X CRACOVIA MARATON
2011-04-17
Wszamka:
Były: Rano 3 kromki z pasztetem+herbata, na biegu banany/woda/powerrade, potem kfc...
Suplementy:
---
Waga:
60kg 3 kiloski mniej
Sprzęt:
New Balance RC760 - 387.346 km
Garmin FP/HR60 (policzył 400m za dużo ale to szczegół)
ZAWODY:
Nazwa: X CRACOVIA MARATON
Dystans: 42km 412m
Czas: 03:51:34
Tempo: 05:28/km
Puls:WYRYPAŁEM PASEK DO SZAFKI!
Kalorie: 2700 kcal
Temperatura: 12 stopni (No i była moim zdaniem idealna pogoda!)
Opis Zawodów:
Będzie długo ale bieg był długi

więc tak. Maraton... masakra.. jedyne słowo jaki przychodzi mi na myśl.. nie.. jeszcze śmierć,masochizm, ból, płacz, kontuzje... NIESAMOWITA WRĘCZ ATMOSFERA...
a teraz szczególiki...
PRZED BIEGIEM
Będzie ciężko, wiem to! nie widze żadnych znajomych twarzy, lekki strach mnie ogarnia, i niepokój, czy biec? a jak nie dam rady?? zbłaźnie sie!
widać tylu biegaczy ilu chyba w jednym miejscu jeszcze nie widziałem, wszyscy sie śmieją, żartują tak jakby za chwile nie czekało ich 42km a 5!
stresik narasta im bliżej startu. 10min do startu ja stoje już po raz 3 w kolejce to tojtoja.. razem ze mną cała chmara biegaczy...
0km-5km
Ustawiłem sie jednak na 3.45! widze i witam sie z Flądrą.. razem raźniej myśle... będzie dobrze...
Zaczynamy!! stres gdzieś zniknął teraz pełne skupienie.. od samego początku bolą mnie golenie.. ale tak bardzo że biegne prawie na palcach... może odpuścić?? nie przejdzie będe cierpiał a i tak nie dobiegne! na 5km postanawiam przyśpieszyć...
5km-10km
Przyśpieszyłem- ból ustał.. biegnie mi sie komfortowo.. tempo bardzo fajne.. wbiegamy na rynek. spora ilość kibiców ochoczo dopinguje nas MARATOŃCZYKÓW! odważnych nie bojących zmierzyć sie z tym królewskim dystansem! dołączam do jakiejś 4 osobowej grupy, biegnie sie przyjemnie... mijam kolejny punkt odżywczy. jeszcze nie pora na niego

cholerna gąbka mnie obciera.. (jeszcze nie wiem że potem będę zachwycony że jej nie wyrzuciłem), do tego dochodzi obtarcie prawego uda od wewnętrznej strony tuż przy... interesie

To te cholerne obcisłe boxerki.. ale da sie biec.. poprawiam lekko w biegu i cisne dalej... na 10km Jacek daje o sobie znać

krzyczy Raul! odrazu mi sie banan na morde rzuca.. dziękuje za doping.. gdzieś potem jeszcze raz go spotykam na trasie ale nie pamiętam w którym miejscu...
10km-15km
W dalszym ciągu trzymam sie z 4 osobową grupą... padają jakieś pojedyńcze słowa, pytania... w dalszym ciągu nie odczuwam trudów maratonu.. wręcz przeciwnie.. biegnie mi sie wspaniale!
zaliczam pierwszy punkt z mandarynkami.. łapie jedną obieram zębami i wpierniczam prawie całą... widze znajomych kibiców z BBL.. krzyczą dodają otuchy.. wielkie dzięki
15km-20km
To już ścisłe centrum nowej huty... kibiców sporo. krzyczą, dopingują... bardzo to pomaga.. zaliczam kolejny punkt odżywczy.. Power i kawałek banana (banan+power daje mega power)
w dalszym ciągu biegnie mi sie bardzo swobodnie... patrze na zegarek i nie moge sie nadziwić czasem! widze też że FP nie wstrzela sie dokładnie w oznaczenia na trasie.. nie boli mnie to wcale

lece dalej...
20km-25km
Jest połówka... czas 1.50.18... dobry.. nawet bardzo... szybko kalkuluje ile by mi to dało na mecie (popełniam ogromny błąd...) nabieram jeszcze większej pewności siebie.. patrze na pobocza. coraz więcej biegaczy zaczyna odpadać.. kontuzje rozkładają kompanów... jeden z członków 4 osobowej grupy strzela textem: Koledzy ja schodzę na pit stop.. pytamy czemu? on na to że PAZNOKCIE MA DO WYMIANY

śmiesznie to zabrzmiało ale głupio było sie śmiać.. zaliczam kolejny punkt odżywczy tym razem tylko woda i gąbka w wiadro.. bardzo bardzo bardzo pomagało...
25km-30km
Nie odczuwam jakiegoś wielkiego zmęczenia! jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie że dalej biegnie sie juz może nie tak przyjemnie jak wcześniej ale ciągle nieźle... na 30km którym tak wszyscy straszyli i faktycznie jak patrzyłem sporo osób wymiękało (jakiś przesąd i ludzie wbijają sobie do głowy). tym bardziej jestem z siebie dumny że daje rade! ale jakoś nieznacznie zwalniam.. już mi kołata myśle że trzeba przyśpieszyć żeby było 3.40.. czuje że nie dam rady ale jeszcze nie dopuszczam do siebie tej myśli...
30km-35km
33km już wiem jak wygląda maraton! niestety... czuje że opdam z sił.. serce chce rozum już taki skory do współpracy nie jest.. jeszcze te cholerne mini zbiegi i podbiegi..
34km mija mnie Flądra! cholera! tzn dogoniła mnie grupa na 3.45! nie jednak nie.. to tylko Flądra pocisnęła.. próbuje sie podłączyć ale nie ma na to najmniejszej szansy...
coraz bardziej opadam z sił.. 45km mija mnie cała grupa na 3.45... nie daje rady z nimi pociągnąć nawet 500m.. nie jest dobrze... czekam na ściane... czekam czekam ale modle sie żeby jej nie było!
minąłem już pare osób stojących i nie mogących zrobić nawet kroku...
bije sie z myślami.. nie dam rady... odpuścić?? zejść z trasy?? to nie w moim stylu!! musze próbować...
35km-40km
to jest jakaś rzeźnia.. biegne a raczej przemieszczam sie już tyko wiłą woli i myślą żeby ukończyć... wbiegamy na błonia.. ogarnia mnei radość... zapominam że trzeba zrobić jeszcze jedno kółko...
nie dam rady.. licze sie z tym że nie zmieszczę sie w 4h.. chce przejść w marsz. a najlepiej sie położyć i leżeć... na 38km podbiega
Bogil coś krzyczy i biegnie ze mną.. nie bardzo wiedziałem nawet co krzyczał.. (i tu jemu należą sie graty...)
ważne ze krzyczał i nie pozwolił mi stanąć... biegnę.. 6.18m ale potem widze gościa który aż krzyczy z bólu i nie może sie ruszyć!... ogarnia mnei strach! a co jeśli pare metrów przed metą i mnie złapie? widze 40km! już tak nie daleko!
40km-42.195km
Już prawie już jestem... a jednak ciągle tak daleko.. coraz mnie sił i chyba nawet chęci.. widze mnóstwo ludzi dopingujących! no przecież teraz nie moge stanąć. nie moge zrezygnować? nie po 40km!
42km już jest koniec już pisze 500m FINISZ... 500m niby tak blisko a jednocześnie jak sie biegnie i widzi baner META to on jest tak daleko!
już tylko 200m! zaczynam sie cieszyć! WBIEGAM NA METE unosząc ręke w górę w geście tryumfu! zakładają mi medal! już wiem! UKOŃCZYŁEM!! JESTEM MARATOŃCZYKIEM!!! udało sie!!
pozwalam sobie na żart z Panią zakładającą medal gdy ona mówi GRATULUJE odpowiadam I SŁUSZNIE.. po czym sie uśmiecham

dopada mnie Bogil z gratami.. Potem pojawia sie Typtek z? mini tortem z jedną świeczką na cześć pierwszego pokonanego maratonu! widze Jacka również zbieram zasłużone (moim zdaniem) graty...
nie widze ani Flądry ani Blezza... to nic. czekam na Ole... widze wbiega krzycze

ciesze sie że udało sie jej ukończyć sporo szybciej niż chciała!
Ide z gratami... gratuluje po czym żegnam sie...
CAŁKIEM PO BIEGU
Zwykle mam tak że mimowolnie szukam jakiejś znanej osoby która strzeli autograf na nambreku startowym

ale dziś stwierdziłem że to ja jestem gwiazdą i jak chce jakiś Korzeniowski autograf to może przyjść.. ja za nikim chodził nie będę

poszedłem sie przebrać, spotkałem sympatycznego starszego łysego Pana z wąsem którego spotykam na prawie każdym biegu (raz przegrałem reszta to moje zwycięstwa

) witając sie zapytałem o wynik... odpowiedział 3.41.. cholera! przegrałem

ale powiedział ze jak byłbym nie zadowolony z debiutu poniżej czwórki to byłbym debiliem

więc jestem zadowolony!

tak więc pomalutku opuściłem błonia udając sie raczej dziwnym i powolnym krokiem do tramwajku.. troszke trudności sprawiło mi wysiadanie ale dałem rade.. potem KFC moge sie truć

zasłużyłem i Cb znienawidzony i do domu.. tu było gorzej... wysiąść. a jeszcze stwierdziłem że wysiądę sobie u Typta zgra mi foty i pójde do domu na nogach (jakieś 3.5km) to sobie rozruszam

pomysł był raczej głupi... ale jak już ściągnąłem buty i popylałem w skarpetkach po drodze to nie było źle... co prawda ludzie sie patrzyli jak na idiotę (oczywiście prawie wszyscy całą rodziną staliw bramie) ale srało mnie to...
tak więc JESTEM MARATOŃCZYKIEM! !
JESTEM Z TEGO DUMNY!!
czy jestem zawiedziony wynikiem? NIE.. JESTEM Z NIEGO DUMNY!!
czy teraz seryjnie polecą maratony? NIE... ODPUSZCZAM NA DŁUUUUUUGI CZAS

-----------------------------------------------------------------------
Co jutro...??
Jak wstane z łóżka to będzie sukces.. jeśli sie to uda to może basen...
Informacje:
Zdjęcia:
I finisz z łapą w górze

gest tryumfu!!
KOMENTY