Przed startem
Przez zawirowania i to w ostatniej chwili noclegi mieliśmy nie w Lądku Zdrój a w Stroniu Śląskim.
W sumie to dobrze wyszło. Do Lądka było blisko, a sklepy i restauracje nie były tu tak oblegane.
Do Stronia dotarliśmy po południu.
![Obrazek](https://i.imgur.com/deoPX2Q.jpg)
Nocleg mieliśmy całą ekipą, 11 osób: Paweł i Aga z dziećmi, Agnieszka (siostra Pawła) z Markiem i Mateuszem, Ania i Andrzej (wspierający Sławka i nie tylko, ci sami, których poznaliśmy i się zaprzyjaźniliśmy w zeszłym roku) i ja ze Sławkiem.
Wypakowanie bagażu, pogaduchy a później poszliśmy do pobliskiej, bardzo dobrej, pizzerii.
Na koniec jeszcze zakupy w Biedronce, gdzie też poszliśmy pieszo.
Spać położyłem się około 22:30. Łyknąłem dwie melatoniny 3 mg. Zasnąłem dość szybko, ale sen nie był lekki. Przebudziłem się przed 5 rano i łyknąłem jeszcze jedną melatoninę, by się zmusić do spania.
Nie był to sen pełnowartościowy, ale robiłem, co mogłem, by go maksymalnie wydłużyć.
Tak to wyglądało wg Garmina:
![Obrazek](https://i.imgur.com/QM6bKQp.jpg)
Po śniadanku już około południa pojechaliśmy do Lądka odebrać pakiety i nadać przepaki.
![Obrazek](https://i.imgur.com/Hq7g93S.jpg)
![Obrazek](https://i.imgur.com/UJhSTcP.jpg)
![Obrazek](https://i.imgur.com/I6AbkYT.jpg)
Spotkaliśmy się tam z Magdą i Rysiem.
Zapoznałem się też z kolejnym Pawłem (na Garmin @DjNiuton), który na ten bieg przyleciał z UK namówiony przez moich znajomych
![:taktak:](./images/smilies/taktak.gif)
Wspólnie zamówiliśmy kawę, usiedliśmy na ławeczkach przed muszlą koncertową, piliśmy i rozmawialiśmy.
![Obrazek](https://i.imgur.com/QI3v8Bu.jpg)
Później całą ekipą poszliśmy na obiad.
Powrót do Stronia, tu chwila odpoczynku i szykowanie się do startu.
Mój zestaw startowy wyglądał podobnie jak i w latach poprzednich.
Na początek postanowiłem założyć stare już Hoka Speedgoat 5. Odcinek do Przełęczy Płoszczyna jest zazwyczaj najbardziej błotnistym i mokrym.
Na tej przełęczy mieli czekać na nas Ania i Andrzej. Przygotowałem też swoją „torbę zapasową”, którą dałem im do auta.
Były w niej mim m.in. dodatkowe ciuchy, zapasowe kije, stare Altra Olympus 4.
Mając w pamięci zeszłoroczny zator na starcie, tym razem postanowiliśmy pojechać szybciej i ustawić się bliżej linii startu.
Organizatorzy musieli wysłuchać skargi i zmienili początek. Start nie przebiegał już przez wąskie schody.
![Obrazek](https://i.imgur.com/CZsWRv6.jpg)
Na niebiesko nowa trasa. Odcinek przez las, po wybiegnięciu z ul. Zamkowej do niebieskiego szlaku, był trochę błotnisty, ale spokojnie do obiegnięcia.
W zegarku miałem wczytać trening z lapami co 1h (jako przypominajka o jedzeniu), jednak o tym zapomniałem, zorientowałem się po około 2h biegu, że chyba nie pika i wtedy ustawiłem autolap co 5km.
1. Lądek - Przełęcz Gierałtowska - 9,8 km biegu (dane z zegarka, cały czas miałem GPS z multiband)
Tym razem start poszedł bardzo sprawnie. Staliśmy blisko początku jak i nowy, szerszy odcinek nie powodowały zatoru.
![Obrazek](https://i.imgur.com/9SstO4J.jpg)
![Obrazek](https://i.imgur.com/fK5FkzU.jpg)
Wybiegliśmy z Lądka i już po chwili byliśmy w lesie.
![Obrazek](https://i.imgur.com/iqcsyzw.jpg)
Zaczęła się wspinaczka na Trojak.
![Obrazek](https://i.imgur.com/TilSbrG.jpg)
Paweł zostawał lekko z tyłu, a Sławek za chwilę poszedł do przodu.
Za Trojakiem zbiegłem w dół przez Skalną Bramę i postanowiłem chwilę zaczekać na Pawła.
Paweł pojawił się po chwili i już biegliśmy razem. Dobiegliśmy do granicy polsko-czeskiej, po której teraz będzie przebiegała trasa biegu.
![Obrazek](https://i.imgur.com/GIz8Lsq.jpg)
Do Przełęczy Gierałtowskiej trasa szybko zleciała.
![Obrazek](https://i.imgur.com/Lxs762d.jpg)
Zeszło nam 1h 23min, Sławek był tu kilka minut przed nami.
Wspominaliśmy z Pawłem, jak rok temu właśnie tu złapała nas pierwsza fala ulewy.
Na tym punkcie była tylko woda. Już nawet nie pamiętam czy musiałem ją uzupełnić.
![Obrazek](https://i.imgur.com/Kbl7wOI.jpg)
Foto z: https://runandfly.pl/ - załapaliśmy się z Pawłem:
![Obrazek](https://i.imgur.com/MuapRP6.jpg)
2. Przełęcz Gierałtowska - Przełęcz Płoszczyna - 35,5 km biegu (długość odcinka: 25,7 km) - ciemno w oczach – dramat w kilku odsłonach!!
Na ten odcinek przypadają dwa szczyty z siedmiu: Kowadło 989 m i Rudawiec 1106 m.
![Obrazek](https://i.imgur.com/5AqYmfz.jpg)
Są odcinki biegowe, ale też trzeba się pomęczyć na kilku podejściach i zbiegach. Jak wspominałem, jest to też teren mocno podmokły i bagnisty. W tym roku susza zrobiła swoje, wody i błota trochę było, ale wszystko dało się spokojnie obejść.
![Obrazek](https://i.imgur.com/VQKZPxO.jpg)
![Obrazek](https://i.imgur.com/jKmfuJF.jpg)
W zeszłym roku Sławka dogoniliśmy na Kowadle, tym razem szybciej. Sławek stwierdził, że biegnie mu się źle, już na tym etapie. Kowadło to 17,3 km trasy. Tu byliśmy jeszcze razem.
![Obrazek](https://i.imgur.com/aTpqF2U.jpg)
![Obrazek](https://i.imgur.com/XJlaGzx.jpg)
Dalej Sławek już biegł wolniej. Peleton prowadził Paweł.
Powoli robiła się szarówka, więc założyłem na głowę czołówkę, ale jeszcze jej nie odpalałem
![Obrazek](https://i.imgur.com/dHxQJTz.jpg.)
Paweł zaczął mi odstawać. Tym razem i ja poczułem się źle. Pobolewał mnie brzuch.
Na około 20. km trasy, na lekkim podejściu poczułem nagle ogromny ból w lędźwiowej części kręgosłupa.
Było to tak silne, że zatrzymało mnie nagle, w oczach mgła i nie mogłem się ruszyć. Stałem oparty na kijach. Przeszło, ruszam dalej i po chwili to samo. W tym czasie przebiega sporo biegaczy, nikt się nie zapytał, co się dzieje, chyba wszyscy zakładali, że odpoczywam.
Przewinąłem ekran, by zobaczyć, ile mam jeszcze do Przełęczy Płoszczyna, Garmin pokazywał 16 km.
W telefonie brak zasięgu. Zastanawiałem się co zrobić, jak pokonać te 16 km, by dojść, choć do tego punktu. Próbowałem iść i co chwilę łapałem „stop klatka”. Po prostu mnie całkowicie odcinało i się przez chwilę nie mogłem ruszyć. Byłem mocno przerażony.
Próbowałem szukać ruchu, który pozwoli mi temu przeciwdziałać.
Odkryłem, że jak mocno pochylam głowę i zaczynam truchtać, to ból w kręgosłupie się nie pojawia.
Biegłem chwilę z pochyloną głową na lekkim wzniosie i dla rozluźnienia ją podniosłem, ponownie mnie jebło. Stałem oparty na kijach i wtedy pojawił się Sławek. Myślał, że coś grzebię w telefonie, a ja stałem, starając się odzyskać możliwość ruchu.
Powiedziałem Sławkowi, co i jak, że będę walczył, by dojść do przełęczy. Sławek zaczął wyciągać czołówkę, a ja ruszyłem zgarbiony dalej. Postanowiłem już nie podnosić głowy, kiedy nie muszę.
Tu na foto jestem uchwycony przez jednego z fotografów w takiej właśnie pozycji:
![Obrazek](https://i.imgur.com/Ufh81vM.jpg)
Od razu napiszę, że trwało to do samego końca biegu i tak musiałem trzymać głowę.
Pogodziłem się już w myślach, że będę musiał w Płoszczynie zejść. Ten sezon był pełen różnych przeciwności, a sprawa z kręgosłupem ciągnie się od dawna i widocznie teraz to mnie uderzyło ze zwiększoną mocą.
Bolała mnie już szyja od tego ciągłego pochylania się. Co jakiś czas robiłem nią skręty, choć na boki, uniesienie i odchylenie w tył mnie odcinało.
Ile się dało, to parłem naprzód. Na 29,1 km przypadł kolejny szczyt Rudawiec. Minęło 4h 13 min biegu.
![Obrazek](https://i.imgur.com/Rxs4NoS.jpg)
Do przełęczy było już tylko ~6km i to w większości zbieg.
![Obrazek](https://i.imgur.com/s6eAAom.jpg)
Co udało mi się zaobserwować:
- na mocnych podejściach naturalnie pochylałem się i mocno pracowałem na kijach i wtedy kręgosłup nie jebał;
- na zbiegach też to się raczej nie pojawiało;
- najgorzej było na prostych i łagodnych podejściach ~0-6%.
Pomagało jak napisałem pochylenie głowy i truchtanie. Jak tylko pochyliłem i szedłem, to niestety plecy potrafiły odpalić „tryb stopklatki”.
Powoli zbiegałem na przełęcz i zastanawiałem się, co dalej. O dziwo nie doganiał mnie Sławek. Nie odwracałem się, więc nawet nie wiedziałem, czy nie jest gdzieś blisko.
Coraz bardziej bolał mnie też brzuch.
Wiedziałem, że kolejny etap to największe podejście na Śnieżnik, a później zbieg do Międzygórza.
Zgodnie z tym, co zaobserwowałem, to na takim podejściu i zbiegu powinienem dać radę.
Z tą myślą wbiegłem na kolejny punkt odżywczy na Przełęczy Płoszczyna.
Na tym punkcie czekali na nas Ania z Andrzejem, wspierali Sławka, ale wiedzieliśmy, że jeśli będą na jakimkolwiek punkcie, to możemy na nich zawsze liczyć.
Ani dałem już znać z małym wyprzedzeniem, jak tylko zasięg złapałem, czekała więc na mnie i od razu pokierowała do ich auta, gdzie odpalony był ... gril
![hahaha :hahaha:](./images/smilies/icon_lol.gif)
Paweł już tu był, ale powiedział, że w sumie nie tak dawno przybiegł. Na pomiarze czasu wygląda to inaczej, bo mata była przy wyjściu z punktu.
Dostaliśmy ciepły posiłek.
W zapasie miałem u nich zostawione Altra Olympus, ale postanowiłem do przepaka butów nie zmieniać.
Teren był całkiem w porządku. Hoki były tylko lekko mokre, a w stopach nic złego nie czułem.
Uzupełniłem wodę. Nie pamiętam już czy musiałem rozpuścić Maurten drink mix 320. Jeśli tak to maks jedną saszetkę. Na tym dystansie miałem też ze sobą owsiankę Lubelli, którą miałem zjeść przed startem, ale zapomniałem i jadłem ją na raty w czasie biegu.
Po chwili wbiegł na punkt również Sławek.
To był pierwszy i ostatni raz, gdzie się wszyscy spotkaliśmy.
Na każdym punkcie chciałem minimalizować pobyt, do niezbędnego minimum. Jednak i tak zeszło tu około 15-17 minut.
Po jedzeniu brzuch jeszcze gorzej zaczął mnie boleć. Stwierdziłem, że lecę, a chłopaki mnie dogonią, bo w dogodnym miejscu i tak będę musiał zejść na stronę.
Po drodze złapałem jeszcze na punkcie organizatora kilka owoców i przekroczyłem matę pomiarową.
Czas 5:22, była godzina 23:22.
3. Przełęcz Płoszczyna - Międzygórze - 50,6 km biegu (długość odcinka: 15,1 km)
![Obrazek](https://i.imgur.com/coSby05.jpg)
Zaczęło się podejście pod Śnieżnik, na początku dość łagodne, więc tu truchtałem pochylony.
Za Rykowiskiem 950 m, zszedłem w las z mocno bolącym brzuchem.
Liczyłem na „dwójkę”, ale się przeliczyłem
![hahaha :hahaha:](./images/smilies/icon_lol.gif)
Zgasiłem czołówkę i próbowałem robić swoje. Co chwilę przebiegali jacyś zawodnicy.
Nagle widzę, idzie jakaś para i chłopak mówi do dziewczyny:
- o patrz jakieś światełka.
Skierował na mnie czołówkę, ona też i oboje podkręcili lumeny na maksa, nie będąc pewnym, co widzą.
Prawdopodobnie świeciłem jak choinka odblaskami. Wkurzony zapaliłem swoją czołówkę na maksa.
Nie wiem, czy ona ich poraziła, czy blask mojego tyłka, ale zmieszani odwrócili głowy i poszli dalej.
Nic z roboty nie wyszło. Jeden plus, że się porządnie odgazowałem
![:bum:](./images/smilies/bum.gif)
To są „uroki” ultra, więc też o tym wspominam.
W międzyczasie widziałem, jak przebiegają Paweł i Sławek.
Dopiszę od razu, że po tym ani razu do samego końca brzuch mnie nie bolał i mnie nie pogoniło na grubszą robotę. Widocznie 100% przerabiałem na energię
![oczko :oczko:](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
Wyszedłem z lasu i zacząłem niczym przyczajony tygrys biec.
Po chwili dogoniłem Sławka. O dziwo był zaskoczony. Nie usłyszał, że mówiłem o konieczności zejścia na stronę.
Sławek, jak wspominałem, nie czuł się dobrze i truchtał spokojnie.
Ja pobiegłem dalej, goniąc Pawła.
Trwało trochę, zanim go dogoniłem, było to jeszcze przed najbardziej ostrym podejściem na Śnieżnik.
Okazało się, ze Paweł też nie słyszał, co powiedziałem i to on mnie gonił.
Tak więc dogoniłem goniącego mnie Pawła
![hej :hejhej:](./images/smilies/icon_e_biggrin.gif)
Zaczynało się robić ostro. Napieraliśmy w kierunku Śnieżnika.
![Obrazek](https://i.imgur.com/dvgemyn.jpg)
Paweł zaczął zostawać, a ja cisnąłem. Takie mocne podejścia o dziwo mi sprzyjały.
Po chwili zaczął padać deszcz, ale stwierdziłem, że będę mocno podchodził i to jest dość fajny czynnik chłodzący i nie nakładam kurtki.
Po pierwszym, mocnym odcinku, był odcinek z mniejszym nachyleniem. Padało mocniej.
Spotkałem tu zawodnika, który zapytał mnie, jak się nazywa kolejny punkt. Powiedziałem, że Międzygórze i że to jest punkt, gdzie suport jest zabroniony. Kolega stwierdził, że schodzi z trasy i musi zadzwonić do Patrycji (może jego dziewczyna?), by po niego przyjechała. Słyszałem tylko za sobą, jak wyciągnął telefon, zaczął rozmowę i poleciał na kamieniach. Na szczęście nie był to mocno nachylony odcinek.
Pozbierał się, a ja pobiegłem dalej.
Kolejne wspinanie się i dotarłem do łagodnego miejsca z kładkami.
Kiedyś organizatorzy prowadzili nas przez błotniste jagodziny.
Jakiś czas temu trasa została w tym miejscu zmieniona i jest to duży plus.
Niestety ponownie zawiesiłem się na tym odcinku, próbując się trochę rozluźnić.
Było już widać wieżę na Śnieżniku. Pozostał ostatni odcinek. Padało mniej, ale postanowiłem nałożyć kurtkę w obawie, że na szczycie będzie wiało.
Dotarłem na szczyt a tam cisza, nawet deszcz już nie padał.
![Obrazek](https://i.imgur.com/61nOww0.jpg)
Zbieg ze Śnieżnika wrócił na starą trasę w kierunku schroniska. Jednak ta trasa po postawieniu wieży została mocno wyrównana. Zniknęły wkurzające duże kamienie. Trzeba uważać, ale w porównaniu do tego co było jeszcze 2 lata temu, to było mega ułatwienie.
Dobiegłem do Schroniska „Na Śnieżniku”, za nim jest skręt w lewo i zbieg do Międzygórza.
I w tym miejscu mocno się zdziwiłem. Spotkałem kolegę Marcina ze Szczecina, który ponownie biegł B7S z Anią z Wrocławia. Jak opisywałem swój ST130, to wtedy również z nimi dużą część trasy przebiegłem.
Rozmawialiśmy i czas do punktu w Międzygórzu szybko zleciał. Na drodze asfaltowej, sama końcówka do punktu odżywczego przy GOPR, ponownie walczyłem z kręgosłupem. Walka polegała na czekaniu, aż odpuści i ruszeniu w taki sposób, by tego ponownie nie wzbudzić
![oczko :oczko:](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
Do Międzygórza dotarłem po 7h 47min, czyli o 1:47 w piątek.
Mata była przed punktem odżywczym.
Tu też zdjąłem kurtkę. Wcześniej biegłem z rozpiętą, nie chciałem się zatrzymywać i bawić z nią na trasie.
Teraz widzę, że Paweł był tu 10 min za mną.
Na punkcie zjedliśmy jakąś ciepłą zupę i to, co leżało na stołach (już nie pamiętam). Na drogę zabrałem kilka owoców. Tu zeszło około 6 min.
Mówiłem Marcinowi i Ani, że biegną jeszcze Paweł i Sławek.
Ja postanowiłem od początku minimalizować straty na punktach i stwierdziłem, że teraz wychodzę, a Paweł dogoni nas w trakcie lub spotkamy się na przepaku.
Ruszyliśmy.
4. Międzygórze - Długopole Zdrój – 68 km biegu (długość odcinka: 17,4 km) - przepak!
![Obrazek](https://i.imgur.com/lm6Dc48.jpg)
Brzuchy pełne, więc początek szliśmy. Niestety profil trasy mi nie sprzyjał.
Marcin zobaczył, co się dzieje i stwierdził, że mnie podratuje jakąś magiczną, niebieską tabletką przeciwbólową. Nie mógł jej znaleźć, ale miała je pod ręką Ania. Łyknąłem tabletkę.
Niestety na takie „bóle rdzeniowe” tabletka za bardzo nie pomaga. Możliwe, że po niej krócej mnie trzymało, ale też możliwe, że nauczyłem się te ataki minimalizować.
Jak już wyczułem, że mnie jebnie, to się szybko pochylałem do przodu i jak zdążyłem, to zaczynałem trucht.
Z centrum Międzygórza, przy Wodospadzie Wilczki, zaczęło się podejście pod Górę Igliczną.
![Obrazek](https://i.imgur.com/GPz2VUO.jpg)
Początek to sporo podchodzenia po schodach. Następnie kawałek po lekkim wzniosie, gdzie powolutku truchtałem. Końcówka już dająca z lekka popalić.
Z góry zbiegliśmy przez las do asfaltu, który prowadził do Marianówki.
Rok temu zmieniałem tu baterie od czołówki, a po chwili i tak ją wyłączyłem. Teraz nie minęło jeszcze 9h biegu.
Zaczął się bieg asfaltem, a następnie długi odcinek trawiastą ścieżką.
Musiałem tam uważać, bo były nierówności i jak mi wpadała nagle stopa, to robił się dramat.
Ustawiałem się za Marcinem lub Anią i patrzyłem pod nogi.
Spotkaliśmy tu tez kolegę Michała ze Szczecina, jednego ze współorganizatorów Nocnego PoYeba, który biegł ST130.
Dogoniliśmy też kilku innych biegaczy.
Na około 5km przed Długopolem wysłałem Ani SMSa ile jeszcze zostało do punktu.
Miałem dzwonić, ale było jeszcze ciemno i stwierdziłem, że w sumie na przepaku mam wszystko i nie za bardzo chcę ich budzić. Jeśli będą to super, a jeśli nie, to dam sobie radę
![oczko :oczko:](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
Jak już wbiegałem do Długopola, to zadzwoniła Ania i mnie lekko opieprzyła, że nie zadzwoniłem.
![hej :hejhej:](./images/smilies/icon_e_biggrin.gif)
Jechali dopiero na punkt. Powiedziała, że będą za około 20 min.
Dobiegając do Długopola, wyłączyliśmy czołówki.
Na punkt dotarłem po 10h 15min, czyli o 4:15 w piątek.
Odebrałem przepak. Wyciągnąłem ręcznik i nawilżane, duże chusteczki. Wycierałem nimi, co tylko mogłem.
Od lat wkurza mnie, że nie ma na przepakach żadnego prostego prysznica. W zeszłym roku myliśmy się tu z Pawłem w fontannie.
Teraz schowałem się w Domu Zdrojowym.
Po „obmyciu się” zmieniłem wszystko, co miałem na sobie z ubrań i buty na Topo Ultraventure 3.
Paweł na punkcie pojawił się niespełna 15 min za mną. Też zaczął się ogarniać.
![Obrazek](https://i.imgur.com/mGdXQ4L.jpg)
W pewnym momencie usłyszałem, że Paweł o coś pyta. Zrozumiałem, że chce śrubokręt i jakoś mnie to wcale nie zdziwiło
![:bum:](./images/smilies/bum.gif)
Stwierdziłem, że gdzieś mam, ale w torbie, która jest w aucie u Andrzeja i Ani i będzie, jak dojadą.
Tu wyszło małe nieporozumienie, bo Paweł pytał o Sudocrem
![hahaha :hahaha:](./images/smilies/icon_lol.gif)
Jak już byłem przebrany, to pojawiła się nasza „grupa wsparcia”.
Poprosiłem Anię, by mi do softflasek wlała wody i rozpuściła proszek Maurten.
Nasmarowałem, co trzeba i poszedłem coś zjeść.
Powiedziałem wcześniej Ani i Marcinowi, że poczekam chwilę na Pawła, więc oni już wcześniej ruszyli na trasę.
Paweł położył się i trochę odpoczywał. Ja nie chciałem się rozleniwić
![:nienie:](./images/smilies/nienie.gif)
Poszedłem jeszcze pod fontannę i umyłem zęby dla odświeżenia.
Zjadłem trochę owoców na punkcie i podszedłem do auta. Tu mnie Ania uraczyła jakimś szybkim jedzonkiem, dostałem kanapkę w łapę i ruszyłem solo a dalszą trasę.
![Obrazek](https://i.imgur.com/1udHCaF.jpg)
Powiedziałem też, jak i rok temu, że na punkcie w Spalonej nie będę nic potrzebował i ewentualnie spotkamy się dopiero w Zieleńcu.
Oczywiście miałem 5km przed punktem zadzwonić i nie pisać już SMS
![uśmiech :-)](./images/smilies/icon_e_smile.gif)
Tu ostatni raz na trasie widzieliśmy się z Pawłem.
5. Długopole Zdrój - Spalona - 84,5 km biegu (długość odcinka: 16,5 km)
![Obrazek](https://i.imgur.com/FrjeI9q.jpg)
Początek to sporo podchodzenia w kierunku miejscowości Ponikwa i dalej by dotrzeć do starej drogi asfaltowej „Autostrada Sudecka”.
![Obrazek](https://i.imgur.com/9FwQ79F.jpg)
Ze 2km od przepaka spotkałem zawodnika, który wracał się na punkt, bo zapomniał założyć chipa. Współczuję.
Szedłem spokojnie, bo jadłem jeszcze kanapkę. Na trasie robiłem mało zdjęć, ale tu akurat kilka pstryknąłem.
![Obrazek](https://i.imgur.com/OuV6vXS.jpg)
Dotarłem do miejscowości Ponikwa i po zejściu z asfaltu zaczęło się mocniejsze podejście, co mi bardziej odpowiadało.
![Obrazek](https://i.imgur.com/eKg5mRB.jpg)
Zerknąłem na WhatsApp i odczytałem wiadomość od kolegi, którą mi wysłał wieczorem poprzedniego dnia, pisząc, bym zrobił przelew. Sprawa dla mnie istotna.
Początkowo odpisałem, że jestem na biegu ultra i biegnę od wczoraj od 18.00 i na 100% przelew po biegu zrobię. Wysłałem mu też kilka fotek. Przemyślałem jednak sprawę, że po ultra, to moja świadomość świata będzie marna i powoli zrobiłem ten przelew przez telefon, na dane dla mnie zupełnie nowe, ale kopiuj-wklej i jakoś poszło. Przelew dotarł gdzie trzeba
![:taktak:](./images/smilies/taktak.gif)
Po dotarciu do „autostrady” biegłem nią ~3km i zaczęło się długie, też 3km, podejście na kolejny, czwarty już w B7S, szczyt Jagodna 977 m, ze wzniosem około 270m.
Nachylenia nie były mocne i ten odcinek to był pożywka do wyzwalania „stop-klatki”. Jebło mnie kilka razy i chcąc nie chcąc zacząłem tu truchtać.
Pod sam koniec ponownie dogoniłem Anię i Marcina.
![Obrazek](https://i.imgur.com/UGJygAA.jpg)
Za chwilę już razem „szczytowaliśmy”
![:bum:](./images/smilies/bum.gif)
![Obrazek](https://i.imgur.com/Qd85VaS.jpg)
Czwarty z siedmiu szczytów został zdobyty.
Ania zaczęła zauważać dziwne rzeczy
![hahaha :hahaha:](./images/smilies/icon_lol.gif)
Zamiast powalonego drzewa, widziała krokodyla, a ułożone na sobie kamienie to były małpki
![hej :hejhej:](./images/smilies/icon_e_biggrin.gif)
![Obrazek](https://i.imgur.com/8e8wK7L.jpg)
Zaczęliśmy zbiegać lekko pofalowanym terenem do Spalonej. Marcin co chwilę narzekał, że nie czuje się zbyt dobrze i stwierdził, że schodzi w Kudowie.
![Obrazek](https://i.imgur.com/B1WQroK.jpg)
Na punkt w Spalonej dotarłem po 13h 12min, czyli w piątek o 07:12. Powoli zaczynało robić się ciepło.
Uzupełnienie zapasów, tu chyba zjadłem zupę dyniową i ruszyliśmy w dalszą drogę.
6. Spalona - Zieleniec 104 km biegu (długość odcinka: 19,5 km)
![Obrazek](https://i.imgur.com/p9zEL9A.jpg)
Ogólnie to odcinek sporo biegowy, trzeba mieć tylko zapas sił. Uwaga ta dotyczy przede wszystkim tych, co kończą w Kudowie
![oczko :oczko:](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
Rozmawialiśmy i biegliśmy metodą Gallowaya. Marcin przechodził tu kryzysy.
Dotarliśmy do Lasówki 93. km trasy. Marcin z Anią robili tu małą przerwę.
Ja dalej pobiegłem sam, stwierdziłem, że może spotkamy się w Zieleńcu, bo tam będą znajomi i zejdzie mi zapewne dłużej.
![Obrazek](https://i.imgur.com/I1OHIX9.jpg)
Dotarłem do kolejnego odcinka asfaltowanego, który jest dość pofalowany.
Chciałem czy nie, to musiałem tu truchtać. Starałem się biec stroną bardziej zacienioną.
Nie było źle, ale wolałem się oszczędzać.
W końcu dotarłem do torfowisk pod Zieleńcem.
![Obrazek](https://i.imgur.com/VEeHO6a.jpg)
Tam był zakręt w lewo na odcinek mocno kamienistej drogi, takie wściekle ostre kamienie ustawione na sztorc. Nie lubię tego. Na zakręcie stała jakaś wycieczka i wszyscy gorąco mi dopingowali. Było to miłe, podziękowałem i ruszyłem na te kamienie.
Tu się mega sprawdziły Topo. Amortyzacja robiła swoje i jakoś lepiej wspominam ten odcinek, niż poprzednimi laty.
Tu też zadzwoniłem do Ani, że powoli będę się zbliżał do punktu. Ostatnie 1,5km daje popalić.
![Obrazek](https://i.imgur.com/MAYlyq0.jpg)
Na górze czekała już nasza ekipa w rozszerzonym składzie. Daje to zawsze dużego pozytywnego kopa.
Do Zieleńca dotarłem po 16h 23 min w piatek o 10:23.
Nie wiedziałem wtedy, ile za mną jest Paweł.
Andrzej zalał mój „magiczny proszek”, a Ania nakarmiła i widzę, że dała herbatki, choć tego nie pamiętam
![uśmiech :-)](./images/smilies/icon_e_smile.gif)
![Obrazek](https://i.imgur.com/aqrtYWr.jpg)
W Długopolu stopy wytarłem tylko chusteczkami. Teraz była okazja, to skorzystałem, by je obmyć w misce z wodą. Zdjąłem skarpetki i jeszcze okazało się, że są odciski. Wcześniej coś tam czułem, ale to nie przeszkadzało. Po umyciu i wytarciu stóp przekułem bąble i zasypałem je dermatolem, na to założyłem skarpetki. Pomagała mi Ania.
![Obrazek](https://i.imgur.com/xs7kfVc.jpg)
Nie ma co pieprzyć się z plastrami, bo każdy odpadnie. Całe ciało ciągle się poci.
Awaryjnie miałem jeszcze w torbie solidną naprawczą srebrną taśmę, serio
![uśmiech :-)](./images/smilies/icon_e_smile.gif)
Na szczęście nie musiałem jej użyć.
![Obrazek](https://i.imgur.com/C0C8g3B.jpg)
Agnieszka spryskała mi nogi jakimś magicznym sprayem
![hej :hejhej:](./images/smilies/icon_e_biggrin.gif)
Dodatkowo plecy zostały nasmarowane Voltarenem lub czymś o podobnym działaniu.
Z pełnym brzuchem (nie przesadzałem) poszedłem jeszcze na punkt po owoce.
![Obrazek](https://i.imgur.com/reNuoP6.jpg)
Tu się zdziwiłem, bo spotkałem wchodzącego na punkt Pawła z UK.
![Obrazek](https://i.imgur.com/06RZoVG.jpg)
Okazało się, że Paweł początek biegł spokojnie i towarzysko.
Jak widać, nasi serdeczni przyjaciele wspierali nas wszystkich.
![Obrazek](https://i.imgur.com/l5vjqsq.jpg)
Z owocami w dłoni ruszyłem na dalszą trasę.
![Obrazek](https://i.imgur.com/QUdGC5h.jpg)
7. Zieleniec - Jamrozowa Polana - 114,3 km biegu (długość odcinka: 10,3 km)
![Obrazek](https://i.imgur.com/onDa8sT.jpg)
Już po przejściu 200-300m zauważyłem idących pod górę Anię i Marcina.
Wcześniej na punkcie ich nie widziałem, bo w większości siedziałem przy aucie.
Dogoniłem ich i ponownie biegliśmy razem.
Marcin zaczął zostawać z tyłu. Mówił, że mamy biec, bo on na pewno zejdzie w Kudowie.
Po krótkim czasie dotarliśmy do piątego szczytu Orlica 1084 m.
![Obrazek](https://i.imgur.com/hwnBro9.jpg)
Dalej już biegliśmy sami z Anią. Zbiegliśmy z góry i lecieliśmy przez łąki na drogę szutrową.
![Obrazek](https://i.imgur.com/GD8nOQY.jpg)
Trasa do Jamrozowej Polany szybko zleciała.
Wymagający jest ostatni asfaltowy odcinek już pod samą polanę. Około 500m ze wzniosem 80m.
![Obrazek](https://i.imgur.com/iDxI77e.jpg)
Dotarcie na punkt zajęło 17h 45min, była godzina 11:45.
Na punkcie standardowo uzupełnienie płynów. Zjadłem jakąś zupkę w kubku i w ten kubek nałożyłem owoce na wynos. Na miejscu też zjadłem trochę owoców.
Czekał nas teraz ciężki psychicznie 20. km odcinek, najcieplejszą porą do Kudowy.
8. Jamrozowa Polana - Kudowa Zdrój - 135 km biegu (długość odcinka: 20,7 km) – gorąc!
![Obrazek](https://i.imgur.com/GaH6CWY.jpg)
Ruszyliśmy z punktu z Anią i podpiął się do nas Tomek, zawodnik z numerem 1089.
Razem maszerowaliśmy w kierunku Dusznik, spokojnie by się jedzenie ułożyło w żołądku.
Zejście do Dusznik było sporo zacienione. Łagodne zbieganie z mocniejszym zejściem na koniec i byliśmy w Parku Zdrojowym.
![Obrazek](https://i.imgur.com/Ug6yxKq.jpg)
![Obrazek](https://i.imgur.com/bO2IXCY.jpg)
Tu już był element biegowy przez miasto, więc nie za bardzo dla stóp. Słońce też dawało w głowę.
Przebiegając obok źródła wody mineralnej Agatka, poszliśmy z Tomkiem napić się z niego wody, obmyć głowę i zamoczyć czapeczki.
![Obrazek](https://i.imgur.com/QiVa6T5.jpg)
(foto z sieci)
Jaka ta woda była zimna i smaczna, choć jebała całą tablicą Mendelejewa
![hahaha :hahaha:](./images/smilies/icon_lol.gif)
Dogoniliśmy Anię i dalej biegliśmy Aleją Chopina.
![Obrazek](https://i.imgur.com/ZRr8kQn.jpg)
Po krótkiej chwili biegliśmy już w przez Rynek.
![Obrazek](https://i.imgur.com/BrO7C0Y.jpg)
Po dotarciu do DK8 staliśmy chwilę na światłach i po przejściu na drugą stronę zaszliśmy do Orlenu na lody.
Tomek chciał zapłacić gotówką, ale bez sensu, by później drobne latały w plecaku. Powiedziałem, by każdy coś wybrał i zapłaciłem zegarkiem. To lubię w Garminach. Szybko i wygodnie. W plecaku też miałem kasę, bo taki jest wymóg w regulaminie.
Poczekaliśmy na Anię, bo jeszcze skorzystała z toalety. Była chwila wytchnienia w klimatyzowanym pomieszczeniu. Orlen ten jest znany biegaczom DFGB. Wpadają tu kupić coś do zjedzenia i my nie byliśmy wyjątkiem.
![Obrazek](https://i.imgur.com/OiyskpZ.jpg)
Po wyjściu ze stacji paliw skręciliśmy po chwili w lewo i opuszczaliśmy już Duszniki.
Zauważyliśmy przed sobą parę biegaczy i Ania powiedziała, ze tam chyba jest Marcin.
Dogoniliśmy ich i faktycznie jednym z nich był Marcin. Myślałem, że odżył i jednak będzie biegł dalej.
Niestety Marcin powtórzył, że schodzi w Kudowie. No szkoda.
Teren lekko falował. Przy jednym z gospodarstw właściciel zawsze wystawia wodę dla biegaczy. Są też wiadra, by zmoczyć głowę i czapeczkę, co też z Tomkiem ponownie uczyniliśmy.
Szacunek dla właściciela. Podobno robi to już od lat.
Po chwili dogonił nas kolega Paweł z UK. Przedstawiam Ani, że to kolega Paweł, a ona pomyślała, że to dogonił nas Paweł, z którym miałem biec. Wyjaśniliśmy, że jednak to inny Paweł, ale obaj też się znają
![hej :hejhej:](./images/smilies/icon_e_biggrin.gif)
Paweł chwilę opowiadał, jak biegł wcześniej towarzysko, na trasie spotykał osoby z naszej ekipy.
Biegnąc jak na siebie spokojniej, zachował więcej sił. To był jego debiut na takim biegu i to od razu na ST130. Dla niego z lekka zamulaliśmy, więc poleciał dalej sam
![:taktak:](./images/smilies/taktak.gif)
Po chwili trzeba było pokonać najgorszy odcinek w tej części, podejście na Grodczyn.
![Obrazek](https://i.imgur.com/U0RmQMo.jpg)
Odcinek 400m długości i wznios 90m. Po wejściu na górę kiedyś biegło się tu przez Grodczyn, a teraz biegnie się równolegle, trochę niżej.
Cisnęliśmy dalej z Anią, było gorąco, ale aż tak przez to nie cierpiałem. Tomek zaczął odstawać.
Dobiegliśmy do Przełęczy Lewińskiej. Tu trzeba przejść pod wiaduktem, który zawsze jest zalany wodą, pełno tam też czerwonej gleby. Dało się to obejść po prawej stronie.
![Obrazek](https://i.imgur.com/PIxhYV3.jpg)
(foto koleżanki Magdy)
Pozostało jeszcze kilka gorących kilometrów do Kudowy, jedno krótkie mocne podejście, pokonanie przez drabinkę ogrodzenia – tak w tym roku pojawiło się to ponownie, ktoś je odbudował i zamknął inną możliwość przejścia ogrodzenia
![:bum:](./images/smilies/bum.gif)
W końcu wbiegliśmy do Kudowy.
![Obrazek](https://i.imgur.com/ObOtl0i.jpg)
Tu jeszcze na ostatniej prostej dopingowaliśmy z Anią zawodniczkę z ST130, z czasu wychodzi, że była to Ania Świątek z nr 2183.
Ania, wiedząc, że Marcin dalej nie biegnie, namawiał mnie, bym dalej biegł z nią. Powiedziałem, że muszę się zorientować, jak daleko za mną jest Paweł, bo jeśli jest blisko, to na niego poczekam, by drugą dobę biec razem.
Nie chciałem jej zamulać, bo ewidentnie była lepiej przygotowana, a ja jeszcze ciągle walczyłem z kręgosłupem i na tym ostatnim odcinku również musiałem kilka razy stać w bezruchu.
Rozumiem, że Ania chciała biec z kimś, bo sam byłem pewien obaw, jak to będzie w kolejnej dobie, z kolejną nocą. W dwie osoby zapewne byłoby lepiej, ale w takiej sytuacji trzeba się też do siebie dostosować.
Wbiegliśmy do Parku Zdrojowego i za chwilę byliśmy na kolejnym punkcie, drugim już dla nas przepaku.
![Obrazek](https://i.imgur.com/UAL7sYB.jpg)
![Obrazek](https://i.imgur.com/1cEf2C2.jpg)
Czas na macie to piątek 14:28, czyli 20h 28 min biegu.
Dodam, że poprawiłem troszkę swój czas z 2020 r. Wtedy biegłem tylko dystans ST130 i miałem 20h 31 min. Wtedy trasa była trochę gorsza: więcej błota, błotnista przeprawa przez jagodziny na Śnieżniku i gorszy zbieg ze Śnieżnika, ale wtedy też byłem wypruty na mecie na maksa, a teraz nie miałem wątpliwości, że lecę dalej.
Jeszcze taka ciekawostka, ze swoim czasem byłbym 35. na dystansie ST130 właśnie na miejscu dziewczyny, którą dopingowaliśmy wbiegając do Kudowy
![uśmiech :usmiech:](./images/smilies/icon_e_smile.gif)
Tu czekała już Ania z Andrzejem, ale musiała być szybka akcja, bo oni za chwilę musieli jechać do Sławka na Jamrozową Polanę.
Na mecie był też Paweł (UK), który skończył bieg z czasem 20h 23 min. To była jego meta.
Odebrałem przepak. Już idąc po niego, powiedziałem Andrzejowi, by szukał miejsca, gdzie jest potok, bo tam się wykąpię. Nie mogłem go zauważyć, bo stały karetki zabezpieczenia medycznego i namioty.
Andrzej szybko zlokalizował to miejsce. Zabraliśmy wszystkie rzeczy i się tam przenieśliśmy.
Powiedziałem Andrzejowi, by napełnił mi obie softflaski proszkiem Maurten.
Sam rozebrałem się do szortów i wszedłem do potoku Trzemeszna:
https://polska-org.pl/3758184,Kudowa_Zd ... eszna.html
Obmyłem wszystko, co mogłem. Oczywiście nie stosowałem żadnego mydła. Po tym przebrałem nowe ciuchy. Ania pomogła mi nasmarować plecy.
Od samego początku stosowałem Assos Chamois Creme.
![Obrazek](https://i.imgur.com/oxQWvJt.jpg)
Świetnie się sprawdził.
Ogarnąłem stopy, ponownie przekułem nowe pęcherze, zasypałem cudownym, żółtym proszkiem i założyłem świeże skarpety. Buty zostały nadal te same: Topo UV3.
Poprosiłem też, by Andrzej zalał mi bukłak wodą.
Na dłuższe gorące odcinki zabrałem też bukłak. Już na pierwszym przepaku włożyłem pusty do plecaka.
Zapomniałem wspomnieć, że napełniłem go częściowo na ten męczący odcinek z Jamrozowej Polany do Kudowy. Przydawało się, bo mogłem nawet od czasu do czasu obmyć twarz.
Zapytałem Anię, ile gdzieś za mną jest Paweł. Powiedziała, że to już z 1,5h. No to wiedziałem, że dalej ruszam sam.
Niby wszystko szybko, ale zanim się w takich warunkach umyjesz, przebierzesz, to i tak całościowo zeszło mi około 35 min na tym punkcie.
Pożegnałem się z ekipą i poszedłem jeszcze na punkt zjeść, co tam było. Jak zwykle zabrałem trochę owoców na wynos. Rozglądnąłem się z Anią, ale już jej zapewne od dawna nie było.
Z punktu wyruszyłem około 15:03.
9. Kudowa Zdrój – Pasterka 148,5 km biegu (długość odcinka: 13,5 km) – nadal gorąco i stromo.
![Obrazek](https://i.imgur.com/4yGVRDl.jpg)
Podchodziłem powoli pod Parkową Górę.
![Obrazek](https://i.imgur.com/Nr9u3s4.jpg)
Jak już tam byłem, to przypomniałem sobie, co rok temu pisał @pawo
Będąc na samej górze, spojrzałem w dół, ale nikt tam do mnie nie machał
![:bum:](./images/smilies/bum.gif)
Tak poważnie było, pamiętałem o tym
![hej :hejhej:](./images/smilies/icon_e_biggrin.gif)
Podziwiałem w samotności krajobrazy.
![Obrazek](https://i.imgur.com/p8c8mzm.jpg)
Niestety cienia było tam mało. W bukłaku miałem za dużo wody, zaczęło mi to odczuwalnie ciążyć.
Polałem głowę i czapeczkę i trochę jej spuściłem.
![Obrazek](https://i.imgur.com/0itkpji.jpg)
Po chwili patrzę, ktoś biegnie. Był to kolega Tomek. Chyba odżył, ominął mnie, nic się nie odzywając.
Trochę zeszło, zanim zaczęło się podejście pod Błędne Skały.
![Obrazek](https://i.imgur.com/8O96tH2.jpg)
Obawiałem się tego z lekka, jak to będzie już na tym etapie. O dziwo, ponownie się potwierdziło, że takie spore podejścia ogarniam całkiem nieźle. Nie miałem wtedy też obaw o kręgosłup. Pochylony napierałem w górę po sporych kamieniach. Omijałem dopingujące mi grupy turystów.
![Obrazek](https://i.imgur.com/AV13bQZ.jpg)
Po wejściu na górę był dobry odcinek trasy, ale następnie zaczęło się ostre i zakręcone zejście w dół.
Trzeba było uważać na kamieniach, nierównych kamiennych schodach i masie wystających korzeni.
Po pokonaniu tego odcinka ponownie dogoniłem Tomka.
Mówię do niego, że teraz to już nie ma miejsca, by gdzieś zamoczył czapeczkę, a i loda nie będzie gdzie kupić
![hej :hejhej:](./images/smilies/icon_e_biggrin.gif)
Spojrzał na mnie i mówi:
- a to ty kupiłeś mi tego loda?
No w mordę, przecież to nie było tak dawno, by mnie nie pamiętał, chyba nieprzespana noc robiła swoje
![oczko :oczko:](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
Dalej do Pasterki biegliśmy razem.
![Obrazek](https://i.imgur.com/d36tWwQ.jpg)
Tomek powiedział, że chciałby w Lądku być do 13.00.
Stwierdziłem, że to niezłe wyzwanie i jak ma siły, to niech leci. Z Kudowy wyszliśmy około 15.00.
Dodając 24h mamy 15:00 w sobotę. Wstępnie szacowałem, że jeśli zmieszczę się w limicie KBL, czyli 26h, to będę do 17.00. Miałem jeszcze oczywiście dodatkowo wypracowane 5h zapasu.
Nie wiedziałem jednak, jak organizm zareaguje kolejną nocą, czy będę gdzieś musiał się przespać, odpocząć?
Stwierdziłem, że optymistycznie postaram się robić 5 km w godzinę, wliczając w to czas na punktach i mocne wzniosy. Z 5km/1h wychodziły optymistycznie 22h na pokonanie trasy KBL. Te szacunki nie uwzględniały przerw na ewentualny odpoczynek, przepak.
Tam, gdzie stracę, podchodząc, to będę się starał trochę odrobić na lepszym terenie.
To był taki moment ustalenia, co i jak poprzez wspólną rozmową.
Przynajmniej głowę czymś zajęliśmy
Zaczęło się mocne podejście pod Ostrą Górę.
![Obrazek](https://i.imgur.com/wOl00Ow.jpg)
Czas się lekko dłużył, ale nie czułem się źle. W końcu wdrapaliśmy się na górę i zaczęliśmy truchtać w kierunku Pasterki.
![Obrazek](https://i.imgur.com/NwfZV5i.jpg)
Tu dotarłem po 23h 56min, w piątek o 17:56.
Czas ten obejmuje też przepak w Kudowie, bo mata była przed punktem żywnościowym.
Na punkcie zjadłem, co tam było, w tym kolejny raz ciepła zupa. Uzupełniłem picie. Do bukłaka dolałem trochę wody, bo czekał mnie teraz długi odcinek, około 25 km do Ściniawki.
Za 3km na Szczelińcu była wystawiona w pojemnikach woda, ale tam już z tego nie chciałem korzystać.
Polałem się wodą z węża, zmoczyłem też czapeczkę. Chciałem jak najszybciej ruszyć, by za dnia dobiec jak najdalej.
Zapytałem Tomka, czy idzie, a on, że jest zmęczony i musi odpocząć.
Trochę się zdziwiłem, bo przed chwilą mówił, że zależy mu na dotarciu do Lądka o 13.00.
Tu widziałem go ostatni raz. Całą dalszą część trasy pokonałem samotnie.
10. Pasterka – Ściniawka 173 km biegu (długość odcinka: 24,5 km) – Szczeliniec, Skalne Grzyby i początek kolejnej nocy.
![Obrazek](https://i.imgur.com/0mNQFOs.jpg)
Po podejściu na Błędne Skały już się nie obawiałem podejścia na Szczeliniec.
Wyszedłem z Pasterki, brzuch musiał przepracować, to co mu tam wrzuciłem.
Szczelinie pięknie się prezentował po prawej – to szósty szczyt biegu.
![Obrazek](https://i.imgur.com/X7rgIpq.jpg)
Trasa w górę jest męcząca.
![Obrazek](https://i.imgur.com/RonjMO6.jpg)
Nie czułem się jednak źle i napierałem. Było sporo turystów, robili mi miejsce i co chwilę słyszałem dobre słowa. Część to zapewne rodziny i może biegacze z krótszych dystansów, którzy tak spędzali piątkowe popołudnie.
Skończyło się wspinanie po kamieniach, teraz schody do schroniska.
![Obrazek](https://i.imgur.com/DfCH7YW.jpg)
Tu zrobiłem kilka zdjęć, łapiąc przy tym spokojniejszy oddech.
![Obrazek](https://i.imgur.com/NVWyR9z.jpg)
![Obrazek](https://i.imgur.com/Y7Q6PmP.jpg)
Przeszedłem przez kasę, sprzedawca się uśmiechnął i machnął ręką, nie wiem, czy na pożegnanie, czy z litości
![hahaha :hahaha:](./images/smilies/icon_lol.gif)
Byłem na szczycie i zaczynał się labirynt.
![Obrazek](https://i.imgur.com/FaJwNzT.jpg)
![Obrazek](https://i.imgur.com/zNY10Qp.jpg)
Dalej telefonu nie wyciągałem, musiałem w większości bardzo uważać. Na szczęście nie było mokro i aż tak ślisko jak tam potrafi być.
Musiałem też uważać na turystów i grupy dzieciaków.
Nie każdy był wyrozumiały, a część osób pokonywała tę trasę „pod prąd” – od drugiej strony można wejść za darmo?
W jednej z wąskich i długich szczelin jebły mnie plecy. Stałem zamrożony, nawet nie za bardzo mogłem się tam pochylić. Grupa turystów czekała cierpliwie za mną, zapytali tylko, czy złapał mnie skurcz. Przeprosiłem i powiedziałem, że to „tylko kręgosłup”.
Najgorsze były dla mnie miejsca, gdzie trzeba było się schylić lub ukucnąć, by je pokonać. No nie było takiej opcji.
Przerzuciłem przez szczelinę kije, położyłem się i przeczołgałem. Przydaje się doświadczenie zawodowe
![:spoczko:](./images/smilies/spoczko.gif)
![oczko :oczko:](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
Byłem w Niebie za chwilę w Piekle.
Na jednym z tarasów chciałem zrobić zdjęcie, ale stała tam jakaś wycieczka i odpuściłem.
Zacząłem truchtać powoli w dół i pokonywać masę schodów.
W końcu zszedłem na sam dół i zaczął się dość fajny teren w kierunku Skalnych Grzybów.
Przekroczyłem DW387. Dogoniłem dwóch biegaczy i mówię im, że już za chwilę będziemy lecieli przez Skalne Grzyby.
Jeden z nich z zadowoleniem powiedział:
- w końcu ktoś wie, jak to miejsce się nazywa! Ja to zawsze nazywałem „kamulcami” .... .
Podał jeszcze kilka nazw, już ich nie pamiętam. Trochę się pośmiałem.
Powiedziałem, by napierali, to teraz całość pokonamy za dnia.
Z czasem jednak zostawiałem ich coraz bardziej, aż przestałem ich widzieć.
![Obrazek](https://i.imgur.com/P0OYPX6.jpg)
Ten odcinek jest mega zakręcony. Biegasz tam i czujesz się, jakbyś koła zataczał – takie ja miałem wrażenie, choć znam to miejsce.
![Obrazek](https://i.imgur.com/GSpTbGO.jpg)
![Obrazek](https://i.imgur.com/6D2fzUj.jpg)
![Obrazek](https://i.imgur.com/busIrDi.jpg)
Na koniec dotarłem do szczytu Rogacz 707m i zaczęło się zejście w dół.
![Obrazek](https://i.imgur.com/dzXhPSR.jpg)
W czasie schodzenia zadzwonił telefon. Dzwoniła Ania, która powiedziała mi, że jadą do Ścinawki i będą czekać na mnie, bo Sławek jednak zszedł w Kudowie.
Ucieszyłem się, że będą, ale nie z tego, że Sławek zszedł.
Ania poprosiła, tylko bym jej przysłał pinezkę z dokładną lokalizacją, bo nie wiedzą, jak tam dojechać.
Powiedziałem, że OK, tylko jak wyjdę z lasu, bo było ostre zejście w dół, gęste drzewa i przez to już musiałem zapalić czołówką.
Po wyjściu z lasu zgasiłem jeszcze na trochę czołówkę, odszukałem w telefonie lokalizację punktu i wysłałem ją do Ani.
Po jakimś czasie dotarłem do Wambierzyc, tu jak zwykle piątek wieczorową porą sporo nawalonych i wszyscy cię zaczepiają
![:bum:](./images/smilies/bum.gif)
![Obrazek](https://i.imgur.com/useom2c.jpg)
Dalej było trochę wspinania, biegu przez trawy i sporą roślinność.
Nagle poczułem, że coś mnie mocno użarło w przegubie lewego łokcia.
Patrzę, a to jakaś niewielka zielona, zwinięta gąsienica. Strzepałem ją i przez jakiś czas to miejsce mnie podrażniało, ale powstrzymywałem się od drapania.
Kiedyś do Ścinawki biegło się dalej przez wysokie trawy, teraz to miejsce ma już zrobioną drogę, chyba szutrówka, którą dobiega się do asfaltu, gdzie lecimy już w dół do punktu w Ścinawce.
Na punkt dotarłem po 28h 42 min w piątek o 22:42.
Mata była przed punktem. Odbiłem się i od razu z Anią poszliśmy do auta, gdzie też czekał Andrzej.
Tu jak zwykle Andrzej ogarnął mi biały proszek
![uśmiech :-)](./images/smilies/icon_e_smile.gif)
Wcześniej wypiłem już wodę z bukłaka i teraz na noc postanowiłem go nie napełniać.
Miałem dwie softflaski z Maurten i jedną na pasie z samą wodą. Ania dała mi coś do jedzenia, nie pamiętam już co tam zjadłem.
Zastanawialiśmy się, czy mają czekać na mnie na kolejnym punkcie na Przełęczy Wilczej. Uzgodniliśmy, że przede wszystkim dla mojego komfortu psychicznego tam będą.
Jak wiedziałem, że gdzieś na mnie czekają, to się nawet bardziej mobilizowałem, by dotrzeć do punktu w szacowanym czasie.
Obawiałem się drugiej nocy. Wyliczyłem, że mam tam około 20 km i powinienem być o 3.00.
Powiedziałem Ani, że jeśli nie dotrę do 3:30, to ma do mnie dzwonić, bo może gdzieś będę spał w lesie i trzeba będzie mnie budzić.
Ruszyłem w drogę, kolejną nocą.
11. Ściniawka – Przełęcz Wilcza 193,8 km biegu (długość odcinka: 20,8 km)
![Obrazek](https://i.imgur.com/pLAe2mH.jpg)
Ogólnie to cieszyłem się, że jest już noc. Wytchnienie od słońca, ale też wielka niewiadoma, jak poradzi sobie z tym mój organizm.
Miałem momenty znużenia, ale ani przez chwilę nie poczułem potrzeby odpoczynku. Na części punktów w ogóle nie siadałem. Nie chciałem rozleniwić ciała.
Opuściłem Ścinawkę, przeszedłem wiaduktem nad torami. Tu też kilka razy kręgosłup przypomniał o sobie.
Zaczęło się wspinanie. Wyprzedziłem kilku biegaczy, w tym jednego, który siedział i odpoczywał.
Po chwili słyszę, że ktoś coś krzyczy. Nie rozumiałem co, ale akurat zawibrował zegarek i pokazał „zejście z kursu”.
Może z 200m poszedłem za daleko:
![Obrazek](https://i.imgur.com/AYcH6QL.jpg)
Wołał mnie kolega, którego chwilę wcześniej mijałem, jak odpoczywał.
Problem był taki, że napierałem ciągle ze spuszczoną głową. Nie mogłem skupić się na oznaczeniach trasy, bo jak głowę podnosiłem, to dostawałem strzał.
Kark i tak mnie już zdrowo napieprzał. Robiłem rozciągania jedynie na boki.
Wróciłem, ponownie wyprzedziłem kolegę, dziękując mu za ostrzeżenie. Chwilę biegłem po prostej i nie widziałem oznaczeń trasy. Odwróciłem się i nawet ze 100m wróciłem, pytam z daleka, ponownie tego samego zawodnika, czy na pewno dobrze idziemy, bo taśm nie widać. Trak na zegarku pokazywał, że OK, ale coś zaczynałem panikować.
Musiałem się pozbierać, bo zauważyłem, że trącę koncentrację. Trak był wgrany, ale na zmęczeniu mogłem za szybko nie zauważyć, kiedy da znać o zejściu z trasy. Działało to też z małym opóźnieniem.
Postanowiłem odpalić w telefonie Locus, tam wczytać traka i dać nawigowanie z komentarzami niczym w nawigacji samochodowej
![hej :hejhej:](./images/smilies/icon_e_biggrin.gif)
I to był strzał w 10!
Dałem większą głośność. Co chwilę słyszałem, za 200m łagodny zakręt w lewo, prawo itp...
Mega mi to pomagało, a i czułem, jakbym miał jakiegoś towarzysza w biegu.
Dotarłem do Góry Wszystkich Świętych i po lekkim trawiastym zbiegu do Kościelca.
https://hasajacezajace.com/gora-wszystkich-swietych/
Tu na polanie impreza pełną gębą: piwo w skrzynkach, ognisko, kiełbaski, itp. Jak tu biegnę, to zawsze tak tam jest
![:bum:](./images/smilies/bum.gif)
Do Kościelca jest dobry dojazd autem, a i miejsce fajne na imprezy.
Ekipa co chwile do mnie coś mówiła. Pytali, czy nie chcę piwa lub kiełbaski.
Straciłem przez to koncentrację i się wyjebałem, na szczęście, prosto w trawę. Śmiałem się sam z siebie.
Pozbierałem kije i zacząłem schodzić w dół. Droga krzyżowa z kapliczkami, kręta trasa i schody, które w większości można było pokonać bokiem.
Dotarłem do asfaltu i zacząłem zbiegać do Słupca. W nim, co chwilę zmiana kierunku.
![Obrazek](https://i.imgur.com/pcvWzNR.jpg)
Opuściłem Słupiec, za garażami trzeba było trochę iść pod górę. Następnie był zbieg przez łąki, kawałek asfaltem w kierunku Nowej Wsi Kłodzkiej i zaczynała się wspinaczka na wzgórza otaczające Twierdzę Srebrnogórską. Te okolice również dobrze znam.
Odliczałem kilometry aż dotrę pod szczyt Grodnia 638 m i rozdroże pod Czeskim Lasem. Z tego miejsca było już blisko do szutrówki, którą zbiegało się do Przełęczy Wilczej.
Nie dzwoniłem do Ani, by ich nie budzić. Postanowiłem dobiec na punkt i wtedy ich poszukać.
Na ten punk dotarłem po 32h 50 min, czyli już w sobotę o 2:50.
Oparłem kije gdzieś z boku pojemników z wodą. Uzupełniłem wodę, zjadłem coś i wtedy pojawiła się zaspana Ania. Szkoda mi się ich zrobiło i żałowałem, że się umówiliśmy na tym punkcie.
Było to dla mnie miłe i dawało kopa, ale o wspierających też trzeba dbać.
Chwilę pogadaliśmy.
Zjadłem, to co dawali na punkcie. Niepotrzebnie ruszyłem jakiegoś przyprawionego ziemniaczka. Był już zimny i niezbyt smaczny. Nie chciałem się objadać za bardzo, bo wiedziałem, co mnie za chwilę czeka.
Chciałem wypić coś ciepłego, to jedną softflaskę zalałem ciepłą herbatą. Dodam, że ona mi nie smakowała. Na trasie ją wylałem. Dostałem jakąś zgagę. Nie wiem, czy od ziemniaka, czy od tej herbaty
![:wrrwrr:](./images/smilies/wrrwrr.gif)
Od jakiegoś czasu wyprzedzali mnie już pierwsi biegacze KBL. Na punkcie rozpoznałem biegaczkę ze Szczecina Anię Komisarczyk. Miała tu też swoje wsparcie.
Umówiliśmy się z Anią i Andrzejem, że będą czekać w Bardo, gdzie był kolejny punkt i ostatni przepak.
Ania spytała jeszcze, gdzie mam kije. Odpowiedziałem, że przy pojemnikach z wodą. Poszła i je przyniosła. Staliśmy i jeszcze chwilę rozmawialiśmy i w tym czasie przyszedł jeden z biegaczy, z moimi kijami, pytając, kto ma jego kije
![hahaha :hahaha:](./images/smilies/icon_lol.gif)
Zapewne zorientowałbym się, gdyby chciał z nimi ruszyć, ale póki nie przyszedł i zapytał, to myślałem, że mam swoje
![oczko :oczko:](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
11. Przełęcz Wilcza – Bardo 205,5 km biegu (długość odcinka: 11,7 km)
![Obrazek](https://i.imgur.com/QUGAzBP.jpg)
Początek to wspinaczka na Wilczak 633 m. Odcinek o długości około 400m i wznios 100m.
Daje mega popalić.
![Obrazek](https://i.imgur.com/r89gZvl.jpg)
Później jest już dużo odcinków biegowych. Sporo traw, ale też leżących tam różnych patyków i gałęzi. Ja to pokonywałem spokojnym truchtem a biegacze KBL, ciągle to była czołówka, lecieli mocno. Jeden z nich nadział się tak na patyk ukryty w trawie. Na szczęście obił tylko łydkę.
Pomarudził i pobiegł dalej.
Starałem się im schodzić z trasy, ale kilka razy sam tak wpieprzyłem się w jakieś jarzyny i postanowiłem już aż tak nie przesadzać. Wiedziałem, że jeszcze pod koniec czeka mnie kawałek mocniejszego podejścia. To było to miejsce:
![Obrazek](https://i.imgur.com/gXlZX2k.jpg)
Przekraczało się strumyk i ścieżką w prawo napierało pod górę.
Później trasa lekko się wspinała. Zaczęło świtać. Już nad Bardo zgasiłem czołówkę.
Powoli opuszczałem las, zadzwoniłem do Ani, że został mi zbieg, około 1,5 km i będę na miejscu.
Autem nie można podjechać do samego punktu, Andrzej zaparkował z 300m wcześniej.
Na szczęście na przepaku mata była przed wbiegnięciem na punkt i jak z niego wyszedłem do auta, to nie musiałem już tu wracać.
![Obrazek](https://i.imgur.com/e1J1Xb4.jpg)
Odcinek od auta do punktu Ania biegła razem ze mną
![:taktak:](./images/smilies/taktak.gif)
Do Bardo dotarłem po 25h 6min w sobotę rano o 5:06.
Odebrałem przepak. Już nie pamiętam, czy skorzystałem z tego, co dają na punkcie. Możliwe, że jak zwykle zjadłem jakieś owoce i zupkę.
Razem z Anią poszliśmy do auta.
Tu ze swojej torby wyciągnąłem tylko nową czapeczkę z dłuższym daszkiem, dla ochrony przed słońcem. Nie chciałem nic ruszać. Wiedziałem, że teraz będzie ciężki odcinek do Przełęczy Kłodzkiej. Tam się umówiliśmy, że Ania i Andrzej będą czekać po raz ostatni.
Andrzej uzupełnił mi proszek
![:taktak:](./images/smilies/taktak.gif)
Pytałem jeszcze o Pawła i Agnieszkę. Ania powiedziała, że już połączyli siły i Aga „opiekuje się” Pawłem. Była to dla mnie bardzo dobra wiadomość. Zapytałem też, czy Magda skończyła. Okazało się, że też, więc kolejna super wiadomość.
Ruszyłem na kolejny etap.
12. Bardo – Przełęcz Kłodzka 217,7 km biegu (długość odcinka: 12,2 km) – prawie po zawodach!
![Obrazek](https://i.imgur.com/WjETGGe.jpg)
Schodząc już do Bardo wyłączyłem nawigowanie w telefonie. Ruszając jednak na dalszą część trasy, stwierdziłem, że mi bardzo brakuje mojego „towarzysza podróży”
![hahaha :hahaha:](./images/smilies/icon_lol.gif)
Trasę tu znałem, był już dzień, ale ponownie odpaliłem Locus z komunikatami.
Podchodziłem Drogą Krzyżową pod Kalwarię 575 m.
![Obrazek](https://i.imgur.com/6DuKjU8.jpg)
Myślałem, że w kapliczce z wodą obmyję twarz i napiję się górskiej wody, ale niestety stał tam bus i panowie lali wodę w butelki.
Ciekawe, czy robili na tym jakiś interes?
Kiedyś to podejście gorzej odbierałem. Nie było schodów i może dlatego? Teraz mając ponad 200 km w nogach, czułem się tu dobrze.
Dotarłem do Kalwarii, zdjąłem plecak, by wyciągnąć ..... nić dentystyczną
![hej :hejhej:](./images/smilies/icon_e_biggrin.gif)
Powchodziło mi jedzenie między zęby i wkurzało. Musiałem użyć nitki dentystycznej. Taka nić w razie co może też mieć inne zastosowanie.
Z Kalwarii było zejście w dół. Przypomniałem sobie, jakie tu miał problemy Paweł na swoim pierwszym KBL. Sam teraz orłem nie byłem
![:ble:](./images/smilies/ble.gif)
Część trasy do Przełęczy pod Łaszczową była całkiem fajna. Rano, a słonko już nieźle dawało. Czasami jednak zrywał się fajny wiaterek.
Zaczęło się podejście pod Ostrą Górę 752 m z bardzo mocną samą końcówką: na dystansie 150m są 52m wzniosu!
![Obrazek](https://i.imgur.com/rS8Z6TF.jpg)
Dalej teren lekko falował. Po lewej mijało się Szeroką Górę 765m, która to powinna mieć miano siódmego najwyższego szczytu biegu, najwyższej góry Gór Bardzkich. Kiedyś jednak za taką uznawano Kłodzką Górę 757m i to ona jest ostatnim szczytem z siedmiu, biegu na 240 km.
![Obrazek](https://i.imgur.com/vZtNxrg.jpg)
Omijając Kłodzką górę, na trasie było pełno wiatrołomów.
Te, co dało się obejść, to obchodziłem. Zbliżając się do jednego powalonego drzewa, usłyszałem, że ktoś szybko biegnie. To był młody zawodnik z dystansu KBL 110km.
Chłopak to powalone drzewo w biegu przeskoczył – jak ja mu zazdrościłem
![hahaha :hahaha:](./images/smilies/icon_lol.gif)
Usiadłem na drzewie, przerzuciłem nogi i jakoś to poszło.
Pokonałem jeszcze dwa szczyty Jelenia Kopa i Grodzisko.
Z Grodziska było wkurzające mocne zejście po sporej ilości kamieni.
Tu zadzwoniła Ania z pytaniem jak daleko jestem.
Pozostało około 1,5 km do przełęczy, ale to był zupełnie inny dystans niż na zbiegu do Bardo.
Zszedłem ostrożnie na dół, chwila biegu po lepszej trasie i kolejne mocniejsze zejście przez las i krzaki.
Po tym kawałek dobrej trasy w okolice Podzameckiej Kopy 616 m.
Tu się zaczynało najgorsze zejście do przełęczy.
![Obrazek](https://i.imgur.com/F6fKwKG.jpg)
Na odcinku około 300m trzeba zejść 100m w dół.
Starałem się robić to ostrożnie, czwórki już paliły. Od dołu podchodzili jacyś turyści.
Nagle jakaś chwila nieuwagi i noga poleciała mi na kamieniu. Zacząłem lecieć w dół. Adrenalina wystrzeliła. Odruchowo biegłem od prawej do lewej, balansowałem rękami z kijami. Ściągnęło mnie tak ze 20m. W pewnym momencie mocno zaparłem się piętami i uderzyłem kijami w zbocze.
Jakimś cudem się zatrzymałem.
Spaliłem w nogach wszystko, co nie zostało jeszcze spalone. Stopy nie raz uderzyły w jakiś kamień, pełno stoczyło się w dół, ale na szczęście nie ja.
Oberwała mocno lewa dłoń. Wtedy tego nie zauważyłem. W niedzielę mocno miałem ją spuchniętą. Na szczęście poruszałem bez bólu i wiedziałem, że to opuchlizna od uderzenia kijkiem.
![Obrazek](https://i.imgur.com/XzDCiyd.jpg)
Po kilku dniach opuchlizna zeszła.
Nie chcę myśleć, co by było, gdybym wtedy się przewrócił
![:ojnie:](./images/smilies/ojnie.gif)
Bardzo uważając, cały obolały zszedłem na dół do punktu.
Dotarłem tu po 38h biegu o 8.00 rano w sobotę.
Poprosiłem Anię i Andrzeja, by wyciągnęli miskę i wodę. Musiałem ogarnąć stopy.
Lewy duży palec był nieźle rozwalony. Zawsze mam z nim problemy, ale teraz wyglądał już niezbyt ciekawie. Mniejszy środkowy również cały był zakrwawiony.
Po obmyciu stóp przekułem pęcherze i okolice palców, by upuścić krew i ropę.
Całość porządnie zasypałem dermatolem. Ania pomagała mi założyć skarpetki Attiq.
Nigdy z nimi nie miałem problemów, a teraz czułem się, jakbym zakładał skarpety kompresyjne.
Stopy były nieźle rozklepane
![hahaha :hahaha:](./images/smilies/icon_lol.gif)
W końcu sam je jakoś naciągnąłem. Zmieniłem też buty na Altra Timp 4.
Na samą końcówkę nie były złe, ale one się w ten teren nie nadają.
Standardowe uzupełnienie płynów i zjedzenie coś na szybko. Ania wysmarował mnie jeszcze wcześniej wspomnianym kremem ochronnym i Muggą.
Pożegnaliśmy się. Powiedziałem, że dam znać jak będę ~6km od Lądka. Stwierdziłem, że nie ma sensu, by czekali w Orłowcu.
Ruszyłem do następnego punktu.
13. Przełęcz Kłodzka – Orłowiec 230 km biegu (długość odcinka: 12,3 km)
![Obrazek](https://i.imgur.com/oj5Ew5V.jpg)
Początek w słońcu po asfalcie szedłem i rozmawiałem z jednym z biegaczy KBL.
W lesie ruszył mocniej. Dalej, powoli w kierunku Ptasznika wspinałem się sam.
Tu było trochę cienia, ale też odcinek pełen owadów. Mugga pomaga na komary i klesze, ale nie na wściekłe muchy.
Czułem się, jakby mnie cały las atakował. Czekałem jeszcze na atak motyli
![:bum:](./images/smilies/bum.gif)
Podejście pod Ptasznik to przedzieranie się przez krzaki i pokonywanie kilku wiatrołomów.
![Obrazek](https://i.imgur.com/1KBNuqB.jpg)
W końcu tam dotarłem i nawet zrobiłem zdjęcie
![:spoczko:](./images/smilies/spoczko.gif)
![Obrazek](https://i.imgur.com/DY0sBWK.jpg)
Zejście jest po wielkich kamieniach, trzeba bardzo uważać. Wiem, że lepiej to robić lewą stroną i jej się trzymałem.
To ostatni taki ciężki odcinek, wolałem zwolnić i nie zrobić sobie jakiejś krzywdy.
Na niektóre kamienie pokryte mchem siadałem, spuszczałem nogi i zeskakiwałem niżej.
W końcu to pokonałem. Teraz ponownie zaczął się bieg przez wysokie trawy.
Owady nie odpuszczały. Walczyłem z nimi kijkami
![:wrrwrr:](./images/smilies/wrrwrr.gif)
W końcu dotarłem do szutrówki, gdzie biegłem w samym słońcu. Czekałem, aż dotrę do miejsca, gdzie przebiegnę asfalt ze Złotego Stoku do Lądka.
![Obrazek](https://i.imgur.com/A3uE4NH.jpg)
W końcu dotarłem do tego miejsca. Zdziwiony byłem jak mało biegaczy z KBL mnie wyprzedza.
Przeszedłem przez ulicę i zacząłem biec w kierunku Orłowca. Tu za chwilę dobiegłem do miejsca, gdzie łączą się trasy: B7S, KBL, Złoty Maraton i UT68.
![Obrazek](https://i.imgur.com/dU5lXVS.jpg)
Spojrzałem na zegarek i zacząłem się zastanawiać czy nie będzie tłoku. Była godzina około 10:30. Stwierdziłem, że nie powinno być źle i tak było. Wyprzedziło mnie tylko kilku szybkich zawodników.
Do Orłowca dotarłem po 40h 45 min, czyli w sobotę o 10:45.
Uzupełniłem płyny, zjadłem trochę owoców i pełen radości ruszyłem do Lądka.
14. Orłowie – Lądek Zdrój 241 km biegu (długość odcinka: 11 km)
![Obrazek](https://i.imgur.com/2igsqJ1.jpg)
Kurcze, jak ja się czułem dobrze. Byłem zmęczony, obolały, ale już teraz czułem się mega szczęśliwy.
Musiałem tu ponownie czasami powoli truchtać, bo wznios był łagodny i plecy mnie kilka razy zatrzymały.
Pod górę wyprzedziło mnie z 5 osób z krótkich dystansów - biegli. Podchodząc, wyprzedziłem grupę biegaczy z KBL, ale odbili sobie to na zbiegu do Lądka
![hej :hejhej:](./images/smilies/icon_e_biggrin.gif)
Słonko dawało, ale już mi było wszystko jedno. Wkurzały z lekka narzucone białe kamienie. Zapewne za jakiś czas przemieją je na lepszą drogę, ale teraz było to męczące.
Po wejściu na górę zadzwoniłem do Ani, że zostało mi ostatnie 6 km. Powiedziała, że ruszają ze Stronia i będą czekali na mecie. Zabierali też Sławka.
Truchtałem w dół po całej masie kamieni. Wyprzedziło mnie kilku biegaczy z krótszych dystansów. Fajnie, bo spora część odwraca się i widząc numer startowy, jeszcze cię dopinguje i motywuje.
Odwzajemniałem się tym samym.
Dobiegłem do asfaltu w Lutyni, którym dalej biegłem do Lądka.
Tu pełno spacerujących osób i wszyscy jeszcze na koniec dodają ci sił.
W końcu pojawiła się tablica informacyjna Lądek-Zdrój.
![Obrazek](https://i.imgur.com/93tUjw9.jpg)
Ostatnia prosta i lecę z pochyloną głową do mety – moja wypracowana pozycja od ~20. km biegu.
Po lewej widzę, jak stoi Sławek i rozmawia z Rysiem. Krzyczę do chłopaków i przez to wbiegłbym nie w tę uliczkę
![oczko :oczko:](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
Panowie się ogarnęli i zaczęli biec ze mną w kierunku mety – osobiste paparazzi
![:bum:](./images/smilies/bum.gif)
![Obrazek](https://i.imgur.com/LpJ58Fe.jpg)
![Obrazek](https://i.imgur.com/353WD64.jpg)
Na metę wbiegam z czasem netto 42h 30min, czyli mamy sobotę godzinę 12:30.
![Obrazek](https://i.imgur.com/cqge2rI.jpg)
![Obrazek](https://i.imgur.com/O5Hgsar.jpg)
Tu widać jak musiałem trzymać głowę:
![Obrazek](https://i.imgur.com/Yqe205c.jpg)
![Obrazek](https://i.imgur.com/rwmg6fa.jpg)
Foto na ściance:
![Obrazek](https://i.imgur.com/Gg6giCO.jpg)
Na mecie zostałem ochłodzony wodą i miałem schłodzone nogi.
![Obrazek](https://i.imgur.com/owXmPCY.jpg)
Lista z wynikami:
![Obrazek](https://i.imgur.com/2osAhxF.jpg)
https://wyniki.b4sport.pl/bieg-7-szczyt ... e4783.html
Moje czasy:
![Obrazek](https://i.imgur.com/V88EBLr.jpg)
https://wyniki.b4sport.pl/bieg-7-szczyt ... NYDP3.html
Bieg na Connect:
https://connect.garmin.com/modern/activity/11564767352
Zgodnie z regulaminem biegu:
![Obrazek](https://i.imgur.com/GaEsRE5.jpg)
Zajmując 45. miejsce open, w nagrodę otrzymałem fajną bluzę finishera.
Obecnie nie jestem jeszcze w stanie tego ogarnąć. Ciągle to jest jakby poza mną.
Jak do tego doszło? Nie wiem ...
Uważam, że to w zeszłym roku byłem najlepiej przygotowanym. W tym w ogóle zastanawiałem się, czy dam radę na ST130. Gdyby nie Paweł, to bym nawet nie nadał przepaków i zapewne skończył bieg w Kudowie.
Jestem wdzięczny swoim przyjaciołom za wsparcie. Wiedziałem, że na trasie zawsze na kogoś będę mógł liczyć, gdyby cokolwiek się stało.
Z Anią i Andrzejem znamy się od zeszłego roku. Wtedy nas wspierali, a teraz podobnie. Na każdym etapie mogłem liczyć na ich pomoc i wszędzie gdzie trzeba, mi jej udzielali.
Nie byłem marudą
![oczko :oczko:](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
Dodatkowo jestem dość mocno zorganizowany i myślę, że wszystko nam się dobrze układało.
Szkoda jednak, że Sławek zszedł z trasy. Wiem, że dzięki temu mogli mi poświęcić czas, ale wcale się lepiej z tą myślą nie czuję.
Przygotowałem się tak, by ten bieg mieć maksymalnie zabezpieczonym na przepakach i wolałbym, by Sławek ruszył z Kudowy.
Aniu i Andrzeju – bardzo Wam dziękuję.
Dziękuję również Ani Kurpiewskiej, z którą przebiegłem sporą część trasy do Kudowy. Ania ukończyła zawody prawie godzinę szybciej ode mnie, jako trzecia kobieta i niewiele jej zabrakło do drugiego miejsca. Niesamowite, jakie to małe różnice na takim dystansie.
Z ciekawostek:
Nie zużyłem ani jednego żelu. Wystarczył mi proszek Maurten drink mix 320. Oczywiście tu też dużą rolę odgrywają Ania z Andrzejem, bo dostawałem kilka razy od nich posiłki i tym samym żele były zbędne.
Maurten drink mix 320 jest ogólnie super. Zakup w ciemno i się sprawdził w 100%.
Nigdy nie byłem w „trybie zombie”. Sam na dwóch KBL nie raz obserwowałem takie osoby.
Nie raz słuchałem, że w drugiej dobie bez snu dzieją się cuda, ale u mnie nic się takiego nie działo, żadnych halucynacji.
Ja jednak ani razu nie odpoczywałem na trasie, pomijając punkty odżywcze, gdzie robiłem jedynie to, co trzeba.
W czasie całych zawodów ani razu nie chwycił mnie skurcz. Od czasu do czasu przyjmowałem elektrolity HydroSalt:
![Obrazek](https://i.imgur.com/IU1nOAt.jpg)
Nie liczyłem, ale może z 10 sztuk łyknąłem, więcej za dnia. Sprawdziły się więc super.
Usta smarowałem pomadką ochronną:
![Obrazek](https://i.imgur.com/JG7GbUU.jpg)
Ocena wspinaczki Runalyze:
![Obrazek](https://i.imgur.com/a4Fke31.jpg)
Pisałem relację na sporym zmęczeniu. Przepraszam za ewentualne błędy. Możliwe, że coś zapomniałem i jeszcze sobie o tym przypomnę.
***
Pranie po B7S
![hahaha :hahaha:](./images/smilies/icon_lol.gif)
![Obrazek](https://i.imgur.com/dENLAKB.jpg)