No było by miło Już dawno powinno być to zrobione, o co 2 razy prosiłem na początku wątku Dyskusja nie zeszła by na niewłaściwe tory.beata pisze: To tak podsumowując.
Proszę o zakończenie dyskusji pobocznej, w przeciwnym razie będę usuwała niewiele wnoszące posty nie odnoszące się do tematu wątku.
Lek na "wszystko"
Moderator: beata
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1221
- Rejestracja: 13 paź 2008, 06:50
- Życiówka w maratonie: brak
Pozdrawiam!
wykastrowany kot
wykastrowany kot
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 11474
- Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31
zgadzam się, że wiele postów nic nie wnosiło do dyskusji.
tym niemniej wpis jumpera, który zapoczątkował off-topa, ma sporo racji w tym sensie, że:
- w przypadku, gdy alexel jest niewierząca i nie ma ślubu kościelnego, czyli nie ma sakramentu małżeństwa,
rady większości osób dobrze przystają do sytuacji - z toksycznego związku trzeba się uwolnić gdy nie ma szans na naprawienie tego co popsute. Jeżeli do tego jeszcze mąż to pijak lub oprawca - na policję - zresztą to dokładnie napisał jumper,
- sprawa staje się trudniejsza w momencie gdy alexel byłaby wierząca i byłaby w małżeństwie rozumianym jako sakrament kościoła katolickiego. Ponieważ katolicy wierzą w to, że sakrament wiąże dwie osoby na zawsze i nie ma od tego odstępstwa, nie ma czegoś takiego jak rozwód jeśli wzięło się ślub kościelny. Wszyscy ci, którzy dajecie rady zdroworozsądkowe i praktyczne - zrozumcie proszę, że dla katolików małżeństwo jest przede wszystkim związkiem uświęconym mocą sakramentu pochodzącego od Boga i to jest ważniejsze niż wszelkie racje typowo "ludzkie". Z tego płynie wniosek, iż sytuacja, w której dwoje katolików - małżonków- nie może się ze sobą dogadać i żyć razem, jest zawsze tragedią i porażką tych ludzi...
Pozwólcie proszę nam wierzyć i żyć według naszej wiary tak jak my nie narzucamy Wam "naszych" zasad, jeżeli nie wierzycie w Boga.
Nie obruszajcie się na to, że tyle w jumperze determinacji i chęci ratowania małżeństwa katolików - dla nich nie ma innej opcji niż być zawsze razem, po prostu, i sami na to przystali stając przed ołtarzem; dlatego trzeba zrobić wszystko, i jeszcze więcej, by takie małżeństwa ratować i leczyć.
tym niemniej wpis jumpera, który zapoczątkował off-topa, ma sporo racji w tym sensie, że:
- w przypadku, gdy alexel jest niewierząca i nie ma ślubu kościelnego, czyli nie ma sakramentu małżeństwa,
rady większości osób dobrze przystają do sytuacji - z toksycznego związku trzeba się uwolnić gdy nie ma szans na naprawienie tego co popsute. Jeżeli do tego jeszcze mąż to pijak lub oprawca - na policję - zresztą to dokładnie napisał jumper,
- sprawa staje się trudniejsza w momencie gdy alexel byłaby wierząca i byłaby w małżeństwie rozumianym jako sakrament kościoła katolickiego. Ponieważ katolicy wierzą w to, że sakrament wiąże dwie osoby na zawsze i nie ma od tego odstępstwa, nie ma czegoś takiego jak rozwód jeśli wzięło się ślub kościelny. Wszyscy ci, którzy dajecie rady zdroworozsądkowe i praktyczne - zrozumcie proszę, że dla katolików małżeństwo jest przede wszystkim związkiem uświęconym mocą sakramentu pochodzącego od Boga i to jest ważniejsze niż wszelkie racje typowo "ludzkie". Z tego płynie wniosek, iż sytuacja, w której dwoje katolików - małżonków- nie może się ze sobą dogadać i żyć razem, jest zawsze tragedią i porażką tych ludzi...
Pozwólcie proszę nam wierzyć i żyć według naszej wiary tak jak my nie narzucamy Wam "naszych" zasad, jeżeli nie wierzycie w Boga.
Nie obruszajcie się na to, że tyle w jumperze determinacji i chęci ratowania małżeństwa katolików - dla nich nie ma innej opcji niż być zawsze razem, po prostu, i sami na to przystali stając przed ołtarzem; dlatego trzeba zrobić wszystko, i jeszcze więcej, by takie małżeństwa ratować i leczyć.
-
- Dyskutant
- Posty: 28
- Rejestracja: 14 paź 2010, 16:32
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
Warto też zauważyć, że katolik może się rozwieść w sposób cywilny i KK nie ma nic do tego. Tyle, że powinien zostać sam. Zawierając kolejne małżeństwo cywilne/związek dopiero wtedy grzeszy. Mt 19, 6-10; Mk 10, 1-12; Łk 16,18
- zoltar7
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5288
- Rejestracja: 12 wrz 2010, 11:13
- Życiówka na 10k: żenująca
- Życiówka w maratonie: brak
Miałem nie pisać w tym wątku, ale chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na jeden aspekt rozwodu (ew. separacji), który tu nie został w ogóle dostrzeżony, a mianowicie los dzieci z takiego związku. Jeśli rozwodzą się ludzie którzy nie mają dzieci to w ogóle nie widzę problemu (mamy było nie było XXI wiek, Internet, Fukushimę itd.). Jednak gdy rozwodzą się rodzice którzy maja dzieci (niepełnoletnie) to robi się prawdziwy dramat... przede wszystkim dla dzieci. Takie dzieciaki mają poważne problemy emocjonalne, niektóre same w dorosłym życiu nie potrafią żyć w zdrowych związkach. To jest aspekt bardzo ważny, a tu na razie nie dostrzeżony.
___________________
Jumper proszę cię... daj już spokój, nie nakręcaj się.
___________________
jumper pisze:W sumie to już się do tego przyzwyczaiłem.
Jumper proszę cię... daj już spokój, nie nakręcaj się.
Temu się darzy, kto dobrze waży.
Szczęśliwi kalorii nie liczą.
Szczęśliwi kalorii nie liczą.
-
- Dyskutant
- Posty: 28
- Rejestracja: 14 paź 2010, 16:32
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
Właśnie też miałam o tym napisać, ale że temat już zamykany to się powstrzymałam. Zupełnie się z Tobą zgadzam Sama jestem z pełnej rodziny ale moje rodzeństwo przyrodnie już nie. I wiem jak to wszystko niefajnie wygląda przez całe życie :/ Nikomu nie polecam
- Bawareczka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1341
- Rejestracja: 04 paź 2010, 21:18
- Życiówka na 10k: 59'47''
- Życiówka w maratonie: brak
zycie z tata alkoholikiem siedzacym calymi dniami przed kompem tez zostawia ryse na psychice
jakby nie bylo tak zle i tak niedobrze
jakby nie bylo tak zle i tak niedobrze
-
- Stary Wyga
- Posty: 158
- Rejestracja: 18 maja 2008, 20:50
Może naraze się połowie was ale nie jestem wierząca. Z pełnym szacunkiem dla tych wszystkich którzy są . Wiem ze to delikatna sprawa zreszta tak samo jak polityka itp. Pewnie uznacie ze jakbym wierzyła to pewnie by mi się tak źle nie układało , ale nie myśle tak . Pewnie jako osoba wierząca nie pozwolilabym sobie na rozwód , nadstawislsbym drugi policzek w nadzieii ze Moj małżonek wkoncu się obudzi a ślub kościelny zoobowiazuje na "dobre" i na "złe " .Przepraszam wszystkich , którzy poczują się urazeni , to moje zdanie.
- Svolken
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2276
- Rejestracja: 29 sie 2009, 15:48
- Życiówka na 10k: 46:08
- Życiówka w maratonie: 3:51:50
- Lokalizacja: Warszawa
gwynbleidd pisze:Tak jest. Zwykle są to żona i teściowaalexel pisze:zdaje sobie sprawę że na porozumienie w małżeństwie pracują dwie strony
a swoją drogą trzy razy sms'em "biorę z tobą rozwód" to całkiem dobry pomysł
- Bawareczka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1341
- Rejestracja: 04 paź 2010, 21:18
- Życiówka na 10k: 59'47''
- Życiówka w maratonie: brak
Aleksel ja jestem wierzaca i to nie przeszkodzilo mojemu niewierzacemu merzowi by mnie zostawil
Chciaz odsetek rozwodow w malzenstwach kiedy oboje sa wierzacy jest ponoc duzo mniejszy. Wierzacy w ostatnim zdaniu powinnam napisac z wielkiej litery.
Chciaz odsetek rozwodow w malzenstwach kiedy oboje sa wierzacy jest ponoc duzo mniejszy. Wierzacy w ostatnim zdaniu powinnam napisac z wielkiej litery.
- Svolken
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2276
- Rejestracja: 29 sie 2009, 15:48
- Życiówka na 10k: 46:08
- Życiówka w maratonie: 3:51:50
- Lokalizacja: Warszawa
Parę innych wyrazów też możesz poprawićBawareczka pisze:Aleksel ja jestem wierzaca i to nie przeszkodzilo mojemu niewierzacemu merzowi by mnie zostawil
Chciaz odsetek rozwodow w malzenstwach kiedy oboje sa wierzacy jest ponoc duzo mniejszy. Wierzacy w ostatnim zdaniu powinnam napisac z wielkiej litery.
- Bawareczka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1341
- Rejestracja: 04 paź 2010, 21:18
- Życiówka na 10k: 59'47''
- Życiówka w maratonie: brak
hmm czyzbys sugerowal, ze nieortograficznie pisze
- Bawareczka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1341
- Rejestracja: 04 paź 2010, 21:18
- Życiówka na 10k: 59'47''
- Życiówka w maratonie: brak
czyli pobilas go masz dwa czteropaki
nie ma nic gorszego niz mieszkanie z mezem w trakcie rozwodu brr
ja mieszkalam jeszcze pol roku po
nie ma nic gorszego niz mieszkanie z mezem w trakcie rozwodu brr
ja mieszkalam jeszcze pol roku po
- Kosteczka
- Wyga
- Posty: 70
- Rejestracja: 27 sie 2009, 11:10
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Olszewnica Stara
Myślę, że nie można generalizować - ja (jak wczesniej napisałam - więc dostrzegłam ) wychowuję samotnie 2 synów. Mąż zostawił nas jak chłopaki mieli po 7 i 11 lat. Minęło ponad 6 lat i naprawde jest dobrze, nie mam z nimi problemów wychowawczych, nie mają problemów w szkołach, z nawiązywaniem znajmości, są otwarci, śmiali, pełni pomyslów na przyszłość itp. itd. Starałam się i nadal się staram żeby ich dom był Rodzinny pod każdym względem i mam nadzieję, że dzieki temu nie wyjdą w świat okaleczni brakiem ojca.zoltar7 pisze:Miałem nie pisać w tym wątku, ale chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na jeden aspekt rozwodu (ew. separacji), który tu nie został w ogóle dostrzeżony, a mianowicie los dzieci z takiego związku. Jeśli rozwodzą się ludzie którzy nie mają dzieci to w ogóle nie widzę problemu (mamy było nie było XXI wiek, Internet, Fukushimę itd.). Jednak gdy rozwodzą się rodzice którzy maja dzieci (niepełnoletnie) to robi się prawdziwy dramat... przede wszystkim dla dzieci. Takie dzieciaki mają poważne problemy emocjonalne, niektóre same w dorosłym życiu nie potrafią żyć w zdrowych związkach. To jest aspekt bardzo ważny, a tu na razie nie dostrzeżony
Wiem, wiem mieliśmy już kończyć temat - biegusiem
Now I know I am on my road...
-
- Dyskutant
- Posty: 42
- Rejestracja: 07 lut 2010, 20:26
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
Może dorzucę coś od siebie. Rozwód moich rodziców był dla mnie koszmarem z różnych względów (zeznawanie w sądzie w ich obecności, negocjowanie pomiędzy nimi itp.) ale z całą pewnością mogę powiedzieć że żałuję że nie zrobili tego wcześniej.
Oszczędziło by mi to parunastu lat permanentnego stresu, codziennych awantur i innych tego typu atrakcji. Uważam ze tzw. "mniejsze zło" i znoszenie patologicznej sytuacji "dla dobra dzieci" jest raczej usprawiedliwieniem dla własnego strachu przed podjęciem trudnej decyzji.
Dlatego alexel jeżeli jesteś pewna tego co robisz to trzymam za ciebie kciuki a reszta się jakoś ułoży. Zawsze się układa.
Kiedy patrze na moich rodziców teraz, parę lat po rozwodzie, mogę powiedzieć że zmienili się bardzo - na korzyść.
Oszczędziło by mi to parunastu lat permanentnego stresu, codziennych awantur i innych tego typu atrakcji. Uważam ze tzw. "mniejsze zło" i znoszenie patologicznej sytuacji "dla dobra dzieci" jest raczej usprawiedliwieniem dla własnego strachu przed podjęciem trudnej decyzji.
Dlatego alexel jeżeli jesteś pewna tego co robisz to trzymam za ciebie kciuki a reszta się jakoś ułoży. Zawsze się układa.
Kiedy patrze na moich rodziców teraz, parę lat po rozwodzie, mogę powiedzieć że zmienili się bardzo - na korzyść.