Trening z Pumą dla początkujących
- ptak
- Wyga
- Posty: 109
- Rejestracja: 27 maja 2011, 12:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Witam wszystkich po małej przerwie.
Witam InkeDe biegaj i pisz jak Ci idzie to bieganie, postępy napewno będą jesli jesteś systematyczna.
Moje bieganie ostatnio dobrze ale rzadziej, po 10km, ale przyspieszam.
Ale!!! Uwaga!!! Najwazniejsze!!!
Od wtorku przestałem palić..........i to nie w piecu
Kurcze jakie to się okazało proste, bez skutków ubocznych, samemu nie chce mi się w to wierzyć. Poprostu stałem się nie palacym!!!
Mariusz, współczuje, wydaje mi się że bez dobrego lekarza się nie obejdzie, ale myślę że jeszcze w tym roku pobiegasz, czego Ci życzę!
Witam InkeDe biegaj i pisz jak Ci idzie to bieganie, postępy napewno będą jesli jesteś systematyczna.
Moje bieganie ostatnio dobrze ale rzadziej, po 10km, ale przyspieszam.
Ale!!! Uwaga!!! Najwazniejsze!!!
Od wtorku przestałem palić..........i to nie w piecu
Kurcze jakie to się okazało proste, bez skutków ubocznych, samemu nie chce mi się w to wierzyć. Poprostu stałem się nie palacym!!!
Mariusz, współczuje, wydaje mi się że bez dobrego lekarza się nie obejdzie, ale myślę że jeszcze w tym roku pobiegasz, czego Ci życzę!
- pełnazapału
- Wyga
- Posty: 108
- Rejestracja: 05 cze 2011, 09:15
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
witaj ptaku po przerwie i gratuluję rzucenia palenia! Teraz tylko się pilnuj, żeby do tego nie wrócić- ja przestałam, a teraz znowu popalam :/
mariusz- mądra decyzja, regeneruj się i spokojnie trenuj, a następny sezon będzie Twój.
Ja jestem zadowolona, bo ostatnio udaje mi się biegać systematycznie, co drugi dzień.. a to już sukces, bo ostatnio różnie z tym bywało kiepsko z dystansami, bo robię zazwyczaj 6-9 km, szału nie ma, ale na tych pagórkach nie daję rady więcej. Dzisiaj miałam ambitne plany, ale ból piszczeli nie pozwolił ich zrealizować.. No ale jak dzisiaj się nie udało, to spróbuję jutro
Muszę też zacząć bardziej przestrzegać diety, bo to się źle skończy... Zwłaszcza te kolacje... Eh... tak swoją drogą jadłam wczoraj najlepszą lasagne w życiu ;D
miłego weekendu wszystkim!
mariusz- mądra decyzja, regeneruj się i spokojnie trenuj, a następny sezon będzie Twój.
Ja jestem zadowolona, bo ostatnio udaje mi się biegać systematycznie, co drugi dzień.. a to już sukces, bo ostatnio różnie z tym bywało kiepsko z dystansami, bo robię zazwyczaj 6-9 km, szału nie ma, ale na tych pagórkach nie daję rady więcej. Dzisiaj miałam ambitne plany, ale ból piszczeli nie pozwolił ich zrealizować.. No ale jak dzisiaj się nie udało, to spróbuję jutro
Muszę też zacząć bardziej przestrzegać diety, bo to się źle skończy... Zwłaszcza te kolacje... Eh... tak swoją drogą jadłam wczoraj najlepszą lasagne w życiu ;D
miłego weekendu wszystkim!
-
- Dyskutant
- Posty: 39
- Rejestracja: 25 cze 2011, 21:32
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: katowice
witam Pumy.dziś kolejny dzień treningu i powiem od razu pierwszy raz wżyciu pokonałem dystans 20km z małym hakiem ,było bardzo ciężko po pierwszych trzech okrążeniach było wszystko ok. [okrążenie 5,1km] ale w ostatnim dopadł mnie kryzys gdyż w niektórych momentach nogi odmawiały już posłuszeństwa ,ale udało się dobiec do końca i jestem z tego bardzo zadowolony,teraz już wiem że startując w półmaratonie powinienem go ukończyć ale o tym przekonam się 9/10 startując w Biegu Dzika o ile zdrowie i pogoda dopiszą,pozdrawiam wszystkich i życzę wytrwałości w bieganiu
- nodrog
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 278
- Rejestracja: 12 lip 2011, 22:05
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Puma wychodzi na żer
Od kilku dni ładowałem akumulatory psychiczne czytając co tylko popadnie o Maratonie Warszawskim. Mimo, że miałem biec w Biegu Olimpijskim na skromne 8 km to „brało mnie” jakbym był maratończykiem. Noc z piątku na sobotę spokojna. W sobotę zakończenie przygotowań do biegu. Sprawdzenie pakietu, przypięcie numeru do koszulki firmowego teamu, wymiana baterii w footpadzie i byłem gotowy.
Oczywiście noc przed biegiem była trudna. Na nic tłumaczenie, że to 8 km nie maraton, że już treningowo przebiegłem tę trasę – długo nie mogłem zasnąć, a jak już zasnąłem to po 3 godzinach znowu zacząłem się snuć do mieszkaniu. Jeszcze chwilę "przykimałem" i budzik zadzwonił na 6-tą.
Teraz wszystko na spokojnie by nie podbijać bębenka – skromne śniadanie, odwodnienie i nawodnienie. W końcu dresik na grzbiet i wychodząc cichutko przekręcam kluczyk w zamku by nikogo nie obudzić. Kilka pięter w dół i do samochodu.
Już z samochodu SMS-uje do Mamy czy mogę jednak do niej rano wpaść. Miałem to zrobić po biegu. Mieszka koło Łazienek, po drugiej ich stronie w porównaniu z Miasteczkiem Biegowym na Agrykoli. Świetne miejsce by zostawić samochód i rzeczy, których nie chcę zostawiać w depozycie. To też dobra miejsce na czas po biegu – prysznic, 2-gie śniadanie, kawka. Taka tymczasowa „baza”.
Parę minut po 7-ej ruszam przez Łazienki w stronę Mety Maratonu. Na miejscu ostatnie przygotowania: próby mat odczytujących chip-y, próby mikrofonów itp. Po miasteczku snują się pierwsi biegacze. Pojawiają się też Spartanie (znajdziecie ich z pewnością na zdjęciach z maratonu) jeszcze w strojach cywilnych, ale z gotowym rynsztunkiem. Przechadzam się po miasteczku i odnajduje najważniejsze miejsca. Nie byłem na innej imprezie tego typu, ale wszystko wygląda na bardzo profesjonalnie zorganizowane. Zaskakują namioty firmy medycznej, w której czeka łącznie kilkadziesiąt stołów do masażu (a podobno masaż zaraz po biegu nie jest najlepszym pomysłem).
Patrzę kto jeszcze będzie biegł Olimpijski. Widzę trzech młodziutkich, chudzielców, ale widać, że to już nie amatorzy. To pewnie nasz biegowy „narybek”.
Słyszę swoje imię. To koleżanka z firmowego Teamu. Ona debiutuje w Maratonie. Jest już w pełnej gotowości do biegu. Zbliża się czas zbiórki naszej drużyny – idę, więc do męskiej przebieralni. Tu relacje na pewien czas się urywa…
Już gotowy oddaje rzeczy do depozytu i truchtem wspinamy się z koleżanką w stronę startu. Pod koniec przechodzimy do marszu by się zbytnio nie sforsować – w końcu ona ma jeszcze ponad 42 km przed sobą.
Koło Ogrodu Botanicznego zbiera się nasza drużyna, choć nie w pełnym składzie. W pośpiechu robimy grupowe zdjęcie, na środku trasy, pod Kancelarią Premiera, bo wystartowały już Maratonki z elite (tradycyjnie kilkanaście minut przed głównym startem maratonu). Koło nas rozgrzewają się chłopaki z męskiej elity – rozpoznaję Marcina Chabowskiego.
Czas na rozgrzewkę. Ku mojemu zdziwieniu główny animator drużyny, doświadczony biegacz, serwuje nam rozciąganie. Z ociąganiem się rozciągam Czas iść na start. Powoli dołączają do nas zagubienie koledzy z Biegu Olimpijskiego.
Po chwili zaskoczenie: dziewczyny z elity właśnie przebiegają koło nas, czyli kończą 5 km pętlę przez centrum Warszawy. Już?!! Niezłe są…
Maraton ruszył i nasza grupa Biegu Olimpijskiego powoli przesuwa się w stronę startu. Jeszcze parę zdań speakera o gwiazdach biegnących w naszym biegu i ruszamy. Wydaje mi się, że jestem strasznie z tyłu. Że przede mną prawie cała grupa. Powoli się rozkręcam i powtarzam sobie, żeby nie dać się ponieść emocjom. Staram się biec swoim tempem. Chciałem biec na tętno, ale to nie ma sensu. Już na starcie adrenalina wyśrubowuje je na niebotyczny poziom. Co dziwne nie czuję tego specjalnie w czasie biegu. Postanowiłem biec na tempo. Ciekawe czy foot-pad jest rzeczywiście tak dobrze skalibrowany jak myślałem?
Na 2 m przed wymalowanym na jezdni napisem 1km zegarek mi pika, że przebiegłem pierwszy kilometr. Znaczy się wszystko w porządku i tempo tylko ciut lepsze niż zakładałem, ale skoro dobrze się czuje to, czemu nie. Zbliżam się do 2 km i zegarek znów cicho pika niemal równo z napisem na jezdni. Tempo OK. Przynajmniej to mam z głowy.
Niespodziewanie coś zaczyna mnie ćmić z lewej strony pleców. Nerka? Zaczyna mi być sucho w gardle. Tego jeszcze nigdy nie miałem. Czyżby nie kolano, nie oddech, ale nerka miała mnie wyeliminować z trasy? Biegnę dalej licząc, że przejdzie i po kilkuset metrach przechodzi.
Zaczynam zauważać ciekawe zjawisko. W zasadzie nikt mnie nie wyprzedza za to ja wyprzedzam całkiem sporo biegaczy. Kontroluje tempo, ciut za mocno, więc zwalniam. To mój pierwszy bieg, chciałbym go spokojnie ukończyć.
Kolejna przykra niespodzianka na 3-cim i 4-tym km zegarek mi pika kilkadziesiąt metrów przed odmierzonym punktem. Czyli biegnę nie za szybko, ale za wolno! Postanawiam jednak nie szaleć. Teraz trochę przyśpieszam, ale w zasadzie to się gubię i kompletnie przestaje kontrolować tempo. Rozglądam się, co się dzieje. Przede mną wciąż duża (za duża?) grupa biegaczy. Wzdłuż trasy sporo kibiców, przechodniów, zagrzewających do biegu. To naprawdę miłe. Zbliżamy się do końca blisko 5km pętli. Gdzieś tutaj powinni być moi kibice – Mama i Brat. Zanim ich wypatrzę, wśród kibiców rozpoznaję Panią Od Angielskiego w szkole moich bliźniaków. Wołam i macham do niej. Rozpoznaje mnie, (choć ledwie się znamy) i macha do mnie – ciekawy czy bliźniaki dzięki temu zapunktują?
Biegnę dalej. Widzę już swoją Grupę Wsparcia, ale oni nie widzą mnie. Macham do nich jak szalony i w końcu już i oni mi machają. Nie czas na odpoczynek jeszcze 3 km do mety.
Wcześniej postanowiłem skorzystać z „wodopoju”, ale próba picia wody z kubeczka w czasie biegu to „masakra”. Udaje mi się złapać 2 łyki. Reszta ląduje na mnie lub na asfalcie.
Przed sobą widzę logo firmy, znaczy kolega z drużyny. Postanawiam, że będę się go trzymał a nawet wyprzedzę. Zbiegamy Belwederską. Gdzieś wyczytałem, że przy krótkich zbiegach można, by nie stracić tempa, biec lekko pochylonym do przodu jakby się miało zaraz wywrócić na twarz. O dziwo to działa, „łykam” paru biegaczy, a kolana nie dają o sobie znać.
Skręcamy i wbiegamy do Łazienek. Tu miałem przyśpieszyć, ale psyche mi lekko siadła i trzymam równe tempo. Mimo to muszę, co chwila zmieniać tor biegu by wyprzedzić tych, co biegną przede mną. Widzę, że wyprzedam też maratończyków. Może wyprzedzałem ich wcześniej, ale dopiero teraz zwracam na to uwagę.
Wybiegam z Łazienek. Jeszcze tylko 2 zakręty i będzie meta. Zastanawiam się czy Grupa Wsparcia zdążyła się przemieścić na metę. Są. Nie widzę ich, ale słyszę. Woluntariuszki rozdzielają nas na 2 grupy – Olimpijczycy na lewo, Maratończycy na prawo. Widać metę, daję pełen gaz. Patrzę na czas brutto. Nie jest źle, ale liczyłem na lepszy czas. Na treningu pobiegłem szybciej. Ciekawe, jaki będzie czas netto?
Za metą wkładają mi na głowę medal, a ja walczę o wyrównanie oddechu. Po chwili jest już OK. Wyplątuję chip z buta i wrzucam go do skrzyni pełnej chip-ów tych, co przybiegli szybciej niż ja.
W sumie jestem jednak szczęśliwy. Pierwsza biegowa impreza zaliczona. Dałem radę.
Jeszcze tylko rozciąganie, szybka sesja fotograficzna firmowej drużyny i przebieram się w „dresik”. Dzwonię do domu. Bliźniaki też już żerują. Wcześniej ustaliliśmy, że nie będę mi tego dnia kibicować bezpośrednio. Mieli „gościa specjalnego” w domu i nie chciałem ich odrywać od zabawy.
Z Grupą Wsparcia wracam na tymczasową „bazę”. Po drugim śniadaniu idę kibicować na trasę Maratonu. Ale to już osobna historia…
Od kilku dni ładowałem akumulatory psychiczne czytając co tylko popadnie o Maratonie Warszawskim. Mimo, że miałem biec w Biegu Olimpijskim na skromne 8 km to „brało mnie” jakbym był maratończykiem. Noc z piątku na sobotę spokojna. W sobotę zakończenie przygotowań do biegu. Sprawdzenie pakietu, przypięcie numeru do koszulki firmowego teamu, wymiana baterii w footpadzie i byłem gotowy.
Oczywiście noc przed biegiem była trudna. Na nic tłumaczenie, że to 8 km nie maraton, że już treningowo przebiegłem tę trasę – długo nie mogłem zasnąć, a jak już zasnąłem to po 3 godzinach znowu zacząłem się snuć do mieszkaniu. Jeszcze chwilę "przykimałem" i budzik zadzwonił na 6-tą.
Teraz wszystko na spokojnie by nie podbijać bębenka – skromne śniadanie, odwodnienie i nawodnienie. W końcu dresik na grzbiet i wychodząc cichutko przekręcam kluczyk w zamku by nikogo nie obudzić. Kilka pięter w dół i do samochodu.
Już z samochodu SMS-uje do Mamy czy mogę jednak do niej rano wpaść. Miałem to zrobić po biegu. Mieszka koło Łazienek, po drugiej ich stronie w porównaniu z Miasteczkiem Biegowym na Agrykoli. Świetne miejsce by zostawić samochód i rzeczy, których nie chcę zostawiać w depozycie. To też dobra miejsce na czas po biegu – prysznic, 2-gie śniadanie, kawka. Taka tymczasowa „baza”.
Parę minut po 7-ej ruszam przez Łazienki w stronę Mety Maratonu. Na miejscu ostatnie przygotowania: próby mat odczytujących chip-y, próby mikrofonów itp. Po miasteczku snują się pierwsi biegacze. Pojawiają się też Spartanie (znajdziecie ich z pewnością na zdjęciach z maratonu) jeszcze w strojach cywilnych, ale z gotowym rynsztunkiem. Przechadzam się po miasteczku i odnajduje najważniejsze miejsca. Nie byłem na innej imprezie tego typu, ale wszystko wygląda na bardzo profesjonalnie zorganizowane. Zaskakują namioty firmy medycznej, w której czeka łącznie kilkadziesiąt stołów do masażu (a podobno masaż zaraz po biegu nie jest najlepszym pomysłem).
Patrzę kto jeszcze będzie biegł Olimpijski. Widzę trzech młodziutkich, chudzielców, ale widać, że to już nie amatorzy. To pewnie nasz biegowy „narybek”.
Słyszę swoje imię. To koleżanka z firmowego Teamu. Ona debiutuje w Maratonie. Jest już w pełnej gotowości do biegu. Zbliża się czas zbiórki naszej drużyny – idę, więc do męskiej przebieralni. Tu relacje na pewien czas się urywa…
Już gotowy oddaje rzeczy do depozytu i truchtem wspinamy się z koleżanką w stronę startu. Pod koniec przechodzimy do marszu by się zbytnio nie sforsować – w końcu ona ma jeszcze ponad 42 km przed sobą.
Koło Ogrodu Botanicznego zbiera się nasza drużyna, choć nie w pełnym składzie. W pośpiechu robimy grupowe zdjęcie, na środku trasy, pod Kancelarią Premiera, bo wystartowały już Maratonki z elite (tradycyjnie kilkanaście minut przed głównym startem maratonu). Koło nas rozgrzewają się chłopaki z męskiej elity – rozpoznaję Marcina Chabowskiego.
Czas na rozgrzewkę. Ku mojemu zdziwieniu główny animator drużyny, doświadczony biegacz, serwuje nam rozciąganie. Z ociąganiem się rozciągam Czas iść na start. Powoli dołączają do nas zagubienie koledzy z Biegu Olimpijskiego.
Po chwili zaskoczenie: dziewczyny z elity właśnie przebiegają koło nas, czyli kończą 5 km pętlę przez centrum Warszawy. Już?!! Niezłe są…
Maraton ruszył i nasza grupa Biegu Olimpijskiego powoli przesuwa się w stronę startu. Jeszcze parę zdań speakera o gwiazdach biegnących w naszym biegu i ruszamy. Wydaje mi się, że jestem strasznie z tyłu. Że przede mną prawie cała grupa. Powoli się rozkręcam i powtarzam sobie, żeby nie dać się ponieść emocjom. Staram się biec swoim tempem. Chciałem biec na tętno, ale to nie ma sensu. Już na starcie adrenalina wyśrubowuje je na niebotyczny poziom. Co dziwne nie czuję tego specjalnie w czasie biegu. Postanowiłem biec na tempo. Ciekawe czy foot-pad jest rzeczywiście tak dobrze skalibrowany jak myślałem?
Na 2 m przed wymalowanym na jezdni napisem 1km zegarek mi pika, że przebiegłem pierwszy kilometr. Znaczy się wszystko w porządku i tempo tylko ciut lepsze niż zakładałem, ale skoro dobrze się czuje to, czemu nie. Zbliżam się do 2 km i zegarek znów cicho pika niemal równo z napisem na jezdni. Tempo OK. Przynajmniej to mam z głowy.
Niespodziewanie coś zaczyna mnie ćmić z lewej strony pleców. Nerka? Zaczyna mi być sucho w gardle. Tego jeszcze nigdy nie miałem. Czyżby nie kolano, nie oddech, ale nerka miała mnie wyeliminować z trasy? Biegnę dalej licząc, że przejdzie i po kilkuset metrach przechodzi.
Zaczynam zauważać ciekawe zjawisko. W zasadzie nikt mnie nie wyprzedza za to ja wyprzedzam całkiem sporo biegaczy. Kontroluje tempo, ciut za mocno, więc zwalniam. To mój pierwszy bieg, chciałbym go spokojnie ukończyć.
Kolejna przykra niespodzianka na 3-cim i 4-tym km zegarek mi pika kilkadziesiąt metrów przed odmierzonym punktem. Czyli biegnę nie za szybko, ale za wolno! Postanawiam jednak nie szaleć. Teraz trochę przyśpieszam, ale w zasadzie to się gubię i kompletnie przestaje kontrolować tempo. Rozglądam się, co się dzieje. Przede mną wciąż duża (za duża?) grupa biegaczy. Wzdłuż trasy sporo kibiców, przechodniów, zagrzewających do biegu. To naprawdę miłe. Zbliżamy się do końca blisko 5km pętli. Gdzieś tutaj powinni być moi kibice – Mama i Brat. Zanim ich wypatrzę, wśród kibiców rozpoznaję Panią Od Angielskiego w szkole moich bliźniaków. Wołam i macham do niej. Rozpoznaje mnie, (choć ledwie się znamy) i macha do mnie – ciekawy czy bliźniaki dzięki temu zapunktują?
Biegnę dalej. Widzę już swoją Grupę Wsparcia, ale oni nie widzą mnie. Macham do nich jak szalony i w końcu już i oni mi machają. Nie czas na odpoczynek jeszcze 3 km do mety.
Wcześniej postanowiłem skorzystać z „wodopoju”, ale próba picia wody z kubeczka w czasie biegu to „masakra”. Udaje mi się złapać 2 łyki. Reszta ląduje na mnie lub na asfalcie.
Przed sobą widzę logo firmy, znaczy kolega z drużyny. Postanawiam, że będę się go trzymał a nawet wyprzedzę. Zbiegamy Belwederską. Gdzieś wyczytałem, że przy krótkich zbiegach można, by nie stracić tempa, biec lekko pochylonym do przodu jakby się miało zaraz wywrócić na twarz. O dziwo to działa, „łykam” paru biegaczy, a kolana nie dają o sobie znać.
Skręcamy i wbiegamy do Łazienek. Tu miałem przyśpieszyć, ale psyche mi lekko siadła i trzymam równe tempo. Mimo to muszę, co chwila zmieniać tor biegu by wyprzedzić tych, co biegną przede mną. Widzę, że wyprzedam też maratończyków. Może wyprzedzałem ich wcześniej, ale dopiero teraz zwracam na to uwagę.
Wybiegam z Łazienek. Jeszcze tylko 2 zakręty i będzie meta. Zastanawiam się czy Grupa Wsparcia zdążyła się przemieścić na metę. Są. Nie widzę ich, ale słyszę. Woluntariuszki rozdzielają nas na 2 grupy – Olimpijczycy na lewo, Maratończycy na prawo. Widać metę, daję pełen gaz. Patrzę na czas brutto. Nie jest źle, ale liczyłem na lepszy czas. Na treningu pobiegłem szybciej. Ciekawe, jaki będzie czas netto?
Za metą wkładają mi na głowę medal, a ja walczę o wyrównanie oddechu. Po chwili jest już OK. Wyplątuję chip z buta i wrzucam go do skrzyni pełnej chip-ów tych, co przybiegli szybciej niż ja.
W sumie jestem jednak szczęśliwy. Pierwsza biegowa impreza zaliczona. Dałem radę.
Jeszcze tylko rozciąganie, szybka sesja fotograficzna firmowej drużyny i przebieram się w „dresik”. Dzwonię do domu. Bliźniaki też już żerują. Wcześniej ustaliliśmy, że nie będę mi tego dnia kibicować bezpośrednio. Mieli „gościa specjalnego” w domu i nie chciałem ich odrywać od zabawy.
Z Grupą Wsparcia wracam na tymczasową „bazę”. Po drugim śniadaniu idę kibicować na trasę Maratonu. Ale to już osobna historia…
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
dobrze, że dałeś rade!!! gratuluje!
-
- Wyga
- Posty: 123
- Rejestracja: 20 cze 2011, 14:04
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Jelenia Góra
- Kontakt:
Super relacja - już wiadomo czego spodziewać się na zawodach. Ja w końcu dojrzałem do zakupu nowych butów - po 50min. wybiegania wczoraj olbrzymi nabity krwią odcisk na prawej stopie... Wcześniej biegałem i dłużej i dalej, ale w większości po drogach bitych a wczoraj całość po asfalcie. U siebie ciężko mi będzie coś dobrego dostać w normalnej cenie, a do Wrocławia na razie nie mam czasu jechać. Będę się musiał jeszcze kilka tygodni pomęczyć w Lidlach...
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
kupujcie buty, ale w sklepie, żeby ktoś ocenił wasz styl biegu na bieżni, szkoda potem nóg wiem cos o tym
-
- Dyskutant
- Posty: 41
- Rejestracja: 14 wrz 2011, 10:42
- Życiówka na 10k: 41:55
- Życiówka w maratonie: 3:30:26
- Kontakt:
nodrog brawo i gratulacje wiesz jaki masz w końcu czas brutto i netto?
bo ja też biegłem na tej imprezie i był to mój pierwszy start
czas wg chipa - oficjalne: BRUTTO - 47:31, NETTO - 46:43.
wyniki nie powalają ale i tak jestem szczęśliwy z pierwszych zawodów i medalu
pozdrawiam wszystkich biegnących w Biegu Olimpijskim
bo ja też biegłem na tej imprezie i był to mój pierwszy start
czas wg chipa - oficjalne: BRUTTO - 47:31, NETTO - 46:43.
wyniki nie powalają ale i tak jestem szczęśliwy z pierwszych zawodów i medalu
pozdrawiam wszystkich biegnących w Biegu Olimpijskim
- nodrog
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 278
- Rejestracja: 12 lip 2011, 22:05
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Dziękuję i też gratuluję życiówki.Compadre pisze:nodrog brawo i gratulacje wiesz jaki masz w końcu czas brutto i netto?
bo ja też biegłem na tej imprezie i był to mój pierwszy start
czas wg chipa - oficjalne: BRUTTO - 47:31, NETTO - 46:43.
wyniki nie powalają ale i tak jestem szczęśliwy z pierwszych zawodów i medalu
pozdrawiam wszystkich biegnących w Biegu Olimpijskim
Trochę się zdemaskowałeś podając te czasy
Kiedyś napisałem na tym forum, że staram się nie podawać swoich wyników i mam zamiar się tego trzymać dopóki nie zrealizuję swojego długoterminowego celu... MW2012
Oczywiście znam swój czas brutto i netto - ciekawe, że różnią się równo o minutę, czyli wystartowałem równo 60s po włączeniu czasu.
No i nie mogę się powstrzymać...no nie mogę... nie mogę... są lepsze od Twoich.
Biegniesz w Biegnij Warszawo? Chciałbym tam wybiegać przyzwoitą życiówkę na 10km, ale obawiam się, że w tłumie będzie ciężko.
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
dokładnie, życiówki najlepiej w mniejszych imprezach,
analizowałem wyniki, byłbym około 50-55 miejsca w biegu olimpijskim, gdyby nie kolano
czyli jk piszesz to się i tak spotkamy za rok i na takim samym dystansie pobiegniemy
analizowałem wyniki, byłbym około 50-55 miejsca w biegu olimpijskim, gdyby nie kolano
czyli jk piszesz to się i tak spotkamy za rok i na takim samym dystansie pobiegniemy
-
- Dyskutant
- Posty: 41
- Rejestracja: 14 wrz 2011, 10:42
- Życiówka na 10k: 41:55
- Życiówka w maratonie: 3:30:26
- Kontakt:
@nodrog biegnę biegnę ja tam się cieszę z każdego progresu i czasy mam nadzieję będą z każdym przebiegniętym kilometrem lepsze a co do demaskowania... to nie mam nic do ukrycia
edyta: a co do biegania życiówki z BW to raczej kiepsko to widzę bo tam zbyt duży tłum więc raczej podejdę do niego rekreacyjnie
edyta: a co do biegania życiówki z BW to raczej kiepsko to widzę bo tam zbyt duży tłum więc raczej podejdę do niego rekreacyjnie
- mariuszbugajniak
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2131
- Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
- Życiówka na 10k: 37.29
- Życiówka w maratonie: 2.59.02
- Lokalizacja: Włoszczowa
skierowanie na rtg mam już załatwione, dziś chyba pójde na to zdjęcie
noga już nie boli, ale tak myśle przetruchtać z 500m żeby znowu zacząło dokuczać kolano i wtedy zrobić zdjęcie, żeby było dobrze widać o co kaman...
załatwiłem sobie konsultacje u dobrego ortopedy sportowego w częstochowie dr Pileckiego
z ciekawostek to tuninguje swoje buty, bo do niczego się nie nadają, zrobie je na buty treningowe na bardzo miękkie położa dla pronatora a teraz są dla suplinującego wczoraj już zacząłem operacje nożem kuchennym
buty mam nowe upatrzone adiidas response stability 2 (coś takiego chyba) są dosyć tanie
no i najważniejsze, chce pobiec połówke w tym roku jeszcze jak ortopeda mi powie, że noga tylko przeciążona była :
połówke w koszalinie w nocnej ściemie bo mi sie spodobało nocne bieganie ostatnio
noga już nie boli, ale tak myśle przetruchtać z 500m żeby znowu zacząło dokuczać kolano i wtedy zrobić zdjęcie, żeby było dobrze widać o co kaman...
załatwiłem sobie konsultacje u dobrego ortopedy sportowego w częstochowie dr Pileckiego
z ciekawostek to tuninguje swoje buty, bo do niczego się nie nadają, zrobie je na buty treningowe na bardzo miękkie położa dla pronatora a teraz są dla suplinującego wczoraj już zacząłem operacje nożem kuchennym
buty mam nowe upatrzone adiidas response stability 2 (coś takiego chyba) są dosyć tanie
no i najważniejsze, chce pobiec połówke w tym roku jeszcze jak ortopeda mi powie, że noga tylko przeciążona była :
połówke w koszalinie w nocnej ściemie bo mi sie spodobało nocne bieganie ostatnio