25 kwietnia 2010 (niedziela)
CRACOVIA MARATON
Cracowia Maraton przeszedł do historii. Nie ukrywam, że jestem bardzo zadowolony z biegu. Nowa życiówka 3:33:15 poprawiona od poprzedniej o około 4 i pół minuty, więc trzeba być zadowolonym. Na razie to nieoficjalne wyniki i tylko brutto, netto według tego, co zaobserwowałem będzie wynikiem lepszym o ok. 30 sekund. Więcej sobie o wyniku popiszę jak się ukażą oficjalne wyniki z międzyczasami. Można będzie wtedy trochę więcej o stylu i taktyce podyskutować.
Jak już pisałem z biegu jestem bardzo zadowolony. Po cichu liczyłem, aby przebiec maraton z czasem 3:30 chociaż ten cel wyznaczyłem sobie dopiero na jesień. Pierwszy 10 kilometrów dało mi już mniej więcej obraz całego maratonu i już wiedziałem, że 3:30 jest poza moim zasięgiem. Początek był nie za bardzo udany. Nie wiem, co się stało, bo też nie wiem, jaki był czas po pierwszej dziesiątce, ale czułem się potwornie zmęczony. Nie miałem za bardzo siły i chęci biec dalej. Tempo było bardzo szarpane, przystanek na siusiu w trakcie biegu a następnie nadrabianie wybił mnie zupełnie z rytmu. Druga dziesiątka była już bardziej spokojna i wydaje mi się, że dość równa. Z osobami, z którymi rozmawiałem podczas biegu, co mieli te fajne urządzona, którego ja nie posiadam to tempo było coś w granicach 5min/km +- 2 sekundy. Wtedy też powróciły myśli, że może uda się zaatakować 3:30 bo z wyliczeń tak mniej więcej wychodziło. Do 35 kilometra czułem się w miarę dobrze, ostatnia siódemka dała mi już poważnie w kość. Silny wiatr, który na pewno nie ułatwiał biegu oraz ostre słońce powodowały, że było coraz gorzej. Najbardziej dobijały mnie te okrążenia na błoniach. Fakt, że przebiegało się już koło mety a tu jeszcze zostało jedno okrążenie do pokonania jakoś nienajlepiej na mnie wpłynęło psychicznie. Podobno to miało motywować a u mnie zadziałało zupełnie odwrotnie, ale co tam…. Na 41 kilometrze udało mi się jeszcze zebrać ostatnie siły i finiszowanie wydaje mi się, że było w dość dobrym stylu.
Na mecie byłem strasznie zmęczony, ale szczęśliwy. Każdy maraton uczy pokory, pokory do tego królewskiego dystansu. To jest mój trzeci maraton w życiu a za każdym razem jestem czymś nowym zaskoczony, cały czas dochodzą jakieś nowe doświadczenia, człowiek uczy się pewnych rzeczy na nowo.
Bardzo cieszę się, że udało nami się spotkać w tak miłym towarzystwie, porozmawiać, pośmiać się… Udało mi się poznać Fladre z rodzinką, Alexie, Mimika z siostrą, Patatajca, Rycha, Grozze chyba Radio i może jeszcze kogoś, ale teraz nie mogę sobie przypomnieć. Takie spotkania na pewno mobilizują i zachęcają to częstszego udziału w różnych imprezach. Ja nie miałem zbyt dużo czasu ze względu na to, że czas swój dzieliłem z rodzinką, z którą przyjechałem, ale i tak było super i dzięki Wam za to. Do zobaczenia na kolejnych imprezach biegowych.
P.S Maraton to nie je bajka
