to moje czasy
pętla miała 2,5km
doskonale widać, kiedy robiłam coś ponad plan
pierwsze kółka biegane
ale już nawet sam szybki marsz- zawierający się w czasie ok 25' na kółko był ok
dwa razy spałam- 31. i 57. kółeczko
dwa razy się kąpałam, co było kwestią dojścia do zbiornika, schłodzenia się, umycia- 30. i 56. kółko
poza tym kilka razy się masowałam
najpierw plecy, bo miałam spięte mięśnie ramion, a także trudności z oddychaniem, co było najpewniej efektem wilgotności, duchota była okropna, na wszelki wypadek poprosiłam o rozmasowanie mięśni wspomagających oddychanie
później nogi, i te dwa masaże były przed pierwszym snem
wstałam wcześnie rano, ale już było gorąco
postanowiłam po prostu szybko chodzić
szło mi kiepsko, ale żeby było zabawniej, jedyne co mi przeszkadzało to stopy
a dokładnie- podeszwy
nie wiem, czy to wynik gorąca, bo wrażenie było takie, jakby mi je ktoś przypiekał
czy obciążenie i to ciągłe kłapanie- w końcu nigdy wcześniej tyle "na raz" nie zrobiłam (to już było po 100km), a może kwestia obuwia i amortyzacji?
ta zagadka pozostaje niewyjaśniona
poza tym, że w niedzielę rano dziewczyny stopy mi wymasowały i dało się znowu chodzić
trochę to chaotyczne, wiem
dla porządku:
start w piątek o 12; do wieczora ponad 70km; masaż pleców, kąpiel, masaż nóg i nyny; pobudka, kółko na rozruch i masaż nóg; szybki marsz (setny kilometr pokonany w 24:02:00); popołudniu przerwa obiadkowa; wieczorem kąpiel i spanie; (głupia byłam, zamiast nastawić budzik uwierzyłam że mnie obudzą) wstanie, śniadanko i szybki marsz
no i tu zaczęła się jazda
miałam dość, stwierdziłam że dobijam tylko do 150km i mam resztę głęboko
no i gdy sprawdzałam, ile mi brakuje do tych 150, zauważyłam, że gość przede mną, za którym nie przepadam, jest o 3 kółka lepszy
i tak sobie w swej kobiecej złośliwości pomyślałam, że go powkurwiam
facet nie uczy się nic a nic na swoich błędach
wystartował z czołówką, chociaż to nie jego poziom, i po kilku godzinach zaczął snuć się po trasie w zwolnionym tempie i dziwnie kuśtykając
kółko robił w ciągu godziny
serio, ślimaki go wyprzedzały
tak więc, gdy zaczął mi przyświecać konkretny cel, poczułam w sobie przypływ sił
zaczęłam biec
jeśli zwrócicie uwagę, ostatnie kółka są tylko minutę wolniejsze od tych pierwszych...
biedactwo, gdy się zorientował że go doganiam, też zaczął biec
jeśli można te ruchy tak określić
a ja normalnie biegłam

i tak go ścigałam, nie dając odpocząć, stresując, i doprawdy nie wiem skąd we mnie ten sadyzm
ale przyznaję się bez bicia, że sprawiało mi to przyjemność
(zwłaszcza że on później nie umiał w ogóle chodzić, a ja bez problemu wstawałam/siadałam/chodziłam/podskakiwałam)
po szybkich obliczeniach i uzyskaniu pewności, że go nie dogonię- tzn może go dogonię, ale zaraz później umrę, 15' przed końcem biegu oddałam chipa i udałam się na pożegnalny masaż całościowy nóg
szczerze, to nawet nie wiedziałam, ile w końcu nabiegałam i byłam miło zdziwiona, że zrobiło się z tego 165km
statuetka na półkę nie nadzwyczajna, ale za to piękny, szklany, imienny medal w pudełku- cudo!
to tyle z technicznego punktu widzenia
miałam zamysł żeby zrobić 200km, to było moje minimum
może bym i je zrobiła, gdyby nie kilka głupotek?
fakt że start mimo wszystko potraktowałam lekko, jako zwiad, zabawę
spędziłam czas z cudownymi ludźmi
świetnie się bawiłam
mam kilka fajnych zdjęć
niedosyt też
wiem już, że moje ciało potrafi na raty zrobić sporo
bo problem przeważnie jest właśnie w tym, że po przespaniu chwili nie ma się już sił, wszystko boli i w ogóle....
a ja nie...ja mogłam dalej, mogłam znowu
gdybym była lepiej wytrenowana, mogłabym szybciej a więc i więcej, ale na to przyjdzie jeszcze czas
po powrocie do domu kimnęłam się 2h i wróciłam do normalnego życia
chciałam iść wczoraj na jogę, ale stwierdziłam że tak na wszelki wypadek jeszcze odpuszczę
co prawda nic mnie nie boli, stopy tylko czasem czuję, ale może nie wiem że coś mi się porobiło, niech sobie jeszcze wszystko poodpoczywa
bieg i czas spędzony z ludźmi nastroił mnie nostalgicznie
ale i jakoś tak...radośnie
ufnie
znów wierzę w to, że mogę....