
Moje bieganie zaczęło się od rozgrzewek przed treningiem na siłowni. Kiedy po pierwszych dwóch minutach truchtu zobaczyłam kolorowe śnieżki i czarne plamy, stwierdziłam, że mam naprawdę obciachową formę i za punkt honoru obrałam sobie jej poprawę. Po kilku miesiącach, w październiku 2007 roku, zaliczyłam swój pierwszy start - 5 km w Run Warsaw. Do mety dobiegłam w 28 minut z groszami i, na fali upojenia sukcesem, zdecydowałam, że wystartuję w Maratonie Warszawskim. W końcu 5 km czy 42,195 - cóż to za różnica? Dopięłam swego.
17 kwietnia 2011 r. przebiegłam trasę maratonu po raz szósty.
Startuję w kategorii K30. Z rozsądku ćwiczę na siłowni, z zamiłowania (niestety tylko sezonowo) jeżdżę na nartach, aby pokonać lęk przed wodą - nieustająco uczę się (również sezonowo) kitesurfingu, lubię jeździć na rowerze. Marzę o tym, żeby biegać w górach.

W ubiegłym roku poprawiłam wyniki na wszystkich dystansach, choć tylko na 10 km pobiegłam tak jak chciałam. W tym roku poprawiłam życiówkę w półmaratonie (w ramach treningowego wybiegania w Półmaratonie Warszawskim) oraz życiówkę maratońską (Marathon du Lac d'Annecy). A apetyt rośnie dalej!
5 km - 23:14
10 km - 48:56
Półmaraton - 1:49:07 (w 2010 było 1:52)
Maraton - 3:56:08 (w 2010 było 4:02)

Moje cele na 2011 rok to: nieustająco cieszyć się bieganiem, nie schudnąć, poprawić wyniki, nie złapać kontuzji.
Założyłam ten blog, ponieważ chciałabym uporządkować swoje notatki treningowe i zapisywać regularnie jadłospis (chociaż ten z dni treningowych). W ciągu ostatnich kilku miesięcy schudłam, a wcale się o to nie prosiłam i nie chciałabym tracić kolejnych kilogramów. Już i tak mało mnie zostało (około 50 kg przy 168 cm wzrostu).
No to do roboty.