Dzięki Panowie! Z wielu źródeł czytam i słyszę opinię, że nie jestem samotny we wczorajszej porażce, że temperatura, warunki etc. nie były jednak optymalne.
Ale ja nadal pozostanę przy swoim - po dokładnej i już chłodnej analizie odnajduję 2 podstawowe błędy we wczorajszym swoim biegu (a nawet trzy) - (1 - choć chyba najmniej poważny) - w pierwszej połówce pobiegłem za zającem na 3:00, a on biegł momentami jednak trochę za szybko (ok. 4:07); (2 - najważniejszy) - decyzja o rezygnacji z żelu na 33 km, moim zdaniem gdybym zjadł też żel miałbym przynajmniej szansę przetruchtać w okolicach 5 min/km te ostatnie 1,5 km (3 - konsekwencja 2go) - przyspieszenie za podbiegiem, powinienem jednak ostrożniej to zrobić. Ale to takie "frycowe" biegacza, który biegł dopiero drugi maraton, sądzę, że lekcja mi się przyda.
ssokolow na 42 km nie miałem nawet siły się wkurzać, nie miałem dokładnie siły na nic, oprócz powłóczenia nogami
pikkot tej jesieni już się nie uda. Może pobiegnę Starą Miłosną, ale w okolicach 3:30-4:00 traktując ją jako miłe długie wybieganie. Jeśli starczy mi determinacji to spróbuję w listopadzie pobiec jakąś dyszkę i w końcu zejść poniżej 40 min, chociaż bez napinki. No i może Toruń i półmaraton świętych, ale też raczej na luzie.
Bartess oczywiście, że świat się nie kończy. Przede mną (nami wszystkimi) jeszcze masa biegania
A dziś ogólnie do końca zrozumiałem ten kultowy filmik:
http://www.youtube.com/watch?v=m-hCuYjvw2I