Treningi idą dobrze, nawet za dobrze. Po prostu sprawiają mi samą przyjemność, żadnego wysiłku, żadnych kłopotów z motywacją. To dlatego, że się nie wysilam. Jednostka treningowa do godziny... no... może półtorej.
Same przełaje, parę razy się poślizgnąłem i w związku z tym wymyśliłem swój but marzeń. Robocza nazwa modelu to "Izoterma 0stC".
Śpieszę z wyjaśnieniami, mieszkam na rozległej przełęczy, i często zdarza mi się w czasie treningów przekraczać izotermę 0, zaczynam na mrozie, zbiegam w ciapę, potem znów podbiegam i ląduję w grudzie, czasem się poślizgnę na zamarzniętej kałuży, a już po chwili wpadnę po kostkę w drugą, całkiem roztopioną, zaczynam zbieg po szronie, a kończę po rosie. A czasem odwrotnie, gdy akurat są inwersje.
Przecież nie będę zmieniał butów w trakcie treningu!
Zaprojektowałem but.
Izoterma 0
To oczywiście żarcik, ale też skutek kilku zdarzeń na treningach w zmiennych warunkach pogodowych.
Równocześnie kupiłem zwykłe buty przełajowe.
krostalony z inowejta...
czwórka z plusem.
Po pierwsze, podeszwa, bieżnik, wkładki i amortyzacja. Czy muszę kolejny raz pisać o kolcach w talii? Mam nadzieję, że nie i złośliwie życzę każdemu, kto tego nie rozumie, żeby własnonożnie okorował skryty pod ściółką leśną korzeń prostopadły do ścieżki i skręcił kolano, albo o ten korzeń walnął bioderkiem. I łokciem. Wkładka elastyczna, z której wyrastają kolce musi być twarda i elastyczna, jakiś kompozyt włókno+żywica. Będzie rozkładać obciążenia skupione w talii na całej długości stopy. Pomoże też w odbiciu na asfalcie. Jest w niej kanał na linkę stuptuta. Jednocześnie jej kształt da butowi skrętny stopień swobody. Pod piętą ma wstawkę z materiału amortyzującego, eva, żel albo balonik. To przyda mi się na zbiegach piarżystych i bagnistych, które atakuję piętą, a które mogą skrywać twarde skały. Odcinki asfaltowe to lądowanie na śródstopiu i odbicie z palucha. Bardzo irytujące są odczucia z orienterskich korkotrampków, na których noga trochę pływa huśtając się na wypustkach, dlatego ten rejon musi być z oponiarskiego bieżnika z minimalnym, lub żadnym urzeźbieniem. Z drugiej strony stopy, ale w aktywnym rejonie śródstopia znajdują się trójkąty typowych korków przełajowych, mają dać napęd, bez uślizgu, na podbiegach i w trakcie manewrowania w terenie. W środkowej część jest z strefa zimowa, która zachowuje się trochę jak talia kart uginających się i łapiących nawet pyłek śnieżny na zamarzniętej kałuży. To jest przyczepność na śliskości, guma musi być miękka, ale chroniona sąsiednimi, twardymi rejonami. Jeszcze pięta, solidne korki, które mają wgryźć się w grząski zbieg i przenieść na amortyzację punktowe pułapki. Przechodzimy do cholewki, gdzie fajną sprawą jest solidny otok ze spienionej gumy, która chroni palce przed kamieniami i ... kostki drugiej nogi przed niechcianym kopnięciem. Główna, przednia część buta jest z materiału półprzepuszczalnego. niekoniecznie GTX, nawet wolałbym, żeby to było raczej "nawoskowane" żeby się śnieg nie czepiał. Rejon wysklepienia stopy połączony z wkładką, stanowi neoprenową, gąbczastą pompę do usuwania wody z butów. Podobnie będzie działał język z dodatkową kieszonką na kokardkę sznurówek.
rocha - 75' w tri-sprincie
Moderator: infernal
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Nie wystartowałem w Nocnej Masakrze, bo byłem chory. A wcześniej dzieci. A później Żona. Jakaś długo kaszląca infekcja dróg oddechowych. Wredota.
Na tę okazję trenowałem sporo emocji rezygnacji, frustracji z domieszką zniechęcenia. Zazwyczaj są to uczucia, które przywołuję w chwilach zagrożenia rozpaczą, jako ostatni szaniec obronny, ale tym razem dodałem trochę determinacji i uporu, a nawet lekkiej złości. W ten sposób chyba rozliczyłem się z tematem startów w tym roku.
A starty były dwa, nie licząc startów z dzieciakami. Półmaraton krosowy wiosną i maraton mtb jesienią. Jestem w połowie stawki open i mam dobry punkt wyjścia, żeby powalczyć o pudło, w kategorii, na jakichś słabo obsadzonych zawodach, na zadupiu, w sezonie ogórkowym.
Podsumowanie 2024 z głowy
.
Trening mój opierał się na długich wybieganiach, długich rozjeżdżeniach i gimnastyce rehabilitacyjnej. Wszystko w tempie swobodnym z chwilowymi napinkami przy podjazdach i podbiegach. W przygotowaniach do startów ultramaratońskich inaczej się nie da, trzeba pociągnąć coś długiego i potem to odchorować w sposób uporządkowany. To trochę nudne, ale akurat nie miałem delegacji, zająłem się gospodarstwem (już jesteśmy po pierwszych lonżowaniach Rafii na nowej ujeżdżalni) i porządkowaniem dokumentów firmy. Trochę zaniedbałem kwestię masy ciała i ta niepostrzeżenie spadła poniżej 80kg, co powinno być alarmem. Teraz, po Świętach, nieco się odbudowałem. Było też kilka epizodów odwodnienia.
Ciekawa sytuacja na nocnym niebie, krótko po zachodzie Słońca, pozostaje wysoko nad horyzontem jasna Wenus i nieco wyżej blady Saturn, z drugiej strony, wznosi się wysoko, wciąż bardzo jasny Jowisz, a tuż pod horyzontem siedzi na Raku Czerwona Planeta. Chwila napięcia... i za chwilę można jednocześnie podziwiać Marsa, Jowisza, Saturna i Wenus. Od kilku dni jest wyż, czyste niebo i brak Księżyca, czyli dobre warunki do obserwacji.
Kuszą nocne wybiegania.
Odbyłem pierwszą pogawędkę z modelem językowym. Trochę o filozofii, trochę o polityce, trochę o historii, trochę o fizyce i inżynierii (i o sporcie, oczywiście). Wrażenia takie, jakbym na jubileuszowym przyjęciu rodzinnym, prowadził przy stole politycznie poprawną, inkluzywną i niewykluczającą rozmowę z drugim mężem dalekiej kuzynki Żony. Część wypowiedzi gdzieś słyszałem, gdzieś czytałem lub gdzieś wymyśliłem, z częścią się zgadzam, z częścią nie, ale przez grzeczność siedzę cicho.
Rozmowa o treningu sportowym zupełnie mnie nie zadowoliła, ale może zbyt skromny był mój wkład w postaci danych wyjściowych.
Smoltok.
Zależy mi by utrwalić to pierwsze wrażenie, bo może ulec zmianie wraz z rozwojem tego medium. Na razie nie odważyłbym się tego czegoś nazwać „inteligencją”, nawet sztuczną.
Końcówka roku to też czas postanowień, większych i mniejszych. Mogę sobie te postanowienia oczywiście wymyślić i wprowadzić w życie, ale tym razem zachowam się jak porządna AI przyszłości i zareaguję na czynniki środowiskowe.
Tak, będę „...piasku ziarenkiem w klepsydrze / zagubioną łódeczką wśród raf / kroplą deszczu, trzciną myślącą wśród traw...”.
Od dłuższego czasu spodziewam się gwałtownych burz dziejowych, ale nie odważę się na jakiekolwiek predykcje, po prostu chcę zachować jak najwięcej zdrowia i sił, by mierzyć się z trudnościami. Dlatego mam zaplanowane na początek stycznia grubsze badania lekarskie i odstawienie mojego super leku. Nie, nie uważam, że jestem zdrowy, po prostu planuję przestać chorować. Budujące jest, gdy widzę jak Żona i dzieci biorą się za swoje wyzwania i jakie to przynosi efekty. Gdy z nimi rozmawiam, czuję, jak wielką stratą czasu jest dyskusja ze sztuczną inteligencją.
Życzę wszystkim PT Forowiczom, by wytrwali na forum.
...i w bieganiu...
Na tę okazję trenowałem sporo emocji rezygnacji, frustracji z domieszką zniechęcenia. Zazwyczaj są to uczucia, które przywołuję w chwilach zagrożenia rozpaczą, jako ostatni szaniec obronny, ale tym razem dodałem trochę determinacji i uporu, a nawet lekkiej złości. W ten sposób chyba rozliczyłem się z tematem startów w tym roku.
A starty były dwa, nie licząc startów z dzieciakami. Półmaraton krosowy wiosną i maraton mtb jesienią. Jestem w połowie stawki open i mam dobry punkt wyjścia, żeby powalczyć o pudło, w kategorii, na jakichś słabo obsadzonych zawodach, na zadupiu, w sezonie ogórkowym.
Podsumowanie 2024 z głowy

Trening mój opierał się na długich wybieganiach, długich rozjeżdżeniach i gimnastyce rehabilitacyjnej. Wszystko w tempie swobodnym z chwilowymi napinkami przy podjazdach i podbiegach. W przygotowaniach do startów ultramaratońskich inaczej się nie da, trzeba pociągnąć coś długiego i potem to odchorować w sposób uporządkowany. To trochę nudne, ale akurat nie miałem delegacji, zająłem się gospodarstwem (już jesteśmy po pierwszych lonżowaniach Rafii na nowej ujeżdżalni) i porządkowaniem dokumentów firmy. Trochę zaniedbałem kwestię masy ciała i ta niepostrzeżenie spadła poniżej 80kg, co powinno być alarmem. Teraz, po Świętach, nieco się odbudowałem. Było też kilka epizodów odwodnienia.
Ciekawa sytuacja na nocnym niebie, krótko po zachodzie Słońca, pozostaje wysoko nad horyzontem jasna Wenus i nieco wyżej blady Saturn, z drugiej strony, wznosi się wysoko, wciąż bardzo jasny Jowisz, a tuż pod horyzontem siedzi na Raku Czerwona Planeta. Chwila napięcia... i za chwilę można jednocześnie podziwiać Marsa, Jowisza, Saturna i Wenus. Od kilku dni jest wyż, czyste niebo i brak Księżyca, czyli dobre warunki do obserwacji.
Kuszą nocne wybiegania.
Odbyłem pierwszą pogawędkę z modelem językowym. Trochę o filozofii, trochę o polityce, trochę o historii, trochę o fizyce i inżynierii (i o sporcie, oczywiście). Wrażenia takie, jakbym na jubileuszowym przyjęciu rodzinnym, prowadził przy stole politycznie poprawną, inkluzywną i niewykluczającą rozmowę z drugim mężem dalekiej kuzynki Żony. Część wypowiedzi gdzieś słyszałem, gdzieś czytałem lub gdzieś wymyśliłem, z częścią się zgadzam, z częścią nie, ale przez grzeczność siedzę cicho.
Rozmowa o treningu sportowym zupełnie mnie nie zadowoliła, ale może zbyt skromny był mój wkład w postaci danych wyjściowych.
Smoltok.
Zależy mi by utrwalić to pierwsze wrażenie, bo może ulec zmianie wraz z rozwojem tego medium. Na razie nie odważyłbym się tego czegoś nazwać „inteligencją”, nawet sztuczną.
Końcówka roku to też czas postanowień, większych i mniejszych. Mogę sobie te postanowienia oczywiście wymyślić i wprowadzić w życie, ale tym razem zachowam się jak porządna AI przyszłości i zareaguję na czynniki środowiskowe.
Tak, będę „...piasku ziarenkiem w klepsydrze / zagubioną łódeczką wśród raf / kroplą deszczu, trzciną myślącą wśród traw...”.
Od dłuższego czasu spodziewam się gwałtownych burz dziejowych, ale nie odważę się na jakiekolwiek predykcje, po prostu chcę zachować jak najwięcej zdrowia i sił, by mierzyć się z trudnościami. Dlatego mam zaplanowane na początek stycznia grubsze badania lekarskie i odstawienie mojego super leku. Nie, nie uważam, że jestem zdrowy, po prostu planuję przestać chorować. Budujące jest, gdy widzę jak Żona i dzieci biorą się za swoje wyzwania i jakie to przynosi efekty. Gdy z nimi rozmawiam, czuję, jak wielką stratą czasu jest dyskusja ze sztuczną inteligencją.
Życzę wszystkim PT Forowiczom, by wytrwali na forum.
...i w bieganiu...

- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
„...zrobiłem dziś dwugodzinny fartlek. Pogoda w porządku, trochę wolnego czasu i głód dłuższych akcentów. Pobiegłem na Wojkową, potem zbiegłem aż do doliny Kwisy poniżej zapór, potem wspiąłem się grzbietem Dobrzycy, by obiec jej szczyt i zbiegłem w dolinę Bruśnika, by w górnym biegu go przekroczyć, a na koniec jeszcze na szybko (700m w 3'15”) okrążenie na siodle mojej przełęczy i do domu. Nie wiem, jaki to dystans i przewyższenie...”
Tak próbowałem snuć swoją opowieść treningową kilka dni temu. Od razu widać, że to wpis-zapchajdziura. Nie jestem całkiem pasywny, dużo się ruszam, pracuję, nawet dodatkowe akcenty robię...
Ale jest to zupełny patataj. Bez planu.
Dlatego postanowiłem wystartować w zawodach.
Wiem już, co to będą za zawody.
„Bieg wilczym tropem” w aglomeracji o wdzięcznej nazwie Dworek z trasą prowadzoną częściowo po błocie. 1.03.2025, czyli niecały miesiąc...
Oczywiście nie wiem, czy się uda wystartować, czy też szarość życia mnie przygniecie. Nie zmienia to jedna faktu, że będę się przygotowywał. Cel sportowy bez zmian.
Ależ będzie super!
Tak próbowałem snuć swoją opowieść treningową kilka dni temu. Od razu widać, że to wpis-zapchajdziura. Nie jestem całkiem pasywny, dużo się ruszam, pracuję, nawet dodatkowe akcenty robię...
Ale jest to zupełny patataj. Bez planu.
Dlatego postanowiłem wystartować w zawodach.
Wiem już, co to będą za zawody.
„Bieg wilczym tropem” w aglomeracji o wdzięcznej nazwie Dworek z trasą prowadzoną częściowo po błocie. 1.03.2025, czyli niecały miesiąc...
Oczywiście nie wiem, czy się uda wystartować, czy też szarość życia mnie przygniecie. Nie zmienia to jedna faktu, że będę się przygotowywał. Cel sportowy bez zmian.
Ależ będzie super!
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1158
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Plan treningowy wygląda, jak wygląda
Świetny plan
Dużo wciąż będzie patataj, ale planuję też 3 akcenty w okolicach 45' każdy (czerwone romby), umieszczam też "elementy satysfakcjonująco-motywujące" czyli długie wybiegania/rozjeżdżenia na rowerze w formie fartleka.
Należy założyć, że konieczna będzie codzienna rehabilitacja, a więc umieściłem w planie poranną gimnastykę, którą i tak robię, ale jej odfajkowywanie będzie - jak mniemam - budującym elementem motywującym, z kolei wieczorne rehabilitacje często zaniedbuję i w związku z tym ich zestawienie z tymi porannymi będzie uderzało dysproporcją - czyli znów motywacja (skoro już rano zrobiłem, to głupio wieczorem nie zrobić, no nie?).
Co jeszcze? Ano w ramach dłuższych jednostek będą przygazówki, które obiecuję odbijać na stoperze i umieszczać w przyległych trójkątach, zaś ćwiczenia uzupełniające będę odnotowywał w trójkątach przyległych do rehabilitacji.
Stopklatka 07.02.2025
Plan jest realizowany!
Świetny plan w realizacji
Nowa informacja jest taka, że Krzyś też startuje. Chce zmierzyć się z dystansem 5km. Dzieci mają być pod opieką dorosłych, a start jest wspólny, zatem po prostu wystartuję na 10km i pierwszy km pobiegniemy razem, dla orgów. Potem - mam nadzieję - uda mi się synka zostawić w tyle...
Przebradziażyłem dwa ładne dni i nie poszedłem pobiegać, ale za to zaliczyłem nocne MTB połączone z pętlą biegową wokół domu. Warunki były typowe dla "izotermy 0", duże przewyższenia poszły w uda. Na jednym zjeździe nagrałem nawet filmik, bo myślałem, że wyjdzie efekt "Star Wars", albo "Star Trek" z napędem WARP. Wyszło coś w rodzaju "Blair Witch Project". Mam bardzo fajną lampkę rowerową, ale to za mało...
Z nocną jazdą po zimowym lesie jest taki kłopot, że można nadziać się na zwierzaka. Poszczęściło mi się, ale jedna z saren wystrzeliła z krzaków z taką prędkością, że byłbym bez szans, gdyby lepiej wycelowała. Moja magiczna lampka daje długie, mocne, skupione światło, ale ma też dwie diody "przeciwmgielne" oświetlające pobocza. Przy zjazdach włączam wszystko, co jest.
Pobiegłem też nocne BnO - nie wyszło pełne 2h, tak mi się warianty pospinały, że zakończyłem po 1h45'. Zgodnie z założeniami, zrobiłem trzy przygazówki pod górę: 3'30", 2' i 5'30". Przyśpieszenia po płaskim będę robił tylko w dzień, żeby się nie wypierniczyć. Latarkę czołową też mam super, ale w nocy wszystko jest trochę dwuwymiarowe, gdy źródło światła jest blisko oczu - nie widać cieni nierówności nawierzchni.
Codzienna gimnastyka poranna idzie dobrze, natomiast wieczorne rehabilitacje to po prostu wstyd.
Stopklatka 10.02.2025
Plan idzie zgodnie z planem
Zgodnie ze świetnym planem
Piękna weekendowa pogoda dała mi szansę zrobić pierwszy celowany akcent. Pobiegłem 9100m na pętli (700m) pół asfalt-pół przełaj. Tempo 4'45"/km. Bieg był na granicy wysiłku tlenowego i w znakomitej większości po tlenowej stronie tej granicy. Prześladuje mnie to tempo, może coś urwę tymi przygotowaniami...
Wskoczył jeden patataj na rowerze.
Wieczorne gimnastyki pojawiły się nie dlatego, że mam taką strasznie silną wolę i samodyscyplinę, tylko po prostu dużo mnie boli.
Ból gnatów - oto różnica, między aktywnością "patataj", a realizowaniem świetnego planu zgodnie z planem!
Ale wracając do silnej woli i samodyscypliny, ograniczam kawę. Zobaczymy, czy się uda. Cukierki i piwko już wcześniej wyszły z moich "rytuałów". Mam też zalecenie od Doktora Enbrela, by suplementować vit D3, co do tej pory koncertowo olewałem. Zdaje się, że to ważne...
Aaaa... i jeszcze wieczorne jedzenie... No nie wiem... spróbuję. Różnie to wychodzi, przedwczoraj skończyłem o 20.00, a wczoraj... (niedziela...)... przed północą zatankowałem pod wlew, aż mi pistolet odbiło...
Zobaczymy, co da się zrobić.
Ze spraw sprzętowych - buty mi się skurczyły...
Dużo wielokropków... hmmm...
Stopklatka 18.02.2025
Plan idzie jak po grudzie
Plan po grudzie
Nie ma się co użalać nad sobą, wszak trochę to przewidywałem. Spadł śnieg, chwycił mróz i wpadłem na świetny - jak mi się wydawało - pomysł, żeby longerek zrobić w formie zakładki narciarsko-biegowej. Trochę nadwerężyłem kolano i oba nadgarstki, bo przecierając trasy w grzbiecie od Wojkowej Kopy do Leszczynek nadziewałem się na różne niespodzianki, mocno się zasapałem - niespełna dwie godziny. Potem od razu pobiegłem swobodnie, już na butach, nieco ponad godzinkę.
To był trudny trening, wychodzący trochę ponad założenia, jeżeli chodzi o intensywność, ale byłem dobrej myśli i planowałem już dwa dni odpoczynku i drugi akcent szybkościowy - coś na granicy tlenowej trwające trzy kwadranse.
Ale Żona i dzieci kazały mi zabrać się w góry. Bez szczegółów, było bardzo mroźnie, było bardzo długo. Dużo głębokiego śniegu, dużo torowania.
Na wycieczce wygadałem się o tych biegówkach i Żona zażądała następnego dnia wspólnego wypadu na biegówkowe trasy izerskie. Wiedziałem, że się aktualnie odchudza, więc byłem bez szans.
Było długo, było zimno, było dużo śniegu.
Było długo. Uważam, że należy to podkreślić.
To nie tak, że byłem po tych trzech dniach wyczerpany, byłem raczej strasznie umęczony.
Zrezygnowałem z akcentu szybkościowego. Tym bardziej, że musiałby być na taśmie.
Trudno.
Może w weekend się uda, ma mróz odpuścić.
CDN
Świetny plan
Dużo wciąż będzie patataj, ale planuję też 3 akcenty w okolicach 45' każdy (czerwone romby), umieszczam też "elementy satysfakcjonująco-motywujące" czyli długie wybiegania/rozjeżdżenia na rowerze w formie fartleka.
Należy założyć, że konieczna będzie codzienna rehabilitacja, a więc umieściłem w planie poranną gimnastykę, którą i tak robię, ale jej odfajkowywanie będzie - jak mniemam - budującym elementem motywującym, z kolei wieczorne rehabilitacje często zaniedbuję i w związku z tym ich zestawienie z tymi porannymi będzie uderzało dysproporcją - czyli znów motywacja (skoro już rano zrobiłem, to głupio wieczorem nie zrobić, no nie?).
Co jeszcze? Ano w ramach dłuższych jednostek będą przygazówki, które obiecuję odbijać na stoperze i umieszczać w przyległych trójkątach, zaś ćwiczenia uzupełniające będę odnotowywał w trójkątach przyległych do rehabilitacji.
Stopklatka 07.02.2025
Plan jest realizowany!
Świetny plan w realizacji
Nowa informacja jest taka, że Krzyś też startuje. Chce zmierzyć się z dystansem 5km. Dzieci mają być pod opieką dorosłych, a start jest wspólny, zatem po prostu wystartuję na 10km i pierwszy km pobiegniemy razem, dla orgów. Potem - mam nadzieję - uda mi się synka zostawić w tyle...
Przebradziażyłem dwa ładne dni i nie poszedłem pobiegać, ale za to zaliczyłem nocne MTB połączone z pętlą biegową wokół domu. Warunki były typowe dla "izotermy 0", duże przewyższenia poszły w uda. Na jednym zjeździe nagrałem nawet filmik, bo myślałem, że wyjdzie efekt "Star Wars", albo "Star Trek" z napędem WARP. Wyszło coś w rodzaju "Blair Witch Project". Mam bardzo fajną lampkę rowerową, ale to za mało...
Z nocną jazdą po zimowym lesie jest taki kłopot, że można nadziać się na zwierzaka. Poszczęściło mi się, ale jedna z saren wystrzeliła z krzaków z taką prędkością, że byłbym bez szans, gdyby lepiej wycelowała. Moja magiczna lampka daje długie, mocne, skupione światło, ale ma też dwie diody "przeciwmgielne" oświetlające pobocza. Przy zjazdach włączam wszystko, co jest.
Pobiegłem też nocne BnO - nie wyszło pełne 2h, tak mi się warianty pospinały, że zakończyłem po 1h45'. Zgodnie z założeniami, zrobiłem trzy przygazówki pod górę: 3'30", 2' i 5'30". Przyśpieszenia po płaskim będę robił tylko w dzień, żeby się nie wypierniczyć. Latarkę czołową też mam super, ale w nocy wszystko jest trochę dwuwymiarowe, gdy źródło światła jest blisko oczu - nie widać cieni nierówności nawierzchni.
Codzienna gimnastyka poranna idzie dobrze, natomiast wieczorne rehabilitacje to po prostu wstyd.
Stopklatka 10.02.2025
Plan idzie zgodnie z planem
Zgodnie ze świetnym planem
Piękna weekendowa pogoda dała mi szansę zrobić pierwszy celowany akcent. Pobiegłem 9100m na pętli (700m) pół asfalt-pół przełaj. Tempo 4'45"/km. Bieg był na granicy wysiłku tlenowego i w znakomitej większości po tlenowej stronie tej granicy. Prześladuje mnie to tempo, może coś urwę tymi przygotowaniami...
Wskoczył jeden patataj na rowerze.
Wieczorne gimnastyki pojawiły się nie dlatego, że mam taką strasznie silną wolę i samodyscyplinę, tylko po prostu dużo mnie boli.
Ból gnatów - oto różnica, między aktywnością "patataj", a realizowaniem świetnego planu zgodnie z planem!
Ale wracając do silnej woli i samodyscypliny, ograniczam kawę. Zobaczymy, czy się uda. Cukierki i piwko już wcześniej wyszły z moich "rytuałów". Mam też zalecenie od Doktora Enbrela, by suplementować vit D3, co do tej pory koncertowo olewałem. Zdaje się, że to ważne...
Aaaa... i jeszcze wieczorne jedzenie... No nie wiem... spróbuję. Różnie to wychodzi, przedwczoraj skończyłem o 20.00, a wczoraj... (niedziela...)... przed północą zatankowałem pod wlew, aż mi pistolet odbiło...
Zobaczymy, co da się zrobić.
Ze spraw sprzętowych - buty mi się skurczyły...
Dużo wielokropków... hmmm...

Stopklatka 18.02.2025
Plan idzie jak po grudzie
Plan po grudzie
Nie ma się co użalać nad sobą, wszak trochę to przewidywałem. Spadł śnieg, chwycił mróz i wpadłem na świetny - jak mi się wydawało - pomysł, żeby longerek zrobić w formie zakładki narciarsko-biegowej. Trochę nadwerężyłem kolano i oba nadgarstki, bo przecierając trasy w grzbiecie od Wojkowej Kopy do Leszczynek nadziewałem się na różne niespodzianki, mocno się zasapałem - niespełna dwie godziny. Potem od razu pobiegłem swobodnie, już na butach, nieco ponad godzinkę.
To był trudny trening, wychodzący trochę ponad założenia, jeżeli chodzi o intensywność, ale byłem dobrej myśli i planowałem już dwa dni odpoczynku i drugi akcent szybkościowy - coś na granicy tlenowej trwające trzy kwadranse.
Ale Żona i dzieci kazały mi zabrać się w góry. Bez szczegółów, było bardzo mroźnie, było bardzo długo. Dużo głębokiego śniegu, dużo torowania.
Na wycieczce wygadałem się o tych biegówkach i Żona zażądała następnego dnia wspólnego wypadu na biegówkowe trasy izerskie. Wiedziałem, że się aktualnie odchudza, więc byłem bez szans.
Było długo, było zimno, było dużo śniegu.
Było długo. Uważam, że należy to podkreślić.
To nie tak, że byłem po tych trzech dniach wyczerpany, byłem raczej strasznie umęczony.
Zrezygnowałem z akcentu szybkościowego. Tym bardziej, że musiałby być na taśmie.
Trudno.
Może w weekend się uda, ma mróz odpuścić.
CDN