Piter, przyznam, że teraz nawet mnie rozbroiłeś
Widzę, że lepiej nie dyskutować z Tobą o liczbach. Zamiast tego podyskutujmy o tym, dlaczego ludzie zostają wegetarianami lub ekologiami. Na dzień dzisiejszy mam 2 teorie dotyczące ludzi takich jak my, czyli nieczerpiących z tego zysku (w przeciwieństwie do autorów różnego rodzaju raportów):
1. Zwiększenie atrakcyjności względem samic/samców
2. Potrzeba wiary
Punkt pierwszy jest oczywisty. Samiec musi się w jakiś sposób wyróżnić, aby przyciągnąć samicę. Najprościej to zrobić urodą lub ogólnym sukcesem, np. materialnym, wtedy wyraźnie pokazujemy, że nasz zestaw genów daje szanse w społeczeństwie. Jeśli jednak ktoś nie ma urody Apolla lub portfela Onassina, musi się wyróżnić w inny sposób. Oczywiście bez obrazy Piter, to dotyczy również mnie, tylko moje socjologiczne stroszenie pawiego ogona przyjmuje inną formę. To jest zasada - wyróżnij się lub zgiń. Bycie ekologiem w pewnych kręgach jest dobrym sposobem na wyrywanie panienek, nie zaprzeczę, szczególnie w liceum i na tzw wrażliwych kierunkach studiów. Co najciekawsze, to nie zanika nawet po dobraniu się w pary, bo samiec wciąż ma potrzebę potwierdzania się.
Punkt drugi rozwijałem kiedyś w innym wątku. W skrócie: człowiek musi w coś wierzyć. Ten, kto zaspokaja swoją potrzebę wiary w ramach społecznie akceptowalnej religii, rzadko chwyta się ideologii typu wegetarianizm. Nawet jeśli przechodzi na dietę wegetariańską, raczej nie zostaje bojownikiem o jedyny słuszny sposób żywienia (ilu znacie głęboko wierzących katolików, Żydów czy muzułmanów - wegetarian?). Prawdziwymi fanatykami są Ci, dla których jest to jedyna wiara. Ponieważ jest to wiara społecznie mało akceptowalna, a nawet oni sami zdają sobie podświadomie sprawę z miałkości różnego rodzaju "naukowych" argumentów, przybiera to charakter fanatycznej agitacji. Zwróćcie uwagę, że wiele religii przechodzi fazę agresji, dotyczyło to chrześcijaństwa, dotyczy islamu, dotyczy wreszcie sporej części różnego rodzaju wegetarian, wróżbitów itp. Silna potrzeba wiary + frustracja wynikająca z bycia nieakceptowalną społecznie mniejszością = chęć szerzenia wiary = agresja wobec innowierców.
Wreszcie trochę innym typem są tzw. wrażliwe panienki. Jest taki okres w życiu każdego dziewczęcia, że odczuwa ona silna potrzebę pomagania dzieciom w Afryce, troskę o los zwierząt, o klimat itd. Większość szybko z tego wyrasta, niektóre (ale to rzadko) do końca życia zostają wierne ideologii, ale podchodzą do tego bardziej dojrzale, inne nigdy nie wyrastają. Do takich przypadków trzeba podchodzić z tolerancją, tym bardziej, że często są to świetne, fajne, ładne gorące laski, którym faza ekologiczna po jakimś czasie mija. Bardzo fajna scena była u Henrego Millera, który opisywal taka paplającą dziewczynę, która opowiadała o jakichs religijnych uniesieniach, podczas gdy on gorliwie potakiwał i ściągał z niej sukienkę ; )
Według mnie - najuczciwszym sposobem bycia wegetarianinem jest przyznanie, że robi sie to dla picu albo w ramach ideologii. Np. dobrze rozumiem, że ktoś nie je mięsa, bo mu szkoda zwierząt. To nie moja bajka, ale to rozumiem. Wystarczy to napisać i dalsza dyskusja jest zbędna. Miotanie się w ogniu wątpliwych argumentów, liczb - to jest już rozpaczliwe potwierdzanie, że moja wiara jest słuszna. Ani się nikogo nie przekona, ani żadnej panienki na to nie poderwie
