Pod prąd – czyli Sub 3 po 60
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2701
- Rejestracja: 02 lut 2012, 00:11
- Życiówka na 10k: 00:38:28
- Życiówka w maratonie: 02:56:00
- Lokalizacja: Brzeg Dolny/Wrocław
Wtorek (29.08) – 12,5 km BS, w tym przebieżki 8 x 20s na przerwie 90s, 5:12, HR 131/156.
Rozbieganie z przebieżkami. Zrobiło się chłodniej i zupełnie inne bieganie – lekko i przyjemnie. A w gratisie Garmin podniósł mi pułap z 56 na 58.
Czwartek (31.08) – BS + Bieg ciągły 8 km + BS, łącznie 14,9 km, 4:43.
Krótki bieg ciągły, wg planu po 4:20-4:30 (wyszło 4:23). Biegło się dobrze.
Piątek (1.09) – 12,8 km BS, w tym przebieżki 10 x 30s na przerwie 90s.
Nogi ciężkie po wczorajszym ciągłym. Po trzeciej przebieżce zaczął boleć żołądek i bolał do końca treningu. Po powrocie do domu wypiłem kieliszek nalewki z zielonego orzecha i szybko przeszło.
Sobota (2.09) – 8 km BS, 5:10, HR 132.
Spokojne rozbieganie.
Niedziela (3.09) – 7 x 1km / p. 3,5', łącznie 16 km.
Ostatni akcent przed startem na 10 km za tydzień.
Kilometrówki biegane na wahadle. Nieparzyste z wiatrem, parzyste pod wiatr, ostatni z wiatrem szybciej. Odczucia dobre.
Tydzień – 64,2 km, w 5 jednostkach.
Temperatury niższe i od razu bieganie lepsze.
Ostatni tydzień planu ma być bardzo luźny, regeneracja i łapanie świeżości.
22 października wystartuję w Toruniu. Waham się tylko, czy pobiec połówkę, czy może jednak maraton. I coraz bardziej skłaniam się do maratonu. Od dyszki w Oławie będzie 6 tygodni do maratonu, czyli 5 tygodni zostałoby na treningi pod ten dystans (biegi długie, ciągłe, czy progowe). To byłoby ciekawe doświadczenie. 1 października możliwy jest jeszcze jeden start na 10 km (Bieg o Skarb Średzki). Najbliższy tydzień daję sobie na przemyślenia i ostateczną decyzję.
Rozbieganie z przebieżkami. Zrobiło się chłodniej i zupełnie inne bieganie – lekko i przyjemnie. A w gratisie Garmin podniósł mi pułap z 56 na 58.
Czwartek (31.08) – BS + Bieg ciągły 8 km + BS, łącznie 14,9 km, 4:43.
Krótki bieg ciągły, wg planu po 4:20-4:30 (wyszło 4:23). Biegło się dobrze.
Piątek (1.09) – 12,8 km BS, w tym przebieżki 10 x 30s na przerwie 90s.
Nogi ciężkie po wczorajszym ciągłym. Po trzeciej przebieżce zaczął boleć żołądek i bolał do końca treningu. Po powrocie do domu wypiłem kieliszek nalewki z zielonego orzecha i szybko przeszło.
Sobota (2.09) – 8 km BS, 5:10, HR 132.
Spokojne rozbieganie.
Niedziela (3.09) – 7 x 1km / p. 3,5', łącznie 16 km.
Ostatni akcent przed startem na 10 km za tydzień.
Kilometrówki biegane na wahadle. Nieparzyste z wiatrem, parzyste pod wiatr, ostatni z wiatrem szybciej. Odczucia dobre.
Tydzień – 64,2 km, w 5 jednostkach.
Temperatury niższe i od razu bieganie lepsze.
Ostatni tydzień planu ma być bardzo luźny, regeneracja i łapanie świeżości.
22 października wystartuję w Toruniu. Waham się tylko, czy pobiec połówkę, czy może jednak maraton. I coraz bardziej skłaniam się do maratonu. Od dyszki w Oławie będzie 6 tygodni do maratonu, czyli 5 tygodni zostałoby na treningi pod ten dystans (biegi długie, ciągłe, czy progowe). To byłoby ciekawe doświadczenie. 1 października możliwy jest jeszcze jeden start na 10 km (Bieg o Skarb Średzki). Najbliższy tydzień daję sobie na przemyślenia i ostateczną decyzję.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2701
- Rejestracja: 02 lut 2012, 00:11
- Życiówka na 10k: 00:38:28
- Życiówka w maratonie: 02:56:00
- Lokalizacja: Brzeg Dolny/Wrocław
Wtorek (5.09) – BS + przebieżki 8x30s / p. 90s, łącznie 13 km, 5:08, HR 135/160.
Nogi ciężkawe po niedzielnych kilometrówkach. Poza tym OK.
Czwartek (7.09) – BS + przebieżki 8x20s / p. 90s, łącznie 10,7 km, 5:016, HR 135/159.
Nogi już lżejsze. Jak mi się zechce, to jeszcze zrobię jutro rozruch ok. 5km, ale nie muszę.
Piątek (8.09) – 6 km BS, 5:19, HR 129/139.
Krótki rozruch przed niedzielną dychą w Oławie. Było gorąco, a ma być jeszcze gorzej.
Na niedzielę zapowiada się upał do 32 st. w cieniu i pełne słońce. Startujemy dopiero o godz. 11 (wg prognozy ma być już 28 st.).
Nie lubię upałów i bardzo źle je znoszę, dlatego nie nastawiam się na zrobienie jakiegoś dobrego wyniku. Jednak byłoby fajnie pobiec poniżej 42 minut.
Przypadkiem, przeglądając wyniki ostatniego etapu "Prusice Biegają" (3.09), wyłapałem biegacza z mojej kategorii wiekowej, który nabiegał tam na 5 km (atest) czas 19:52 i okazało się, że jest zapisany również na Bieg Koguta. W ubiegłym roku na 10 km nabiegał 40:44. Ma więc ostatnio lepsze wyniki ode mnie, ale biorąc pod uwagę, że trenowałem pod dychę, to oceniam, że mógłbym z nim teraz powalczyć o pozycję. Jeśli go przyuważę na starcie lub trasie (znam tylko numer), to łatwo nie odpuszczę.
Nogi ciężkawe po niedzielnych kilometrówkach. Poza tym OK.
Czwartek (7.09) – BS + przebieżki 8x20s / p. 90s, łącznie 10,7 km, 5:016, HR 135/159.
Nogi już lżejsze. Jak mi się zechce, to jeszcze zrobię jutro rozruch ok. 5km, ale nie muszę.
Piątek (8.09) – 6 km BS, 5:19, HR 129/139.
Krótki rozruch przed niedzielną dychą w Oławie. Było gorąco, a ma być jeszcze gorzej.
Na niedzielę zapowiada się upał do 32 st. w cieniu i pełne słońce. Startujemy dopiero o godz. 11 (wg prognozy ma być już 28 st.).
Nie lubię upałów i bardzo źle je znoszę, dlatego nie nastawiam się na zrobienie jakiegoś dobrego wyniku. Jednak byłoby fajnie pobiec poniżej 42 minut.
Przypadkiem, przeglądając wyniki ostatniego etapu "Prusice Biegają" (3.09), wyłapałem biegacza z mojej kategorii wiekowej, który nabiegał tam na 5 km (atest) czas 19:52 i okazało się, że jest zapisany również na Bieg Koguta. W ubiegłym roku na 10 km nabiegał 40:44. Ma więc ostatnio lepsze wyniki ode mnie, ale biorąc pod uwagę, że trenowałem pod dychę, to oceniam, że mógłbym z nim teraz powalczyć o pozycję. Jeśli go przyuważę na starcie lub trasie (znam tylko numer), to łatwo nie odpuszczę.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2701
- Rejestracja: 02 lut 2012, 00:11
- Życiówka na 10k: 00:38:28
- Życiówka w maratonie: 02:56:00
- Lokalizacja: Brzeg Dolny/Wrocław
Niedziela (10.09) – zawody – XV Bieg Koguta. Atestowane 10 km. Czas netto 42:01, M60 – 1/26, Open – 40/639.
Do tego startu przygotowywałem się przez ostatnie 10 tygodni. Był to więc dla mnie bardzo ważny sprawdzian aktualnej formy.
Podczas rozgrzewki spotkałem mojego konkurenta, z którym chwilę porozmawiałem. Dowiedziałem się, że chciałby pobiec w okolicy 41 minut, a ja mu na to, że w taką pogodę celuję w 42 minuty. Tuż przed startem wszedłem do strefy od czoła i Sebastian (@sebastian8999), stojący w pierwszej linii, rozpoznał mnie – uścisnęliśmy sobie dłonie i życzyliśmy powodzenia. Ustawiłem się mniej więcej w 5 linii.
Bieg rozpoczynał się o godz. 11, a biorąc pod uwagę upalną pogodę, zweryfikowałem cel z 41 na 42 minuty.
Wystartowałem spokojnie i biegłem bardzo równo. Pierwszy kilometr piknął w 4:10, a więc idealnie, ale biegnę dalej i po 200 m widzę duży pionowy znacznik 1 km. Konsternacja i niedowierzanie – czyżby aż tak Garmin się pomylił (kręty odcinek od Rynku?). Pomyślałem, że jeśli znacznik ustawiony jest prawidłowo, to mam bardzo słabe tempo i powinienem lekko przyspieszyć. Zachowałem jednak zimną krew (no może delikatnie przyspieszam) i czekam co stanie się na 2 km. Tutaj pionowy znacznik z moim Garminem niemal pokrywają się. Czas drugiego kilometra 4:08, więc jest dobrze. Kolejne kilometry wchodzą po 4:07 i 4:10, jednak ponownie tu zaskoczenie – znacznik 4 km oddalony jest aż o 400 m (!). Czegoś takiego jeszcze nigdy nie widziałem. Zdecydowałem, że kieruję się już tylko wskazaniami zegarka. Jeszcze chyba oznaczenie 7 km miało duży rozjazd, pozostałe były już w normie.
5 i 6 km był najcięższy (4:14 i 4:13), to są zwykle kryzysowe kilometry u mnie, a tutaj możliwe, że było jeszcze dodatkowo po 2 m w górę. Nie odczuwałem tego jako kryzys, biegło mi się dobrze i jakoś tak lekko samo tempo przysiadło. Zwolnienie było zresztą niewielkie i wiedziałem, że mam już lekki zapas. Na 7 km tempo wróciło do normy. Przed ostatnim kilometrem oceniłem, że mam ponad 20 sekund zapasu, co powinno wystarczyć na pokrycie ewentualnej niedokładności GPS-a w zegarku. Ostatni kilometr nawet lekko przyspieszyłem, ale gdy na zegarku piknęło 10 km, to nie widziałem jeszcze mety. Trzeba było jeszcze dobiec 150 m, pokonując dwa zakręty, i na mecie okazało się, że mój czas wynosi 42:01. Pojawiło się lekkie niedowierzanie, rozczarowanie i niedosyt, bo zabrakło dwóch sekund do wyznaczonego celu. Za metą byłem zmęczony finiszem, musiałem przykucnąć i dłuższą chwilę łapałem oddech.
Na stadionie wypatrywałem Sebastiana, by mu postawić/oddać piwo z przydziału (tego dnia byłem kierowcą), ale okazało się, że nie został na dekoracje (a wygrał kat. M30). Do samej dekoracji zwycięzców nie wiedziałem które miejsce zająłem. Dopiero, gdy wołano na podium dowiedziałem się, że wygrałem swoją kategorię wiekową. Moich dwóch głównych rywali miałem cały czas za plecami (przybiegli 18 i 41 sekund za mną), a wiadomo że łatwiej jest gonić, niż uciekać.
Jestem umiarkowanie zadowolony z wyniku i aktualnej formy.
Tydzień – 40 km.
Zdecydowałem, że 22 października pobiegnę maraton w Toruniu. Start ten traktuję jako eksperyment. Nie napinam się jednak na wynik i tylko chciałbym pobiec go równo i przyzwoicie, w czasie poniżej 3:15. Jeśli nie zajadę się na maratonie, to 11 listopada spróbuję poprawić się na 10 km.
Do tego startu przygotowywałem się przez ostatnie 10 tygodni. Był to więc dla mnie bardzo ważny sprawdzian aktualnej formy.
Podczas rozgrzewki spotkałem mojego konkurenta, z którym chwilę porozmawiałem. Dowiedziałem się, że chciałby pobiec w okolicy 41 minut, a ja mu na to, że w taką pogodę celuję w 42 minuty. Tuż przed startem wszedłem do strefy od czoła i Sebastian (@sebastian8999), stojący w pierwszej linii, rozpoznał mnie – uścisnęliśmy sobie dłonie i życzyliśmy powodzenia. Ustawiłem się mniej więcej w 5 linii.
Bieg rozpoczynał się o godz. 11, a biorąc pod uwagę upalną pogodę, zweryfikowałem cel z 41 na 42 minuty.
Wystartowałem spokojnie i biegłem bardzo równo. Pierwszy kilometr piknął w 4:10, a więc idealnie, ale biegnę dalej i po 200 m widzę duży pionowy znacznik 1 km. Konsternacja i niedowierzanie – czyżby aż tak Garmin się pomylił (kręty odcinek od Rynku?). Pomyślałem, że jeśli znacznik ustawiony jest prawidłowo, to mam bardzo słabe tempo i powinienem lekko przyspieszyć. Zachowałem jednak zimną krew (no może delikatnie przyspieszam) i czekam co stanie się na 2 km. Tutaj pionowy znacznik z moim Garminem niemal pokrywają się. Czas drugiego kilometra 4:08, więc jest dobrze. Kolejne kilometry wchodzą po 4:07 i 4:10, jednak ponownie tu zaskoczenie – znacznik 4 km oddalony jest aż o 400 m (!). Czegoś takiego jeszcze nigdy nie widziałem. Zdecydowałem, że kieruję się już tylko wskazaniami zegarka. Jeszcze chyba oznaczenie 7 km miało duży rozjazd, pozostałe były już w normie.
5 i 6 km był najcięższy (4:14 i 4:13), to są zwykle kryzysowe kilometry u mnie, a tutaj możliwe, że było jeszcze dodatkowo po 2 m w górę. Nie odczuwałem tego jako kryzys, biegło mi się dobrze i jakoś tak lekko samo tempo przysiadło. Zwolnienie było zresztą niewielkie i wiedziałem, że mam już lekki zapas. Na 7 km tempo wróciło do normy. Przed ostatnim kilometrem oceniłem, że mam ponad 20 sekund zapasu, co powinno wystarczyć na pokrycie ewentualnej niedokładności GPS-a w zegarku. Ostatni kilometr nawet lekko przyspieszyłem, ale gdy na zegarku piknęło 10 km, to nie widziałem jeszcze mety. Trzeba było jeszcze dobiec 150 m, pokonując dwa zakręty, i na mecie okazało się, że mój czas wynosi 42:01. Pojawiło się lekkie niedowierzanie, rozczarowanie i niedosyt, bo zabrakło dwóch sekund do wyznaczonego celu. Za metą byłem zmęczony finiszem, musiałem przykucnąć i dłuższą chwilę łapałem oddech.
Na stadionie wypatrywałem Sebastiana, by mu postawić/oddać piwo z przydziału (tego dnia byłem kierowcą), ale okazało się, że nie został na dekoracje (a wygrał kat. M30). Do samej dekoracji zwycięzców nie wiedziałem które miejsce zająłem. Dopiero, gdy wołano na podium dowiedziałem się, że wygrałem swoją kategorię wiekową. Moich dwóch głównych rywali miałem cały czas za plecami (przybiegli 18 i 41 sekund za mną), a wiadomo że łatwiej jest gonić, niż uciekać.
Jestem umiarkowanie zadowolony z wyniku i aktualnej formy.
Tydzień – 40 km.
Zdecydowałem, że 22 października pobiegnę maraton w Toruniu. Start ten traktuję jako eksperyment. Nie napinam się jednak na wynik i tylko chciałbym pobiec go równo i przyzwoicie, w czasie poniżej 3:15. Jeśli nie zajadę się na maratonie, to 11 listopada spróbuję poprawić się na 10 km.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2701
- Rejestracja: 02 lut 2012, 00:11
- Życiówka na 10k: 00:38:28
- Życiówka w maratonie: 02:56:00
- Lokalizacja: Brzeg Dolny/Wrocław
Wtorek (12.09) – 11,7 km BS, 5:05, HR 134/144.
Rozbieganie, lekko i przyjemnie. Nie czułem niedzielnej dychy w nogach.
Czwartek (14.09) – BS + 12 km Ciągłego + BS, łącznie 20,7 km, 4:46, HR 145.
Bieg ciągły 12 km na wahadle 3 km (z lekkim wiatrem i pod wiatr). Postanowiłem dziś nie przekraczać tętna 160 i praktycznie to się udało. Dlatego też ostatnie 3km pod wiatr było nieco wolniejsze. Średnie tempo ciągłego 4:25, więc nie jest źle. Ochłodziło się i od razu łatwiej się biega.
Piątek (15.09) – 10 km BS, 5:33, HR 126/133.
Bieg regeneracyjny zgodnie z założeniami: tętno w 1. strefie i śr. tempo wolniej niż 5:30.
Sobota (16.09) – BS + podbiegi 8 x 100 m, łącznie 10,1 km, 5:21, HR 133.
Krótkie rozbieganie z podbiegami może na 85%.
Niedziela (17.09) – 1kmEasy+8kmZ2+1kmEasy+6x300mT10/700mEasy+1kmEasy+2kmTHM+3,2kmEasy=22,2km, 5:10, HR 142.
Ciekawa historia. Miał być bieg długi (ew. z mocniejszą końcówką), ale @cichykot zaproponował zupełnie inne podejście i przyjąłem jego propozycję. To jest niby coś z Magnessa, czy jakieś inne wynalazki (nie wnikam za mocno). Pomyślałem, że jeśli po realizacji planu pod dychę, start w maratonie w Toruniu ma być eksperymentem, to czemu nie zmienić dotychczasowych schematów – niech się @cichykot wykaże, jeśli ma na to ochotę. A mi odmiana też się przyda.
Trening dzisiejszy nazwałem Łamańcem, bo jakiś taki pokręcony jest. Kolejne akcenty będą chyba jeszcze bardziej połamane.
Plan: 1kmEasy+10kmZ2+1kmEasy+6x300/700m EasyT10+1kmEasy+2kmTHM+1kmEasy=22km.
Zamiast 10 km w Z2 zrobiłem 8 km i o 2 km wydłużyłem schłodzenie (żeby zza mostu wrócić do domu) , aby kilometraż się zgodził.
Po 8km w Z2 zacząłem odcinek w T10, ale po 200m, gdy zobaczyłem na zegarku 800 m do końca odcinka, zorientowałem się, że to powinno być jeszcze 1km easy (nie wiem po co), zwolniłem więc do easy.
Trzysetki w T10 wchodziły łatwo i przyjemnie (bo co to za dystans te 300m). Dopiero przy 2 km w tempie półmaratonu, pod sam koniec odcinka, musiałem się trochę sprężać, by utrzymać tempo.
Ogólnie trening był wymagający głównie w końcówce i całkowicie pod kontrolą. Może i tempa były minimalnie za szybkie, ale easy były za to dość wolne. Nawet nieźle zniosłem pełne słońce, wypijając 500ml izo.
Tydzień – 74,7 km, w 5 jednostkach.
Przygotowania do maratonu zaburzać będą dwa starty. 1 października – Bieg o Skarb Średzki (atestowane 10 km) i 14 października – Bieg w Naturze Nadleśnictwa Wołów (10,5 km leśnymi drogami i szutrem). 1 października pobiegnę mocno, aby złamać 42 minuty, a 14 października treningowo (może tempem maratońskim).
Rozbieganie, lekko i przyjemnie. Nie czułem niedzielnej dychy w nogach.
Czwartek (14.09) – BS + 12 km Ciągłego + BS, łącznie 20,7 km, 4:46, HR 145.
Bieg ciągły 12 km na wahadle 3 km (z lekkim wiatrem i pod wiatr). Postanowiłem dziś nie przekraczać tętna 160 i praktycznie to się udało. Dlatego też ostatnie 3km pod wiatr było nieco wolniejsze. Średnie tempo ciągłego 4:25, więc nie jest źle. Ochłodziło się i od razu łatwiej się biega.
Piątek (15.09) – 10 km BS, 5:33, HR 126/133.
Bieg regeneracyjny zgodnie z założeniami: tętno w 1. strefie i śr. tempo wolniej niż 5:30.
Sobota (16.09) – BS + podbiegi 8 x 100 m, łącznie 10,1 km, 5:21, HR 133.
Krótkie rozbieganie z podbiegami może na 85%.
Niedziela (17.09) – 1kmEasy+8kmZ2+1kmEasy+6x300mT10/700mEasy+1kmEasy+2kmTHM+3,2kmEasy=22,2km, 5:10, HR 142.
Ciekawa historia. Miał być bieg długi (ew. z mocniejszą końcówką), ale @cichykot zaproponował zupełnie inne podejście i przyjąłem jego propozycję. To jest niby coś z Magnessa, czy jakieś inne wynalazki (nie wnikam za mocno). Pomyślałem, że jeśli po realizacji planu pod dychę, start w maratonie w Toruniu ma być eksperymentem, to czemu nie zmienić dotychczasowych schematów – niech się @cichykot wykaże, jeśli ma na to ochotę. A mi odmiana też się przyda.
Trening dzisiejszy nazwałem Łamańcem, bo jakiś taki pokręcony jest. Kolejne akcenty będą chyba jeszcze bardziej połamane.
Plan: 1kmEasy+10kmZ2+1kmEasy+6x300/700m EasyT10+1kmEasy+2kmTHM+1kmEasy=22km.
Zamiast 10 km w Z2 zrobiłem 8 km i o 2 km wydłużyłem schłodzenie (żeby zza mostu wrócić do domu) , aby kilometraż się zgodził.
Po 8km w Z2 zacząłem odcinek w T10, ale po 200m, gdy zobaczyłem na zegarku 800 m do końca odcinka, zorientowałem się, że to powinno być jeszcze 1km easy (nie wiem po co), zwolniłem więc do easy.
Trzysetki w T10 wchodziły łatwo i przyjemnie (bo co to za dystans te 300m). Dopiero przy 2 km w tempie półmaratonu, pod sam koniec odcinka, musiałem się trochę sprężać, by utrzymać tempo.
Ogólnie trening był wymagający głównie w końcówce i całkowicie pod kontrolą. Może i tempa były minimalnie za szybkie, ale easy były za to dość wolne. Nawet nieźle zniosłem pełne słońce, wypijając 500ml izo.
Tydzień – 74,7 km, w 5 jednostkach.
Przygotowania do maratonu zaburzać będą dwa starty. 1 października – Bieg o Skarb Średzki (atestowane 10 km) i 14 października – Bieg w Naturze Nadleśnictwa Wołów (10,5 km leśnymi drogami i szutrem). 1 października pobiegnę mocno, aby złamać 42 minuty, a 14 października treningowo (może tempem maratońskim).
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2701
- Rejestracja: 02 lut 2012, 00:11
- Życiówka na 10k: 00:38:28
- Życiówka w maratonie: 02:56:00
- Lokalizacja: Brzeg Dolny/Wrocław
Poniedziałek (18.09) – 11,8 km BS, 5:40, HR 128/136.
Bieg regeneracyjny do lasu. Na początku nogi ciężkawe, ale z czasem było coraz lepiej. Pilnowałem niskiej intensywności.
W lesie bardzo sucho, przydałby się deszcz.
Środa (20.09) – BS + 2 x 3 km LT / p. 4 min. + BS, łącznie 19,9 km.
No i stało się – głowa powiedziała DOŚĆ.
Miało być 4 x 3 km w tempie LT, a w zasadzie pod progiem. Już na rozgrzewce czułem, że mięśnie nie do końca są wypoczęte. Zakładałem tempo ok. 4:15, ale zamierzałem je korygować zależnie od tętna. Pierwsze 3 km weszły dobrze, ale wyczuwało się brak świeżości w kroku ( ). Drugie 3 km też niby w normie, ale już ciężej i pojawiła się myśl – po co mi to napinanie się i napieranie? Do tego od ok. miesiąca odczuwam achillesa (i obawiałem się pogłębienia kontuzji), a dziś dodatkowo w wąskich i sztywnych Bostonach bolały mnie odciski na małych palcach obu stóp. Męczyłem, się, nie czując żadnej przyjemności z tego biegania. Odpuściłem więc kolejne odcinki. Głowa nie chciała współpracować, choć na upartego trening był do domknięcia. Możliwe, że przesadziłem, robiąc wcześniej 5 treningów z rzędu, w tym mocny niedzielny akcent i nie zregenerowałem tego.
Rezygnuję więc z łamańców od @cichykot i z napinania się na wynik w maratonie w Toruniu. Wracam do realnego celu sub 3:15 i "łatwiejszego" oraz bezpieczniejszego biegania. A już zacząłem myśleć, a właściwie marzyć, że mogę złamać 3:10, a nawet poprawić wynik z Kędzierzyna. Widać jak łatwo dałem się ponieść fantazji. Wynika to głównie z tego, że trudno mi się pogodzić z tym, że biegam dużo wolniej niż kilka lat temu. Czasami wydaje mi się, że powrót do szybszego biegania jest na wyciągnięcie ręki, wystarczy tylko chcieć i mocniej potrenować. Ale to tak nie działa, czas biegnie nieubłaganie, organizm starzeje się...
Czwartek (21.09) – 10,8 km BS, 5:36, HR 126/136.
Bieg regeneracyjny do lasu. Nogi ciężkawe.
Sobota (23.09) – BS + podbiegi 10 x 100 m, łącznie 12,6 km, 5:14, HR 131.
Rozbieganie z podbiegami. Chłodno i duże zachmurzenie, idealna pogoda do biegania.
Niedziela (24.09) – 28,3 km Bieg Długi, 4:59, HR 140/156.
Wg zarzuconej koncepcji miał być kolejny mocny Łamaniec (6km easy +3x1Lt/2min E+2x3km TM+2x2kmTHM+2x1kmT10/3min easy+ 3km easy), ale postawiłem na zwykły bieg długi.
Lapy ustawiłem co 3 km. Pierwsze 3 + 3 km rozgrzewkowe, a kolejne trójki miały być nie wolniej niż po 5:00 i tak weszły. W końcówce pojawiło się zmęczenie i mocno wzrosło tętno, ale tego się spodziewałem. Zjadłem 2 żele (12 i 21 km) i wypiłem 600ml izo. Jestem umiarkowanie zadowolony z tego treningu.
To był pierwszy bieg długi do maratonu za 4 tygodnie. Przydałby się jeszcze jeden, ale nie wiem czy uda się go wcisnąć, może 8 października – między zawodami.
Tydzień – 83,5 km. Ładny kilometraż, większego może już nie być.
Za tydzień mam zawody na 10 km, gdzie chciałbym złamać 42 minuty. Pobiegnę je bez specjalnego luzowania.
Bieg regeneracyjny do lasu. Na początku nogi ciężkawe, ale z czasem było coraz lepiej. Pilnowałem niskiej intensywności.
W lesie bardzo sucho, przydałby się deszcz.
Środa (20.09) – BS + 2 x 3 km LT / p. 4 min. + BS, łącznie 19,9 km.
No i stało się – głowa powiedziała DOŚĆ.
Miało być 4 x 3 km w tempie LT, a w zasadzie pod progiem. Już na rozgrzewce czułem, że mięśnie nie do końca są wypoczęte. Zakładałem tempo ok. 4:15, ale zamierzałem je korygować zależnie od tętna. Pierwsze 3 km weszły dobrze, ale wyczuwało się brak świeżości w kroku ( ). Drugie 3 km też niby w normie, ale już ciężej i pojawiła się myśl – po co mi to napinanie się i napieranie? Do tego od ok. miesiąca odczuwam achillesa (i obawiałem się pogłębienia kontuzji), a dziś dodatkowo w wąskich i sztywnych Bostonach bolały mnie odciski na małych palcach obu stóp. Męczyłem, się, nie czując żadnej przyjemności z tego biegania. Odpuściłem więc kolejne odcinki. Głowa nie chciała współpracować, choć na upartego trening był do domknięcia. Możliwe, że przesadziłem, robiąc wcześniej 5 treningów z rzędu, w tym mocny niedzielny akcent i nie zregenerowałem tego.
Rezygnuję więc z łamańców od @cichykot i z napinania się na wynik w maratonie w Toruniu. Wracam do realnego celu sub 3:15 i "łatwiejszego" oraz bezpieczniejszego biegania. A już zacząłem myśleć, a właściwie marzyć, że mogę złamać 3:10, a nawet poprawić wynik z Kędzierzyna. Widać jak łatwo dałem się ponieść fantazji. Wynika to głównie z tego, że trudno mi się pogodzić z tym, że biegam dużo wolniej niż kilka lat temu. Czasami wydaje mi się, że powrót do szybszego biegania jest na wyciągnięcie ręki, wystarczy tylko chcieć i mocniej potrenować. Ale to tak nie działa, czas biegnie nieubłaganie, organizm starzeje się...
Czwartek (21.09) – 10,8 km BS, 5:36, HR 126/136.
Bieg regeneracyjny do lasu. Nogi ciężkawe.
Sobota (23.09) – BS + podbiegi 10 x 100 m, łącznie 12,6 km, 5:14, HR 131.
Rozbieganie z podbiegami. Chłodno i duże zachmurzenie, idealna pogoda do biegania.
Niedziela (24.09) – 28,3 km Bieg Długi, 4:59, HR 140/156.
Wg zarzuconej koncepcji miał być kolejny mocny Łamaniec (6km easy +3x1Lt/2min E+2x3km TM+2x2kmTHM+2x1kmT10/3min easy+ 3km easy), ale postawiłem na zwykły bieg długi.
Lapy ustawiłem co 3 km. Pierwsze 3 + 3 km rozgrzewkowe, a kolejne trójki miały być nie wolniej niż po 5:00 i tak weszły. W końcówce pojawiło się zmęczenie i mocno wzrosło tętno, ale tego się spodziewałem. Zjadłem 2 żele (12 i 21 km) i wypiłem 600ml izo. Jestem umiarkowanie zadowolony z tego treningu.
To był pierwszy bieg długi do maratonu za 4 tygodnie. Przydałby się jeszcze jeden, ale nie wiem czy uda się go wcisnąć, może 8 października – między zawodami.
Tydzień – 83,5 km. Ładny kilometraż, większego może już nie być.
Za tydzień mam zawody na 10 km, gdzie chciałbym złamać 42 minuty. Pobiegnę je bez specjalnego luzowania.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2701
- Rejestracja: 02 lut 2012, 00:11
- Życiówka na 10k: 00:38:28
- Życiówka w maratonie: 02:56:00
- Lokalizacja: Brzeg Dolny/Wrocław
Wtorek (26.09) – 11,7 km BS, 5:27, HR 129/141.
Rozbieganie regeneracyjne do lasu. Na początku nogi ciężkawe, potem coraz lepiej.
Środa (27.09) – 10 km BS, 5:19.
Ponownie rozbieganie regeneracyjne (planowałem dodać 8 podbiegów, ale odpuściłem). Brak świeżości w nogach. Długo trzyma niedzielny bieg długi. Jutro bieg ciągły i mam nadzieję, że będzie już dobrze.
Czwartek (28.09) – BS + 15 km Ciągłego + BS, łącznie 23,7 km, 4:49, HR 147.
Założenie: 15km ciągłego po 4:30-4:35 na tętnie do 160. Bardzo ciepły i słoneczny dzień. Miałem szczęście, że za ekranami, gdzie biegałem na wahadle, był już cień. Był też wiatr (tam pod wiatr, powrót z wiatrem). Zabrałem pół litra izotonika. Już na rozgrzewce czułem, że może być ciężko, więc pomyślałem, że ewentualnie po 10 km skończę (miałem też w głowie niedzielny start na 10 km). I prawie tak się stało, bo zatrzymałem się, by się napić (i zakończyć). Po kilku łykach i kilkunastu sekundach przerwy zdecydowałem się jednak pobiec ostatnią piątkę.
Trening dość ciężki/męczący i raczej nie zregeneruję go do niedzielnych zawodów na 10km.
Sobota (30.09) – 10 km BS, 5:14, HR 131/140.
Spokojne rozbieganie.
Jutrzejszy Bieg o Skarb Średzki (10 km) został odwołany/przełożony (policja powiatowa nie wyraziła zgody aby trasa biegu przebiegała przez remontowane odcinki ulic).
Niedziela (1.10) – BS + 4 x 3 km P / p. 4,5 min. + BS, łącznie 22,7 km, 4:49.
Miało być tempo progowe lub nieco pod progiem. Zakładałem 4:15 i niewychodzenie poza 4 strefę, czyli tętno do 166. Udało się to zrealizować, a odcinki weszły gładko, średnio po 4:14. Biegałem na wahadle 3 km, tam z wiatrem, powrót pod wiatr. W końcówce ostatniego odcinka, pod wiatr, tętno zaczęło mocniej rosnąć, dlatego zwolniłem, by nie przekraczać tętna 166.
Do tej pory takie treningi biegałem tempem życzeniowym, czyli szybszym. Normalnie to piłowałbym pewnie po 4:08–4:10. Mam więc nadzieję, że długo nie będę tego regenerował.
Odczucia w trakcie i po akcencie dobre. Udany trening.
Tydzień – 78,1 km w 5 jednostkach.
Wrzesień – 290 km.
Pozostały 3 tygodnie do maratonu i już tylko 3 akcenty do wykonania. W tym tygodniu zamierzam zrobić bieg ciągły oraz bieg długi, a na 10–11 dni przed maratonem rozważam wykonanie testu Gavela (https://bieganie.pl/trening/test-gavela ... -maratonu/).
Rozbieganie regeneracyjne do lasu. Na początku nogi ciężkawe, potem coraz lepiej.
Środa (27.09) – 10 km BS, 5:19.
Ponownie rozbieganie regeneracyjne (planowałem dodać 8 podbiegów, ale odpuściłem). Brak świeżości w nogach. Długo trzyma niedzielny bieg długi. Jutro bieg ciągły i mam nadzieję, że będzie już dobrze.
Czwartek (28.09) – BS + 15 km Ciągłego + BS, łącznie 23,7 km, 4:49, HR 147.
Założenie: 15km ciągłego po 4:30-4:35 na tętnie do 160. Bardzo ciepły i słoneczny dzień. Miałem szczęście, że za ekranami, gdzie biegałem na wahadle, był już cień. Był też wiatr (tam pod wiatr, powrót z wiatrem). Zabrałem pół litra izotonika. Już na rozgrzewce czułem, że może być ciężko, więc pomyślałem, że ewentualnie po 10 km skończę (miałem też w głowie niedzielny start na 10 km). I prawie tak się stało, bo zatrzymałem się, by się napić (i zakończyć). Po kilku łykach i kilkunastu sekundach przerwy zdecydowałem się jednak pobiec ostatnią piątkę.
Trening dość ciężki/męczący i raczej nie zregeneruję go do niedzielnych zawodów na 10km.
Sobota (30.09) – 10 km BS, 5:14, HR 131/140.
Spokojne rozbieganie.
Jutrzejszy Bieg o Skarb Średzki (10 km) został odwołany/przełożony (policja powiatowa nie wyraziła zgody aby trasa biegu przebiegała przez remontowane odcinki ulic).
Niedziela (1.10) – BS + 4 x 3 km P / p. 4,5 min. + BS, łącznie 22,7 km, 4:49.
Miało być tempo progowe lub nieco pod progiem. Zakładałem 4:15 i niewychodzenie poza 4 strefę, czyli tętno do 166. Udało się to zrealizować, a odcinki weszły gładko, średnio po 4:14. Biegałem na wahadle 3 km, tam z wiatrem, powrót pod wiatr. W końcówce ostatniego odcinka, pod wiatr, tętno zaczęło mocniej rosnąć, dlatego zwolniłem, by nie przekraczać tętna 166.
Do tej pory takie treningi biegałem tempem życzeniowym, czyli szybszym. Normalnie to piłowałbym pewnie po 4:08–4:10. Mam więc nadzieję, że długo nie będę tego regenerował.
Odczucia w trakcie i po akcencie dobre. Udany trening.
Tydzień – 78,1 km w 5 jednostkach.
Wrzesień – 290 km.
Pozostały 3 tygodnie do maratonu i już tylko 3 akcenty do wykonania. W tym tygodniu zamierzam zrobić bieg ciągły oraz bieg długi, a na 10–11 dni przed maratonem rozważam wykonanie testu Gavela (https://bieganie.pl/trening/test-gavela ... -maratonu/).
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2701
- Rejestracja: 02 lut 2012, 00:11
- Życiówka na 10k: 00:38:28
- Życiówka w maratonie: 02:56:00
- Lokalizacja: Brzeg Dolny/Wrocław
Wtorek (3.10) – 11,7 km BS, 5:29, HR 130/141.
Spokojne rozbieganie do lasu.
Środa (4.10) – BS + 16 km Ciągłego + BS, łącznie 23,7 km, 4:40, HR 148/161.
Ponownie założyłem, że nie będę przekraczać tętna 160 i liczyłem na to, że wyjdzie z tego tempo nie wolniejsze niż 4:30. Wyszło średnio 4:25, a więc bardzo dobrze, jest lekki postęp. Biegałem na wahadle, z wiatrem i pod wiatr. Dość niska temperatura (17 st.) bardzo pomagała. Dobry trening.
Czwartek (5.10) – 10,1 km BS, 5:33, HR 127/133.
Bieg regeneracyjny. Na początku nogi ciężkawe.
Sobota (7.10) – 28,3 km Bieg Długi, 4:56, HR 141/151.
Drugi i ostatni bieg długi. Pobiegłem tą samą trasą, co 2 tygodnie wcześniej, ale w przeciwnym kierunku. Silny wiatr przeszkadzał w pierwszej części treningu, ale wiedziałem, że na ostatnich 10 km czeka mnie nagroda - będzie z wiatrem i lekko z górki. Dlatego też starałem się jak najmniej wchodzić w 3. strefę (w sumie niecałe 3 minuty). Dzięki temu, mimo zmęczenia, dryf tętna nie był zbyt duży.
Zjadłem 2 żele i wypiłem ok. 700 ml izo.
Niedziela (8.10) – 8 km BS, 5:24, HR 126/133.
Bieg regeneracyjny. Pilnowałem, żeby nie wychodzić z pierwszej strefy (do 133), nawet na podbiegach.
Nogi OK, ale z doświadczenia wiem, że najbardziej ciężkie nogi są nie pierwszego, a drugiego dnia po akcencie czy zawodach. Jutro wolne.
Tydzień – 81,8 km w 5 jednostkach.
Z tygodnia jestem bardzo zadowolony, bo wykonałem kolejne dwa solidne akcenty pod maraton.
Pozostał ostatni akcent w środę albo czwartek i można będzie luzować do maratonu. Nadal nie wiem czy będzie to test Gavela, czy zwykłe 16 km biegu ciągłego. Obawiam się trochę tego testu, bo drugie 6 km trzeba pobiec na maksa, w dużym dyskomforcie, po min. 4:05 i nie jestem pewien czy po tyle uciągnę. Mam też wątpliwości, czy w moim przypadku wynik testu byłby wiarygodny. Dyskomfort i cierpienie też wolałbym zostawić sobie już na sam maraton. Poza tym potrafię oszacować swój aktualny poziom bez testu... chyba.
Dziś na facebookowym profilu Toruń Maraton pojawił się komunikat, że poszukują pacmakera na 3:15. Przez chwilę pomyślałem, czemu by się nie zgłosić. Byłbym najszybszym pejsem (pozostali są na słabsze czasy), a do tego chyba najstarszym. Miałbym przy tym też duże szanse stanąć na podium w M60.
Tylko, że ja kocham maraton i chcę się znowu sprawdzić. Sprawdzić, na co aktualnie mnie stać. A wierzę, że stać mnie na lepszy wynik, niż 3:14:50.
Spokojne rozbieganie do lasu.
Środa (4.10) – BS + 16 km Ciągłego + BS, łącznie 23,7 km, 4:40, HR 148/161.
Ponownie założyłem, że nie będę przekraczać tętna 160 i liczyłem na to, że wyjdzie z tego tempo nie wolniejsze niż 4:30. Wyszło średnio 4:25, a więc bardzo dobrze, jest lekki postęp. Biegałem na wahadle, z wiatrem i pod wiatr. Dość niska temperatura (17 st.) bardzo pomagała. Dobry trening.
Czwartek (5.10) – 10,1 km BS, 5:33, HR 127/133.
Bieg regeneracyjny. Na początku nogi ciężkawe.
Sobota (7.10) – 28,3 km Bieg Długi, 4:56, HR 141/151.
Drugi i ostatni bieg długi. Pobiegłem tą samą trasą, co 2 tygodnie wcześniej, ale w przeciwnym kierunku. Silny wiatr przeszkadzał w pierwszej części treningu, ale wiedziałem, że na ostatnich 10 km czeka mnie nagroda - będzie z wiatrem i lekko z górki. Dlatego też starałem się jak najmniej wchodzić w 3. strefę (w sumie niecałe 3 minuty). Dzięki temu, mimo zmęczenia, dryf tętna nie był zbyt duży.
Zjadłem 2 żele i wypiłem ok. 700 ml izo.
Niedziela (8.10) – 8 km BS, 5:24, HR 126/133.
Bieg regeneracyjny. Pilnowałem, żeby nie wychodzić z pierwszej strefy (do 133), nawet na podbiegach.
Nogi OK, ale z doświadczenia wiem, że najbardziej ciężkie nogi są nie pierwszego, a drugiego dnia po akcencie czy zawodach. Jutro wolne.
Tydzień – 81,8 km w 5 jednostkach.
Z tygodnia jestem bardzo zadowolony, bo wykonałem kolejne dwa solidne akcenty pod maraton.
Pozostał ostatni akcent w środę albo czwartek i można będzie luzować do maratonu. Nadal nie wiem czy będzie to test Gavela, czy zwykłe 16 km biegu ciągłego. Obawiam się trochę tego testu, bo drugie 6 km trzeba pobiec na maksa, w dużym dyskomforcie, po min. 4:05 i nie jestem pewien czy po tyle uciągnę. Mam też wątpliwości, czy w moim przypadku wynik testu byłby wiarygodny. Dyskomfort i cierpienie też wolałbym zostawić sobie już na sam maraton. Poza tym potrafię oszacować swój aktualny poziom bez testu... chyba.
Dziś na facebookowym profilu Toruń Maraton pojawił się komunikat, że poszukują pacmakera na 3:15. Przez chwilę pomyślałem, czemu by się nie zgłosić. Byłbym najszybszym pejsem (pozostali są na słabsze czasy), a do tego chyba najstarszym. Miałbym przy tym też duże szanse stanąć na podium w M60.
Tylko, że ja kocham maraton i chcę się znowu sprawdzić. Sprawdzić, na co aktualnie mnie stać. A wierzę, że stać mnie na lepszy wynik, niż 3:14:50.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2701
- Rejestracja: 02 lut 2012, 00:11
- Życiówka na 10k: 00:38:28
- Życiówka w maratonie: 02:56:00
- Lokalizacja: Brzeg Dolny/Wrocław
Wtorek (10.10) – 12,1 km BS, 5:10, HR 131/141.
Spokojne rozbieganie. Lekko i przyjemnie.
Środa (11.10) – 10 km BS, 5:10, HR 136/144.
Spokojne rozbieganie. Dziś na wyższym tętnie niż wczoraj. Długa jazda samochodem i prawie cały dzień poza domem zrobiły swoje.
Czwartek (12.10) – BS + 15 km Ciągłego + BS, łącznie 23,7 km, 4:44, HR 148/161.
Miało być 16 km ciągłego, ale szło dość opornie, tętno za szybko rosło, więc zakończyłem na 15 km (śr. po 4:26). Podczas ciągłego trzykrotnie ktoś do mnie dzwonił (oczywiście nie odbierałem), co nieco wkurzało i wybijało z rytmu. Biegło się gorzej niż tydzień temu, choć dramatu nie ma. Słabo wygląda przygotowanie wydolnościowe wg Garmina, ale za bardzo mnie to nie martwi. To był ostatni akcent przed maratonem w Toruniu.
Sobota (14.10) – zawody – VIII Bieg w Naturze Nadleśnictwa Wołów (ćwierćmaraton, dystans ok. 10,6 km). Czas netto 50:43, M60 – 2/8, Open – 36/185.
Start potraktowałem całkowicie treningowo (bo priorytetem jest maraton). Bieg rozgrywany jest w lesie (drogi leśne i szutrowe).
Zgodnie z założeniami trzymałem się kolegi Staszka przez 10 km (śr. tempo 4:48), a końcówkę mocno przyspieszyłem. Wyszło 10 km w intensywności drugiego zakresu, czyli jak zakładałem. Dzięki mocnej końcówce, na ok. 400m przed metą wyprzedziłem jeszcze biegacza z M60 i zająłem drugie miejsce w kategorii.
Ogólnie, jak zawsze, bardzo udana impreza, ciekawa trasa, masa znajomych i smaczne jedzonko, dobra organizacja. To są zawody, na których chce się być każdego roku.
Tydzień – 56,4 km w 4 jednostkach.
Kolejny tydzień praktycznie zgodnie z założeniami.
Pozostał ostatni tydzień do maratonu w Toruniu, czyli odpoczynek i nabieranie świeżości. Planuję wykonać jeszcze trzy treningi: poniedziałek – 12–14 km BS, środa – ok. 12 km, w tym 4 x 1200 m progowo, czwartek – ok. 8 km.
Od ostatniego startu na 10 km minęło 5 tygodni, które wykorzystałem na trening do maratonu. Wcześniej był 10-tygodniowy trening pod 10 km. Czy to wystarczy, aby dobrze pobiec maraton, bez spotkania ze ścianą? Lekkie obawy są, ale przeważa pozytywne nastawienie i chęć walki o jak najlepszy wynik. Już teraz wiem, że absolutne minimum, to pobiec poniżej 3:15. W piątek jeszcze napiszę, jaki jest maksymalny, ale realny wg mnie, cel. Opiszę też założenia i strategię, wg której zamierzam pobiec.
Spokojne rozbieganie. Lekko i przyjemnie.
Środa (11.10) – 10 km BS, 5:10, HR 136/144.
Spokojne rozbieganie. Dziś na wyższym tętnie niż wczoraj. Długa jazda samochodem i prawie cały dzień poza domem zrobiły swoje.
Czwartek (12.10) – BS + 15 km Ciągłego + BS, łącznie 23,7 km, 4:44, HR 148/161.
Miało być 16 km ciągłego, ale szło dość opornie, tętno za szybko rosło, więc zakończyłem na 15 km (śr. po 4:26). Podczas ciągłego trzykrotnie ktoś do mnie dzwonił (oczywiście nie odbierałem), co nieco wkurzało i wybijało z rytmu. Biegło się gorzej niż tydzień temu, choć dramatu nie ma. Słabo wygląda przygotowanie wydolnościowe wg Garmina, ale za bardzo mnie to nie martwi. To był ostatni akcent przed maratonem w Toruniu.
Sobota (14.10) – zawody – VIII Bieg w Naturze Nadleśnictwa Wołów (ćwierćmaraton, dystans ok. 10,6 km). Czas netto 50:43, M60 – 2/8, Open – 36/185.
Start potraktowałem całkowicie treningowo (bo priorytetem jest maraton). Bieg rozgrywany jest w lesie (drogi leśne i szutrowe).
Zgodnie z założeniami trzymałem się kolegi Staszka przez 10 km (śr. tempo 4:48), a końcówkę mocno przyspieszyłem. Wyszło 10 km w intensywności drugiego zakresu, czyli jak zakładałem. Dzięki mocnej końcówce, na ok. 400m przed metą wyprzedziłem jeszcze biegacza z M60 i zająłem drugie miejsce w kategorii.
Ogólnie, jak zawsze, bardzo udana impreza, ciekawa trasa, masa znajomych i smaczne jedzonko, dobra organizacja. To są zawody, na których chce się być każdego roku.
Tydzień – 56,4 km w 4 jednostkach.
Kolejny tydzień praktycznie zgodnie z założeniami.
Pozostał ostatni tydzień do maratonu w Toruniu, czyli odpoczynek i nabieranie świeżości. Planuję wykonać jeszcze trzy treningi: poniedziałek – 12–14 km BS, środa – ok. 12 km, w tym 4 x 1200 m progowo, czwartek – ok. 8 km.
Od ostatniego startu na 10 km minęło 5 tygodni, które wykorzystałem na trening do maratonu. Wcześniej był 10-tygodniowy trening pod 10 km. Czy to wystarczy, aby dobrze pobiec maraton, bez spotkania ze ścianą? Lekkie obawy są, ale przeważa pozytywne nastawienie i chęć walki o jak najlepszy wynik. Już teraz wiem, że absolutne minimum, to pobiec poniżej 3:15. W piątek jeszcze napiszę, jaki jest maksymalny, ale realny wg mnie, cel. Opiszę też założenia i strategię, wg której zamierzam pobiec.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2701
- Rejestracja: 02 lut 2012, 00:11
- Życiówka na 10k: 00:38:28
- Życiówka w maratonie: 02:56:00
- Lokalizacja: Brzeg Dolny/Wrocław
Poniedziałek (16.10) – 12,1 km BS, 5:02, HR 135/143.
Zimno (+8). Ubrałem długi rękaw, opaskę i rękawiczki.
Wtorek (17.10) – BS + 4 x 1,2 km P / p. 2 min. + BS, łącznie 12,9 km, 4:47. HR 138/161.
Jutrzejszy trening zrobiłem dziś, bo jutro nie pasuje. Krótkie progi planowałem zrobić po 4:10-4:15. Pierwszy wszedł po 4:10 i tak już celowałem następne. Biegło się lekko i przyjemnie. Idealna pogoda do biegania (+10, słabiutki wiatr).
Zostało już tylko krótkie rozbieganie w czwartek.
Czwartek (19.10) – 9,4 km, w tym siedem przebieżek ok. 100 m, 5:13, HR 131.
Rozbieganie z przebieżkami. Ostatni trening przed niedzielnym maratonem. Na koniec, po treningu, Garmin zrobił mi miłą niespodziankę i podniósł pułap tlenowy (mały plusik dla głowy).
Zakończyłem bardzo krótkie przygotowania do maratonu. Teraz czas na "sprawdzam".
Ogólnie jestem zadowolony z przygotowań. Na treningach zasadniczo zrobiłem to co planowałem. Czuję się dobrze (jedynie delikatny dyskomfort w prawym achillesie, ale to drobiazg) i jestem pozytywnie nastawiony. Mam sporą motywację powalczyć o jak najlepszy wynik.
Wiem, że jestem przygotowany na wynik poniżej 3:15 i to jest minimum do nabiegania. Optymistycznie oceniam swój maks na sub 3:10 i taki czas mi się marzy.
Mam zamiar pobiec negative split. Planuję rozpocząć tempem ok. 4:35, a na półmetku chciałbym się zameldować z czasem ok. 1:36:00. Sytuację na trasie oraz swoje możliwości będę oceniać na bieżąco, i odpowiednio będę reagować.
Zamierzałem zrobić opaskę z międzyczasami ale zrezygnowałem z tego pomysłu, to nie apteka, a mając zegarek potrafię kontrolować tempo.
Trasa i profil maratonu powinny sprzyjać realizacji strategii NS. Pogoda też zapowiada się dobra. Pozostaje mądrze pobiec i dać z siebie wszystko.
Nastawiony jestem bojowo i oby ten nastrój nie opuścił mnie aż do mety.
Nadano mi numer startowy 44 (mistyczne 40 i 4), więc musi być dobrze.
Do Torunia wyjeżdżamy jutro rano, a wracamy we wtorek. Będzie trochę czasu, by obejrzeć to historyczne miasto.
Zimno (+8). Ubrałem długi rękaw, opaskę i rękawiczki.
Wtorek (17.10) – BS + 4 x 1,2 km P / p. 2 min. + BS, łącznie 12,9 km, 4:47. HR 138/161.
Jutrzejszy trening zrobiłem dziś, bo jutro nie pasuje. Krótkie progi planowałem zrobić po 4:10-4:15. Pierwszy wszedł po 4:10 i tak już celowałem następne. Biegło się lekko i przyjemnie. Idealna pogoda do biegania (+10, słabiutki wiatr).
Zostało już tylko krótkie rozbieganie w czwartek.
Czwartek (19.10) – 9,4 km, w tym siedem przebieżek ok. 100 m, 5:13, HR 131.
Rozbieganie z przebieżkami. Ostatni trening przed niedzielnym maratonem. Na koniec, po treningu, Garmin zrobił mi miłą niespodziankę i podniósł pułap tlenowy (mały plusik dla głowy).
Zakończyłem bardzo krótkie przygotowania do maratonu. Teraz czas na "sprawdzam".
Ogólnie jestem zadowolony z przygotowań. Na treningach zasadniczo zrobiłem to co planowałem. Czuję się dobrze (jedynie delikatny dyskomfort w prawym achillesie, ale to drobiazg) i jestem pozytywnie nastawiony. Mam sporą motywację powalczyć o jak najlepszy wynik.
Wiem, że jestem przygotowany na wynik poniżej 3:15 i to jest minimum do nabiegania. Optymistycznie oceniam swój maks na sub 3:10 i taki czas mi się marzy.
Mam zamiar pobiec negative split. Planuję rozpocząć tempem ok. 4:35, a na półmetku chciałbym się zameldować z czasem ok. 1:36:00. Sytuację na trasie oraz swoje możliwości będę oceniać na bieżąco, i odpowiednio będę reagować.
Zamierzałem zrobić opaskę z międzyczasami ale zrezygnowałem z tego pomysłu, to nie apteka, a mając zegarek potrafię kontrolować tempo.
Trasa i profil maratonu powinny sprzyjać realizacji strategii NS. Pogoda też zapowiada się dobra. Pozostaje mądrze pobiec i dać z siebie wszystko.
Nastawiony jestem bojowo i oby ten nastrój nie opuścił mnie aż do mety.
Nadano mi numer startowy 44 (mistyczne 40 i 4), więc musi być dobrze.
Do Torunia wyjeżdżamy jutro rano, a wracamy we wtorek. Będzie trochę czasu, by obejrzeć to historyczne miasto.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2701
- Rejestracja: 02 lut 2012, 00:11
- Życiówka na 10k: 00:38:28
- Życiówka w maratonie: 02:56:00
- Lokalizacja: Brzeg Dolny/Wrocław
Niedziela (22.10) – zawody – 40. Toruń Maraton. Czas netto 3:11:13. M60 – 1/30, Open – 59/664.
W minioną niedzielę wystartowałem w jubileuszowym 40. Toruń Maratonie. Pogoda dopisała i można było pokusić się o jak najlepszy wynik. Swoje aktualne możliwości oceniałem na 3:10–3:15. Marzył mi się jednak czas poniżej 3:10. Żeby nie ponosić nadmiernego ryzyka, postanowiłem pierwszą część trasy przebiec na wynik 3:12, a potem, jeśli się da, lekko przyspieszyć.
Wcześniej w biurze zawodów (w Toruń Plaza) spotkaliśmy się z Arturem (@Morderca_z_głębi_lasu), następnie udaliśmy się spacerkiem na pasta party do Motoareny. Zjedliśmy makaron przy miłej rozmowie. Artur starał się być jak najbardziej pomocny, wyjaśniając co, gdzie i jak, na trasie i w samym Toruniu.
Tuż przed startem Artur poznał mnie z Markiem – rywalem z mojej kategorii wiekowej (doświadczonym biegaczem z sukcesami, o 3 lata starszym). Marek, podobnie jak ja, celował w czas poniżej 3:15.
Wystartowaliśmy z 5-minutowym opóźnieniem. Pierwsze 4 km były lekko pofalowane, więc i tempo falowało między 4:39 a 4:22. Marek zdążył odskoczyć mi na kilkadziesiąt metrów. 10 km przebiegłem w 45:13. Do tego momentu biegłem z trzema zawodnikami z celem na 3:10, potem mi odjechali, Marek też odjechał mi już na ok. 200 m. Ja jednak biegłem swoje. Bardzo ucieszyło mnie dość niskie tętno, podobne jak przed rokiem na maratonie w Kędzierzynie. Równe intensywność i tempo utrzymywałem aż do 20 km (czas 1:30:25). Na 21 km był największy podbieg tego maratonu i tempo tego kilometra wyszło najwolniejsze – 4:56. Średnie tętno podskoczyło ze 156 na 159 i w dalszej części biegu już nie spadło. Kontrolowałem intensywność i oddech, biegło mi się dobrze. Na półmetku miałem czas ok. 1:35:50, czyli zgodnie z założeniami (wypatrywałem punktu pomiaru czasu obiecanego przez organizatora, ale go nie było).
Na 24 km (poprzedni był na 18 km) miał być punkt odżywiania, więc wcześniej wyjąłem żel z kieszonki, by zaraz po zjedzeniu go móc popić. Minął 25 km, a punktu jeszcze nie było. Tuż przed punktem wyprzedziłem Marka i zaraz wypadł mi żel z ręki. Musiałem się cofnąć kilka metrów, by go podnieść i wtedy wyprzedził mnie Marek. Za moment znów go wyprzedziłem, ale to zdarzenie nieco wybiło mnie to z rytmu. Szybko jednak odzyskałem rytm i koncentrację. Oddalałem się stopniowo i od tego momentu biegłem praktycznie sam, bardzo rzadko kogoś dochodziłem i wyprzedzałem.
Druga część trasy, mimo że łatwiejsza (więcej w dół, niż w górę) była bardziej problematyczna. Wierzyłem, że będzie jeszcze możliwość niewielkiego przyspieszenia.
Za nawrotką na 32 km poczułem wiatr w twarz i tempo spadło do ok. 4:42. Po dwóch wolniejszych kilometrach wróciłem jednak do tempa ok. 4:30 i ciągle była szansa na wynik 3:10. Pojawił się jednak ból mięśni czworogłowych – najpierw w prawym, a potem w lewym udzie. Jeszcze mnie to nie spowolniło. Dopiero w okolicach 39 km zaczęły boleć i sztywnieć łydki, a na 40 km pojawiły się w nich skurcze. Musiałem balansować tempem, by nie doprowadzić do zatrzymania się (czego doświadczyłem na 40 km w 2019 r. w Poznaniu). Ogólnie, to wtedy wszystko już bardzo bolało, dlatego w końcówce tempo nieco spadło (o 10–15s/km). Tuż przy Motoarenie był krótki ale dość stromy zbieg do bramy stadionu i myślałem że sobie przyspieszę, ale nic z tego – musiałem mocno hamować, bo łapały mnie silne skurcze. Metę przekroczyłem z czasem 3:11:13.
Tuż za metą dopadły mnie silne i bardzo bolesne skurcze łydek, miałem trudności z utrzymaniem się na nogach. Dwie minuty po mnie Marek przekroczył metę.
Przy posiłku regeneracyjnym dość długo rozmawiałem z Markiem, który okazał się nie tylko świetnym biegaczem ale i przesympatycznym człowiekiem. Podobnie zresztą jak Artur, który z wynikiem 2:51:17 wygrał Mistrzostwa Torunia w Maratonie.
Start – tuż za mną, w czerwonej koszulce, Marek
Na trasie – 33 km (fot. K. Lewandowski)
To nie jest euforia, a silne skurcze za metą
Podium M60 (fot. A. Słuniecka)
Moje trofeum
Na koniec kilka zdań o organizacji maratonu, którą muszę ocenić bardzo słabo.
Z pozytywów wymienię: meta na Motoarenie; duży, ciężki i ładny medal; okazała i ładna statuetka; niezła trasa oraz dobra do biegania pogoda.
Podsumowując, zadowolony jestem zarówno z rozegrania biegu jaki i wyniku. Uważam, że dobrze wykorzystałem swoje aktualne możliwości i pobiegłem optymalnie. Podczas biegu przyjąłem 5 żeli i jeden szot magnezowy.
Zastanawiam się tylko, czy i jak mogę wyeliminować skurcze pojawiające się na końcowych kilometrach maratonu. Może ktoś ma jakieś domysły i pomysły?
W minioną niedzielę wystartowałem w jubileuszowym 40. Toruń Maratonie. Pogoda dopisała i można było pokusić się o jak najlepszy wynik. Swoje aktualne możliwości oceniałem na 3:10–3:15. Marzył mi się jednak czas poniżej 3:10. Żeby nie ponosić nadmiernego ryzyka, postanowiłem pierwszą część trasy przebiec na wynik 3:12, a potem, jeśli się da, lekko przyspieszyć.
Wcześniej w biurze zawodów (w Toruń Plaza) spotkaliśmy się z Arturem (@Morderca_z_głębi_lasu), następnie udaliśmy się spacerkiem na pasta party do Motoareny. Zjedliśmy makaron przy miłej rozmowie. Artur starał się być jak najbardziej pomocny, wyjaśniając co, gdzie i jak, na trasie i w samym Toruniu.
Tuż przed startem Artur poznał mnie z Markiem – rywalem z mojej kategorii wiekowej (doświadczonym biegaczem z sukcesami, o 3 lata starszym). Marek, podobnie jak ja, celował w czas poniżej 3:15.
Wystartowaliśmy z 5-minutowym opóźnieniem. Pierwsze 4 km były lekko pofalowane, więc i tempo falowało między 4:39 a 4:22. Marek zdążył odskoczyć mi na kilkadziesiąt metrów. 10 km przebiegłem w 45:13. Do tego momentu biegłem z trzema zawodnikami z celem na 3:10, potem mi odjechali, Marek też odjechał mi już na ok. 200 m. Ja jednak biegłem swoje. Bardzo ucieszyło mnie dość niskie tętno, podobne jak przed rokiem na maratonie w Kędzierzynie. Równe intensywność i tempo utrzymywałem aż do 20 km (czas 1:30:25). Na 21 km był największy podbieg tego maratonu i tempo tego kilometra wyszło najwolniejsze – 4:56. Średnie tętno podskoczyło ze 156 na 159 i w dalszej części biegu już nie spadło. Kontrolowałem intensywność i oddech, biegło mi się dobrze. Na półmetku miałem czas ok. 1:35:50, czyli zgodnie z założeniami (wypatrywałem punktu pomiaru czasu obiecanego przez organizatora, ale go nie było).
Na 24 km (poprzedni był na 18 km) miał być punkt odżywiania, więc wcześniej wyjąłem żel z kieszonki, by zaraz po zjedzeniu go móc popić. Minął 25 km, a punktu jeszcze nie było. Tuż przed punktem wyprzedziłem Marka i zaraz wypadł mi żel z ręki. Musiałem się cofnąć kilka metrów, by go podnieść i wtedy wyprzedził mnie Marek. Za moment znów go wyprzedziłem, ale to zdarzenie nieco wybiło mnie to z rytmu. Szybko jednak odzyskałem rytm i koncentrację. Oddalałem się stopniowo i od tego momentu biegłem praktycznie sam, bardzo rzadko kogoś dochodziłem i wyprzedzałem.
Druga część trasy, mimo że łatwiejsza (więcej w dół, niż w górę) była bardziej problematyczna. Wierzyłem, że będzie jeszcze możliwość niewielkiego przyspieszenia.
Za nawrotką na 32 km poczułem wiatr w twarz i tempo spadło do ok. 4:42. Po dwóch wolniejszych kilometrach wróciłem jednak do tempa ok. 4:30 i ciągle była szansa na wynik 3:10. Pojawił się jednak ból mięśni czworogłowych – najpierw w prawym, a potem w lewym udzie. Jeszcze mnie to nie spowolniło. Dopiero w okolicach 39 km zaczęły boleć i sztywnieć łydki, a na 40 km pojawiły się w nich skurcze. Musiałem balansować tempem, by nie doprowadzić do zatrzymania się (czego doświadczyłem na 40 km w 2019 r. w Poznaniu). Ogólnie, to wtedy wszystko już bardzo bolało, dlatego w końcówce tempo nieco spadło (o 10–15s/km). Tuż przy Motoarenie był krótki ale dość stromy zbieg do bramy stadionu i myślałem że sobie przyspieszę, ale nic z tego – musiałem mocno hamować, bo łapały mnie silne skurcze. Metę przekroczyłem z czasem 3:11:13.
Tuż za metą dopadły mnie silne i bardzo bolesne skurcze łydek, miałem trudności z utrzymaniem się na nogach. Dwie minuty po mnie Marek przekroczył metę.
Przy posiłku regeneracyjnym dość długo rozmawiałem z Markiem, który okazał się nie tylko świetnym biegaczem ale i przesympatycznym człowiekiem. Podobnie zresztą jak Artur, który z wynikiem 2:51:17 wygrał Mistrzostwa Torunia w Maratonie.
Start – tuż za mną, w czerwonej koszulce, Marek
Na trasie – 33 km (fot. K. Lewandowski)
To nie jest euforia, a silne skurcze za metą
Podium M60 (fot. A. Słuniecka)
Moje trofeum
Na koniec kilka zdań o organizacji maratonu, którą muszę ocenić bardzo słabo.
- Na trasie nie było ani jednego pomiaru międzyczasu. Pomiaru nie było nawet na półmetku, o czym dzień wcześniej zapewniano mnie na profilu maratonu. W ubiegłym roku pośrednich punktów pomiarowych było siedem, co ok. 5 km, a 40. jubileuszowy maraton nie miał żadnego.
W piątek, przed maratonem, na stronie Toruń Maraton znalazłem informację:
"ŚLEDŹ WYNIKI LIVE
Pobierz aplikację Twoje Centrum i śledź wyniki LIVE uczestników 40. Toruń Maraton, a także pobieraj zdjęcia biegaczy z linii mety. Tylko posiadanie aplikacji umożliwi śledzenie na bieżąco wyników biegaczy na poszczególnych dystansach. (...)"
- Na nawrotce ( ok. 32 km) stały obok siebie cztery „kwadraty” pomiarowe, ale ustawione tak, że z pewnością niczego nie mierzyły. Asfaltowa ścieżka na nawrotce rozdzielona była pachołkami (aby biegnący w przeciwnym kierunku nie przeszkadzali sobie), ale pachołki kończyły się kilkaset metrów przed nawrotką i były osoby (to z relacji innych biegaczy), które ostatni pachołek uznały za koniec agrafki i tam zawracały, nie dobiegając do właściwej nawrotki.
- Zgodnie z regulaminem punkty odżywcze miały być co ok. 5 km, począwszy od 6 km. A były bardzo różnie, co 6 km, a nawet ponad 7 km (o czym wyżej pisałem), niezgodnie nawet z informacją podaną tuż przed maratonem.
- Była zbyt mała liczba toalet, zarówno przy starcie (4 toi-toje i ogromna kolejka do samego startu) jak i na samej trasie (tylko w dwóch miejscach).
- Organizatorzy przeprowadzający dekoracje nie poczekali na zawodniczki łapiące się na podium w kategoriach K60 i K70 i wcześniej zakończyli ceremonię dekoracji. Moja żona zajęła drugie miejsce w K60 i była bardzo rozczarowana, że nie ma już nikogo w strefie podium. Obok kręciła się zagubiona biegaczka polskiego pochodzenia, która przybyła z Londynu – zwyciężczyni K70 z bardzo dobrym czasem 4:46:00. Wszystkie biegaczki z podium K60 i K70 zmieściły się w limicie 5:30:00. Wokół podium było pusto i nie było do kogo się udać po wyjaśnienie. Wreszcie jakiś sympatyczny wolontariusz, po opisaniu sytuacji, zadeklarował, że spróbuje dotrzeć do kogoś z organizatorów. Minęło ok. pół godziny zanim pojawił się jakiś pan w odblaskowej kamizelce, który wygrzebał z kartonów właściwe statuetki i wręczył je oczekującym paniom.
Z pozytywów wymienię: meta na Motoarenie; duży, ciężki i ładny medal; okazała i ładna statuetka; niezła trasa oraz dobra do biegania pogoda.
Podsumowując, zadowolony jestem zarówno z rozegrania biegu jaki i wyniku. Uważam, że dobrze wykorzystałem swoje aktualne możliwości i pobiegłem optymalnie. Podczas biegu przyjąłem 5 żeli i jeden szot magnezowy.
Zastanawiam się tylko, czy i jak mogę wyeliminować skurcze pojawiające się na końcowych kilometrach maratonu. Może ktoś ma jakieś domysły i pomysły?
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Ostatnio zmieniony 14 lis 2023, 22:18 przez wigi, łącznie zmieniany 1 raz.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2701
- Rejestracja: 02 lut 2012, 00:11
- Życiówka na 10k: 00:38:28
- Życiówka w maratonie: 02:56:00
- Lokalizacja: Brzeg Dolny/Wrocław
Po maratonie powoli dochodziłem do siebie.
W pierwszym tygodniu zrobiłem dwa wolne biegi regeneracyjne (czwartek 8, niedziela 12 km). Nogi zmęczone i ciężkie, brak świeżości.
W drugim (minionym) tygodniu trzy spokojne rozbiegania (wtorek 10, czwartek 10, niedziela 10 km). Dopiero podczas ostatniego rozbiegania poczułem, że mięśniowo jest już dobrze i nic nie boli. Tętno również wróciło do normy.
W tym tygodniu chcę wprowadzić przebieżki.
Październik– 267,6 km.
Wielokrotnie słyszałem, że 2-3 tygodnie po maratonie to dobry czas aby pobiec szybką dychę (czyżby superkompensacja?). Okazuje się, że u mnie to nie działa – po maratonie potrzebuję więcej czasu, aby dojść do siebie.
Planowałem 11.11 wystartować w Górze na 10 km, ale odpuszczam, bo nie widzę większego sensu, nie wierzę, że złamałbym 42 minuty (a to absolutne minimum, które mnie interesuje). Ostatnio podobną sytuację przerabiałem wiosną 2022 – w 3 tygodnie po gdańskim maratonie pobiegłem atestowaną dyszkę w czasie zaledwie 42:53 (po biegu napisałem: "Bardzo szybko wszedłem na wysokie tętno 170. Oddech zrobił się dość trudny, jakby przyblokowany, lekko też drapało w gardle. Nie mogłem biec szybciej, choć nogi były w porządku.").
Już prawie 2 miesiące odczuwam delikatny ból achillesa (7–10 cm nad przyczepem do pięty), robię wspięcia i powolne opadanie na palcach, delikatnie masuję, ale znaczących zmian nie ma. To jest bardzo delikatny, śladowy ból (wyczuwany nieco mocniej tylko gdy ścisnę palcami achillesa), więc się tym na razie mocno nie przejmuję.
Jeśli chodzi o plany na wiosnę, to zapisałem się już na pierwszy Gniezno Maraton, który odbędzie się 10 marca 2024 r. Organizatorzy zapowiadają bardzo płaską i szybką trasę. Termin trochę wczesny (wolałbym 2 tygodnie później), więc czasu mniej na przygotowania, ale za to nie powinno być za ciepło w dniu startu.
Od razu określiłem cele na ten start. Cel minimum to sub 3:10, cel maksimum to sub 3:05. Cel pośredni (właściwy) to ustanowić życiówkę w M60, czyli pobiec szybciej niż przed rokiem w Kędzierzynie (3:07:49).
Zastanawiam się wg jakiego planu trenować. Na razie biorę pod uwagę 12-tygodniowy plan Pfitzingera z kilometrażem tygodniowym do 88 km oraz 12-tygodniowy plan Książkiewicza, który krąży w internecie (poniżej).
W pierwszym tygodniu zrobiłem dwa wolne biegi regeneracyjne (czwartek 8, niedziela 12 km). Nogi zmęczone i ciężkie, brak świeżości.
W drugim (minionym) tygodniu trzy spokojne rozbiegania (wtorek 10, czwartek 10, niedziela 10 km). Dopiero podczas ostatniego rozbiegania poczułem, że mięśniowo jest już dobrze i nic nie boli. Tętno również wróciło do normy.
W tym tygodniu chcę wprowadzić przebieżki.
Październik– 267,6 km.
Wielokrotnie słyszałem, że 2-3 tygodnie po maratonie to dobry czas aby pobiec szybką dychę (czyżby superkompensacja?). Okazuje się, że u mnie to nie działa – po maratonie potrzebuję więcej czasu, aby dojść do siebie.
Planowałem 11.11 wystartować w Górze na 10 km, ale odpuszczam, bo nie widzę większego sensu, nie wierzę, że złamałbym 42 minuty (a to absolutne minimum, które mnie interesuje). Ostatnio podobną sytuację przerabiałem wiosną 2022 – w 3 tygodnie po gdańskim maratonie pobiegłem atestowaną dyszkę w czasie zaledwie 42:53 (po biegu napisałem: "Bardzo szybko wszedłem na wysokie tętno 170. Oddech zrobił się dość trudny, jakby przyblokowany, lekko też drapało w gardle. Nie mogłem biec szybciej, choć nogi były w porządku.").
Już prawie 2 miesiące odczuwam delikatny ból achillesa (7–10 cm nad przyczepem do pięty), robię wspięcia i powolne opadanie na palcach, delikatnie masuję, ale znaczących zmian nie ma. To jest bardzo delikatny, śladowy ból (wyczuwany nieco mocniej tylko gdy ścisnę palcami achillesa), więc się tym na razie mocno nie przejmuję.
Jeśli chodzi o plany na wiosnę, to zapisałem się już na pierwszy Gniezno Maraton, który odbędzie się 10 marca 2024 r. Organizatorzy zapowiadają bardzo płaską i szybką trasę. Termin trochę wczesny (wolałbym 2 tygodnie później), więc czasu mniej na przygotowania, ale za to nie powinno być za ciepło w dniu startu.
Od razu określiłem cele na ten start. Cel minimum to sub 3:10, cel maksimum to sub 3:05. Cel pośredni (właściwy) to ustanowić życiówkę w M60, czyli pobiec szybciej niż przed rokiem w Kędzierzynie (3:07:49).
Zastanawiam się wg jakiego planu trenować. Na razie biorę pod uwagę 12-tygodniowy plan Pfitzingera z kilometrażem tygodniowym do 88 km oraz 12-tygodniowy plan Książkiewicza, który krąży w internecie (poniżej).
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2701
- Rejestracja: 02 lut 2012, 00:11
- Życiówka na 10k: 00:38:28
- Życiówka w maratonie: 02:56:00
- Lokalizacja: Brzeg Dolny/Wrocław
Wtorek (7.11) – 10,9 km BS, 5:22, HR 129.
Rozbieganie, częściowo po asfalcie, a częściowo po lesie.
Czwartek (9.11) – 12 km BS, w tym 10 przebieżek, 5:22, HR 133.
Rozbieganie z przebieżkami.
Sobota (11.11)
2,1 km BS, 5:29, HR 120 – do Rynku na start Dolbobrzeskiego Biegu Niepodległości.
2,9 km BS, 5:23, HR 127 – towarzyski bieg rekreacyjny, bez numerów, ale w okolicznościowych koszulkach. Na mecie medal i ciepły posiłek.
Niedziela (12.11) – zawody – Biegamy na Biało-Czerwono (w Niedarach), dystans ok. 11 km. Czas brutto 49:02. M60 – 1/6, Open – 29/100.
W niedzielę wypadł drugi dzień świętowania niepodległości na biegowo. Przypadkowo i spontanicznie zapisaliśmy się z żoną na ten bieg w ostatniej chwili. Nie ukrywam, że dużą zachętą do startu była możliwość wybiegania pieniędzy w kategoriach wiekowych.
Trasa była mocno krosowa i wymagająca, wiodła przez okoliczne lasy – praktycznie bez odcinków płaskich, ale za to bardzo piękna. Bieganie w takich okolicznościach przyrody to sama przyjemność.
Starałem się biec mocno, ale nie przesadzać, pilnowałem tętna. Dopiero na finiszu, wyprzedzając dwie osoby, dałem z siebie maksimum. Przyjemnie jest się tak zmęczyć.
To było bardzo fajne przetarcie na intensywności okołoprogowej.
Impreza była bardzo dobrze zorganizowana, atmosfera bardzo miła i przyjazna..
Bieg ukończyło 100 osób, w tym trzech Kenijczyków i jedna Kenijka z Benedek Team (w Open były nagrody 500, 300 i 200 zł).
W kategoriach wiekowych były nagrody 300, 200 i 100 zł.
Do domu wróciliśmy bogatsi.
Na trasie (fot. Katarzyna Kasprzak)
Podium M60
Przy ognisku
Tydzień – 38,7 km.
Obecny tydzień poświęcę jeszcze na obijanie się i roztrenowanie. W przyszłym chciałbym już zacząć zwiększać objętość i stopniowo wprowadzać akcenty. Na pierwszy ogień pójdą podbiegi i krosy.
Nie zdecydowałem się jeszcze na konkretny plan. Ogólnie zakładam maksymalnie 2 akcenty w tygodniu (wliczając biegi długie), wolniejsze bieganie rozbiegań przy zwiększonym kilometrażu tygodniowym. W styczniu i lutym chciałbym wyraźnie przekroczyć 300 km.
Rozbieganie, częściowo po asfalcie, a częściowo po lesie.
Czwartek (9.11) – 12 km BS, w tym 10 przebieżek, 5:22, HR 133.
Rozbieganie z przebieżkami.
Sobota (11.11)
2,1 km BS, 5:29, HR 120 – do Rynku na start Dolbobrzeskiego Biegu Niepodległości.
2,9 km BS, 5:23, HR 127 – towarzyski bieg rekreacyjny, bez numerów, ale w okolicznościowych koszulkach. Na mecie medal i ciepły posiłek.
Niedziela (12.11) – zawody – Biegamy na Biało-Czerwono (w Niedarach), dystans ok. 11 km. Czas brutto 49:02. M60 – 1/6, Open – 29/100.
W niedzielę wypadł drugi dzień świętowania niepodległości na biegowo. Przypadkowo i spontanicznie zapisaliśmy się z żoną na ten bieg w ostatniej chwili. Nie ukrywam, że dużą zachętą do startu była możliwość wybiegania pieniędzy w kategoriach wiekowych.
Trasa była mocno krosowa i wymagająca, wiodła przez okoliczne lasy – praktycznie bez odcinków płaskich, ale za to bardzo piękna. Bieganie w takich okolicznościach przyrody to sama przyjemność.
Starałem się biec mocno, ale nie przesadzać, pilnowałem tętna. Dopiero na finiszu, wyprzedzając dwie osoby, dałem z siebie maksimum. Przyjemnie jest się tak zmęczyć.
To było bardzo fajne przetarcie na intensywności okołoprogowej.
Impreza była bardzo dobrze zorganizowana, atmosfera bardzo miła i przyjazna..
Bieg ukończyło 100 osób, w tym trzech Kenijczyków i jedna Kenijka z Benedek Team (w Open były nagrody 500, 300 i 200 zł).
W kategoriach wiekowych były nagrody 300, 200 i 100 zł.
Do domu wróciliśmy bogatsi.
Na trasie (fot. Katarzyna Kasprzak)
Podium M60
Przy ognisku
Tydzień – 38,7 km.
Obecny tydzień poświęcę jeszcze na obijanie się i roztrenowanie. W przyszłym chciałbym już zacząć zwiększać objętość i stopniowo wprowadzać akcenty. Na pierwszy ogień pójdą podbiegi i krosy.
Nie zdecydowałem się jeszcze na konkretny plan. Ogólnie zakładam maksymalnie 2 akcenty w tygodniu (wliczając biegi długie), wolniejsze bieganie rozbiegań przy zwiększonym kilometrażu tygodniowym. W styczniu i lutym chciałbym wyraźnie przekroczyć 300 km.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2701
- Rejestracja: 02 lut 2012, 00:11
- Życiówka na 10k: 00:38:28
- Życiówka w maratonie: 02:56:00
- Lokalizacja: Brzeg Dolny/Wrocław
Tydzień (13–19.11) – 32,1 km, w trzech spokojnych rozbieganiach.
To był czwarty i ostatni tydzień roztrenowania. W weekendową noc, na parkingu przed blokiem, złodzieje wycięli w moim aucie katalizator z dwiema sondami lambda i fragmentem rury z kołnierzem/flanszą od tłumika środkowego. Duże szkody, duże wk.rwienie i duży stres. Nie miałem głowy do zrobienia wpisu na bloga.
Wtorek (21.11) – 12 km BS, 5:11, HR 133.
Środa (22.11) – 12 km BS, 5:10, HR 130.
Piątek (24.11) – BS + podbiegi 10 x 100 m, łącznie 14,7 km, 5:15, HR 133.
Niedziela (26.11) –16,8 km BS, 5:33, HR 134.
Dłuższe rozbieganie. Pobiegłem z kolegą do lasu na szutrówkę. Dużo rozmawialiśmy, więc i tętno było nieco podwyższone.
Tydzień – 55,5 km w 4 jednostkach.
Czas najwyższy wziąć się do roboty, bo do maratonu w Gnieźnie (10.03) nie ma za wiele czasu.
To był czwarty i ostatni tydzień roztrenowania. W weekendową noc, na parkingu przed blokiem, złodzieje wycięli w moim aucie katalizator z dwiema sondami lambda i fragmentem rury z kołnierzem/flanszą od tłumika środkowego. Duże szkody, duże wk.rwienie i duży stres. Nie miałem głowy do zrobienia wpisu na bloga.
Wtorek (21.11) – 12 km BS, 5:11, HR 133.
Środa (22.11) – 12 km BS, 5:10, HR 130.
Piątek (24.11) – BS + podbiegi 10 x 100 m, łącznie 14,7 km, 5:15, HR 133.
Niedziela (26.11) –16,8 km BS, 5:33, HR 134.
Dłuższe rozbieganie. Pobiegłem z kolegą do lasu na szutrówkę. Dużo rozmawialiśmy, więc i tętno było nieco podwyższone.
Tydzień – 55,5 km w 4 jednostkach.
Czas najwyższy wziąć się do roboty, bo do maratonu w Gnieźnie (10.03) nie ma za wiele czasu.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2701
- Rejestracja: 02 lut 2012, 00:11
- Życiówka na 10k: 00:38:28
- Życiówka w maratonie: 02:56:00
- Lokalizacja: Brzeg Dolny/Wrocław
Poniedziałek (27.11) – 12,2 km BS, 5:29, HR 132.
Jutro przez cały dzień ma sypać śniegiem, więc dziś zrobiłem rozbieganie.
Środa (29.11) – 12,9 km BS, w tym podbiegi 10 x 100 m, 5:16, HR 133.
Podbiegi weszły bardzo fajnie.
Czwartek (30.11) – BS + 6 km Bieg Ciągły + BS, 4:58, HR 142/167.
Pierwszy trening z nowym zegarkiem Garmin Forerunner 255, więc chciałem dać mu więcej danych do analizy. Planowałem zrobić 6 km ciągłego poniżej 4:40 (2. zakres?), ale z powodu miejscami śliskiej nawierzchni (śnieg i lód), pobiegłem nieco wolniej. Szósty kilometr w okolicach progu. Zegarek wykrył nowy próg (162 bpm i 4:29/km), ale go nie zaakceptowałem. Nie ufam mu jeszcze, a do tego warunki były słabe – niemiarodajne. Najpierw musimy się poznać lepiej, a no to potrzeba trochę czasu.
Sobota (2.12) – 9,8 km BS, 5:31, HR 131.
W parku pobiegałem po śniegu.
GPS z najlepszymi ustawieniami bardzo ładnie i dokładnie rysuje, a w parku zawsze był z tym problem.
Niedziela (3.12) – 16,9 km BS, 5:52, HR 140/156.
Zamierzałem zrobić dłuższy bieg, w okolicach 20 km. Jednak okazało się, że w lesie leży sporo śniegu. Wpadło więc trochę siły biegowej ale skróciłem dystans. Garmin zalecił aż 73 godziny odpoczynku.
Tydzień – 65,9 km, w 5 jednostkach. Dobry przebieg.
Listopad – 185 km.
Dziś zdecydowałem, na którym planie będę opierał przygotowania do maratonu w Gnieźnie. Wybrałem Pfitzingera i jego 12-tygodniowy plan, do 88 km tygodniowo (z książki Maraton zaawansowany). Zaczynam za 2 tygodnie.
Jutro przez cały dzień ma sypać śniegiem, więc dziś zrobiłem rozbieganie.
Środa (29.11) – 12,9 km BS, w tym podbiegi 10 x 100 m, 5:16, HR 133.
Podbiegi weszły bardzo fajnie.
Czwartek (30.11) – BS + 6 km Bieg Ciągły + BS, 4:58, HR 142/167.
Pierwszy trening z nowym zegarkiem Garmin Forerunner 255, więc chciałem dać mu więcej danych do analizy. Planowałem zrobić 6 km ciągłego poniżej 4:40 (2. zakres?), ale z powodu miejscami śliskiej nawierzchni (śnieg i lód), pobiegłem nieco wolniej. Szósty kilometr w okolicach progu. Zegarek wykrył nowy próg (162 bpm i 4:29/km), ale go nie zaakceptowałem. Nie ufam mu jeszcze, a do tego warunki były słabe – niemiarodajne. Najpierw musimy się poznać lepiej, a no to potrzeba trochę czasu.
Sobota (2.12) – 9,8 km BS, 5:31, HR 131.
W parku pobiegałem po śniegu.
GPS z najlepszymi ustawieniami bardzo ładnie i dokładnie rysuje, a w parku zawsze był z tym problem.
Niedziela (3.12) – 16,9 km BS, 5:52, HR 140/156.
Zamierzałem zrobić dłuższy bieg, w okolicach 20 km. Jednak okazało się, że w lesie leży sporo śniegu. Wpadło więc trochę siły biegowej ale skróciłem dystans. Garmin zalecił aż 73 godziny odpoczynku.
Tydzień – 65,9 km, w 5 jednostkach. Dobry przebieg.
Listopad – 185 km.
Dziś zdecydowałem, na którym planie będę opierał przygotowania do maratonu w Gnieźnie. Wybrałem Pfitzingera i jego 12-tygodniowy plan, do 88 km tygodniowo (z książki Maraton zaawansowany). Zaczynam za 2 tygodnie.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 2701
- Rejestracja: 02 lut 2012, 00:11
- Życiówka na 10k: 00:38:28
- Życiówka w maratonie: 02:56:00
- Lokalizacja: Brzeg Dolny/Wrocław
Wtorek (5.12) – 12 km BS, 5:44, HR 134.
Pobiegłem do lasu. Trudna, lodowo-śnieżna nawierzchnia. Pułap tlenowy punkcik w dół.
Środa (6.12) – 12,2 km BS, 5:40, HR 135.
Ponownie pobiegłem do lasu. Warunki do biegania nadal słabe, więc ciułam kilometry i robię bazę.
Piątek (8.12) – 12,2 km BS, 5:31, HR 141.
Znowu pobiegłem do lasu. Śniegu nieco mniej, powoli się topi. Jest szansa, że w niedzielę będzie można pobiegać już na asfalcie.
Sobota (9.12) – 8,1 km BS, 5:40, HR 131.
Spokojne ciułanie kilometrów w parku.
Dziś, w niedzielę, planowałem przebiec min. 16 km, aby przekroczyć 60 km w tygodniu. Niestety, od rana pobolewało mnie lewe biodro, a właściwie tuż pod nim – kość udowa od zewnętrznej strony (jakby od uderzenia). Liczyłem na to, że w ciągu dnia przejdzie i jeszcze wyjdę pobiegać, ale boli coraz bardziej, więc odpuściłem trening. Być może nadwyrężyłem jakieś mięśnie lub ich przyczepy podczas ostatnich biegów (w twardych butach po śliskiej i niestabilnej nawierzchni). Nie wiem jak będzie z bieganiem w najbliższych dniach. Jestem w kiepskim nastroju. Już za tydzień rozpoczynam 12-tygodniowy plan od Pfitzingera.
Tydzień – 44,6 km.
Pobiegłem do lasu. Trudna, lodowo-śnieżna nawierzchnia. Pułap tlenowy punkcik w dół.
Środa (6.12) – 12,2 km BS, 5:40, HR 135.
Ponownie pobiegłem do lasu. Warunki do biegania nadal słabe, więc ciułam kilometry i robię bazę.
Piątek (8.12) – 12,2 km BS, 5:31, HR 141.
Znowu pobiegłem do lasu. Śniegu nieco mniej, powoli się topi. Jest szansa, że w niedzielę będzie można pobiegać już na asfalcie.
Sobota (9.12) – 8,1 km BS, 5:40, HR 131.
Spokojne ciułanie kilometrów w parku.
Dziś, w niedzielę, planowałem przebiec min. 16 km, aby przekroczyć 60 km w tygodniu. Niestety, od rana pobolewało mnie lewe biodro, a właściwie tuż pod nim – kość udowa od zewnętrznej strony (jakby od uderzenia). Liczyłem na to, że w ciągu dnia przejdzie i jeszcze wyjdę pobiegać, ale boli coraz bardziej, więc odpuściłem trening. Być może nadwyrężyłem jakieś mięśnie lub ich przyczepy podczas ostatnich biegów (w twardych butach po śliskiej i niestabilnej nawierzchni). Nie wiem jak będzie z bieganiem w najbliższych dniach. Jestem w kiepskim nastroju. Już za tydzień rozpoczynam 12-tygodniowy plan od Pfitzingera.
Tydzień – 44,6 km.