Nie sądzę żebym przesadził, miesiąc temu w sobotę dzień przed miałem gorszą sytuację bo jeszcze parkruna pobiegłem, a nogi miałem świeże i to wydolność płuc mnie ograniczała. Ostatnio nie robię żadnych rytmów.
Różnica tylko taka że nie miałem jeszcze tej 6 tygodniowej kumulacji obciążenia.
Teraz mam nogi jakbym biegł dziś maraton.
PS. Na środę nie patrz i to 4:45. Według stryda ja wtedy robiłem rytmy po 1:50, zdurniał i dlatego go wyłączyłem.
Mówiąc szczerze to ja się przeraziłem , stanęło mi przed oczami widmo kontuzji.
Po zawodach mieliśmy zrobić z Grześkiem schłodzenie kilka km, a ja nie byłem w stanie biec, tak mnie bolały biodra, bywało że nie robiłem schłodzenia ale to z powodu lenistwa i ochoty, nigdy nie było że nie byłem w stanie.
Więc zadaję sobie pytanie co się tu wydarzyło, bo zawody 8km to pikuś, do tego nie biegłem ich na maksa.
Stąd moje przypuszczenie o za szybkim bieganiu wolnych.
Wczoraj odpuściłem sobie bieganie, biodra, ścięgna/mięśnie brzucha dalej bolały.
Dziś już poszedłem tuptać, woolno bo ból dalej doskwiera i po 5 km zakończyłem. Aleeeee........
Tak sobie dodaje klocki i chyba się pomyliłem w mojej diagnozie.
Bo po pierwsze w czasie tych moich porannych biegów, ja kompletnie nie czułem, że coś się dzieje złego, w sobotę przed zawodami również nie odczuwałem nic złego. Ani rano, ani w trakcie rozgrzewki nie czułem jakiś bólów.
Natomiast wydarzyło się coś o czym nie pisałem. Mieliśmy temperaturę w okolicy zera. Spoko.
Ale start nam się opóźniał, opóźniał, opóźniał. Nie będę nawet tego komentował.
Efekt był taki że mieliśmy obsuwę o 6 minut. I doskonale pamiętam jak mi było zimno. Sześć minut stania na starcie, całą rozgrzewkę szlak trafił, no a później jest start i za chwilę ostry zbieg z górki. Efekt jest taki, że pierwsze 500 metrów to się biegnie poniżej 3:30.
I tak sobie dodaję, że to chyba tutaj jest pies pogrzebany, wydarzeń z ostatniej niedzieli.
Na szczęście dziś już jest lepiej z nogami. Mogłem dziś biec więcej niż te 5 km, ale dam odpocząć biodrom.