ioannahh wymysły

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

fotka z soboty - fot. Dorota Świderska / www.maratonczyk.pl
Obrazek

***

Niedziela, 19 czerwca
Wczoraj po starcie zupelnie nie czulam zmeczenia nog. Z zawodow na zawody jest coraz lepiej. Przyznam szczerze, ze wrecz mnie to zaskakuje. Po tescie na biezni i po Sztafecie 5x5 bylo ciezkawo ;) po dyszce w Wawrze nienajgorzej, po Ekidenie i GP Wawy naprawde niezle, a po wczoraj - szokujaco dobrze ;) ;) Po poludniu pojechalam sobie jeszcze na silke i zupelnie sie nie umeczylam wjezdzaniem rowerem pod gore przez Spacerowa.
Dzis biegania nie uskutecznialam, bo stopa boli niestety i nie chce jej dobijac przed wtorkiem. Byla zas silka ;) i rowerro - w sumie prawie 60 km.
Tylko lato sobie gdzies poszlo...

Poniedzialek, 20 czerwca
10 km
z psem (widocznie ostatni upadek nie byl dosc pouczajacy ;) ) i w mega wielkim deszczu (ostatnie 10-15 minut czulam sie, jakbym stala pod prysznicem... ).
srednie tetno 74%
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... 3nd8lmjku8

stopa niestety boli, poza ta niedogodnoscia wszystko doskonale. mialam wrazenie, ze moja rola ograniczyla sie do wyjscia z domu i pozniejszego kontrolowania intensywnosci - tj. zwalniania. wszystko poza tym odbylo sie jakos poza moja wola ;) - po prostu mi sie pobieglo.
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Wtorek, 21 czerwca

No, to jest kolejna zyciowka..
Fatalna, bo fatalna, ale tendencja zyciowkowa ( ;) ) utrzymana - bo to pierwsze moje zawody na tym dystansie - Warsaw Track Cup, bieg na 1000m.
Swietna impreza, fajna atmosfera, wszystko bardzo ladnie i milo :)

Moj bieg.. coz.
Na Ekidenie przebieglam pierwszy kilometr w 3:40 i bieglam potem jeszcze cztery niewiele wolniej, a tu - okolo 3:35. Porazka, czuje sie cienka jak Polsilver. Nie wiem, jaki konkretnie mialam czas - czekam na wyniki. Na pewno powyzej 3:30 i poniżej 3:40. A więc trochę żenada..

Zdecydowanie nie jestem sprinterem. Do tego w mojej serii zdarzylo sie nieszczescie i ktos polegl na pierwszych metrach, co spowodowalo male utrudnienia w ruchu (utrudnienia utrudnieniami, ale przede wszystkim mam nadzieje, ze ten nieszczesnik bardzo sie nie potlukl..). Gdzies 'na trasie' (heh, jak to brzmi przy dystansie dwoch i pol okrazenia..) wyprzedzilam dwoch Panow, ktorych wczesniej nie moglam wyprzedzic z powodow technicznych. Pocieszam sie wiec, ze moze moglo byc choc trooooooche, troszeczke lepiej...
Zawsze na nowym dystansie mam wielki problem z ogarnieciem tempa. Nie wiem, jak na poszczegolnym biegu powinno sie rozkladac sily. Czulam niedosyt po pierwszej piatce, po pierwszej dziesiatce, i podobnie jest teraz.

Do tego chyba wlasnie dobilam swoja stope, bo ledwo chodze. Swietnie! ;)

Mimo wszystko na razie nie zaluje, ze bieglam. Pozaluje jutro, jesli nie bede mogla biegac przez kolejny tydzien (tfu, tfu..) i jak nie zdam porannego egzaminu na uczelni.

Swoja droga fajny ten dystans. Nie zdazylam sie zalamac ani zastanowic nad sensem zycia ;)
No i kolka nie miala szans. Nie zdazyla sie uaktywnic ;)

No nic. Ide dalej przyjaznic sie z kostkami lodu (jedna na stopie, druga na zębie..) i z egzaminem.
Gorzej byc nie moze, wiec przynajmniej jest nadzieja, ze bedzie lepiej ;)
Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Wczorajszy egzamin zdany - pora rozpoczac trzymiesieczne wakacje :)

Noga ma sie calkiem niezle. Na upartego moglabym pobiegac, ale.. no wlasnie - nie ma co ryzykowac. W niebieganiu 'pomaga mi' ponadto potwornie bolący ząb. Jutro bede lezec krzyzem pod gabinetem stomatologicznym i blagac, zeby mnie przyjeli. Łupie mnie pol szczeki, Naproksen nie pomogl (co jest o tyle dziwne, ze generalnie jestem niesamowicie wrazliwa na lekarstwa, a wszystkie tabletki zaczynaja na mnie dzialac jak tylko na nie spojrze..). Wysmarowuje wiec tubke Sacholu (zaluje, ze nie kupilam od razu czterech opakowan...) i zyje nadzieja, ze jutro dentysta przyniesie mi ulge.

Zatem wczoraj i dzisiaj zero biegania. Nie wyobrazam sobie zreszta biegac z tym bolem, bo przy kazdym kroku czuje, jak pulsuje mi szczeka.

Na razie, o dziwo, nie cierpie bardzo z powodu tej przerwy. Troche odsypiam po zakonczeniu egzaminow ('troche odsypiam' = spie do 8 - tak, to moje odsypianie ;) ;) ), poza tym cale dnie gdzies latam. Niemniej jednak mam nadzieje, ze przeciwnosci losu lada chwila znikna. Bo biegac koooocham.

Jeszcze w poniedzialek rano przebieglam sobie 10 km spokojnym tempem.
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... 3nd8lmjku8
Caly czas LAŁO, a przez ostatnie 10-15 minut treningu czulam sie wrecz tak, jakbym stala pod prysznicem. Pies patrzyla na mnie jak na oprawce :)
Mimo tej watpliwej pogody bylo bardzo fajnie. A nawet bardziej niz bardzo. Dlaczego, skoro to najzwyklejsze rozbieganie? Ano dlatego, ze wyszlam na ten bieg jakos tak.. beznamietnie. Ani mi sie jakos straszliwie nie chcialo biegac, ani mi sie nie chcialo, po prostu uznalam, ze 'sobie wyjde i sobie pobiegam' ;) No i wlasnie tak bylo. Mialam wrazenie, ze moja rola ograniczyla sie do wyjscia z domu i wlaczenia stopera, a reszta zrobila sie sama. Bieglo mi sie tak swobodnie i lekko, jakby byl to moja najnaturalniejsza czynnosc w zyciu. Juz wczesniej zdarzalo mi sie miec takie uczucie, ze choc moje cialo biegnie, to glowa jest zupelnie gdzie indziej - na przyklad jeszcze przewraca sie na drugi bok w lozku ;) Tym razem to wrazenie bylo jednak wyjatkowo silne i musze przyznac, ze bardzo to lubie. Rok temu jeszcze nie mialam na koncie ani jednej przebiegnietej ciagiem godziny, a bieg ~40minutowy wydawal mi sie dlugim i powaznym przedsiewzieciem :)

Po biegu na Warsaw Track Cup (o ktorym zaraz jeszcze troche wypocin, bo nie moge go przebolec...) juz nie biegalam i jutro najpewniej jeszcze tez odpuszcze. Troche za to siłkuję (w poniedziałek, wczoraj, dziś..) i roweruje - w niedziele ~55 km, w poniedzialek wyjatkowo malo, bo ok. 15, we wtorek ~45 km - byloby na pewno wiecej, ale uznalam, ze tak kilka godzin przed zawodami na biezni to glupio ;), wczoraj ~45, dzisiaj.. 85 km ;) Pojechalam sobie z kolezanka do Gory Kalwarii i z powrotem przez piaseczno. W trakcie tylko dwa krociutkie postoje - jeden w Górze K. na łyk wody i 'ale gdzie my właściwie jesteśmy?', drugi na stacji benzynowej niedaleko Piaseczna na zimną kolaszkę i Snickersa ;)

No dobra. Koniec wesolych tematow, teraz o wtorkowych zawodach.

Obrazek

Jestem niezmiennie zazenowana swoim wynikiem. To nie powinno sie zdarzyc. Wstyd, wstyd i jeszcze raz wielki, ogromny wstyd.
Moge sie tlumaczyc tylko tym, ze na nowym dystansie nie umiem rozkladac sily i nie wiem, jak biec.
Nie mialam ani cienia zakwasow po tym biegu - a to chyba zle. Moje nogi czuly ze biegaly przez jakies dwie minuty po przebiegu, a potem juz nie. Ani godzine po nim, ani trzy, ani nastepnego dnia rano, dzisiaj tez nic..
Tak sie zlozylo, ze bieglam z pulsometrem. Nie mialam zegarka ze stoperem, ktorego zwykle uzywam i musialam biec z Polarem (ktory suma summarum wcale mi sie nie przydal, bo nigdy nie trafiam w jego klawisz lapowania ;) ), wiec skorzystalam z okazji i zalozylam sobie pasek z nadajnikiem. Na dystansie tego kilometra tetno wzroslo mi do 94%. Chyba wniosek z tego taki, ze serce jeszcze sporo moglo, tylko motorek za slaby.. ;)
Zakladajac oczywiscie, ze moje HRmax to 200, zgodnie z wynikiem Fitness Testu Polara. Empirycznie na razie nie zamierzam sprawdzac swojego tetna maksymalnego, bo wiem, ze i tak nie dam rady doprowadzic sie do maksimum.
Swoja droga wczoraj powtorzylam sobie ow test i pulsometr powiedzial mi, ze moje vo2max to 67. Dwa miesiace temu mialam wynik 66. To blad urzadzenia czy niekoniecznie?

Na koniec jeszcze fotka obrazujaca doskonale, co sie dzialo podczas naszej serii.. ;)
Obrazek
fot. Dorota Świderska, http://www.maratonczyk.pl
Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

A jednak!
Martwilo mnie to, ze nie martwilo mnie niebieganie.
Wszystko jednak wrocilo do normy.
Wczoraj w koncu dentysta przyniosl mi ulge - po kilku dniach meczarni, nieprzespanej nocy czwartkowo-piatkowej, idiotycznych i meczacych snach z goraczki wywolanej stanem zapalnym w zębie (snilo mi sie, ze scigam sie na biezni na trzech dystansach, jeden po drugim, i jak koncze jedna serie, to zaczynam nastepna, bo chce poprawic wynik - i tak X razy..) w koncu jest dobrze. Co prawda prawie umarlam na fotelu dentystycznym; glupio mi bylo strasznie, bo takich scen cierpienia nigdy i nigdzie nie odstawilam, ale bol byl okrutny. Mialo prawo bolec, niestety..
Mam nauczke, zeby wiecej nie zwlekac z bolacym zebem do momentu, kiedy przestane moc normalnie funkcjonowac.
Tak czy inaczej - pierwsza, najgorsza wizyta z leczeniem kanalowym juz za mna; wrocila mi radosc zycia. I natychmiast straszliwie zachcialo mi sie biegac ;) Dzis jeszcze powstrzymalam sie od tej przyjemnosci - czekam, az stopa przestanie bolec. Jesli jutro bedzie lepiej, to poranek przywitam biegowo - OBY :D choc obawiam sie, ze nazajutrz jeszcze tak dobrze nie bedzie. W poniedzialek postaram sie odwiedzic ortopede. Bo dlugo juz bez biegania nie wytrzymam!

Wczoraj rowerem ~40 km + siłowy (abs ;) ), dzis ~45 km + siłowy ('góra' ;) + nogi ).

W najblizszym czasie niestety nie ma zadnych zawodow biegowych w ok.Warszawy. W planie wiec Bieg sw.Dominika na 5 km - 6 sierpnia w Gdansku. A potem od wrzesnia znowu sie zacznie :D ;) Czas powoli myslec nad rozpoczeciem kolejnego planu treningowego.. :)
Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Juz dluzej nie moglam nie biegac, wiec dzis z rana spokojniutko i niedlugo: 7.5 km

http://www.sports-tracker.com/#/workout ... dtvpnhg3r0

Srednie tetno 74%. Stopa troche bolala, ale bez szału. Po biegu jest zaskakujaco dobrze, tfu tfu ;)
Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Wczoraj jeszcze siłownia + rowerem 65 km.
Ryzykowalam troche z tym biegiem, ale nie zaluje, bo efekt jest zaskakujacy: mimo, ze podczas treningu stopa bolala, to po biegu przez caly dzien bylo znacznie lepiej, niz w dniach poprzednich :orany:

Dziś więc kontynuacja terapii szokowej ;)
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... 24kp88ihfn
I znowu to samo - podczas biegu troche bolalo, po biegu jest znowu lepiej niz bylo. Co za zycie dziwne :lol:
Srednie tetno treningu 75%, ale trasa w Rezerwacie przebiegnieta ze znacznie nizsza intensywnoscia, niz reszta. Chyba nie moge biegac wzdluz ulic i w ogole 'po miescie', jesli chce zachowac przyzwoite tetno.

Jeszcze była siłka ;) i troszkę roweru, ale na razie tylko po mieście. Wieczorem dojdzie dłuższa wycieczka :)
Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

i troszkę roweru, ale na razie tylko po mieście. Wieczorem dojdzie dłuższa wycieczka
Doszło 30 km, wiec w poniedzialek w sumie jakies 45 km.

Wczoraj tylko rowerro (~50 km), biegania i siłkowania niet.
Byłam u ortopedy, ktory orzekł, że mój problem ze stopą nazywa się zapaleniem pochewek ścięgnistych stawu skokowego. Polecił mi smarowanie Dip Rilifem (trauma ;) ), 'rozsądne bieganie' (cokolwiek to znaczy..) i dał skierowanie na rehabilitację, której jednak nie będzie dane mi zrealizowac.

Odwiedzilam takze Biblioteke Uniwersytecka i z wielka satysfakcja wynioslam z niej stos ksiazek, z ktorych zadna nie jest podrecznikiem do gramatyki ani biografia poety :D :)
Czas wiec zaczac WAKACJE :D
Obrazek

A dzisiaj pobiegalam sobie rozsadnie albo nierozsadnie (zalezy, co 'wczorajszy lekarz' mial na mysli ;) ) 15 km. W koncu! Ostatnia 'pietnastke' przebieglam chyba ze dwa miesiace temu. Ten dystans byl mi potrzebny, zeby upewnic sie, ze moge ;)
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... v8s5otp7db
Potem niechcaco wylaczylam Trackera, wiec tutaj jest koncoweczka:
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... 69uglbcqih

W trakcie biegu 10x przebiezki trzydziestosekundowe (tetno do ~84%) z baaardzo roznymi przerwami pomiedzy - od minuty do kilku minut ;)
Srednie tetno calego treningu - 77%
Ze stopa coraz lepiej. Podczas biegania troche bolalo, ale mniej, niz przedwczoraj i duzo mniej niz na przedostatnim treningu. Pozabiegowo wlasciwie nie boli juz wcale - chyba, ze specyficznie ustawie/wykrece stope..
Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Wczoraj jeszcze krotki silowy i 40 km rowerami. Okolo 20 km 'dojazdowym' po miescie - do dentysty-sadysty* i tak dalej, a wieczorem jeszcze na dobry sen dwudziestka na mojej przyjaciolce Myce ;) Nie chcialam juz wieczorem biegac, zeby nie dowalac za mocno temu biednemu stawowi skokowemu, ale nie moglam sobie odmowic malej przejazdzki - jak ja kocham lato :hej: :hej:

*to niesamowite, ze dentysta tak potrafi czlowiekowi ulzyc ;) takie paralizujace bole zebow sa okropne - a ja sie zastanawialam, dlaczego przez pare dni, po pierwsze: nie biegam i nie odczuwam z tego powodu dyskomfortu, po drugie: nie jestem co chwile glodna, jak to bywa normalnie :hahaha: troche cierpienia (no dobra, troche wiecej niz troche) na fotelu dentystycznym i od razu wszystko wrocilo do normy :) najgorsze juz na szczescie za mna. i mam nadzieje, ze nauczka bedzie konkretna ;)

Dzis z rana wolniutko, spokojniutko
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... 0jk01dukt9
Taki biegowy spacer z psem :) Srednie tetno 69%.
Coz.. nie wiem, czy istnieje cos fajniejszego, niz poranne bieżki - niezmiennie nastrajaja mnie one cudownie pozytywnie :)

Zdazyla tez juz wpasc silownia - trening na gore (bic,tric,grzbiet) i na nogi - odwodziciele&posladkowe.

Melduje, ze ze stopa z dnia na dzien coraz lepiej :)

I wypadaloby niedlugo rozpoczac nowy plan..
Wojtek zmodyfikowal mi tempa z planu na 10 km w 40 minut wg Bartoszaka tak, zeby zrobic z tego plan na 39 minut (!! omg).
Troche jestem przerazona. No dobra, bylam rownie przerazona, kiedy zaczynalam pierwszy plan - 10 km/45 minut, ale teraz boje sie chyba jeszcze bardziej. Tamte interwaly byly dla mnie przyjemne, te w zamysle maja mnie wykanczac. Takie jest podobno zalozenie przyspieszen (?) - na drugim ma sie zbierac na wymioty... Jesli tak rzeczywiscie bedzie, to nie wiem, jak zareaguje na taki system trenowania. Bieganie jest dla mnie wielka przyjemnoscia, a juz kilka razy okazywalo sie, ze zupelnie niepotrzebnie usiluje sie zakatowac (chociazby to bieganie 'luznych rozbiegan' na ~85% ;) ). Zobaczymy co to bedzie. To nie jest tak, ze ja nie chce ciezko trenowac - chce! Ale jednoczesnie mam tak malenka wiare w swoje mozliwosci, ze boje sie, ze nie podolam. A nie wiem, jak strasznie musialabym cierpiec na treningu, zeby go przerwac - raczej sie zaplacze, wykoncze, a dobiegam co trzeba. Tylko ze, wlasnie - ilez tak mozna, oto jest pytanie.. Jesli pare razy poczuje, ze sie nie udalo - albo udalo sie ogromnym kosztem - to ta radosc moze gdzies wyparowac.

Druga rzecz - kilometraz. Zima w kazdym tygodniu trzaskalam pietnastokilometrowy bieg i dobrze to robilo mojemu mozgowi. Przestalo to byc dla mojej swiadomosci czyms nuzacym, meczacym, wymagajacym - stalo sie zwyklym treningiem. Nawet jak bylo minus miliard stopni, to ubieralam sie w odpowiednia ilosc warstw, zakladalam trzy pary rekawiczek, kominiarke na glowe i dziarsko przedzieralam sie przez sniezne zaspy ;) taaak, to byl zdecydowanie dobry trening dla mojej psychiki..

Po zakonczeniu planu mialam okres startow w zawodach, wiec sila rzeczy odpuszczalam tak dlugie wybiegania. Wczoraj, po dluuugiej przerwie, znowu zafundowalam sobie 'pietnastke'. Bardzo sie ciesze, ze to zrobilam, bo przypomnialam sobie, ze moge i jest spoko ;) Niemniej.. nowy plan przewiduje wybiegania po 16, 18, a nawet 20 kilometrow. Nie wyobrazam sobie tego, bo moj najdluzszy dotychczasowy trening to ~17 kilometrow.
Niebardzo wiem, co z tym fantem zrobic, wiec jesli ktos mialby jakies propozycje, to bede wdzieczna..

KOMENTARZE
Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Wczoraj krotki silowy w warunkach domowych (na bary 8) ;) z hantlami - hardkor, prawie mi łapy odpadły :D ), rowerem 40 km.

Dzis
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... i07ujcc5vv
15 minut rozgrzewki, potem 6 razy: 3 minuty szybko & 2 minuty truchtu, 15 minut schlodzenia.

5 pierwszych z predkoscia ponizej tempa na piatke, szosty okolo tempa na piatke.

Pulsometr zostal w domu.

KOMENTARZE
Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Caly czas pada i jest niezmiennie obrzydliwie :( To jest klatwa klubu Calypso - juz drugi raz tak jest, ze wtedy, kiedy bardzo bym chciala isc na silke (i do sauny!) a nie moge tego zrobic - pada, leje, wieje.. Tak bylo w przeddzien mojego ostatniego egzaminu, kiedy mialam w planach rowerowanie z historią romantyzmu na mp3 - nie bylo to raczej mozliwe, gdyz aura byla rownie zachecajaca co dzis ( :? ... ), a na silke wprost nie wypadalo isc, gdy wisialo nade mna widmo nicnieumienia ;) Teraz zas chwilowo nie mam karnetu - od piatku do poniedzialku wlacznie. We wtorek zapisuje sie do pobliskiego Zdrofitu, wiec na pewno wyjdzie slonce i wroci lato ;)

Dzisiaj bardzo mily trening:
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... nh12to701h

truchtem do Kopca Powstania Warszawskiego, a tam pieciokrotny wbieg tymi uroczymi, najdluzszymi w Warszawie schodami. Potem truchtem do domu ;)
Rozgrzewka - srednie tetno 72% / czas 18:32
wbieg pierwszy - srednie 84%, max 91% / czas 1:23, przerwa 2:01
wbieg drugi - srednie 84%, max 93% / czas 1:20, przerwa 2:15
wbieg trzeci - srednie 86%, max 94% / czas 1:20, przerwa 2:30
wbieg czwarty - srednie 87%, max 95% / czas 1:17, przerwa 2:36
i wbieg piaty - srednie 86%, max 96% :D :D / czas 1:16

gdy zbiegalam tetno spadalo mi do ~67%.

96%hrmax to moj rekord treningowy :) chyba moge byc zadowolona z tego treningu. kiedy ostatnio robilam sobie wbiegi tymi schodami tetno wzroslo mi maksymalnie do 93%, a czulam sie naprawde umeczona :lol: dzis dobilam do 96%, a gdy zbieglam po raz ostatni to czulam, ze nie umarlabym, gdybym wepchnela sie na te schody jeszcze raz. pozytywnie :)
choc to tylko mnie pograza w kwestii biegu na Warsaw Track Cup, bo tam na kilometrze dobilam bodajze do 92%... ech ;)

KOMENTARZE
Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Nastapila proba rozbiegania bolacych łydek ;)
Tak zwane 'tup tup tup' - bardzo pasywny i bardzo wolniutki kross z aktywnym przeskakiwaniem kałuż i wpadaniem w błoto (gdzie jest moje lato ukochane?! :( :( :( )
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... ol8v51vssj
Srednie tetno 72%. Mam wrazenie, ze gdyby to bylo rano, tetno trzymaloby sie ponizej 70%...

'po drodze' jeszcze domowy siłowy & 30 km na rowerze.
Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Jestem jednym wielkim zakwasem :zero: :hahaha:
O rany, nie spodziewalam sie az takiej masakry. Ostatnie zakwasy mialam, hmmm.. dawno. A dzis - o Chryste Panie. Łydki po wczorajszym sześciokrotnym zbiegnięciu po 400 stopniach schodów bolą mnie wprost oporowo. Do tego odpadają mi mięśnie brzucha - to efekt wczorajszego domowego siłkowania; po raz pierwszy zapodałam sobie domowy trening z obciążnikiem - hantlem. Co prawda na silowni tez cwiczylam z ciezarami, ale jednak zroznicowanie cwiczen robi swoje - konam :hahaha:
Gdyby tego bylo malo, mam jeszcze zakwasy w plecach. Od czego - nie mam pojecia. Przeciez nie od roweru - czyzby to tez wczorajsza siłka? Moze rozciaganie? Nie wiem...

Pogoda niezmiennie beznadziejna. Lało od rana do ~13. Zapodałam sobie porządną domową siłownię - biceps, triceps i coś, czym zniszczyłam się doszczętnie :hahaha: - plecy. Jeśli te zakwasy, które mam po wczoraj, pogłębią się po dzisiejszym treningu to chyba jutro nie będę mogła się ruszać :jatylko:

Jeszcze 30 km rowerem, a biegania dziś nie.

KOMENTARZE
Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Nie mialam dostepu do neta, dopiero dzisiaj dorwalam siec.. :zero: A wiec pora na 'mala' aktualizacje ;)

Poniedziałek, 4 lipca
sporo siłowego + trochę roweru (jakieś 35 km)

Wtorek, 5 lipca
60 km na rowerze + z samego rana siłowy już na nowej siłce.

Środa, 6 lipca
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... gla1t8tngl
Hmm, obudziłam się o 4:45 i tyle było ze spania. Pogoda niezmiennie tragiczna (we wtorek wieczorem lato sobie przypomniało, że jest lato, ale już znowu o tym zapomniało..), więc o 5:30, szczękając z zimna zębami, wybiegłam na dwór.
Co za absurd. Myślałam, że to się nie zdarzy w lipcu - ubrałam się w bluzę, kurtkę przeciwdeszczową, rękawiczki i długie legginsy kompresyjne Newline'a, na które już nieraz w tym roku patrzyłam ze zdumieniem - że jak można biegać w takich długich, ciepłych spodniach?! O mój ty smutku..

Pierwsze 2-3 minuty były hardkorem. Ściana, mur i jeszcze gdzieś z tyłu ciągnięta ciężarówka. Masakra.
Potem długo było dobrze i fajnie, a na koniec znowu paskudnie. Mam tak obolałe, zakwaszone łydki, że to aż ciężko ogarnąć :) Niestety na razie nie dałam im okazji odkwaszenia, gdyż ten trening był obarczony dwoma długimi zbiegami (Myśliwiecka i Belwederska), a dnia poprzedniego.. Powiedzmy, ze jeszcze bardziej im dowalono, ale o tym za chwilę.

Na podbiegach na Agrykoli tetno roslo mi do 85% na pierwszym i do 87% na drugim. Srednie tetno całego treningu 77%.
Do pierwszego wbiegu jakoś się trzymałam, ale później już nie było szans zejść do poziomu intensywności odpowiedniego dla tzw 'recovery run'. Takie mogą zdarzać się jedynie w Rezerwacie, gdy kicam sobie bez jakiegokolwiek celu po prawie polnych dróżkach. Na ulicy nie ma szans; nie wiem, czy to kwestia podłoża, zachęcającego do szybszego przebierania nogami, czy też może innych czynników, np. faktu istnienia sygnalizacji na przejściach dla pieszych? Tak czy inaczej po raz kolejny przekonałam się, że bieganie po chodniku ponizej 75% jest dla mnie niewykonalne.

Wrocilam do domu na sniadanie i polecialam (a raczej poplynelam :/ ) rowerem (choć wcale nie wodnym) na silownie. Po treningu sauna :-)
A pozniej.. pozniej juz bylo tylko gorzej. Lało nieustannie. Musialam wyjsc z domu na miasto i dojechac w dwa dosyc oddalone od siebie miejsca. Od miesięcy nie podróżowałam po Warszawie komunikacją miejską, więc moja orientacja w tej kwestii nieco zanikła. Nie byłby to, rzecz jasna, żaden problem, gdybym tylko miała Internet. Ale Internetu nie ma od wczoraj.. Uznałam, że telepania się w korkach, stania w zatłoczonych autobusach i szukania odpowiednich przystanków nie zdzierżę. Zacisnęłam zęby, włożyłam mokrą kurtkę i przemoczone buty i ruszyłam w świat na rowerze. Szczegółów tej wyprawy oszczędzę, ale chyba zrobiłam wszystko, żeby złapać jakieś grypsko. Dentystka mi powiedziała, że 'nienawidzi, jak ktoś dzwoni i przekłada wizyty, ale błaga mnie, żebym nie przyjeżdżała do niej w takim stanie!!!'. Pani w recepcji myślała, że ktoś wylał wodę z saturatora - a to tylko ja stałam parę minut w poczekalni...
O Chryste, ja to jednak jestem ofiarą losu. Trochę się dziś nacierpiałam, trochę na własne życzenie (mogłam przecież wybrać autobusy i pozostać sucha.. albo chociaż suchsza, bo mokrzejsza już być nie mogłam z całą pewnością), ale trochę nie miałam wyjścia (bo gdybym pojechała ZTM, to na tysiąc pięćset procent nie dojechałabym na miejsce punktualnie). Cierpiąc rozmyślałam o tym, że wykrakałam. Bo kiedy pojawiła się piękna wiosna, a potem piękne lato, to wszystko nagle stało się proste, przyjemne i śliczne. Zgoła odmiennie, niż jest zimą, kiedy każde dłuższe wyjście jest walką o przetrwanie. Już wtedy zdałam sobie sprawę, że niestety, ale ma to jakiś głębszy sens. Przez te ciągłe walki, klęski i nieszczęścia wszystko, co później mogłoby wydawać się niekomfortowe, jest o wieeeele przyjemniejsze. Morderczy finisz na zawodach na piątkę? To przecież istna rozkosz w porównaniu z przebijaniem się przez śnieg na porannym, przedświtowym, zimowym treningu, gdy całe ciało owinięte jest kilkoma warstwami odzieży, a myśli krążą wokół tego, czy uda się tym razem nie zamrozić stóp, nie wpaść w kolejną lodowatą kałużę.. Ech, tak, całkiem niedawno, spacerując w pięknych okolicznościach przyrody, rozmyślałam sobie na ten temat - no i mam.
Cóż. Dzisiaj, gdy wybierałam się na trening o piątej rano, kiedy cała dygotałam z zimna, kiedy poczułam, że wyjście na zewnątrz to pewnego rodzaju wyzwanie, przypomniałam sobie, że rok temu o tej porze biegałam sobie radośnie w krótkich spodenkach i opalałam facjatę w porannym, milutkim słoneczku.
Czekam na upały...
I już się boję, co to będzie zimą, bo aktualna aura przypomina mi, że zima wcale nie jest złym snem - ona naprawdę istnieje.

Wspomniałam wyżej o tym, że moje łydki spotkało wczoraj coś strasznego :)
Wojtek przepowiadał mi ciągle starty w canicrossie, a ja wciąż miałam przed sobą chociażby treningowy debiut w tej dyscyplinie. Obawiałam się, że z przypiętym do siebie psem pobiegnę najwyżej dziesięć metrów, a potem kategorycznie stwierdzę, że to się nie da. Ewentualnie, że kolejne dwieście metrów pobiegnę na zębach, tudzież 'po warszawsku...' ;)
Wczoraj w końcu zrobiliśmy eksperyment. Wynik tegoż był znacznie pomyślniejszy, niż się spodziewałam - bo oto się da! ;) Nie był to z mojej strony zbyt profesjonalny bieg, leciałam dość asekuracyjnie i nieświadomie próbowałam hamować, zamiast poddać się psu; ale poruszałam się do przodu, i to jest sukces! Ba, właściwie to nawet całkiem szybko żeśmy pochrzaniali. Wybitnie fajna rzecz - lecisz jak dziki wariat, a ledwo się zmęczysz :D
Ale zakwasy mam tragiczne. Te z biegania po schodach już prawie całkiem się rozbiegały, lecz cóż z tego, gdy nadeszły nowe.. Teraz cierpią dwugłowe uda i piszczele. Cierpią strasznie. Co za porażka - tak jak przez bardzo długi czas nie miewałam zakwasów, tak teraz konają i kończyny dolne, i górne.. i jeszcze plecy i brzuch - tak na zmianę.
Przez parę dni nie miałam karnetu na siłownię i pakowałam sobie w warunkach domowych. W efekcie zapodałam sobie chyba sporo mocniejszy trening, niż ten na maszynach - jednego dnia zabiłam brzuch, drugiego grzbiet, trzeciego łapy. Ale było fajnie :) A teraz mam półroczne członkostwo w Zdroficie. Byłam wczoraj rano i dziś, na razie wrażenie dość pozytywne (choć do nieodżałowanego Holmes Place się nie umywa..). Mniej sprzętu niż w Calypso, ale nie dołuje mnie to bardzo, gdyż mimo wszystko zostaje zachowana reguła zmienności ćwiczeń, co - przynajmniej teoretycznie - wpływa pozytywnie na trening. Z powodu niewielkiej ilości maszyn na mięśnie 'klaty' (rany, za każdym razem to sformułowanie mnie rozbraja..) złapałam się nawet za sztangę. No, właściwie to za gryf. Ale siła jest! ;) ;) Dorwałam też w końcu Bosu i bawię się w różne ćwiczenia na równowagę, w tym przysiady na odwróconym.. tym czymś ;)



Czwartek, 7 lipca
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... qs7kcm34um
Powoluuuuuutku i spokooooojnie - spacer z psem.
Trzymalam tetno w granicach 70% i juz sie ucieszylam, ze uda sie tak przez caly trening, ale niestety nie tym razem 8) Gdzies około czterdziestej minuty mojego puchatego psa chciał pożreć duży, niepuchaty pies, który co prawda został przytrzymany przez właściciela na smyczy, gdy przebiegałyśmy obok, ale później został niebacznie puszczony i nie omieszkał sobie do nas dobiec. Nie dosc wiec, ze musialam sie na chwile zatrzymac, to jeszcze całe usilne utrzymywanie intensywności poniżej 70% poszło się walić :roll: :lol: ... A skoro tej sytuacji juz nie dalo sie uratowac ;) to zrobilam sobie niedlugo pozniej jedno minutowe przyspieszenie. A pozniej znowu wolniutko, wooolniuuutko do domu.
Calkiem pozytywny trening, choc w dalszym ciagu jestem jednym wielkim zakwasem. O Chryste, te miesnie sie chyba zmówiły i wszystkie zakwasy, które mogły wystąpić w ostatnim miesiącu i się nie pojawiły, zaatakowały teraz. Ledwo chodzę, rozpoczęcie mojego dzisiejszego treningu musiało wyglądać niezwykle żałośnie :hahaha: :hahaha: , a pozniej juz bylo calkiem niezle. Niemniej jednak moje piszczele przezywaja cierpienia, a razem z nimi jeszcze cos w pachwinie. Dwugłowe też mają się kiepsko.. :jatylko: ;)

KOMENTARZE

A tak na marginesie - komu, komu pulsometr? ;)
Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Czwartek, 7 lipca, ciąg dalszy :)

Po biegu jeszcze 40 km rowerem i godzina na siłce. LATO nagle wróciło :D :D :D !!! więc przed chwilą jeszcze radośnie pobiegałam sobie z Wojtkiem - http://www.sports-tracker.com/#/workout ... jvubpbikh8
Niewiele powyzej 5 km, tempo konwersacyjne z konwersacja ;)
Mimo tego, ze ledwo chodze od zakwasow, bieglo mi sie wprost wysmienicie. Jak na trening wieczorny to az zaskakujaco wysmienicie - pulsometr pokazal mi srednie tetno treningu 71%. To zdecydowanie rekord - do tej pory na wszystkich rozbieganiach wieczornych moje tetno bylo duzo wyzsze niz bywa rano.
Faaajnie :D

Aha, jeszcze coś: dziś rano minęłam w Rezerwacie trzech biegaczy z psem (którzy, notabene, już z daleka sprawiali strasznie pozytywne wrażenie - może to przez ich kolorowe koszulki, nie wiem, ale wyglądali naprawdę optymistycznie ;) ). Jako, że zostałam pozdrowiona po imieniu (!!! znowu! ;) ), pytam wszem i wobec - kogo z Was spotkałam? ;) :D

KOMENTARZE
Awatar użytkownika
ioannahh
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1309
Rejestracja: 20 cze 2010, 20:27
Życiówka na 10k: 39:46
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: sopot
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Juz wiem, kogo spotkalam :D :D :)

Piątek, 8 lipca
Zapiski przedpołudniowe ;)
Dzisiaj biegania (przynajmniej jak na razie) brak. Z samego rana bylismy na basenie. Jahuuuu, jak sie za tym stesknilam!!! :D nie ma to jak 1600m 'szybką żabą' o poranku. prawie tak fajne jak poranny bieżek.
poprawiałam też humor Wojtkowi, demonstrując swoje pływanie 'kraulem'. Wojtek stwierdzil, ze 'wygladam jak Strus Pedziwiatr wrzucony do oceanu' ...... :bum: :bum: :bum: cokolwiek to znaczyło (wolałam nie drążyć tego tematu), chyba już nie będę podejmować tego typu prób na publicznej pływalni, bo boję się, że któregoś razu rzuci się na mnie zestresowany ratownik z poczuciem misji :jatylko: :spoczko:
Potem była siłka, potem przegoniłam psa na rowerze po wszystkich stawach, wypływałam, wybiegałam i tak dalej.
No, to jeszcze nie koniec ;) ale na bieganie sie dzisiaj bardzo nie nastawiam.
Moje zakwasy...

Zapiski popołudniowe
No nieeeee.. !!!
Było juz tak slicznie, a tu nagle sru - burza i leje.
Zdazylam jeszcze tylko nieco opalic sobie lico w piekniutkim, grzejacym sloneczku, gdy rowerowalam do Srodmiescia i z powrotem. A potem padło..

Mielismy jechac na wycieczke rowerowa i nic z tego. W zamian za to chcialam isc sobie chociaz luzno pobiegac w przerwie miedzy deszczem a ulewa - ale przerwy nie widac, a po przedwczorajszej przygodzie naprawde mam juz serdecznie dosyc bycia cala przemoczona i oslizgla... Zreszta niebardzo mam sie juz w co ubrac, bo polowa moich ciuchow jeszcze nie wyschla.. :lalala:
W desperacji probowalam sie nawet wbic na jakiekolwiek zajecia na siłce, ale zajęć już nie ma.
Co za świaaaaaaaaaaaaaaaaat.... Bierny odpoczynek to cos, co mnie meczy najbardziej. Męczarnia. Roznosi mnie potwornie, a jestem uziemiona (Jezu, ze mna to gorzej niz z dzieckiem). Nawet nie mogę sobie posprzątać, bo już wypucowałam całe mieszkanie... :jatylko: :hahaha:

Jutro sobie odbije! Twojapogoda.pl mowi, ze ma nie padać :bum: hłe hłe.

Sobota, 9 lipca
Lato!!! tfu tfu, zeby nie zapeszyc :D :D :D

Dziś - Wojtkowy trening
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... ku9und864f
15 minut rozgrzewki, 15 razy: minuta szybko + minuta przerwy w truchcie, 15 minut schlodzenia :)

Rozgrzewka wyszla mi na tak niskiej intensywnosci, ze az zaczynalam sie martwic - srednie tetno 67% :orany: :hej:
'Lap' ;) z przyspieszeniami - srednie tetno 87%, maksymalne 94%
Schlodzenie - srednie tetno 80% - pacnęłam pulsometr od razu, kiedy skończyłam ostatnie przyspieszenie. poza tym, no coz ;) - nigdy schlodzenie nie wychodzi mi tak samo 'mało intensywne' jak rozgrzewka. poniekad logiczne ;) ale tez chyba trudniej mi sie wtedy biegnie powoli.

Srednie tetno calego treningu to 80%.
Na przyspieszeniach roslo mi zazwyczaj do 92%, w ciagu minuty truchtu spadalo do 87%. Ostatnie przyspieszenie pocisnelam, tzn. zaczelam pomagac sobie rękami ;) i dobiło do 94% - cos w tym jest ;)
Po pierwszych dwoch minutach truchtu bylo 79%.

Generalnie rzecz biorac - zarabisty trening :D
To chyba moj ulubiony typ szybkiego treningu ;) krotkie przyspieszenia, na ktorych mozna pocisnac bez ryzyka umarcia ;) ;) i krotkie przerwy, ktore sa na tyle dlugie, zeby odpoczac i nabrac sily na nastepna przebiezke, a jednoczesnie tak krotkie, zeby nie zdazyc sie znudzic :D

KOMENTARZE
ODPOWIEDZ