Dziś o 7:45 pobiegłam z Andrzejem do Starego Gaju. Miał być z nami jeszcze trzeci uczestnik, ale chyba zaspał... (oj Prezesie!)
Warunki były trudne z powodu upału, słońca i gryzących owadów (chyba przed deszczem). Biegliśmy pętelką po obrzeżach lasu (ok. 9 km). Wracaliśmy dłuższą drogą, bo Janowską i ścieżką rowerową, z nadzieją na brak komarów i much.
Na początku trasy, na JP II, rozebrany Andrzej gorszył nobliwe starsze panie zmierzające do/z kościoła. Ja natomiast, pod koniec trasy, a dokładniej w Lidlu, siałam zgorszenie wśród owych pań (bo po kościele zwykło się chodzić do sklepu), jak ociekająca potem

z butelką wody w ręku prosiłam głośno i dobitnie o przepuszczenie do kasy z wyjaśnieniem, że jest mi mokro i zimno (ach ta klima!) i nie dam rady stać w kolejce
Mój dzisiejszy kilometraż wyniósł prawie 17 km, a Andrzeja ok. 28 km.
Jak ktoś chętny na taki hardcore (podkręcimy temperaturę i wypuścimy gryzonie), to bardzo proszę, zbieramy zgłoszenia!
Ewa