Strasb, dzięki
LadyE, ze mnie nie należy brać przykładu. Chyba że przykład przerostu ambicji nad możliwościami.
No i jednak jestem trochę starsza i trochę cięższa
Ale po kolei.
Maraton Gdański był trzeci. Pierwsza była
Warszawa'07 (w linku ostatni odcinek opisu). W Warszawie nabiegałam 4:16
Przed nim biegałam 4xtydzien, 2x10 km, 1x ok. 15 i jedno dłuższe wybieganie (20, 3x30 km) lub start (w sierpniu i wrzesniu przed pobieglam 3 polmaratony, poprawiając wynik w sumie o prawie 10 minut). Potem od listopada zaczęłam już coś na kształt treningu (prawda, DOM?), dalej 4xtydzien i niedużo kilometrow, ale za to z jakimiś elementami szybkości, siły i tak dalej - i w drugim maratonie, w Barcelonie, bylo już 3:54.
W Gdańsku bylo 4:03, ale on był nie tyle bez przygotowania, co z marszu, z takiego sobie tupania po lesie, dopiero zaczynałam jakiś plan do pazdziernikowego maratonu. Decyzja o piątkowym starcie zapadla... w środę. Swoją drogą ten start + 2-3 półmaratony po bardzo mi pomogły w przygotowaniach
Greiff w moim przypadku byl strzelaniem z armaty do kanarka. Nie polecam, chyba że do łamania trójki. Faktem jest, że psychicznie mnie bardzo wzmocnił. No i potem już nawet 90 km w tygodniu nie robi wrażenia
Z drugiej strony, rok temu z kilometrażu prawie o polowę mniejszego pobiegłam na dużo trudniejszej trasie raptem 3 minuty wolniej. Więc... jakby... Mam niejasne wrażenie że ilością próbuję zadeptać jakość. Czasami to dziala, ale niestety, nie zawsze
Jeżeli chodzi o starty, to akurat przy Greiffie prawie nie startowałam. W zasadzie chyba tylko Kabaty potraktowane jako mocny trening i Puchar Maratonu na 25 km - jako dlugie wybieganie w tempie maratonu. Teraz też mam się ograniczać