Plan:
1x minutówki, 1xeasy, 1xtempo, 1xpodbiegi lub 100 na bieżni
już nie rozpisuję na dni, bo i tak robię w zależności od samopoczucia
![Obrazek](https://bieganie.pl/img/blogi/blog_treningn.png)
PN: Po świętach żołądek ciężki, waga skoczyła, to nie planowałem nic innego niż ~40' easy. Dodatkowo przyjąłem, że w razie czego zrobię to na raty, jak mi kiszki zaprotestują. Dlatego rozpocząłem żwawo, żeby jak najwięcej zrobić w pierwszym rzucie. Po 2km okazało się, że jest znośnie i może z 6km wyrobię. Tylko piknęło mi w okolicy 4:40, to już drugi zakres, więc szybka zamiana założeń i lecę tempowy - 5-6km ~@4:40. Kolejne kilometry już w lesie, po pętli 5km. Trzeci wpadł w okolicy 4:30 i tak już udało się dociągnąć do końca szóstego. Potem zacząłem truchtać na schłodzenie, ale jakoś tak na ósmym jeszcze nogi żwawiej poniosły jak wybiegłem z lasu spowrotem na asfalt i zegarek pokazał ostatni 4:40. Chyba trochę GPS szalał, ale wcześniej lekko przyciął, pod koniec lasu widocznie nadłożył.
8km 38:20 w tym 4km ~@4:30 po lesie
WT: góra - ławka płaska, sztanga: 1x8 55kg, 4x5 62.5kg, triceps - opuszczanie hantla za głowę 4x8 20kg, biceps - 4x7 hantle 15kg.
![Obrazek](https://bieganie.pl/img/blogi/blog_treningn.png)
SR: No cóż, co drugi tydzień jest dobrze, co drugi kicha. Tydzień temu było świetnie, to dzisiaj musiałem spalić. Zamiast nastawiać interwały, biegałem według tabliczek co 100m w lesie, 300m celowałem w 1', przerwa 100m, po co trzecim przerwa 300m, tak żeby wrócić do startu. Chciałem zrobić tak jak ostatnio 8, a jak się uda to i może 9. Rozgrzewka standardowa, 1.5km truchtu, trochę wymachów, skipów, lekkie dynamiczne rozciąganie i lecę. Pierwsza 100 17", zwalniam, 200m 34" no żesz, zwalniam bardziej, 300m w 57", zaczęło się niezdrowo. Kolejna podobnie, ale udało się zwolnić w końcówce i weszło w 1', trzeci w 1' tu już we właściwym tempie od początku. Dłuższa przerwa i lecę - znowu 57", trochę już czułem w mięśniach kwasu, bo to jednak tempo 1k, a nie 1.5k. Na piątym znowu 100 w 17" i pomimo zwalniania po 150m mnie ścięło. Odpocząłem 10" dłużej, ale i tak na szóstym po 200m już wata. 200 weszło w 40", ale już cały odcinek 1:04. Trzysetek już nie byłem w stanie uciągnąć w założeniach, więc na koniec postanowiłem zrobić 2 dwusetki ale bez hamulców. Pierwsza poszła naprawdę elegancko 33", druga przyzwoicie 34", ale dług tlenowy miałem ogromny, ciężko już było mi nawet truchtać na schłodzenie. Trochę marszu, trochę dreptania, bo nawet truchtem tego nie można byłoby nazwać i skończyłem na dzisiaj.
5.7km 36:50
300: @3:10, @3:20, @3:20, @3:10, @3:20(150m), @3:33, 200: @2:45, @2:50
CZ: odpoczynek, tylko wieczorem przed snem machnąłem kilka razy sztangą na barki. 2x6 40kg, 2x4 42.5kg, jakoś nie miałem siły i samozaparcia na więcej.
![Obrazek](https://bieganie.pl/img/blogi/blog_treningn.png)
PT: Trucht po lesie. Miałem zrobić 8-9km, ale od początku złapała mnie kolka. Nie chciała puścić przez cały bieg. Po 7km stwierdziłem że wystarczy tej męczarni.
7km 35'
![Obrazek](https://bieganie.pl/img/blogi/blog_treningn.png)
SB: Miałem zrobić 4km + 5-6 podbiegów 220m. Niestety kiszki zbyt pełne i po 1km rozgrzewki dały znać, że pora kończyć. Udało mi się zrobić jeszcze 1.5km solidnym tempem. Jutro coś dobiegam.
2.6km 12'
![Obrazek](https://bieganie.pl/img/blogi/blog_treningn.png)
ND: Z podbiegów już zrezygnowałem, wyszedłem w dzień, dużo ludzi, nie za bardzo były warunki. Potruchtałem do lasu, ale że mnie nogi niosły i drugi kilometr wpadł w 4:30, to przyspieszyłem i zrobiłem 3km po lesie w 13'. Weszło jakoś w miarę lekko, przemaszerowałem ~100m, a potem dotruchtałem ponad 1km do końca lasu i marszem wróciłem do domu.
5.5km 26:20 w tym 3km 13'
Wieczorem trochę siłowych: 5x5 unoszenie hantli w bok(trochę bardziej na tył niż zwykle) hantle 12.5kg, 5x7 biceps hantle 15kg
Razem: 28.7/26 km Wypadły podbiegi, ale ten niedzielny bieg na pewno się przyda, ostatnio biegi w okolicach 4:20 słabo mi szły.