emerce - from zero to hero

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
emerce
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 157
Rejestracja: 20 lis 2010, 21:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Obrazek
na pilates oczywiście się spóźniłam, bo był mecz, blokady, przemarsze i 15 minut na jednym skrzyżowaniu, aż te debile w szaliczkach na mordach przejdą

więc tylko power streching, chociaż laska za długo prowadziła poprzednie zajęcia i wyniku tego poślizgu musiałam się ewakuować przed końcem sesji, bo zależało mi bardziej na następnych zajęciach, czyli fight clubie
nie wiem czemu się tak nazywają, bo dla mnie "fight" jest dosyć głębokie i pojemne, a to tylko boks jest
no i po słowach instruktora "drugim waszym najlepszym kumplem po mnie będzie lustro" przeklnęłam tylko cicho pod nosem
nienawidzę luster! korzystam z nich tylko wtedy, kiedy naprawdę muszę, i jak najkrócej

a tutaj nie dość że muszę patrzeć na swoją mordę, to jeszcze muszę w nią napierdzielać, bo to mniej więcej ta wysokość- jakiś obłęd!

ale i tak chcę chodzić

poświęcę dla tych zajęć nawet "sexi dance", bo są w tym samym czasie, chociaż dziewczyny mówią, że fajne, i muzyka stamtąd dochodząca raczej to potwierdzała

no trudno, wolę ten boks, tym razem wygra mój pierwiastek męski
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
emerce
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 157
Rejestracja: 20 lis 2010, 21:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

a, i najważniejsze, co mi totalnie popsuło humor po zajęciach

(tutaj taki obrazek z gościem strzelającym sobie w łeb)

mój partner na Rzeźnika ma pękniętą kostkę w stawie skokowym i bieganie z głowy na kilka miesięcy

Obrazek

czyli jestem w lesie, w dupie, nawet nie wiem czy bladej


i nie wiem czy bardziej mi smutno, czy bardziej się wściekam, może jedno i drugie

wychodzi na to, że będę się szczerzyć do kogoś obcego, a najgorsze jest chyba to, że nie interesuje mnie nawet, jaki to człowiek, tylko żeby dał radę to ukończyć, i mnie przypadkiem nie spowalniał, jeśli mi się uda wypracować jako-taką formę
podejście paskudne i przedmiotowe, chyba powinnam się za to wstydzić
kiedy się ze mnie taka człowieka zrobiła?
Awatar użytkownika
emerce
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 157
Rejestracja: 20 lis 2010, 21:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Obrazek
dzisiaj tylko joga

walczyłam ostro z ułomnościami swojego ciała

i nic nie czuję się uduchowiona, jak po tamtych zajęciach parę lat temu, tamto było zupełnie wyjątkowe, teraz tego nie było

sobotnie zajęcia czasem będą mi uciekać, np za tydzień, bo jest maraton, ale postaram się regularnie na nie chodzić

Leszek uświadomił nam, że dopiero po 3 miesiącach będzie widać jako takie efekty, i najlepiej byłoby ćwiczyć trzy razy w tygodniu a nie dwa, bo to trochę mało

wkurzał mnie mały zakres niektórych ruchów, no i pewnych asan robić nie mogłam, bo krwawiąca jestem

ale już wiem jak się robi to powitanie dnia czy jak to się nazywa

no i mały sukcesik- zrobiłam kruka
no, ja i moje słabe ręce, brak wiary w to, że mnie w ogóle są w stanie unieść, bujałam się długo, zanim to opanowałam, a jeszcze Leszek prosił o ostrożność, bo jedna podopieczna złamała sobie na kruku nos
no i za pierwszym razem nie udało mi się
ale gdy dziewczyny zaczęły robić asany dla mnie aktualnie zakazane, Leszek kazał mi robić cokolwiek, co już dzisiaj robiliśmy, byle nie siedzieć bezczynnie
więc dopracowałam dwie asany, które wcześniej niezbyt mi wyszły, a ponieważ oni wciąż robili co innego, to wrzuciłam kruka na celownik
znowu trochę kolebania, ale się zawzięłam
i oto, nagle, zawisłam w powietrzu
tylko na dwóch swoich rękach
i wytrzymałam w tej pozycji 5 spokojnych oddechów

dla mnie to był taki osiąg, jakbym zrobiła maraton w 2h

nie potrafiłam uwierzyć w to, że to się dzieje

coś mi się w głowie znowu poprzestawiało

takie drobiazgi... potrafią na nas bardzo wpłynąć
Awatar użytkownika
emerce
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 157
Rejestracja: 20 lis 2010, 21:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Obrazek

kilometrażowo prawie, zabrakło 4km do tych przepisanych
to przez to że nie mogę na bieżąco obserwować ile nabiegałam, a czasem mam ochotę pobiec w jakieś nowe miejsce

i drugi zakres mi nie wyszedł- miało go być 5km, a ledwo zrobiłam 3 i osłabłam
kiepsko się teraz odżywiam, nie było czym w piecu napalić do takiego tempa
aczkolwiek rytmy bez zakłóceń i problemów, uwielbiam je

na początku trochę żałowałam, że nie pojechałam na rajd, ale było naprawdę fajnie i miło tu na miejscu, tak więc jakoś się to wyrównało

ciągle będę poszukiwać zajęć dla siebie, chciałabym na pewno chodzić na jogę i fight club, nawet jeśli to dwa przeciwne bieguny


myślałam jak wpisy robić, co zmienić, żeby było bardziej przejrzyście i zrozumiale dla mnie i dla czytających....i nic nie wymyśliłam :spoko: może pozostanę przy tym od czego zaczęłam
Awatar użytkownika
emerce
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 157
Rejestracja: 20 lis 2010, 21:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Obrazek
power streching i joga
Obw1 8km rytmy 12*50

Obrazek
streching nie wyszedł, ale joga... po prostu marzenie
postępy są znaczne, aż się wierzyć nie chce, że to dopiero druga sesja! jaka szkoda że w sobotę mi przepadnie... jeśli to tak będzie z zajęć na zajęcia postępować, to strach się bać :orany:

kiloski "odklepałam", nawet na rytmy nie miałam już siły i też nie jestem z nich zadowolona
muszę się ewidentnie przestawić na bieganie rano, chociaż to takie niesympatyczne jest- wszędzie pełno bachorów, a na ulicach samochodów, co w połączeniu z tym, że większość moich tras biegnie przy ruchliwych drogach....
mogłabym jeszcze jeździć do parku, w stronę "na trening" to jeszcze nic strasznego, chociaż ciuchy biegowe w środkach komunikacji miejskiej raczej rażą, ale z powrotem, jak już pachnę, to niezbyt to widzę... gogiel pokazuje 4,5km z parku do domu, od biedy można by piechotą popinkalać... takie dłuższe schłodzenie... :bum:


no, i 3 długie spacery dzisiaj odstawiliśmy z Zampem :hej: nie wiem, jak wychodzę z psem na spacer, to jakoś nie umiem wrócić wcześniej niż po godzinie
przyzwyczaję się i po tym tygodniu będzie mi tego brakować :echech: niech mnie ktoś przytuli! :chlip:
Awatar użytkownika
emerce
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 157
Rejestracja: 20 lis 2010, 21:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Obrazek
Obw1 - 4km Obw2 - 2*5km P-5min
cycling, fight club

Obrazek

Obw1 wyszło 6 kilosków pod górkę i z górki, było na tyle późno, że ruchu już nie było i światła mnie nie zatrzymywały

Problem z drugim zakresem ten sam co w ubiegłym tygodniu- kłania się moje odżywianie. Miałam nadzieję, że w tym tygodniu będzie już lepiej, że się poukłada, ale nie. Futrzak trochę mi komplikuje życie.
Tak więc w pierwszym rzucie zrobiłam trochę powyżej 4km, w drugim wytrzymałam do 3,5. Załamka, bo czuję, że potrafię, że umiem, że mogłabym... to dobijające, gdy coś z zewnątrz tak ogranicza.


Poza tym był mój fight club, tym razem był ze mną sensei, niezły wycisk znowu dostałam, zwłaszcza kilka ćwiczeń na brzuch, gdzie cudownie było czuć, jak to wszystko pracuje- po prostu zrobił mi się z mięśni pancerz, a ja czułam w miarę utrzymywania pozycji, jak całość się "skupia", mięsień po mięśniu, od tych na zewnątrz, do tych głęboko we mnie, czad!
Ostatnio zmieniony 27 mar 2011, 10:56 przez emerce, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
emerce
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 157
Rejestracja: 20 lis 2010, 21:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

czwartek- nie mogłam się zalogować

Obrazek
Obw1 - 12km

Obrazek
zupełnie bez serca i radości wyklepane kilometry
nie wiem, głupie wrażenie, że jak nie sprawia mi to przyjemności, to się nie liczy, nie da efektu, jaki ma dać

w środę nie było interesujących zajęć w klubie, poza tym doszłam do wniosku, że dam odpocząć ciału ten jeden dzień, że dobrze mu zrobi, ale w czwartek sytuacja się powtórzyła
poszłam biegać wcześniej, bo na mojej trasie nie świecą się latarnie i nie da się przez to biegać, myślałam żeby skoczyć na sam body art, takie ćwiczenia holistyczne, ale nie chciało mi się jechać na jedne ćwiczenia na tak późną godzinę
i tylko się powkurzałam wieczorem, bo nie mogłam nawet wejść na tę stronę :/
Awatar użytkownika
emerce
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 157
Rejestracja: 20 lis 2010, 21:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

piątek...

Obrazek
pojechałam na fight club, inne ćwiczenia odpuściłam- byłam po prostu zmęczona

jakoś mniej poćwiczyliśmy brzuch, za to czterogłowe dostały nieźle w kość, co martwi mnie przed jutrzejszym maratonem

ale dzisiaj naparzaliśmy się już w rękawicach
a to wszystko przez to jest inaczej!
rękawice są duże, i ułożenie dłoni, które normalnie ćwiczyliśmy, jest niemożliwe
i wyszło, jak słabą mam lewą rękę w porównaniu do prawej :)
Rafał stał z osłonami na dłoniach, a my go atakowaliśmy
wyciągnięcie lewej ręki na tym poziomie było trudne, w efekcie ledwo nią muskałam przeciwnika
za to jak rąbnęłam prawą to go przesunęłam XD
ta słaba lewa ręka tak mnie wkurzała, ale ta wścieklizna w ogóle mi nie pomagała
ręka nie atakowała szybciej ani mocniej, ledwo ją unosiłam
wszyscy mieli podobne odczucia, ale dla mnie to żadna pociecha
muszę nad tym popracować
Awatar użytkownika
emerce
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 157
Rejestracja: 20 lis 2010, 21:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Obrazek

kolejny maraton
liczyłam, że pomimo zmęczenia będę miała lepszy wynik niż ostatnio, przewidywałam 5:10- 5:12
ale wyszło idealnie co do minuty jak miesiąc temu- 5:29

na pierwszych pętach miałam miłe towarzystwo, czas szybko leciał, poza przerwą na kibelek, a konkretnie na krzaki
tak więc pierwsze trzy kółka (pętla 4km) zrobiliśmy po 28 minut, na 3. dodatkowe 3 minuty stracone na krzaczki; później już 4.- 30', 5.- 31', 6.- 33', 7.- 33'
po 5. pętli, czyli po połówce, mój organizm ewidentnie stwierdził, że wystarczy
ale walczyłam, zależało mi na całości
na 8. miałam już naprawdę dość, biegnąc je zastanawiałam się, czy nie zejść, tak bardzo miałam dość, to kółko zajęło mi 34'
ale najgorsze było 9.! miałam taką jazdę, jakoś dziwnie wszystko zaczęło do mnie docierać, sporo szłam, bo bałam się przewrócić, byłam jak naćpana- miałam własny świat z zupełnie innym czasem i przestrzenią, chociaż były odcinki gdzie bardziej kontaktowałam i wtedy truchtałam, ale i tak ta pętla zajęła mi 40'
chciało mi się już płakać ze zmęczenia, pytałam czy mamy kogoś na rowerze, bo po prostu bałam się biec sama, może najmądrzej byłoby zejść z trasy, i to już dawno temu, ale przecież ja walczę do końca... ostatnia pętla, okupiona łzami zwątpienia i ogólnej porażki, zajęła mi 37'

najwięcej czasu traciłam na punkcie żywieniowym, była tylko woda mineralna i gorąca herbata, której nie dało się od razu pić i trzeba było chwilę poczekać, żeby dało się ją przełknąć, poza tym ciastka i banany
po raz pierwszy od dawna jadłam banany na biegu, ciastka może fajne, ale mi nie służyły- słodkie to to i bezwartościowe tak naprawdę, żałowałam że nie mam żadnego izo, gdybym miała powerade na pewno byłoby lepiej, przebiegłam na samym powerade tyle maratonów i nigdy mnie nie zawiódł
tak więc dmuchając na herbatę i coś wcinając traciłam po ok 2-3 minuty na punkcie, cienkie plastikowe kubki utrudniały marsz z wrzątkiem, więc czekałam przy stoliku aż da się je złapać

po biegu był bigos, miałam już na niego taką ochotę, cieszyłam się, że się posilę i wzmocnię....

gdy przybiegłam na metę nie było już niczego- maty pomiaru czasu były zwinięte, punkt sprzątnięty, namiot właśnie rozbierali, ledwo zdążyłam wyciągnąć swoje rzeczy z niego

wzięłam rzeczy i poszłam stamtąd, przepełniona goryczą i jakimś żalem
przebrałam się na wietrznym przystanku, cała byłam mokra, bo cały bieg siąpiło, taka upierdliwa mżawka
pojechałam do domu wyprowadzić psa a później do sauny wygrzać się i ukoić


w trakcie biegu, gdy kończyłam 5. kółeczko, ktoś inny kończył 7., co zapowiadał spiker, to się uśmiechnęłam i mówię "ło, to ja dopiero 5. zrobiłam" i się śmieję, na co usłyszałam "jak biegasz tak masz" od organizatora wypowiedziane w taki sposób, jakbym dopuściła się jakiejś zbrodni
zrobiło mi się przykro, nie wspominając że po prostu zabolało
ale w końcu, to bieg dla wszystkich....
Awatar użytkownika
emerce
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 157
Rejestracja: 20 lis 2010, 21:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Obrazek

mam jakiegoś paskudnego doła
codziennie trochę mnie zżerało, ale na maratonie było apogeum

dawno nie było już tak, żeby ogarnęło mnie takie zwątpienie we wszystko, a najbardziej w siebie i swoje marzenia- te cele które krok po kroku się realizuje

mam dosyć na dzień dzisiejszy

nie wiem jaki sposób postępowania sprawdzi się teraz
myślę, że powinnam skupić się na treningach, reszta sama się poukłada we łbie i w sercu
czekam na rozpiskę na następne tygodnie
Awatar użytkownika
emerce
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 157
Rejestracja: 20 lis 2010, 21:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

wczoraj nie poszłam na jogę, po prostu padłam, ale tak bywa po 3h snu i całym dniu biegania

a dzisiaj nie idę na fight club, bo walnęłam się w achilla i boli jak mam but na stopie, więc niech sobie odpocznie nózia dzisiaj


dwa dni laby dobrze zrobią, a jak trener przywali treningiem, to i tak nie będę wiedziała gdzie co wsadzać XD
Awatar użytkownika
emerce
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 157
Rejestracja: 20 lis 2010, 21:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

brak dostępu do netu jest niesamowicie męczący


podsumowując dwa ostatnie tygodnie:
kopnęłam sie w achillesa (nie mam pojęcia jak mi sie to udało) eliminując się z jakiejkolwiek aktywnosci, bo wszystko bolało
grzecznie przeczekałam 5 dni, by 6 ostrożnie wziąć udział w jodze- było już ok


ten tydzień teraz nie był dla mnie łaskawy
zrealizowałam większosć treningów, nawet na siłowni

poza tym ciągle siedzę w szpitalu
najpierw kumpel miał wypadek- jeszcze kilka dni będzie w spiączce farmakologicznej, bo musi byc kilka operacji, tak go pokiereszowało
a od piątku Tata w szpitalu, bałam sie już że to to najgorsze, ale chyba się wyliże

całą sytuacją jestem psychicznie stłamszona

i chociaż na polu fitnesowym odnosze kolejne sukcesy, i chociaż jestem w stanie normalnie biegać, i chociaz funkcjonuję prawie normalnie (jak na 4h snu na dobę) to tak mi ciężko, że mam wrażenie że nie odstaję od ziemi wyżej niż na 5cm...
Awatar użytkownika
emerce
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 157
Rejestracja: 20 lis 2010, 21:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Obrazekponiedziałek
pomimo okropnego zmęczenia pojechałam na jogę
tyle, że większość asan robiłam z zamkniętymi oczami, co było zwłaszcza zabawne przy tych na równowagę
cieszyłam się, że jednak przyjechałam
te zajęcia wiele mi dają
cieleśnie, bo jakoś nie czuję się uduchowiona
bieganie długich dystansów bardziej mnie uspokaja


Obrazekwtorek
najpierw zafundowałam sobie krankcycle
bardzo fajne ćwiczenia, które wyglądają na łatwe i przyjemne, ale takie nie są
przy uczciwym obciążeniu czuć nie tyle pracę mięśni, ile wzrost tętna i zadyszkę
w życiu bym nie pomyślała, że to aż tak mocno działa wydolnościowo
fight club nie był zły
przy ciosach czuję w sobie ogromną moc
trochę się tego boję, bo odkrywam w sobie coś niebezpiecznego- tak to odczuwam
to igranie z ogniem bardzo mi się podoba
w przyszłym tygodniu po wspólnych zajęciach zacznę trenować na workach, poproszę Rafała o krótki nadzór i kilka wskazówek


postaram się pisać tu codziennie, to działa na mnie motywująco
potrzebuję tego dla psychicznej higieny
więc takie małe postanowienie- codziennie jakaś aktywność, cokolwiek...
Awatar użytkownika
emerce
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 157
Rejestracja: 20 lis 2010, 21:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Obrazek
nie zdążyłam na "zdrowy kręgosłup", trudno, za tydzień

ale cycling był super, dzisiaj z Kacperkiem
takie zajęcia działają bardzo.... stymulująco
chyba zacznę chodzić tylko na te, które prowadzą dziewczyny...
Awatar użytkownika
emerce
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 157
Rejestracja: 20 lis 2010, 21:16
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

wczoraj zaliczyłam butelkę mocnego wina, masakra

Obrazek
dzisiaj mój fight club
niestety obiadek nie zdążył się wchłonąć, kilku ćwiczeń nie zrobiłam wcale a kilka trochę oszukiwałam, coby uniknąć zwierzęcia pierzastego na parkiecie

poza tym super
Michał ćwiczył z nami, fajny team tworzymy
no i napierniczałam w Rafała :D super poznęcać się nad trenerem
we wtorek będzie klubowa impreza, mam nadzieję na super zabawę i już się zastanawiam, którą sukienkę i które szpilki założyć

w weekend dwa starty
ciekawe, jak kiepsko będzie tym razem :D
ODPOWIEDZ