Aśka - komentarze
Moderator: infernal
- Gife
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 5842
- Rejestracja: 27 lut 2010, 18:48
- Życiówka na 10k: 34:04
- Życiówka w maratonie: 2:42:10
- Lokalizacja: Poznań
- Kontakt:
A mnie nurtuje, dlaczego wegetarianka chce się pozbyć 10 kg
Przecież to sama zdrowa żywność i nie da rady się utuczyć
w dalszej części piszesz 3 posiłki dziennie + owoce, warzywa..Tzn, że się starasz tak jeść. A co jesz jeszcze w takim razie?
pozdrawiam :P
Przecież to sama zdrowa żywność i nie da rady się utuczyć
w dalszej części piszesz 3 posiłki dziennie + owoce, warzywa..Tzn, że się starasz tak jeść. A co jesz jeszcze w takim razie?
pozdrawiam :P
Early Hardcore 4 Life!
Lech Poznań Fanatic
PB: 5000m - 16'27" (nieof.); 10 km - 34'04"; 21,097 km - 1h15'55" 42,195 km - 2h42'10"
Komentarze,Blog
Garmin Connect
Lech Poznań Fanatic
PB: 5000m - 16'27" (nieof.); 10 km - 34'04"; 21,097 km - 1h15'55" 42,195 km - 2h42'10"
Komentarze,Blog
Garmin Connect
- piter82
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3381
- Rejestracja: 31 lip 2008, 11:57
- Życiówka na 10k: 40:32
- Życiówka w maratonie: 3:22:xx
- Lokalizacja: Czechowice-Dziedzice
jak w grudniu masz mieć garmina to polecam 305, najrozsądniejsza cena za GPS i pulsometr, są też inne modele jak 405, 310, 305, 410 ale jedne są nowe i drogie i jeszcze nie sprawdzone i trudno coś o nich powiedzieć a drugie sprawdzone i zawodne, za to 305 jako połączenie gpsu i pulsometra wychodzi cenowo najrozsądniej, z resztą wśród biegaczy model ten jest najbardziej popularny i najbardziej polecany. Jakoś wytrzymasz ten miesiąc bez pulsometru chociaż jak nie szkoda ci kasy jakiś prosty pulsometr na początek nie jest zły, nawet taki za 30-40 zł z allegro
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Ciągle do przodu pokonując własne słabości
10k - 40:32 - 05.10 15k - 01:04:39 - 09.10 21,097k - 1:29:57 - 09.10 42,195k - 03:22:36 - 09.09
Mój Blog Aktywni Sportowo
GG 730243
10k - 40:32 - 05.10 15k - 01:04:39 - 09.10 21,097k - 1:29:57 - 09.10 42,195k - 03:22:36 - 09.09
Mój Blog Aktywni Sportowo
GG 730243
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
@ Gife i @ Qba
Wiedziałam, że ktoś zada pytanie z serii wege z nadwagą
Teraz jem tak, jak napisałam (na bank od roku z okładem, bo wtedy odstawiłam mleko i zaczęłam się bardziej zastanawiać nad tym, co i jak jem).
Dwie kluczowe kwestie zatem:
1. jak doszłam do tych "kilku" kg nadwagi
2. co źle robię teraz
1. radosna przeszłość:
Studenckie życie, wracanie do domu po całym dniu zajęć późno w nocy (2 kierunki i spora aktywność na wielu polach), i pichcenie sobie na szybko czegokolwiek, a co się pichci najszybciej? Albo smaży się ziemniaki, albo robi się makaron np. z groszkiem, bo wystarczy z puszki wyjąć... Powtarzanie takich błędów dzień w dzień przez parę lat ma skutek jw.
W przerwach między zajęciami jadłam snickersy... Tak, bez komentarza, za to z "radosnym" wagowym efektem
Dodam może, że chyba aż na tyle nie wyglądam...
Problem w tym, że coś nie mogę zrzucić mimo starań od dłuższego czasu.
Ważna rzecz: ruchu niemal zero. Tramwaj, autobus, finito.
Ale to już przeszłość, na szczęście...
2. obecnie:
Naprawdę nic nie podżeram, bo nie mam za bardzo czego (polecam dla rozrywki znaleźć w sklepie coś, w czym nie ma mleka albo żelatyny albo czegokolwiek zwierzęcego, np. czerwonego barwnika tj. koszenili czyli takich małych robaczków :D O ile w domu sobie nie upichcę smakołyka, to kiszka).
Po nocach też raczej nie jem.
Gwoli sprawiedliwości: czasem się zdarzają tzw. kac-frytki
Chipsów kiedyś też było dużo, bardzo dużo wręcz, ale też niemal do zera zredukowałam (mało jest chipsów bez mleka... :D).
Podobnie jest z colą - piłam na potęgę, niemniej teraz już rzadko (chociaż to akurat najczęściej z tych wszystkich syfów, ale nie tak, że raz w tygodniu musi być, rzadziej zdecydowanie).
Tak więc jem pi razy drzwi poprawnie. Najgorzej z utrzymaniem regularności czy wyrobieniem się z kolacją przed późnymi godzinami, ale nie mam tak, że np. pomiędzy głównymi posiłkami jem chociażby kanapki - najwyżej owoc czy orzechy. Główne posiłki, tj.:
1. śniadanie - musli z mlekiem sojowym/ryżowym (sama mieszam wszystkie płatki, otręby etc., więc cukru tam nie ma) albo razowe pieczywo z sałatką itp.
2. obiad - normalny obiad z dbaniem o to, żeby poza warzywami zwykłymi i jakimś ryżem etc. było tam też białko, czyli soczewica, fasola etc.
3. kolacja - unikam już pieczywa, co nie zawsze wychodzi, często jakieś podduszone warzywa, zupa, sałatka etc. Czasem po prostu to, co zostało z obiadu, tylko mniej.
Wsjo odnośnie jedzenia, więcej grzechów nie pamiętam
Piję 1 kawę z cukrem na dzień, poza tym teraz jak zimno, to syrop malinowy z wodą gorącą, jakieś ziołowe czy inne zielone herbaty etc. Czasem jakieś soki, ale niezbyt często. Woda mineralna, ale nie hektolitrami, tylko tak jak każde inne picie.
Bilans energetyczny - liczyłam w ciągu minionych miesięcy kilka razy, żeby się upewnić, ile pochłaniam (bo dzień w dzień przepraszam, ale nie umiałabym, szkoda życia chyba...). Za każdym razem wychodziło między 1400 a 1600 kcal. Nie mam jak wsunąć więcej, bo na warzywach i bez nabiału naprawdę trudno, a nie chcę jeść tylko po to, żeby się zapchać (mówię to na wypadek, gdyby ktoś mi powiedział, że przy mojej aktywności to mało, bo z takimi opiniami też się spotkałam. Czuję się dobrze, siłę na treningi i poza nimi mam )
Co jeszcze sobie zapodaję z wincyj kalorycznych? Czasem funduję sobie bombę piwną
Orzechów sporo teraz jesienią, ale sporo = garść-dwie na dzień.
Chyba tyle. Pytam tu chłopaka, czy coś jeszcze, ale też trudno mu wskazać, co takiego szamię
Wydatek energetyczny: praca przy kompie, plus taka aktywność, jaką opisałam w blogu - czyli ćwiczę siłowo średnio 3x w tyg. 45-60 min., bieganie 3-5x od 30 do 70 minut w ostatnich miesiącach.
Qba
Wymiary owszem, trochę mi zeszły, spodnie jakby luźniejsze, bluzka lepiej leży, wreszcie znów kieckę założyłam bez wielkich oporów... Zatem widać jakiś efekt moich treningów, nie tak, że totalnie nic
Co ważne waga z sierpnia, czyli z czasu, kiedy się wzięłam za regularność, była prawie 3 kg mniejsza... Tłumaczenie moje: trochę tłuszczu zeszło (stąd mniejsze wymiary), trochę mięśni urosło (stąd wzrost wagi), ale tłuszczu nadal jest dużo za dużo i stąd waga zupełnie nie taka, jak być powinna
Ufff, się rozpisałam, ale wolę dokładniej, żebyście mieli jak pomóc, bo mi naprawdę naprawdę na tym zależy
Mam nadzieję, że teraz mi powskazujecie, co mogę robić źle, co jest gut, a potem już będzie mniej o kilogramach i centymetrach, a więcej o kilometrach, czasie i tętnie i innych takich sprawach
Wiedziałam, że ktoś zada pytanie z serii wege z nadwagą
Teraz jem tak, jak napisałam (na bank od roku z okładem, bo wtedy odstawiłam mleko i zaczęłam się bardziej zastanawiać nad tym, co i jak jem).
Dwie kluczowe kwestie zatem:
1. jak doszłam do tych "kilku" kg nadwagi
2. co źle robię teraz
1. radosna przeszłość:
Studenckie życie, wracanie do domu po całym dniu zajęć późno w nocy (2 kierunki i spora aktywność na wielu polach), i pichcenie sobie na szybko czegokolwiek, a co się pichci najszybciej? Albo smaży się ziemniaki, albo robi się makaron np. z groszkiem, bo wystarczy z puszki wyjąć... Powtarzanie takich błędów dzień w dzień przez parę lat ma skutek jw.
W przerwach między zajęciami jadłam snickersy... Tak, bez komentarza, za to z "radosnym" wagowym efektem
Dodam może, że chyba aż na tyle nie wyglądam...
Problem w tym, że coś nie mogę zrzucić mimo starań od dłuższego czasu.
Ważna rzecz: ruchu niemal zero. Tramwaj, autobus, finito.
Ale to już przeszłość, na szczęście...
2. obecnie:
Naprawdę nic nie podżeram, bo nie mam za bardzo czego (polecam dla rozrywki znaleźć w sklepie coś, w czym nie ma mleka albo żelatyny albo czegokolwiek zwierzęcego, np. czerwonego barwnika tj. koszenili czyli takich małych robaczków :D O ile w domu sobie nie upichcę smakołyka, to kiszka).
Po nocach też raczej nie jem.
Gwoli sprawiedliwości: czasem się zdarzają tzw. kac-frytki
Chipsów kiedyś też było dużo, bardzo dużo wręcz, ale też niemal do zera zredukowałam (mało jest chipsów bez mleka... :D).
Podobnie jest z colą - piłam na potęgę, niemniej teraz już rzadko (chociaż to akurat najczęściej z tych wszystkich syfów, ale nie tak, że raz w tygodniu musi być, rzadziej zdecydowanie).
Tak więc jem pi razy drzwi poprawnie. Najgorzej z utrzymaniem regularności czy wyrobieniem się z kolacją przed późnymi godzinami, ale nie mam tak, że np. pomiędzy głównymi posiłkami jem chociażby kanapki - najwyżej owoc czy orzechy. Główne posiłki, tj.:
1. śniadanie - musli z mlekiem sojowym/ryżowym (sama mieszam wszystkie płatki, otręby etc., więc cukru tam nie ma) albo razowe pieczywo z sałatką itp.
2. obiad - normalny obiad z dbaniem o to, żeby poza warzywami zwykłymi i jakimś ryżem etc. było tam też białko, czyli soczewica, fasola etc.
3. kolacja - unikam już pieczywa, co nie zawsze wychodzi, często jakieś podduszone warzywa, zupa, sałatka etc. Czasem po prostu to, co zostało z obiadu, tylko mniej.
Wsjo odnośnie jedzenia, więcej grzechów nie pamiętam
Piję 1 kawę z cukrem na dzień, poza tym teraz jak zimno, to syrop malinowy z wodą gorącą, jakieś ziołowe czy inne zielone herbaty etc. Czasem jakieś soki, ale niezbyt często. Woda mineralna, ale nie hektolitrami, tylko tak jak każde inne picie.
Bilans energetyczny - liczyłam w ciągu minionych miesięcy kilka razy, żeby się upewnić, ile pochłaniam (bo dzień w dzień przepraszam, ale nie umiałabym, szkoda życia chyba...). Za każdym razem wychodziło między 1400 a 1600 kcal. Nie mam jak wsunąć więcej, bo na warzywach i bez nabiału naprawdę trudno, a nie chcę jeść tylko po to, żeby się zapchać (mówię to na wypadek, gdyby ktoś mi powiedział, że przy mojej aktywności to mało, bo z takimi opiniami też się spotkałam. Czuję się dobrze, siłę na treningi i poza nimi mam )
Co jeszcze sobie zapodaję z wincyj kalorycznych? Czasem funduję sobie bombę piwną
Orzechów sporo teraz jesienią, ale sporo = garść-dwie na dzień.
Chyba tyle. Pytam tu chłopaka, czy coś jeszcze, ale też trudno mu wskazać, co takiego szamię
Wydatek energetyczny: praca przy kompie, plus taka aktywność, jaką opisałam w blogu - czyli ćwiczę siłowo średnio 3x w tyg. 45-60 min., bieganie 3-5x od 30 do 70 minut w ostatnich miesiącach.
Qba
Wymiary owszem, trochę mi zeszły, spodnie jakby luźniejsze, bluzka lepiej leży, wreszcie znów kieckę założyłam bez wielkich oporów... Zatem widać jakiś efekt moich treningów, nie tak, że totalnie nic
Co ważne waga z sierpnia, czyli z czasu, kiedy się wzięłam za regularność, była prawie 3 kg mniejsza... Tłumaczenie moje: trochę tłuszczu zeszło (stąd mniejsze wymiary), trochę mięśni urosło (stąd wzrost wagi), ale tłuszczu nadal jest dużo za dużo i stąd waga zupełnie nie taka, jak być powinna
Ufff, się rozpisałam, ale wolę dokładniej, żebyście mieli jak pomóc, bo mi naprawdę naprawdę na tym zależy
Mam nadzieję, że teraz mi powskazujecie, co mogę robić źle, co jest gut, a potem już będzie mniej o kilogramach i centymetrach, a więcej o kilometrach, czasie i tętnie i innych takich sprawach
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 11474
- Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31
1. 3 posiłki to trochę mało, zwiększyłbym do 5, za to zmniejszył porcje.
2. Nie mogę się powstrzymać by nie napisać, że podziwiam wszystkich wegetarian - uwielbiam mięso!
3. Skoro obwody spadają a rzeczy lepiej leżą, to wszystko ok. Keep up the good work!
4. Jak będziesz tak dużo ćwiczyć to waga sama poleci, to kwestia czasu.
5. Zastanów się nad tym pulsometrem dla mnie to smycz i obroża, fuj. Jak widzisz każdy poleca to czego sam używa...
Różnice wg mnie mają charakter bardziej światopoglądowo-filozoficzny niż konkretno-merytoryczny
6. Acha, najważniejszy posiłek to śniadanie - trzeba się solidnie najeść.
Pozdrawiam,
Kuba
2. Nie mogę się powstrzymać by nie napisać, że podziwiam wszystkich wegetarian - uwielbiam mięso!
3. Skoro obwody spadają a rzeczy lepiej leżą, to wszystko ok. Keep up the good work!
4. Jak będziesz tak dużo ćwiczyć to waga sama poleci, to kwestia czasu.
5. Zastanów się nad tym pulsometrem dla mnie to smycz i obroża, fuj. Jak widzisz każdy poleca to czego sam używa...
Różnice wg mnie mają charakter bardziej światopoglądowo-filozoficzny niż konkretno-merytoryczny
6. Acha, najważniejszy posiłek to śniadanie - trzeba się solidnie najeść.
Pozdrawiam,
Kuba
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
- 1. Z tymi posiłkami się naczytałam i nazastanawiałam z rok chyba I podobnie, jak z pulsometrem, tak i tutaj kwestia własnych przekonań wydaje mi się kluczowa, bo badania różne podobno wskazują i na 5, i na 3, byle zdrowo, byle równo, byle generalnie ogólnych zaleceń, wszędzie podobnych, się trzymać.
Ostatnio wszyscy zalecają 5 małych. Niemniej, lekarz, któremu ufam bardzo, mówi, że 3 i kropka, pomiędzy sobie mogę dziabnąć jabłko albo co. Sam wygląda hmmm... Można używać niecenzuralnych słów na forum? No, fajnie wygląda, fajnie
Słowa lekarza, mimo zaufania, to jedno, własna praktyka - drugie. Zaczęłam więc testować na sobie i testy wypadły źle: jadłam 2 obiady i konkretną kolację, poza śniadaniem i sporym drugim śniadaniem, bo jak "posiłek" z nazwy, to posiłek... I ciągle byłam przejedzona - 2-3 godziny to dla mnie za mało, muszę strawić, dać chwilę żołądkowi odpocząć i dopiero.
Także tej kwestii będę po prostu pilnować o tyle, że regularność musi się podnieść - bo to chyba klucz u mnie. Innych dużych błędów chyba niet w jedzeniu.
2. podobno dziś mięso składa się głównie z soi i antybiotyków, więc nie wiem, co tak naprawdę lubisz :):) ok, ok, już się nie nabijam
3. ostatnio właśnie przestały lecieć, ale sobie przeanalizowałam nieco biegi i przestały lecieć, jak mi regularność spadła. więc wracam do treningów, dłuższych zgodnie z sugestiami.
4. dzisiaj 1 kg mniej... właziłam parę razy... albo ta waga jest głupia, albo ja ślepa, albo sama nie wiem, co... nic, jw.: ćwiczę dalej
5. myślę, że sobie zapodam, żeby przynajmniej sprawdzić, jakie mam tętno jak biegam. a nuż się wlekę za wolno?
6. mam to samo zdanie dlatego nawet, jak mi się nie chce, to jednak jem
dzięki wielkie
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 11474
- Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31
ad 2. nie soję ni antybiotyki, tylko mięsko. Martwe zwierzaczki Uwielbiam, codziennie
ad 5. Właśnie w tym cały ambaras, że u początkujących tętno nie jest miarodajnym wskazaniem, ponieważ 1. teoretycznie tętno wysokie, a biegnie się dobrze, i co? Zwalnia się do zakresu i okazuje się, że trzeba iść żeby utrzymać "przepisowo" niskie tętno. Było mnóstwo pytań początkujących na forum na zasadzie: pulsometr mi każe zwalniać a ja nie chcę... I jedyną słuszną odpowiedzią było: nie słuchaj pulsometru tylko siebie. A po co taki pulsometr co go się nie słucha? Lepiej wydać pieniądze na coś czego naprawdę się będzie używać... 2. Wyznaczenie tętna max na którym opierają się wyliczenia nie jest wcale taką prosta sprawą...
ad 5. Właśnie w tym cały ambaras, że u początkujących tętno nie jest miarodajnym wskazaniem, ponieważ 1. teoretycznie tętno wysokie, a biegnie się dobrze, i co? Zwalnia się do zakresu i okazuje się, że trzeba iść żeby utrzymać "przepisowo" niskie tętno. Było mnóstwo pytań początkujących na forum na zasadzie: pulsometr mi każe zwalniać a ja nie chcę... I jedyną słuszną odpowiedzią było: nie słuchaj pulsometru tylko siebie. A po co taki pulsometr co go się nie słucha? Lepiej wydać pieniądze na coś czego naprawdę się będzie używać... 2. Wyznaczenie tętna max na którym opierają się wyliczenia nie jest wcale taką prosta sprawą...
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
No, nie zgodzę się z Tobą. Szczególnie, gdy piszesz "jedyną". Ze swojego doświadczenia rekomenduję pulsometr na początek i ogólnie na okres zimowy, czyli wprowadzenie do treningu właściwego.Qba Krause pisze:... I jedyną słuszną odpowiedzią było: nie słuchaj pulsometru tylko siebie. A po co taki pulsometr co go się nie słucha? Lepiej wydać pieniądze na coś czego naprawdę się będzie używać... 2. Wyznaczenie tętna max na którym opierają się wyliczenia nie jest wcale taką prosta sprawą...
I Qba - tu nie chodzi o to, żeby idealnie wyznaczyć zakresy tętna, bo wystarczy przyjąć, że Asia ma tętno max 190 i na tej podstawie idealne tętno do spalania to ok. 140-150 bpm. Mniej więcej- ale ważne, żeby nie biegała na 170-180. Ja tak na początku robiłam i dopiero, gdy zaczęłam na to zwracać uwagę, przyszedł progres. Powoli tętno spadało, a wytrzymałość rosła.
Teraz biegam bez pulsometru, tylko na wyczucie. Ale jakieś wyczucie już mam. Choć jak znajdę pasek to nie wykluczam, że przez najbliższe dwa miesiące będę bazować tylko na tętnie.
A odnośnie ad.2 - mięsko mniam ja jestem nieprzyzwoitym mięsożercą. Wierzę, że to mięso które kupuję jest w miarę mało "nafaszerowane"...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 11474
- Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31
Dominika, tylko żeby biegać na 140-150 zamiast 180 nie potrzeba pulsometru Prościej jest biegać "w intensywności konwersacyjnej"... Twoje zdanie jak najbardziej szanuję, chodzi mi tylko by nie stwarzać obrazu jak gdyby bieganie z pulsometrem było jedyną słuszną opcją.
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Masz rację, ale często oznaczałoby to paplanie samemu ze sobąQba Krause pisze:Prościej jest biegać "w intensywności konwersacyjnej"...
- piter82
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3381
- Rejestracja: 31 lip 2008, 11:57
- Życiówka na 10k: 40:32
- Życiówka w maratonie: 3:22:xx
- Lokalizacja: Czechowice-Dziedzice
zgadzam się DOM. Ja kilka pierwszych tyg biegałem bez pulsometru i wydawało mi się, że to 1 zakres, gdy założyłem pulsometr to okazało się, że był to porządny drugi i dopiero gdy zwolniłem dzięki kontroli tętna przyszedł największy progres, dlatego tak ważny jest pulsometr szczególnie na początku gdy zaczyna się biegać
Ciągle do przodu pokonując własne słabości
10k - 40:32 - 05.10 15k - 01:04:39 - 09.10 21,097k - 1:29:57 - 09.10 42,195k - 03:22:36 - 09.09
Mój Blog Aktywni Sportowo
GG 730243
10k - 40:32 - 05.10 15k - 01:04:39 - 09.10 21,097k - 1:29:57 - 09.10 42,195k - 03:22:36 - 09.09
Mój Blog Aktywni Sportowo
GG 730243
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
Posłuchałam Dominiki i jej popleczników - bo głosów "za" pulsometrem było więcej, a ponieważ nie zarzucacie mi jakoś szczególnie błędów żywieniowych, to pozostało mi oprzeć się na wskazówce związanej z tętnem właśnie
Zatem, pulsometr już w domu - jakaś najtańsza opcja, jaką znalazłam na miejscu w Decathlonie, z paskiem na klatkę, więc powinno być gut - CW Kalenji 100.
A o treningowych zmianach napiszę zaraz już na blogu.
Zatem, pulsometr już w domu - jakaś najtańsza opcja, jaką znalazłam na miejscu w Decathlonie, z paskiem na klatkę, więc powinno być gut - CW Kalenji 100.
A o treningowych zmianach napiszę zaraz już na blogu.
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
Gdzie teraz mieszkasz - Łódź, Warszawa, czy inne miasto? Pytam, bo zastanawiam się , gdzie biegasz. No i gdybyś była w Łodzi to dzisiaj mogła byś się ruszyć do Parku 3-maja i wystartować o 12.00 na 5 km
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
)
Wawa
Na 5 km startuję w biegu Owsiaka czy jakoś tak to się nazywa.
Wawa
Na 5 km startuję w biegu Owsiaka czy jakoś tak to się nazywa.
- DOM
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2101
- Rejestracja: 11 kwie 2008, 07:13
- Życiówka na 10k: 34:27
- Życiówka w maratonie: 2:36:045
- Lokalizacja: Warszawa
To dalej Cię podręczę - w jakiej dzielnicy ?
- Aśka
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 693
- Rejestracja: 13 lis 2010, 20:52
- Życiówka na 10k: 01:01:11
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Toronto
--> pw