Czasami jak ktos mówi, ze u niego na wsi się nie da biegać to traktuje to trochę jak wymówkę. Myślę, ze mu się nie chce i biegać da się zawsze.
Ale - przyznam że wczoraj miałem okazję się nad tym głebiej zastanwić.
Mamy na pewno różne poziomy "grubości skóry".
Niektórzy oleją zaczepki i będą robić swoje a niektórzy się zestresują i zniechęcą.
Wołomin w którym mieszkam ostatnio leży na Mazowszu. W Wołominie troche ludzi biega. Wokół są małe wioski. Wczoraj wybrałem się na eksploracje okolic.
Pobiegłem 12 km od miejsca w którym mieszkam - do wsi Zabraniec.
To znaczy - poprostu biegłem godzinę przed siebie - i dotarłem do Zabrańca o którego istnienu nie miałem przedtym pojęcia.
Niska zabudowa, rozwalające się przystanki autobusowe ale trochę też nowszych domów. Jedna ulica wzdłuż której to wszystko jest położone.
I poczułem ten klimat.
Biegłem pod wieczór, trochę ludzi stało przy swoich płotach i przyglądali mi się z .....no właśnie, trudno określić z jakim uczuciem.
Miałem wrażenie - że z zaciekawieniem ale i trochę z dystansem - no bo po co taki człowiek biega - jak sie chce zmęczyć to niech idzie popracować na pole, jak biega to widać leń i nie ma co robić.
W pewnym momencie zacząłęm zbliżać się do grupki młodych mężczyzn, troche podpitych.
Oni na mój widok zareagowali ewidentnie nieprzyjemnie - choć przyznam, ze pewnie był to wynik zaskoczenia i próba zaimponowania przebywającym z nimi niewiastom.
"Spier....laj stąd"
"Nogi Ci zaraz połamię"
i takie tak miłe sympatyczne pozdrowienia.

Pobiegłem kawałek za Zabraniec - zegarek wskazał godzinę - i musiałem wracać - tą sama drogą.
Zastanawiałem się jak zareagują teraz.
No więc - najpierw spotkałem jakichś młodych 11-12 letnich chłopaczków.
Jak mnie zobaczyli - to biegiem ruszyli mi na spotkanie.
" Ile Pan juz przebiegł ? "
" No, z Wolomina i teraz wracam"
"Ja Cię !!!"

Potem zobaczyłem tamtą grupkę.
Ale wyraźnie byłem już ich znajomym bo ten najbardziej agresywny akurat stał z boku drogi oblewając drzewo.
"Poczekaj, pobiegnę z Tobą" - zawołał.
"Powoli biegnę, dogonisz mnie" - odpowiedziałem.
Nie gonił.
Konstatacja moja jest taka.
Ludzie w takich miejscach nie mają wielu rozrywek.
Sport moze być alternatywą.
Potrzebny jest tylko jakis lokalny zapaleniec który będzie w stanie do nich dotrzec.
Bo nawet z tym agresywnym kolesiem pewnie można by się było dogadać, nie mówiąc juz o dzieciakach dla których musiałem być uosobieniem absolutnego supermeństwa.
I mimo, że wiem, że czasami moze być nieprzyjemnie - to nie można się poddawać i trzeba robić swoje.