Niedziela, 25. kwietnia 2010r.
"IV Bydgoski Festival Biegów Ulicznych: Półmaraton"
Start Time: 12:15
Total Time:
1:44:46
Miejsce:
53/157, kat. M1: 9
Average HR: 169
Highest HR: 184
Kcal: 1682
Distance: 21,097km (półmaraton)
Relacja:
Połówka latem, po ulicach miasta. Biuro zawodów oraz przebieralnie mieściły się w centrum handlowym, opodal miejsca startu - dzięki temu pod ręką market i komfortowe toaletki. Warunki klimatyczne letnie: słoneczko, temperatura typowo letnia, lekki wiaterek. Spodziewałem się chłodu, więc na wyposażeniu miałem cały wachlarz garderoby. Wystąpiłem w krótkich spodenkach i podkoszulce bez ramiączek - dobra decyzja. W ręku miałem cytrynowego powerade'a.
Tuż przed startem odbył się przejazd rowerowy. W między czasie miały też miejsce pokazy tańców folklorystycznych i cheerleaderek. Zawsze to miłe dla serca.
Trasa biegła wzdłuż głównej ulicy - długa prosta, trochę pod górę, małe zboczenie w mniejszą uliczkę - tam nawrót - i główną spowrotem z górki - za raz po drugim nawrocie linia kontrolna (meta) i bufet. W ten sposób 4 okrążenia.
Rozpocząłem bieg dość szybko - puls skoczył do 180 - myśle: nie nie to za szybko, ponadto zaczęły mnie pobolewać nieprzepłukane jeszcze krwią piszczele. Zwolniłem i dogoniła mnie grupka klubu TKKF Kolejarz Bydgoszcz. Pozwoliłem sobie dołączyć. Grupa biegła w tempie nieco poniżej 5min./km, najszybszy chyba kilometr <4:30min. Mój międzyczas na 10km wynosił ok 47 minut, czyli na czas całości ok 1:35h. Po drugim nawrocie, na bufecie grupa się rodzieliła i ja zostałem dużo z tyłu. Na tym okrążeniu zostałem już sam ze swoją głową. I tu nadeszły myśli, że takie niewyspany, że nogi bolą, że inne starty ... ogólnie trzecie okrążenie w tym klimacie - najwolniejsze. Na początku 4. doszedłem z głową do ładu, ale i tak pozostawałem w tempie, które dawało mi pewien komfort. Na bufecie zafundowałem sobie kubek zimnej wody na głowę. W miarę równym tempem jechałem to okrążenie, łykając dużo tlenu. Wyprzedziłem 2 osoby, a w 97% dystansu zostałem wyprzedzony ja. Za nawrotem tuż przed metą zdecydowałem odrobić tę stratę. I o moje zdziwienie: w nogach siły, że aż się przelewało. Wyrwałem jak błyskawica, co miałem nadrobić odrobiłem. Wnioski, że specjalnie się nie przemęczałem. Czas od rekordu gorszy o 4 minuty, ale życiówka była jak najbardziej w moim zasięgu, no ale widocznie nie była w planach.
Paweł.
EDIT: Miejsce i czas oficjalnie.