Kasia - powrót do formy po ciąży / maraton 2:59
Moderator: infernal
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
czwartek, 25 lutego
8x3'p2' razem: (z rozgrzewka i schłodzeniem) 1:09
chyba było szybko
samopoczucie:bardzo dobre
warunki: mokro i błotniście
KOMENTARZE
8x3'p2' razem: (z rozgrzewka i schłodzeniem) 1:09
chyba było szybko
samopoczucie:bardzo dobre
warunki: mokro i błotniście
KOMENTARZE
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
sobota, 27 lutego
(piątek był wolny)
8x1'p1' razem: (z rozgrzewka i schłodzeniem) 44'
samopoczucie:?
warunki: mokro i błotniście
Zastanawiałam się nad znaczeniem podejścia przed różnymi nazwijmy to egzaminami życiowymi. Mówię tu też o zawodach, ale nie tylko. To co przed chwilą chciałam zrobić to zacząć usprawiedliwiać się już przed jutrzejszym startem. Podejście typu samo-sprawdzająca się przepowiednia. Innym podejściem równie nieskutecznym (przynajmniej w moim przypadku) jest "na profesjonalistę"- dbam o dietę, wypoczynek, wyobrażam sobie cała sytuację 102 razy, próbuję przygotować się na wszystkie możliwe warianty i efekt jest taki, że jestem spalona na starcie, albo nawet długo przed. Pamiętam ważny egzamin na studiach z elektrodynamiki, kiedy to byłam przekonana o tym, że go nie zdam, gdy zobaczyłam wyniki które były nie najlepsze (zdało mniej niż 30 % studentów) zanim doszłam do swojego nr indeksu już byłam przerażona i jakoś tak odczytałam wynik, jako kompletną katastrofę. Dalej już się nie interesowałam. Nie wiedziałam, że ze względu na wyniki prowadzący poprosił wszystkich na ustny, a po roku przypadkiem dowiedziałam się że zdałam i to nawet przyzwoicie...Zresztą przez ten egzamin powtarzałam potem rok. Najlepiej wychodzą egzaminy w których zachowuję dużą dawkę tumiwisizmu. W ten sposób zaliczyłam w rok dwa lata chodząc na kolejne egzaminy tak dla sportu, a nóż, widelec się uda ( nawiasem mówiąc uzyskując przy tym stypendium za wyniki w nauce). Tak samo miałam z zawodami. życiówkę na połówkę zrobiłam przygotowując z orgami pakiety startowe do późna w nocy, a potem obżerając się kiełbaskami. A leciałam tak ostrożnie, wyraźnie przyśpieszając po połówce. Podobnie się sprawa miała z maratonem dwa najlepsze wyniki zrobiłam w Warszawie, kiedy to o starcie zadecydowałam tydzień przed, a w ramach diety węglowodanowej jadłam ziemniaki ze skwarkami-tak mnie potem bolała wątroba, że chciałam jak najszybciej skończyć, a życiówkę zrobiłam, gdy we Wrocławiu zamiast długiego wybiegania (miałam start za darmo), które miałam skończyć w okolicach połówki- pobiegłam cały, bo Wrocław to moje kochane miasto i miałam miłe towarzystwo i nie ściemniajmy nie bez znaczenia był fakt, że nie było obsady, a Ukrainka zeszła zaraz po połówce, chyba specjalnie po to żebym ja dobiegła do końca choć tego nie planowałam. Oczywiście wolałabym zajmować czołowe miejsca dlatego, że ja jestem dobra, a nie dlatego, że obsada jest beznadziejna, ale na to raczej nie ma szans. Kończąc te watki poboczne do wątków pobocznych- pierwsze prawo Yerkesa-Dobsona mówi, że istnieje optymalny poziom pobudzenia przy którym zadanie to jest wykonywane najlepiej. Zarówno niższy jak i wyższy poziom pobudzenia negatywnie wpływa na sprawność wykonania tego zadania. Każdy człowiek ma inny optymalny poziom stresu dla danego zadania. Mam wrażenie, że w moim przypadku jest on raczej niski. Uzupełniając teorię zgodnie z drugim prawem tego samego Pana im trudniejsze jest zadanie, przed którym stoimy, tym niższy jest poziom optymalnego pobudzenia. Zadania łatwe są dobrze wykonane nawet wtedy, gdy poziom pobudzenia emocjonalnego jest bardzo wysoki, wykonywania zadań trudnych jest szybko upośledzane przez wysoki poziom pobudzenia. A co to oznacza w praktyce- otóż wcale tak bardzo mi nie zależy na jutrzejszym starcie. Wiązowna jest dla mnie tylko takim przetarciem przed Warszawą, wiec chyba nie ma w ogóle o czym pisać, chociaż dzisiaj sporo gadania wyszło.
KOMENTARZE
(piątek był wolny)
8x1'p1' razem: (z rozgrzewka i schłodzeniem) 44'
samopoczucie:?
warunki: mokro i błotniście
Zastanawiałam się nad znaczeniem podejścia przed różnymi nazwijmy to egzaminami życiowymi. Mówię tu też o zawodach, ale nie tylko. To co przed chwilą chciałam zrobić to zacząć usprawiedliwiać się już przed jutrzejszym startem. Podejście typu samo-sprawdzająca się przepowiednia. Innym podejściem równie nieskutecznym (przynajmniej w moim przypadku) jest "na profesjonalistę"- dbam o dietę, wypoczynek, wyobrażam sobie cała sytuację 102 razy, próbuję przygotować się na wszystkie możliwe warianty i efekt jest taki, że jestem spalona na starcie, albo nawet długo przed. Pamiętam ważny egzamin na studiach z elektrodynamiki, kiedy to byłam przekonana o tym, że go nie zdam, gdy zobaczyłam wyniki które były nie najlepsze (zdało mniej niż 30 % studentów) zanim doszłam do swojego nr indeksu już byłam przerażona i jakoś tak odczytałam wynik, jako kompletną katastrofę. Dalej już się nie interesowałam. Nie wiedziałam, że ze względu na wyniki prowadzący poprosił wszystkich na ustny, a po roku przypadkiem dowiedziałam się że zdałam i to nawet przyzwoicie...Zresztą przez ten egzamin powtarzałam potem rok. Najlepiej wychodzą egzaminy w których zachowuję dużą dawkę tumiwisizmu. W ten sposób zaliczyłam w rok dwa lata chodząc na kolejne egzaminy tak dla sportu, a nóż, widelec się uda ( nawiasem mówiąc uzyskując przy tym stypendium za wyniki w nauce). Tak samo miałam z zawodami. życiówkę na połówkę zrobiłam przygotowując z orgami pakiety startowe do późna w nocy, a potem obżerając się kiełbaskami. A leciałam tak ostrożnie, wyraźnie przyśpieszając po połówce. Podobnie się sprawa miała z maratonem dwa najlepsze wyniki zrobiłam w Warszawie, kiedy to o starcie zadecydowałam tydzień przed, a w ramach diety węglowodanowej jadłam ziemniaki ze skwarkami-tak mnie potem bolała wątroba, że chciałam jak najszybciej skończyć, a życiówkę zrobiłam, gdy we Wrocławiu zamiast długiego wybiegania (miałam start za darmo), które miałam skończyć w okolicach połówki- pobiegłam cały, bo Wrocław to moje kochane miasto i miałam miłe towarzystwo i nie ściemniajmy nie bez znaczenia był fakt, że nie było obsady, a Ukrainka zeszła zaraz po połówce, chyba specjalnie po to żebym ja dobiegła do końca choć tego nie planowałam. Oczywiście wolałabym zajmować czołowe miejsca dlatego, że ja jestem dobra, a nie dlatego, że obsada jest beznadziejna, ale na to raczej nie ma szans. Kończąc te watki poboczne do wątków pobocznych- pierwsze prawo Yerkesa-Dobsona mówi, że istnieje optymalny poziom pobudzenia przy którym zadanie to jest wykonywane najlepiej. Zarówno niższy jak i wyższy poziom pobudzenia negatywnie wpływa na sprawność wykonania tego zadania. Każdy człowiek ma inny optymalny poziom stresu dla danego zadania. Mam wrażenie, że w moim przypadku jest on raczej niski. Uzupełniając teorię zgodnie z drugim prawem tego samego Pana im trudniejsze jest zadanie, przed którym stoimy, tym niższy jest poziom optymalnego pobudzenia. Zadania łatwe są dobrze wykonane nawet wtedy, gdy poziom pobudzenia emocjonalnego jest bardzo wysoki, wykonywania zadań trudnych jest szybko upośledzane przez wysoki poziom pobudzenia. A co to oznacza w praktyce- otóż wcale tak bardzo mi nie zależy na jutrzejszym starcie. Wiązowna jest dla mnie tylko takim przetarciem przed Warszawą, wiec chyba nie ma w ogóle o czym pisać, chociaż dzisiaj sporo gadania wyszło.
KOMENTARZE
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
niedziela, 28 lutego
samopoczucie: dobre
warunki: mokry asfalt, pogoda super-ciepło i przyjemnie,
wiatr boczno przedni, po nawrocie boczno- tylni
1:28:43 (netto:1:28:33)- Półmaraton Wiązowski
Jestem zadowolona, oczywiście lepiej by było gdyby było lepiej, ale przed startem wzięłabym taki wynik z przyjemnością, więc nie będę narzekać. Do życiówki daleko, ale o tej porze roku nigdy nie biegałam tak szybko. Zresztą co start to jest lepiej, no i wreszcie mam pewność, że wróciłam do formy po ciąży. Do półmetka było dobrze, potem jakoś odpuściłam, chyba dlatego że było z górki i wreszcie po nawrocie wiatr w plecy (trochę z boku, ale zawsze) i przycisnęłam po 15km. Pozwala to z optymizmem patrzeć na start w Półmaratonie Warszawskim, zresztą przy takiej obsadzie wystartuję po raz pierwszy.
KOMENTARZE
samopoczucie: dobre
warunki: mokry asfalt, pogoda super-ciepło i przyjemnie,
wiatr boczno przedni, po nawrocie boczno- tylni
1:28:43 (netto:1:28:33)- Półmaraton Wiązowski
Jestem zadowolona, oczywiście lepiej by było gdyby było lepiej, ale przed startem wzięłabym taki wynik z przyjemnością, więc nie będę narzekać. Do życiówki daleko, ale o tej porze roku nigdy nie biegałam tak szybko. Zresztą co start to jest lepiej, no i wreszcie mam pewność, że wróciłam do formy po ciąży. Do półmetka było dobrze, potem jakoś odpuściłam, chyba dlatego że było z górki i wreszcie po nawrocie wiatr w plecy (trochę z boku, ale zawsze) i przycisnęłam po 15km. Pozwala to z optymizmem patrzeć na start w Półmaratonie Warszawskim, zresztą przy takiej obsadzie wystartuję po raz pierwszy.
KOMENTARZE
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
wtorek, 2 marca
3 x 6 x 70'/ 20' p 3' razem 60 min
samopoczucie:dobre, jeszcze czułam sztywność nóg
Teren mieszany- trochę biegania po lesie, jeszcze tam sporo śniegu zostało (a dzisiaj w nocy sporo napadało), trochę po drogach i ścieżkach. Wpadłam na stado bażantów wybiegając na polanę. Było dobrze
Za chwilę wychodzę na 3x 15 min p 5 min w drugim zakresie.
W poniedziałek przekonałam się jak bardzo jesteśmy zależni od elektryczności, bo cały dzień nie było prądu. Najbardziej chyba brakowało mi muzyki i malaksera. Chociaż cisza pozwoliła trochę siebie usłyszeć. Wczoraj za to miałam taki dzień, że nie miałam chwili aby usiąść i pomyśleć. Dzisiaj rano nie byłam w stanie wstać i pojechać do Warszawy. Oprócz zdrowej samodyscypliny, potrzebuję też czasem trochę łagodności. Zresztą przedziwne jest to, że wstałam o 7. a byłam przekonana, ze strasznie długo zalegam z dzieciakami na naszym barłogu.
KOMENTARZE
3 x 6 x 70'/ 20' p 3' razem 60 min
samopoczucie:dobre, jeszcze czułam sztywność nóg
Teren mieszany- trochę biegania po lesie, jeszcze tam sporo śniegu zostało (a dzisiaj w nocy sporo napadało), trochę po drogach i ścieżkach. Wpadłam na stado bażantów wybiegając na polanę. Było dobrze
Za chwilę wychodzę na 3x 15 min p 5 min w drugim zakresie.
W poniedziałek przekonałam się jak bardzo jesteśmy zależni od elektryczności, bo cały dzień nie było prądu. Najbardziej chyba brakowało mi muzyki i malaksera. Chociaż cisza pozwoliła trochę siebie usłyszeć. Wczoraj za to miałam taki dzień, że nie miałam chwili aby usiąść i pomyśleć. Dzisiaj rano nie byłam w stanie wstać i pojechać do Warszawy. Oprócz zdrowej samodyscypliny, potrzebuję też czasem trochę łagodności. Zresztą przedziwne jest to, że wstałam o 7. a byłam przekonana, ze strasznie długo zalegam z dzieciakami na naszym barłogu.
KOMENTARZE
Ostatnio zmieniony 14 mar 2010, 15:42 przez kapan, łącznie zmieniany 1 raz.
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
środa, 3 marca
3x 15'p 5' BC2 razem 1:15
samopoczucie:dobre
czwartek, 4 marca
1:40 lenistwa
samopoczucie: słabe, jak się okazało początek przeziębienia
W sierpniu 2008 grzecznie kupiłam bilet w kasie do Milanówka, wsiadłam do pociągu- na tablicy wyświetlał się pociąg do Grodzisk Maz, nota bene mocno spóźniony. Gdy spotkałam kanarów w naiwności swojej pokazałam bilet wraz z legitymacją. Bez żadnego tłumaczenia zaczęli wypisywać mandat, prosiłam o wytłumaczenie o co chodzi, zwrot legitymacji, którą mam obowiązek okazać, ale nie mam obowiązku dawać. Skąd miałam wiedzieć, że wsiadam do SKM-ki, która choć wyglądała jak pociąg, choć na tablicy wyświetlał się pociąg nim nie była. Kompletne lekceważenie. Dzwoniłam na policję, nie udzielono mi pomocy, odmówiłam podpisania nieprawdy, nie dostałam za karę wezwania do zapłaty, choć o nie prosiłam. Legitymację rzucono mi na ziemię krzycząc masz. Nie dostałam żadnego wezwania do zapłaty pocztą, bez mojej wiedzy odbyła się rozprawa sądowa. Na szczęście dostałam sądowy nakaz zapłaty-mogłam się przecież o nim dowiedzieć dopiero od komornika. Tak ten kraj nazywa się Polska. Oczywiście nie jestem święta zdarzało mi się jeździć bez biletu, ale po pierwsze nawet pasażer bez biletu jest człowiekiem, a po drugie w swoim mniemaniu kupiłam bilet, a przez niekompetencję przewoźnika narażono mnie na dodatkowe niewygody związane z niepotrzebną przesiadka z dzieckiem, potraktowano w sposób uwłaczający godności człowieka i mam jeszcze płacić karę. Nie wiem czy płacić czy nie płacić? zapłacenie jest zgoda na takie traktowanie innych ludzi i kłóci się z moim poczuciem sprawiedliwości. Z drugiej strony po co mi komornicy itd. Marnym pocieszeniem jest fakt, że zdobyłam pewne doświadczenie, a jest jeszcze pociąg porywacz do Żyrardowa, o którym ostatnio pisała Stołeczna, który po stacji zachodnia od razu zatrzymuje się w Jaktorowie. Kontrolerzy baaardzo go lubią. To od nich właśnie pasażerowie się dowiadują, że nie wysiądą w Ursusie, Pruszkowie czy innym Milanówku. Podróżni jeszcze muszą kupić dodatkowy bilet na powrót, a kto by się podróżnymi przejmował, mogą sobie pozwiedzać piękne województwo mazowieckie. Przypomina mi się też jak z zażenowaniem patrzyłam jak kontrolerzy czatują na obcokrajowców, wsiadających na lotnisku Okęcie do autobusu, jadącego w kierunku Centralnego, którzy kupują bilet u kierowcy, po czym go nie kasują, bo nie wiedzą, że muszą. Na tej linii zawsze potem zjawiają się kontrolerzy, którzy nie mówią w żadnym cywilizowanym języku i przemocą wyszarpują dokumenty. Naprawdę mi wstyd. Ciekawe jakie są pierwsze wrażenia naszych gości z zagranicy, co myślą o polskiej gościnności i kulturze? Dzisiaj tata mi opowiadał, że wujek zapłacił mandat, bo stał gdzie nie można było parkować nie ważne, że nie miał się jak o tym dowiedzieć. Choć policjant zobaczył, że znaku nie da się zobaczyć, bo w całości był skryty pod śniegową zaspą. Ale z argumentem, że nie mógł Pan tu parkować, bo nawet jak znaku nie widać, to on tam jest się nie dyskutuje. Cóż policja, funkcyjni, kanarzy i inni z nieuzasadnionym kompleksem przykrótkiej pewnej części ciała mają monopol na jedyna słuszną rację. Ten system, w którym głos dwójki obywateli ma zupełnie inną moc śmiemy nazywać demokracją. A stan, w którym się znajduję jest mieszaniną niejednorodną flustracji z przeziębieniem. Wszystkim życzę pogody ducha wiosennej, mimo aury zimowej i niewielu funkcyjnych, coby się żyło przyjemniej, lepiej, ale także bezpieczniej.
KOMENTARZE
3x 15'p 5' BC2 razem 1:15
samopoczucie:dobre
czwartek, 4 marca
1:40 lenistwa
samopoczucie: słabe, jak się okazało początek przeziębienia
W sierpniu 2008 grzecznie kupiłam bilet w kasie do Milanówka, wsiadłam do pociągu- na tablicy wyświetlał się pociąg do Grodzisk Maz, nota bene mocno spóźniony. Gdy spotkałam kanarów w naiwności swojej pokazałam bilet wraz z legitymacją. Bez żadnego tłumaczenia zaczęli wypisywać mandat, prosiłam o wytłumaczenie o co chodzi, zwrot legitymacji, którą mam obowiązek okazać, ale nie mam obowiązku dawać. Skąd miałam wiedzieć, że wsiadam do SKM-ki, która choć wyglądała jak pociąg, choć na tablicy wyświetlał się pociąg nim nie była. Kompletne lekceważenie. Dzwoniłam na policję, nie udzielono mi pomocy, odmówiłam podpisania nieprawdy, nie dostałam za karę wezwania do zapłaty, choć o nie prosiłam. Legitymację rzucono mi na ziemię krzycząc masz. Nie dostałam żadnego wezwania do zapłaty pocztą, bez mojej wiedzy odbyła się rozprawa sądowa. Na szczęście dostałam sądowy nakaz zapłaty-mogłam się przecież o nim dowiedzieć dopiero od komornika. Tak ten kraj nazywa się Polska. Oczywiście nie jestem święta zdarzało mi się jeździć bez biletu, ale po pierwsze nawet pasażer bez biletu jest człowiekiem, a po drugie w swoim mniemaniu kupiłam bilet, a przez niekompetencję przewoźnika narażono mnie na dodatkowe niewygody związane z niepotrzebną przesiadka z dzieckiem, potraktowano w sposób uwłaczający godności człowieka i mam jeszcze płacić karę. Nie wiem czy płacić czy nie płacić? zapłacenie jest zgoda na takie traktowanie innych ludzi i kłóci się z moim poczuciem sprawiedliwości. Z drugiej strony po co mi komornicy itd. Marnym pocieszeniem jest fakt, że zdobyłam pewne doświadczenie, a jest jeszcze pociąg porywacz do Żyrardowa, o którym ostatnio pisała Stołeczna, który po stacji zachodnia od razu zatrzymuje się w Jaktorowie. Kontrolerzy baaardzo go lubią. To od nich właśnie pasażerowie się dowiadują, że nie wysiądą w Ursusie, Pruszkowie czy innym Milanówku. Podróżni jeszcze muszą kupić dodatkowy bilet na powrót, a kto by się podróżnymi przejmował, mogą sobie pozwiedzać piękne województwo mazowieckie. Przypomina mi się też jak z zażenowaniem patrzyłam jak kontrolerzy czatują na obcokrajowców, wsiadających na lotnisku Okęcie do autobusu, jadącego w kierunku Centralnego, którzy kupują bilet u kierowcy, po czym go nie kasują, bo nie wiedzą, że muszą. Na tej linii zawsze potem zjawiają się kontrolerzy, którzy nie mówią w żadnym cywilizowanym języku i przemocą wyszarpują dokumenty. Naprawdę mi wstyd. Ciekawe jakie są pierwsze wrażenia naszych gości z zagranicy, co myślą o polskiej gościnności i kulturze? Dzisiaj tata mi opowiadał, że wujek zapłacił mandat, bo stał gdzie nie można było parkować nie ważne, że nie miał się jak o tym dowiedzieć. Choć policjant zobaczył, że znaku nie da się zobaczyć, bo w całości był skryty pod śniegową zaspą. Ale z argumentem, że nie mógł Pan tu parkować, bo nawet jak znaku nie widać, to on tam jest się nie dyskutuje. Cóż policja, funkcyjni, kanarzy i inni z nieuzasadnionym kompleksem przykrótkiej pewnej części ciała mają monopol na jedyna słuszną rację. Ten system, w którym głos dwójki obywateli ma zupełnie inną moc śmiemy nazywać demokracją. A stan, w którym się znajduję jest mieszaniną niejednorodną flustracji z przeziębieniem. Wszystkim życzę pogody ducha wiosennej, mimo aury zimowej i niewielu funkcyjnych, coby się żyło przyjemniej, lepiej, ale także bezpieczniej.
KOMENTARZE
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
Trochę sobie pochorowaliśmy, tak rodzinnie. Od wtorku już w miarę normalnie funkcjonuję, bo musiałam. Dopiero dzisiaj przestały mnie boleć zatoki i gardło, tylko katar pozostał i lekkie osłabienie.
czwartek, 11 marca
spokojne35 min po łąkach, aby zobaczyć co tam
samopoczucie:dobre, katar, ból brzucha związany z kobiecymi sprawami
Jednak dawka słońca, zapach wiosny i widok samochodu zakopanego w błocie-bezcenne. Przekonałam się, że przez te kilka dni nogi mi nie zaniknęły i nawet jestem w stanie rytmicznie odrywać je naprzemiennie od ziemi i stawiać kawałek dalej, w ten sposób pokonując niewielkie odległości. Ruch ten nazwijmy na potrzeby blogu bieganiem, choć zdaję sobie sprawę, że jest to, lekkie nadużycie. Od jutra zamierzam zacząć biegać!
waga:51 kg
KOMENTARZE
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
piątek, 12 marca
około 35' BC II/III razem 60min
samopoczucie:bardzo dobre
Zastanawiałam jaki mam mądry, od jakiegoś czasu nic mi się nie chciało (no może chciało mi się płakać), byłam nerwowa itd itp. I co przeziębienie mnie dorwało, przymusowy odpoczynek i czuję się jak nowonarodzona, pełna zapału, radości. Zastanawiam się tylko czemu lekceważyłam wcześniejsze sygnały? Czemu nie mogłam wypoczywać kiedy byłam zmęczona? Dlaczego potrzebowałam przeziębienia, aby trochę wyluzować, zadbać o siebie.
sobota, 13 marca
około 45' BC II? razem 75min
samopoczucie: świetne
Zastanawiam się czy na pewno był to drugi zakres bo trochę sobie poszalałam. Nogi same mnie niosły, a tempo porównywalne do wczorajszego, choć oczywiście nawet mniej więcej nie wiem jak szybko biegałam. Co ciekawe zapuściłam się w tereny, gdzie rzadko się pojawiam, choć blisko domu. Z dokładnością do 30sek potrafiłam określić, kiedy będę w charakterystycznych punktach. Nie wiem skąd to wiedziałam, tak mi mówiła moja kobieca intuicja, że pętelka powinna mi zająć ok. 25 min, a zajęło pół minuty więcej, potem pomyślałam, że jak dokręcę brzegiem łąki, a potem na chwilę wlecę do lasu to przy WKD będę akurat na 10 min przed planowanym zakończeniem treningu i tak było. W domu byłam po 1:14:40 (planowałam 1:15), biegając bez planu, ładu i składu. Nie znając żadnych odległości, ani prędkości. Zresztą wczoraj wyglądało to podobnie. Ciekawe.
waga:50 kg
Zastanawiam się nad tym, aby się lepiej odżywiać. Dzisiaj do godz 12.00:
przed treningiem: kawa z mlekiem, miodem i imbirem + 2 banany,
po treningu: 6 ciasteczek cynamonowych+ krówka, 2 szklanki mleka
śniadanie: czarna kawa, 2 bułki z polędwicą
galaretka owocowa
Planuję od poniedziałku odstawić kawę, bo nawet jeśli nie piję mocnej kawy to ok. 4-5 kubków dziennie to chyba trochę za dużo. I słodyczy chyba też trochę jem za dużo. Jednak, aby ograniczyć ilość słodyczy w diecie trzeba przede wszystkim zadbać o regularne jedzenie i jakość spożywanych produktów. Być może, a nawet na pewno nie uda mi się pisać o wszystkim, co jem, ale spróbuję się jednak trochę temu przyjrzeć.
KOMENTARZE
około 35' BC II/III razem 60min
samopoczucie:bardzo dobre
Zastanawiałam jaki mam mądry, od jakiegoś czasu nic mi się nie chciało (no może chciało mi się płakać), byłam nerwowa itd itp. I co przeziębienie mnie dorwało, przymusowy odpoczynek i czuję się jak nowonarodzona, pełna zapału, radości. Zastanawiam się tylko czemu lekceważyłam wcześniejsze sygnały? Czemu nie mogłam wypoczywać kiedy byłam zmęczona? Dlaczego potrzebowałam przeziębienia, aby trochę wyluzować, zadbać o siebie.
sobota, 13 marca
około 45' BC II? razem 75min
samopoczucie: świetne
Zastanawiam się czy na pewno był to drugi zakres bo trochę sobie poszalałam. Nogi same mnie niosły, a tempo porównywalne do wczorajszego, choć oczywiście nawet mniej więcej nie wiem jak szybko biegałam. Co ciekawe zapuściłam się w tereny, gdzie rzadko się pojawiam, choć blisko domu. Z dokładnością do 30sek potrafiłam określić, kiedy będę w charakterystycznych punktach. Nie wiem skąd to wiedziałam, tak mi mówiła moja kobieca intuicja, że pętelka powinna mi zająć ok. 25 min, a zajęło pół minuty więcej, potem pomyślałam, że jak dokręcę brzegiem łąki, a potem na chwilę wlecę do lasu to przy WKD będę akurat na 10 min przed planowanym zakończeniem treningu i tak było. W domu byłam po 1:14:40 (planowałam 1:15), biegając bez planu, ładu i składu. Nie znając żadnych odległości, ani prędkości. Zresztą wczoraj wyglądało to podobnie. Ciekawe.
waga:50 kg
Zastanawiam się nad tym, aby się lepiej odżywiać. Dzisiaj do godz 12.00:
przed treningiem: kawa z mlekiem, miodem i imbirem + 2 banany,
po treningu: 6 ciasteczek cynamonowych+ krówka, 2 szklanki mleka
śniadanie: czarna kawa, 2 bułki z polędwicą
galaretka owocowa
Planuję od poniedziałku odstawić kawę, bo nawet jeśli nie piję mocnej kawy to ok. 4-5 kubków dziennie to chyba trochę za dużo. I słodyczy chyba też trochę jem za dużo. Jednak, aby ograniczyć ilość słodyczy w diecie trzeba przede wszystkim zadbać o regularne jedzenie i jakość spożywanych produktów. Być może, a nawet na pewno nie uda mi się pisać o wszystkim, co jem, ale spróbuję się jednak trochę temu przyjrzeć.
KOMENTARZE
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
niedziela, 14 marca
długie wybieganie 1:58
samopoczucie: doskonałe
Rano byłam z Wisieną na przedstawieniu teatralnym. Czego można spodziewać się po spektaklu "Wiosna u Kubusia Puchatka" za 5 zł w CKiP w Milanówku- nie wiele, ale uważam, że warto z dziećmi chodzić na przedstawienia, nawet jeśli są wątpliwej jakości. Nie spodziewałam się, że ktoś dzieci potraktuje poważnie. Zaskoczenie- już na początku "Cztery pory roku" Vivaldiego grane na skrzypcach, nikt się nie spieszył, była muzyka i dzieci oprócz tego nie działo się prawie nic- zza kurtyny pojawiały się fragmenty postaci: to kawałek ogona tygryska, to ucho Puchatka, na co bardzo spontanicznie reagowali młodzi widzowie. Potem już było jeszcze lepiej- dobra gra aktorska, fajna muzyka, otwarta formuła pozwalająca dzieciom współtworzyć spektakl, ale dla mnie nawet lepszym przedstawieniem była obserwacja dzieci.
58km w tym tygodniu - 105km przez ostatnie 2 tygodnie. Może nie fantastycznie, ale biorąc pod uwagę, że w ciągu tych 2 tygodni, 7 dni przechorowałam i że treningi były na dość dużej intensywności nie jest źle.
PLAN NA NASTĘPNE 2 TYGODNIE:
Pn-
Wt- 2x25' p 5' w tempie połówki razem 75'
Śr- 1:50
Czw 10x 4'p1' razem 75'
Pt-
Sob- DZB 10x10''/50'' + 4x10'p2' razem 90'
Ndz 2:30
Pn-
Wt- 6x4' p 1' razem 60'
Śr- 1:30
Czw 3x6x70''/20'' razem 60'
Pt-
Sob- Sztafeta 5x5 spokojnie
Ndz- PÓŁMARATON WARSZAWSKI 1:26-1:28 (Mam nadzieję)
KOMENTARZE
długie wybieganie 1:58
samopoczucie: doskonałe
Rano byłam z Wisieną na przedstawieniu teatralnym. Czego można spodziewać się po spektaklu "Wiosna u Kubusia Puchatka" za 5 zł w CKiP w Milanówku- nie wiele, ale uważam, że warto z dziećmi chodzić na przedstawienia, nawet jeśli są wątpliwej jakości. Nie spodziewałam się, że ktoś dzieci potraktuje poważnie. Zaskoczenie- już na początku "Cztery pory roku" Vivaldiego grane na skrzypcach, nikt się nie spieszył, była muzyka i dzieci oprócz tego nie działo się prawie nic- zza kurtyny pojawiały się fragmenty postaci: to kawałek ogona tygryska, to ucho Puchatka, na co bardzo spontanicznie reagowali młodzi widzowie. Potem już było jeszcze lepiej- dobra gra aktorska, fajna muzyka, otwarta formuła pozwalająca dzieciom współtworzyć spektakl, ale dla mnie nawet lepszym przedstawieniem była obserwacja dzieci.
58km w tym tygodniu - 105km przez ostatnie 2 tygodnie. Może nie fantastycznie, ale biorąc pod uwagę, że w ciągu tych 2 tygodni, 7 dni przechorowałam i że treningi były na dość dużej intensywności nie jest źle.
PLAN NA NASTĘPNE 2 TYGODNIE:
Pn-
Wt- 2x25' p 5' w tempie połówki razem 75'
Śr- 1:50
Czw 10x 4'p1' razem 75'
Pt-
Sob- DZB 10x10''/50'' + 4x10'p2' razem 90'
Ndz 2:30
Pn-
Wt- 6x4' p 1' razem 60'
Śr- 1:30
Czw 3x6x70''/20'' razem 60'
Pt-
Sob- Sztafeta 5x5 spokojnie
Ndz- PÓŁMARATON WARSZAWSKI 1:26-1:28 (Mam nadzieję)
KOMENTARZE
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
wtorek, 16 marca
2x25' p 5' razem 75'
samopoczucie: bardzo dobre
Poniedziałek był tradycyjnie wolny od biegania, bo tak w dużym skrócie był strasznie zabiegany. Policzyłam sobie, że razem z menażerią (całą lub nie) zrobiłam 6km marszobiegiem. Potem trochę popracowałam i wieczorem padłam. Takie ganianie po mieście, czy dzisiejsza akcja sprzątanie pochłaniają strasznie dużo energii. To dziwne, ale dzisiaj bardzo dobrze mi się biegało i byłam nawet mniej zmęczona niż po bieganiu po mieście W jakim tempie wyszło nie wiem, ale wydaje mi się, że jest dobrze.
KOMENTARZE
2x25' p 5' razem 75'
samopoczucie: bardzo dobre
Poniedziałek był tradycyjnie wolny od biegania, bo tak w dużym skrócie był strasznie zabiegany. Policzyłam sobie, że razem z menażerią (całą lub nie) zrobiłam 6km marszobiegiem. Potem trochę popracowałam i wieczorem padłam. Takie ganianie po mieście, czy dzisiejsza akcja sprzątanie pochłaniają strasznie dużo energii. To dziwne, ale dzisiaj bardzo dobrze mi się biegało i byłam nawet mniej zmęczona niż po bieganiu po mieście W jakim tempie wyszło nie wiem, ale wydaje mi się, że jest dobrze.
KOMENTARZE
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
środa, 17 marca
spokojne 1:40
samopoczucie: bardzo dobre
Miało być 10 minut więcej, jak wychodziłam to było cieplutko, świeciło słoneczko itd.Nagle niebo pociemniało porządnie zawiało, zaczęło sypać śniegiem z deszczem, pies spanikował i mi się zrobiło zimno. Żeby się nie przeziębić wróciłam wcześniej do domku. W końcu lepiej być niedotrenowanym niż chorym. Niezła jestem, nie? wszystko logicznie wytłumaczę, zagram na emocjach jak trzeba, nawet zrobię główkę do monitora.
KOMENTARZE
spokojne 1:40
samopoczucie: bardzo dobre
Miało być 10 minut więcej, jak wychodziłam to było cieplutko, świeciło słoneczko itd.Nagle niebo pociemniało porządnie zawiało, zaczęło sypać śniegiem z deszczem, pies spanikował i mi się zrobiło zimno. Żeby się nie przeziębić wróciłam wcześniej do domku. W końcu lepiej być niedotrenowanym niż chorym. Niezła jestem, nie? wszystko logicznie wytłumaczę, zagram na emocjach jak trzeba, nawet zrobię główkę do monitora.
KOMENTARZE
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
czwartek, 18 marca
NIE BIEGAŁAM -po średnio przespanej nocy, bo mały jest chory, nie wstałam, a może się obudziłam, ale stwierdziłam, że biegania to dzisiaj nie będzie. Ciągle zresztą balansuję na granicy przeziębienia.
piatek, 19 marca
6x3x 70''/20'' p 3' ciężko mi się biegało, po 40 sekundach miałam dosyć, a tu jeszcze pół minuty i ta przerwa strasznie krótka, ledwo starcza na trzy głębsze oddechy i znowu trzeba grzać. Prawie zawsze po tym treningu mam poczucie jaka strasznie słaba jestem i tak było również tym razem.
samopoczucie: powiedzmy, że dobre
KOMENTARZE
NIE BIEGAŁAM -po średnio przespanej nocy, bo mały jest chory, nie wstałam, a może się obudziłam, ale stwierdziłam, że biegania to dzisiaj nie będzie. Ciągle zresztą balansuję na granicy przeziębienia.
piatek, 19 marca
6x3x 70''/20'' p 3' ciężko mi się biegało, po 40 sekundach miałam dosyć, a tu jeszcze pół minuty i ta przerwa strasznie krótka, ledwo starcza na trzy głębsze oddechy i znowu trzeba grzać. Prawie zawsze po tym treningu mam poczucie jaka strasznie słaba jestem i tak było również tym razem.
samopoczucie: powiedzmy, że dobre
KOMENTARZE
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
sobota, 20 marca
2x20' MP razem 65' Przyzwoicie, pomijając względy estetyczne, że co kawałek musiałam flegmą splunąć, czasem się wysmarkać było dobrze. Co prawda stado bażantów było przerażone moim zachowaniem, a sarenki zniesmaczone uciekły, ale ponieważ nie spotkałam żadnych ludziów uznaję, że wszystko ok.
samopoczucie:dobre
Tak mi się dzisiaj przypomniał "Sylogizm prostacki" Bursy:
Za darmo nie dostaniesz nic ładnego
zachód słońca jest za darmo
a więc nie jest piękny
ale żeby rzygać w klozecie lokalu prima sorta
trzeba zapłacić za wódkę
ergo
klozet w tancbudzie jest piękny
a zachód słońca nie
(...)
Obiad prawie gotowy, idę pokorzystać z darmowych inhalacji świeżym powietrzem i pocieszyć się widokiem łąk, szalejących psów i dzieci. Tak sobie myślę,że najcenniejsze rzeczy mamy za darmo. Chcemy widzieć świat jako materialistycznego upiora, w którym za wszystko trzeba płacić. Jesteśmy przyzwyczajeni do kupowania rzeczy gotowych tak bez wysiłku. Słyszałam, że w stanach można kupić puszkę z powietrzem o zapachu leśnym. Jeśli to prawda, to jest to smutna prawda. Łatwiej nam wynająć nianię do dziecka niż się zorganizować z innymi mamami i na zasadzie wzajemności sobie pomagać. Kontakty sąsiedzkie sprowadzają się do Dzień Dobry. Mam nadzieję, że jeszcze używa się tego słowa. Oczywiście raczej mamy gdzieś czy sąsiad będzie miał dobry dzień, jeśli go nie znamy wcale. Może więc to Dzień Dobry również pozbawione jest sensu? Trudno żebyśmy wrócili do czasów, kiedy wspólnie się darło pierze. Może jednak postarajmy się patrzeć dalej niż na czubek własnego nosa. Najczęściej też jesteśmy tak zmęczeni pracą, że nie mamy siły korzystać z tego co za darmo. Tylko czy tak być musi.
KOMENTARZE
2x20' MP razem 65' Przyzwoicie, pomijając względy estetyczne, że co kawałek musiałam flegmą splunąć, czasem się wysmarkać było dobrze. Co prawda stado bażantów było przerażone moim zachowaniem, a sarenki zniesmaczone uciekły, ale ponieważ nie spotkałam żadnych ludziów uznaję, że wszystko ok.
samopoczucie:dobre
Tak mi się dzisiaj przypomniał "Sylogizm prostacki" Bursy:
Za darmo nie dostaniesz nic ładnego
zachód słońca jest za darmo
a więc nie jest piękny
ale żeby rzygać w klozecie lokalu prima sorta
trzeba zapłacić za wódkę
ergo
klozet w tancbudzie jest piękny
a zachód słońca nie
(...)
Obiad prawie gotowy, idę pokorzystać z darmowych inhalacji świeżym powietrzem i pocieszyć się widokiem łąk, szalejących psów i dzieci. Tak sobie myślę,że najcenniejsze rzeczy mamy za darmo. Chcemy widzieć świat jako materialistycznego upiora, w którym za wszystko trzeba płacić. Jesteśmy przyzwyczajeni do kupowania rzeczy gotowych tak bez wysiłku. Słyszałam, że w stanach można kupić puszkę z powietrzem o zapachu leśnym. Jeśli to prawda, to jest to smutna prawda. Łatwiej nam wynająć nianię do dziecka niż się zorganizować z innymi mamami i na zasadzie wzajemności sobie pomagać. Kontakty sąsiedzkie sprowadzają się do Dzień Dobry. Mam nadzieję, że jeszcze używa się tego słowa. Oczywiście raczej mamy gdzieś czy sąsiad będzie miał dobry dzień, jeśli go nie znamy wcale. Może więc to Dzień Dobry również pozbawione jest sensu? Trudno żebyśmy wrócili do czasów, kiedy wspólnie się darło pierze. Może jednak postarajmy się patrzeć dalej niż na czubek własnego nosa. Najczęściej też jesteśmy tak zmęczeni pracą, że nie mamy siły korzystać z tego co za darmo. Tylko czy tak być musi.
KOMENTARZE
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
niedziela, 22 marca
prawie 2 godziny spokojnego biegu
samopoczucie:słaba jestem, po biegu padłam na pół godziny, oczy mi się same zamykały
W ciągu tygodnia wypiłam tylko jeden kubek kawy i czarnej herby też nie dużo i nawet mnie głowa nie fkskfysx jak to zwykle na odwyku. Trochę mniej słodyczy niż zwykle, ale bez rewelacji i niestety sporo kiełbasy. Chyba mam duże zapotrzebowanie na białko, bo gotowaną soję też garściami wyżerałam. I niestety sporo prochów: codziennie po gramie Vit C (także w rutinoscorbinie), wapno, ibuprom, syrop pulneo (= eurespal lub pneumorel), ACC.
waga: 49-50kg, ale to taki moment cyklu za 2 tyg. znowu pewnie będzie 51-52kg
Około 80km na dużej intensywności: 90' BCII (nawet szybciej) + 21' w III. Miało być inaczej, ale choroby nie planowałam. Za tydzień PW, a ja ciągle słaba jestem.
KOMENTARZE
prawie 2 godziny spokojnego biegu
samopoczucie:słaba jestem, po biegu padłam na pół godziny, oczy mi się same zamykały
W ciągu tygodnia wypiłam tylko jeden kubek kawy i czarnej herby też nie dużo i nawet mnie głowa nie fkskfysx jak to zwykle na odwyku. Trochę mniej słodyczy niż zwykle, ale bez rewelacji i niestety sporo kiełbasy. Chyba mam duże zapotrzebowanie na białko, bo gotowaną soję też garściami wyżerałam. I niestety sporo prochów: codziennie po gramie Vit C (także w rutinoscorbinie), wapno, ibuprom, syrop pulneo (= eurespal lub pneumorel), ACC.
waga: 49-50kg, ale to taki moment cyklu za 2 tyg. znowu pewnie będzie 51-52kg
Około 80km na dużej intensywności: 90' BCII (nawet szybciej) + 21' w III. Miało być inaczej, ale choroby nie planowałam. Za tydzień PW, a ja ciągle słaba jestem.
KOMENTARZE
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29
Wreszcie jestem
Zeszły tydzień upłynął pod znakiem walki z przeziębieniem, chyba nawet wygranej i trochę z czasem.
Treningi: śr.40min, czw. 60 min w tym 10x 1'/1'
sob 5km (sztafety) 20:20, a tak naprawdę szybciej bo zmiany były delikatnie mówiąc nie najlepsze tzn. szukaliśmy się w tłumie oczekujących na swoja zmianę, miało być w tempie połówki i niestety było, ale w tempie tylko pierwszej połówki połówki.
niedziela, 28 marca
Jeśli chodzi o start to nawet w Wiązownie było lepiej. Do 15km było ok, potem umarłam.
(brutto) 01:29:34 (netto) 01:29:30
I historia umierania:
3km-00:12:06 (4:02/km), 6km-00:24:05 (4:01/km) 9km-00:36:04 (chyba źle stał) 10km-00:40:15 (4:02) 15km-01:01:22 (4:05), 18km-01:15:14 (4:11, a śr. z ostatnich 3 km 4:39 !!!), 1:29:34 (4:14 i śr. z ostatnich 3,1 km 4:38!!! )
samopoczucie: bardzo dobre do 10km
warunki: ciepło, nawet momentami gorąco, ale na otwartych przestrzeniach silny wiatr i zimno.
Podziękowania dla Ani-Truchcik, ona już wie za co.
poniedziałek, 29 marca
spokojne 40 min
samopoczucie: dobre, lekka sztywność mięśni-myślałam, że będzie gorzej.
KOMENTARZE
Zeszły tydzień upłynął pod znakiem walki z przeziębieniem, chyba nawet wygranej i trochę z czasem.
Treningi: śr.40min, czw. 60 min w tym 10x 1'/1'
sob 5km (sztafety) 20:20, a tak naprawdę szybciej bo zmiany były delikatnie mówiąc nie najlepsze tzn. szukaliśmy się w tłumie oczekujących na swoja zmianę, miało być w tempie połówki i niestety było, ale w tempie tylko pierwszej połówki połówki.
niedziela, 28 marca
Jeśli chodzi o start to nawet w Wiązownie było lepiej. Do 15km było ok, potem umarłam.
(brutto) 01:29:34 (netto) 01:29:30
I historia umierania:
3km-00:12:06 (4:02/km), 6km-00:24:05 (4:01/km) 9km-00:36:04 (chyba źle stał) 10km-00:40:15 (4:02) 15km-01:01:22 (4:05), 18km-01:15:14 (4:11, a śr. z ostatnich 3 km 4:39 !!!), 1:29:34 (4:14 i śr. z ostatnich 3,1 km 4:38!!! )
samopoczucie: bardzo dobre do 10km
warunki: ciepło, nawet momentami gorąco, ale na otwartych przestrzeniach silny wiatr i zimno.
Podziękowania dla Ani-Truchcik, ona już wie za co.
poniedziałek, 29 marca
spokojne 40 min
samopoczucie: dobre, lekka sztywność mięśni-myślałam, że będzie gorzej.
KOMENTARZE
- kapan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 891
- Rejestracja: 01 paź 2007, 18:24
- Życiówka na 10k: 38:51
- Życiówka w maratonie: 2:59:29