Alexia - mimo wszystko :)
Moderator: infernal
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
12 sierpnia 2010 (czwartek)
9,700 km
6:20/km
A na Dolnym Śląsku znowu nie biegałam. Troszkę odzywało się kolano, troszkę się nie chciało, troszkę się odpoczywało. Ale ciągle w ruchu, to znaczy na spacerkach. Mieliśmy stamtąd jechać do Pragi, ale powodzie trochę popsuły szyki i już w środę późnym wieczorem wróciliśmy do Krakowa.
A w czwartek z wielką radością ruszyłam na moją stałą trasę na Błoniach. Zdecydowana na leciutki truchcik. Nadal jest ciepło i duszno. Zdecydowanie nie lubię takiej pogody. Na dodatek na Błoniach coś robią. Nie mam pojęcia co, ale skutecznie to przeszkadza w bieganiu. Cuchnące toi-toi, płoty zwężające alejki i inne zagradzające drogę i zmuszające do biegania po ulicy. Żadna przyjemność. Irytuje mnie to trochę, bo Błonia są olbrzymie i naprawdę mogliby robić to co robią bez mieszania w to alejek. Mam tylko nadzieję, ze nie potrwa to długo.
Nie mam więc pojęcia jaki dystans przebiegłam, bo uciekłam z Błoń. A teraz nie chce mi się mierzyć trasy. Uzupełnię wieczorkiem.
Tak czy inaczej, pomimo irytacji okolicznościami, upałem i duchotą, był to udany bieg. Przy tej prędkości i dystansie kolano nie odezwało się ani razu. A tak godzinkę po bieganiu już zupełnie nie czułam, że biegałam. Mam dziś ochotę na jeszcze, ale powstrzymam się chyba do jutra. Choć kto wie... Jak zacznie padać, to chyba nie odmówię sobie tej przyjemności .
KOMENTARZE
9,700 km
6:20/km
A na Dolnym Śląsku znowu nie biegałam. Troszkę odzywało się kolano, troszkę się nie chciało, troszkę się odpoczywało. Ale ciągle w ruchu, to znaczy na spacerkach. Mieliśmy stamtąd jechać do Pragi, ale powodzie trochę popsuły szyki i już w środę późnym wieczorem wróciliśmy do Krakowa.
A w czwartek z wielką radością ruszyłam na moją stałą trasę na Błoniach. Zdecydowana na leciutki truchcik. Nadal jest ciepło i duszno. Zdecydowanie nie lubię takiej pogody. Na dodatek na Błoniach coś robią. Nie mam pojęcia co, ale skutecznie to przeszkadza w bieganiu. Cuchnące toi-toi, płoty zwężające alejki i inne zagradzające drogę i zmuszające do biegania po ulicy. Żadna przyjemność. Irytuje mnie to trochę, bo Błonia są olbrzymie i naprawdę mogliby robić to co robią bez mieszania w to alejek. Mam tylko nadzieję, ze nie potrwa to długo.
Nie mam więc pojęcia jaki dystans przebiegłam, bo uciekłam z Błoń. A teraz nie chce mi się mierzyć trasy. Uzupełnię wieczorkiem.
Tak czy inaczej, pomimo irytacji okolicznościami, upałem i duchotą, był to udany bieg. Przy tej prędkości i dystansie kolano nie odezwało się ani razu. A tak godzinkę po bieganiu już zupełnie nie czułam, że biegałam. Mam dziś ochotę na jeszcze, ale powstrzymam się chyba do jutra. Choć kto wie... Jak zacznie padać, to chyba nie odmówię sobie tej przyjemności .
KOMENTARZE
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
14 sierpnia 2010 (sobota)
9,600 km
5:51/km
W nocy nie mogłam spać. Niezwykle rzadko mi się to zdarza. Zazwyczaj zasypiam bez problemów i śpię jak kamień do samego rana. A dziś nie. Gdy obudziłam się, po raz chyba dziesiąty, i nie mogłam zasnąć, to stwierdziłam, że trzeba inaczej wykorzystać ten czas. Ubrałam się i poszłam pobiegać. Była 5:28. Jak wyszłam zaczął kropić deszczyk. Po jakichś trzech kilometrach przestało kropić. A to, co nakropiło, zaczęło parować. Gdzieś tam różowiło się słoneczko. Całkiem miły poranek, tylko pary w nogach bez jedzenia nie ma.
Biegacza nie spotkałam żadnego.
Już chyba wiem, co dzieje się na Błoniach. Teraz było jasno, więc coś tam podpatrzyłam. Za ogrodzeniem stoją dziesiątki dużych namiotów. Wygląda to jak olbrzymi obóz harcerski. W porównaniu do czwartku, jest o tyle lepiej, że na ulicy postawiono barierki i człowiek nie biegnie z obawą, że mu jakiś samochód w plecy wjedzie. Ale toi-toie nadal śmierdzą zabójczo.
KOMENTARZE
9,600 km
5:51/km
W nocy nie mogłam spać. Niezwykle rzadko mi się to zdarza. Zazwyczaj zasypiam bez problemów i śpię jak kamień do samego rana. A dziś nie. Gdy obudziłam się, po raz chyba dziesiąty, i nie mogłam zasnąć, to stwierdziłam, że trzeba inaczej wykorzystać ten czas. Ubrałam się i poszłam pobiegać. Była 5:28. Jak wyszłam zaczął kropić deszczyk. Po jakichś trzech kilometrach przestało kropić. A to, co nakropiło, zaczęło parować. Gdzieś tam różowiło się słoneczko. Całkiem miły poranek, tylko pary w nogach bez jedzenia nie ma.
Biegacza nie spotkałam żadnego.
Już chyba wiem, co dzieje się na Błoniach. Teraz było jasno, więc coś tam podpatrzyłam. Za ogrodzeniem stoją dziesiątki dużych namiotów. Wygląda to jak olbrzymi obóz harcerski. W porównaniu do czwartku, jest o tyle lepiej, że na ulicy postawiono barierki i człowiek nie biegnie z obawą, że mu jakiś samochód w plecy wjedzie. Ale toi-toie nadal śmierdzą zabójczo.
KOMENTARZE
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
15 sierpnia 2010 (niedziela)
21 km
5:50/km
Wycieczka biegowa. W przyjemnym deszczu. Mało ludzi na trasie i lekki chłodek. Fajnie było. Miało być jednak nieco dłużej, ale około 19 km jakaś niemoc mnie ogarnęła i wróciłam do domu. Niemoc trzyma do dziś.
Powoli myślę o jakimś maratonie jesiennym. Najpoważniej myślę o Wrocławiu. Najbliżej jest i najłatwiej mi się tam dostać. No, ale pozostał niecały miesiąc. Mało coś. A wytrzymałość pewnie mi spadła. Za mało biegam.
KOMENTARZE
21 km
5:50/km
Wycieczka biegowa. W przyjemnym deszczu. Mało ludzi na trasie i lekki chłodek. Fajnie było. Miało być jednak nieco dłużej, ale około 19 km jakaś niemoc mnie ogarnęła i wróciłam do domu. Niemoc trzyma do dziś.
Powoli myślę o jakimś maratonie jesiennym. Najpoważniej myślę o Wrocławiu. Najbliżej jest i najłatwiej mi się tam dostać. No, ale pozostał niecały miesiąc. Mało coś. A wytrzymałość pewnie mi spadła. Za mało biegam.
KOMENTARZE
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
18 sierpnia 2010 (środa)
10,200 km
5:43/km
Jakoś mi umknął ten trening. A przecież ciekawy był... Biegałam sobie, jak zwykle, po Błoniach. Dużo policji, straży miejskiej i ochrony. Harcerze byli nieźle pilnowani . Trochę im zazdroszczę tego spania na Błoniach. Na skraju Błoń odbywał się jakiś koncert. Nagłośnienie było dość kiepskie, więc nie za bardzo mogłam się zorientować, co właściwie grano, ale na drugim okrążeniu poczułam, że biegnie mi się fantastycznie. Nie przyspieszyłam, ale było lekko i super przyjemnie. Zastanawiałam się, co może być tego przyczyną i okazało się, że to muzyka. Nie biegam ze słuchawkami na uszach. Trochę dla bezpieczeństwa, trochę dlatego, że lubię odgłos rytmu butów, trochę dlatego, że chyba za mocnej muzyki słuchałam i mnie podrywała ona do zbyt dużych prędkości. Tym razem muzyka, a w zasadzie jej rytm dokładnie odpowiadał mojemu rytmowi. To było niesamowite wrażenie .
A piosenka miła, lekka i przyjemna. Moje dzieciństwo. I mój obecny rytm.
KOMENTARZE
10,200 km
5:43/km
Jakoś mi umknął ten trening. A przecież ciekawy był... Biegałam sobie, jak zwykle, po Błoniach. Dużo policji, straży miejskiej i ochrony. Harcerze byli nieźle pilnowani . Trochę im zazdroszczę tego spania na Błoniach. Na skraju Błoń odbywał się jakiś koncert. Nagłośnienie było dość kiepskie, więc nie za bardzo mogłam się zorientować, co właściwie grano, ale na drugim okrążeniu poczułam, że biegnie mi się fantastycznie. Nie przyspieszyłam, ale było lekko i super przyjemnie. Zastanawiałam się, co może być tego przyczyną i okazało się, że to muzyka. Nie biegam ze słuchawkami na uszach. Trochę dla bezpieczeństwa, trochę dlatego, że lubię odgłos rytmu butów, trochę dlatego, że chyba za mocnej muzyki słuchałam i mnie podrywała ona do zbyt dużych prędkości. Tym razem muzyka, a w zasadzie jej rytm dokładnie odpowiadał mojemu rytmowi. To było niesamowite wrażenie .
A piosenka miła, lekka i przyjemna. Moje dzieciństwo. I mój obecny rytm.
KOMENTARZE
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
21 sierpnia 2010 (sobota)
Bieg Rodzinny Brzeszcze
15 km
Wyjechaliśmy z domu zbyt późno. Stresowało mnie to ogromnie, ale zdążyliśmy. Dobrze, że nie zabłądziliśmy po drodze, jak to jest w naszym zwyczaju. Za to pobłądziliśmy, gdy wracaliśmy .
Gdy szliśmy się zarejestrować, to spotkaliśmy Pitera82. Dobrze, że miał na koszulce napisane . Następnym razem już rozpoznam, bez podpowiedzi . Wojtek od razu zapytał, czy go znam. No, skoro mówię cześć, to chyba znam. To zapytaj czy nie przyjechał z kimś, bo podrzucilibyśmy Madzię... Bo pojechała z nami młodsza córka i nie za bardzo wiedzieliśmy, co z nią zrobić (starsza jest na obozie zuchowym). Zarejestrowaliśmy się więc i poszłam na stadion rejestrować Madzię. Tam natknęłam się znowu na Pitera. Oczywiście zapytałam, czy przypadkiem nie ma tu jego dziewczyny, żony, czy mamy. Niespodziewanie odpowiedział, że jest teściowa. Więc bez pardonu to wykorzystałam. Trochę mi głupio, że tak wcisnęłam rodzinie Pitera Madzię, ale mam nadzieję, że nie sprawiła problemu. Wielkie DZIĘKI! A synkowie fajowscy są .
Planowałam pobiec spokojnie. Treningowo, to wiedziałam, że się nie da, ale żadnych rekordów nie planowałam. Miało być spokojnie. Ale zaczęłam za szybko. Jak po kilometrze spojrzałam na zegarek, to się zdziwiłam, ale ktoś z boku powiedział, że trochę źle wymierzone, więc się uspokoiłam. Następne kilometry nadal były szybkie. Jednakże bardzo dobrze mi się biegło. Na czwartym kilometrze pan biegnący obok mnie powiedział, że oznaczenia są super dokładne. No, to mnie zdziwił. Biegłam na życiówkę! Nie tak miało być. Jutro mam w planie długie wybieganie. Muszę mieć na nie siłę! Zwolniłam. Słońce w międzyczasie zaczęło doskwierać bardzo, bardzo. I gdzieś tam po drodze mnie złamało. Było ciężko. I pierwszy raz od dawna myśl: "co ja tutaj robię". Ktoś mnie poczęstował poweridem i poczułam zastrzyk energii. Odzyskałam radość biegania i w przyjemnym tempie ruszyłam do mety. Nawet poczułam zawód, że to już koniec. Wynik 1:20:32. Jak się okazuje, znowu życiówka. Choć sam bieg był brzydki. Wolę zaczynać wolniej i kończyć szybciej.
Ciekawe, czy będę miała siłę na jutrzejsze długie bieganie...
KOMENTARZE
Bieg Rodzinny Brzeszcze
15 km
Wyjechaliśmy z domu zbyt późno. Stresowało mnie to ogromnie, ale zdążyliśmy. Dobrze, że nie zabłądziliśmy po drodze, jak to jest w naszym zwyczaju. Za to pobłądziliśmy, gdy wracaliśmy .
Gdy szliśmy się zarejestrować, to spotkaliśmy Pitera82. Dobrze, że miał na koszulce napisane . Następnym razem już rozpoznam, bez podpowiedzi . Wojtek od razu zapytał, czy go znam. No, skoro mówię cześć, to chyba znam. To zapytaj czy nie przyjechał z kimś, bo podrzucilibyśmy Madzię... Bo pojechała z nami młodsza córka i nie za bardzo wiedzieliśmy, co z nią zrobić (starsza jest na obozie zuchowym). Zarejestrowaliśmy się więc i poszłam na stadion rejestrować Madzię. Tam natknęłam się znowu na Pitera. Oczywiście zapytałam, czy przypadkiem nie ma tu jego dziewczyny, żony, czy mamy. Niespodziewanie odpowiedział, że jest teściowa. Więc bez pardonu to wykorzystałam. Trochę mi głupio, że tak wcisnęłam rodzinie Pitera Madzię, ale mam nadzieję, że nie sprawiła problemu. Wielkie DZIĘKI! A synkowie fajowscy są .
Planowałam pobiec spokojnie. Treningowo, to wiedziałam, że się nie da, ale żadnych rekordów nie planowałam. Miało być spokojnie. Ale zaczęłam za szybko. Jak po kilometrze spojrzałam na zegarek, to się zdziwiłam, ale ktoś z boku powiedział, że trochę źle wymierzone, więc się uspokoiłam. Następne kilometry nadal były szybkie. Jednakże bardzo dobrze mi się biegło. Na czwartym kilometrze pan biegnący obok mnie powiedział, że oznaczenia są super dokładne. No, to mnie zdziwił. Biegłam na życiówkę! Nie tak miało być. Jutro mam w planie długie wybieganie. Muszę mieć na nie siłę! Zwolniłam. Słońce w międzyczasie zaczęło doskwierać bardzo, bardzo. I gdzieś tam po drodze mnie złamało. Było ciężko. I pierwszy raz od dawna myśl: "co ja tutaj robię". Ktoś mnie poczęstował poweridem i poczułam zastrzyk energii. Odzyskałam radość biegania i w przyjemnym tempie ruszyłam do mety. Nawet poczułam zawód, że to już koniec. Wynik 1:20:32. Jak się okazuje, znowu życiówka. Choć sam bieg był brzydki. Wolę zaczynać wolniej i kończyć szybciej.
Ciekawe, czy będę miała siłę na jutrzejsze długie bieganie...
KOMENTARZE
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
22 sierpnia 2010 (niedziela)
17,800 km
6:31/km
Ostatnio zajrzałam sobie do kalkulatora intensywności treningowych i startowych, który znajduje się tu na stronie. Wpisałam sobie ostatnią życiówkę z Brzeszczy. I co się okazało? Że stanowczo za szybko biegam treningi (albo za wolno na zawodach).
73% - 6:35/km
75% - 6:22/km
Czyli długie wybieganie powinnam biec dużo wolniej niż dotychczas. Wypróbowałam nowy pomysł w niedzielę. Wzięłam butelkę wody i powolutku ruszyłam przed siebie. Było naprawdę super! Żadnego zmęczenia. I wielka radość biegania. W planie miałam około 20 km, ale skończyła mi się woda i zaczynało być bez niej ciężko. Więc powolutku wróciłam do domu.
Fajnie było
KOMENTARZE
17,800 km
6:31/km
Ostatnio zajrzałam sobie do kalkulatora intensywności treningowych i startowych, który znajduje się tu na stronie. Wpisałam sobie ostatnią życiówkę z Brzeszczy. I co się okazało? Że stanowczo za szybko biegam treningi (albo za wolno na zawodach).
73% - 6:35/km
75% - 6:22/km
Czyli długie wybieganie powinnam biec dużo wolniej niż dotychczas. Wypróbowałam nowy pomysł w niedzielę. Wzięłam butelkę wody i powolutku ruszyłam przed siebie. Było naprawdę super! Żadnego zmęczenia. I wielka radość biegania. W planie miałam około 20 km, ale skończyła mi się woda i zaczynało być bez niej ciężko. Więc powolutku wróciłam do domu.
Fajnie było
KOMENTARZE
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
26 sierpnia 2010 (czwartek)
11 km
5:51/km
Coraz większe zaległości na blogu. To wszystko przez chroniczny brak czasu. Wojtek całymi dniami pracował, a ja całymi dniami zajmowałam się Madzią. A Madzia, mimo że to już duża dziewczynka, potrzebuje mnóstwo uwagi i ani na moment nie popuści . Asia ciągle była na obozie zuchowym, więc Madzia zaangażowała mnie na trzy etaty .
Trochę jednak pobiegałam. Jednakże ciężkie było to bieganie. Coś nogi nie niosły. Tyle tylko, że temperatura trochę spadła i zrobiło się naprawdę przyjemnie, jeśli chodzi o pogodę do biegania .
KOMENTARZE
11 km
5:51/km
Coraz większe zaległości na blogu. To wszystko przez chroniczny brak czasu. Wojtek całymi dniami pracował, a ja całymi dniami zajmowałam się Madzią. A Madzia, mimo że to już duża dziewczynka, potrzebuje mnóstwo uwagi i ani na moment nie popuści . Asia ciągle była na obozie zuchowym, więc Madzia zaangażowała mnie na trzy etaty .
Trochę jednak pobiegałam. Jednakże ciężkie było to bieganie. Coś nogi nie niosły. Tyle tylko, że temperatura trochę spadła i zrobiło się naprawdę przyjemnie, jeśli chodzi o pogodę do biegania .
KOMENTARZE
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
28 sierpnia 2010 (sobota)
24,900 km
6:08/km
Jako, że w niedzielę nie dysponowałam trzema wolnymi godzinami postanowiłam zrobić sobie wycieczkę biegową w sobotę. I była to prawdziwa wycieczka. Pobiegłam przed siebie. Trochę po krosowych terenach, trochę po trawie, trochę po asfalcie i chodniku. Biegłam tam, gdzie mi się akurat droga spodobała, albo gdzie było zielone światło. Wybiegłam za Kraków i pilnie uważałam, żeby nie zabłądzić. Nawet mi się to udało.
Początkowo świeciło słoneczko, choć nie było gorąco. Potem pojawiła się na niebie olbrzymia, czarna chmura. Postraszyła, postraszyła, ale tylko z niej nieco pokropiło. A potem pokazała się tęcza. I nie jakiś mały skrawek. Tylko cały piękny łuk tęczy na tym ciemnym, zachmurzonym niebie. I znowu wyszło słońce. No, a później zaczęło się ściemniać. Do domu wróciłam już po ciemku. Nieco ponad dwie i pół godziny biegania.
Było ładnie i ciekawie. Na pewno powtórzę jeszcze kiedyś takie bieganie przed siebie, bez z góry ustalonej trasy.
KOMENTARZE
24,900 km
6:08/km
Jako, że w niedzielę nie dysponowałam trzema wolnymi godzinami postanowiłam zrobić sobie wycieczkę biegową w sobotę. I była to prawdziwa wycieczka. Pobiegłam przed siebie. Trochę po krosowych terenach, trochę po trawie, trochę po asfalcie i chodniku. Biegłam tam, gdzie mi się akurat droga spodobała, albo gdzie było zielone światło. Wybiegłam za Kraków i pilnie uważałam, żeby nie zabłądzić. Nawet mi się to udało.
Początkowo świeciło słoneczko, choć nie było gorąco. Potem pojawiła się na niebie olbrzymia, czarna chmura. Postraszyła, postraszyła, ale tylko z niej nieco pokropiło. A potem pokazała się tęcza. I nie jakiś mały skrawek. Tylko cały piękny łuk tęczy na tym ciemnym, zachmurzonym niebie. I znowu wyszło słońce. No, a później zaczęło się ściemniać. Do domu wróciłam już po ciemku. Nieco ponad dwie i pół godziny biegania.
Było ładnie i ciekawie. Na pewno powtórzę jeszcze kiedyś takie bieganie przed siebie, bez z góry ustalonej trasy.
KOMENTARZE
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
31 sierpnia 2010 (wtorek)
11,300 km
5:50/km
Żyjemy! Dobra nasza!
A dziś było fajnie. Luźna głowa, przyjemna temperatura, lekka mżawka, mało ludzi. W powietrzu wisi już jesień. I niedługo nadejdzie czas na rozpoczęcie nowego sezonu. A kolejny cel już się skrystalizował , ale o nim jeszcze nie teraz.
KOMENTARZE
11,300 km
5:50/km
Żyjemy! Dobra nasza!
A dziś było fajnie. Luźna głowa, przyjemna temperatura, lekka mżawka, mało ludzi. W powietrzu wisi już jesień. I niedługo nadejdzie czas na rozpoczęcie nowego sezonu. A kolejny cel już się skrystalizował , ale o nim jeszcze nie teraz.
KOMENTARZE
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
7 września 2010 (wtorek)
10,300 km
5:45/km
Cały tydzień bez biegania. Sama nie wiem, jak dałam radę. Trochę mnie nosiło, ale czasu jakoś nie było. To znaczy może by się trochę tego czasu znalazło, ale wolałam go spędzić z przyjaciółmi. W stodole, na sianie, dyskusjach i śpiewaniu .
W najbliższy weekend miał być Wrocław Maraton, ale raczej nie da rady. Okazało się, że nie mamy co zrobić z dziećmi. Nie bardzo się da, tak podrzucić komuś, jak ostatnio w Brzeszczach, bo dystans trochę za długi. Rodziny też już we Wrocławiu nie mamy. Więc jako, że Wojtek jaszcze w tym roku nie biegł maratonu, to jest uprzywilejowany. Ja siedzę z dziećmi. Trochę szkoda . Może w takim razie z Poznaniem się uda.
KOMENTARZE
10,300 km
5:45/km
Cały tydzień bez biegania. Sama nie wiem, jak dałam radę. Trochę mnie nosiło, ale czasu jakoś nie było. To znaczy może by się trochę tego czasu znalazło, ale wolałam go spędzić z przyjaciółmi. W stodole, na sianie, dyskusjach i śpiewaniu .
W najbliższy weekend miał być Wrocław Maraton, ale raczej nie da rady. Okazało się, że nie mamy co zrobić z dziećmi. Nie bardzo się da, tak podrzucić komuś, jak ostatnio w Brzeszczach, bo dystans trochę za długi. Rodziny też już we Wrocławiu nie mamy. Więc jako, że Wojtek jaszcze w tym roku nie biegł maratonu, to jest uprzywilejowany. Ja siedzę z dziećmi. Trochę szkoda . Może w takim razie z Poznaniem się uda.
KOMENTARZE
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
9 września 2010 (czwartek)
10,300 km
5:47/km
Tak informacyjnie tylko, bo sama już nie pamiętam jak było.
KOMENTARZE
10,300 km
5:47/km
Tak informacyjnie tylko, bo sama już nie pamiętam jak było.
KOMENTARZE
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
Powoli wracam do żywych i biegających. Mam przynajmniej taką nadzieję.
Po ostatnim biegającym czwartku znowu przerwa. W sobotę chciałam pobiegać, ale w związku z tym, że zaplanowałam wspólne z córkami bieganie w Dolinie Będkowskiej w niedzielę, to sobie odpuściłam. A w niedzielę rano wszystkie obudziłyśmy się zakatarzone. Asia kichała w odstępach dziesięciosekundowych. Madzia wyglądała jeszcze nienajgorzej. A mnie coś drapało w gardle. Z wielkim żalem odpuściłam zatem zawody.
Potem było już gorzej. Dziewczynki co prawda wyzdrowiały, ale mnie zmogło na całego. Wszystkie bóle i choroby, które mnie omijały przez ostatnie dwa lata teraz postanowiły się zemścić. Wczoraj była kulminacja. Dziś już wiem jak się nazywam, odzyskałam głos i nawet śniadanie się trzyma żołądka. Trochę osłabiona jestem.
A jutro jest półmaraton w Bytomiu. Jestem na niego zapisana, więc może tak powolutku, z kimś dla towarzystwa, bez spinania się pobiegnę. Sama nie wiem, ale bardzo bym chciała.
Po ostatnim biegającym czwartku znowu przerwa. W sobotę chciałam pobiegać, ale w związku z tym, że zaplanowałam wspólne z córkami bieganie w Dolinie Będkowskiej w niedzielę, to sobie odpuściłam. A w niedzielę rano wszystkie obudziłyśmy się zakatarzone. Asia kichała w odstępach dziesięciosekundowych. Madzia wyglądała jeszcze nienajgorzej. A mnie coś drapało w gardle. Z wielkim żalem odpuściłam zatem zawody.
Potem było już gorzej. Dziewczynki co prawda wyzdrowiały, ale mnie zmogło na całego. Wszystkie bóle i choroby, które mnie omijały przez ostatnie dwa lata teraz postanowiły się zemścić. Wczoraj była kulminacja. Dziś już wiem jak się nazywam, odzyskałam głos i nawet śniadanie się trzyma żołądka. Trochę osłabiona jestem.
A jutro jest półmaraton w Bytomiu. Jestem na niego zapisana, więc może tak powolutku, z kimś dla towarzystwa, bez spinania się pobiegnę. Sama nie wiem, ale bardzo bym chciała.
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
19 września 2010 (niedziela)
2. Bytomski Półmaraton
Do ostatniej chwili się wahałam. Kaszel i katar mnie trochę stopowały, ale jak wyszło słoneczko i zrobiło się cieplutko, to przestałam się zastanawiać. Pobiegłam. Od początku zakładałam, że nie biegnę na wynik, tylko na przebiegnięcie. Ustawiłam się ze znajomymi, którzy planowali pobiec w tempie 6 min/km. To wydawało mi się osiągalne. W sumie nie powiem, żeby było łatwo. Wręcz przeciwnie. Gdyby nie znajomi, to nie dałabym rady, ale z nimi się trzymałam. A potem, gdy na 12 km oni nieco zwolnili - mi wypracowane tempo zostało. I tak sobie dobiegłam z czasem 2:05:17. Już dawno tak wolno nie biegłam. A z drugiej strony strasznie dużo wysiłku włożyłam w ten bieg.
Bardzo się cieszę, że się udało.
Kaszel mocno przeszedł. Katar został. Ale czuję się już znakomicie.
Teraz czas się przygotować do maratonu.
KOMENTARZE
2. Bytomski Półmaraton
Do ostatniej chwili się wahałam. Kaszel i katar mnie trochę stopowały, ale jak wyszło słoneczko i zrobiło się cieplutko, to przestałam się zastanawiać. Pobiegłam. Od początku zakładałam, że nie biegnę na wynik, tylko na przebiegnięcie. Ustawiłam się ze znajomymi, którzy planowali pobiec w tempie 6 min/km. To wydawało mi się osiągalne. W sumie nie powiem, żeby było łatwo. Wręcz przeciwnie. Gdyby nie znajomi, to nie dałabym rady, ale z nimi się trzymałam. A potem, gdy na 12 km oni nieco zwolnili - mi wypracowane tempo zostało. I tak sobie dobiegłam z czasem 2:05:17. Już dawno tak wolno nie biegłam. A z drugiej strony strasznie dużo wysiłku włożyłam w ten bieg.
Bardzo się cieszę, że się udało.
Kaszel mocno przeszedł. Katar został. Ale czuję się już znakomicie.
Teraz czas się przygotować do maratonu.
KOMENTARZE
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
22 września 2010 (środa)
8,700 km
6:13/km
Cały czas ciężko mi się zorganizować w tym nowym roku szkolnym. Na dodatek ciągle mnie męczy kaszel. No, ale coś tam pobiegałam.
Zaprowadziłam Asię na Krucjatki do kościoła i miałam godzinkę dla siebie. Pobiegłam w kierunku Błoń, ale ilość osób mnie odstraszyła. Bieganie jest dla mnie oderwaniem od rzeczywistości i wolę raczej samotność niż przeciskanie się między rolkarzami. Pobiegłam więc nad Rudawę. Było pięknie. Biegłam w kierunku zachodzącego słońca i czułam się wspaniale. Gdy zaczęłam zawracać, to okazało się, że za plecami też miałam niezły widok. Teraz biegłam w kierunku pełni księżyca. Piękny widok to był.
Potem wróciłam do kościoła i gdzieś na zapleczu zrobiłam porządne rozciąganie. Dość niesamowite wrażenie. Ciemność, schody i gdzieś z oddali dobiegające odgłosy mszy.
Gdy z Asią wracałyśmy, to oglądałyśmy księżyc i małą gwiazdkę u boku. Dowiedziałam się wtedy, że Mars ma dwa księżyce (sprawdziłam i zgadza się! skąd to dziecko to wie? ) i są one naprawdę małe. Mają średnicę mniejszą niż maraton. I że jeszcze trochę chce być archeologiem, ale bardziej ją pociąga astronomia. I że ulubioną planetą jest Jowisz. I jeszcze innych rzeczy o gwiazdach i czarnych dziurach. Czas zabrać się za jakieś korepetycje z tego zakresu...
A potem przeczytałam u mimika na blogu, że ta mała gwiazdka przy księżycu to był Jowisz. Nawet nie wiecie jaką radość sprawiła ta wiadomość mojej córce. Dzięki mimik!
KOMENTARZE
8,700 km
6:13/km
Cały czas ciężko mi się zorganizować w tym nowym roku szkolnym. Na dodatek ciągle mnie męczy kaszel. No, ale coś tam pobiegałam.
Zaprowadziłam Asię na Krucjatki do kościoła i miałam godzinkę dla siebie. Pobiegłam w kierunku Błoń, ale ilość osób mnie odstraszyła. Bieganie jest dla mnie oderwaniem od rzeczywistości i wolę raczej samotność niż przeciskanie się między rolkarzami. Pobiegłam więc nad Rudawę. Było pięknie. Biegłam w kierunku zachodzącego słońca i czułam się wspaniale. Gdy zaczęłam zawracać, to okazało się, że za plecami też miałam niezły widok. Teraz biegłam w kierunku pełni księżyca. Piękny widok to był.
Potem wróciłam do kościoła i gdzieś na zapleczu zrobiłam porządne rozciąganie. Dość niesamowite wrażenie. Ciemność, schody i gdzieś z oddali dobiegające odgłosy mszy.
Gdy z Asią wracałyśmy, to oglądałyśmy księżyc i małą gwiazdkę u boku. Dowiedziałam się wtedy, że Mars ma dwa księżyce (sprawdziłam i zgadza się! skąd to dziecko to wie? ) i są one naprawdę małe. Mają średnicę mniejszą niż maraton. I że jeszcze trochę chce być archeologiem, ale bardziej ją pociąga astronomia. I że ulubioną planetą jest Jowisz. I jeszcze innych rzeczy o gwiazdach i czarnych dziurach. Czas zabrać się za jakieś korepetycje z tego zakresu...
A potem przeczytałam u mimika na blogu, że ta mała gwiazdka przy księżycu to był Jowisz. Nawet nie wiecie jaką radość sprawiła ta wiadomość mojej córce. Dzięki mimik!
KOMENTARZE
- Alexia
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1296
- Rejestracja: 02 lip 2008, 12:16
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
25 września 2010 (sobota)
IV Memoriał Henryka Puzonia - Zabrzeg
10 km
W tym samym czasie w trzech niewiele od siebie oddalonych miejscowościach odbywały się biegi. Zastanawialiśmy się gdzie pojechać i padło na Zabrzeg. Zdecydowały biegi dla dzieci. Zawsze to dla nich atrakcja.
Początkowo było zabawnie. Takiego tłumu dzieciaków, to jeszcze na żadnych zawodach nie widziałam. Serce rośnie, jak się na to patrzy . Moje dziewczynki pobiegły. Ładnie, choć wolno. Ale zawsze twierdzimy, że nie wynik jest ważny ale dobra zabawa, więc szczęśliwe były .
Potem było mniej zabawnie. Jakoś zaczęłam się strasznie stresować. Mąż się śmiał, że wyglądam, jakbym tu przyszła za karę. A mnie zżerało od środka. Jeszcze nigdy nie byłam ostatnia. Trzecia od końca tak, ale nie ostatnia. Fajnie się mówi, że nie wynik jest ważny, tylko dobra zabawa. Ale nie jak się jest ostatnim. A wokół mnie same dziewczyny, jak sarenki i młodzi wspaniali mężczyźni. W końcu pomyślałam, że jak pobiegnę poniżej godziny, to może nie zamkną mety i zaczekają na mnie. I trochę stres odpuścił. Poszliśmy na start. Tam poznałam DOM i jej męża i Bartusia w wózku. I zrodził się w głowie niecny plan. Być na mecie przed wózkiem . Trzy zdania zamienione z Dominiką odprężyły mnie zupełnie i już z wolną głową wystartowałam.
Trasa była przepiękna. Naprawdę sama przyjemność tam biegać. Po drodze dogoniłam kogoś w koszulce z napisem "bieganie.pl" i zagadałam. Okazało się, że to Bartess. Miło się chwilę razem biegło, ale jak moje nogi poczuły asfalt, to chyba nieco przyspieszyłam. Od czwartego kilometra marzyłam o łyku wody. Było gorąco. W gardle zaschło mi okropnie. Już prawie pewnych rowerzystów prosiłam o picie, ale nie starczyło mi odwagi. Dobiegłam cała i zdrowa. Dzieci ma mecie zgotowały mi owacje, a mama powiedziała zdziwiona, że myślała, że gorzej biegam, a tu za mną jeszcze tylu biegaczy. Czas około 52 minut dość cieszy, bo ciągle nie jestem zdrowa (nie wiem, co za paskudztwo się przypętało i trzyma) i forma spada na łeb i na szyję.
A potem moje dzieci dopadły Bartusia i Dominikę. Liczyły mu paluszki, oglądały nóżki i rączki. Coś tam śpiewały. I ogólnie strasznie im się podobał. Szczególnie Asi.
Na dekorację, nad miską bigosu czekaliśmy w bardzo miłym towarzystwie i czas płynął szybko. Za to lubię te biegi. Człowiek przyjeżdża, do jakiegoś nieznanego zakątka kraju. Nikogo też nie zna. A wyjeżdża i zostaje mu w duszy obraz pięknych miejsc i ludzi.
Już się cieszę na jakieś kolejne spotkanie z Wami .
KOMENTARZE
IV Memoriał Henryka Puzonia - Zabrzeg
10 km
W tym samym czasie w trzech niewiele od siebie oddalonych miejscowościach odbywały się biegi. Zastanawialiśmy się gdzie pojechać i padło na Zabrzeg. Zdecydowały biegi dla dzieci. Zawsze to dla nich atrakcja.
Początkowo było zabawnie. Takiego tłumu dzieciaków, to jeszcze na żadnych zawodach nie widziałam. Serce rośnie, jak się na to patrzy . Moje dziewczynki pobiegły. Ładnie, choć wolno. Ale zawsze twierdzimy, że nie wynik jest ważny ale dobra zabawa, więc szczęśliwe były .
Potem było mniej zabawnie. Jakoś zaczęłam się strasznie stresować. Mąż się śmiał, że wyglądam, jakbym tu przyszła za karę. A mnie zżerało od środka. Jeszcze nigdy nie byłam ostatnia. Trzecia od końca tak, ale nie ostatnia. Fajnie się mówi, że nie wynik jest ważny, tylko dobra zabawa. Ale nie jak się jest ostatnim. A wokół mnie same dziewczyny, jak sarenki i młodzi wspaniali mężczyźni. W końcu pomyślałam, że jak pobiegnę poniżej godziny, to może nie zamkną mety i zaczekają na mnie. I trochę stres odpuścił. Poszliśmy na start. Tam poznałam DOM i jej męża i Bartusia w wózku. I zrodził się w głowie niecny plan. Być na mecie przed wózkiem . Trzy zdania zamienione z Dominiką odprężyły mnie zupełnie i już z wolną głową wystartowałam.
Trasa była przepiękna. Naprawdę sama przyjemność tam biegać. Po drodze dogoniłam kogoś w koszulce z napisem "bieganie.pl" i zagadałam. Okazało się, że to Bartess. Miło się chwilę razem biegło, ale jak moje nogi poczuły asfalt, to chyba nieco przyspieszyłam. Od czwartego kilometra marzyłam o łyku wody. Było gorąco. W gardle zaschło mi okropnie. Już prawie pewnych rowerzystów prosiłam o picie, ale nie starczyło mi odwagi. Dobiegłam cała i zdrowa. Dzieci ma mecie zgotowały mi owacje, a mama powiedziała zdziwiona, że myślała, że gorzej biegam, a tu za mną jeszcze tylu biegaczy. Czas około 52 minut dość cieszy, bo ciągle nie jestem zdrowa (nie wiem, co za paskudztwo się przypętało i trzyma) i forma spada na łeb i na szyję.
A potem moje dzieci dopadły Bartusia i Dominikę. Liczyły mu paluszki, oglądały nóżki i rączki. Coś tam śpiewały. I ogólnie strasznie im się podobał. Szczególnie Asi.
Na dekorację, nad miską bigosu czekaliśmy w bardzo miłym towarzystwie i czas płynął szybko. Za to lubię te biegi. Człowiek przyjeżdża, do jakiegoś nieznanego zakątka kraju. Nikogo też nie zna. A wyjeżdża i zostaje mu w duszy obraz pięknych miejsc i ludzi.
Już się cieszę na jakieś kolejne spotkanie z Wami .
KOMENTARZE