia, Ja jednak chce Dumnie wbiec na metę, 300m do mety zaczynam finish, mijam zwalniającego biegacza w czarnej koszulce, widzę bramkę startową ze świadomością że to już Meta, spojrzenie na Garmina – jest świetnie, rozkładam ręce w geście triumfu, mijam matę pomiarową, zatrzymuje Garmina i nagle…. Gdzie medale gdzie są wszyscy? To jeszcze 100 metrów… Kolega w czarnej koszulce znów mnie dogania, załączam ponownie Garmina i resztką sił zbieram się na jeszcze jeden Mocny finisz Wygrałem Wszyscy Wygraliśmy.
To były piękne zawody, Piękna MOJA ,domowa trasa, Wszystkie znajome uśmiechnięte buzie i Trenerzy którzy sprawili że czułem się na trasie jak Gebreselasie na Maratonie Berlińskim.
1h28min41s To nowy szczyt moich możliwości, Wiara w Siebie na pewno wzrosła, Już wiem że opłacało się trenować, wiem że w Poznaniu mogę się pokusić o pokonanie kolejnego szczytu swoich możliwości.
Dziękuje wszystkim za Obecność, Doping, pomoc podczas biegu i Towarzystwo na Mecie. Darek, Piotrek,Wito bez Was pewnie nie osiągnąłbym takiego czasu
![oczko ;-)](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
Pozdrawiam Damian