Oj, coś zaniedbałam bloga... Cóż, life is brutal, ostatnio coraz cześciej dochodzę do wniosku, ze jezeli mam wybierac między bieganiem a pisaniem o bieganiu - wybieram to piewrsze. Bo drugie bez pierwszego jest jakieś niekompletne. Jak lizanie lizaka przez papierek. I zachwycanie się jego smakiem.
Spróbujmy zatem z odtworzenia:
W piatek juz nie poszlam do klubu. Bylam potwornie zmeczona. W ramach poprawy nastroju poszlam na zakupy i kupiłam sobie kilka megakobiecych ciuszków. Dla odmiany od legginsów i dresów.
Sobota, 13.03.

Falenica. 10 km - 54:02. Najszybciej w tym sezonie.
Miałam ze sobą kolce, ale ostatecznie pobiegłam w Betasso.
Bałam się zbiegać w kolcach, jeszcze ich tak nie opanowałam.
Potem rozbolało mnie kolano. Z bolącym pojechalam do Galerii Mokotów zrobic sobie footskan i cardio-coś tam. Jak będę miala wolną chwilę - opiszę dokladniej. W każdym razie poziom stresu mam zauwazalnie wyższy niż średnia przecietna, a stopy super neutralne.
Potem.... potem był bardzo miły wieczór u zaprzyjaźnionej biegaczki

Bardzo dziękujemy (choć tak późno).
Niedziela, 14.03.
W planie bylo długie wybieganie, ale się wyspałam (aż do 7.30), potem musiałam popracować, w końcu wzięłam się za sprzątanie i porzadki w szafach. Miałam wyjść po południu, ale zaczął sypać śnieg. Kolano dalej ćmilo, więc zwaliłam na kolano i odpuściłam sobie w ogóle.
Poniedziałek, 15.03.

Wyszłam z domu i... wpadłam w śnieg do pół łydki. Widok byl bajeczny, wschodzilo słońce, nad kanalkiem unosily się klęby pary, a wszystko było pokryte czyściutkim śniegiem. W tych miłych okolicznosciach przyrody przebiegłam 13 km, bo na więcej nie miałam siły woli.
Zatem 13 km w czasie... nie pamiętam, coś ok. 1:15, może trochę szybciej.
Kolano mnie potem bolalo dosc mocno.
Wtorek, 16.03.

Z bolącym kolanem wyruszyłam w trasę, która wygladała tylko nieznacznei lepiej niż w poniedziałek. Pomyślalam przez chwilę o jakimś milym krosiku, ale jak tylko wpadlam na leśną scieżkę, zapadłam się w snieg prawie po kolana (na ścieżce) wykonałam kilometr podskoków w czasie 6:15 i szybciutko wrócilam na bardziej przyjazny szlak. Zrobiłam sobie za to podbiegi pod cmentarz.
W sumie:
14,5 km w tym 10x130 m podbieg. Czas...1:24.
Kolano zapakowałam w stabilizator.
Środa, 17.03.
W planie byl drugi zakres na bieżni. Ale wyszłam z pracy o 21.30 i uznałam, ze jednak pora do domu.
Kolano bylo mi wdzięczne.
Czwartek, 18.03.
10 km w 51:30.
W tym 5 km po 4:40-4:45.
Kolano już prawie nie boli. Może zajrzę dzis na jakiś fitness...
I zapisałam się do Dębna
