B&B - czerwiec: zakonczyc wreszcie tę wiosnę...
Moderator: infernal
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Ooo, znaczy się, dobrze napisałam, skoro komentarz mam w blogu
Wczoraj powtórka z rozrywki - bieżnia w klubie, interwały minutowe (tylko trochę podkręciłam w stosunku do rozpiski, bo uznałam, że mogę szybciej), w sumie 5 km w 28 minut.
Potem pół godziny ćwiczeń siłowych.
A dzisiaj chciałam się troszkę rozbiegać i przypomnieć sobie jak się biega na świeżym powietrzu. Wyszła w miarę przyjemna dyszka, w jakieś 54:30. Musiałam się hamować, żeby nie biec za szybko. W ogóle śmieszne odczucie, bo w którymś momencie biegnę i czuję - oj, ciężko, a coś powoli. Patrzę na zegarek, a ja sobie radośnie zasuwam po 5:10...
Zobaczymy, po ostatnich dwóch tygodniach nie mam jutro parcia na wynik Bardziej mi zależy na Warszawie, chyba.
Wczoraj powtórka z rozrywki - bieżnia w klubie, interwały minutowe (tylko trochę podkręciłam w stosunku do rozpiski, bo uznałam, że mogę szybciej), w sumie 5 km w 28 minut.
Potem pół godziny ćwiczeń siłowych.
A dzisiaj chciałam się troszkę rozbiegać i przypomnieć sobie jak się biega na świeżym powietrzu. Wyszła w miarę przyjemna dyszka, w jakieś 54:30. Musiałam się hamować, żeby nie biec za szybko. W ogóle śmieszne odczucie, bo w którymś momencie biegnę i czuję - oj, ciężko, a coś powoli. Patrzę na zegarek, a ja sobie radośnie zasuwam po 5:10...
Zobaczymy, po ostatnich dwóch tygodniach nie mam jutro parcia na wynik Bardziej mi zależy na Warszawie, chyba.
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Nie powiem, że to był spacerek.
Do pełni szczęścia troszeczkę zabrakło.
Ale i tak:
TADAM TADAM TADAM
NEW PERSONAL BEST: 1:41:08
Dwie minuty lepiej niż rok temu na tej samej trasie. Mimo wiatru.
Troszkę za szybko zaczęłam Pierwsze 3-4 km zasuwałam po....4:35. Potem troszkę wolniej. Na półmetku byłam w 50 minut. Najgorszy był 19. km. Ale w przeciwieństwie do zeszłego roku, nie odpuściłam ani na chwilę. Do końca biegłam na maksa.
Życiówce nie zagląda się w zęby. Dwie minuty to dwie minuty. Nad resztą się popracuje. :D
Tym razem Pegasusy wersja letnia. Jak zwykle - niezawodne.
Poza tym - leginsy już do pół łydki. I tylko na górze kurteczka cieniutka Nike dla ochrony przed wiatrem. Żadnych czapek i rekawiczek. Kurteczkę na 19 kilometrze miałam ochotę poszarpać, ale jakoś się pogodziłyśmy.
No, to od wtorku ruszam dalej (jutro nie wiem, o świcie musze byc w pracy).
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Tak jak przewidziałam, co prawda wczoraj, wracając z pracy, myślałam o jakimś rozbieganku, ale wiatr + moje zmęczenie skutecznie mnie zatrzymały w domu. Może i dobrze, chociaż czułam, że robią mi się zakwasy... Na udach i na... pośladkach. Po raz pierwszy zresztą poczulam, że mam jakieś mięsnie w udach. Jakieś czwórgłowe czy coś takiego...
Za to dzisiaj rano...
14 km w 1:17 z jakimiś ułamkami.
Zaczełam troszkę ciężko, ale z czasem było coraz lepiej... Do połowy 13. km było mniej więcej po 5:25-5:30. I nagle, 1,5 km od domu patrzę na zegarek, a ja sobie zasuwam po 4:59. I sprawia mi to frajdę No to jeszcze troszkę podkręciłam i ostatni kilometr wyszedł w 4:45 (byłby szybciej, ale przepuszczałam samochód).
Wiatr mnie dziś wystraszył. Załozylam Pegasusy GTX, koszulkę z długim, koszulkę z krótkim, kurteczkę, czapkę, golfik i cienkie rękawiczki. Bez koszulki z krótkim też byłoby ok. Poza tym czułam się super komfortowo.
A poza tym przed 6. już się robi widno :D
Teraz kombinuję co dalej. I zastanawiam się, czy pobiec jakis maraton na wiosnę, skoro trening mam kompletnie niemaratoński, czy skupić się na tym wszystkim co do połówki, pobiegać trochę połówek i dopiero jesienią się zmierzyć z królewskim dystansem... A może jednak? Może Dębno, może Kraków? (Silesia odpada, bylam w zeszlym roku, jest super, ale podbieg na 30. km do dzisiaj pamiętam). Powinnam zdecydować w tym tygodniu...
Za to dzisiaj rano...
14 km w 1:17 z jakimiś ułamkami.
Zaczełam troszkę ciężko, ale z czasem było coraz lepiej... Do połowy 13. km było mniej więcej po 5:25-5:30. I nagle, 1,5 km od domu patrzę na zegarek, a ja sobie zasuwam po 4:59. I sprawia mi to frajdę No to jeszcze troszkę podkręciłam i ostatni kilometr wyszedł w 4:45 (byłby szybciej, ale przepuszczałam samochód).
Wiatr mnie dziś wystraszył. Załozylam Pegasusy GTX, koszulkę z długim, koszulkę z krótkim, kurteczkę, czapkę, golfik i cienkie rękawiczki. Bez koszulki z krótkim też byłoby ok. Poza tym czułam się super komfortowo.
A poza tym przed 6. już się robi widno :D
Teraz kombinuję co dalej. I zastanawiam się, czy pobiec jakis maraton na wiosnę, skoro trening mam kompletnie niemaratoński, czy skupić się na tym wszystkim co do połówki, pobiegać trochę połówek i dopiero jesienią się zmierzyć z królewskim dystansem... A może jednak? Może Dębno, może Kraków? (Silesia odpada, bylam w zeszlym roku, jest super, ale podbieg na 30. km do dzisiaj pamiętam). Powinnam zdecydować w tym tygodniu...
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Wczoraj była bieżnia... Nie tylko dlatego, że sniezyca, jakbym wyszła rano, mialabym piękną pogodę. Ale jak już nabyłam karnecik do snobistycznego klubu, zamierzam z niego korzystać na maksa A wczoraj posatnowiła troszke ruszyć mięśnie...
2 km trucht + BC1
2 km po 4:30
2 min. marszobieg
400 m po 4:03
2 min. marszobieg
2 km po 4:30
2 min. marszobieg
400 m po 4:10
3 min. marszobieg
2 km po 4:28
przerwa techniczna 2'
700 m BC 1
400 m po 3:58
1 km po 6:00
W sumie 12 km w jakieś 63 minuty. Genralnie, jak schodziam z bieżni, wyglądałam, jakbym wyszła z basenu.
Po tym zrobiłam sobie 25 min. ćwiczen na maszynach, z niewielkim obciążeniem seriami 3x10 (czasami 4)
I na koniec poszłam do sauny, co było bardzo dobrym pomysłem.
Dzisiaj znowu tam idę... Chyba.
2 km trucht + BC1
2 km po 4:30
2 min. marszobieg
400 m po 4:03
2 min. marszobieg
2 km po 4:30
2 min. marszobieg
400 m po 4:10
3 min. marszobieg
2 km po 4:28
przerwa techniczna 2'
700 m BC 1
400 m po 3:58
1 km po 6:00
W sumie 12 km w jakieś 63 minuty. Genralnie, jak schodziam z bieżni, wyglądałam, jakbym wyszła z basenu.
Po tym zrobiłam sobie 25 min. ćwiczen na maszynach, z niewielkim obciążeniem seriami 3x10 (czasami 4)
I na koniec poszłam do sauny, co było bardzo dobrym pomysłem.
Dzisiaj znowu tam idę... Chyba.
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Chyba we wczorajszym wpisie było prorocze.
Najpierw uznala, że fajna pogoda, w miarę wczesnie wychodzę z pracy (już o 18, huraaaa) - pobiegam po wiosce.
Zanim dojechałam, cała chęć i motywacja mi uleciały i zajęłam się jedzeniem. Jadłam dużo i w bardzo dziwnej konfiguracji.
Ciagle jestem głodna ostatnio.
Za to dziś rano udało mi sie wstać po drugim dzwonku budzika (już o 5:15) i odszukac resztki motywacji...
9 km BC 1 po 5:30
10x150 m podbieg + zbieg (podbieg niestety było oblodzony, przy zbiegach musiałam uważać nawet bardziej niż pod górkę)
3 km BC1
W sumie 15 km, czas ~1:22
Przed 6 już jest widno. Załapałam się na wschodzące słońce, pięknie było.
Wróciłam bardzo zadowolona. Czuję się super.
Wieczorkiem jednak pojdę do klubu. Coś tam sobie porobię, pomyślę co, ostatecznie jakiś aerobik tam też jest.
Kraków...? Chyba jeszcze nigdy w zyciu nie bylam tak niezdecydowana. Ale do Krakowa zdążę zrobić ze 2-3 dluższe wybiegania. Do Dębna - chyba tylko jedno + polmaraton. (Do Katowic nie jadę, od razu mówię).
Najpierw uznala, że fajna pogoda, w miarę wczesnie wychodzę z pracy (już o 18, huraaaa) - pobiegam po wiosce.
Zanim dojechałam, cała chęć i motywacja mi uleciały i zajęłam się jedzeniem. Jadłam dużo i w bardzo dziwnej konfiguracji.
Ciagle jestem głodna ostatnio.
Za to dziś rano udało mi sie wstać po drugim dzwonku budzika (już o 5:15) i odszukac resztki motywacji...
9 km BC 1 po 5:30
10x150 m podbieg + zbieg (podbieg niestety było oblodzony, przy zbiegach musiałam uważać nawet bardziej niż pod górkę)
3 km BC1
W sumie 15 km, czas ~1:22
Przed 6 już jest widno. Załapałam się na wschodzące słońce, pięknie było.
Wróciłam bardzo zadowolona. Czuję się super.
Wieczorkiem jednak pojdę do klubu. Coś tam sobie porobię, pomyślę co, ostatecznie jakiś aerobik tam też jest.
Kraków...? Chyba jeszcze nigdy w zyciu nie bylam tak niezdecydowana. Ale do Krakowa zdążę zrobić ze 2-3 dluższe wybiegania. Do Dębna - chyba tylko jedno + polmaraton. (Do Katowic nie jadę, od razu mówię).
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Wczoraj jeszcze wieczorkiem poszłam do klubu.
Za dużo nie biegałam, zrobiłam sobie tylko 20-minutowy interwał, dociągnęłam do 4 km (w sumie ok. 22,5 minuty).
A potem poszłam na coś, co się nazywa ABSolution. Czyli generalnie plecy i brzuszek. Fajnie było, poczułam, że powinnam mieć mięsnie w miejscach gdzie się ich nie spodziewałam. Może kiedyś je będe miała.
Na koniec zaliczyłam łaźnię parową i saunę (króciutko, własciwie tylko żeby się rogrzać). Pomysł okazał się niezły, dziś się obudziałam bez śladu zakwasów czy zmęczenia potreningowego.
Dzisiaj natomiast...
Kabaty. Zastanawiałam się, czy jechać, ale ostatecznie bieg z okazji Dnia Kobiet na Kabatach ma niepowtarzalny urok.
Wybrałam się ztaem, z mocnym postanowieniem pobiegnięcia tak...byledobiec. Treningowo. Jak już się zorientowałam, jak jest (ślisko), zdecydowalam, że biegnę na zmieszczenie się w 50 minutach.
Zatem - Kabacka Dyszka w 48:56.
Sprzęt.
Pobiegłam w Brooksach. Troszkę się poslizgałam.
Poza tym jeszcze cieplejsze leginsy (niepotrzebnie), koszulka z krótkim, kurteczka Polska Biega by Puma, koszulka startowa. Czapka. Bez rękawiczek. Miejscami było mi nawet ciut za ciepło.
Prawdziwe zawody będą jutro.
Tymczasem w górze brzucha odzywają mi się jakieś zakwasy.
Za dużo nie biegałam, zrobiłam sobie tylko 20-minutowy interwał, dociągnęłam do 4 km (w sumie ok. 22,5 minuty).
A potem poszłam na coś, co się nazywa ABSolution. Czyli generalnie plecy i brzuszek. Fajnie było, poczułam, że powinnam mieć mięsnie w miejscach gdzie się ich nie spodziewałam. Może kiedyś je będe miała.
Na koniec zaliczyłam łaźnię parową i saunę (króciutko, własciwie tylko żeby się rogrzać). Pomysł okazał się niezły, dziś się obudziałam bez śladu zakwasów czy zmęczenia potreningowego.
Dzisiaj natomiast...
Kabaty. Zastanawiałam się, czy jechać, ale ostatecznie bieg z okazji Dnia Kobiet na Kabatach ma niepowtarzalny urok.
Wybrałam się ztaem, z mocnym postanowieniem pobiegnięcia tak...byledobiec. Treningowo. Jak już się zorientowałam, jak jest (ślisko), zdecydowalam, że biegnę na zmieszczenie się w 50 minutach.
Zatem - Kabacka Dyszka w 48:56.
Sprzęt.
Pobiegłam w Brooksach. Troszkę się poslizgałam.
Poza tym jeszcze cieplejsze leginsy (niepotrzebnie), koszulka z krótkim, kurteczka Polska Biega by Puma, koszulka startowa. Czapka. Bez rękawiczek. Miejscami było mi nawet ciut za ciepło.
Prawdziwe zawody będą jutro.
Tymczasem w górze brzucha odzywają mi się jakieś zakwasy.
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Ekomaraton, odc. 4, ostatni.
Nie jadę do Monaco
Ale zrobiłam, co mogłam.
10,2 km w 46 minut. Pierwszy kilometr - 4:20... Do 5. - poniżej 4:30, potem minimalnie zwolniłam, ale minimalnie.
Dwa pierwsze kółka prowadziłam w stawce kobiet, na trzecim poległam. Ale starałam się walczyć do końca
Moje uzbrojone po zeby kolce Pumy. Uzbrojone, bo kolce 6mm są w tej chwili wymienione i w każdym bucie jest 6 kolcow 12 mm (zewnętrzne) i 4 po 9 mm (wewnętrzne).
Zbrojenie okazało się przydatne, trasa zaśnieżona, miejscami zmrożona, miejscami błotnista, było co prawda ze 30 m po kostce, ale strata na tym kawałku był doskonale rekompensowana na pozostałych częściach trasy.
Może Adam wrzuci jakieś zdjęcie, bo był i dokumentował, przynajmniej na mecie.
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Jest i zdjęcie.
To był moment, kiedy własnie traciłam pierwszą pozycję w dzisiejszym biegu
A podsumowując tydzień - nie jest imponująco - 65 km. Ale w miarę szybko. Dwa szybkie ciągłe (dzisiaj i wczoraj, wczoraj ciut wolniej, ale przecież to nie był spacer) + interwały w tygodniu...
Zobaczymy jak to dalej pojdzie, ten tydzień powinien być zdecydowanie bardziej objętościowy.
To był moment, kiedy własnie traciłam pierwszą pozycję w dzisiejszym biegu
A podsumowując tydzień - nie jest imponująco - 65 km. Ale w miarę szybko. Dwa szybkie ciągłe (dzisiaj i wczoraj, wczoraj ciut wolniej, ale przecież to nie był spacer) + interwały w tygodniu...
Zobaczymy jak to dalej pojdzie, ten tydzień powinien być zdecydowanie bardziej objętościowy.
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Trzeba było dzisiaj rozbiegać te weekendowe zawody.
Wstałam przed słońcem i wyszłam z domu.
Rześko było. Bardzo rześko.
Na las jeszcze ciut za ciemno (bylo przed 5:30).
Ale nawet na osiedlu bylo w miarę przyjemnie.
14 km BC1
Czas: ~1:17
Pegasusy GTX, grube leginsy, koszulka z dlugim, koszulka z krotkim, kurteczka. Tuba na szyje i czapka. Grube rękawiczki.
Mróz, mróz, mróz...
Ale pieknie. Trochę się już nawet wypuścilam w las, ale bliziutko.
Wstałam przed słońcem i wyszłam z domu.
Rześko było. Bardzo rześko.
Na las jeszcze ciut za ciemno (bylo przed 5:30).
Ale nawet na osiedlu bylo w miarę przyjemnie.
14 km BC1
Czas: ~1:17
Pegasusy GTX, grube leginsy, koszulka z dlugim, koszulka z krotkim, kurteczka. Tuba na szyje i czapka. Grube rękawiczki.
Mróz, mróz, mróz...
Ale pieknie. Trochę się już nawet wypuścilam w las, ale bliziutko.
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Jakiś mam ten tydzień poszarpany...
Ale biegam albo przynajmniej próbuję.
Wtorek, 9.03.
11 km BC1. Wyszlo ok. 1h2'
Malo być z wisienką na torcie czyli jakimiś podskokami na koncu albo przebiezkami, ale żołądek sobie nie życzył. Zresztą, nie zyczył sobie biegać w ogóle. Ale jakoś dałam radę.
Sprzet - jak zwykle.
Środa, 10.03.
Miało być 8 km ciaglego w 2-3 zakresie. Nie wyszło. Był 4 km BC1 + 1,5 km po 4:34 + 1 km wolno + 20 minut ćwiczeń na maszynach + 22 minuty trenigu intrwałowego (4 km).
Po tym 1,5 km odmówil mi pracy żołądek, potem zlapałam jakąś kolkę i nie moglam biec... Interwał minutowy w miarę szybko.
Zaliczylam pierwszą wpadkę na biezni - patrzę, jest jedna wolna (na jakieś 30 które tam jest). No to wlazłam i właczam, ustawiam tempo na osiem i... Malo płuc nie wyplułam. Patrzę. No, jest 8. Ale nie km/h tylko... mil Jedna bieznia jest zaprogramowana na mile. Zgłupiałam Naszczęscie zwolniła się normalna.
Czwartek, 11.03.
Dzisiaj szlam do pracy pozniej, bo na 10 z kotem do weterynarza (na pobieranie krwi, masakra). Zatem dopiero o 7 wytoczylam się z domu i rączo popedziłam do lasu - po raz pierwszy od stycznia. Wyszło mi tego...19 km krosu. Miejscami oblodzonego krosu, ale bardzo, bardzo przyjemnego
19 km kros, czas - ~1:49.
Spróbuję może jutro ten ciągły...
Ale biegam albo przynajmniej próbuję.
Wtorek, 9.03.
11 km BC1. Wyszlo ok. 1h2'
Malo być z wisienką na torcie czyli jakimiś podskokami na koncu albo przebiezkami, ale żołądek sobie nie życzył. Zresztą, nie zyczył sobie biegać w ogóle. Ale jakoś dałam radę.
Sprzet - jak zwykle.
Środa, 10.03.
Miało być 8 km ciaglego w 2-3 zakresie. Nie wyszło. Był 4 km BC1 + 1,5 km po 4:34 + 1 km wolno + 20 minut ćwiczeń na maszynach + 22 minuty trenigu intrwałowego (4 km).
Po tym 1,5 km odmówil mi pracy żołądek, potem zlapałam jakąś kolkę i nie moglam biec... Interwał minutowy w miarę szybko.
Zaliczylam pierwszą wpadkę na biezni - patrzę, jest jedna wolna (na jakieś 30 które tam jest). No to wlazłam i właczam, ustawiam tempo na osiem i... Malo płuc nie wyplułam. Patrzę. No, jest 8. Ale nie km/h tylko... mil Jedna bieznia jest zaprogramowana na mile. Zgłupiałam Naszczęscie zwolniła się normalna.
Czwartek, 11.03.
Dzisiaj szlam do pracy pozniej, bo na 10 z kotem do weterynarza (na pobieranie krwi, masakra). Zatem dopiero o 7 wytoczylam się z domu i rączo popedziłam do lasu - po raz pierwszy od stycznia. Wyszło mi tego...19 km krosu. Miejscami oblodzonego krosu, ale bardzo, bardzo przyjemnego
19 km kros, czas - ~1:49.
Spróbuję może jutro ten ciągły...
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Piątek, 12.03.
11 km w 57:15.
W szczególach:
1 km wolno
5 km po 4:38-4:40
100 m marsz
900 m trucht
4 km BC1
Po raz pierwszy od grudnia chciałam zrobić ciągły na świezym powietrzu. Z efektu jestem zadowolona. Nie jestem pewna, czy to tempo utrzymalabym jeszcze przez 3 km czy 5 jak poczatkowo planowałam, ale wszystko w swoim czasie. Na razie jestem zadowolona. Myslalam jeszcze o drugiej piatce po przerwie, ale tu już zaprotestowal zoladek, musze skonczyć z plastkowym zarciem :/
BTW, nie wiedzialam, że GTX-ach (Pegasusy, of kors) da się tak szybko biegać.
A propos buty, wyleciało mi z glowy wczoraj. Równiez po raz pierwszy od dawna zalozyłam Betasso. Jak w nich biegałam po chodniku/asfalcie, miałam jakieś problemy, a to łydka mnie bolała, a to stopa, a to coś... A wczoraj w tym lesie bylo wprost (tfu) idealnie - własciwe miejsce i właściwe buty. Jakbym się w nich urodzila.
Szersza refleksja jest taka, ze jeszcze przed zimą nie zachęcałam nikogo do kupowania specjalnych butów zimowych. Po TEJ zimie bardzo je doceniam. I jeszcze pewnie kilka dni będą w użytkowaniu
11 km w 57:15.
W szczególach:
1 km wolno
5 km po 4:38-4:40
100 m marsz
900 m trucht
4 km BC1
Po raz pierwszy od grudnia chciałam zrobić ciągły na świezym powietrzu. Z efektu jestem zadowolona. Nie jestem pewna, czy to tempo utrzymalabym jeszcze przez 3 km czy 5 jak poczatkowo planowałam, ale wszystko w swoim czasie. Na razie jestem zadowolona. Myslalam jeszcze o drugiej piatce po przerwie, ale tu już zaprotestowal zoladek, musze skonczyć z plastkowym zarciem :/
BTW, nie wiedzialam, że GTX-ach (Pegasusy, of kors) da się tak szybko biegać.
A propos buty, wyleciało mi z glowy wczoraj. Równiez po raz pierwszy od dawna zalozyłam Betasso. Jak w nich biegałam po chodniku/asfalcie, miałam jakieś problemy, a to łydka mnie bolała, a to stopa, a to coś... A wczoraj w tym lesie bylo wprost (tfu) idealnie - własciwe miejsce i właściwe buty. Jakbym się w nich urodzila.
Szersza refleksja jest taka, ze jeszcze przed zimą nie zachęcałam nikogo do kupowania specjalnych butów zimowych. Po TEJ zimie bardzo je doceniam. I jeszcze pewnie kilka dni będą w użytkowaniu
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Oj, coś zaniedbałam bloga... Cóż, life is brutal, ostatnio coraz cześciej dochodzę do wniosku, ze jezeli mam wybierac między bieganiem a pisaniem o bieganiu - wybieram to piewrsze. Bo drugie bez pierwszego jest jakieś niekompletne. Jak lizanie lizaka przez papierek. I zachwycanie się jego smakiem.
Spróbujmy zatem z odtworzenia:
W piatek juz nie poszlam do klubu. Bylam potwornie zmeczona. W ramach poprawy nastroju poszlam na zakupy i kupiłam sobie kilka megakobiecych ciuszków. Dla odmiany od legginsów i dresów.
Sobota, 13.03.
Falenica. 10 km - 54:02. Najszybciej w tym sezonie.
Miałam ze sobą kolce, ale ostatecznie pobiegłam w Betasso.
Bałam się zbiegać w kolcach, jeszcze ich tak nie opanowałam.
Potem rozbolało mnie kolano. Z bolącym pojechalam do Galerii Mokotów zrobic sobie footskan i cardio-coś tam. Jak będę miala wolną chwilę - opiszę dokladniej. W każdym razie poziom stresu mam zauwazalnie wyższy niż średnia przecietna, a stopy super neutralne.
Potem.... potem był bardzo miły wieczór u zaprzyjaźnionej biegaczki Bardzo dziękujemy (choć tak późno).
Niedziela, 14.03.
W planie bylo długie wybieganie, ale się wyspałam (aż do 7.30), potem musiałam popracować, w końcu wzięłam się za sprzątanie i porzadki w szafach. Miałam wyjść po południu, ale zaczął sypać śnieg. Kolano dalej ćmilo, więc zwaliłam na kolano i odpuściłam sobie w ogóle.
Poniedziałek, 15.03.
Wyszłam z domu i... wpadłam w śnieg do pół łydki. Widok byl bajeczny, wschodzilo słońce, nad kanalkiem unosily się klęby pary, a wszystko było pokryte czyściutkim śniegiem. W tych miłych okolicznosciach przyrody przebiegłam 13 km, bo na więcej nie miałam siły woli.
Zatem 13 km w czasie... nie pamiętam, coś ok. 1:15, może trochę szybciej.
Kolano mnie potem bolalo dosc mocno.
Wtorek, 16.03.
Z bolącym kolanem wyruszyłam w trasę, która wygladała tylko nieznacznei lepiej niż w poniedziałek. Pomyślalam przez chwilę o jakimś milym krosiku, ale jak tylko wpadlam na leśną scieżkę, zapadłam się w snieg prawie po kolana (na ścieżce) wykonałam kilometr podskoków w czasie 6:15 i szybciutko wrócilam na bardziej przyjazny szlak. Zrobiłam sobie za to podbiegi pod cmentarz.
W sumie:
14,5 km w tym 10x130 m podbieg. Czas...1:24.
Kolano zapakowałam w stabilizator.
Środa, 17.03.
W planie byl drugi zakres na bieżni. Ale wyszłam z pracy o 21.30 i uznałam, ze jednak pora do domu.
Kolano bylo mi wdzięczne.
Czwartek, 18.03.
10 km w 51:30.
W tym 5 km po 4:40-4:45.
Kolano już prawie nie boli. Może zajrzę dzis na jakiś fitness...
I zapisałam się do Dębna
Spróbujmy zatem z odtworzenia:
W piatek juz nie poszlam do klubu. Bylam potwornie zmeczona. W ramach poprawy nastroju poszlam na zakupy i kupiłam sobie kilka megakobiecych ciuszków. Dla odmiany od legginsów i dresów.
Sobota, 13.03.
Falenica. 10 km - 54:02. Najszybciej w tym sezonie.
Miałam ze sobą kolce, ale ostatecznie pobiegłam w Betasso.
Bałam się zbiegać w kolcach, jeszcze ich tak nie opanowałam.
Potem rozbolało mnie kolano. Z bolącym pojechalam do Galerii Mokotów zrobic sobie footskan i cardio-coś tam. Jak będę miala wolną chwilę - opiszę dokladniej. W każdym razie poziom stresu mam zauwazalnie wyższy niż średnia przecietna, a stopy super neutralne.
Potem.... potem był bardzo miły wieczór u zaprzyjaźnionej biegaczki Bardzo dziękujemy (choć tak późno).
Niedziela, 14.03.
W planie bylo długie wybieganie, ale się wyspałam (aż do 7.30), potem musiałam popracować, w końcu wzięłam się za sprzątanie i porzadki w szafach. Miałam wyjść po południu, ale zaczął sypać śnieg. Kolano dalej ćmilo, więc zwaliłam na kolano i odpuściłam sobie w ogóle.
Poniedziałek, 15.03.
Wyszłam z domu i... wpadłam w śnieg do pół łydki. Widok byl bajeczny, wschodzilo słońce, nad kanalkiem unosily się klęby pary, a wszystko było pokryte czyściutkim śniegiem. W tych miłych okolicznosciach przyrody przebiegłam 13 km, bo na więcej nie miałam siły woli.
Zatem 13 km w czasie... nie pamiętam, coś ok. 1:15, może trochę szybciej.
Kolano mnie potem bolalo dosc mocno.
Wtorek, 16.03.
Z bolącym kolanem wyruszyłam w trasę, która wygladała tylko nieznacznei lepiej niż w poniedziałek. Pomyślalam przez chwilę o jakimś milym krosiku, ale jak tylko wpadlam na leśną scieżkę, zapadłam się w snieg prawie po kolana (na ścieżce) wykonałam kilometr podskoków w czasie 6:15 i szybciutko wrócilam na bardziej przyjazny szlak. Zrobiłam sobie za to podbiegi pod cmentarz.
W sumie:
14,5 km w tym 10x130 m podbieg. Czas...1:24.
Kolano zapakowałam w stabilizator.
Środa, 17.03.
W planie byl drugi zakres na bieżni. Ale wyszłam z pracy o 21.30 i uznałam, ze jednak pora do domu.
Kolano bylo mi wdzięczne.
Czwartek, 18.03.
10 km w 51:30.
W tym 5 km po 4:40-4:45.
Kolano już prawie nie boli. Może zajrzę dzis na jakiś fitness...
I zapisałam się do Dębna
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
O fitnesie to w tym tygodniu mogłam sobie zapomnieć.
Cud mniemany, że w ogóle udało mi się coś niecoś pobiegać.
Piątek, 19.03.
14,5 km BC1, czas 1:18.
Buciki już wiosenne, Euthopia wyszła z szafy, a nogi niosły, jakby stopy były li i jedynie w skarpetkach.
Sobota, 20.03.
Ostatni Zimowy Bieg Górski w Falenicy. Ostatni w sensie takim, że za tydzień to już nie planuję górek, a poza tym podobno już jest wiosna (od popołudnia).
W lesie natomiast były 4 pory roku, lodowisko, katorżnik i pustynia - wszystko naraz. Trzeba było mocno uważać, żeby dobiec w jednym kawałku i bez żadnych urazów.
Ale i tak wyszło nie najgorzej - 10 km, 55:24.
Buciki - Brooksy (Cascadia 3).
Po biegu natychmiast na nowo rozbolało mnie kolano. Dobrze, że to już ostatnie górki były...
No, to został tydzień do proby generalnej i trzy tygodnie do próby... Właśnie, jakiś cel bym sobie może postawiła...?
Cud mniemany, że w ogóle udało mi się coś niecoś pobiegać.
Piątek, 19.03.
14,5 km BC1, czas 1:18.
Buciki już wiosenne, Euthopia wyszła z szafy, a nogi niosły, jakby stopy były li i jedynie w skarpetkach.
Sobota, 20.03.
Ostatni Zimowy Bieg Górski w Falenicy. Ostatni w sensie takim, że za tydzień to już nie planuję górek, a poza tym podobno już jest wiosna (od popołudnia).
W lesie natomiast były 4 pory roku, lodowisko, katorżnik i pustynia - wszystko naraz. Trzeba było mocno uważać, żeby dobiec w jednym kawałku i bez żadnych urazów.
Ale i tak wyszło nie najgorzej - 10 km, 55:24.
Buciki - Brooksy (Cascadia 3).
Po biegu natychmiast na nowo rozbolało mnie kolano. Dobrze, że to już ostatnie górki były...
No, to został tydzień do proby generalnej i trzy tygodnie do próby... Właśnie, jakiś cel bym sobie może postawiła...?
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Dzień jak co dzień chciałoby się napisać albo inaczej - niedziela jak co niedziela, od lutego w niedzielę rano muszę przez chwilę popracować. Tak z godzinkę-półtorej. Rozwala mi to poranek paskudnie. Jeszcze jak są zawody - luz, wstaję o 6 i o 8 mogę się pozbierać. Ale jak mam po prostu sobie pobiegać, to po pierwsze wstaję chwilę później, a po drugie...
Jakoś po 9 nie mam motywacji żeby wyjść...
Dzisiaj zanosiło się, ze będzie jak tydzień temu - rano praca, potem zamiast sprzątania wyprawa na drugi koniec miasta do sklepu (m.in. sportowego)...I jak już wróciłam do domu, zjadłam coś małego, złapałam oddech i stwierdziłam, ze idę biegać, to tak jak tydzień temu zaczęło śnieżyć, tak dziś zaczęło lać... Ale postanowiłam nie wracać do cywilnych ciuchów. I po kwadransie deszcz jakby zelżał, a ja wybiegłam.
Miał być las, ale ścieżki leśne u wbiegu przypominały wczorajszą Falenicę. Więc grzeczniutko wróciłam na chodniczek. Troszkę padało. Potem na chwilę przestało. Potem nawet było jakby słońce. Na 12. km złapało mnie urwanie chmury. Ale byłam w połowie kółka, mogłam wracać 2 km albo biec przed siebie 3, po tych trzech było mi właściwie wszystko jedno, na horyzoncie robiło się jasniej...
Ostatecznie wyszlo 20 km BC1 w 1:49:30.
A potem juz bez deszczu - 10x200/200. Te dwusetki nie były megaszybko, wyszły po ~50 sek. Ale trochę uwazałam na to nieszczęsne kolano. Dało radę.
Reasumując - 24 km w niespełna 2:11. W deszczu.
A w domu właściwie wszystko wyżymałam...
Jakoś po 9 nie mam motywacji żeby wyjść...
Dzisiaj zanosiło się, ze będzie jak tydzień temu - rano praca, potem zamiast sprzątania wyprawa na drugi koniec miasta do sklepu (m.in. sportowego)...I jak już wróciłam do domu, zjadłam coś małego, złapałam oddech i stwierdziłam, ze idę biegać, to tak jak tydzień temu zaczęło śnieżyć, tak dziś zaczęło lać... Ale postanowiłam nie wracać do cywilnych ciuchów. I po kwadransie deszcz jakby zelżał, a ja wybiegłam.
Miał być las, ale ścieżki leśne u wbiegu przypominały wczorajszą Falenicę. Więc grzeczniutko wróciłam na chodniczek. Troszkę padało. Potem na chwilę przestało. Potem nawet było jakby słońce. Na 12. km złapało mnie urwanie chmury. Ale byłam w połowie kółka, mogłam wracać 2 km albo biec przed siebie 3, po tych trzech było mi właściwie wszystko jedno, na horyzoncie robiło się jasniej...
Ostatecznie wyszlo 20 km BC1 w 1:49:30.
A potem juz bez deszczu - 10x200/200. Te dwusetki nie były megaszybko, wyszły po ~50 sek. Ale trochę uwazałam na to nieszczęsne kolano. Dało radę.
Reasumując - 24 km w niespełna 2:11. W deszczu.
A w domu właściwie wszystko wyżymałam...
- Beauty&Beast
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 11 wrz 2007, 09:07
- Życiówka na 10k: 00:45:29
- Życiówka w maratonie: 3:42:02
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Czas, czas, czas... Kolezanka mi wczoraj napisała, że to co robię, to niewolnictwo, nie praca.
Może i ma rację, problem jest jeden - ja tę swoją pracę cholernie lubię. I jako zawód w ogóle, i w tej konkretnej firmie w szczególe. Nawet jeżeli czasami jest jak jest i wychodzę z biura o 23 jak wczoraj. Po tym jak wczesniej wstalam o 5 żeby pobiegać...
Poniedziałek, 22 marca.
12 km BC 1. Czas: 1:08. Początek byl trudny, bolalo mnie kolano, biodro i w ogóle mialam ochotę zawrócić. Pierwsze 1,5 km po 6:30, potem się pozbierałam...
Kiedy o 23 wychodziłam z pracy, byłam przekonana, że wtorek będzie biegowo wolny. Tym bardziej, ze kolano...
Ale kiedy wysiadłam z taksówki, okazalo się, że kolano mnie nie boli...
Przestawilam budzik tylko o kwadrans... Potem długo wstawałam, ale jednak...
Wtorek, 23 marca.
8,3 km BC1
10x150 m skip A,C, wieloskok (na tartanie, wlazlam przez dziurę w siatce)
100 m sprint (ale coś wolny)
1 km BC1 wolno.
W sumie - 11 km, czas: 1:02.
Kolano nie boli...
Może i ma rację, problem jest jeden - ja tę swoją pracę cholernie lubię. I jako zawód w ogóle, i w tej konkretnej firmie w szczególe. Nawet jeżeli czasami jest jak jest i wychodzę z biura o 23 jak wczoraj. Po tym jak wczesniej wstalam o 5 żeby pobiegać...
Poniedziałek, 22 marca.
12 km BC 1. Czas: 1:08. Początek byl trudny, bolalo mnie kolano, biodro i w ogóle mialam ochotę zawrócić. Pierwsze 1,5 km po 6:30, potem się pozbierałam...
Kiedy o 23 wychodziłam z pracy, byłam przekonana, że wtorek będzie biegowo wolny. Tym bardziej, ze kolano...
Ale kiedy wysiadłam z taksówki, okazalo się, że kolano mnie nie boli...
Przestawilam budzik tylko o kwadrans... Potem długo wstawałam, ale jednak...
Wtorek, 23 marca.
8,3 km BC1
10x150 m skip A,C, wieloskok (na tartanie, wlazlam przez dziurę w siatce)
100 m sprint (ale coś wolny)
1 km BC1 wolno.
W sumie - 11 km, czas: 1:02.
Kolano nie boli...