CEL? FUN! Przemo i jego droga.
Moderator: infernal
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
dumnie, z wysoko uniesioną głową pędziłem przez miasto!
bo do lasu mam 10 w jedną, a w drugą 20km więc bez sensu jechać się chować.
tak mnie zmasakrowały te dwusetki, że szybciej się nie dało.
garmin sugeruje 72h odpoczynku więc zdecydowanie muszę zluzować, bo się przetrenuje.
trzeba trochę zwolnić.
więc! do zobaczenia za miesiąc jak wyjdę na prostą
bo do lasu mam 10 w jedną, a w drugą 20km więc bez sensu jechać się chować.
tak mnie zmasakrowały te dwusetki, że szybciej się nie dało.
garmin sugeruje 72h odpoczynku więc zdecydowanie muszę zluzować, bo się przetrenuje.
trzeba trochę zwolnić.
więc! do zobaczenia za miesiąc jak wyjdę na prostą
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
NIE MA ZŁEJ POGODY, SĄ TYLKO SŁABE CHARAKTERY!
A, że ja jestem słaby (w końcu robię przerwy w marszu po dwusetkach w 38sek, heloł.), to uciekłem sobie podreptać na halę.
A, że ja jestem słaby (w końcu robię przerwy w marszu po dwusetkach w 38sek, heloł.), to uciekłem sobie podreptać na halę.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
CO JEST NAJLEPSZE DLA BIEGACZA?!
a) 40sek przerwy po dwusetce w 39sek
b) 12km po 5'40
c) BMI na poziomie 18
biorę po dwieście złotych od każdego i słucham państwa!
a) 40sek przerwy po dwusetce w 39sek
b) 12km po 5'40
c) BMI na poziomie 18
biorę po dwieście złotych od każdego i słucham państwa!
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
ludzie kochani!
Robota taka idzie, że guma się topi, a asfalt zwija!
Tempo next % powiedziały pas po 935km.
Wszystko się w nich popsuło, tylko nie poduszki air zoom, które miały się popsuć pierwsze.
Dobrze, że w nich biegałem po 5'40/km bo by się szybciej rozleciały
Robota taka idzie, że guma się topi, a asfalt zwija!
Tempo next % powiedziały pas po 935km.
Wszystko się w nich popsuło, tylko nie poduszki air zoom, które miały się popsuć pierwsze.
Dobrze, że w nich biegałem po 5'40/km bo by się szybciej rozleciały
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
JEDZIE POCIĄG Z DALEKA, NA NIKOGO NIE CZEKA!
nastał dzień dzisiejszy i udało się wsiąść do pociągu, nie byle jakiego.
w pierwszej serii byłem wagonikiem, kolejne trzy lokomotywą. założeniem było zdejmować 5s na każdym powtórzeniu.
po czwartym wydłużona przerwa i powrót do wagonika.
ale niestety na ostatniej pętli lokomotywa się odłączyła, mnie brakło węgla i wyszło tak samo jak piąte.
smutełek.
a tak się pochwalę.
coby nie było, że tylko jestem człapakiem parkowym.
jak w lutym noga podaje, to na wiosnę na linii startu nie staje
nastał dzień dzisiejszy i udało się wsiąść do pociągu, nie byle jakiego.
w pierwszej serii byłem wagonikiem, kolejne trzy lokomotywą. założeniem było zdejmować 5s na każdym powtórzeniu.
po czwartym wydłużona przerwa i powrót do wagonika.
ale niestety na ostatniej pętli lokomotywa się odłączyła, mnie brakło węgla i wyszło tak samo jak piąte.
smutełek.
a tak się pochwalę.
coby nie było, że tylko jestem człapakiem parkowym.
jak w lutym noga podaje, to na wiosnę na linii startu nie staje
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
1200m w 4:30, p. 5' + 600m w 1:54 p. 10' + 800m w 2:20 p. 15' + 400m all out
szuranie mi się znudziło
Na początek 15' truchtu, kilka ćwiczeń dynamicznych, trochę skipów. Delikatny streching i 3x60m bardzo żwawo, żeby trochę złapać zadyszki.
Z łydką ciut lepiej, boli mniej ale cały czas jest obolała. Przed treningiem posmarowałem się maścią rozgrzewającą, żeby poprawić ukrwienie.
Na początek 1200m po 3'45/km żeby się dogrzać i z lekka przewentylować płuco. Weszło w 4:28.67.
bardzo spokojny, kontrolowany bieg w endorphin pro 2. zero jakichkolwiek problemów z czymkolwiek.
Następnie zakładam kolce i zaczynamy zabawę. Najpierw 600m w 1:54 czyli po 38sek na koło. Początek oczywiście za mocny, bo wychodziło mniej więcej w 36s/200 i 74/400. mimo wszystko cały czas bieg pod kontrolą, takie tempo 3'10 w kolcach bardzo swobodnie wchodziło. Ostatecznie poszło w 1:52.71.
10' przerwy baaardzo długo, w życiu takich przerw nie miałem.
Następnie 800m w tempie rekordu życiowego na 1000m ze stadionu. A tu trzeba kręcić po hali. Założenie 34s na koło. Początek trafiony w punkt 34/200 i 67,5/400m.
Te dwa koła całkiem sprawnie wchodzą, w miarę luźno.
Po około 500m zaczyna robić się ciężej, szczególnie oddechowo. Pod względem mleczanu jest jeszcze znośnie, ale powoli odkłada się w łydkach.
Ile było po 600m? Nie wiem, bo już nie chciałem się dekoncentrować oraz wychodzić z rytmu. Ostatnie koło to pojawiła się nawet jakaś próba przyspieszenia, szczególnie po wyjściu z ostatniego łuku. Meta, czas to 2:18.79. całkiem nieźle. Zaryzykuje twierdzenie, że jak na samotny bieg to całkiem dobry wynik był, nawet z delikatnym zapasem i myślę, że mógłbym powalczyć o złamanie 2:50/km.
Planowe 15' przerwy wydłuża się do 16, bo ostatnie 400m mam biec za Kamilem (życiówka 50,98/400m) .
Start z dwóch kroków. Zegarek w ręku żeby na mecie mieć pewność, że trafię w guzik.
A 400m jak to 400m. 200 starałem się biec mocno i luźno. Ale jak kogoś gonisz to nie ma szans biec luźno. W dodatku łuki solidnie mnie wytrącają z rytmu. O ile pierwsze koło poszło w miarę solidnie, tak po 50m drugiego koła, no dobra 65m przyszła bomba. Zwyczajnie zaczynałem sztywnieć coraz bardziej, a na deser przyszedł ostatni łuk. Prosta, daje ile zostało i łapie czas. 60,15.
no trochę jestem zły, bo liczyłem po cichu na sub60, ale biorę pod uwagę 4 łuki, które są bardzo ciasne, wybijanie z rytmu na nich itd.
Koniec końców weszło dobrze.
Na koniec 10' schłodzenia, które rozbijam na 2x 5' bo w momencie zaczeło wszystko schodzić i myślałem, że się porzygam.
kto raz posmakuje MD już zawsze będzie MD!
szuranie mi się znudziło
Na początek 15' truchtu, kilka ćwiczeń dynamicznych, trochę skipów. Delikatny streching i 3x60m bardzo żwawo, żeby trochę złapać zadyszki.
Z łydką ciut lepiej, boli mniej ale cały czas jest obolała. Przed treningiem posmarowałem się maścią rozgrzewającą, żeby poprawić ukrwienie.
Na początek 1200m po 3'45/km żeby się dogrzać i z lekka przewentylować płuco. Weszło w 4:28.67.
bardzo spokojny, kontrolowany bieg w endorphin pro 2. zero jakichkolwiek problemów z czymkolwiek.
Następnie zakładam kolce i zaczynamy zabawę. Najpierw 600m w 1:54 czyli po 38sek na koło. Początek oczywiście za mocny, bo wychodziło mniej więcej w 36s/200 i 74/400. mimo wszystko cały czas bieg pod kontrolą, takie tempo 3'10 w kolcach bardzo swobodnie wchodziło. Ostatecznie poszło w 1:52.71.
10' przerwy baaardzo długo, w życiu takich przerw nie miałem.
Następnie 800m w tempie rekordu życiowego na 1000m ze stadionu. A tu trzeba kręcić po hali. Założenie 34s na koło. Początek trafiony w punkt 34/200 i 67,5/400m.
Te dwa koła całkiem sprawnie wchodzą, w miarę luźno.
Po około 500m zaczyna robić się ciężej, szczególnie oddechowo. Pod względem mleczanu jest jeszcze znośnie, ale powoli odkłada się w łydkach.
Ile było po 600m? Nie wiem, bo już nie chciałem się dekoncentrować oraz wychodzić z rytmu. Ostatnie koło to pojawiła się nawet jakaś próba przyspieszenia, szczególnie po wyjściu z ostatniego łuku. Meta, czas to 2:18.79. całkiem nieźle. Zaryzykuje twierdzenie, że jak na samotny bieg to całkiem dobry wynik był, nawet z delikatnym zapasem i myślę, że mógłbym powalczyć o złamanie 2:50/km.
Planowe 15' przerwy wydłuża się do 16, bo ostatnie 400m mam biec za Kamilem (życiówka 50,98/400m) .
Start z dwóch kroków. Zegarek w ręku żeby na mecie mieć pewność, że trafię w guzik.
A 400m jak to 400m. 200 starałem się biec mocno i luźno. Ale jak kogoś gonisz to nie ma szans biec luźno. W dodatku łuki solidnie mnie wytrącają z rytmu. O ile pierwsze koło poszło w miarę solidnie, tak po 50m drugiego koła, no dobra 65m przyszła bomba. Zwyczajnie zaczynałem sztywnieć coraz bardziej, a na deser przyszedł ostatni łuk. Prosta, daje ile zostało i łapie czas. 60,15.
no trochę jestem zły, bo liczyłem po cichu na sub60, ale biorę pod uwagę 4 łuki, które są bardzo ciasne, wybijanie z rytmu na nich itd.
Koniec końców weszło dobrze.
Na koniec 10' schłodzenia, które rozbijam na 2x 5' bo w momencie zaczeło wszystko schodzić i myślałem, że się porzygam.
kto raz posmakuje MD już zawsze będzie MD!
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
kiedy Twoje ziomeczki się pocą poczas zawodów, a Ty od dwóch miesięcy nie przebiegłeś nawet metra...
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
a napiszę coś, co by Cichy nie krzyczał, że się udzielam a nic nie biegam.
dzisiaj pierwszy raz od... 8.02 zrobiłem trening typowo "szybkościowy"
wtedy biegałem 5x (200 – 150 – 100m) p. 5' 18s/100 -1s co seria.
wówczas ostatnie 200m poskutkowało tym, że... ten tydzień jest pierwszym gdzie zrobię 5 jednostek i kilometraż przekroczy 50km. chyba
dzisiaj cięższy o 7kg i ruszający się od trzech tygodni machnąłem 2x200 + 2x150 + 2x100 na przerwie 3' w marszu.
jak na grubasa nie jest źle:
200: 32.61, 32.25,
150: 23.36, 23.11,
100: 15.08, 14.86,
rewelacji nie ma, ale jak na kogoś kto od 06.03 do 22.05 nie biegał wcale to może jednak dramatu nie ma?
dzisiaj pierwszy raz od... 8.02 zrobiłem trening typowo "szybkościowy"
wtedy biegałem 5x (200 – 150 – 100m) p. 5' 18s/100 -1s co seria.
wówczas ostatnie 200m poskutkowało tym, że... ten tydzień jest pierwszym gdzie zrobię 5 jednostek i kilometraż przekroczy 50km. chyba
dzisiaj cięższy o 7kg i ruszający się od trzech tygodni machnąłem 2x200 + 2x150 + 2x100 na przerwie 3' w marszu.
jak na grubasa nie jest źle:
200: 32.61, 32.25,
150: 23.36, 23.11,
100: 15.08, 14.86,
rewelacji nie ma, ale jak na kogoś kto od 06.03 do 22.05 nie biegał wcale to może jednak dramatu nie ma?
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
Dawno dawno w odległej galaktyce...
Jeny, już będzie 8 miesięcy jak nasze drogi z Rolandem się rozeszły. na początku czułem w sumie jakby ulgę, bo od dłuższego czasu nie szło jak powinno. z drugiej strony jakiś tam żal mimo wszystko był, mając w perspektywie bieg wokół narodowego czy też cykl city trail. ale było minęło, trzeba było się zmierzyć z sytuacją.
na początku śmiałem się, że w końcu będzie jakieś roztrenowanie. ale to było takie roztrenowanie bez większego planu. czasem wyszedłem na wolne człapanie, czasem zakręciłem coś szybciej nogą. bez ładu i składu.
wtedy zdecydowałem się na współpracę z trenerem stacjonarnie. z pozoru same plusy takiej sytuacji:
- treningi ogólnorozwojowe w grupie
- treningi biegowe pod okiem trenera
- bezproblemowy kontakt praktycznie w każdej chwili.
to chyba takie najważniejsze elementy, które przeważyły na korzyść takiego rozwiązania.
nawiązałem kontakt, ustaliłem szczegóły. w dodatku trener sam biegał 200 i 400m, więc nie robiło mu to większego problemu jak powiedziałem, że interesuje mnie głównie MD.
trener też przedstawił oczekiwania:
- badania wydolnościowe
- pełna morfologia.
zanim cokolwiek zrobiłem już zaczęliśmy coś tam biegać, biorąc pod uwagę pierwszy bieg w city trail, bliżej końca października. pod koniec ówczesnego miesiąca miałem badania wydolnościowe i mogliśmy ruszyć z robotą od listopada.
zupełne przestawienie wajchy. easy faktycznie było easy, bo miało być biegane na tętno. w dodatku dolne granice strefy. dla mnie na tamtą chwile coś niewyobrażalnego. jak można rozbieganie robić na tętno i w dodatku po 5'20 albo wolniej na tamten czas. pojawiały się też biegi z narastającą prędkością, wprowadzony został element siły biegowej w postaci podbiegów. poprzedzony oczywiście rozbieganiem.
na hali wpadały mini fartleki różnych kombinacjach:
- 100m p. 30" + 200m p. 40" + 300m p. 50" + 400m p. 1' + 500m p. 1' + 400m p. 50" + 300m p. 40" + 200m p. 30" + 100m p. 6' + 200m p. 1' + 150m p. 1' + 100m p. 1'
- 10x200/200 w 40-38s
czy 100 + 200 + 300 + 400 + 500 + 400 + 300 + 200 + 100 w tempie 21s/100 do 500m, następnie w dół 100m w 20s. Przerwy po 100m 25s + 10s po każdym odcinku, po 500m – 10s po odcinku. Następnie p. 6' i 3x (200m w 36s, p. 30s + 100m, p. 1')
w soboty duże zabawy biegowe na zasadzie 2x (4' p. 1' + 8' p. 1:30 + 6' p. 1:15 + 10' p. 2') w niskim s3 (171-173). niedziela oczywiście long. 20km na tętnie 140.
i tak upłynął nam z grubsza listopad, który zamknąłem kilometrażem 312km.
w grudniu w sumie nie zmieniło się zbyt wiele wbrew pozorom. bardzo zapętlone to wszystko było. poniedziałek sprawność, płotki, piłki lekarskie, wtorek bnp, środa mini fartlek na hali, czwartek podbiegi, piątek rozbieganie, sobota duża zabawa biegowa, niedziela long, tylko już 25km.
jedyne co zauważam, że spada tętno na rozbieganiach ale także spada tempo. według trenera nie ma się czym martwić, o wolne bieganie nam nie chodzi, tylko żeby było łatwiej w trakcie szybkiego.
i tak z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień dochodzimy do 31.12 gdzie wpadaja 2x4km w drugim zakresie. czyli jakaś nowość, która coś zwiastuje nadchodzący nowy rok.
a grudzień kończę z licznikiem zatrzymanym na 385km.
Jeny, już będzie 8 miesięcy jak nasze drogi z Rolandem się rozeszły. na początku czułem w sumie jakby ulgę, bo od dłuższego czasu nie szło jak powinno. z drugiej strony jakiś tam żal mimo wszystko był, mając w perspektywie bieg wokół narodowego czy też cykl city trail. ale było minęło, trzeba było się zmierzyć z sytuacją.
na początku śmiałem się, że w końcu będzie jakieś roztrenowanie. ale to było takie roztrenowanie bez większego planu. czasem wyszedłem na wolne człapanie, czasem zakręciłem coś szybciej nogą. bez ładu i składu.
wtedy zdecydowałem się na współpracę z trenerem stacjonarnie. z pozoru same plusy takiej sytuacji:
- treningi ogólnorozwojowe w grupie
- treningi biegowe pod okiem trenera
- bezproblemowy kontakt praktycznie w każdej chwili.
to chyba takie najważniejsze elementy, które przeważyły na korzyść takiego rozwiązania.
nawiązałem kontakt, ustaliłem szczegóły. w dodatku trener sam biegał 200 i 400m, więc nie robiło mu to większego problemu jak powiedziałem, że interesuje mnie głównie MD.
trener też przedstawił oczekiwania:
- badania wydolnościowe
- pełna morfologia.
zanim cokolwiek zrobiłem już zaczęliśmy coś tam biegać, biorąc pod uwagę pierwszy bieg w city trail, bliżej końca października. pod koniec ówczesnego miesiąca miałem badania wydolnościowe i mogliśmy ruszyć z robotą od listopada.
zupełne przestawienie wajchy. easy faktycznie było easy, bo miało być biegane na tętno. w dodatku dolne granice strefy. dla mnie na tamtą chwile coś niewyobrażalnego. jak można rozbieganie robić na tętno i w dodatku po 5'20 albo wolniej na tamten czas. pojawiały się też biegi z narastającą prędkością, wprowadzony został element siły biegowej w postaci podbiegów. poprzedzony oczywiście rozbieganiem.
na hali wpadały mini fartleki różnych kombinacjach:
- 100m p. 30" + 200m p. 40" + 300m p. 50" + 400m p. 1' + 500m p. 1' + 400m p. 50" + 300m p. 40" + 200m p. 30" + 100m p. 6' + 200m p. 1' + 150m p. 1' + 100m p. 1'
- 10x200/200 w 40-38s
czy 100 + 200 + 300 + 400 + 500 + 400 + 300 + 200 + 100 w tempie 21s/100 do 500m, następnie w dół 100m w 20s. Przerwy po 100m 25s + 10s po każdym odcinku, po 500m – 10s po odcinku. Następnie p. 6' i 3x (200m w 36s, p. 30s + 100m, p. 1')
w soboty duże zabawy biegowe na zasadzie 2x (4' p. 1' + 8' p. 1:30 + 6' p. 1:15 + 10' p. 2') w niskim s3 (171-173). niedziela oczywiście long. 20km na tętnie 140.
i tak upłynął nam z grubsza listopad, który zamknąłem kilometrażem 312km.
w grudniu w sumie nie zmieniło się zbyt wiele wbrew pozorom. bardzo zapętlone to wszystko było. poniedziałek sprawność, płotki, piłki lekarskie, wtorek bnp, środa mini fartlek na hali, czwartek podbiegi, piątek rozbieganie, sobota duża zabawa biegowa, niedziela long, tylko już 25km.
jedyne co zauważam, że spada tętno na rozbieganiach ale także spada tempo. według trenera nie ma się czym martwić, o wolne bieganie nam nie chodzi, tylko żeby było łatwiej w trakcie szybkiego.
i tak z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień dochodzimy do 31.12 gdzie wpadaja 2x4km w drugim zakresie. czyli jakaś nowość, która coś zwiastuje nadchodzący nowy rok.
a grudzień kończę z licznikiem zatrzymanym na 385km.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
nowy rok powitał mnie piękną pogodą.
15 stopni, piękne słoneczko. a także posylwestrowy kac.
no nic. jako, że zawodnik starej daty jestem, to daje z siebie 100% przy stole i na treningu. więc nie było wyjścia. niedziela, zgodnie z polską szkołą biegania - long. i to taki 25km.
nie powiem. zmiótł mnie z planszy na tyle, że dostałem w domu gorączki ze słabości.
to był jeden też z czynników, który poskutkował legendarnym postanowieniem noworocznym: nie pije alkoholu.
chciałem też znowu schudnąć. bo niby listopad i grudzień trenowałem mocno, ale też mocno hulaszczy tryb życia prowadziłem. pod koniec października na testach wydolnościowych ważyłem 72,6kg a nowy rok powitałem liczbą 79.
poza tym coraz to wymyślniejsze treningi zaczęły się pojawiać, które na tamten moment były mocne a mocne być nie powinny:
- 3x (5x 200m p. 40s) p. 5'
- 2x (10x200m, p. 40Sek) p. 8' [1seria w 40s, 2seria w 38]
czy 600 – 800 – 1000 w ~3'50 – 800 w ~3'40 – 600 w ~3'20 – 400 w ~3'00 p. 2'.
ale wraz z upływem czasu forma zaczęła wracać, waga spadać. wszystko szło w dobrym kierunku.
generalnie reszta tygodnia była dosyć zapętlona czyli sprawność, jakieś podbiegi, ze dwa rozbiegania.
bnp też były, tylko robiły się coraz intensywniejsze w wykonie. dwa tygodnie pod rząd we wtorek był BNP w formie 3km ~4'15 + 3km ~4'00 + 2km ~3'40.
jednego dnia poszedł tak:
4'14 (śHR 161), 4'11 (171), 4'09 (172)
3'57 (180), 3'56 (180), 3'56 (183)
3'38 (187), 3'40 (190)
po drodze jeszcze w sobotę zaatakować tysiączki w liczbie sześciu na przerwie dwuminutowej:
3'38.2 (śHR 175/max 184)
3'36,5 (177/187)
3'31,6 (179/191)
3'27,7 (181/191)
3'23,6 (183/195)
3'17,7 (185/195)
by za tydzień ten sam bnp pobiec tak:
4'12 (śHR 164), 4'09 (171), 4'05 (174)
3'56 (177), 3'54 (179), 3'53 (180)
3'38 (185), 3'35 (186)
kończąc te dwa tygodnie tymi samymi tysiącami:
3'38,9 (śHR 165)
3'36,5 (172)
3'31,7 (173)
3'26,6 (178)
3'22,7 (178)
3'16,7 (182)
no nie ma co ukrywać. zaczynało iść. jak to się potocznie mówi: żreć.
na tyle żreć, że nawet zacząłem myśleć o jakichś zawodach na hali. fajnie noga podawała, wypadałoby wziąć i sprawdzić dyspozycję w boju.
szybka decyzja: za miesiąc mają być zawody na hali. fajna sprawa. na miejscu, nigdzie nie trzeba jeździć. atakujemy. a co:
1000m i 600m na jednych zwodach.
i tak zleciał cały styczeń, który zakręcił się wokół 343km ze względu na city trail. nie opisuje ich, bo traktowałem ten cykl typowo treningowo jako mocna jednostka gdzieś tam po drodze.
dzięki Bogu nastał luty.
plan się trochę zaczął zmieniać, żeby złapać trochę prędkości przed zawodami.
zacząłem od 2x (8x200) s1, p. 40Sek, s2. 1', pomiędzy 6'30. tu już czuć było luz w nodze:
1s – 40.7, 35.8, 37, 36.7, 36.4, 37.6, 36.4, 36.3
2s – 34.3, 35.2, 34.5, 33.4, 34.4, 34, 33.4, 31.1
ostatnie 200m dosyć mocno, żeby zobaczyć na co mnie stać. 31sek na hali bez kolców. fajnie.
po tym jak zobaczył to trener, wywiązał się dialog:
T: po co tak szybko?
P: chciałem się sprawdzić, jak noga poda
T: na treningu nie ma sprawdzania. jak chcesz się sprawdzić to robisz 3x1km w 3:00 i wtedy sprawdzimy jak noga daje. trening jest od trenowania, zawody od ścigania.
ale po drodze jeszcze raz były tysiące, które opisywałem tu viewtopic.php?p=1073171#p1073171
czekaj czekaj, jak to było? aaa. nastał dzień dzisiejszy. 08.02.2023. początek końca w sumie, tak to określę.
hala, szybka robota do zrobienia, w planach ostatnia seria w kolcach. pierwszy raz chyba od września miałem założyć kolce.
na karteczce widnieje: 5x (200 – 150 – 100m) p. 5' 18s/100 -1s co seria. Ci bardziej oblatani sobie na szybko policzą co i jak.
dodatkowo miałem przyjemność biegać ten trening z chłopakiem, który posiada życiówkę na poziomie sub51/400m.
więc nawet nie pchałem się na afisz żeby coś prowadzić
od początku biegało mi się źle. nie mogłem się dogrzać, źle wchodziłem w łuki (kto biegał na hali wie, że są one bardzo ciasne i ustawione pod kątem).
ale pierwsze cztery serie w butach poszły bardzo dobrze:
1. 36 – 26,7 – 17,6 p.30s
2. 33,6 – 24,8 – 16,7 p. 1'
3. 30,6 – 22,7 – 14,7 p. 1'30
4. 28,3 – 21,7 – 14,2 p. 2'
zmiana butów na kolce. kilka skipów i do roboty.
ustawiamy się na linii. HOP.
kumpel ruszył, ja zanim próbuję nadążyć. tempo bardzo mocne. na tyle mocne, że źle wchodzę w łuk. siła odśrodkowa wyrzuca mnie na zewnątrz toru. noga zewnętrzna przejmuje całe przeciążenie.
i wgniata mnie w tartan. dosłownie ugięła się pode mną noga. nie wiele brakło, żebym się przewrócił. odzyskałem równowagę, dokończyłem odcinek. tak samo skończyłem trening.
piątą serię zamknąłem w:
27,7 – 21 – 14,1 (realnie 13.9x bo nie trafiłem w guzik) p. 2'30.
ale wtedy już wiedziałem. gdzieś tam podskórnie czułem, że coś jest nie tak. lecz na tamten moment zbyt dużych oznak nie było.
15 stopni, piękne słoneczko. a także posylwestrowy kac.
no nic. jako, że zawodnik starej daty jestem, to daje z siebie 100% przy stole i na treningu. więc nie było wyjścia. niedziela, zgodnie z polską szkołą biegania - long. i to taki 25km.
nie powiem. zmiótł mnie z planszy na tyle, że dostałem w domu gorączki ze słabości.
to był jeden też z czynników, który poskutkował legendarnym postanowieniem noworocznym: nie pije alkoholu.
chciałem też znowu schudnąć. bo niby listopad i grudzień trenowałem mocno, ale też mocno hulaszczy tryb życia prowadziłem. pod koniec października na testach wydolnościowych ważyłem 72,6kg a nowy rok powitałem liczbą 79.
poza tym coraz to wymyślniejsze treningi zaczęły się pojawiać, które na tamten moment były mocne a mocne być nie powinny:
- 3x (5x 200m p. 40s) p. 5'
- 2x (10x200m, p. 40Sek) p. 8' [1seria w 40s, 2seria w 38]
czy 600 – 800 – 1000 w ~3'50 – 800 w ~3'40 – 600 w ~3'20 – 400 w ~3'00 p. 2'.
ale wraz z upływem czasu forma zaczęła wracać, waga spadać. wszystko szło w dobrym kierunku.
generalnie reszta tygodnia była dosyć zapętlona czyli sprawność, jakieś podbiegi, ze dwa rozbiegania.
bnp też były, tylko robiły się coraz intensywniejsze w wykonie. dwa tygodnie pod rząd we wtorek był BNP w formie 3km ~4'15 + 3km ~4'00 + 2km ~3'40.
jednego dnia poszedł tak:
4'14 (śHR 161), 4'11 (171), 4'09 (172)
3'57 (180), 3'56 (180), 3'56 (183)
3'38 (187), 3'40 (190)
po drodze jeszcze w sobotę zaatakować tysiączki w liczbie sześciu na przerwie dwuminutowej:
3'38.2 (śHR 175/max 184)
3'36,5 (177/187)
3'31,6 (179/191)
3'27,7 (181/191)
3'23,6 (183/195)
3'17,7 (185/195)
by za tydzień ten sam bnp pobiec tak:
4'12 (śHR 164), 4'09 (171), 4'05 (174)
3'56 (177), 3'54 (179), 3'53 (180)
3'38 (185), 3'35 (186)
kończąc te dwa tygodnie tymi samymi tysiącami:
3'38,9 (śHR 165)
3'36,5 (172)
3'31,7 (173)
3'26,6 (178)
3'22,7 (178)
3'16,7 (182)
no nie ma co ukrywać. zaczynało iść. jak to się potocznie mówi: żreć.
na tyle żreć, że nawet zacząłem myśleć o jakichś zawodach na hali. fajnie noga podawała, wypadałoby wziąć i sprawdzić dyspozycję w boju.
szybka decyzja: za miesiąc mają być zawody na hali. fajna sprawa. na miejscu, nigdzie nie trzeba jeździć. atakujemy. a co:
1000m i 600m na jednych zwodach.
i tak zleciał cały styczeń, który zakręcił się wokół 343km ze względu na city trail. nie opisuje ich, bo traktowałem ten cykl typowo treningowo jako mocna jednostka gdzieś tam po drodze.
dzięki Bogu nastał luty.
plan się trochę zaczął zmieniać, żeby złapać trochę prędkości przed zawodami.
zacząłem od 2x (8x200) s1, p. 40Sek, s2. 1', pomiędzy 6'30. tu już czuć było luz w nodze:
1s – 40.7, 35.8, 37, 36.7, 36.4, 37.6, 36.4, 36.3
2s – 34.3, 35.2, 34.5, 33.4, 34.4, 34, 33.4, 31.1
ostatnie 200m dosyć mocno, żeby zobaczyć na co mnie stać. 31sek na hali bez kolców. fajnie.
po tym jak zobaczył to trener, wywiązał się dialog:
T: po co tak szybko?
P: chciałem się sprawdzić, jak noga poda
T: na treningu nie ma sprawdzania. jak chcesz się sprawdzić to robisz 3x1km w 3:00 i wtedy sprawdzimy jak noga daje. trening jest od trenowania, zawody od ścigania.
ale po drodze jeszcze raz były tysiące, które opisywałem tu viewtopic.php?p=1073171#p1073171
czekaj czekaj, jak to było? aaa. nastał dzień dzisiejszy. 08.02.2023. początek końca w sumie, tak to określę.
hala, szybka robota do zrobienia, w planach ostatnia seria w kolcach. pierwszy raz chyba od września miałem założyć kolce.
na karteczce widnieje: 5x (200 – 150 – 100m) p. 5' 18s/100 -1s co seria. Ci bardziej oblatani sobie na szybko policzą co i jak.
dodatkowo miałem przyjemność biegać ten trening z chłopakiem, który posiada życiówkę na poziomie sub51/400m.
więc nawet nie pchałem się na afisz żeby coś prowadzić
od początku biegało mi się źle. nie mogłem się dogrzać, źle wchodziłem w łuki (kto biegał na hali wie, że są one bardzo ciasne i ustawione pod kątem).
ale pierwsze cztery serie w butach poszły bardzo dobrze:
1. 36 – 26,7 – 17,6 p.30s
2. 33,6 – 24,8 – 16,7 p. 1'
3. 30,6 – 22,7 – 14,7 p. 1'30
4. 28,3 – 21,7 – 14,2 p. 2'
zmiana butów na kolce. kilka skipów i do roboty.
ustawiamy się na linii. HOP.
kumpel ruszył, ja zanim próbuję nadążyć. tempo bardzo mocne. na tyle mocne, że źle wchodzę w łuk. siła odśrodkowa wyrzuca mnie na zewnątrz toru. noga zewnętrzna przejmuje całe przeciążenie.
i wgniata mnie w tartan. dosłownie ugięła się pode mną noga. nie wiele brakło, żebym się przewrócił. odzyskałem równowagę, dokończyłem odcinek. tak samo skończyłem trening.
piątą serię zamknąłem w:
27,7 – 21 – 14,1 (realnie 13.9x bo nie trafiłem w guzik) p. 2'30.
ale wtedy już wiedziałem. gdzieś tam podskórnie czułem, że coś jest nie tak. lecz na tamten moment zbyt dużych oznak nie było.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
wstałem rano, nic nie bolało (o dziwo) więc co zrobiłem?
tak, dobrze myślicie: po pracy poszedłem biegać.
w ciągu dnia nie było żadnych oznak, że coś może się dziać. chodziłem normalnie, kucałem, czasem coś podniosłem. normalny dzień w pracy.
ale jak już wyszedłem na rozruch, to wtedy poczułem: dwugłowy. ani wysoko unieść kolana, ani mocniej się odepchnąć. jedynie człapanie na dosyć krótkim kroku. nie ma co. zrobiłem 8km rozbiegania. konsultacja z trenerem. luzujemy. to był czwartek.
piątek zrobiłem wolny. sobota w sumie też miała być wolna, ale wyszedłem na delikatną szóstkę żeby zobaczyć jak dwugłowy. no i było okej. nic nie bolało. ufff - pomyślałem. czyli chwilowa niedyspozycja.
więc z niedzielę zamiast 25 zrobiłem 15km, ale za to pojawił się ból z tyłu piszczela. taki trochę jakby mięsień był zbity. jakbym się uderzył. ale to bolało tylko na początku. pierwsze dwa, trzy kroki. później wchodziłem w rytm i jakoś szło. w sumie nie było powodów do niepokoju.
i tak sobie luty leciał, a wraz z nim kolejne treningi:
- 4km (4'00) + 4km BNP (4'00 -10s co kilometr) p. 5'
czy 2x (8x200) [1s. p. 40s, 2s. p. 1', pomiędzy 6'30]
i co najlepsze, że zawsze bolało mnie w tym samym miejscu. zmiana była jedynie taka, że w trakcie rozbiegania bolało coraz dłużej a przy szybszych odcinkach tylko na początku. ale mimo wszystko ból nie przechodził. lecz dało się biegać więc...
poza tym coraz bliżej było do zwodów halowych, to też trzeba było popracować ciut mocniej. tak jak tutaj viewtopic.php?p=1073843#p1073843
kolejny tydzień był przedstartowy, więc typowo na podtrzymanie:
4x200 w 34s + 4x150 w 24s, p. 3' pomiędzy 6'
BNP 5km + 4x60m RT
no i przyszła sobota, gdzie czekał na mnie tysiączek i 20' później sześćset.
tysiaka w hali pobiegłem w 2:54.08
na początku byłem zły. liczyłem, że zakręcę się może około 2'50-2'52. ale to bieganie na hali, ciasne łuki. w dodatku trening, który miałem nie był ustawiony stricte pod MD. blok był typowo wytrzymałościowy, bez treningów specyficznych. ze dwa dni później uznałem, ze to jednak wynik okej na moment w którym byłem. być może na stadionie bym się zakręcił wokół tego 2'50.
trochę przemaglowany po tym tysiącu, próbowałem do siebie dojść do siebie jak najbardziej mogłem.
na linię startu do 600m stanąłem z nastawieniem: byle przeżyć.
nie wiedziałem jak mam biec, więc nastawiłem się na szybko i luźno. i do 450m tak było. bo dwa koła poszły w 65sek. ale jak mnie turbo jebło, to na 100m przed metą miałem ochotę zejść.
minąłem metę, zrobiłem dwa kroki w bok i zająłem pozycję boczną bezpieczną.
na zegarze było 1:40.09.
doszedłem do torby, usiadłem. i się zaczęło. nigdy się tak nei czułem. taki wyrzut mleczanu dostałem, że 20minut minimum siedziałem jak zombie, nie mogąc się ruszyć. o odruchu wymiotnym nie wspominam. jeśli tak się czują zawodowcy, współczuję.
w tym momencie zapada też kluczowa decyzja: start docelowy to 1mila w warszawie 03.06. trzeba zaatakować sub5. w dodatku za dwa tygodnie kolejne zawody na hali mam biegać: atak na 2000m, próbując jak najdłużej biec tempem 3'05 (tempo jednej mili na sub5) żeby zobaczyć w którym miejscu jestem.
więc powoli przesuwamy trening w stronę md.
ale bnp dalej zostaje w formie: 4km + 4km BNP (1s - 4'00/km, 2s 4'00 -10s co km), p. 4', gdzie wykon wyglądał dosyć obiecująco:
1s - 4'01 (śr hr 164), 3'59 (173), 3'57 (175), 3'58 (175),
2s - 3'57 (164), 3'47 (178), 3'37 (184), 3'27 (189)
środa na hali, oswajamy się z kolcami:
2x 500-400-300-200
(1s - 500 w 1:35, 400 w 72s, 300 w 51s, 200 w 32s, p. 4'
2s - 500 w 1:30, 400 w 68s, 300 w 48s, 200 w 30s, p. 6')
duży luz na robocie, prędkości coraz lepiej wchodzą. w dodatku zaczynam drugie 500m w tempie 48/300m biegnąc dosyć luźno. generalnie wyglądało to tak:
1s - 1:34.8, 70.5, 49.6, 30,9.
2s - 1:27, 67.1, 47.9, 30
cały czas magluje też podbiegi, rozbieganka na tętno ~140.
sobota, duża robota. tempo. w planie 1000-800-600
1) tempo 3'03/3'/km, p. 10'
2) 2'55/2'50/km, p. 15'
3) 2'45/2'40/km albo ile wyjdzie
wygląda konkretnie. w dzienniczku zapisałem:
tak, dobrze myślicie: po pracy poszedłem biegać.
w ciągu dnia nie było żadnych oznak, że coś może się dziać. chodziłem normalnie, kucałem, czasem coś podniosłem. normalny dzień w pracy.
ale jak już wyszedłem na rozruch, to wtedy poczułem: dwugłowy. ani wysoko unieść kolana, ani mocniej się odepchnąć. jedynie człapanie na dosyć krótkim kroku. nie ma co. zrobiłem 8km rozbiegania. konsultacja z trenerem. luzujemy. to był czwartek.
piątek zrobiłem wolny. sobota w sumie też miała być wolna, ale wyszedłem na delikatną szóstkę żeby zobaczyć jak dwugłowy. no i było okej. nic nie bolało. ufff - pomyślałem. czyli chwilowa niedyspozycja.
więc z niedzielę zamiast 25 zrobiłem 15km, ale za to pojawił się ból z tyłu piszczela. taki trochę jakby mięsień był zbity. jakbym się uderzył. ale to bolało tylko na początku. pierwsze dwa, trzy kroki. później wchodziłem w rytm i jakoś szło. w sumie nie było powodów do niepokoju.
i tak sobie luty leciał, a wraz z nim kolejne treningi:
- 4km (4'00) + 4km BNP (4'00 -10s co kilometr) p. 5'
czy 2x (8x200) [1s. p. 40s, 2s. p. 1', pomiędzy 6'30]
i co najlepsze, że zawsze bolało mnie w tym samym miejscu. zmiana była jedynie taka, że w trakcie rozbiegania bolało coraz dłużej a przy szybszych odcinkach tylko na początku. ale mimo wszystko ból nie przechodził. lecz dało się biegać więc...
poza tym coraz bliżej było do zwodów halowych, to też trzeba było popracować ciut mocniej. tak jak tutaj viewtopic.php?p=1073843#p1073843
kolejny tydzień był przedstartowy, więc typowo na podtrzymanie:
4x200 w 34s + 4x150 w 24s, p. 3' pomiędzy 6'
BNP 5km + 4x60m RT
no i przyszła sobota, gdzie czekał na mnie tysiączek i 20' później sześćset.
tysiaka w hali pobiegłem w 2:54.08
na początku byłem zły. liczyłem, że zakręcę się może około 2'50-2'52. ale to bieganie na hali, ciasne łuki. w dodatku trening, który miałem nie był ustawiony stricte pod MD. blok był typowo wytrzymałościowy, bez treningów specyficznych. ze dwa dni później uznałem, ze to jednak wynik okej na moment w którym byłem. być może na stadionie bym się zakręcił wokół tego 2'50.
trochę przemaglowany po tym tysiącu, próbowałem do siebie dojść do siebie jak najbardziej mogłem.
na linię startu do 600m stanąłem z nastawieniem: byle przeżyć.
nie wiedziałem jak mam biec, więc nastawiłem się na szybko i luźno. i do 450m tak było. bo dwa koła poszły w 65sek. ale jak mnie turbo jebło, to na 100m przed metą miałem ochotę zejść.
minąłem metę, zrobiłem dwa kroki w bok i zająłem pozycję boczną bezpieczną.
na zegarze było 1:40.09.
doszedłem do torby, usiadłem. i się zaczęło. nigdy się tak nei czułem. taki wyrzut mleczanu dostałem, że 20minut minimum siedziałem jak zombie, nie mogąc się ruszyć. o odruchu wymiotnym nie wspominam. jeśli tak się czują zawodowcy, współczuję.
w tym momencie zapada też kluczowa decyzja: start docelowy to 1mila w warszawie 03.06. trzeba zaatakować sub5. w dodatku za dwa tygodnie kolejne zawody na hali mam biegać: atak na 2000m, próbując jak najdłużej biec tempem 3'05 (tempo jednej mili na sub5) żeby zobaczyć w którym miejscu jestem.
więc powoli przesuwamy trening w stronę md.
ale bnp dalej zostaje w formie: 4km + 4km BNP (1s - 4'00/km, 2s 4'00 -10s co km), p. 4', gdzie wykon wyglądał dosyć obiecująco:
1s - 4'01 (śr hr 164), 3'59 (173), 3'57 (175), 3'58 (175),
2s - 3'57 (164), 3'47 (178), 3'37 (184), 3'27 (189)
środa na hali, oswajamy się z kolcami:
2x 500-400-300-200
(1s - 500 w 1:35, 400 w 72s, 300 w 51s, 200 w 32s, p. 4'
2s - 500 w 1:30, 400 w 68s, 300 w 48s, 200 w 30s, p. 6')
duży luz na robocie, prędkości coraz lepiej wchodzą. w dodatku zaczynam drugie 500m w tempie 48/300m biegnąc dosyć luźno. generalnie wyglądało to tak:
1s - 1:34.8, 70.5, 49.6, 30,9.
2s - 1:27, 67.1, 47.9, 30
cały czas magluje też podbiegi, rozbieganka na tętno ~140.
sobota, duża robota. tempo. w planie 1000-800-600
1) tempo 3'03/3'/km, p. 10'
2) 2'55/2'50/km, p. 15'
3) 2'45/2'40/km albo ile wyjdzie
wygląda konkretnie. w dzienniczku zapisałem:
niedziela. tutaj mógłbym postawić kropkę. ale wrzucę kolejną notkę z dzienniczkadzień z serii głowa chce noga nie.
1000 pełna kontrola. Start trochę za wolny, później ganianka. Ostatnie 200m z lekkim kwasem.
800 dosyć równe. 68/400. lżej chyba niż ostatnio czy w tamtym tygodniu na zawodach.
600 szybko ale bez szaleństw. 32/200, po czterystu ok 65. ciężko było na ostatnich 100m. Tempo z ostatnich zawodów, o wiele lżej. Zero zjazdu.
Reasumując, mocny trening lecz z poczuciem:
nastąpiła adaptacja do wysiłku
było lżej niż mogłoby się wydawać
nie dałem z siebie wszystkiego
w momencie kiedy pisałem raport, nie byłem w stanie normalnie chodzić. a na dodatek wieczorem dostałem gorączki ok 38 stopni.dramat. musiałem skrócić przez straszny ból nogi. tak na dobrą sprawę po 4km powinienem przerwać.
stopniowo promieniował ból: łydka, stopa, pasmo piszczelowe, kolano. dwugłowy. pod koniec kuśtykałem nie biegałem.
na chwilę obecną zapowiada się na dłuższą przerwę, bo od dłuższego czasu biegam z mniejszym lub większym bólem. trzeba to wyleczyć bo zaczyna to wpływać na ruch biegowy
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
nie dość, że się kładłem z gorączką i bolącym oraz spuchniętym kolanem
to jeszcze w nocy miałem rewolucje jelitowe. i to takie solidne. nie było wyjścia. internista.
i o ile dostałem tydzień l4, bo nie wiadomo co skąd i jak, to miałem multum szczęścia.
ponieważ o godzinie 10 rano, udało mi się złapać ortopedę na 13:30.
to był 05.03.
jeszcze większym szczęściem było to, że trafiłem na ortopedę, któremu dziedzina biegania nie była obca.
przedstawiłem sprawę. opowiedziałem co, jak, z czym.
opisałem gdzie boli, jak boli, kiedy boli.
lekarz zrobił badanie manualne, sprawdził wszystko co było do sprawdzenia.
pełen zakres ruchu, rzepka w porządku, więzadła całe. robimy USG.
a tam bardzo duży obrzęk oraz stan zapalny gęsiej stopki. ból z tyłu nogi podciągnął pod gęsią stopkę.
okłady, maści przeciwbólowe. tabletki przeciw zapalne. akurat tydzień w domu także można było totalnie odpocząć.
w dodatku treneiro dał namiar na swojego fizjo, który też biega.
jak to po znajomości: dzwonię w środę a w czwartek mam wizytę.
krótki wywiad, masakrowanie gęsiej stopki torturami wszelakimi. za tydzień zapraszam ponownie.
jednak przez ten tydzień dalej boli. zakres ruchu w kolanie ciut mniejszy, opuchlizna nie schodzi.
na dodatek ból, jaki pojawiał się przy trzech krokach biegu był straszny.
gęsia stopka krzyczy, łydka zaczyna drętwieć. w dodatku rozluźnienie nogi powoduje, że w miejscu bólu przechodzi prąd.
kolejna wizyta u fizjo nic nie daje. tzn. daje uszczuplenie portfela, ale fizycznie w tym wypadku nie pomaga. a to już półtora tygodnia bez poprawy. czyli sprawa jest poważniejsza niż by się mogło wydawać.
udaje mi się załatwić skierowanie na rtg, które robię w piątek. opis dostaje praktycznie od ręki. a tam "bez widocznych zmian". hmm, czyli z kością jest wszystko okej. to czemu boli i nie przechodzi?
no nic, w poniedziałek kolejna wizyta u ortopedy. czyli równe dwa tygodnie.
przedstawiam problem. mówię, że nie ma poprawy. boli jak bolało, spuchnięte dalej jest.
pan doktor od ręki wystawia skierowanie na rezonans magnetyczny.
prywatna opieka medyczna ma ten plus, że dosyć szybko udaje się złapać termin na pewne rzeczy. bo na nfz to nie wiem kiedy bym miał.
mamy skierowanie w poniedziałek, w środę udaje się na badanie.
pytam pana w okienku ile się czeka na wynik rezonansu, odpowiedź miażdzy: do 14 dni.
chyba, że panu zależy, to za dopłatą 150zł opis otrzyma pan w przeciągu 24h.
no co zrobisz jak Ci zależy, bo 2,5 tygodnia nie przechodzi a Tobie chodzenie sprawia ból?
no, to takie 24h zamieniły się w dwie godziny. dosłownie.
przed 13 skończyłem MRI, a o 15 dostałem sms-a z systemu, że wynik badania czeka na platformie.
wchodzę a tam jak byk
jako, że wizytę u ortopedy miałem w kolejny poniedziałek (czyli trzy tygodnie od pierwszego podjęcia leczenia) a już wiedziałem co i jak, to postanowiłem iść prywatnie do pana doktora (czyli kolejne pieniążki z portfelika tup tup)
opis badania, płyta.
wyrok: orteza i kule na minimum 6 tygodni. zero obciążania nogi. mam też zacząć rehabilitacje. 10 dni zabiegów: pola magnetycznego, krioterapii i naświetlania laserem. i to też najlepiej od razu. a wiecie jakie są terminy na nfz, nie?
i tak 23.03 rozpocząłem przymusowe roztrenowanie. które - de facto - trwało już 2,5 tygodnia.
to jeszcze w nocy miałem rewolucje jelitowe. i to takie solidne. nie było wyjścia. internista.
i o ile dostałem tydzień l4, bo nie wiadomo co skąd i jak, to miałem multum szczęścia.
ponieważ o godzinie 10 rano, udało mi się złapać ortopedę na 13:30.
to był 05.03.
jeszcze większym szczęściem było to, że trafiłem na ortopedę, któremu dziedzina biegania nie była obca.
przedstawiłem sprawę. opowiedziałem co, jak, z czym.
opisałem gdzie boli, jak boli, kiedy boli.
lekarz zrobił badanie manualne, sprawdził wszystko co było do sprawdzenia.
pełen zakres ruchu, rzepka w porządku, więzadła całe. robimy USG.
a tam bardzo duży obrzęk oraz stan zapalny gęsiej stopki. ból z tyłu nogi podciągnął pod gęsią stopkę.
okłady, maści przeciwbólowe. tabletki przeciw zapalne. akurat tydzień w domu także można było totalnie odpocząć.
w dodatku treneiro dał namiar na swojego fizjo, który też biega.
jak to po znajomości: dzwonię w środę a w czwartek mam wizytę.
krótki wywiad, masakrowanie gęsiej stopki torturami wszelakimi. za tydzień zapraszam ponownie.
jednak przez ten tydzień dalej boli. zakres ruchu w kolanie ciut mniejszy, opuchlizna nie schodzi.
na dodatek ból, jaki pojawiał się przy trzech krokach biegu był straszny.
gęsia stopka krzyczy, łydka zaczyna drętwieć. w dodatku rozluźnienie nogi powoduje, że w miejscu bólu przechodzi prąd.
kolejna wizyta u fizjo nic nie daje. tzn. daje uszczuplenie portfela, ale fizycznie w tym wypadku nie pomaga. a to już półtora tygodnia bez poprawy. czyli sprawa jest poważniejsza niż by się mogło wydawać.
udaje mi się załatwić skierowanie na rtg, które robię w piątek. opis dostaje praktycznie od ręki. a tam "bez widocznych zmian". hmm, czyli z kością jest wszystko okej. to czemu boli i nie przechodzi?
no nic, w poniedziałek kolejna wizyta u ortopedy. czyli równe dwa tygodnie.
przedstawiam problem. mówię, że nie ma poprawy. boli jak bolało, spuchnięte dalej jest.
pan doktor od ręki wystawia skierowanie na rezonans magnetyczny.
prywatna opieka medyczna ma ten plus, że dosyć szybko udaje się złapać termin na pewne rzeczy. bo na nfz to nie wiem kiedy bym miał.
mamy skierowanie w poniedziałek, w środę udaje się na badanie.
pytam pana w okienku ile się czeka na wynik rezonansu, odpowiedź miażdzy: do 14 dni.
chyba, że panu zależy, to za dopłatą 150zł opis otrzyma pan w przeciągu 24h.
no co zrobisz jak Ci zależy, bo 2,5 tygodnia nie przechodzi a Tobie chodzenie sprawia ból?
no, to takie 24h zamieniły się w dwie godziny. dosłownie.
przed 13 skończyłem MRI, a o 15 dostałem sms-a z systemu, że wynik badania czeka na platformie.
wchodzę a tam jak byk
no, to chociaż już wiem czemu boliZłamanie zmęczeniowe obejmujące tylną-boczną 1/3 przekroju kości piszczelowej około 6 - 7 cm poniżej szpary stawu kolanowego, ze znacznym obrzękiem kości piszczelowej i tkanki mięśniowej przyczepiającej się do kości piszczelowej w tej okolicy.
jako, że wizytę u ortopedy miałem w kolejny poniedziałek (czyli trzy tygodnie od pierwszego podjęcia leczenia) a już wiedziałem co i jak, to postanowiłem iść prywatnie do pana doktora (czyli kolejne pieniążki z portfelika tup tup)
opis badania, płyta.
wyrok: orteza i kule na minimum 6 tygodni. zero obciążania nogi. mam też zacząć rehabilitacje. 10 dni zabiegów: pola magnetycznego, krioterapii i naświetlania laserem. i to też najlepiej od razu. a wiecie jakie są terminy na nfz, nie?
i tak 23.03 rozpocząłem przymusowe roztrenowanie. które - de facto - trwało już 2,5 tygodnia.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
to był czwartek. a trzeba było jeszcze załatwić temat w pracy.
wyjaśnić co i jak, ile czasu potrzebuje. wielkie ukłony dla mojej kierowniczki. nie dość, że nie robiła mi problemu to jeszcze kule pożyczyła.
i tak od 27.03 zacząłem czterotygodniowe L4.
no cóż Was będę oszukiwał. roztrenowanie pełną gębą. jakbym wchodził w szczegóły, to pewnie część osób by mnie wysłała po pewnym czasie na spotkania AA.
jadłem co chciałem, piłem co chciałem.
w międzyczasie wykupiłem prywatnie 10 dni rehabilitacji, aby w miarę przyspieszyć powrót do zdrowia.
i tak uciekały dzień za dniem, tydzień za tygodniem.
codziennie wchodziłem na wagę i regularnie przybierałem.
z drugiej strony jak miałem nie przybierać, skoro średnio robiłem 700 kroków dziennie.
no czasem więcej, bo musiałem pokuśtykać po córkę do przedszkola jak żona na popołudnie w pracy była.
24.04 miałem kontrolę u ortopedy.
sprawdził nogę, zrobił usg, zapytał jak odczucia.
no to kolejne trzy tygodnie L4, z informacją, że po dwóch mam zdjąć ortezę, powoli zacząć chodzić i przyjść na kontrolę.
i tak o to 06 maja wróciłem do osób moblinych. za to na dziesiątego miałem kolejną kontrolę lekarską, gdzie dostałem skierowanie na kolejny rezonans, aby zobaczyć jak przebiegał proces gojenia. MRI wykonałem 12.05 i miałem po maksymalnie 14 dniach dostać opis badania. dopłacać nie dopłacałem, bo i po co.
za to do aktywności fizycznej wróciłem 09.05, gdzie poszalałem na orbitreku 30minut. nic nie bolało, jakie to było wspaniałe uczucie.
i tak stopniowo zacząłem wdrażać:
- rowerek
- szybkie marsze
- siłownię.
lecz jednak w okolicach gęsiej stopni zaczął pojawiać się dyskomfort. w miejscu pęknięcia piszczela także czasem odczuwałem delikatny ból.
biegać cały czas nie biegałem.
ciągle wzmacniałem całe ciało ciężarami oraz próbowałem załatać dziury w mięśniach, które powstały w skutek noszenia ortezy i ubytku mięśni.
generalnie miałem zamiar poczekać z bieganiem na wynik rezonansu, ale nie wytrzymałem.
23.05 wyszedłem biegać. po 78 dniach. przebiegłem szalone 17 minut i wróciłem do domu zajechany jak koń po westernie.
i tak stopniowo dokładałem po 2-3 minuty biegając co drugi dzień.
gdzieś tam jeszcze pod koniec maja dostałem opis rezonansu, byłem na wizycie kontrolnej.
powiedziałem lekarzowi, że kolano dalej pobolewa.
zrobił usg i dalej był obrzęk na gęsiej stopce.
maście, lód, relaks.
powoli, regularnie wydłużałem czas wysiłku, tempa starałem się nie pilnować tylko biegać jak noga da.
zacząłem nawet włączać zabawy biegowe typu 3x 5x 30sek/1'. wszystko na czuja.
po miesiącu własnego "rzeźbienia" planu, dałem znać trenerowi, że uzupełniłem dzienniczek i jestem gotowy na usystematyzowanie biegania z jakimś planem.
to była niedziela. dostałem info, że okej i tyle. cały tydzień cisza.
w czwartek dopiero się widzieliśmy.
wymiana zdań, kilka uwag z jego strony z którymi do końca się nie zgadzałem. przedstawiłem swoje argumenty.
na koniec zapytałem:
- widziałeś co do tej pory robiłem?
- nie, nie miałem czasu.
i w tym momencie podjąłem decyzję, że powinniśmy zakończyć naszą współpracę.
zwyczajnie na tym etapie powrotu po kontuzji potrzebowałem poświęcenia większej ilości czasu.
a jeśli poświęcenie 5min w przeciągu czterech dni na przejrzenie dzienniczka jest problemem. no nie.
to była mniej więcej połowa czerwca.
wyjaśnić co i jak, ile czasu potrzebuje. wielkie ukłony dla mojej kierowniczki. nie dość, że nie robiła mi problemu to jeszcze kule pożyczyła.
i tak od 27.03 zacząłem czterotygodniowe L4.
no cóż Was będę oszukiwał. roztrenowanie pełną gębą. jakbym wchodził w szczegóły, to pewnie część osób by mnie wysłała po pewnym czasie na spotkania AA.
jadłem co chciałem, piłem co chciałem.
w międzyczasie wykupiłem prywatnie 10 dni rehabilitacji, aby w miarę przyspieszyć powrót do zdrowia.
i tak uciekały dzień za dniem, tydzień za tygodniem.
codziennie wchodziłem na wagę i regularnie przybierałem.
z drugiej strony jak miałem nie przybierać, skoro średnio robiłem 700 kroków dziennie.
no czasem więcej, bo musiałem pokuśtykać po córkę do przedszkola jak żona na popołudnie w pracy była.
24.04 miałem kontrolę u ortopedy.
sprawdził nogę, zrobił usg, zapytał jak odczucia.
no to kolejne trzy tygodnie L4, z informacją, że po dwóch mam zdjąć ortezę, powoli zacząć chodzić i przyjść na kontrolę.
i tak o to 06 maja wróciłem do osób moblinych. za to na dziesiątego miałem kolejną kontrolę lekarską, gdzie dostałem skierowanie na kolejny rezonans, aby zobaczyć jak przebiegał proces gojenia. MRI wykonałem 12.05 i miałem po maksymalnie 14 dniach dostać opis badania. dopłacać nie dopłacałem, bo i po co.
za to do aktywności fizycznej wróciłem 09.05, gdzie poszalałem na orbitreku 30minut. nic nie bolało, jakie to było wspaniałe uczucie.
i tak stopniowo zacząłem wdrażać:
- rowerek
- szybkie marsze
- siłownię.
lecz jednak w okolicach gęsiej stopni zaczął pojawiać się dyskomfort. w miejscu pęknięcia piszczela także czasem odczuwałem delikatny ból.
biegać cały czas nie biegałem.
ciągle wzmacniałem całe ciało ciężarami oraz próbowałem załatać dziury w mięśniach, które powstały w skutek noszenia ortezy i ubytku mięśni.
generalnie miałem zamiar poczekać z bieganiem na wynik rezonansu, ale nie wytrzymałem.
23.05 wyszedłem biegać. po 78 dniach. przebiegłem szalone 17 minut i wróciłem do domu zajechany jak koń po westernie.
i tak stopniowo dokładałem po 2-3 minuty biegając co drugi dzień.
gdzieś tam jeszcze pod koniec maja dostałem opis rezonansu, byłem na wizycie kontrolnej.
powiedziałem lekarzowi, że kolano dalej pobolewa.
zrobił usg i dalej był obrzęk na gęsiej stopce.
maście, lód, relaks.
powoli, regularnie wydłużałem czas wysiłku, tempa starałem się nie pilnować tylko biegać jak noga da.
zacząłem nawet włączać zabawy biegowe typu 3x 5x 30sek/1'. wszystko na czuja.
po miesiącu własnego "rzeźbienia" planu, dałem znać trenerowi, że uzupełniłem dzienniczek i jestem gotowy na usystematyzowanie biegania z jakimś planem.
to była niedziela. dostałem info, że okej i tyle. cały tydzień cisza.
w czwartek dopiero się widzieliśmy.
wymiana zdań, kilka uwag z jego strony z którymi do końca się nie zgadzałem. przedstawiłem swoje argumenty.
na koniec zapytałem:
- widziałeś co do tej pory robiłem?
- nie, nie miałem czasu.
i w tym momencie podjąłem decyzję, że powinniśmy zakończyć naszą współpracę.
zwyczajnie na tym etapie powrotu po kontuzji potrzebowałem poświęcenia większej ilości czasu.
a jeśli poświęcenie 5min w przeciągu czterech dni na przejrzenie dzienniczka jest problemem. no nie.
to była mniej więcej połowa czerwca.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
no i nastał dzień dzisiejszy.
Wyprzedzając trochę fakty.
Jako, że prawie trzy lata byłem w dosyć sztywnym reżimie treningowym według z góry ustalonego plany, nie potrafiłem jakoś samemu kombinować z planem.
A jak już coś tam wrzuciłem innego typu jakieś lekkie podbiegi czy chociażby viewtopic.php?p=1079631#p1079631 to się znowu lekko posypałem.
Jak pisałem w komentarzach, pojawił się ból w okolicy przyczepów plaszczkowatego. Przy kostce i achillesie. Udało się złapać na cito fizjo, trochę porozbijał.
Wróćmy do biegania.
Myślałem, dumałem, przeglądałem różnych trenerów. Kto u nich biega, jakie wyniki osiąga.
Ale przede wszystkim zastanawiałem się i starałem się znaleźć odpowiedź na pytanie: czy mi się jeszcze chce? Szczególnie po takiej przerwie, kiedy trzeba mozolnie i powoli się odbudowywać?
Po ostatnich wydarzeniach na forum, trochę więcej zacząłem rozmawiac z Cichym poza forum.
Robert już jakiś czas biega pod batutą Adama Głogowskiego. Treningi wyglądają ciekawie, nie ma nudy. Z drugiej strony jak jest robota to się robi.
Dziadzia Robcio zachwalał też kontaktowość ze strony Adama.
Więc się odezwałem, pogadaliśmy. Napisałem co bym chciał osiągnąć wynikowo. I podjęliśmy współpracę.
ostatnie dwa tygodnie robiliśmy delikatne wprowadzenie, polegające na spokojnych wybieganiach, wplatanych rytmów czy jednym mocniejszym longiem.
Puentą tych dwóch tygodni był sobotni parkrun, który miał być punktem wyjścia z miejsca, w jakim się obecnie znajduję.
pobiegłem w 20:06.
Jak na trzy miesiące bez biegania i miesiąc wprowadzenia chyba nie jest źle.
Wiadomo, jak się patrzy wstecz to boli strasznie. ale jak będę patrzył do tyłu, to z przodu dostanę strzała.
Z drugiej strony na normalnej trasie i bez czterech agrafek jestem na sub20
Pierwszy taki mocny bieg. Wytrzymałem. Przed wszystkim fizycznie.
Aczkolwiek wczoraj mnie bolał piszczel w miejscu pęknięcia. I te nieszczęsne przyczepy przy kostce.
Ten tydzień jest pierwszym, gdzie będzie zróżnicowany trening.
Więc to będzie odważna deklaracja: wracam do treningu.
_____________________________________________
Koniec.
Był to ostatni post z serii "co u mnie, bo może kogoś to interesuje".
Czemu się zdecydowałem przybliżyć co porabiałem przez te 8 miesięcy?
Bo zastanawiałem się czy nie wrócić do regularnego pisania.
Raz czy dwa razy w tygodniu coś tam wrzucić z odczuciami itd.
Adam nie ma nic przeciwko (casus Cichego), ale ja chyba jednak nie mam tyle zapału.
Wyprzedzając trochę fakty.
Jako, że prawie trzy lata byłem w dosyć sztywnym reżimie treningowym według z góry ustalonego plany, nie potrafiłem jakoś samemu kombinować z planem.
A jak już coś tam wrzuciłem innego typu jakieś lekkie podbiegi czy chociażby viewtopic.php?p=1079631#p1079631 to się znowu lekko posypałem.
Jak pisałem w komentarzach, pojawił się ból w okolicy przyczepów plaszczkowatego. Przy kostce i achillesie. Udało się złapać na cito fizjo, trochę porozbijał.
Wróćmy do biegania.
Myślałem, dumałem, przeglądałem różnych trenerów. Kto u nich biega, jakie wyniki osiąga.
Ale przede wszystkim zastanawiałem się i starałem się znaleźć odpowiedź na pytanie: czy mi się jeszcze chce? Szczególnie po takiej przerwie, kiedy trzeba mozolnie i powoli się odbudowywać?
Po ostatnich wydarzeniach na forum, trochę więcej zacząłem rozmawiac z Cichym poza forum.
Robert już jakiś czas biega pod batutą Adama Głogowskiego. Treningi wyglądają ciekawie, nie ma nudy. Z drugiej strony jak jest robota to się robi.
Dziadzia Robcio zachwalał też kontaktowość ze strony Adama.
Więc się odezwałem, pogadaliśmy. Napisałem co bym chciał osiągnąć wynikowo. I podjęliśmy współpracę.
ostatnie dwa tygodnie robiliśmy delikatne wprowadzenie, polegające na spokojnych wybieganiach, wplatanych rytmów czy jednym mocniejszym longiem.
Puentą tych dwóch tygodni był sobotni parkrun, który miał być punktem wyjścia z miejsca, w jakim się obecnie znajduję.
pobiegłem w 20:06.
Jak na trzy miesiące bez biegania i miesiąc wprowadzenia chyba nie jest źle.
Wiadomo, jak się patrzy wstecz to boli strasznie. ale jak będę patrzył do tyłu, to z przodu dostanę strzała.
Z drugiej strony na normalnej trasie i bez czterech agrafek jestem na sub20
Pierwszy taki mocny bieg. Wytrzymałem. Przed wszystkim fizycznie.
Aczkolwiek wczoraj mnie bolał piszczel w miejscu pęknięcia. I te nieszczęsne przyczepy przy kostce.
Ten tydzień jest pierwszym, gdzie będzie zróżnicowany trening.
Więc to będzie odważna deklaracja: wracam do treningu.
_____________________________________________
Koniec.
Był to ostatni post z serii "co u mnie, bo może kogoś to interesuje".
Czemu się zdecydowałem przybliżyć co porabiałem przez te 8 miesięcy?
Bo zastanawiałem się czy nie wrócić do regularnego pisania.
Raz czy dwa razy w tygodniu coś tam wrzucić z odczuciami itd.
Adam nie ma nic przeciwko (casus Cichego), ale ja chyba jednak nie mam tyle zapału.
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
- Przemkurius
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3526
- Rejestracja: 07 lip 2019, 18:26
- Lokalizacja: Łódź
Bieg Grohmana - 1mila
kołcz namówił na uliczną jedną milę.
co prawda przez ostatnie 2 miesiące zrobiliśmy dwa jakościowe treningi, reszta to odbudowa i nadbudowa.
wyszło 5:11 czyli jakieś 3:13/km. nawet to dało 6 miejsce open. niestety za kategorie wiekową nie było nagród
szału nie ma, ale jakiś punkt wyjścia jest.
co by nie było, że nic nie robię. zresztą spadłem na drugą stronę forumowych blogów
poza tym nie ma się co oszukiwać - byłem ciekawostką na forum, bo długo wytrzymywałem katorżnicze treningi
kołcz namówił na uliczną jedną milę.
co prawda przez ostatnie 2 miesiące zrobiliśmy dwa jakościowe treningi, reszta to odbudowa i nadbudowa.
wyszło 5:11 czyli jakieś 3:13/km. nawet to dało 6 miejsce open. niestety za kategorie wiekową nie było nagród
szału nie ma, ale jakiś punkt wyjścia jest.
co by nie było, że nic nie robię. zresztą spadłem na drugą stronę forumowych blogów
poza tym nie ma się co oszukiwać - byłem ciekawostką na forum, bo długo wytrzymywałem katorżnicze treningi
viewtopic.php?f=27&t=60705 BLOG
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022
viewtopic.php?f=28&t=60706 KOMENTSY
800m: 2:11.97 - 06.2022
1000m: 2:49.94 - 06.2022
1609m: 5:03.80 - 06.2022
3000m: 10:23.18 - 12.2020
5km: 17:39 - 09.2022