Oki. Piszę, bo mi jeden maruda żyć nie daje, że nic nie piszę

.
Pierwszy raz od ponad półtora roku nie nabiegałem ani jednego km w tygodniu... Co tu dużo pisać - przy tych mrozach po prostu wymiękłem. Po ponad półtora godzinnym bieganiu w niedzielę, tydzień temu czułem, że coś za dużo tego zimnego powietrza się nawdychałem i raczej to się nie przysłużyło moim płucom. A było zaledwie -3*C, może -4*C... Pół biedy, że tamten tydzień dużo sobie pobiegałem, bo w sumie 5 treningów zrobiłem. No ale po tamtej niedzieli jakiś kaszelek się przyplątał (inny niż ten, jaki męczy mnie od ponad roku). W tamten tydzień, kiedy biegałem tak dużo (a jak nie biegałem, to ćwiczyłem) postanowiłem sobie poeksperymentować z zimnem. Zaraz po treningu wskakiwałem w krótkie spodenki i sru - przd blok do śniegu na kolana

. Przedświętmi szukałem jakiś morsów i znalazłem, że w Bielsku goście spotykają się w niedziele o 7.30 rano... Daleko nie mam, ale ta pora... w niedzielę... toż to środek nocy

. No ale żeby nie zrobić z siebie cieniasa chciałem w ogóle sprawdzić, czy takie cuś w ogóle zdzierżę. A mam podstawy do obaw, bo np. po biegu na Rysiankę wlazłem se do górskiego potoku, gdzie woda była znacznie cieplejsza niż teraz w zimie pewnie jest i po kilkunastu sekundach po prostu „urywało” mi nogi (kłaniają się problemy z krążeniem). No i w tym śniegu za 1. razem wytrzymałem ledwo z 5'' i z dnia na dzień coraz dłużej i za 5. razem siedziałem se w tym śniegu już prawie pół minuty. Skończyłem całą serię „eksperymentów” następnego dnia (w sobotę). Wystawiłem na balkon wiadro z wodą i do wieczora woda ochłodła, a żeby mieć pewność, że jest całkiem zimna to nawrzucałem jeszcze do niej śniegu z balkonu

. Akurat w ten dzień nie biegałem tylko zapodałem sobie gimnastykę i wziąłem to wiadro z balkonu do łazienki i wlazłem do niego szłapą. Śnieg przy tej wodzie, która miała z 1, może 2*C (taka kasza śnieżna, bo śnieg się przez godzinę nie stopił) to był pikuś. Wody miałem do połowy łydki i po 20'' miałem wrażenie, że mi nogę urywa. Jednak to chyba nie dla mnie. Ostatnio zaś byłem u doktorka z tym moim kaszelkiem, co mnie od roku męczy i oczywiście zapomniałem wziąć od doktorka skierowanie do naczyniowca co by mi te żyły w nogach pooglądał. No cóż. Do kaszlu dochodzi skleroza

. No i z tego, co pisałem u morsów, to nikt mi nie był w stanie powiedzieć co w takiej sytuacji z moimi klepetami ... Przy tym wszystkim z lodowatych kąpieli tej zimy jednak zrezygnuję. Poza tym jestem w sytuacji, w której lepiej, żebym nie chorował, a takie ewentualne „proszenie się” o chorobę byłoby wręcz nieodpowiedzialne. No ale szczegóły to może przy okazji, bo już popisałem sporo.
Oglądacie mecze ME w piłce ręcznej??? Oglądanie „naszych” to po prostu czysta przyjemność. No ale po wczorajszym meczu z Hiszpanią dochodzę do wniosku, że jak prowadzą 8. bramkami, to oglądanie jest nudne... Nie to co w piątek ze Słowenią - to były emocje! na 3,5' przed końcem przegrywaliśmy 4. bramkami i powiedziałem synowi, że to już jest po meczu. I co? Kopara! Zdołali zremisować. Poza tym patrząc jak się tam na tym boisku traktują, to pełen szacuneczek. Trzeba mieć odwagę by brać udział w tak brutalnej grze. Nie to co te, za przeproszeniem, ciotki od piłki kopanej co go za koszulkę złapać to frunie, że ho ho

.
Aha - może jeszcze napiszę, że mojej 5-letniej córce kupiłem narty i uczę ją. Póki co bardzo jej się podoba i zadziwiająco dobrze jej to idzie

. Na przyszły sezon będę miał z kim jeździć

.
Pozdrawiam.