Zaraz pewnie rzuca sie na mnie zwolennicy scislego przestrzegania i aptekarskiej dokladnosci przy obliczaniu zakresow. Moim zdaniem na tym etapie pulsometr powinien Ci jedynie sluzyc za pomoc i wskazowke. Na pewno mniej wiecej juz sam wiesz, przy jakim tempie i tetnie mozesz biec dlugo i bez zamulenia/zakwaszenia na drugi dzien. Wlasnie w tym tempie powinny byc te dlugie, lekkie biegi.
Tam, gdzie masz mocne akcenty, albo interwaly, sa one po to krotkie, ale szybkie, zeby wprawdzie wejsc na wysokie obroty (tetno), ale sie nie zakwaszac. Dzieki temu masz w jeden dzien nowe impulsy dla organizmu (mocno ale krotko), a w inny treningi budujace ogolna wytrzymalosc.
A co do tej 6 + serie, to jest to wyjasnione:
"P – przebieżki, przyspieszenia. Kiedy truchtasz z intensywnością konwersacyjną, mięśnie pracują zawsze tak samo – i jedne się wzmacniają a drugie nic nie robią. Więc przebieżki mają być lekarstwem na to. 20 - 30 sekund szybszego biegu i przerwa. Możecie też sobie liczyć kroki – 60 kroków to będzie mniej więcej 20 sekund. 90 – 30 sekund. Tempo musi być szybsze – ale nie wyścigowe. To ma być bieg, którym wszystkim wkoło pokazujesz jak pięknie biegniesz – wyprostowana sylwetka, ręce pracują, wszyscy wkoło muszą Ci zazdrościć, że biegniesz tak szybko i na takim luzie. LUZ. I przerwa w truchcie aż odpoczniesz na tyle, żeby kolejna przebieżka mogła być tak samo dobra jakościowo. Musisz czuć jak w trakcie przebieżki pracują Ci mięśnie – pupa, nogi. Wizualizuj sobie siebie jako lamparta.
4 km + 4x20s P – czyli połączenie dwóch powyższych typów akcentów. Trening tlenowy plus cztery przebieżki po 20 sekund. Przebieżki możesz robić w środku treningu lub pod koniec. Nigdy na początku, musisz być do nich już rozgrzany."
Czyli albo wplatasz przebiezki w bieg, po ok. 10 minutach biegu, i przyspieszasz co ok 4-5 minut (potem trucht), albo robisz 6 km i robisz serie "sprintow" na koniec.