dziadek MKON biega
Moderator: infernal
-
- Wyga
- Posty: 113
- Rejestracja: 28 gru 2011, 22:29
- Życiówka na 10k: 32'25
- Życiówka w maratonie: 2h29
- Kontakt:
coś tam biegam
https://mkon.substack.com/
https://mkon.substack.com/
-
- Wyga
- Posty: 113
- Rejestracja: 28 gru 2011, 22:29
- Życiówka na 10k: 32'25
- Życiówka w maratonie: 2h29
- Kontakt:
o dziekuję. w delegacji i w social media detoxie jestem, ale nadrabiam zaległościgokish pisze: ↑18 cze 2023, 11:17 Mkon to wam pomógł :D macie link do mentora
https://www.strava.com/athletes/16434887
coś tam biegam
https://mkon.substack.com/
https://mkon.substack.com/
-
- Wyga
- Posty: 113
- Rejestracja: 28 gru 2011, 22:29
- Życiówka na 10k: 32'25
- Życiówka w maratonie: 2h29
- Kontakt:
kolejny tekst wjechał na bloga:
https://mkon.substack.com/p/evidence-based-intuicja
https://mkon.substack.com/p/evidence-based-intuicja
coś tam biegam
https://mkon.substack.com/
https://mkon.substack.com/
- cichy70
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4205
- Rejestracja: 20 cze 2001, 10:59
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: zewszont.
poczytane, tylko czemu to w komentarzach?
komenty : viewtopic.php?f=28&t=64974
-
- Wyga
- Posty: 113
- Rejestracja: 28 gru 2011, 22:29
- Życiówka na 10k: 32'25
- Życiówka w maratonie: 2h29
- Kontakt:
ja prdl, muszę "się nauczyć" w to forum. Wrzuciłem też na dziadkaMKON'a, ale nie wiem czy dobrze.... Ucz mnie Panie, ucz!
coś tam biegam
https://mkon.substack.com/
https://mkon.substack.com/
- cichy70
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4205
- Rejestracja: 20 cze 2001, 10:59
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: zewszont.
powiem Ci z doświadczenia, że fajnie mieć własne www bo nie każdy wchodzi w bieganie ale też fajnie jak robisz wpis zrobić od razu kopiuj wklej i wrzucić tutaj całego posta bo wtedy też dużo więcej dzieje się w komentarzach.
btw koszulki jeszcze robisz? Bonta Mka co.mam od Ciebie to jakaś XL się zrobiła na mniea lubiłem ja
btw koszulki jeszcze robisz? Bonta Mka co.mam od Ciebie to jakaś XL się zrobiła na mniea lubiłem ja
komenty : viewtopic.php?f=28&t=64974
-
- Wyga
- Posty: 113
- Rejestracja: 28 gru 2011, 22:29
- Życiówka na 10k: 32'25
- Życiówka w maratonie: 2h29
- Kontakt:
nie robię już, bo NFL nie jest zainteresowany dealowaniem. Daj znać jaki logotyp chcesz, to ci podeślę i sam sobie zrobiszcichy70 pisze: ↑21 cze 2023, 09:29 powiem Ci z doświadczenia, że fajnie mieć własne www bo nie każdy wchodzi w bieganie ale też fajnie jak robisz wpis zrobić od razu kopiuj wklej i wrzucić tutaj całego posta bo wtedy też dużo więcej dzieje się w komentarzach.
btw koszulki jeszcze robisz? Bonta Mka co.mam od Ciebie to jakaś XL się zrobiła na mniea lubiłem ja
coś tam biegam
https://mkon.substack.com/
https://mkon.substack.com/
- cichy70
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4205
- Rejestracja: 20 cze 2001, 10:59
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: zewszont.
no ta stara to fuck talent hard work.
odezwę się na priv.
dzięki
odezwę się na priv.
dzięki
komenty : viewtopic.php?f=28&t=64974
-
- Wyga
- Posty: 113
- Rejestracja: 28 gru 2011, 22:29
- Życiówka na 10k: 32'25
- Życiówka w maratonie: 2h29
- Kontakt:
kurcze złapało i mnie... trudno się mówi ale dzięki temu można potrenować... głowę
Rozmawiam sobie ostatnio z przyjacielem, i ten opowiada mi o pasji swojego dziecka: piłce nożnej. Wstaje z piłką, cały dzień z piłką, kładzie się z piłką. A ulubionym serialem jest jakiś rysunkowy hit, w którym w pierwszej połowie przegrywają, potem podczas przerwy jest jakaś rozkmina i oczywiście potem wygrywają.
Słuchając tego, dochodzę do wniosku, że mam wiele wspólnego z tym dzieciakiem. Też budzę się ze sportem, cały dzień o nim myślę i zasypiam. I jak kontuzja zamyka mi pewien rozdział, to tak jak u tych rysunkowych piłkarzy w przerwie, zaczynam rozkminę: jak tu wygrać w drugiej połowie.
To, że nagle znajduję się w miejscu, gdzie zamiast sportu… nic nie ma i jak bardzo obsesyjne to jest, o tym pogadam sobie z terapeutą. Ale jak radzić sobie z kontuzją?
Tutaj mam już kilka swoich przemyśleń, z którymi postaram się z Państwem podzielić. I traktuję to też trochę terapeutycznie. Mam nadzieję, że podziała.
1. Perspektywa – wersja czarnej dupy.
Kontuzja przydarzyła mi się w dniu moich 52 urodzin. Znaczy odczuwałem, że się zbliża, ale dzień w którym po 300m rozgrzewki zrezygnowałem z kontynuacji treningu, to były właśnie urodziny. A najlepszym prezentem urodzinowym jaki w tym swoim sportowym uzależnieniu mogłem dostać, był przecież wymagający trening. Zamiast tego dostałem prezent w postaci kontuzji, która otworzyła przede mną wrota piekieł z szyldem nad nimi: „Achilles, Starcze”. I dopiskiem małymi literkami jak w umowie na dożycie: „achilles to kontuzja degeneracyjna organizmu. Jeśli nie zadbasz teraz, nigdy już nie będziesz biegał”. I perspektywa tego nie biegania, postawiła mnie do pionu. I to ostrego. Myślę, że kilka lat temu nie zastanawiałbym się ani chwili. Na 2 tygodnie przed maratonem, leciałbym do znajomego ortopedy z prośbą o wstrzyknięcie sterydu pod USG i jakoś bym zamknął rozdział pt. maraton ad 2023. Dopiero potem zabrałbym się za siebie. Jednak właśnie PERSPEKTYWA powoduje, że wyłączam takie myślenie. Nie interesuje mnie tu i teraz. Interesuje mnie co dalej. I to dużo dalej. Mając więc jakiekolwiek ryzyko, że kontuzja ta będzie się pogłębiać, gotowy jestem zamknąć sezon, porządnie się wyleczyć i zacząć wszystko na nowo. Po cichu oczywiście liczę, że 10 dni niebiegania będzie wystarczającą przerwą, jednak jeśli dobre USG pokaże jakiekolwiek uszkodzenia struktur, to bez żalu robię roztrenowanie. Tym bardziej, że źródłem kontuzji jest głupota
2. Ryzyk fizyk – i czy warto
Prowadząc warsztaty, podczas których zarządy przygotowują się do wdrażania zmian w swoich firmach, mam z uczestnikami pełno interakcji typu: „Marcin czy możemy mówić o tym, że planujemy…. Jak przewidzieć reakcje ludzi i czy nie wpłyną one destrukcyjnie na robienie celu/wyniku”. Nikt prawdopodobnie nie da takiej odpowiedzi. Do tego służy analiza ryzyka. Kiedy to, w BPS-ie do Frankfurtu, skręciłem drugi raz, tym razem drugą kostkę, to takiej analizy ryzyka nie popełniłem. Nie zastanowiłem się, jak dalece odbiega od pierwszego skręcenia procedura jaką sobie zafasowałem. Wieczorne sobotnie skręcenie, 3 tygodnie do maratonu, więc a priori założyłem, że nie ma innego sposobu, tylko okleić nogę i ryzykować ciężki trening na drugi dzień. Wtedy noga wytrzymała. Nie brałem pod uwagę alternatyw. Że może jednak pauza. Że może chociaż 3 dni. Przeciwzapalny, tejp, rozluźnianie stawu i jazda. Idiotycznie trzymałem się planu treningowego, który przecież swobodnie można by zmodyfikować przesuwając akcenty. Jasne, że byłoby trudnej je zrealizować w tygodniu pracy, ale udawałem wobec siebie i innych, że mam to pod kontrolą. Nie piszę tego w kontekście „co by było gdyby”. Raczej sam siebie ostrzegam na przyszłość. Zastanów się nad ryzykiem, jego krótko i długofalowymi konsekwencjami i potencjalną możliwością ich wystąpienia. Bo niewyleczenie kostki w moim przypadku, zaskutkowało tym, że Achilles przejął jej funkcję stabilizacyjną. I w pewnym momencie powiedział: „dość MKON” Takiej zdroworozsądkowej analizy mi ewidentnie zabrakło, bo zbyt mocno wciśnięty byłem w budowanie 99 percentyla swojej formy.
3. Zapominam o rzeczach, które rekomenduję w sMentoringu.
W sprawie 99 percentyla formy, mam do siebie jeszcze większą pretensję, niż… bieganie dzień po skręceniu. Wiem, że to, co było dla mnie źródłem wyników I części roku to m.in. czysta głowa. Jako „świeżak” w bieganiu, nie wiedziałem jak zareaguję na trening czysto biegowy, jak i w jakim tempie budowana będzie forma, no i oczywiście, jaki rezultat z niej wyniknie. Rzekłbym, że traktowałem się jako nieświadomego ignoranta, który ma jakieś benchmarki w głowie, ma jakieś doświadczenia, ale czeka na to, co los przyniesie. Jednym z elementów tej „luźnej głowy” było myślenie: „startuję na 100% w formie jaką obecnie mam, a ile jej jest, to się zobaczy”. Startowanie „życiówkowe” na 5 i 10km ma tę zaletę, że nie czekamy na ten jeden jedyny start, tylko w razie niepowodzenia w jednym tygodniu, możemy swobodnie zregenerować się i powalczyć za tydzień. Co de facto oznacza, że uczciwie przepracowawszy okres przygotowań utrzymujemy się pewnie gdzieś w 80 percentylu swoich możliwości. Maraton jest jedną szansą w danym okresie, więc (złudne) myślenie: „muszę trafić z formą akurat w ten dzień” powoduje dodatkowe bodźce stresowe. U mnie wdać to było bardzo mocno np. w kontekście wagi. Ależ stresowałem się, jak po powrocie ze Szklarskiej waga, z powodu „życia hotelowego” podskoczyła. Ciągle była niska (najniższa w karierze), ale podskoczyła. I bach bodzieć stresowy. Podobnie było z odczuwaniem formy. Nie czujesz luzu podczas biegania, a zbliża się start, znaczy nie masz pełni formy. Bach kolejny stresokamyczek do potencjalnej lawiny. Bo to nie tylko siedzi we łbie. Przede wszystkim to uruchamia jakieś potencjalne back up idiotyczne plany. A to może nie zjem, a to może pobiegnę więcej?
Dopiero rozmowa z Tomkiem o potencjalnych scenariuszach po feralnej niedzieli przypomniała mi, że 99% percentyl formy w danym dniu (startowym) to coś, do czego powinniśmy dążyć, a nie cel w kategoriach SMART. Czy robiąc 15:29 podczas biegu na Ursynowie byłem w szczycie formy? Na pewno nie odczuwałem tego na treninach. Ale zapewne byłem w jakimś plateau. Podobnie teraz. Jeśli noga pozwoli przygotować się do Walencji, to początek grudnia będzie jakimś poziomem. Ale ważniejsze jest konsekwentne robienie wszystkiego (dieta, trening, regeneracja), a nie udawanie, że możesz tak wszystko skontrolować, że akurat tego dnia będzie TOP. Bo to tę swobodę zbija.
Zacząłem od perspektywy, to i nią skończę. Jak w kwietniu 2020 wjechałem w przyczepę, to jedną z myśli, jaka nie pozwalała mi się załamać pomiędzy operacjami, była perspektywa właśnie. Wmawiałem sobie: mam 2 lata do M50. Cholernie dużo czasu. W tym roku dałem sobie WMÓWIĆ, że to już ostatni dzwonek, ostatnia szansa na rekord polski w maratonie. I stąd skłonność do ryzyka, stąd błędy i głupota. Teraz, siedząc na krześle przed kompem, wizualizuję je sobie jako łóżko szpitalne i używam tego samego zaklęcia. Ważniejsze są dla mnie rekordy polski M55, 60, 65 a może i świata niż siłowanie się ze swoim organizmem tu i teraz. Bo nie potrafię jednak sobie na razie wyobrazić, że tego sportu nie ma.
Rozmawiam sobie ostatnio z przyjacielem, i ten opowiada mi o pasji swojego dziecka: piłce nożnej. Wstaje z piłką, cały dzień z piłką, kładzie się z piłką. A ulubionym serialem jest jakiś rysunkowy hit, w którym w pierwszej połowie przegrywają, potem podczas przerwy jest jakaś rozkmina i oczywiście potem wygrywają.
Słuchając tego, dochodzę do wniosku, że mam wiele wspólnego z tym dzieciakiem. Też budzę się ze sportem, cały dzień o nim myślę i zasypiam. I jak kontuzja zamyka mi pewien rozdział, to tak jak u tych rysunkowych piłkarzy w przerwie, zaczynam rozkminę: jak tu wygrać w drugiej połowie.
To, że nagle znajduję się w miejscu, gdzie zamiast sportu… nic nie ma i jak bardzo obsesyjne to jest, o tym pogadam sobie z terapeutą. Ale jak radzić sobie z kontuzją?
Tutaj mam już kilka swoich przemyśleń, z którymi postaram się z Państwem podzielić. I traktuję to też trochę terapeutycznie. Mam nadzieję, że podziała.
1. Perspektywa – wersja czarnej dupy.
Kontuzja przydarzyła mi się w dniu moich 52 urodzin. Znaczy odczuwałem, że się zbliża, ale dzień w którym po 300m rozgrzewki zrezygnowałem z kontynuacji treningu, to były właśnie urodziny. A najlepszym prezentem urodzinowym jaki w tym swoim sportowym uzależnieniu mogłem dostać, był przecież wymagający trening. Zamiast tego dostałem prezent w postaci kontuzji, która otworzyła przede mną wrota piekieł z szyldem nad nimi: „Achilles, Starcze”. I dopiskiem małymi literkami jak w umowie na dożycie: „achilles to kontuzja degeneracyjna organizmu. Jeśli nie zadbasz teraz, nigdy już nie będziesz biegał”. I perspektywa tego nie biegania, postawiła mnie do pionu. I to ostrego. Myślę, że kilka lat temu nie zastanawiałbym się ani chwili. Na 2 tygodnie przed maratonem, leciałbym do znajomego ortopedy z prośbą o wstrzyknięcie sterydu pod USG i jakoś bym zamknął rozdział pt. maraton ad 2023. Dopiero potem zabrałbym się za siebie. Jednak właśnie PERSPEKTYWA powoduje, że wyłączam takie myślenie. Nie interesuje mnie tu i teraz. Interesuje mnie co dalej. I to dużo dalej. Mając więc jakiekolwiek ryzyko, że kontuzja ta będzie się pogłębiać, gotowy jestem zamknąć sezon, porządnie się wyleczyć i zacząć wszystko na nowo. Po cichu oczywiście liczę, że 10 dni niebiegania będzie wystarczającą przerwą, jednak jeśli dobre USG pokaże jakiekolwiek uszkodzenia struktur, to bez żalu robię roztrenowanie. Tym bardziej, że źródłem kontuzji jest głupota
2. Ryzyk fizyk – i czy warto
Prowadząc warsztaty, podczas których zarządy przygotowują się do wdrażania zmian w swoich firmach, mam z uczestnikami pełno interakcji typu: „Marcin czy możemy mówić o tym, że planujemy…. Jak przewidzieć reakcje ludzi i czy nie wpłyną one destrukcyjnie na robienie celu/wyniku”. Nikt prawdopodobnie nie da takiej odpowiedzi. Do tego służy analiza ryzyka. Kiedy to, w BPS-ie do Frankfurtu, skręciłem drugi raz, tym razem drugą kostkę, to takiej analizy ryzyka nie popełniłem. Nie zastanowiłem się, jak dalece odbiega od pierwszego skręcenia procedura jaką sobie zafasowałem. Wieczorne sobotnie skręcenie, 3 tygodnie do maratonu, więc a priori założyłem, że nie ma innego sposobu, tylko okleić nogę i ryzykować ciężki trening na drugi dzień. Wtedy noga wytrzymała. Nie brałem pod uwagę alternatyw. Że może jednak pauza. Że może chociaż 3 dni. Przeciwzapalny, tejp, rozluźnianie stawu i jazda. Idiotycznie trzymałem się planu treningowego, który przecież swobodnie można by zmodyfikować przesuwając akcenty. Jasne, że byłoby trudnej je zrealizować w tygodniu pracy, ale udawałem wobec siebie i innych, że mam to pod kontrolą. Nie piszę tego w kontekście „co by było gdyby”. Raczej sam siebie ostrzegam na przyszłość. Zastanów się nad ryzykiem, jego krótko i długofalowymi konsekwencjami i potencjalną możliwością ich wystąpienia. Bo niewyleczenie kostki w moim przypadku, zaskutkowało tym, że Achilles przejął jej funkcję stabilizacyjną. I w pewnym momencie powiedział: „dość MKON” Takiej zdroworozsądkowej analizy mi ewidentnie zabrakło, bo zbyt mocno wciśnięty byłem w budowanie 99 percentyla swojej formy.
3. Zapominam o rzeczach, które rekomenduję w sMentoringu.
W sprawie 99 percentyla formy, mam do siebie jeszcze większą pretensję, niż… bieganie dzień po skręceniu. Wiem, że to, co było dla mnie źródłem wyników I części roku to m.in. czysta głowa. Jako „świeżak” w bieganiu, nie wiedziałem jak zareaguję na trening czysto biegowy, jak i w jakim tempie budowana będzie forma, no i oczywiście, jaki rezultat z niej wyniknie. Rzekłbym, że traktowałem się jako nieświadomego ignoranta, który ma jakieś benchmarki w głowie, ma jakieś doświadczenia, ale czeka na to, co los przyniesie. Jednym z elementów tej „luźnej głowy” było myślenie: „startuję na 100% w formie jaką obecnie mam, a ile jej jest, to się zobaczy”. Startowanie „życiówkowe” na 5 i 10km ma tę zaletę, że nie czekamy na ten jeden jedyny start, tylko w razie niepowodzenia w jednym tygodniu, możemy swobodnie zregenerować się i powalczyć za tydzień. Co de facto oznacza, że uczciwie przepracowawszy okres przygotowań utrzymujemy się pewnie gdzieś w 80 percentylu swoich możliwości. Maraton jest jedną szansą w danym okresie, więc (złudne) myślenie: „muszę trafić z formą akurat w ten dzień” powoduje dodatkowe bodźce stresowe. U mnie wdać to było bardzo mocno np. w kontekście wagi. Ależ stresowałem się, jak po powrocie ze Szklarskiej waga, z powodu „życia hotelowego” podskoczyła. Ciągle była niska (najniższa w karierze), ale podskoczyła. I bach bodzieć stresowy. Podobnie było z odczuwaniem formy. Nie czujesz luzu podczas biegania, a zbliża się start, znaczy nie masz pełni formy. Bach kolejny stresokamyczek do potencjalnej lawiny. Bo to nie tylko siedzi we łbie. Przede wszystkim to uruchamia jakieś potencjalne back up idiotyczne plany. A to może nie zjem, a to może pobiegnę więcej?
Dopiero rozmowa z Tomkiem o potencjalnych scenariuszach po feralnej niedzieli przypomniała mi, że 99% percentyl formy w danym dniu (startowym) to coś, do czego powinniśmy dążyć, a nie cel w kategoriach SMART. Czy robiąc 15:29 podczas biegu na Ursynowie byłem w szczycie formy? Na pewno nie odczuwałem tego na treninach. Ale zapewne byłem w jakimś plateau. Podobnie teraz. Jeśli noga pozwoli przygotować się do Walencji, to początek grudnia będzie jakimś poziomem. Ale ważniejsze jest konsekwentne robienie wszystkiego (dieta, trening, regeneracja), a nie udawanie, że możesz tak wszystko skontrolować, że akurat tego dnia będzie TOP. Bo to tę swobodę zbija.
Zacząłem od perspektywy, to i nią skończę. Jak w kwietniu 2020 wjechałem w przyczepę, to jedną z myśli, jaka nie pozwalała mi się załamać pomiędzy operacjami, była perspektywa właśnie. Wmawiałem sobie: mam 2 lata do M50. Cholernie dużo czasu. W tym roku dałem sobie WMÓWIĆ, że to już ostatni dzwonek, ostatnia szansa na rekord polski w maratonie. I stąd skłonność do ryzyka, stąd błędy i głupota. Teraz, siedząc na krześle przed kompem, wizualizuję je sobie jako łóżko szpitalne i używam tego samego zaklęcia. Ważniejsze są dla mnie rekordy polski M55, 60, 65 a może i świata niż siłowanie się ze swoim organizmem tu i teraz. Bo nie potrafię jednak sobie na razie wyobrazić, że tego sportu nie ma.
coś tam biegam
https://mkon.substack.com/
https://mkon.substack.com/
- keiw
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 9047
- Rejestracja: 12 paź 2014, 14:32
- Lokalizacja: Szczecin
Nie pomyliłeś się z tymi 52 urodzinami?
Z tego co się orientuję to jesteśmy ten sam rocznik 72?
Zdrówka i rozwagi.
Wysłane z mojego SM-S916B .
Z tego co się orientuję to jesteśmy ten sam rocznik 72?
Zdrówka i rozwagi.
Wysłane z mojego SM-S916B .
Mój Blog "Luźne wpisy"
Mój Blog "Luźne wpisy" - Komentarze
Zrzucone w biegu kilogramy, cierpliwie czekają w lodówce.
Mój Blog "Luźne wpisy" - Komentarze
Zrzucone w biegu kilogramy, cierpliwie czekają w lodówce.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 406
- Rejestracja: 22 kwie 2022, 23:17
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Uspokój głowę bo to Ci tylko teraz szkodzi a nie pomaga , wiem że pewnie to ciężko samemu ogarnąć , więc tu już robote widzę bardziej dla psychologa sportowego , dużo zdrowia życzę i w przyszłości dalszych rekordów w kategorii .
-
- Wyga
- Posty: 113
- Rejestracja: 28 gru 2011, 22:29
- Życiówka na 10k: 32'25
- Życiówka w maratonie: 2h29
- Kontakt:
Mój ostatni mocny trening w Monte Gordo (ostatni tydzień lutego) to 2x4km po 3:20-25/km i 2x2km po 3:10-15/km. Nie ubiegłem. Dwukilometrówki biegałem po 3:25 a 2x2 ledwo ledwo 7:35 i 7:32. Potem w Olsztynie, na ul. Leśnej 5x2km po 3:15. Po tym treningu wpisuję w TP RPE 10/10 (ostatnie 2x2km zamieniłem na 4x1km, bo nic nie szło). Ostatnia środa w tym tygodniu, Rzeszów, trening przed szkoleniem. Ma być 3x4’ po 3:15 i za cholerę nie mogę utrzymać tej prędkości, a po tym 3x 2’ po 3:05. Te, biegam z płucami 2 metry przede mną. Czuję, że jestem pod formą, ale co ciekawe mam spory luz w głowie. Kusi porównywanie rok do roku, ale w 2023 imprezę A (półmaraton) miałbym dokładnie za tydzień, w tym roku – dopiero w czerwcu. Poza tym zrobione w sobotę tydzień temu badania krwi pokazywały, że to raczej potrzeba odpoczynku, a nie coś z organizmem*.
Jechałem więc do Poznania raczej, żeby przetrzeć nogę, a nie z jakimiś super założeniami czasowymi. Jak dostałem założenia od Tomka, żeby spróbować pobiec po 3:15, to okazało się, że mamy ten sam plan (mimo tego środowego wykonu). Różnica polegała na tym, że Kołcz planował mi przebiegnięcie całości po 3:15/km, ja planowałem zamknąć oczy na starcie i biec po 3:15/km dopóki mi starczy sił.
Felerny środowy trening, zamienił się w felerny pod względem logistyki wyjazd. Rozkojarzony jakoś zapomniałem zarówno rajtek, czapki z daszkiem i żeli. Zaskutkowało to pierwszą w życiu rozgrzewką w jeansach i czapce zimowej. Na szczęście miałem chustkę na głowę, a foliówki tradycyjnie wziąłem ze stacji.
Po raz kolejny okazało się, że im więcej przygód, tym mocniej wpływa to na rozluźnienie mojej głowy. Poczucie, że formy nie ma, że przygotowania jak po grudzie, a ja i tak staję w pierwszym rzędzie i lecimy. Staram się złapać grupę, bo biegnąć do miasta jest mocno pod wiatr. Zerkam na 1km na zegarek i widzę 3:05/km, ale jest luźno. Między 2km a 4km średnia oscyluje wokół 3:08/km, ale ciągle jest luźno, więc albo garmin zwariował od ilości zegarków dookoła, albo mam nagle formę życia. Widzę plecy Marcina Ławki Ławickiego, którzy wyprzedził mnie na 2km, a na 5km tablica pokazuje…. 16:39. Czyli jednak zegarek robił mnie w cnuja. Wkurzony zrywam grupę, wyprzedzam Ławkę i cisnę do ronda, po którym jest nawrót i tylko 3km do mety. Tam (wreszcie) mnie stawia i łapię bombę. Teraz analizuję, że od ronda, do zakrętu na Maltę, mogłem jednak powlec się za grupą i dopiero wtedy się urwać. Ostatnie 2,5km mocno z wiatrem, na który liczyłem, ale nie liczyłem na to, że aż tak się usztywnię. Na ostatnich 700m ktoś mnie wyprzedzał, ja wyprzedzałem kogoś, choć motywacja blisko karbonów z 2022, w których biegłem (na najnowsze ciągle czekam). W ogóle nie patrzyłem na zegarek. Wiedziałem, że daleko jest mi do czasu z zeszłego roku, ale po cichu liczyłem, że to przyspieszenie na 6km da sub 33’ (wynik ten brałbym w ciemno przed startem). Ostatecznie skończyło się 32:44. Czyli kolejny start poniżej 33’ i choć daleko od życiówki to jak na ten moment w treningu i ten poziom formy – wynik dający mi mega boost motywacyjny. Po pierwsze pobiegłem średnią, w którą nie potrafiłem się wkręcić na zawodach. Po drugie dość dobrze rozegrałem bieg taktycznie (uczę się wozić się). Po trzecie w końcu mocno pobiegłem drugie 5km. Szkoda mi tych 2km do mety. Ale po prostu zabrakło wytrzymałości tempowej.
Jak widać można biegać dość szybko z cnujowego poziomu treningowego. Teraz czas na dystanse docelowe dla wiosny. Na pierwszy ogień idzie 5km podczas Półmaratonu Warszawskiego. Mimo, że ambicyjnie kusiło 21km, to jednak rozsądek zwyciężył. Chciałbym, żeby to zabrzmiało realnie (nie bałwochwalczo), ale na poziomie jaki chcę reprezentować, skakanie po dystansach nie ma sensu. Albo człowiek koncentruje się na treningu pod 5km, albo ciśnie półmaraton w 1h13. A to drugie kompletnie ani mnie nie interesuje, ani nie satysfakcjonuje. Bo plan na 2024 jest taki, że w I połowie roku krótko i szybko, a dopiero w drugiej długo i…. trochę niższa średnia Ale tylko trochę…
Po dzisiejszym starcie myślę sobie, że szybkie bieganie na 10 możliwe jeszcze w tym roku. Czy w I połowie – się zobaczy
Pozdrowienia dla orgów Rekordowej 10-tki. Piszę te słowa z auta, bo tradycyjnie nie zostałem na dekoracji, o czym poinformowałem Artura Kujawińskiego. Ale wiecie rozumiecie. Gosia i Zosia czekają z chałką z dużą ilością kruszonki
I serdecznie pozdrawiam Panią Olsztyniankę z biura zawodów. Czekam na Panią na Warmii. I tak samo zacnie Panią ugoszczę. Obiecuję!
Jechałem więc do Poznania raczej, żeby przetrzeć nogę, a nie z jakimiś super założeniami czasowymi. Jak dostałem założenia od Tomka, żeby spróbować pobiec po 3:15, to okazało się, że mamy ten sam plan (mimo tego środowego wykonu). Różnica polegała na tym, że Kołcz planował mi przebiegnięcie całości po 3:15/km, ja planowałem zamknąć oczy na starcie i biec po 3:15/km dopóki mi starczy sił.
Felerny środowy trening, zamienił się w felerny pod względem logistyki wyjazd. Rozkojarzony jakoś zapomniałem zarówno rajtek, czapki z daszkiem i żeli. Zaskutkowało to pierwszą w życiu rozgrzewką w jeansach i czapce zimowej. Na szczęście miałem chustkę na głowę, a foliówki tradycyjnie wziąłem ze stacji.
Po raz kolejny okazało się, że im więcej przygód, tym mocniej wpływa to na rozluźnienie mojej głowy. Poczucie, że formy nie ma, że przygotowania jak po grudzie, a ja i tak staję w pierwszym rzędzie i lecimy. Staram się złapać grupę, bo biegnąć do miasta jest mocno pod wiatr. Zerkam na 1km na zegarek i widzę 3:05/km, ale jest luźno. Między 2km a 4km średnia oscyluje wokół 3:08/km, ale ciągle jest luźno, więc albo garmin zwariował od ilości zegarków dookoła, albo mam nagle formę życia. Widzę plecy Marcina Ławki Ławickiego, którzy wyprzedził mnie na 2km, a na 5km tablica pokazuje…. 16:39. Czyli jednak zegarek robił mnie w cnuja. Wkurzony zrywam grupę, wyprzedzam Ławkę i cisnę do ronda, po którym jest nawrót i tylko 3km do mety. Tam (wreszcie) mnie stawia i łapię bombę. Teraz analizuję, że od ronda, do zakrętu na Maltę, mogłem jednak powlec się za grupą i dopiero wtedy się urwać. Ostatnie 2,5km mocno z wiatrem, na który liczyłem, ale nie liczyłem na to, że aż tak się usztywnię. Na ostatnich 700m ktoś mnie wyprzedzał, ja wyprzedzałem kogoś, choć motywacja blisko karbonów z 2022, w których biegłem (na najnowsze ciągle czekam). W ogóle nie patrzyłem na zegarek. Wiedziałem, że daleko jest mi do czasu z zeszłego roku, ale po cichu liczyłem, że to przyspieszenie na 6km da sub 33’ (wynik ten brałbym w ciemno przed startem). Ostatecznie skończyło się 32:44. Czyli kolejny start poniżej 33’ i choć daleko od życiówki to jak na ten moment w treningu i ten poziom formy – wynik dający mi mega boost motywacyjny. Po pierwsze pobiegłem średnią, w którą nie potrafiłem się wkręcić na zawodach. Po drugie dość dobrze rozegrałem bieg taktycznie (uczę się wozić się). Po trzecie w końcu mocno pobiegłem drugie 5km. Szkoda mi tych 2km do mety. Ale po prostu zabrakło wytrzymałości tempowej.
Jak widać można biegać dość szybko z cnujowego poziomu treningowego. Teraz czas na dystanse docelowe dla wiosny. Na pierwszy ogień idzie 5km podczas Półmaratonu Warszawskiego. Mimo, że ambicyjnie kusiło 21km, to jednak rozsądek zwyciężył. Chciałbym, żeby to zabrzmiało realnie (nie bałwochwalczo), ale na poziomie jaki chcę reprezentować, skakanie po dystansach nie ma sensu. Albo człowiek koncentruje się na treningu pod 5km, albo ciśnie półmaraton w 1h13. A to drugie kompletnie ani mnie nie interesuje, ani nie satysfakcjonuje. Bo plan na 2024 jest taki, że w I połowie roku krótko i szybko, a dopiero w drugiej długo i…. trochę niższa średnia Ale tylko trochę…
Po dzisiejszym starcie myślę sobie, że szybkie bieganie na 10 możliwe jeszcze w tym roku. Czy w I połowie – się zobaczy
Pozdrowienia dla orgów Rekordowej 10-tki. Piszę te słowa z auta, bo tradycyjnie nie zostałem na dekoracji, o czym poinformowałem Artura Kujawińskiego. Ale wiecie rozumiecie. Gosia i Zosia czekają z chałką z dużą ilością kruszonki
I serdecznie pozdrawiam Panią Olsztyniankę z biura zawodów. Czekam na Panią na Warmii. I tak samo zacnie Panią ugoszczę. Obiecuję!
coś tam biegam
https://mkon.substack.com/
https://mkon.substack.com/
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 406
- Rejestracja: 22 kwie 2022, 23:17
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
32.44 hmmm fajny wynik
-
- Wyga
- Posty: 113
- Rejestracja: 28 gru 2011, 22:29
- Życiówka na 10k: 32'25
- Życiówka w maratonie: 2h29
- Kontakt:
plan jest, żeby sie poprawić
coś tam biegam
https://mkon.substack.com/
https://mkon.substack.com/