Qba - misja 3:59/km

Moderator: infernal

Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

9 marca, wtorek

Obrazek

Tempo Run.

Obrazek

Chyba koło zera, lekki wietrzyk, sucho pod nogami.
Warunki dobre.

Obrazek

Glajdy - po treningu 142 km przebiegu.
Timex - przerwał mi się pasek, niestety. Gumowe tworzywo skruszało i popękało.
Zobaczymy czy da się jakoś skleić, bo pasek jest tak zamocowany, że nie da się go raczej wymienić.
W każdym razie musiałem dzisiaj trzymać zegarek w kieszeni... Smutno mi, mam nadzieję, że da się go uratować.
Znacie może jakiś dobry klej elastyczny?

Obrazek

Obrazek

Komentarz do treningu:
- wczoraj miałem mało czasu na trening, poza tym musiałem się spieszyć żeby zdążyć z następną rzeczą,
- z tego powodu również rozgrzewka była słaba, czułem to podczas biegania,
- wyszedł prawie Tempo Run około 20-minutowy, z chwilką Esy przed i po akcencie,
- samopoczucie podczas biegania niespecjalne, nogi były bardzo ciężkie i zmęczone, ale to wina braku należytej rozgrzewki oraz porannego treningu na magazynie - musiałem przerzucić tonę drzwi z magazynu na ciężarówkę... Uff...
- po bieganiu samopoczucie dobre.

Obrazek

Na uszach zamiast muzyki Paragraph 22 Hellera czytany przez Marka Kondrata.

Komentarz ogólny:
- zapisałem się na Maniacką Dziesiątkę, która już w sobotę, dlatego nawet się nie martwię specjalnie, że wczorajszy trening był krótki - należy mi się troszkę odpoczynku :hej:
- nie wiem jak będzie z jutrzejszym treningiem - po pracy mam próbę z muzykami, ale chciałbym wieczorem godzinkę, myślę, że z 6 km Easy plus kilka przebieżek powinno wystarczyć,
- jestem bardzo podekscytowany przed pierwszymi "zawodami" - wiadomo, że nie będę walczył o żadne miejsce itd., ale chciałbym chociaż powtórzyć wynik z treningu i pobiec tę dyszkę poniżej 50 minut. Ciekawe jak wpłynie stres związany z zawodami, pozytywnie czy negatywnie? Jestem troch zaniepokojony całą stroną organizacyjną - czy wszystko ogarnę... Na marginesie, stwierdzam, że bardzo mi się to przyda przed półmaratonem, żeby chociaż raz zaznać tego stresu przedstartowego, wtedy na półmaratonie powinienem być spokojniejszy... Agi też biegnie, plus znajomi z Pyrlandii Team, więc będzie chyba raźniej, chociaż nie będziemy biec na ten sam wynik. Kurczę, to już tylko 3 dni... :ble:

Pozdrawiam,
Kuba
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
New Balance but biegowy
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

13 marca, sobota

Obrazek

...pierwszy raz mogę użyć tej ikonki... :hahaha:
Cel główny: Debiut w zawodach - VI Maniacka Dziesiątka Poznań
Cel poboczny: jak się uda - pobiec poniżej 50 minut.

Zanim jednak o samych zawodach kilka słów wstępu:

Nie byłem do końca przekonany czy się zapisywać, ale wszyscy mnie zachęcali,
szczególnymi bodźcami była rozmowa z Mikaelosem w drodze nad Rusałkę oraz fakt,
że radził mi to znajomy taty - maratończyk. Wywnioskowałem, że tata chwalił się koledze,
że syn biegnie półmaraton... Fajnie :hej:

W tygodniu poprzedzającym zawody biegałem tylko raz - we wtorek.
Planowałem trening w czwartek, ale po pracy miałem długą próbę z muzykami i po powrocie do domu nie starczyło sił na trening. W piątek z kolei po pracy pojechałem odebrać pakiet startowy i uznałem, że kilkukilometrowy w sumie spacer nad Maltą wystarczy na kilkanaście godzin przed wyścigiem.
Jeżeli już jesteśmy przy pakiecie... Pierwsza w życiu wizyta w "Biurze Zawodów": na szczęście dzięki bieganiu z Pyrlandią byłem w stanie zidentyfikować znajome twarze, pojedyncze, ale jednak znajome :hej:
W pakiecie numer startowy, agrafki, worek na rzeczy do depozytu, dwie puszeczki Isostara plus baton oraz koszulka Kalenji.
Moim zdaniem pakiet fantastyczny, szczególnie, że na numerze startowym umieszczono kupn na 20 złotych do Decathlonu.
Patrząc z czysto materialnego punktu widzenia, ża 35 złotych opłaty dostałem 20 złotych bonu, koszulkę, kupon na posiłek oraz napoje i przegryzkę - bombowo. Jasna sprawa, że gadżety ufundowali sponsorzy, oczywistym jest również, że radości z udziału w biegu nie da się wyliczyć w złotówkach, tym niemniej piszę to wszystko, żeby zwrócić uwagę na fakt, iż pakiet startowy był naprawdę okazały. Kolejną czynnością był odbiór chipa do pomiaru czasu, dalej przemieściłem się w kierunku stosika z Kijkiem - spróbowałem, fajna rzecz, ale ja musiałbym mieć Stiffa, żeby poczuć masaż... Odłożyłem kijek i... wpadłem (prawie) w stoisko p. Jurka Skarżyńskiego. Zamieszałem się tak bardzo, że nawet nie wydukałem dzień dobry... :hahaha: Panie Jurku, przepraszam :ble:
Wieczorem sałatka makaronowa i opieranie się pokusie zjedzenia jakichś różnych dziwnych rzeczy, które mogłyby się odbić niekorzystnie na zwodach :bleble:

Byłem zmęczony całym tygodniem, więc szybko zasnąłem, ale w środku nocy obudziłem się i od tego momentu zasypiałem na kilkadziesiąt minut i budziłem się, tak na zmianę... Bieganie śniło mi się cały czas, w najróżniejszych postaciach i schizach... Uff...

Dzień zawodów.

Zjadłem standardowe śniadanie bez wynalazków, spakowałem plecak i wraz z Anią pojechaliśmy nad Maltę. Mamy o tyle dobrze, że moja teściowa mieszka jakieś 300 m od startu - przebrałem się u mamy, zjadłem batona, wypiłem Isostara z pakietu (w końcu to pakiet startowy, nie metowy :hahaha: ) i poszliśmy na start. Spotkałem kilkoro znajomych, rozgrzałem się lekko, i ustawiłem w swojej strefie. Kilka minut oczekiwania, wystrzał startera i... zaczęło się.
Linię startu przebiegłem po 40 sekundach i zaczął się prawdziwy bieg, pierwszy w moim życiu. Oznaczenie pierwszego kilometra przegapiłem, więc pierwszy międzyczas złapałem po drugim kilometrze (patrz tabelka poniżej). Tempo trzymałem niezłe, pomimo tego, że już po kilkuset metrach zdałem sobie sprawę, że rozwiązało mi się sznurowadło w prawym bucie... Postanowiłem jednak, że nie stanę, zobaczę jak będzie - na szczęście udało się przebiec całe zawody z rozwiązanym butem :hahaha:
Pochwalę się, że w przeciwieństwie do większości zawodników nie ściąłem pierwszego zakrętu (co już było szeroko komentowane na innych forach).
Na 7 kilometrze złapał mnie ból w rodzaju kolki, tylko po chwili rozszerzył się na cały obszar "wokołobrzuszny" i nie puścił przez dwa kilometry, co niestety odbiło się na czasach, ponieważ jednak tempo i tak trzymałem bardzo dobre, nie zmartwiłem się tym zbytnio. Na ostatnim kilometrze ból trochę odpuścił, udało się przyspieszyć, na ostatnich stu kilkudziesięciu metrach usłyszałem za sobą głośne dyszenie :hahaha: i wtedy pomyślałem sobie: o, nie! nie dam się! i wrzuciłem turbo - nie dałem się wyprzedzić :hejhej:
Na mecie czekał dumna żona, medal (pierwszy, pierwszuni medalunio) i tona satysfakcji. Oddałem chipa, pogadałem z kilkorgiem znajomych (wszyscy życiówki) i poszliśmy do domu z Anią.

Zawody uważam za bardzo, bardzo udane, jak na moje aktualne możliwości, również kontroli tempa, zmęczenia, bólu, taktyki biegu, wyszło świetnie!

Obrazek

Lekko na plusie, lekki wietrzyk. Trasa wilgotna. Warunki dobre.

Obrazek

Glajdy - po biegu 152 km przebiegu.
Zegarek związany nitką :hahaha:

Obrazek

Obrazek

W sferze gdybania pozostanie, czy jeżeli bym zaczął troszkę wolniej, czy dałbym radę pocisnąć mocniej w drugiej części...
I tak założony wynik osiągnięty z nawiązką, tempo trzymane w miarę równe, miejsce w generalce pod koniec siódmej setki :hahaha:
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

14 marca, niedziela

Obrazek

Dojść do siebie po Maniackiej. Pobiegać cokolwiek, zdecydowanie Recovery Jog.

Obrazek

Lekko na plusie, ale silny porywisty wiatr, do tego zacinający śnieg z deszczem.
W lasku roztopy, warstwa mokrego lodu i bagno na zmianę, chodniki i ulice mokre.
Warunki znośne :bleble:

Obrazek

Glajdy - po treningu 164 km przebiegu

Obrazek

Obrazek

Komentarz do treningu:
- oj było ciężko...
- pogoda paskudna, w lasku paskudnie, nogi paskudnie zmęczone,
- biegło się ciężko...
- w tych warunkach jedyną opcją było Recovery Jog, bardzo wolne Easy,
- dodatkowo zniechęciła mnie fatalna sytuacja w lasku - nie dało się biegać,
- trening dociągnąłem do tych w sumie 75 minut tylko dzięki audiobookowi na uszach - uparłem się żeby dosłuchać do końca płyty...
- w trakcie treningu samopoczucie średnie, po - dobre.

Obrazek

Na uszach zamiast muzyki Opowieści z Narnii - Lew, Czarownica i Stara Szafa


Komentarz ogólny:
- zostały dwa tygodnie do półmaratonu, w planach treningowych: raz tysiączki, raz albo dwa Easy z przebieżkami, raz próba godzinna tempa 5:20 (na zasadzie co by to było jakbym chciał pobiec na złoty pięćdziesiąt), i jakieś Easy w międzyczasie, żeby się nie zajechać i być wypoczętym. Zobaczymy co z tego się wykluje.

Pozdrawiam,
Qba
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

16 marca, wtorek

Obrazek

Przymiarka do tempa 5:20/km.

Obrazek

Lekko na plusie, wiatr słaby, pod stopami suchy asfalt. Warunki dobre.

Obrazek

Glajdy - po biegu 177 km przebiegu.

Obrazek

Obrazek

Komentarz do treningu:
- samopoczucie podczas treningu dobre, coś tam się odzywało w różnych częściach ciała, ale cichutko,
po - samopoczucie bardzo dobre,
- dziesięć minut Easy, potem mała rozgrzewka, po której 10,5 km tempem 5:20/km - nie wiem dlaczego ubzdurałem sobie, że żeby złamać 1:50 powinienem tak biec - przecież powinno być 5:15... W każdym razie biegło się w miarę dobrze, chociaż nie wiem czy przebiegłbym drugie tyle, i nie wiem czy przebiegłbym po 5 sekund szybciej na kilometrze... Wiem, że nic nie wiem, i nie wiem na co zdecydować w półmaratonie? Łamać 2:00 czy spróbować 1:50? Kurczaki... NIE WIEM :ble:

Obrazek

Kirk Franklin - The Fight Of My Life

Obrazek

Wczorajsza obiadokolacja, czyli:

Tortille meksykańskie:

1. Farsz: 40 dag mielonego usmażonego, woreczek ugotowanego ryżu, puszka czerwonej fasoli, puszka kukurydzy, dwa kiszone pokrojone ogórki, słoik sosu meksykańskiego, podgrzewać i mieszać. Z farszem jak z bigosem, z każdym kolejnym podgrzaniem i schłodzeniem lepszy.

2. Tortille: łyżeczka czubata smalcu, 20 dag mąki kukurydzianej, trochę pszennej, łyżeczka soli, 250 ml wody.
Mąkę utrzeć ze smalcem i solą, dolewając wody ucierać dalej. Ciasto zagnieść, cienko rozwałkować, smażyć bez tłuszczu ok. minutę z każdej strony. O niebo lepsze niż kupne wrapsy i inne takie. Jeść od razu, im świeższe tym smaczniejsze.
Uwaga: bardzo zapycha wbrew niepozorom.


Pozdrawiam,
Qba
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

19 marca, piątek

Obrazek

Easy plus przebieżki.

Obrazek

Ok. 10-12 stopni, lekki wietrzyk, sucho pod stopami.
Warunki do biegania świetne.

Obrazek

Glajdy - po treningu 188 km przebiegu.

Obrazek

Obrazek

Komentarz do treningu:
- podczas treningu samopoczucie bardzo dobre, po - również, lekko zmęczone nogi,
- na początku powolutku, 3 minuty rozciągania, potem kilka kilometrów Easy plus 6 przebieżek po ok. 100m,
z chwilką naprawdę wysokiego tempa, miło,
- ubrany byłem w długie legginsy na dole, a na górze koszulka z długim plus wiatrówka - było trochę za ciepło.

Obrazek

Journey - Arrival
:hej:
Rewelacja! Do bieganie znakomite!

Komentarz ogólny:
- w tym tygodniu był inny układ treningów: standardowo wtorek, ale potem dopiero piątek, ponieważ w czwartek mieliśmy koncert i zabrakło czasu i sił na trening, dzisiaj tj. sobota przedpołudnie spędziłem na pomocy w przeprowadzce znajomych, zmachałem się więc dobrze, że dzisiaj w planach nie było biegania,
- teraz trening jutro czyli w niedzielę razem z Team Saucony Bartoszak, potem wtorek - chyba tysiączki, czwartek Easy z przebieżkami i niedziela półmaraton - wreszcie!,
- a propos przeprowadzki - pamiętacie jak mówiłem, że przymierzamy się do kredytu i kupna mieszkania? Stało się to faktem: kupujemy mieszkanie od znajomych, dostaliśmy już kredyt, dzisiaj pomagałem im się wyprowadzić, w następnym tygodniu wprowadzamy się my, z tym, że chyba meble zostawimy na niedzielę i poniedziałek, te już PO półmaratonie, bym na dzień przed nie nabawił się kontuzji albo zwyczajnie nie przemęczył tachając szafy na czwarte piętro... :hahaha:

- gratulacje dla wszystkich którzy biegli w półmaratonie Marzanny - jesteście wielcy, brawo!!! :taktak:


Pozdrawiam,
Qba
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

21 marca, niedziela

Obrazek

Niedzielne spotkanie z Team Saucony Bartoszak.

Obrazek

Ok. 10 stopni, deszcz w domyśle. Nad Rusałką trochę błota.

Obrazek

Reeboki.
Legginsy 2/3 - superrrrrr!
Nowa koszulka (ta czerwona) - superrrrr!
Ubranie w stosunku do temperatury bardzo dobre.

Obrazek

1,5 km Easy dobiegu,
dwa kołka z grupą:
pierwsze ok. 28 minut, drugie 28 i pół - tempo na granicy mojego Easy.

Komentarz do treningu:
- samopoczucie podczas biegu dobre, choć czułem zmęczenie po pomocy w przeprowadzce z poprzedniego dnia,
po biegu samopoczucie bardzo dobre,
- grupa na drugim kółku pobiegła na Strzeszynek, ja z Andrzejem i Tureckim dokończyliśmy drugie kółko,
dla mnie naprawdę wystarczyło...
- dużo nas w niedzielę było, ponad 10 osób - idzie wiosna!

W tym tygodniu w planie tysiączki, Easy z przebieżkami i jakieś roztruchtanko w pt albo sob.
Już teraz wiem niestety, że raczej na pewno nie uda się zrealizować - w związku z przeprowadzką do nowego mieszkania mamy tyle spraw na głowie, że hej, dodatkowo próby, msze itd. - o mamo, nie wiem kiedy ja w tym tygodniu pobiegam...

Pozdrawiam,
Qba
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

23 marca, wtorek

Obrazek

Tysiączki.

Obrazek

Pięknie. Ok. 12 stopni, lekki wiatr, sucho, ładnie. Warunki do biegania znakomite.
Dodatkowo tak wyszło, o czym poniżej, że trening robiłem ok. godz. 13-14 - zupełnie inaczej niż zwykle.

Obrazek

Glajdy - po biegu 197 km przebiegu.
Legginsy 2/3, koszulka z długim.

Obrazek

Obrazek

Komentarz do treningu:
- podczas biegu samopoczucie bardzo dobre, po również,
- z mojego widzimisiowego planu wyszło, że w ostatnim tygodniu najpierw tysiączki, potem Easy z przebieżkami,
- wczoraj w planie był notariusz o 15, ale kalkulacja urlopowa wykazała, że z pracy ulotnić się mogę o 12. Ponieważ było jeszcze sporo czasu do notariusza, a wiedziałem, że popołudniem i wieczorem nie będę miał czasu na bieganie, postanowiłem zrobić trening w godz. okołolanczowych,
- najpierw standardowo już pętelka Easy, rozciąganko, po czym tysiączki - czasu na trening miałem godzinę, niewiele, zaplanowałem 5 powtórzeń, udało się zrobić, chociaż na ostatnim już sił brakowało, czułem zmęczone nogi oraz wagę tempa którym biegłem,
- założyłem sobie tempo 4:30 dla tych tysiączków, i weszły jakoś, na przerwie 0,5 km w truchcie, wolniutkim Easy, dla podbudowania tempa tysiączków autorytetem powiem tylko, że McMillan wylicza mi prawie tyle ile sam sobie założyłem, i "prawie" nie robi tu ogromnej różnicy :hej:

Obrazek

Journey

Obrazek

Wczoraj podczas biegu spróbowałem żelu energetycznego z Intersportu - tubka prawie pasowała do kieszonki w rękawie, dało się z tym biec. Smak karmelowy świetny, brzuch się lekko odzywał później ale nie wiem czy to przez żel do końca...
W każdym razie jest to jakaś opcja na połówkę... Pomyślimy jeszcze...

Pozdrawiam,
Qba
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

28 marca, niedziela

Obrazek

3 Poznań Półmaraton

Obrazek

Zrealizować cel podstawowy bloga - pobiec pierwszą w życiu połówkę
Zrealizować cel podstawowy marca - złamać dwie godziny.
Cel maksymalny - złamać 1:50.

Obrazek

Ok. 10 stopni, lekki wiatr, niebo zachmurzone z przejaśnieniami, nie padało, ulice suche.
Warunki do biegania znakomite.

Obrazek

Nike Lunar Glide + - po biegu 218 km przebiegu.
Koszulka z długim Nike
Legginsy 2/3 Nike
Na nadgarstku Timex.

Obrazek

Przygotowania do biegu:
- zacząłem biegać (i prowadzić bloga) w połowie października,
- trening to na początku 2-3, później 3-4 razy w tygodniu, max. czterdzieści parę km-ów tygodniowo,
- nie trenowałem wg żadnego konkretnego planu, ale korzystałem z wiedzy internetowej oraz założeń szkoły amerykańskiej, dobierając środki treningowe podług swojego upodobania i samopoczucia.

- w tygodniu poprzedzającym zawody biegałem tylko raz, we wtorek (tysiączki), a to ze względu na fakt, że mieliśmy przeprowadzkę, głownie w czwartek i piątek, a przeprowadzaliśmy się z 3 piętra na czwarte (oba bloki bez windy), razem z meblami, bez wynajętej ekipy przeprowadzkowej (za to z fantastyczną pomocą przyjaciół), stąd wysiłku w tych dniach miałem dużo, aczkolwiek nie na tyle, by przeszkodziło mi to w niedzielnych zawodach; tym niemniej trening biegowy było jeden.

- w sobotę odebrałem żel energetyczny, odebrałem pakiet startowy (w porównaniu z pakietem z Maniackiej Dziesiątki raczej ubogi), zjadłem makaron na pasta party (jak ja nie cierpię oliwek...), przeszedłem się po stoiskach Expo (nic specjalnego), kupiliśmy z Anią nasz wymarzony stół (godzina skręcania w domu), wieczorem relaks :usmiech:

- rano na śniadanie kanapki, po drodze na start trochę żelek i Gatorade'a,
- w drodze na start rozgrzeweczka, trochę truchtu, na Baraniaka rozciąganie, zawiązałem też podwójnie sznurówki, o czym zapomniałem na Maniackiej i przez co musiałem 10 km biec z rozwiązanym butem :hej:
- buziak od Ani na szczęście :usmiech:
- ustawiłem się w swojej strefie - obok czerwonego balonika na 1:50, chwila podekscytowania i...

STRZAŁ STARTERA!!!!!

To już? Zaczęło się? Do tego przygotowywałem się przez pół roku? Przy dźwiękach "Rydwanów ognia" (lekkie ściskanie w gardle) ruszyłem... Linię startu przebiegłem po ok. pół minuty. A teraz zapraszam do relacji "kilometr po kilometrze" :ble:

1 kilometr.

Ulica Baraniaka, sporo kibiców z wycelowanymi aparatami stara się wśród tłumu biegaczy dostrzec swojego męża, brata, siostrę, ciocię... A mnie wydaje się, że każdy obiektyw namierza mnie, że każdy spust migawki strzela kiedy ja przebiegam obok... Pomimo faktu, że jestem kropelką w morzu ludzi, czuję się, jakbym był w centrum wszechświata.

2 kilometr

Ulica Jana Pawła II. Biegnie mnóstwo ludzi - widać, że nie wszyscy ustawili się w odpowiedniej strefie. Wielu wyprzedza w szybkim tempie, inni od początku zostają, niektórzy ze znajomymi w linii tamują innych, wszyscy jak mróweczki uwijają się, przebierają odnóżami, wyczuwa się duże podniecenie. Staram się nie zacząć za szybko, przed sobą mam czerwone baloniki pacemakera, oddalają się trochę, ponieważ wielu ludzi wyprzedza mnie i... biegnie przede mną, może chcą być jak najbliżej baloników? Może ich bliskość roztacza jaką niesamowitą aurę, dzięki której cel wypisany na baloniku staje się faktem? Nie było mi dane tego sprawdzić bo choć baloniki przez cały bieg majaczyły się gdzieś przede mną, to dzielił nas najmniej kilkadziesiąt metrów.

3 kilometr

Ulica Estkowskiego, most przy katedrze. Niesamowite wrażenie, kiedy widać przede mną tłum ludzi na podbiegu na most - teraz widzę dopiero jak nas wiele - a przecież za mną drugie tyle, jeśli nie więcej! Czuję się szczęśliwy, że biorę udział w takim wydarzeniu. Rozglądam się na boki, patrzę na kibiców, współczuję kierowcom, którzy muszą stać w korkach przez zamknięte ulice. Zaczynam się troszeczkę denerwować ponieważ nie widziałem tabliczek z oznaczeniem pierwszych dwóch kilometrów, ale jest 3! Na zegarku 15:34 netto, tempo 5:11, bardzo dobre, Pietia-Russian doradzał, żeby pierwszą połowę biec 5:20/km. Zwalniam troszeczkę.

4 km

Przy skrzyżowaniu z Garbarami wypatruję szwagrostwa z dziećmi - chyba jednak nie chciało im się wyjść kibicować :ble: Ich strata. Teraz trochę pod górę na Solnej...

5 km

Pierwszy punkt z napojami. Staram się pamiętać wskazówki z forum - nie biec do pierwszego, przy którym największy tłum, wyciągnąć rękę wyraźnie do wolontariusza, złapać kubek tak by nie wylać całej zwartości, nie poślizgnąć się na pustych kubkach - dlaczego nikt nie uprzedzał, że to bieg z przeszkodami? :hahaha: Wypijam kilka łyków, nie za dużo, odrzucam pusty kubek daleko na trawę, by nie zaśmiecać innym jezdni i lecę dalej. Jeszcze chwila na uspokojenie oddechu i łapię czas po 5 km. Czwarty i piąty km po 5:20 - bardzo ładnie, baloniki nie oddaliły się za bardzo.

6 km

Ktoś nagle klepie mnie po ramieniu - odwracam głowę a tam Turecki :hej: On również próbuje łamać 1:50, o czym rozmawialiśmy na forum - super, że odnalazł mnie w tym tłumie :hej: Natychmiast zrobiło mi się raźniej, postanowiłem, że w miarę sił postaram się biec razem z nim. w międzyczasie przebiegliśmy obok Opery oraz Placu Mickiewicza, na którym stoją Poznańskie Krzyże. To samo centrum miasta, biegniemy Alejami Niepodległości. Przy trasie zespoły muzyczne, jedne fajniejsze, drugie mniej, wszystkie jednak dokładają swoją cegiełkę do ogólnej atmosfery, która dodaje skrzydeł.

7 km

Rozmawiamy trochę z Tureckim - opowiada mi o tym, że drugi raz podchodzi do łamania 1:50 - w duchu zaciskam mocno kciuki, bardzo bym chciał by mu się udało. Zbiegamy ulicą Królowej Jadwigi do AWF-u, mijając po drodze Stary Browar - naprawdę piękne centrum handlowe. Na mnie Poznań nie robi wrażenia, w tym sensie, że mieszkam tu od urodzenia, wszystko "opatrzyło" mi się już, ale wyobrażam sobie, że biegaczom spoza Poznania przyjemnie jest biec mijając po drodze najważniejsze miejsca i budowle. Chwila wytchnienia, zgodnie z radami Tureckiego na zbiegu na staram się odpoczywać, rozluźnić, odbijać i lecieć do przodu...

8 km

Na zakręcie na Drogę Dębińską czeka Ania z aparatem - uśmiecham się bardziej do niej niż do zdjęcia i lecę dalej. Chwilę później Ania robi zdjęcie prezydentowi, jeszcze chwilkę później Piotrkowi, swojemu bratu a mojemu drugiemu szwagrowi.
Turecki co chwilę puszcza w eter jakąś zabawną uwagę, dzięki czemu miło się biegnie, inni biegacze odpowiadają i przestają być anonimowi. Widoki się popsuły - wokoło nas nie ma za bardzo co podziwiać, ale do czasu. Po kilkuset metrach mija nas pierwszy z Kenijczyków, biegnący w drugą stronę, kończący tę 7-kilometrową pętlę - on jest na 14 kilometrze, my na ósmym. Od razu tempo wzrasta o kilka sekund :usmiech:

9 km

Zauważam biegacza z wózkiem dziecięcym, i myślę jak fantastycznie byłoby pobiec kiedyś z własnym dzieckiem...
Kolejny punkt z wodą, po którym Turecki przyspiesza i zostaję za nim kilkadziesiąt metrów. Mam chwilkę słabszej dyspozycji, co widać po czasach. Zostaję z własnymi myślami, pojawiają się pierwsze wątpliwości - czy dam radę? Czy wytrzymam dystans? A nawet jeśli tak, czy uda się złamać 1:50? Baloniki powiewają w oddali, coraz mniejsze...

10 km

Zaczynają boleć nogi. Myślę sobie: kurczę, już? Kolejny trudny kilometr. Tłum biegaczy rozrzedził się, na dodatek troszeczkę powiewa. Przebiegam przez matę i łapię 10km - czas ciągle dobry, jak to mówią Anglosasi "I'm on the right side of the clock".

11 km

Podbudowany troszkę czasem postanawiam zebrać się "do kupy". Układam sobie w myślach plan: po nawrocie zjem sobie żel, który biegnie ze mną w kieszonce, a potem postaram się powolutku nadrobić do Tureckiego, który cały czas w zasięgu wzroku przede mną. Na nawrocie niespodzianka - naprawdę spora grupa kibiców, głośno zagrzewająca wszystkich do boju. Dzięuję im w duchu i wyciągam żel. Pyszny! Nie tylko o smaku brzoskwiniowym, ale nawet z kawałkami owoców! Do tego gęsty, sycący, nie zjadam go do końca, ale resztkę chowam z powrotem w rękawie.

12 km

Podbudowany, posilony zwiększam odrobinę tempo i zaczynam powolutku odrabiać stratę do Tureckiego.
Wychodzi trochę słoneczko a ja staram się każdy element przekuwać w swój atut - dobra temperatura, okrzyki kibiców, ciepło słońca, świadomość, że do mety bliżej niż dalej - wszystko pracuje na moją korzyść! Tak ma być!

13 km

Baloniki są bliżej, Turecki też, jakoś więcej osób wkoło mnie. Jest dobrze. Nogi czuję, i to coraz bardziej, ale akceptuję ten fakt - musi być ciężko, w końcu daję z siebie tak dużo! Z przeciwnej strony biegną biegacze z końca stawki - ciekawe czy oni patrzą na mnie tak samo, jak ja na Kenijczyka? Wyrównuję tempo, jest już bardzo blisko do Tureckiego, teraz tylko spokojnie, żeby nie zerwać, nie zmęczyć się niepotrzebnie. Łapię kolejny międzyczas - świetne tempo, tylko kilka sekund powyżej 5 minut na kilometr.

14 km

Żel chyba zaczyna działać, wstępują we mnie nowe siły. Doganiam Tureckiego i mówię, że jestem :usmiech: Zbliżają się podbiegi na Królowej Jadwigi i na trasie Katowickiej. Dopiero co doszedłem a tu nie ma czasu na odpoczynek, trzeba walczyć.

15 km

Turecki ma mocne nogi - na podbiegach nie zwalnia. Ja zostaję kilka metrów, ale kiedy widzę, że odwraca głowę, sprawdzając gdzie jestem, przyspieszam. Nie chcę by na mnie czekał i ryzykował gorszy wynik przez moją słabość, którą przecież da się pokonać! Przyspieszam, doganiam, biegnę równo z Tureckim i jeszcze jednym Panem. Biegniemy razem. Nie ma innej opcji. Zdaję sobie sprawę, że cały czas musimy walczyć, "pociskać" na każdym kilometrze, bo nie mamy marginesu na chwile słabości, albo damy radę do końca mocno i równo biec, albo nie będzie złamane 1:50. Czuję, że nie tylko mam nie dać się własnemu zmęczeniu i słabości, ale przecież mogę pomóc innym - biegnę mocno, równo, wyprostowany, pokazuję, że jest dobrze. Gdy Turecki zostaje kilka metrów na kolejnym punkcie z wodą, czekam na niego, krótkie spojrzenie, biegniemy dalej. Tabliczka z oznaczeniem 15 km gdzieś się nam "zawierusza", a my w tym czasie przebiegamy przez Rondo Rataje i rozpoczynamy kolejny podbieg. Czuję się mocno, tym mocniej, że moi towarzysze trzymają dobrze tempo. Wyprzedzamy kolejnych biegaczy, niektórzy bardzo wolno truchtają, inni idą, wielu ma grymas bólu na twarzy. Iluś z tych, którzy biegli przed nami, zeszło z trasy. te wszystkie obrazki każą mi docenić własny wysiłek - robię coś naprawdę wyjątkowego! Litry potu, kilometry przetruchtane, prześlimaczone, teraz zamieniają się na moich oczach w piękny bieg. To nic, że dla innych - żółwi, dla mnie - piękny. Łapiemy czas na 16 km - jest dobrze ale trzeba by było jeszcze lepiej, bo tempo z powodu podbiegu trochę jednak spadło.

17 km

Rozpoczyna się od Tureckiego: "Panowie, to teraz jeszcze Rusałka. Co, jednej Rusałki nie przebiegniemy?" I czujemy wszyscy, że przebiegniemy, choć na poboczu przykry widok - jednego z biegaczy właśnie zabiera karetka. Mam nadzieję, że wszystko z nim dobrze... My tymczasem dobiegamy do nawrotu i rozpoczynamy zbieg.

18 km

Turecki znowu przypomina: "rozluźnij się, swobodnie, odpoczywaj..." Czuję wielką wdzięczność za te wszystkie uwago, rady, żarty - to naprawdę pomaga. Życzę wszystkim debiutantom takiego kompana! Po zbiegu przeżywam kryzys. Może to za duże słowo, ale czuję się słabiej. Nogi gorzej niosą, oddech staje się cięższy, w głowie rodzi się niepokój. Czy dam radę?
Wiem, że jeżeli pokonam ten atak wątpliwości i niemocy, to dam radę. Po raz kolejny uświadamiam sobie, że jeżeli chcę uzyskać wymarzony rezultat, to muszę wytrzymać. No i skoro biegniemy razem to razem. Biorę się w garść, kiedy skręcamy z Inflanckiej i podbiegamy koło pętli Lecha - rodzinne strony Ani, mieszkaliśmy tu zaraz po ślubie przecież - do skrzyżowania z Chartowem.

19 km

Czuje się bliskość mety. To tak niewiele - 3 kilometry, piętnaście minut, powtarzam sobie bezgłośnie. Czekamy na tabliczkę z oznaczeniem 19 km. Ostatni kilometr - 5 minut 6 sekund. Mówię do pozostałych: "Musi być!" Wiemy, o co chodzi. Damy radę. Teraz wiemy to wszyscy, teraz tylko przejść od potencji do aktu, zrealizować cel, spełnić marzenie.

20 km

Ostatni punkt z wodą, popijam 2,3 łyki i skręcam w Baraniaka. Turecki przyspiesza, jest kilkanaście, może dwadzieścia metrów przede mną.
Czuć metę nosem. Dodatkowo ostatni kilometr prawie cały czas w dół - ta świadomość to skarb. Łapię czas 20 km - jest dobrze, teraz tylko ostatni wysiłek...

21 km

Już tylko w dół, w dół, w dół...
Baloniki czerwone biegną prze dnami, rozluźnione, doganiam Tureckiego. Teraz już bez rozmów, każdy skoncentrowany na upływającym czasie, a jednocześnie cieszący się smakiem sukcesu, który za chwilę stanie się faktem.
"Prezent jest najmilszy na chwilę przed rozpakowaniem" powiedział prof. Dmuchawiec zapytany dlaczego zwleka z odpakowaniem prezentów spod choinki. Ta prawda, włożona w usta Profesora przez Małgorzatę Musierowicz, spełnia się na moich oczach. Natężenie szczęścia wokół mnie jest ogromne. 500 metrów, 250.. Ostatni zakręt, mostek, zbieg w dół i... finisz!!! Włącza się turbodoładowanie, szósty, bieg, siódmy i dziesiąty! Lecę, frunę, pędzę, wyprzedzam, wygrywam!!!!!!!

Meta. Zatrzymuję stoper. 1:50 złamane, netto, brutto, piano, forte, tutto.

Jest Turecki, jest starszy Pan, który biegł z nami. Wszystkim się udało, wszyscy zwyciężyli.
Mocny uścisk dłoni, który mówi więcej niż setki słów.

Ktoś wiesza mi medal na szyi, ktoś podaje folię termiczną. Dziękuję jednej i drugiej osobie. Podchodzę po wodę, dziękuję. Oddaję chipa, dziękuję. Dziękuję całemu światu.

Spotykam Gosię, która też złamała 1:50. Po cichu dziękuję również za nią.

Za metą.

Idę szukać Ani z mamą i razem czekamy na Piotrka. Dobiega po kilku minutach - świetny wynik, szczególnie zważywszy na fakt, że nie przygotowywał się długo.

Kilka zdjęć, do świadomości dociera fakt, że zamiast nóg mam drewniane kołki i już jesteśmy gotowi by pójść do domu, gdzie czeka sms z pomiarem czasu i miejscem - dowód, że to wszystko nie był sen. Tego dnia będę jeszcze wiele razy czytał go by się tego upewnić.

Obrazek

Obrazek
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

Połówka obalona, szukamy następnych flaszek

Uwaga techniczna: piszę poniższe w dużym stopniu dla siebie, żebym kiedyś mógł do tego wrócić i porównać, przeanalizować itd.


1. Analiza dotychczasowego treningu.

- Prawie pół roku biegania za mną, w tym czasie nastąpił znaczący postęp, większy nawet niż się spodziewałem,
- Wszystkie treningi co do jednego udokumentowane są w blogu - jestem dumny z siebie, swojej systematyczności (z którą zawsze miałem problemy) w treningach oraz w prowadzeniu zapisków,
- Bakcyl biegowy, połknięty, zagnieździł się w organizmie i czuje się świetnie,
- Oprócz lepszej formy dzisiaj wiem o wiele więcej o bieganiu, o treningu, niż pół roku temu.

2. Analiza celów.

- Wszystkie cele udało się zrealizować:
* cel ogólny bloga - przebiec półmaraton,
* cel styczniowy - 5 km poniżej 25 minut,
* cel lutowy - 10 km poniżej 50 minut,
* cel marcowy - półmaraton poniżej 2 godzin, plus cel max. - złamać 1:50.

3. Analiza niedzielnego biegu.

- wszystkie przygotowania dobrze zrealizowane, o niczym nie zapomniałem, niczego nie zepsułem,
- taktyka biegu przygotowana bardzo dobrze i świetnie zrealizowana,
- podczas biegu stała kontrola tempa, zmęczenia, stanu nawodnienia, stanu energii.

4. Po biegu...

...szczęście :hej:
...nogi z drewna do końca dnia, ciężko było je unieść,
...pomimo obaw następnego dnia rano nogi w lepszym stanie, popołudniu przy przeprowadzce dawały radę bardzo dobrze,
...dzisiaj (dwa dni po biegu) nogi są nadal zmęczone ale już nie bolą.

5. Co dalej?

Na pewno będę biegał dalej, oczywiście apetyt rośnie w miarę jedzenia :bleble:
W treningu będę dalej korzystał ze szkoły amerykańskiej i biegania na tempo, które to podejście najbardziej mi odpowiada.
Z pulsometrów i tętn korzystać nie zamierzam.

Ponieważ cały czas jestem na początku drogi biegowej, zamierzam rozwijać się harmonijnie, na nastawiając się na konkretny dystans i nie przyjmując ściśle określonych celów jak bezwzględnego wyznacznika formy oraz miernika "dobrej roboty". Dodatkowym czynnikiem, bardzo ważnym, jest fakt, iż lada chwila pojawi się na świecie moja córeczka (lekarze twierdzą, że to dziewczynka będzie, zobaczymy jak się urodzi...) i na pewno życie oraz Maleństwo zweryfikują wszystkie plany i cele.
Żeby blog mógł się jakoś nazywać i żebym ja sam miał cele pośrednie do których mógłbym dążyć, postaram się wyznaczyć takowe. Bardzo Was wszystkich proszę o komentarze, opinie, ponieważ nie wiem czy poniższe cele są realne/nierealne/zbyt łatwe/zbyt trudne/blebleble...

1. 10 km poniżej 45 minut - do końca czerwca
2. Maraton poniżej 3:30 - Maraton Poznański 10 października 2010.

Podkreślam, że cele mogą ulec dużym zmianom, więc nie przywiązuję się zbytni do nich.
Największym celem jaki przede mną staje to być dobrym tatą i dobrym mężem.

W moim treningu zamierzam dbać o wszystkie czynniki składające się na formę biegową, dlatego środki treningowe będę wybierał nadal według własnego uznania i "widzimisia", biorąc pod uwagę aktualną formę, samopoczucie ze szczyptą ułańskiej fantazji.
Podstawą liczbową do treningów będzie tabelka z kalkulatora McMillana, dla której podstawą jest wynik z Maniackiej Dziesiątki, jako że jest relatywnie lepszy od wyniku w półmaratonie.

Obrazek

Teraz tydzień luzu, może pobiegam może nie, po świętach wracam do treningów.

Aha, Adam poproszę Cię o zmianę tytułu bloga, ale jeszcze nie teraz :usmiech:

Pozdrawiam serdecznie,
Qba
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

Obrazek

Liczba treningów: 11 (mniej niż w lutym ze względu na zawody oraz przeprowadzkę)
Kilometraż: 133,5 km

Cel na marzec (połówka) zrealizowany.

Trochę mało kilometrów i dni treningowych... Postaram się nadgonić w kwietniu...
Na kwiecień planuję więcej szybkiego biegania, Tempo Run'y i Intervals.
Do tego dłuższe niedzielne treningi z Team Saucony Bartoszak.
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

1 kwietnia, czwartek

Obrazek

Poranne bieganie - o mamo...

Obrazek

3 stopnie, sucho, przyjemnie. Czyste niebo, wschód słońca :hej:

Obrazek

Glajdy - po biegu 228 km przebiegu.
Po południu kupiłem w Lidlu koszulkę i legginsy - ciekawe jak się będą sprawować nowe ciuszki.

Obrazek

Obrazek

Komentarz do treningu:
- ponieważ w Wielkim Tygodniu nie ma czasu na nic, postanowiłem spróbować biegania rano,
- wstałem o 6:00 i pobiegłem,
- podczas biegu samopoczucie dobre, po - bardzo dobre,
- bieganie rano różni się dla mnie od tego wieczornego po pierwsze tym, że mięśnie śpią i trzeba jeszcze wolniej zacząć, po drugie, moja astma bardziej doskwiera - mam duszności i potrzebuję "bardziej" oddychać :ble:
- nie starałem się biec szybko, po pierwszym kółku rozciąganko, krążenia, typowa rozgrzeweczka,
- potem Easy kilka kółek, ostatnie szybciej plus dobieg do domu,
- wnioski: na pewno będę biegał rano częściej, ponieważ daje mi to wyrzut endorfin od rana, rozgrzewa ciało, "ustawia" właściwie dzień.

Obrazek

Radio Eska na dzień dobry

Komentarz ogólny:
- na pewno nagrodą za ranne wstawanie był piękny wschód słońca :usmiech: Czułem, że żyję!

Pozdrawiam,
Qba
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

2 kwietnia, wtorek

Obrazek

Poranne bieganie 2. O mamo mamo...

Obrazek

Ok. 4 stopnie, zachmurzone niebo.

Obrazek

Glajdy - 233km.

Obrazek

Miała być godzinką Easy a przy dobrych wiatrach Tempo Run na zakończenie, ale się nie udało, po razem 5 km zaczęła mnie boleć stopa, zewnętrzna część i to na tyle mocno, że musiałem przerwać trening. Zapisuję więc 5 km Easy.

Obrazek

:chlip: :chlip: :chlip: :chlip: :chlip: :chlip: :chlip: :chlip: :chlip: :chlip: :chlip: :chlip: :chlip: :chlip: :chlip: :chlip: :chlip: :chlip: :chlip: :chlip: :chlip: :chlip: :chlip: :chlip: :chlip: :chlip: :chlip: :chlip: :chlip:
Lewa stopa, zewnętrzna część. Przy chodzeniu boli jak psinco straszne, przy siedzeniu w tej chwili nie boli.
Posmarowałem Ketonalem, zobaczymy co się z tego wykluje.

Komentarz jakiś tam:
- ciężko się dzisiaj wstawało, walczyłem ze sobą, ale ciesze się, że się udało wyjść pobiegać, nawet mimo kontuzji.
W ten sposób ćwiczę swoją wolę oraz przyzwyczajam organizm do wstawania przy niepełnym wyspaniu - obie rzeczy bardzo się przydadzą już niedługo kiedy pojawi się Dzidzia.

Trzymajcie proszę kciuki, żeby kontuzja okazała się niegroźna.

Pozdrawiam,
Qba
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

6 kwietnia, wtorek

Dzisiaj bez etykietek i raczej krótko, bo jestem trochę zniechęcony i po prostu wkurzony.

Ponieważ w poniedziałek noga nie bolała, we wtorek poszedłem biegać po pracy.
@ km Easy, rozgrzewka, 3 km Easy po których zacząłem takie jakieś Tempo Run.
Lewa stopa zaczęła się odzywać, ale zlekceważyłem, bo nie był to de facto ból.
Efekt - po 2 km dziabnęło mnie nagle w stopie, nie chciałem i nie mogłem dalej biec.
Stopa na tę chwilę boli jak w chwili, kiedy to wszystko się zaczęło. Chyba tym razem będzie trochę lepiej, ale na pewno jutro nie pobiegam i w sobotę raczej też nie, chyba, że naprawdę nie czułbym nic.

Plan jest taki, że jak mnie nie będzie bolało, to wyjdę na trening, będę biegał tylko Easy i tylko do momentu aż nie stopa nie zacznie się odzywać. Żadnego: pobiegnę jeszcze trochę, może nie rozboli... Po wczorajszym wiem, że rozboli.

Generalnie nie ma tragedii, nie wierzę, żeby to było coś poważnego, ale wolałbym już to wyleczyć i mieć spokój, dlatego trochę luzuję z treningami do czasu, aż przez kilka dni podczas spokojnego biegania nic się nie będzie działo.

I tak mam szczęście, że wylazło to teraz, a nie tydzień wcześniej, bo bym nie pobiegł półmaratonu.

Trzymajcie kciuki, może cie też mi napisać, jakich maści używacie.
Aktualnie używam Ketonalu Lek i mrożonych warzyw :hahaha: , ale być może jest coś lepszego (w sensie maści).

Pozdrawiam,
Qba-bez-nogi
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

Obrazek

Obrazek

I jedno, i drugie.
Choróbsko to zapalenie gardła i krtani - nie musiałem iść do lekarza żeby zdiagnozować - było widać :hej: i czuć :hahaha:
Trochę może mnie zawiało, być może ktoś na mnie napluł, w każdym razie rezultat taki, że się przyplątało choróbsko.
Znam bardzo dobrze własne gardło i przyległości, bo jestem wokalistą i to należy również do moich obowiązków.
Dodatkowo przez cały tydzień miałem próby, które musiałem prowadzić (środa, czwartek (dwie), piątek, sobota, niedziela (próba + Msza Św.). Na szczęście dzięki śpiewaniu mam "żelazne gardło" i dobrze znoszę takie sytuacje. Dzisiaj już jest dobrze, głos wrócił wczoraj przed Mszą (yes!), gardło nie boli, wszystko wraca o normy.

Kontuzja to stopa, cały czas. Jest nie najgorzej, udało się w niedzielę pobiegać trochę, ale potem trochę bolało...
Mam jednak wrażenie, że idzie ku lepszemu.

Obrazek

Forerunner 205 :usmiech:
Nie 305, bo nie chciałem pulsometru. Przyszedł w piątek i z pomocą Patatajca w weekend próbowałem go troszkę rozgryźć, pierwsze efekty już są, i w niedzielę biegałem już z Garminkiem na ręce.

Dzisiaj kilka wpisów, bo wiele rzeczy mam do przekazania.
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

Ten wpis będzie pozbawiony całkowicie treści biegowej i odnosi się do ostatnich tragicznych wydarzeń. Być może w blogu nie ma dla niego miejsca, najwyżej moderator wykasuje, ja natomiast czuję potrzebę utrwalenia w słowach tego, co myślę i co czuję.

O katastrofie dowiedziałem się podczas próby z muzykami. Najpierw doszedł jeden sms, potem inny, potem Ania zadzwoniła do mnie. Nie mogliśmy uwierzyć... Przerwaliśmy próbę, pomodliliśmy się i rozeszliśmy. W domu włączyłem tv, w którym wszystkie stacje relacjonowały katastrofę...

Od tamtego momentu do teraz w mojej głowie przewinęło się mnóstwo myśli i refleksji, chciałbym się kilkoma podzielić.

Czasami myślę sobie, patrząc na puste jeszcze łóżeczko, ale już przygotowane na powitanie małej istotki, która lada dzień pojawi się na tym świecie, że za ileś tam lat przyjdzie taki dzień, kiedy moje dziecko zapyta: tato, jak wyglądał świat jak byłeś młody? Jakie wydarzenie, jakie najważniejsze fakty podam? Co będę opisywał, co uznam za ważne? Pewnie nie dowiem się tego aż taka sytuacja nie nastąpi, bo wtedy świat będzie inny i być może warto będzie opowiedzieć o tym, co dzisja jest i jest oczywiste, a wtedy już "tego: nie będzie...
Z wydarzeń "historycznych" na pewno kilka godnych jest tego by je wspomnieć. Upadek komunizmu i przemiany ustrojowe - jeszcze zbyt świadomie tego nie przeżywałem, ale pamiętam już, jak wyjmowaliśmy z rodzicami ze skrzynki Konstytucję RP - naszą nową Konstytucję, najważniejsze prawo niepodległego, wolnego państwa. Na pewno opowiem o tym, że mieliśmy papieża-Polaka, który bardzo mocno kochał wszystkich ludzi, który jeździł po świecie by ich poznawać, by im pomagać, by świadczyć o tym, który go wybrał. Opowiem, jakim smutkiem przejął nas fakt śmierci naszego papieża, jak ludzie zbierali się w kościołach by go otoczyć modlitwą. Opowiem też o ataku na WTC, jak wróciwszy do domu oglądałem w telewizji sceny jak z filmu katastroficznego, nie mogąc uwierzyć, że coś takiego może się naprawdę dziać w rzeczywistości. I opowiem o drugim Katyniu...

Te trzy tragiczne wydarzenia z ostatnich lat na pewno mocno zapisały się w pamięci ludzi, w mojej również, ale każde w inny sposób. Tragedia Ameryki to ogromna tragedia, ale nie dotknęła mnie tak mocno, działo się to daleko, w innym kraju, sam pomysł uderzenia samolotami w wieżowce był tak abstrakcyjny, że całe zdarzenie wydawało się nierealne, właśnie: jak z filmu... Śmierć Jana Pawła II była bardzo smutnym wydarzeniem, ale przecież byliśmy na to przygotowani - wiedzieliśmy, ile ma lat, że jest schorowany, że ten dzień musi nadejść... On sam odchodził godnie, jako człowiek szczęśliwy i spełniony, prosto w ramiona miłującego Ojca.
Tutaj nie byliśmy przygotowani, nie byliśmy gotowi. Nikt się tego nie spodziewał, nikt nie przypuszczał, że coś takiego może się wydarzyć. Skala tragedii jest ogromna - nigdy w historii nie było podobnej katastrofy. Na zawsze będę pamiętał swoje odczucia: po pierwsze, wydawało mi się, że to jest sen, że zaraz się obudzę, i opowiem Ani jaki pokręcony sen miałem... Ale to nie był sen, nie pomogło uszczypnięcie... Po drugie, zmiana cywilizacyjna, znak czasów: może nawet częściej już teraz mówimy: "to było jak z filmu", niż "jak sen". Bo faktycznie, scena jak z katastroficznego filmu. Co więcej, mój mózg zadziałał jakbym oglądał film: miałem ochotę cofnąć, zatrzymać, wyłączyć, zmienić kanał, żeby to się nie stało, żeby tego nie oglądać, żeby do tego nie dopuścić... To nie był film.

Niewiarygodne. Nasz prezydent. Jego żona. Tyle ważnych osób, cała elita wojska, parlamentarzyści, szefowie ważnych instytucji... Ale też ojcowie, matki, bracia, wujkowie, córki...

Wszyscy rozbici... Prezenterka tv ocierająca łzy, poseł, któremu łamał się głos, senator nie mogący znaleźć słów, wszyscy rozbici...

Dobrze, że mam wiarę, która pozwala mi wytłumaczyć to wszystko, znaleźć nadzieję i sens całej tej historii. Dobrze, że wierzę, że Chrystus wchodzi mimo drzwi zamkniętych i do wieczernika i do samolotu, że mówi: Shalom, Pokój z Wami. I obejmuje miłością. Wszystkich.
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
ODPOWIEDZ