1Pan Szeryf Forum pisze: Ale nie bo co? Dlaczego nie?
a) inna praca mięśniowa - inna technikaPiotrekMarysin pisze: Doświadczałem tego osobiście, czując fizyczną, namacalną różnicę. A jeśli to mało dla osób, które nad praktykę przedkładają teoretyzowanie, to mimo tej samej intensywności jest to inny bodziec np. ze względu na inną pracę włókien mięśniowych, inne kąty pracy stawów, inne przeciążenia i obciążenia mięśni.
dygresja: Daniels zaleca M pace zamiast easy zwłaszcza dla wolniejszych biegaczy dla niekaleczenia techniki.
b)długotrwałe koszty szybszych - czyli mikrourazy odkładające się w kolanach, łokciach :)
2
wiadomo.Jurek z Lasu pisze:Każdy trening (nawet o takiej samej intensywności i czasie trwania) jest zupełnie innym bodźcem treningowym. Robi się je na różnych poziomach zmęczenia organizmu, w różnych warunkach atmosferycznych, w różnej fazie przygotowań, itp. - nie wejdziesz dwa razy do tej samej rzeki.
natomiast, co może was zainteresować, parę tygodni temu znalazłem na letsrun link do artykułu, który rozprawiał się z mitem "roztruchtania po zawodach, celem szybszego usunięcia szkodliwych produktów przemian energetycznych. pomijając główną tezę artykułu, pojawił się tam ciekawy trop:
dużym atutem truchtania dzień po starcie jest fakt, że pracując na takim zmęczeniu, nawet lekki trucht jest porządnym bodźcem treningowym.
3 im bardziej zaawansowany zawodnik- tym większy udział bodźców o charakterze specjalnym w treningu (to z lektury Szula).
Canova pewnie też by się z tym zgodził. czyli, nie wprost, bodźce ogólne (np te nieszczęsne 70% HRMAX) mają coraz mniejsze znaczenie z rozwojem sportowym.
---------------------------------------------------------------------------------
Jak myślisz, ilu młodych, utalentowanych biegowo, ambitnych, sensownie prowadzonych chłopaków - czyli potencjalnych czempionów czyta ten wątek? :)))2.Do @Russiana : czytał Ja wszystko o czym piszesz, wszystkie posty jakie Ty wynalazł też. Piekne to wszyćko i mądre. Zastanawiam się zatem jak się to ma do tych którzy wygrywają takie biegi na świecie. Odpowiedź: nijak. Oni po prostu zapier ... i tyle.
u poważnych zawodników właściwą miarą treningu są wyniki.
u amatorów - realna stopa zwrotu z treningu - czyli stosunek czasu przeznaczonego na trening do wyników.
chyba, że czyta nas jakiś ambitny rentier.
z mojej obecnej perspektywy (żona, dwójka dzieci,praca na utrzymanie tejże wspaniałej rodziny, a w czasie wolnym remont chaty do której mamy się w końcu przeprowadzić) - średnio mnie obchodzi trening dwa albo trzy razy dziennie.
moją idee fixe w tym roku jest:
amator taki jak ja nie ma czasu na porządną ilość treningów. więc może nadrobić jakością.
w bieżącym roku nie miałem tygodnia, w którym przebiegłem na treningach choćby 100km. nie miałem tygodnia, w którym biegałem codziennie. na palcach jednej ręki mogę policzyć te, w których biegałem 6 razy.
- ale też treningów typu 10km na tętnie do 75% - poza roztruchtaniami startów, sobie nie przypominam...
widzę rezerwy, i staram się eksplorować takie podejście do treningu. nic ponadto.
zdrówko