Odświeżam trochę wątek, bo po paru miesiącach jestem w stanie coś więcej powiedziec z perspektywy praktyka, a nie tylko kogoś kto przeczytał książkę Romanova i biegał niedużo.
Czy to działa?
Biegam teraz regularnie 50 km tygodniowo. To oczywiście obiektywnie rzecz biorąc niewiele, ale w relacji do tego co byłem w stanie osiągnąć w zeszłym sezonie jest to 100% większa objętość. Można więc powiedzieć, że kilka miesięcy "pracy u podstaw" - ćwiczeń siłowych, biegania odcinków z dbałością o technikę - że to wszystko przyniosło efekty.
Oczywiście zgadzam się, że prawdopodobnie można było osiągnąć to w jeszcze inny sposób. Ale skoro udało się to w jakiejś części dzięki Romanovowi, no to plus dla niego.
Teraz kilka przemyśleń z ostatnich miesięcy.
Romanov uważa, że cały czas musimy bardzo uważać na technikę i pilnować jej, nagrywać treningi, analizować każdy ruch. To wg mnie jest częściowo uzasadnione. Jak z każdą nową czynnością mniej lub bardziej złożoną na początku oczywiście to nowe bieganie jest bardzo pochłaniające (biodra do przodu, pięta w górę, krótki krok - duża kadencja, lekko, lądowanie na przodzie stopy, ramiona rozluźnione, ciało lekko pochylone, itd). Po pewnym czasie jednak ten cały wzorzec mniej lub bardziej się internalizuje - po prostu uczymy się go. Nikt przecież po paru miesiacach jazdy samochodem nie myśli czy musi wcisnąc sprzęgło przed zmianą biegu tylko je wciska i zmienia bieg na inny. Tu jest dokładnie tak samo - teraz po prostu wychodzę pobiegać nie myśląc zbytnio o detalach. Nie wiem dlaczego Romanov upiera się przy tym, żeby mówić o tym, że bieganie wymaga ciągłej samokontroli. No, chyba, że z tego Pose niewiele u mnie zostało
Bieganie wolno jak Romanov przykazał jest męczące. Po prostu przy niskich prędkościach jest czymś nienaturalnym podnosić piętę w górę na wysokość kolana. Gdy biegniemy szybciej - zgoda. Mówienie o jednej uniwersalnej technice biegania wydaje mi się więc przesadą. Można wolno ćwiczyć pewne elementy, ale biegać tak się długo nie da
Podbiegi.
Podbiegi w stylu Pose są przy ciut większych prędkościach nieekonomiczne. Krok staje się z uwagi na pochylenie bardzo krótki, a stopa zakroczna siłą rzeczy próbuje nas przemieścić do przodu. Nie wykluczam, że biegając jeszcze szybciej to samo tyczy się biegania po płaskim.
Po okresie "błędów i wypaczeń", gdy nie byłem w stanie przebiec zbyt wiele jednym ciągiem i umierałem przez kilka dni z powodu bólu łydek okazało się, że jednak organizm adaptuje się szybko. Doszedłem do dwóch godzin biegu - w butach bez amortyzacji, po betonie. Samo w sobie to nie jest takie istotne - ważne jest, że zapomniałem o czymś takim jak ból kolana, który dokuczał mi w zeszłym roku. Po dłuższym bieganiu bolą jeszcze mięśnie łydek, czy podudzia, ale muszę przyznać, że to jest przyjemny ból gdy zestawi się go z bólem kolana uniemożliwiającym bieg.
Z butami do Pose jest jeden problem - takich dedykowanych, lekkich nie ma. Modele "casual" nie do końca się nadają, bo np. nie są przewiewne i bieganie w lecie staje się męką.
Do tej pory przetestowałem Adidas Nafute 2 (cienka podeszwa, ale nieprzewiewne), Adidas Arrow (bardziej amortyzujące za sprawą podeszwy z klockami jak w Nike Waffle, ale też da się biegać tak do +15 stopni), Nike Waffle Racer XC - lekkie, bardzo przewiewne buty w teren z opcją instalacji kolców. Ale z uwagi na fakt, że te ostatnie w zasadzie nadają się tylko do lasu (choć biegałem w nich po asfalcie, ale skarcony przez Nagóra zaniechałem tych niecnych praktyk), musiałem zaopatrzeć się w coś bardziej oddychającego. Przyparty do muru kupiłem startówki Adidasa - Adizero RC (nota bene o połowę tańsze niż buty z super amortyzacja). Są najbardziej amortyzująceo spośród wymienionych modeli (i w dodatku wybaczają takie herezje jak lądowanie na pięcie!), ale są też najbardziej przewiewne.
Co do "normalnych" butów biegowych. Po półrocznym rozbracie z Kayano 13 w ubiegłym tygodniu wybrałem się na bieg próbny. Muszę przyznać, że biegło mi się w tych butach... bardzo dziwnie. Nie źle, ale dziwnie. Nie czułem się jakbym biegł, tylko jakbym brodził
To, co dawniej było tak urzekające (żelowa amortyzacja), teraz tak na prawdę trochę przeszkadzało.
Muszę przyznać, że coraz bardziej sceptycznie patrzę na systemy amortyzacji, na gruchy doczepiane do podeszw w okolicach pięty, na mostki, płytki, pręty, systemy propulsji (powodujące paradoksalnie moją repulsję), pianki, gąbki, żele, poduszki powietrzne, molekuły wnikające w głąb i wygładzające nierówności terenu już po 4 dniach, itd.
Ciekawostką jest fakt, że Kayano ścierałem jak typowy pronator, a po zmianie stylu buty ścieram ewidentnie po zewnętrznej stronie, wzdłuż zewnętrznej krawędzi stopy. Jeden człowiek, dwa biomechaniczne wzorce
Z własnych obserwacji wydaje mi się, że ważne jest skupienie się bardziej na ćwiczeniach siłowych i rozciągających niż na doborze butów, które mają rzekomo zapobiec kontuzjom.
Gdy się ma już w miarę mocne nogi i nie ma się nadwagi można biegać w byle czym i po byle czym (95% treningów do tej pory truchtam po betonowych chodnikach).