Wprowadzenie:
generalnie przez ostatni rok trenowałem wolne wybiegania w I zakresie i długie wb (zrzucanie wagi). W marcu zacząłem dokładać przebieżki, a w kwietniu zacząłem wplatać krosy i skipy, ale o umiarkowanym natężeniu. Stąd też moje czasy na owb1 są wolniutkie czyli między 5:50 a 7:30 – zależy od dnia, długości biegu i temperatury.
Niestety do tej pory nie zrobiłem sobie testu Żołądzia, poniekąd dlatego że biegałem właściwie tylko I zakres. Teoretycznie wyliczyłem sobie HRmax jako 182 i podzieliłem zakresy w następujący sposób:
Trucht do 127 uderzeń = 70 % HRmax
Owb1 do 146 = 80 % HRmax
wb2 do 155 = 85 % HRmax
wb3 do 173 = 95 % HRmax
Pierwsza obserwacja:z półmaratonu: jeszcze przed startem tętno podskoczyło mi o 10 uderzeń. Czy to adrenalina?
W pierwszej fazie swobodnego biegu bardzo szybko tętno skoczyło na 168. Biegłem jednak z grupą maratończyków celujących w 5 h, w związku z tym stwierdziłem, że tempo 7/km jest akurat dla mnie, że się nie męczę i jeszcze mogę w miarę swobodnie rozmawiać.
Krótko mówiąc średnie tętno mojego biegu wyszło 168, a najwyższe 182.
Wczoraj, sami wiecie, upał był koszmarny.

Pytanie: czy to możliwe, że mogłem biec ponad 2 h ponad progiem mleczanowym?
A może jestem niedoszacowany?
Pytanie 2: moja średnia z połówki to 7:15 – na treningach takie czasy robię na tętnie 130-135 – tutaj miałem aż 168. O co chodzi? Czy tylko o upał?
Pytanie 3: dlaczego przy takim słabym tempie miałem kryzysy? Przecież robię treningi nawet do 25 km i nigdy nie miałem ochoty schodzić z trasy czy zatrzymywać się, a tempo było czasami nawet lepsze od tego z połówki, bo np. 6:30/km?
Byłbym wdzięczny za skomentowanie tego materiału