rocha - 75' w tri-sprincie

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
rocha
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1173
Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław

Nieprzeczytany post

Treningi idą dobrze, nawet za dobrze. Po prostu sprawiają mi samą przyjemność, żadnego wysiłku, żadnych kłopotów z motywacją. To dlatego, że się nie wysilam. Jednostka treningowa do godziny... no... może półtorej.
Same przełaje, parę razy się poślizgnąłem i w związku z tym wymyśliłem swój but marzeń. Robocza nazwa modelu to "Izoterma 0stC".
Śpieszę z wyjaśnieniami, mieszkam na rozległej przełęczy, i często zdarza mi się w czasie treningów przekraczać izotermę 0, zaczynam na mrozie, zbiegam w ciapę, potem znów podbiegam i ląduję w grudzie, czasem się poślizgnę na zamarzniętej kałuży, a już po chwili wpadnę po kostkę w drugą, całkiem roztopioną, zaczynam zbieg po szronie, a kończę po rosie. A czasem odwrotnie, gdy akurat są inwersje.
Przecież nie będę zmieniał butów w trakcie treningu!
Zaprojektowałem but.
Izoterma 0
To oczywiście żarcik, ale też skutek kilku zdarzeń na treningach w zmiennych warunkach pogodowych.
Równocześnie kupiłem zwykłe buty przełajowe.
krostalony z inowejta...
czwórka z plusem.
Po pierwsze, podeszwa, bieżnik, wkładki i amortyzacja. Czy muszę kolejny raz pisać o kolcach w talii? Mam nadzieję, że nie i złośliwie życzę każdemu, kto tego nie rozumie, żeby własnonożnie okorował skryty pod ściółką leśną korzeń prostopadły do ścieżki i skręcił kolano, albo o ten korzeń walnął bioderkiem. I łokciem. Wkładka elastyczna, z której wyrastają kolce musi być twarda i elastyczna, jakiś kompozyt włókno+żywica. Będzie rozkładać obciążenia skupione w talii na całej długości stopy. Pomoże też w odbiciu na asfalcie. Jest w niej kanał na linkę stuptuta. Jednocześnie jej kształt da butowi skrętny stopień swobody. Pod piętą ma wstawkę z materiału amortyzującego, eva, żel albo balonik. To przyda mi się na zbiegach piarżystych i bagnistych, które atakuję piętą, a które mogą skrywać twarde skały. Odcinki asfaltowe to lądowanie na śródstopiu i odbicie z palucha. Bardzo irytujące są odczucia z orienterskich korkotrampków, na których noga trochę pływa huśtając się na wypustkach, dlatego ten rejon musi być z oponiarskiego bieżnika z minimalnym, lub żadnym urzeźbieniem. Z drugiej strony stopy, ale w aktywnym rejonie śródstopia znajdują się trójkąty typowych korków przełajowych, mają dać napęd, bez uślizgu, na podbiegach i w trakcie manewrowania w terenie. W środkowej część jest z strefa zimowa, która zachowuje się trochę jak talia kart uginających się i łapiących nawet pyłek śnieżny na zamarzniętej kałuży. To jest przyczepność na śliskości, guma musi być miękka, ale chroniona sąsiednimi, twardymi rejonami. Jeszcze pięta, solidne korki, które mają wgryźć się w grząski zbieg i przenieść na amortyzację punktowe pułapki. Przechodzimy do cholewki, gdzie fajną sprawą jest solidny otok ze spienionej gumy, która chroni palce przed kamieniami i ... kostki drugiej nogi przed niechcianym kopnięciem. Główna, przednia część buta jest z materiału półprzepuszczalnego. niekoniecznie GTX, nawet wolałbym, żeby to było raczej "nawoskowane" żeby się śnieg nie czepiał. Rejon wysklepienia stopy połączony z wkładką, stanowi neoprenową, gąbczastą pompę do usuwania wody z butów. Podobnie będzie działał język z dodatkową kieszonką na kokardkę sznurówek.
Kiprun
Awatar użytkownika
rocha
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1173
Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław

Nieprzeczytany post

Nie wystartowałem w Nocnej Masakrze, bo byłem chory. A wcześniej dzieci. A później Żona. Jakaś długo kaszląca infekcja dróg oddechowych. Wredota.
Na tę okazję trenowałem sporo emocji rezygnacji, frustracji z domieszką zniechęcenia. Zazwyczaj są to uczucia, które przywołuję w chwilach zagrożenia rozpaczą, jako ostatni szaniec obronny, ale tym razem dodałem trochę determinacji i uporu, a nawet lekkiej złości. W ten sposób chyba rozliczyłem się z tematem startów w tym roku.
A starty były dwa, nie licząc startów z dzieciakami. Półmaraton krosowy wiosną i maraton mtb jesienią. Jestem w połowie stawki open i mam dobry punkt wyjścia, żeby powalczyć o pudło, w kategorii, na jakichś słabo obsadzonych zawodach, na zadupiu, w sezonie ogórkowym.
Podsumowanie 2024 z głowy :).
Trening mój opierał się na długich wybieganiach, długich rozjeżdżeniach i gimnastyce rehabilitacyjnej. Wszystko w tempie swobodnym z chwilowymi napinkami przy podjazdach i podbiegach. W przygotowaniach do startów ultramaratońskich inaczej się nie da, trzeba pociągnąć coś długiego i potem to odchorować w sposób uporządkowany. To trochę nudne, ale akurat nie miałem delegacji, zająłem się gospodarstwem (już jesteśmy po pierwszych lonżowaniach Rafii na nowej ujeżdżalni) i porządkowaniem dokumentów firmy. Trochę zaniedbałem kwestię masy ciała i ta niepostrzeżenie spadła poniżej 80kg, co powinno być alarmem. Teraz, po Świętach, nieco się odbudowałem. Było też kilka epizodów odwodnienia.
Ciekawa sytuacja na nocnym niebie, krótko po zachodzie Słońca, pozostaje wysoko nad horyzontem jasna Wenus i nieco wyżej blady Saturn, z drugiej strony, wznosi się wysoko, wciąż bardzo jasny Jowisz, a tuż pod horyzontem siedzi na Raku Czerwona Planeta. Chwila napięcia... i za chwilę można jednocześnie podziwiać Marsa, Jowisza, Saturna i Wenus. Od kilku dni jest wyż, czyste niebo i brak Księżyca, czyli dobre warunki do obserwacji.
Kuszą nocne wybiegania.
Odbyłem pierwszą pogawędkę z modelem językowym. Trochę o filozofii, trochę o polityce, trochę o historii, trochę o fizyce i inżynierii (i o sporcie, oczywiście). Wrażenia takie, jakbym na jubileuszowym przyjęciu rodzinnym, prowadził przy stole politycznie poprawną, inkluzywną i niewykluczającą rozmowę z drugim mężem dalekiej kuzynki Żony. Część wypowiedzi gdzieś słyszałem, gdzieś czytałem lub gdzieś wymyśliłem, z częścią się zgadzam, z częścią nie, ale przez grzeczność siedzę cicho.
Rozmowa o treningu sportowym zupełnie mnie nie zadowoliła, ale może zbyt skromny był mój wkład w postaci danych wyjściowych.
Smoltok.
Zależy mi by utrwalić to pierwsze wrażenie, bo może ulec zmianie wraz z rozwojem tego medium. Na razie nie odważyłbym się tego czegoś nazwać „inteligencją”, nawet sztuczną.
Końcówka roku to też czas postanowień, większych i mniejszych. Mogę sobie te postanowienia oczywiście wymyślić i wprowadzić w życie, ale tym razem zachowam się jak porządna AI przyszłości i zareaguję na czynniki środowiskowe.
Tak, będę „...piasku ziarenkiem w klepsydrze / zagubioną łódeczką wśród raf / kroplą deszczu, trzciną myślącą wśród traw...”.
Od dłuższego czasu spodziewam się gwałtownych burz dziejowych, ale nie odważę się na jakiekolwiek predykcje, po prostu chcę zachować jak najwięcej zdrowia i sił, by mierzyć się z trudnościami. Dlatego mam zaplanowane na początek stycznia grubsze badania lekarskie i odstawienie mojego super leku. Nie, nie uważam, że jestem zdrowy, po prostu planuję przestać chorować. Budujące jest, gdy widzę jak Żona i dzieci biorą się za swoje wyzwania i jakie to przynosi efekty. Gdy z nimi rozmawiam, czuję, jak wielką stratą czasu jest dyskusja ze sztuczną inteligencją.
Życzę wszystkim PT Forowiczom, by wytrwali na forum.
...i w bieganiu... :)
Awatar użytkownika
rocha
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1173
Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław

Nieprzeczytany post

...zrobiłem dziś dwugodzinny fartlek. Pogoda w porządku, trochę wolnego czasu i głód dłuższych akcentów. Pobiegłem na Wojkową, potem zbiegłem aż do doliny Kwisy poniżej zapór, potem wspiąłem się grzbietem Dobrzycy, by obiec jej szczyt i zbiegłem w dolinę Bruśnika, by w górnym biegu go przekroczyć, a na koniec jeszcze na szybko (700m w 3'15”) okrążenie na siodle mojej przełęczy i do domu. Nie wiem, jaki to dystans i przewyższenie...

Tak próbowałem snuć swoją opowieść treningową kilka dni temu. Od razu widać, że to wpis-zapchajdziura. Nie jestem całkiem pasywny, dużo się ruszam, pracuję, nawet dodatkowe akcenty robię...
Ale jest to zupełny patataj. Bez planu.
Dlatego postanowiłem wystartować w zawodach.
Wiem już, co to będą za zawody.
„Bieg wilczym tropem” w aglomeracji o wdzięcznej nazwie Dworek z trasą prowadzoną częściowo po błocie. 1.03.2025, czyli niecały miesiąc...

Oczywiście nie wiem, czy się uda wystartować, czy też szarość życia mnie przygniecie. Nie zmienia to jedna faktu, że będę się przygotowywał. Cel sportowy bez zmian.

Ależ będzie super!
Awatar użytkownika
rocha
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1173
Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław

Nieprzeczytany post

Plan treningowy wygląda, jak wygląda
Świetny plan
Dużo wciąż będzie patataj, ale planuję też 3 akcenty w okolicach 45' każdy (czerwone romby), umieszczam też "elementy satysfakcjonująco-motywujące" czyli długie wybiegania/rozjeżdżenia na rowerze w formie fartleka.
Należy założyć, że konieczna będzie codzienna rehabilitacja, a więc umieściłem w planie poranną gimnastykę, którą i tak robię, ale jej odfajkowywanie będzie - jak mniemam - budującym elementem motywującym, z kolei wieczorne rehabilitacje często zaniedbuję i w związku z tym ich zestawienie z tymi porannymi będzie uderzało dysproporcją - czyli znów motywacja (skoro już rano zrobiłem, to głupio wieczorem nie zrobić, no nie?).
Co jeszcze? Ano w ramach dłuższych jednostek będą przygazówki, które obiecuję odbijać na stoperze i umieszczać w przyległych trójkątach, zaś ćwiczenia uzupełniające będę odnotowywał w trójkątach przyległych do rehabilitacji.

Stopklatka 07.02.2025
Plan jest realizowany!
Świetny plan w realizacji
Nowa informacja jest taka, że Krzyś też startuje. Chce zmierzyć się z dystansem 5km. Dzieci mają być pod opieką dorosłych, a start jest wspólny, zatem po prostu wystartuję na 10km i pierwszy km pobiegniemy razem, dla orgów. Potem - mam nadzieję - uda mi się synka zostawić w tyle...
Przebradziażyłem dwa ładne dni i nie poszedłem pobiegać, ale za to zaliczyłem nocne MTB połączone z pętlą biegową wokół domu. Warunki były typowe dla "izotermy 0", duże przewyższenia poszły w uda. Na jednym zjeździe nagrałem nawet filmik, bo myślałem, że wyjdzie efekt "Star Wars", albo "Star Trek" z napędem WARP. Wyszło coś w rodzaju "Blair Witch Project". Mam bardzo fajną lampkę rowerową, ale to za mało...
Z nocną jazdą po zimowym lesie jest taki kłopot, że można nadziać się na zwierzaka. Poszczęściło mi się, ale jedna z saren wystrzeliła z krzaków z taką prędkością, że byłbym bez szans, gdyby lepiej wycelowała. Moja magiczna lampka daje długie, mocne, skupione światło, ale ma też dwie diody "przeciwmgielne" oświetlające pobocza. Przy zjazdach włączam wszystko, co jest.
Pobiegłem też nocne BnO - nie wyszło pełne 2h, tak mi się warianty pospinały, że zakończyłem po 1h45'. Zgodnie z założeniami, zrobiłem trzy przygazówki pod górę: 3'30", 2' i 5'30". Przyśpieszenia po płaskim będę robił tylko w dzień, żeby się nie wypierniczyć. Latarkę czołową też mam super, ale w nocy wszystko jest trochę dwuwymiarowe, gdy źródło światła jest blisko oczu - nie widać cieni nierówności nawierzchni.
Codzienna gimnastyka poranna idzie dobrze, natomiast wieczorne rehabilitacje to po prostu wstyd.


Stopklatka 10.02.2025
Plan idzie zgodnie z planem
Zgodnie ze świetnym planem
Piękna weekendowa pogoda dała mi szansę zrobić pierwszy celowany akcent. Pobiegłem 9100m na pętli (700m) pół asfalt-pół przełaj. Tempo 4'45"/km. Bieg był na granicy wysiłku tlenowego i w znakomitej większości po tlenowej stronie tej granicy. Prześladuje mnie to tempo, może coś urwę tymi przygotowaniami...
Wskoczył jeden patataj na rowerze.
Wieczorne gimnastyki pojawiły się nie dlatego, że mam taką strasznie silną wolę i samodyscyplinę, tylko po prostu dużo mnie boli.
Ból gnatów - oto różnica, między aktywnością "patataj", a realizowaniem świetnego planu zgodnie z planem!
Ale wracając do silnej woli i samodyscypliny, ograniczam kawę. Zobaczymy, czy się uda. Cukierki i piwko już wcześniej wyszły z moich "rytuałów". Mam też zalecenie od Doktora Enbrela, by suplementować vit D3, co do tej pory koncertowo olewałem. Zdaje się, że to ważne...
Aaaa... i jeszcze wieczorne jedzenie... No nie wiem... spróbuję. Różnie to wychodzi, przedwczoraj skończyłem o 20.00, a wczoraj... (niedziela...)... przed północą zatankowałem pod wlew, aż mi pistolet odbiło...
Zobaczymy, co da się zrobić.
Ze spraw sprzętowych - buty mi się skurczyły...
Dużo wielokropków... hmmm... ;)

Stopklatka 18.02.2025
Plan idzie jak po grudzie
Plan po grudzie
Nie ma się co użalać nad sobą, wszak trochę to przewidywałem. Spadł śnieg, chwycił mróz i wpadłem na świetny - jak mi się wydawało - pomysł, żeby longerek zrobić w formie zakładki narciarsko-biegowej. Trochę nadwerężyłem kolano i oba nadgarstki, bo przecierając trasy w grzbiecie od Wojkowej Kopy do Leszczynek nadziewałem się na różne niespodzianki, mocno się zasapałem - niespełna dwie godziny. Potem od razu pobiegłem swobodnie, już na butach, nieco ponad godzinkę.
To był trudny trening, wychodzący trochę ponad założenia, jeżeli chodzi o intensywność, ale byłem dobrej myśli i planowałem już dwa dni odpoczynku i drugi akcent szybkościowy - coś na granicy tlenowej trwające trzy kwadranse.
Ale Żona i dzieci kazały mi zabrać się w góry. Bez szczegółów, było bardzo mroźnie, było bardzo długo. Dużo głębokiego śniegu, dużo torowania.
Na wycieczce wygadałem się o tych biegówkach i Żona zażądała następnego dnia wspólnego wypadu na biegówkowe trasy izerskie. Wiedziałem, że się aktualnie odchudza, więc byłem bez szans.
Było długo, było zimno, było dużo śniegu.
Było długo. Uważam, że należy to podkreślić.
To nie tak, że byłem po tych trzech dniach wyczerpany, byłem raczej strasznie umęczony.
Zrezygnowałem z akcentu szybkościowego. Tym bardziej, że musiałby być na taśmie.
Trudno.
Może w weekend się uda, ma mróz odpuścić.

Stopklatka 22.02.2025
Krótkie potknięcie w realizacji planu
krótkie potknięcie w świetnym planie
Ależ jestem z siebie dumny! Udało mi się przewidzieć, że będą kłopoty. Poświęciłem kilka dni walce z globalnym ociepleniem i ratowałem popękane końskie poidła. Właściwie to ratowałem konie i stajnię przed zalaniem. Nie wdając się w szczegóły, odpuszczający mróz obnażył błędy konstrukcyjne poideł, które zgotowały koniom prysznice... Muszę dokupić nieco inne.
Tylko gimnastyka.
Planuję akcent w niedzielę.
Może zejdą śniegi.

Stopklatka 23.02.2025
Znów zgodnie z planem
Znów zgodnie z planem
No! Od razu mi lepiej. Śnieg stopniał częściowo, ale za to zrobiło się błotko. To dobrze, bo błotko dobrze emuluje warunki wyścigu, który odbędzie się w najbliższą sobotę. Ma być "dużo błota i końcówka po asfalcie", tak przynajmniej orgi deklarują. W związku z tym pojawił się dylemat dotyczący obuwia: Czerwone z niebieską zelówą, czy żółte z zieloną... terenowe, czy asfaltówki. Nie ruszyła dotąd masowa produkcja genialnych butów "Izoterma 0", bo nie mogę zdecydować się, któremu koncernowi sprzedać licencję.
Biegłem 13x700m na siodle przełęczy (pus rozgrzewka, plus wychłodzenie). Połowa pętli była błotnista i podszedłem zbyt siłowo do tematu bijąc 3' na pierwszej pętli, potem się ugotowałem, rozbierałem w biegu z kutki-gwizdki i - dwa kółka później - z bluzy, rozrzucałem po rowach czapkę i rękawiczki, zakończyłem w tiszercie. Tempo wyszło 4'43"/km, ciut szybciej niż 2 tygodnie temu. Nic nie straciłem. Myślę, że jeśli nie będzie jakiegoś strasznego błocka na trasie wyścigu, to tak powinno wyjść, a jeśli będzie sucho, to nawet lepiej.
Oczywiście, jak dla mnie, im gorsze warunki, tym lepiej wypadam w stawce.
Ale to się okaże.
Krzyś miał kłopoty zdrowotne, nie mógł trenować, ale ogólnie jest wybiegany, chcę w tym tygodniu przetruchtać z nim 5km, żeby się pokumał z dystansem, jutro, albo pojutrze, góra w środę.
Poza tym robię tylko gimnastykę i się regeneruję.
Odpuszczam sobie ostatni dwugodzinny longerek, miałby sens, gdybym odczuwał jakieś poważne objawy stanu zapalnego aparatu ruchu, a tylko mnie coś między łopatkami rypie, pewnie od siedzenia za kółkiem i przed komputerem (dłuższy kosztorys)
Poza walką z psikającymi poidłami koni, doszło do poważnych nieporozumień z lokalnymi kretami, które swoje kopce umiejscowiły niebezpiecznie blisko ujeżdżalni dla koni. Nie mogę jakoś kotom i Hienie wytłumaczyć, że kret zalicza się do zwierząt jadalnych.

To tyle. Działam!

Stopklatka 28.02.2025
Dzień przed to sama logistyka.
Sama logistyka
Przetruchtałem się z Krzysiem nieco ponad 30' biegu ciągłego. Chodziło mi tylko o to, żeby zaznajomił się z dystansem. Zniósł to dobrze, zobaczymy, jak będzie.
Drukuję oświadczenia, deklaracje i inne takie, potwierdzenie wpłaty wpisowego, pakuję ciuchy na zmianę po biegu, bo ma być 2stC.
Mam troszkę stresik, bo dystans 5km startuje jednak pół godziny przed 10km. Krzychu dobiegnie po moim starcie i będzie czekał na mnie 3 kwadranse. Chyba Michała jeszcze wezmę, żeby się bratem zaopiekował.
Jak ja go dobudzę?
Acha! Wkładam korkotrampki.
Acha! nr 2. Nie było longerka w ostatnim tygodniu.

Koniec wpisu 02.03.2025
No i po robocie. Wszystko się udało. Sportowo i logistycznie.
Koniec
"Bieg Wilczym Tropem" był organizowany przez "Topazowy Kamień" - lwówecki szczep harcerski. Imprezy harcerskie mają ciekawy koloryt, w którym spokojna i pewna organizacja łączy się duża dozą spontanicznej dezorganizacji. Przyjemnie jest zanurzyć się w świecie sportu bez rejestracji wyników, numerach startowych na lnianych, starannie, choć amatorsko obszytych chusteczkach wielokrotnego użytku. Dziadkach, babciach, wujkach, ciotkach (o rodzicach nie wspominając) czuwających nad wszystkim.
Błoto było dokładnie takie, jak zapowiadali orgowie. Nie jakieś specjalnie głębokie, ale, że tak powiem, nieustanne. Od startu "okopałem się" w spokojnym i uważnym truchcie. Nie umiałem wejść w porządny rytm biegowy. Dobiegłem na miejscu 13/54, a informację tę zawdzięczam Krzysiowi, który pracowicie liczył zawodników. Czasu mi nie zmierzył nikt, ale zawodnik, który przybiegł chwilę po mnie, powiedział, że ma 51'50". Czyli - powiedzmy, że miałem czas 51' (10km). Bez komentarza.
Start Krzysia bardzo udany. Spodobały mu się długie biegi. "Pewna pani dłuższy czas ze mną biegła i utrzymywała tempo, ale potem została w tyle. Było to niezwykle SATYSFAKCJONUJĄCE uczucie".
Nie wiemy, które miejsce Krzyś zajął, ale Michał zmierzył mu czas. 35' (5km).

I nie zapomnijmy o Wyklętych.

Koniec.
Awatar użytkownika
rocha
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1173
Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław

Nieprzeczytany post

23.03.2025
Czy dbasz o kształtowanie swojej wyobraźni?
To chyba najbardziej frapujące pytanie, jakie mi w dzieciństwie zadano. Jak zmierzyć wyobraźnię, jej rozwój i to co ją kształtuje? Jaki jest stopień mojego zaangażowania w ten rozwój?
Trzecie, czy czwarte różniczkowanie wyobraźni po woli?
Bredzę...
"Wyobraźnia jest ważniejsza niż wiedza" - to już zupełnie ktoś inny głosił, też czytałem i też się dziwiłem.
Pogadanka dla dzieciaków... ale siedzi mi w głowie.
Moja wyobraźnia jest bezbarwna, dosłownie, nie ma w niej kolorów. Są kontury, cienie, przepływy, wewnętrzne naprężenia, ciśnienia, węzły i obszary. Moja wyobraźnia służy mi nieźle, jest narzędziem.
Kurczę, tylko nie wiem, czy wystarczająco przykładam się do jej kształtowania?
Bieganie jest dobre na wszystko, zatem posłuży mi też do kształtowania wyobraźni!
W kwietniu jest w JG półmaraton. To moje rodzinne miasto, całą trasę mogę w pamięci przywołać. Po "Biegu Wilczym", koło Lwówka Śląskiego, jestem dobrze przygotowany. Nie miałem po zawodach żadnych dolegliwości, biegałem i rowerowałem całkiem dziarsko. Do tego, tydzień temu, w niedzielę, pobiegłem >20km po górach, a potem, w tygodniu zrobiłem niewielką inwestycję delegacyjną z przerzuceniem ręcznym kilkunastu ton. Żadnych kontuzji. Naprawdę mam na czym budować potencjał startowy.
WYOBRAŻAM sobie, że mogę porwać się na bieg asfaltowy. Mam niezłe buty, poprawiłem motorykę, mniej truchtam, więcej biegam, łatwo wchodzę na szybsze tempa.
WYOBRAŻAM sobie całą trasę biegu, prawie każdy odcinek przebiegłem lub przejechałem na rowerze. Wiele razy, nie będzie zaskoczeń.
WYOBRAŻAM sobie, że to może być atak na życiówkę w półmaratonie. Mam chyba jakąś z Półmaratonu Ślężańskiego (z 2007r. ???) trochę poniżej 1h45'. Miałem chyba lepsze czasy lotne na pełnych dystansach.
WYOBRAŻM sobie krótkie przygotowanie szczytu aktualnych możliwości. Jeden, dwa akcenty na elementy trasy, które mogą mi sprawić kłopoty.
WYOBRAŻAM sobie siebie biegnącego negative split...
WYOBRAŻAM sobie swój start w XIII Półmaratonie Jeleniogórskim

27.03.2024
XIII Półmaraton Jeleniogórski
Przyśpieszyłem, a przynajmniej próbowałem. Najpierw pobiegłem dychę BPPA (bieg po płaskim asfalcie) i tempo wyszło ledwie 4'52"/km. Wolno, nie wiem dlaczego, złożyłem na karb zmęczenia całym tygodniem. Potem - wczoraj - była syfiasta pogoda, zatem odkurzyłem i nasmarowałem bieżnię i pobiegłem pół godziny. 15'@5'/km i potem zwiększyłem na 4'17"/km i jeszcze 15'. Było dobrze. Czuję łydki, co mi się zazwyczaj nie zdarza. Poranna gimnastyka trochę rozbudowana - doszły nowe ćwiczenia i wzrosła liczba powtórzeń.
Mam pewien problem rehabilitacyjny, jestem "złamany" w przód na wysokości miednicy, chodzę, jakbym się skradał.
Kojarzycie Igora z "Młodego Frankensteina" Brooksa? No właśnie...
Pracuję nad tym od dawna, ale efekty mizerne.
Odczekam teraz jeden dzień, a w sobotę może zrobię skakankę.
Podpisałem umowę na kanalizę i... wziąłem podwykonawcę. Dziwne uczucie. Bardzo dziwne...

30.03.2025
koncepcja motoryczna
Urodziło się coś, po co w ogóle wziąłem się za asfaltowe bieganie. Mam swoje ograniczenia motoryczne.
Najbardziej doskwiera mi "złamanie" w miednicy i braki w zakresach ruchów stawów biodrowych, odczuwam to w biegu i widzę na filmach. Pracuję nad tym od dawna, widzę postępy, ale odkąd włączyłem ćwiczenia relaksacji poizometrycznej (jakieś dwa-trzy miesiące temu) do gimnastyki porannej, to chyba trochę przegiąłem. Mam uczucie lekkiego "rozwleczenia" powięzi. Trudno to wytłumaczyć, niech opis zostanie, jaki jest.
Druga sprawa w zakresie motoryki jest natury ogólnej. Zdarzyło mi się przeciążyć (bardzo) na budowie i całość organizmu zareagowała stanem zapalnym. Mam teraz z Doktorem Enbrelem ustaloną "intuicyjną" dawkę etanerceptu. Ma być po prostu mniejsza od pierwotnej. Ale nie tym razem. Podałem pełną bo się w ogóle poruszyć nie mogłem.
Trzecia sprawa, to przeciążenia w podudziach. Zawsze, gdy zaczynam szybciej biegać, po kilku treningach pojawiają się charakterystyczne bóle w jakimś odcinku od podeszwy, przez piętę i Achillesa, aż do brzuchatego łydki. Został mi jeden BPPA i przed nim okleję sobie ten pas solidnie taśmą, profilaktycznie. Ciekawe, co wyjdzie z tego?
Rodzi się też strategia przebiegnięcia połówki. Na profilu trasy widać dwie części, pierwsze 10-11km to właściwie stół, potem zaczynają się pagórki i zasadnicze deniwelacje są właśnie tam. Ponieważ bardzo źle znoszę BPPA, to cieszę się, że druga połowa będzie taka interwałowa. Liczę, że podniesie mnie to na duchu i dlatego nie zamierzam się na początku oszczędzać.

05.04.2025
Czy dbasz o kształtowanie swojej wyobraźni?
Tak. Postanowiłem ją oczyścić. Odśmiecić. Niech pojawia się w niej jak najmniej czynników rozpraszających. Skoncentruję się na biegu i na moim do tego biegu przygotowaniu. Żadnych dygresji, wątków pobocznych i zdań wtrąconych. Tak będzie.
Wiosna. Ptaki śpiewają jak szalone, rowy kopią się same, konie linieją, a dzieci nic a nic się nie słuchają. Sprawozdanie finansowe wysłane do jednego ministra, CIT do drugiego, trzeci spóźnia się z kajdankami.
Pomierzyłem sobie tłuszcz i wyszło trochę mało. W ostatnim tygodniu przed zawodami powinienem jeść dużo węglowodanów, tak przynajmniej piszą w Internetach, ale chyba mi się te "węgle" nie przyjmują. Próbowałem już raz (po Rowerowym Biegu Piastów) jeść trochę węglowodanów, ale już wtedy stan mój się pogarszał po każdym słodkim posiłku, czy nawet przekąsce. Chyba pozostanę przy diecie starej, tylko może postaram się nie przepracowywać. Wczoraj, przed południem, zjadłem porcję makaronu, i byłem po tym słaby jak barszcz. Zazwyczaj od rana do 15.00-16.00 jem tylko owsiankę małymi łykami i piję dużo wody. Zasadnicze posiłki, które dobrze znoszę, pochłaniam w czasie od 15.00 do 21.00.
Tak, wiem, samo zdrowie.
Nie jem słodyczy i fastfudztwa.
Kontynuuję gimnastykę zakresów ruchu, ich utrzymania. Raczej z sukcesami.
Koncepcja motoryczna, czyli sprawa "tejpowania" odcinków, od rozcięgna podeszwowego, przez Achillesa, do brzuchatego łydki nie wypaliła. Oprawiamy w ramkę i wieszamy na ścianę w jakimś zakurzonym archiwum wyobraźni. Spróbowałem, pobiegałem, było bez sensu, dziwnie i jeszcze raz bez sensu. Profilaktyczne taśmowanie bardziej zniekształca wzorce ruchowe, niż czemukolwiek zapobiega. Może, gdyby, ktoś, profesjonalista, fachowiec. Ale ja? Jeszcze raz, bez sensu.
Pobiegłem też dychę BPPA, tak na granicy tlenowej, wyszło tempo 4'47"/km. Czyli jest szansa na wynik < 1h45' na połówce w Jeleniej. Nie będę monitorował tempa w trakcie biegu, ale chcę spojrzeć na stoper w okolicach Zbiornika Sosnówka. Tam będzie 9., 10.,11. i 12. kilometr. Będzie też paśnik, potem zakręt ze znakiem STOP i koniec BPPA, zaczną się góry. W zależności od czasu i samopoczucia przy paśniku zadecyduję, czy "okopywać" się w ciężkim truchcie na podbiegu, a potem zaszaleć na zbiegach w Staniszowie, czy może zaryzykuję aktywny podbieg.
Czyli tam się rozstrzygnie, czy pobiegnę płucami, czy bardziej nogami.
Dietę mam opisaną, strategię też. Został trening ostatniego tygodnia.
Ciągle będą gimnastyki zakresu ruchów, ale już tylko ich podtrzymanie.
Będą biegi po 20', wieczorem, przed wieczorną gimnastyką.
Będę testował odzież, którą zamówiłem, o tym jeszcze przed startem coś napiszę.
Nakręcę też siebie biegnącego i pomyślę, co z tym fantem zrobić.
Chyba, że mi się nie będzie chciało.
Logistycznie wszystko mam raczej przemyślane.
A plan wygląda tak

11.04.2025
Ostatni tydzień przed startem
Zajęty codziennością, nie przestałem myśleć o nadchodzącym wydarzeniu. Wiosenne poruszenie, okazja do przygotowania prac polowych, konieczne zakupy, to coś, co świętujemy wiosennym biegiem jeleniogórskim. Trzeba zaopatrzyć się w niezbędne narzędzia, materiały, ziarno do zasiewu na nowy rok. Oczywiście można też nieźle zarobić, sprzedając zmagazynowane przez zimę dobra tym, którzy byli mniej roztropni i mają na przednówku deficyty.
Niedziela Palmowa zawsze była dobrą okazją do urządzania targowisk, w Kotlinie Jeleniogórskiej. Drogi stawały się przejezdne, pojawiali się kupcy, ożywał handel.
Teraz podobnie, chcę sprawdzić, jak przepracowałem zimę, jak zmarnowałem lub wykorzystałem swój czas.
I w którym centylu stawki jestem.
Ostatni tydzień obliczony był na niezrobienie sobie krzywdy na budowach. Zastanówmy się, co się udało, a co nie.
Owsianka dostarczała dodatkowe kalorie, ale nie przytyłem, oponka też nie wzrosła - z drugiej strony, nie straciłem cennego tłuszczu, a to już coś.
Próbowałem karbolołdingu i tylko mnie brzuch zaczął boleć. Bez sensu. Na trasie będę spożywał zagęszczone, słodzone, mleko z tubki. Największa szansa, że się nie porzygam. W dzieciństwie to lubiłem. Piłem też trochę piwa bezalkoholowego. Mam faworyta, kupiłem sobie cztery, ale mi Żona już jedno wypiła. No nic, to będzie na mecie, na trasie będę popijał taki izotonik z saszetki, co mi go przysłali w gratisie z bidonami.
Ciuchy będą stare, bo mi nie doszły zamówione obciślaki. Szkoda, liczyłem na obcisłą koszulkę, bo osiągnąłem wiek, w którym człowiek chlupocze w nadmiarze skóry, której fałdy lubią się poobcierać tu i ówdzie. Buty będą triatlonowe.
Nagrałem (Krzyś nagrał) siebie biegnącego i niestety nie potrafiłem znaleźć większych błędów. Czyli po prostu jestem cieńki.
Strategia pozostaje bez zmian. Uszczegóławiam tylko, że zaczynam mniej-więcej 5'/km.
A potem się zobaczy.

20.04.2025
No i po robocie!
Półmaraton Jeleniogórski (Trzynasty) odbył się w Niedzielę Palmową gromadząc ponad 500 zawodników. Trasa bardzo malownicza, pogoda piękna, bieg był asfaltowy, ale - w drugiej części - trochę górzysty.
Wystartowałem zgodnie z planem, swobodnie, trzymając tempo konwersacyjne, ale z lekkim wyobrażeniem, że mnie ktoś palcem żga między łopatkami. Już na 5km zorientowałem się, że mam tempo poniżej planowego 5'/km, a na półmetku zobaczyłem w sumie 3' zapasu do planowego międzyczasu. W tej sytuacji - zgodnie z planem - podjąłem próbę dziarskiego wbiegnięcia na zbocza Grodnej (to taka górka między Staniszowem a Sosnówką). Raczej się udało, bo dużo wyprzedzałem, a na szczycie przeszedłem od razu do długiego kroku zbiegowego. Większość deniwelacji (ok. 200m asc/desc) skumulowana była właśnie w drugiej części pętli półmaratonu i bardzo dobrze, bo mnie nużyło już do monotonne stukanie obcasami o asfalt. Do mety straciłem na tych górkach 1' z zapasu i z czasem 1h43'08" wbiegłem na metę w Paku Zdrojowym w Cieplicach. Dało to miejsce 86/543 open, a w M50 11/48. Czyli w OPEN jestem w ...(gdzie mój suwak?)... szesnastym centylu. Ciekawe, bo w M50 jestem ledwo w pierwszej ćwiartce (23%).
Obserwacje z trasy były ciekawe i bardzo odświeżające, dawno nie brałem udziału w biegu masowym.
Bardzo rozbawił mnie siódmy kilometr, nagle wielu współbiegaczom rozpikały się smarłocze i jak jeden mąż wyciągnęli pałerżele, rozbrzmiał łoskot rozrywanych sreberek i szelest miętych folijek tłumiony rytmicznym siorbaniem wielu ust, a w powietrzu uniósł się mdły zapach maltodekstryny, gorzki - kofeiny oraz aromat zielonego jabłuszka, limonki i mięty. Szybko dokonałem koniecznych obliczeń matematycznych i wyszło mi, że to pewnie dlatego, że 21:3=7 i w związku z tym następny żelek wszyscy oni łykną na 14km. Jakie to przewidywalne!
Zastanawiającym zdarzeniem był też biegacz, który jeszcze przed półmetkiem zszedł na chwilę z trasy i w przydrożnym rowie pozbył się kompresyjnych podkolanówek. Co dziwne, miał przygotowane zwykłe skarpetki - najwyraźniej spodziewał się tego. Zwróciłem na to uwagę, albowiem niezrażony porażką tejpowania łydek, zamówiłem wysyłkowo takie właśnie podkolanówki, na szczęście nie doszły na czas i nie wydziwiałem na zawodach.
Jeszcze jedna przygoda miała miejsce już za metą. Jakoś tak wpadłem przypadkiem do namiotu z darmowym masażem i nieopatrznie położyłem się na leżance. To co mi zrobili było tak bolesne, że już nigdy więcej tam nie wejdę.

Do brzegu. Zamykając ten wpis dodam, że bieganie w dzień po asfalcie umożliwia trzymanie nieco bardziej wyprostowanej sylwetki, w porównaniu z nocnym krosem. Wizualizuję sobie podłoże biegnąc tak, by nawet kątem oka nie dostrzegać czubków butów.

Tak w ogóle, to była życiówka.
Ostatnio zmieniony 21 kwie 2025, 20:51 przez rocha, łącznie zmieniany 2 razy.
Awatar użytkownika
rocha
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1173
Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław

Nieprzeczytany post

wpis z 22.04.2025
Czas zająć się treningiem kolarskim. Biegam już wystarczająco szybko, jak na triatlonistę z pierwszej ćwiartki stawki, pływakiem raczej nie będę miał okazji stać się lepszym, ale mogę podciągnąć się na rowerze.
Bo - pamiętajmy - wyzwanie triatlonowe czeka.
Następny będzie start w
Bike Maraton
Szklarska Poręba, 10.05.2025.
Trasa - jeszcze nie wiem.
Na razie pojechałem tour de Wojkowa Kopa - to moja regularna trasa szosowa - i jestem słabszy o 7% w stosunku do przejazdów zeszłorocznych.
Jazda MTB to będzie główny bodziec przez te 3 tygodnie.
Jazda szosowa będzie jeszcze raz po tej samej trasie.
Wprowadzę oddzielną formę rehabilitacji i dołożę trochę sprawności ogólnej.
Dieta i suple bez zmian. Gimnastyka poranna ciut mocniejsza.

wpis z 26.04.2025
Początek drugiego (z trzech) tygodnia.
Znów mnie mój własny plan zaskoczył, nie przemyślałem tego, ale odruchowo wrzuciłem do jednego worka wszystkie akcenty rowerowe, bo co tu kombinować, gdy się ma 3 tygodnie. Co się uda, to moje. Ha! Jeszcze się musi regeneracja przedstartowa zmieścić (chyba ze 4-5 dni wystarczy).
Natomiast rehabilitację rozpisałem linearnie, dzień po dniu, tydzień po tygodniu. Aż szkoda, że nie wykonałem tego planu.
To znaczy - znów - udała się codzienna gimnastyka poranna. Trochę gorzej było z wieczorną, którą zrobiłem tylko dwa razy. Sprawnością i ogólną tężyzną fizyczną zająłem się tylko raz na treningu, ale dużo dźwigałem na budowie - ułożyłem kilkadziesiąt mb kanału fi200mm.
MTB pojechałem wczoraj i nieco ponad półtorej godziny brykałem po okolicznych szlakach. Trochę to odczułem, ale miałem grubszy plan na dziś. Udało się, bo dziś rano też pojechałem, ale już na Stóg Izerski i z powrotem. Krajoznawczo nie jest to porywająca wycieczka, ale te paręset metrów deniwelacji na stromym podjeździe i na najmniejszym przełożeniu daje w kość treningowo. Nie wiem, jakie tam nachylenie? 15%? Strasznie trudno utrzymać równowagę. Nawet raz mi rower dęba stanął i musiałem nieporadnie ruszać pod górkę - to nie takie proste. Zjazd, z kolei, nudnawy i zimnawy.
Ale jutro chyba dam czadu.
Pojawiła się sprawa nawigacji, bo na kierownicy mocuję koszyk bidonu, są tam te wszystkie pstryczki i manetki, uchwyt na smartfona - no i nie ma jak mapnika przypiąć, żeby przejechać trasę treningowo. Muszę się nauczyć jakiegoś komoot, ponoć dobry.
Cienie kółek w rejonie sprawności to niezrealizowane biegi (planowałem trzy razy w tygodniu potruchtać przełaj wieczorem 20'), może zmobilizuję się w drugim tygodniu.
Strasznie dużo jem. Chyba coś nadrabiam. Jeśli tak mnie te treningi wyczerpują, to musze dobrze przemyśleć końcowy wypoczynek przed startem.
Wracałem ze Stogu przez Świeradów. Ale ładnie! Już powiesili flagi na majówkę. Uważam, że to miło, że na każdym słupie, oprócz dumnego gwiezdnego sztandaru Państwa Europejskiego, Wisi też biało-czerwona flaga polskiego landu. Ważny gest miejscowych Europejczyków i należy to docenić. (Wasz Alojzy Feliński we współczesnym wcieleniu)

wpis z 01.05.2025
Konieczne okazały się ważne korekty planu.

Analizując plan i jego realizację, mam powody do zadowolenia, ale też do lekkiej frustracji.
Dobre i obiecujące jest to, że zrobiłem drugi akcent rowerowy, tym razem palnąłem nie tylko Stóg Izerski, ale też przełęcz Łącznik i sąsiedni Smerk. To był mocny bodziec kolarski i poczułem go w całym organizmie.
Uwaga: Postanowiłem, że zrobię jeszcze tylko jeden akcent kolarski do startu.
Uwaga 2: Postanowiłem też, że drugi Tour de Wojkowa Kopa zrobię innym razem, szkoda pary na szosówkę.
Rehabilitacja poranna idzie zgodnie z planem.
Mieszane uczucia mam w związku z "rehabilitacją przeprostową", albo inaczej, z korektą przygarbień. Ładnie się wyprostowałem, ale nie jest to zasługą celowanych ćwiczeń wieczornych, tylko taką mam akurat pracę na budowie, że tłukę strasznie dużo kilometrów, ciągle wchodzę, schodzę, wskakuję do rowu i wyskakuję, schylam się i wyprostowuję. W takich warunkach stany zapalne nie mają do mnie dostępu. Nieśmiało wrysowałem prace przy budowie kanalizacji do realizacji planu.
Ale nie biegam wcale i trochę mnie to niepokoi. Pamiętajmy, że niedawno biegałem całkiem sporo pod półmaraton i muszę brać pod uwagę, że mi zesztywnieją wszystkie biegowe więzadła kolanowe, które nie obsługują pedałów rowerowych.
Czyli:
Uwaga 3: Pobiegam te planowane dwudziestominutowe przełaje.
Sprawy żywieniowe potraktowałem zadziwiająco poważnie. Zacząłem jeść śniadania. Odstawiłem tradycyjne pieczywo, przestałem jeść kartofle. Kalorie między śniadaniem, a obiadem dostarcza mi wciąż owsianka. Nie zasługuje to może na oddzielną uwagę, ale jest pewnym novum, które odnotowuję. Utrzymuję masę ciała +- 81kg.
Kolejna sprawa dotyczy tego ostatniego akcentu MTB. Żeby go w pełni wykorzystać, postanowiłem pokonać trasę tego Bike Maratonu, którą sobie wybiorę. Do tego celu potrzebuję sprawnej nawigacji i naniesienia na nią trasy, a potem jeszcze, żeby mi to się nie wysypało w czasie jazdy - taki ze mnie as cyfrowych gadżetów.
Uwaga 4: Nauczyć się nawigować elektronicznie.
W kolejce stoi sprawa supli i szturmżarcia. Przed śniadaniem 5g kreatyny, przed kolacją - drugie 5. Przy śniadaniu, lub obiedzie 5000 IU witaminyD, są też elektrolity, ale dużo się pocę na budowie i treningach. Jedzeniem w trakcie wysiłku będzie zagęszczone mleko w tubce, które kupuję w dyskoncie spożywczym. Bardzo dobre mam doświadczenia z piwem bezalkoholowym, ale to już po treningu. Piszę tu o takim piwie warzonym, w którym fermentację zatrzymano przy 0,5%alk. Już mi nawet zwykłe piwo nie za bardzo smakuje. Wstyd...
Namieszałem w tym wpisie, miejscami sam go nie rozumiem, ale grunt, że plan stał się czytelny.
Jeszcze będzie akcja logistyka, bo:
Uwaga 5: Muszę się zapisać na zawody! Dzieci nie startują, Ola ma egzaminy ósmoklasisty i będzie się uczyć, a Krzyś jest leniem śmierdzącym. Michał... stara się o pracę w sądzie...
...i ty Brutusie...

wpis z 04.05.2025
Ale się narobiło!
Poczułem ciśnienie. Zaraz po ostatnim wpisie przejechałem lekkie 1,5h na kolarce, a następnego dnia pojechałem trasę BikeMaratonu - trasa MEGA. Udało się sprawnie ponawigować smartfonem, jednak bateria padła po 3/4trasy i resztę dojechałem na czuja - zupełnie nie po trasie.
Trasa jest po prostu okropna! Dzikie zjazdy, gałęzie, nawet nowy płot z siatki leśnej do przeskakiwania. Dodatkowo elementy skracające istniejące szlaki - chyba żeby było trudniej, bo sensu w tym nie widzę. Kilka razy musiałem się cofać, żeby wbić się w odpowiednią ścieżkę. Gdy jako-tako oswoiłem się z umysłem twórcy szlaków i trochę się rozpędziłem, to od razu fiknąłem koziołka nad kierownicą wbijając się przednim kołem w jakąś skałę. Nic mi się nie stało, ale przy okazji nauczyłem się szybkiej regulacji rozkodowanej przerzutki.
Łańcuch do wymiany czujnik wpadł na 0,5 - już zamówiłem, klocki hamulcowe dziś skontroluję - i pewnie też wymienię.
Jestem serio przestraszony, mam nadzieję, że orgi trochę zmienią trasę, i oczyszczą ją z większości gałęzi. Jeśli będzie tak jak teraz, to ... cóż, trzeba być ostrożnym.
4h są do połamania.
Z tego wynika, że jestem po ostatnim akcencie.
Teraz już trening na podtrzymanie ciąży.
Masa ciała spadła niebezpiecznie i staram się odżywiać pełnowartościowo.
Zrobiło się nerwowo na budowie, chciałbym o tym kiedyś napisać więcej, bo to świetna analogia treningowa, ale nie chcę przynudzać, mogłoby wyjść mętnie.
Pobiegałem też 22' po przełaju i nadal będę, trzeba zrehabilitować kolana po rowerze.
Zgłosiłem się, opłaciłem i mam bilet. Będę startował na trasie MEGA. To jest chyba 44km, pewnie z 1500m deniwelacji. No i te chaszcze, może coś z tym zrobią.
Wezmę dwa mleka w tubce i 2,2 litra izotonika w bidonach. Chyba.

CDN
ODPOWIEDZ