
Data i czas treningu: 6 maja 2010, czwartek (godz. 6:30)
Miejsce treningu: Marcelin
Warunki pogodowe: (6°C (odczuwalna 2°C)

Zegarek: Garmin Forerunner 205 - nie pamiętam dni w użyciu
Obuwie: Reeboki

Cel treningu:
- "Godzinka bez Emilki" odc.9, "Kto rano wstaje temu Pan Bóg daje a noga podaje" - nie-wiadomo-co Marcelin
Łączny dystans: 7,5 km
Łączny czas: nieznany
Tempo średnie: około 5:15/km
Komentarz do treningu:
- samopoczucie: w trakcie dobre, chociaż płuca nierozbudzone jeszcze po nocy nie pracowały optymalnie; po treningu samopoczucie ok,
- noga ok...
- ponieważ trening wyszedł bardziej z okoliczności pozabiegowych niż biegowych, szczegółowy opis poniżej, tu tylko powiem, że wyszedł taki jakiś pseudo drugi zakres, z powodów płucnych intensywność prawie pod Tempo Run,
- jestem strasznie głodny biegania... Grr...

- radio na obudzenie

Komentarz ogólny:
- dzisiaj mam trochę do opisania...
- po pierwsze, miałem biegać wczoraj. Niestety nie udało się - w nocy mała była niespokojna, spałem średnio, poza tym popełniłem straszny błąd - kiedy zadzwonił budzik o szóstej, zamiast nacisnąć guzik "drzemka", nacisnąłem wyłącz" - i zasnąłem. Kiedy się znowu obudziłem, było już za późno na bieganie... Sromota...
- wczoraj wieczorem zasypiałem bojowo nastawiony - ostatnio jestem bardzo głodny biegania, które serwuję sobie w niewielkich, okołogodzinnych dawkach, na to nałożyła się złość, że nie biegałem w środę, jak planowałem - i dzisiaj kiedy zadzwonił budzik, bez zbytnego ociągania wstałem, wyrychtowałem się (jak to mówią u nas) po czym na dole okazało się, że pada. Mocno pada. Kilka minut stania przy drzwiach na zewnątrz i to wahanie: wychodzić, nie wychodzić? Deszcz, wiatr, zimno, pochmurno... A z czwartego piętra dobiega słodkie wołanie łóżeczka, ciepełka, kołderki, poduszki... Chrrr..... Ekhmm...
Tak więc, wróciłem do domu... ALE PO TO LI I JEDYNIE BY SIĘ PRZEBRAĆ W CIEPLEJSZE CIUCHY I HUZIA!!!!!!!!!!!
- zrezygnowałem z bezpiecznego zamysłu biegania po osiedlu, na mojej pętelce Pogodno

- tempo ustaliło się na ok. 5:10-5:15/km, szybciej niż Easy ale jeszcze nie wystarczająco szybko na Tempo Run. Cóż, tak mi akurat się zachciało biec więc tak biegłem

- w lesie błocko, kałuże, deszcz, jak już mówiłem wymarzone warunki do biegania... Garmin mi się jakoś zastopował, może coś nacisnąłem, w każdym razie uciekło mi pół kilometra, cały czas biegłem jednak równo więc nie przejąłem się zbytnio, tym niemniej międzyczasów brak

- w pewnym momencie zaliczyłem piękny poślizg i napełniłem buty wodą do pełna - wszystko dzięki wymarzonym warunkom pogodowym

- w radio podali, że temperatura odczuwalna wynosi 2 stopnie, pomyślałem sobie jak to możliwe, wymarzone warunki, a oni mi tu ściemniają, że dwa stopnie... Media kłamią, wiem to na pewno!
- doszedłem do wniosku, wybiegając z lasu, że na pewno wszyscy biegacze zauroczeni wymarzonymi warunkami pogodowymi zamarli w zachwycie przy oknach, z jednym butem (lewym) założonym na nogę (prawą), z drugim butem (prawym) w dłoni (lewej), z kropelką śliny spadającą w geście podziwu dla wymarzonych (a jakże!) warunków pogodowych na dywan/wykładzinę/linoleum/parkiet/panele/inne (niepotrzebne skreślić), z miną mogącą wskazywać na absolutny brak jakiegokolwiek wspomnienia (choćby najbardziej odległego) o szarych komórkach, procesach myślowych, z synapsami kontemplującymi ciszę całkowitej izolacji elektrycznej w mózgu, w całym ciele, ba! we wszechświecie, że ci wszyscy biegacze zostali w domach nie mogąc otrząsnąć się z zachwytu nad wymarzonymi warunkami pogodowymi,
- w drodze do domu odebrałem jakże królewską nagrodę za mój trud biegowy - 4 bułki pszenne świeże, niestety odbiór nagrody musiałem pokwitować w kwocie 1 złoty 40 gorszy polskich, ale nic to! Pieczywo sprawia że biegasz żywo!
Pozdrawiam,
Kuba